FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Galerie    Rejestracja   Profil   Zaloguj 
Forum www.swiatciekawostek.fora.pl Strona Główna
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości



 
Nowy Temat   Odpowiedz OPOWIADANIA OBECNIE PISANE / ROMANSE/ DRAMATY <- Forum www.swiatciekawostek.fora.pl Strona Główna
Autor Wiadomość
CamilaDarien
Początkujacy
Początkujacy



Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cieszyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:54, 18 Lip 2015 Powrót do góry

*Opoko to wstawiam ze specjalną dedykacją dla mojej największej inspiracji, Aneć! Kocham cię, kotek! <333
Grafika autorstwa Sunshine, dziękuję bardzo!
Trochę późno zdecydowałam się wstawić opowiadanie na to forum, ale wcześniej uznałam, że to nie ma sensu, bo sporo osób poodchodziło, a teraz z deka chyba odżywa forum, więc co mi tam. Najwyżej usunę, jak nikt nie będzie chciał czytać. Very Happy




Tytuł oryginalny: Please, not YOU!
Tytuł polski: Proszę, tylko nie TY!
Rok produkcji: 2013/2014
Autor: CamilaDarien
Moja muza: anetta418
Grafika: Sunshine
Gatunek: romans, dramat
Główna trauma: Levyrroni
Traumy poboczne: Los A
Ilość rozdziałów: ?
Mogą pojawić się wulgaryzmy i sceny erotyczne!

W P R O W A D Z E N I E

Wiedli spokojne, poukładane życie. Świeżo upieczone małżeństwo oczekujące swojego pierwszego, małego potomka. Wszystko niemal w jednej krótkiej sekundzie traci sens, gdy w życiu kobiety pojawia się inny mężczyzna, a w wypadku samochodowym ginie jej mąż. Zrozpaczona wpada w depresję i zamyka się w sobie. Wkrótce wychodzą na jaw dramatyczne okoliczności śmierci bruneta...

O B S A D A










Resztę obsady będę dodawać w miarę rozwoju akcji!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez CamilaDarien dnia Wto 18:56, 03 Lis 2015, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
CamilaDarien
Początkujacy
Początkujacy



Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cieszyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:56, 18 Lip 2015 Powrót do góry

Rozdział 1

[link widoczny dla zalogowanych]

„To był najszczęśliwszy dzień mojego życia. Wyszłam za faceta, którego kocham ponad wszystko i nie zamieniłabym go na żadne skarby świata. Jednak największą radość daje mi wiedza, że rośnie we mnie owoc naszej miłości, nasze maleństwo... Chłopczyk albo dziewczynka, nie znamy jeszcze dokładnie płci dziecka, bo za wcześnie, by to ustalić. Ale co by to nie było i tak będziemy je kochać najmocniej jak tylko się da i postaramy się, by niczemu mu nie zabrakło. Trochę się boję porodu, bo od małego choruje na serce i lekarze mówią, że ciąża w moim przypadku to podwójne niebezpieczeństwo, ale jestem dobrej myśli. Będzie dobrze, musi być! Przysięgam, że moja miłość do Isandro będzie żyła wiecznie!”

Gabriela zamknęła pamiętnik i podeszła do kominka, w którym rozpaliła ogień, ponieważ noce w Acapulco na pozór były raczej zimne. Wybrała się tam razem ze swoim świeżo upieczonym małżonkiem w podróż poślubną. Z tej cudownej okazji Isandro wynajął apartament w hotelu na najwyższym piętrze. Z balkonu widać było piękną panoramę miasta. Oboje byli uszczęśliwieni, że mają tak dużo czasu dla siebie i przez calutkie dwa tygodnie będą wylegiwać się w łóżku, a w przerwach między jednym seksem a drugim, zwiedzać zabytki, jak również inne wspaniałe miejsca tego miasta. Ślub był piękny, a wesele huczne, na jakieś dwieście osób. Nie trwało jednak zbyt długo ze względu na ciążę Panny Młodej, która musiała się bardzo oszczędzać i dbać o swoje zdrowie. Mężczyzna, którego poślubiła dziś rano, był bogaczem z prawdziwego zdarzenia, tak więc trafiła jej się niezła partia i życie w dostatku przez najbliższe sto lat. O ile tyle dożyją! Miejmy więc nadzieję, że nic ani nikt nie zmąci ich szczęścia, w przeciwnym razie brunetka chyba by się załamała.
Gabi usiadła na fotelu i wysunęła dłonie przed siebie, ogrzewając je nad płomieniami, gdy nagle poczuła na swoim nagim ramieniu dotyk ukochanego. Broń Boże, nie siedziała tam w stroju Ewy, po prostu ramiączko jej nocnej koszulki zsunęło się nieco w dół. Momentalnie wstała i odwróciła się w jego stronę, po czym z czułością ucałowała go w usta. Brunet objął ją w talii i zagłębił język w jej słodkich wargach.
- Kocham cię. – wyszeptał, gdy już odsunęli się od siebie.
- A ja kocham Ciebie. – odpowiedziała i ponownie go pocałowała.
Całowali się tak dłuższą chwilę, dopóki mężczyzna nie poczuł nagłej potrzeby pójścia do toalety. Bliżej nie opisał czy chciał się wysikać, czy se zwalić, ale było wiadomo, że to coś pilnego, bo trzymał się kurczowo za spodnie w okolicach krocza. Kiedy zniknął za drzwiami łazienki, kobieta powędrowała do sypialni i położyła się na łóżku, czekając tam na powrót męża. Znużona oczekiwaniem w końcu zasnęła, tak więc gdy po piętnastu minutach Pan Młody wrócił, zastał żonę pogrążoną w błogim śnie. W tej sytuacji nie pozostało mu nic innego jak położyć się obok niej i pójść w jej ślady. Z deka zawiedziony, że z nocy poślubnej nici, przebrał się w piżamę i zrobił to, co postanowił.

*****

Od kilku miesięcy polował na Isandra Caballero. Ten łajdak zabrał mu wszystko, na co on i jego ludzie pracowali przez wiele długich lat. Kiedyś byli najbogatszymi gangsterami w stanie Meksyk, teraz nie mają grosza przy duszy. A to wszystko właśnie przez Isandra, który okradł go z pieniędzy, klientów, a także towaru. Pragnął się na nim zemścić i zabić jak psa. Nie mieć dla niego nawet krzty litości, tak jak i on nie miał skrupułów wtedy, gdy pozbawił go całego majątku. Jednak żeby tego dokonać, musiał w jakiś sposób zbliżyć się do osób z jego otoczenia, by ci doprowadzili go do celu, czyli głównej ofiary. Sebastian dowiedziawszy się więc, że brunet ledwo co się ożenił, postanowił odebrać mu to szczęście, wykorzystując jego świeżo upieczoną żonkę. Z jego informacji wynikało, że obecnie oboje przebywali w Acapulco i świetnie się bawili podczas swojego miesiąca miodowego. Postanowił pozwolić, by ta gnida nacieszyła się trochę ukochaną, zanim zostanie mu ona odebrana, a on sam miał umrzeć z jego własnej ręki. Mimo wszystko planował pojechać do tego uroczego miasta, by śledzić każdy, nawet najmniejszy krok swojego wroga, a przy okazji dowiedzieć się czegoś więcej na temat Gabrieli Lucii Montenegro, bo jak zdążył zauważyć, tak właśnie nazywała się kobieta tego skurwysyna. Przez niego Sergio był też zmuszony sprzedać swoją ukochaną rezydencję, by móc się z czegoś utrzymać. Mieszkał teraz tymczasowo w jakiejś ruderze na obrzeżach miasta, razem ze swoim gangiem oczywiście.
Szybko wyjął telefon z tylnej kieszeni spodni i wykręcił numer na lotnisko. Po kilku sygnałach, po drugiej stronie słuchawki odezwał się niski, damski głos. Mężczyzna zarezerwował bilety na najbliższy lot do Acapulco i rozłączył się. Okazało się, że było akurat jedno wolne miejsce w samolocie na dzisiejsze połączenie, bo ktoś zrezygnował w ostatniej chwili. Zadowolony z takiego obrotu sprawy blondyn podszedł do czegoś, co przypominało szafę i zaczął pakować swoje rzeczy.
- Co Ty Ku**a robisz?! – usłyszał nagle za swoimi placami.
- Nie widzisz?! Wyjeżdżam! – odparł równie podniesionym tonem, co David.
- Jak to, dokąd? – zapytał już spokojniej.
- To pytanie wydaje mi się zbędnie. To jasne, że chcę udupić tego kutasa, który ograbił mnie z pięciuset milionów dolarów! – był naprawdę wkurwiony.
- Zabijesz go?
- Nie tak od razu. – zaśmiał się. – Najpierw zrobię mu to, co on zrobił mnie, czyli odbiorę mu wszystko. Wszystko, co moje! A nawet więcej, bo dobiorę się też do jego pięknej żonki i rozkocham ją w sobie, po czym porzucę. I dopiero, gdy zostanie bez niczego, wtedy go zabiję. – dokończył na jednym tchu, nie przestając się pakować.
- W takim razie życzę powodzenia. – uścisnął dłoń kumpla, a zarazem szefa.
- Dopóki nie wrócę, Ty tutaj rządzisz. – blondyn wręczył mu potrzebne dokumenty.
- Jasne, o nic się nie martw, wszystkim się zajmę podczas Twojej nieobecności. – powiedział, odbierając od niego teczkę.
- Wracam za dwa tygodnie, gdyby coś dzwoń na komórkę. – dodał na koniec i zamknął walizkę.
- No to nara, stary!
- Nara. – odpowiedział szybko na pożegnanie i wyszedł z pokoju, pozostawiając Davida samego.
Wcześniej zamówioną taksówką, udał się na Okęcie, a stamtąd do odprawy. Chwilę potem siedział już w samolocie ze słuchawkami w uszach i czekał na odlot.

*****

Obudziły ją promienie słoneczne, wpadające przez otwarte okno. Przetarła zaspane oczy i spojrzała na śpiącego obok mężczyznę, uświadamiając sobie jednocześnie, że poprzedniej nocy, a dokładnie w swoją noc poślubną, która miała być najbardziej wyjątkowa, zwyczajnie zasnęła jak kamień. Nie mogła w to uwierzyć, a tym bardziej wybaczyć sobie tego postępku.
W tym momencie poczuła, że ukochany poruszył się niespokojnie w pościeli, a chwilę potem po pokoju rozległ się głośny krzyk. Isandro obudził się zalany potem z przerażeniem zarysowanym na jego twarzy.
- Kochany, miałeś zły sen? – zapytała z troską kobieta, gładząc policzek męża.
- Raczej koszmar – poprawił wypowiedź Gabrieli. – Idę pod prysznic – dodał, nie obdarzając żony nawet jednym, krótkim spojrzeniem.
- Isandro! – zawołała za nim, zanim zdążył wejść do łazienki. – Gniewasz się na mnie? – spytała, gdy przystanął i odwrócił się w jej kierunku.
- Za co? – zapytał, choć doskonale wiedział, co Gabi miała na myśli.
- No wiesz… – próbowała mu wyjaśnić. – Zadaje się, że wczoraj… zasnęłam, zanim... no wiesz… – powtórzyła.
- Aaa, o to chodzi – udał, że dopiero teraz załapał. – Nie przejmuj się, kotku. Nic takiego się nie stało.
Nic takiego się nie stało?! Powtórzyła sobie w myślach, nie będąc pewną czy dobrze usłyszała. Tak, właśnie tak powiedział! Czy w ciąży przestała go pociągać? Przemknęło przez jej umysł. Myślała, że będzie na nią wściekły za to, że najważniejsza noc w życiu ich obojga, została przez nią tak bezczelnie zniszczona. A on tymczasem uważał, że NIC TAKIEGO SIĘ NIE STAŁO! No tak, ale po facetach można było się spodziewać takiej właśnie reakcji. Płeć przeciwna nigdy nie traktuje poważnie takich spraw. A szkoda… Wielka szkoda.
Patrzyła na niego nieprzytomnym wzrokiem, a on tylko podszedł do niej i pocałował ją w czoło. Wyjął z szuflady czystą bieliznę i zniknął za drzwiami łazienki. Gabriela siedziała przez chwilę na łóżku, wpatrując się w swoją ślubną fotografię. Byli tacy szczęśliwi. Zastanawiała się, co zmieniło się od wczoraj, że traktował ją tak... hm... obco.
Jej rozmyślenia zostały brutalnie przerwane przez dzwoniące urządzenie. Zaczęła więc w pośpiechu przetrzepywać swoją torebkę, a gdy cała jej zawartość wylądowała na podłodze tuż u jej stóp, okazało się, że jej komórka milczy. Uważnie przysłuchała się melodyjce, która pobrzmiewała w tle, nasłuchując jednocześnie, z której strony dobiega. Nagle jednak zapadła cisza i kobieta zabrała się za zbieranie porozrzucanych po podłodze gadżetów z jej… hm… wyspy skarbów. Tak nazywała swoją torebkę, a jak wiadomo kobieca torebka skrywa różne, intrygujące tajemnice.
Ktoś jednak nie dawał za wygraną i zadzwonił ponownie. Wtedy już wiedziała, że to telefon męża. Obszukała kieszenie jego ślubnego garnituru i w końcu znalazła to hałaśliwe ustrojstwo, które nie pozwalało jej w spokoju posprzątać. Nacisnęła zieloną słuchawkę, nie patrząc na wyświetlacz.
- Halo? – powiedziała do aparatu, czekając na odpowiedź.

*****

Gdy usłyszał po drugiej stronie jej pełny i zmysłowy głos, przepadł. Dzwoniąc do Isandra, sądził, że to właśnie on odbierze telefon, ale widać dotąd niezawodny instynkt gangstera, tym razem go zawiódł. Oparł się ciężko o ścianę pokoju w wynajmowanym hotelu. Tym samym hotelu, w którym przebywali ONI, tyle że w bardziej luksusowych warunkach, niż on. Przetarł spocone czoło zewnętrzną częścią dłoni, cały czas milcząc. Słuchał tylko jej głosu.
- Halo… halo... jest tam ktoś? Proszę się odezwać.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez CamilaDarien dnia Pon 12:09, 20 Lip 2015, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
CamilaDarien
Początkujacy
Początkujacy



Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cieszyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:57, 18 Lip 2015 Powrót do góry

Rozdział 2



Zimny strumień oblał jego nagie ciało, zostawiając po sobie jedynie gęsią skórkę i maleńkie ściekające po nim kropelki wody. Taki lodowaty prysznic bez wątpienia pomagał mu w ostudzeniu pożądania. Po tym jak jego żona zasnęła ubiegłej nocy, ciągle bowiem czuł ochotę na dziki seks. Niekoniecznie z nią. Najchętniej to poszedłby do jakiegoś burdelu, bo pragnął, żeby nowo poznana dziwka zrobiła mu profesjonalnego loda. Kochał Gabrielę, ale uważał, że raz na tydzień mężczyzna musi się wyszaleć. Poprzez pojęcie szaleństwo rozumiał oczywiście zdradę z pełną premedytacją. Isandro był człowiekiem kochającym ryzyko, hazard i ostre bzykanko. Wiadomo, że Gabi będąc w ciąży, nie zapewni mu takich atrakcji, bo może to zaszkodzić dziecku. Uznał więc, że musi skorzystać z usług prostytutki, która za kasę zrobi wszystko, czego on zażąda. W Acapulco bez trudu powinien znaleźć niejedną chętną zdzirę. Wciąż pamiętał, gdy jego ojciec po raz pierwszy zabrał go do klubu, gdzie prowadzono nielegalne interesy. Głównie była to właśnie prostytucja. Miał wtedy 16 lat i wówczas owe miejsce stało się dla niego sensem życia. Już od najmłodszych lat ojciec stopniowo wprowadzał go w tajniki życia seksualnego. No cóż, przykład zawsze szedł z góry, więc nic dziwnego, że teraz był, kim był. Wiedział też, że Sebastian będzie chciał się na nim zemścić za te wszystkie świństwa, które mu wywinął. Dobrze go znał, gdyż niegdyś chodzili do jednej klasy liceum. Pomijając już fakt, że oboje zostali wyrzuceni z tej szkoły za liczne problemy w nauce. W każdym razie ci dwaj panowie pałali do siebie niesamowitą wrogością. Gdyby nikt im nie przeszkadzał w bójkach, już dawno by się pozabijali. Widocznie los z jakiegoś powodu chciał ich obu żywych. Przynajmniej na razie. Isandro jednak wiedział, że kiedyś zabije Sebastiana własnymi rękoma, nawet gdyby sam miał wówczas ponieść śmierć.
Brunet wyszedł spod prysznica i normalnie to trząsłby się jak galareta po takiej dawce zimnej wody, ale nie tym razem. Owinął się szczelnie ręcznikiem i podszedł do lustra.

*****

Nie odezwał się, słuchał tylko jej zmysłowego głosu, który w pewnym momencie przestał brzmieć w jego uszu. Zamiast tego usłyszał nieznośny sygnał przerwanego połączenia. Spojrzał na wyświetlacz telefonu, usilnie nad czymś myśląc. W końcu ponownie wybrał numer do Isandra i czekał, aż kobieta odbierze. Marzył, by jej cudowna barwa głosu budziła go codziennie o świcie, szepcząc cichutko jego imię. Do tego właśnie stopnia człowiek czasem może się zauroczyć tą drugą osobą, nigdy jej nie widząc, a jedynie słysząc. Tak było w przypadku Sebastiana, jednak on sam nie chciał się do tego przyznać. Skarcił się mimowolnie w myślach, gdy po drugiej stronie słuchawki znów usłyszał swojego anioła. Jeszcze może nie do końca była jego, ale z pewnością będzie nad tym ciężko pracował. To tylko kwestia czasu i odpowiednio opracowanej strategii.
- Słucham? – odezwała się Gabriela zrezygnowanym tonem.
- Dzień dobry. – tym razem postanowił zaryzykować i się ujawnić. – Domyślam się, że szanowna małżonka mojego najlepszego przyjaciela. – ostatnie trzy słowa wypowiedział z zachwytem, jakby chciał jej coś przez to uzmysłowić. Na szczęście na razie tylko on wiedział, że to ironia.
- Owszem, jestem żoną Isandra, bo rozumiem, że jego Pan szuka. – wyznała niepewnie.
- Tak, tak. – potwierdził mężczyzna. – Zastałem go?
- W tej chwili mąż bierze prysznic, ale mogę go zawołać. – zaproponowała, przeczesując włosy palcami.
- Nie, proszę mu nie przeszkadzać. – odparł szybko. – Proszę mu tylko przekazać, że dzwonił Sebastian, on będzie wiedział, o kogo chodzi.
- Dobrze. Czy coś jeszcze? – zapytała, ale nie odpowiedział. – Halo, słyszy mnie Pan? – zaniepokoiła się kobieta.
- Tak, przepraszam… Zamyśliłem się. – skłamał. Tak naprawdę chciał jak najdłużej słuchać tylko jej i dlatego zamilkł. – Może Pani powtórzyć? – celowo przedłużał tę rozmowę.
- Pytałam, czy mam przekazać coś jeszcze?
- Ach, tak. – westchnął. – Chciałbym osobiście serdecznie Wam pogratulować małżeństwa i życzyć szczęścia na nowej drodze życia. Może się przydać. – podkreślił dobitnie.
- Dziękuję, ale nie bardzo rozumiem. – odpowiedziała grzecznie.
- Po prostu proszę jutro przyjść z Isandrem do restauracji „La Primavera” w Acapulco. – poprosił, przeglądając znaleziony w pokoju folder reklamowy owego lokalu. – Nie przyjmuję odmowy. – dodał spokojnie, ale tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- No dobrze, przekażę mężowi. – odparła brunetka, słysząc, że Isandro próbuje wydostać się z łazienki.
- W takim razie życzę miłego dnia i proszę poklepać ode mnie po ramieniu Isandra i powiedzieć mu jakie to szczęście, że się przyjaźnimy. – rzekł zupełnie bez emocji i rozłączył się.
Gabriela odłożyła komórkę ukochanego na nocny stolik i czekała, aż ten do niej wróci. Po chwili mąż stanął przez nią w całej swej okazałości i zaczął nerwowo szukać bokserek. Kobieta podała mu brakującą część garderoby i powiedziała:
- Przed chwilą dzwonił Twój przyjaciel.
- Który? – zapytał, ubierając się.
- Sebastian. – odpowiedziała na jednym tchu.
Isandro przełknął głośno ślinę na dźwięk imienia swojego największego wroga. Nie dał tego po sobie poznać, ale w środku gotowało się w nim jak w kotle. Tak naprawdę sikał ze strachu, że Sebastian go dorwie, ale wmawiał sobie, że jest dokładnie odwrotnie.
- Czego chciał? – odezwał się w końcu.
- Zaprosić nas jutro na kolację do restauracji „La Primavera” w Acapulco. Pewnie mówiłeś mu, że wybieramy się tutaj w podróż poślubną, więc on chciałby się z nami spotkać i osobiście nam pogratulować. – wyjaśniła brunetka, podchodząc do okna.
- Nigdzie nie pójdziemy. – rzekł stanowczo, co zaskoczyło jego żonę.
- Dlaczego?
- Bo nie i koniec tego tematu. – rzucił szybko i chciał wyjść z pokoju.
- Ten mężczyzna nalegał na to spotkanie. – tymi słowami zatrzymała go. – Powiedział, że nie przyjmuje odmowy i kazał ci przypomnieć, jak bardzo cieszy się, że jesteście przyjaciółmi. Był naprawdę przekonujący.
Isandro, by nie wzbudzać podejrzeń Gabi, zgodził się pójść z nią na ten zasrany obiad z jego rzekomym przyjacielem. Poza tym ostatnie słowa, które mu przekazała, brzmiały jak groźba ze strony Seby. Nie mógł tego zignorować, bo wiedział, że mężczyzna ma sporo kontaktów, dzięki którym w dwa dni może zorganizować mu pogrzeb. Nie czekając dłużej, brunet opuścił pokój bez słowa wyjaśnienia i ruszył w kierunku windy.

*****
Następnego dnia

Rita przez całą noc wierciła się niespokojnie na łóżku. Nie mogła zasnąć głównie z powodu rozstania ze swoim ukochanym misiaczkiem. Sebastian zostawił ją w najbardziej nieoczekiwanym momencie, a ona nie mogła się z tym pogodzić. Postanowiła więc, że odzyska chłopaka za wszelką cenę. Był tylko jeden zasadniczy problem. Blondyn nie odbierał od niej telefonów, a w domu również nie mogła go zastać. Zupełnie jakby zapadł się pod ziemię. Brunetka myślała nawet nad wynajęciem prywatnego detektywa, co też uczyniła. Był to jej dobry znajomy, więc ufała, że mężczyzna podejdzie do sprawy profesjonalnie i wykona to zlecenie w miarę szybko. Oczywiście za odpowiednią zapłatą.
Szatynka wstała z wyra i poszła do łazienki wziąć prysznic, gdy nagle ktoś podszedł do niej, obejmując ją w pasie od tyłu. Owy mężczyzna zakrył jej również oczy.
- Sebuś? – wymruczała przez zęby Rita, przygryzając jeden z jego palców.
- Pomyłka. – brunet puścił ją i popchnął na kanapę, gdzie było pełno poduszek.
- Isandro! – pisnęła kobieta, opadając w miękki puch. – Kiedy zdążyłeś wrócić z Acapulco?
- Przyleciałem nocnym samolotem, żeby cię zobaczyć. – odparł stanowczo i rzucił się na Ritę z pocałunkami.
Gdyby tylko Sebastian wiedział, że Isandro pierdoli mu także jego kobietę… Yyy… Poprawka. Byłą kobietę! To jednak nie zmienia faktu, że jeszcze podczas ich związku Rita romansowała z mężem Gabrieli. Tak więc ten skurwiel odebrał mu wszystko w każdym znaczeniu tego słowa. Sebastian miał powody, by mścić się na Isandro. Milion powodów!
- Kiedy twoja żona zorientuje się, że cię nie ma, zrobi ci awanturę. – szatynka ledwo wypowiedziała te słowa.
- Najpierw musiałaby mnie znaleźć. – zaśmiał się mężczyzna, ściągając z kochanki koronkowe stringi. – Wrócę tam popołudniowym lotem. – dodał z uśmiechem.
Kobieta uśmiechnęła się figlarnie i przystąpiła do działania. Najpierw pozbyła się ubrania bruneta, a później jego bielizny. Usiadła na nim okrakiem i nadziała się na jego przyjaciela.
- Co jak co, ale w seksie to Sebastian w życiu ci nie dorówna. – wyszeptała, poruszając się to w górę, to w dół i tak na przemian.
- Ten cienias nawet nie potrafi dobrze dogodzić kobiecie, więc nie rozumiem, dlaczego tak za nim tęsknisz. – odpowiedział brunet trochę zdziwiony.
Kobieta nie odpowiedziała na komentarz, którym rzucił jej kochanek. Delektowała się tylko tą chwilą, by po chwili przerwać stosunek i wsadzić sobie jego nabrzmiałego członka wprost do swoich ust. Mężczyzna zamruczał jak kotek, skamlący o jeszcze więcej mleczka. Rita spojrzała na niego triumfalnym wzrokiem, nadal ssając jego przyrodzenie. Wiedziała, że było mu z nią dobrze.

*****

Późnym popołudniem Isandro wrócił do Acapulco, a gdy tylko Gabriela zobaczyła go w drzwiach pokoju hotelowego, od razu zarzuciła go pytaniami, gdzie był, z kim i dlaczego wyszedł, zostawiając ją samą. Jej pretensje były absolutnie słuszne. W końcu była w swojej podróży poślubnej, która miała być najcudowniejsza w jej życiu, a tutaj niespodziewanie dla niej samej owa podróż stała się jej przekleństwem. Cały dzień spędziła zamknięta w pokoju i to w dodatku sama jak palec. Podeszła bliżej do męża, by dać mu w twarz i nagle poczuła od niego alkohol.
- Ty piłeś?! – oburzyła się brunetka. – Tego to się po Tobie nie spodziewałam, Isandro! Wolisz szlajać się po jakichś klubach i chlać do upadłego, zamiast spędzić czas z własną żoną?! – krzyczała jak opętana. Gdyby ona wiedziała, co on tak naprawdę robił, to dałaby mu do wiwatu.
- Uspokój się, kobieto. – odparł z niezwykłym spokojem brunet. – Spotkałem dawnego kumpla i skoczyliśmy na piwko, to tyle na ten temat. – skłamał jej perfidnie prosto w oczy.
- Ach tak! A mnie się wydaje, że to było parę ładnych głębszych, a nie tylko jedno małe piwko! – uniosła się jeszcze bardziej, posyłając mu pogardliwe spojrzenie.
- Wielkie mi halo! – wkurwił się Isandro i chwycił żonę za nadgarstek. – Jeśli chciałaś męża, którym będziesz mogła sobie rządzić i mówić mu, co ma robić, to z góry zapowiadam, że nie dam zrobić z siebie pantoflarza! – krzyknął jej na koniec w twarz, puszczając jednocześnie jej obolałą rękę.
Gabi spojrzała z przerażeniem na mężczyznę, pocierając drugą ręką bolący nadgarstek i stwierdzając w duchu, że w danej chwili nie poznaje człowieka, za którego wyszła. Uznała jednak, że to przez alkohol, ale nawet to go nie usprawiedliwiało.
- Co cię opętało, Isandro?!
- Nic. Idź się przebierz, bo podobno mamy iść na tę cholerną kolację, a w tym stroju chyba nie zamierzasz się pokazać. – rzucił jej jedno suche spojrzenie, mierząc ją z góry do dołu.
- Wiesz co?! Tak nie będziemy rozmawiać! – wrzasnęła Gabriela i trzasnęła drzwiami łazienki, zamykając się tam na klucz.
Nie minęło 15 minut, jak brunet skruszony przyszedł ją przeprosić. Zapukał, a gdy usłyszał ciche „Wejdź” i dźwięk zwolnienia blokady, nacisnął na klamkę. Objął żonę w pasie od tyłu i pocałował ją w szyję.
- Przepraszam. – wyrwało mu się przypadkiem.
- Przeprosiny przyjęte, ale nie zostawiaj mnie już samej w takich chwilach, proszę. – odwróciła się do niego przodem i ujęła jego twarz w dłonie.
- Obiecuję.
- Zaraz się przebiorę i możemy iść. – powiedziała, całując go w usta.
- A może zostaniemy jednak tutaj? – zaproponował, odwzajemniając pocałunek. – Co ty na to?
- Myślę, że twój przyjaciel nie byłby zachwycony tym pomysłem. – powiedziała, odrywając się od męża, by włożyć przygotowaną wcześniej sukienkę.
- Sebastian zrozumie, że młode małżeństwo potrzebuje odrobiny prywatności. – mężczyzna drążył temat, mając nadzieję, że jakoś uda mu się wykręcić od owego spotkania z diabłem.
- Nic z tego, kochany. – oznajmiła stanowczo Gabriela. – Gdybyś nie zniknął na cały dzień, byłby czas na przyjemności, ale wybrałeś inną dużo ciekawszą rozrywkę, a więc teraz bądź mężczyzną i weź to na klatę.
- Świetnie. – odparł beznamiętnym głosem, bo oznaczało to, że przegrał i jednak stanie dziś twarzą w twarz ze swoim największym wrogiem.
- Widzę, że się cieszysz. – uśmiechnęła się brunetka. – Ale teraz wyjdź, bo muszę się przygotować.
Posłusznie opuścił łazienkę i wrócił do pokoju, gdzie przebrał się w wyciągnięty dres z lumpeksu, po czym usiadł na kanapie i cierpliwie czekał na żonę. Jego nastroje zmieniały się jak w jakimś pieprzonym kalejdoskopie. Raz był wściekły i gotowy pozabijać wszystkich dookoła, a kilka minut później jego wyraz twarz łagodniał tylko po to, by żonka nie nabrała podejrzeń. To była maska, którą zakładał na wyjątkowe okazje. A dzisiejszy wieczór niewątpliwie do takich należał.

*****

Czarny samochód marki Huyndai zaparkował przy restauracji „La Primavera”. Wysiadł z niego wysoki, piwnooki, a także oszałamiająco przystojny dżentelmen Sebastian Sergio Vega. Pewnym krokiem przekroczył próg eleganckiego lokalu, by po chwili usiąść przy stoliku na samym końcu sali i delektować się widokiem panoramy miasta. Celowo wybrał to właśnie miejsce, bo olbrzymie okno po jego prawej stronie najlepiej ukazywało piękno okolicy, a on uwielbiał Acapulco. Dlatego między innymi przyjazd tutaj sprawiło mu przyjemność, ale dość już o tym. Minutę później kelnerka podeszła, by odebrać zamówienie blondyna, a on zupełnie nie zwracając na nią uwagi, wgapiał się jak zahipnotyzowany w jeden jedyny punkt i bynajmniej nie był to widok za oknem. A więc co tak go zainteresowało? A raczej kto? Nie kto inny jak Gabriela Lucia Montenegro, piękność, która właśnie w tym momencie ukazała się jego oczom. Ułamkiem sekundy nie omieszkał obrzucić Isandra pogardliwym spojrzeniem, a gdy zauważył, co ten debil ubrał na uroczystą kolację do tak szanowanej restauracji, prawie nie wybuchnął śmiechem. On włożył swój najlepszy, czarny garnitur, a ten wypierdek mamuta postanowił pokazać mu, że nie ma za grosz klasy, wbijając swój śmierdzący zadek w stary, wypierdziany dres. Przemilczmy już fakt, że miał dziurę na kolanie. Sebastian nie mogąc dłużej patrzeć na tę ofiarę losu, szybko przeniósł swój wzrok na kogoś milszego dla oczu. Wyglądała jak księżniczka, zupełnie nie pasowała do tego kretyna i Seba dziwił się, że w ogóle zgodziła się z nim pójść w takim stroju. Wstał od stołu i podszedł do pary. Ucałował dłoń Gabrieli i powiedział:
- Sebastian Sergio Vega. Miło mi panią poznać.
Uśmiechnął się nonszalancko, na co kobieta zareagowała w dość niespodziewany sposób. Wpiła się w jego usta i namiętnie go pocałowała, pozostawiając męża w potężnym szoku.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
CamilaDarien
Początkujacy
Początkujacy



Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cieszyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:25, 20 Lip 2015 Powrót do góry

Rozdział 3



- Gabriela Lucia Montenegro. Mnie również miło pana poznać.
Dopiero jej słowa były w stanie wyrwać go z głębokiego transu, w którym to wyobraził sobie, jak owa piękność rzuca się na niego i namiętnie go całuje. Jego wyobraźnia okazała się wówczas bardzo bujna, co doprowadziło go do szewskiej pasji. Nie wiedział, jakim cudem w kilka sekund mężczyzna może stracić głowę dla jednej, zwykłej kobiety, która w niczym nie różni się od innych. Szybko uznał więc, że to tylko pożądanie i wrócił do rzeczywistości. Przecież on miał do cholery ją uwieść i porzucić, a nie jak ostatni kretyn zakochiwać się w niej bez pamięci. Dobrze, że jemu to na razie nie groziło, pomyślał. Niechętnie spojrzał na Isandra i z udawaną radością uścisnął go po przyjacielsku, jednocześnie szepcząc mu do ucha:
- Znasz bajkę „Piękna i bestia”? Wyglądasz jak główny bohater.
To powiedziawszy, odsunął się na bezpieczną odległość, żeby ktoś nie wziął go przypadkiem za geja. Uśmiechnął się promiennie do kobiety i nie spuszczając z niej wzroku, ruszył w kierunku swojego stolika. Po drodze o mało nie potknął się o krzesło, na którym ktoś siedział, ale bardzo sprytnie wybrnął z tej sytuacji, udając, że to jego stary znajomy. Przywitał się z nim, choć pierwszy raz w życiu człowieka na oczy widział. Ale czego się nie robi, żeby nie zaliczyć wpadki. Gdy cała trójka dotarła do odpowiedniego stolika, Sebastian, jak na dżentelmena przystało, odsunął Gabrieli krzesełko naprzeciwko siebie, żeby podczas kolacji mógł swobodnie na nią patrzeć, nie wychylając się przy tym gdzieś na boki, by nie wzbudzać podejrzeń. Brunet chciał uczynić to samo, ale blondyn był szybszy. Kobieta podziękowała uprzejmie za owy gest i wszyscy usiedli na swoich miejscach. Po złożeniu zamówienia rozpoczęła się intrygująca dyskusja.
- Kochanie, mówiłam ci, żebyś włożył garnitur. – pierwsza odezwała się czarnowłosa, rozglądając się nerwowo dookoła. – Zobacz, jak Ty wyglądasz wśród tych wszystkich eleganckich ludzi. Dlaczego uparłeś się na ten dres?
- Po prostu nie zwykłem ubierać się jak pingwin. – wyśmiał strój Sebastiana. – Poza tym wydawało mi się, że to zwykła budka z hot-dogami, a nie pięciogwiazdkowy lokal. – dokończył, zwracając się bezpośrednio do blondyna.
Mężczyzna wiedział, że Isandro próbował wyprowadzić go z równowagi, dlatego nie mógł dać mu się sprowokować. Zachował kamienną twarz, a potem zaśmiał się cicho.
- Oj, przyjacielu… Ty to zawsze miałeś świetnie poczucie humoru. Wszystkie laski w szkole na to leciały, a Ty żadnej nie przepuściłeś. – pojechał po całości, żeby zobaczyć reakcję brunetki.
Nie zawiódł się, gdy Gabi wrogo spojrzała na męża i pogroziła mu palcem, ostrzegając, że po powrocie do hotelu, zamierza ostro go przemaglować w tym temacie. O ile w ogóle wrócą tam razem. Sebastian uśmiechnął się do swoich myśli. Biedny Isandro nie wie jeszcze, co go czeka, ale na pewno będzie zachwycony niespodzianką, którą specjalnie na ten wieczór naszykował dla niego blondas.
- Nie zdążyłem jeszcze Wam pogratulować, a więc życzę szczęścia na nowej drodze życia. – powiedział z udawaną szczerością i ponownie spojrzał na Gabrielę, która w danej chwili również bacznie go obserwowała.
- Dziękujemy. – odpowiedziała, ukazując swoje śnieżnobiałe zęby w szerokim uśmiechu.
Brunet zaś milczał, nie dając się wciągnąć w tę śmieszną grę swojego rywala. Po chwili cała trójka dostała swój posiłek, a dodatkowo kelnerka nalała im do kieliszków czerwonego wina. Przez chwilę jedli w milczeniu, jednak nagły kaszel Isandra zmącił spokój nie tylko Sebastiana i Gabi, ale też wszystkich gości w restauracji. Zaniepokojona żona spojrzała na bruneta, zastanawiając się, co takiego się stało. Blondyn zaś chcąc wyjść na dobrego przyjaciela w oczach czarnowłosej piękności, zaczął mocno, aż za mocno, poklepywać wroga po plecach. Gdy kaszel ustał, Isandro pochylił głowę i zerknął na talerz, chcąc dowiedzieć się, co było przyczyną tego, że teraz tak cholernie paliło go w krtani oraz w płucach. I nagle zrozumiał, widząc papryczki jalapeno, najostrzejsze ze wszystkich odmian papryk, jakie są uprawiane na świecie. Nie rozumiał jednak, jakim cudem znalazły się one w potrawie, którą zamówił, ale czuł, że to sprawka Sebastiana. Nie mylił się. Wziął się w garść i jakoś przełknął ostatni kęs. Miał minę jakby torturowano go przez miesiąc, co bawiło do łez blondasa. Nie dał jednak tego po sobie poznać. Nie minęło nawet kilka minut, jak zdecydował się na kolejny krok. Musiał działać szybko, bo chciał zapewnić mu jak najwięcej atrakcji. Niby przypadkiem strącił ręką jego kieliszek, który w momencie wylądował na jego pożal się Boże dresach. Isandro wstał od stołu jak poparzony i zaczął krzyczeć.
- Pojebało cię, stary?!
- Przepraszam, to nie było specjalnie. – skłamał. – Ale idź lepiej do łazienki i się powycieraj, bo nie wypada tak siedzieć przy damie z taką wielką, czerwoną plamą w okolicach krocza. Wygląda to jakbyś dostał okres.
Urażony tym komentarzem brunet czym prędzej odszedł i po chwili zniknął za drzwiami toalety dla mężczyzn. Minęło 5 minut i nic. Potem kolejne 10 minut i nadal nic. Nie wracał tak długo, że brunetka zaczęła się już niepokoić.
- Co on tam robi tyle czasu? – zapytała jakby samą siebie, nie oczekując odpowiedzi.
- Może postanowił zrobić generalne pranie i przy okazji wziąć prysznic. – zażartował Seba, uśmiechając się rozbrajająco.
Albo może utopił fiutka w pisuarze, pomyślał.
- Zadzwonię do niego i zapytam, czy wszystko w porządku. – zdecydował mężczyzna i zamiast do Isandra, wykręcił numer do jednego ze swoich ludzi.
- Ej, utopiłeś się tam? – zaczął rozmowę. Musiał być ostrożny i dobrze dobierać słowa, żeby Gabi się nie zorientowała, że coś nie gra.
- No, wsadziłem mu łeb do kibla i spuściłem wodę. – odpowiedział głos po drugiej stronie. Dobrze, że blondyn nie dał na głośnomówiący.
- Dobra robota, a więc skoro już skończyłeś to wracaj tutaj do nas, bo na Ciebie czekamy.
- Gwizdnąłem mu też telefon.
- Co?! Ale jak to wróciłeś do hotelu? – Sebastian tak wczuł się w rolę, że zaczął nawet wierzyć, że gada z brunetem.
- Tak, możesz teraz spokojnie zająć się tą mega seksowną dupcią, a ja tutaj przypilnuję tego skurwiela.
- Dobrze, odwiozę ją. – odparł na koniec i rozłączył się.
- Niech pan powie, że się przesłyszałam. – poprosiła Gabriela, spoglądając na swojego towarzysza.
- Bardzo bym chciał, ale niestety nie mogę. – zrobił smutną minę.
- On sobie chyba ze mnie kpi! – kobieta straciła cierpliwość. – Już drugi raz dzisiaj wykręca mi taki numer.
- Jak to drugi? – zdziwił się.
- Nieważne. – odparła krótko. – To bez znaczenia.
- No dalej, ulży pani. – nalegał.
- Przez całą noc i połowę dnia pił z kolegami, zamiast zostać ze mną. – nie wiedzieć czemu, wyznała mu, co leżało jej na sercu. I to zupełnie obcemu człowiekowi, a czuła się jakby znała go od lat.
- Zostawił cię samą w hotelu w waszą podróż poślubną? – oburzył się Sebastian, zapominając przy tym, że nie zdążyli jeszcze przejść na „Ty”, ale nie spodziewał się takiego wyznania. – Jak on mógł tak postąpić?
- Widocznie mógł. – ze wszystkich sił starała się zapanować nad napływającymi do jej oczu łzami.
- Ja nigdy nie zostawiłbym takiej piękności jak Pani w tak ważnym momencie. W ogóle nigdy bym Pani nie zostawił. – teraz gdy zostali sami, jego głos brzmiał o wiele bardziej szczerze i chyba nawet za bardzo wczuł się w rolę jej ewentualnego męża. – To znaczy nie potrafiłbym zostawić swojej żony. – po chwili opamiętał się i szybko poprawił swoje wcześniejsze słowa.
- To miłe i dobrze o panu świadczy. – przyznała brunetka bez wahania. – Szkoda, że mojego męża nie obchodzi fakt, że w moim stanie nie mogę się denerwować. Ciągle funduje mi takie niespodzianki, że już powoli zaczynam mieć tego dość.
Ona jest w ciąży z tym śmieciem! Przemknęło przez myśl Sebastianowi. Przecież wyraźnie powiedziała „w moim stanie nie mogę się denerwować”, a to mogło znaczyć tylko jedno. Na jego twarzy w momencie wyrysował się głęboki zawód. No sorry, ale jeśli on miał nadzieję, że ta dwójka żyła przed ślubem w celibacie, to się grubo mylił. Te czasy już dawno minęły. Musiał jednak przyznać, że dziecko wszystko komplikowało i przez chwilę rozważał nawet możliwość wycofania się, ale gdy zobaczył w jej oczach łzy, coś w nim drgnęło i postanowił kontynuować swój plan, tyle że z niewielkimi zmianami. Nadal zamierzał zemścić się na Isandrze, jednak brunetkę zdecydował się oszczędzić, co więcej otoczyć ją opieką, by zdołać uchronić ją przed jej własnym mężem i samym sobą.
- Proszę. – blondyn wyjął z kieszeni marynarki opakowanie chusteczek higienicznych i podał je kobiecie.
- Dziękuję. – odpowiedziała, wycierając już nos.
- Chodźmy, odwiozę panią do hotelu. – zaproponował, kiedy Gabi trochę się uspokoiła.
- Nie trzeba, zadzwonię po taksówkę. – odmówiła grzecznie.
- Nie ma mowy. – ten facet tak łatwo się nie poddawał. – Isandro prosił mnie, żebym panią odwiózł. – skłamał.
- Naprawdę, dam sobie radę. – brunetka szła w zaparte. – Nie chcę robić kłopotu.
- To żaden problem.
- No dobrze, w takim razie zgoda. – uległa w końcu i wyszli razem z lokalu.

*****

Podczas nieobecności Sebastiana cały gang musiał dbać o interesy oraz zajmować się domem, w którym mieszkali. Leticia przejęła więc obowiązki gospodyni domowej, a męska część załogi skupiła się na ciekawszych zajęciach. Kobieta sprzątała właśnie w kuchni, gdy w progu stanął Conrado. Od zawsze miał na nią chrapkę i ciągle szukał okazji, żeby ją przelecieć. Zdecydowanym krokiem podszedł więc do blondynki i chwycił ją w ramiona, zanurzając język w jej różowych wargach. Zaskoczona początkowo odwzajemniła pocałunek, ale gdy zorientowała się, że to nie David ją całuje, szybko odskoczyła od mężczyzny i przyjebała mu patelnią w łeb. Brunetowi trochę zawróciło się w głowie od tego uderzenia, ale że był zbyt silny, nie zwaliło go to z nóg. Lekko zirytowany, że nie poszło mu tak łatwo, jak myślał, wytrącił jej z dłoni ów niebezpieczny przedmiot i podjął kolejną próbę zaciągnięcia jej do łóżka. W tym celu przyciągnął ją do siebie jedną ręką, obejmując w talii, zaś drugą zachłannie wsunął pod jej bluzkę, łapiąc za jej jędrną pierś. Ponownie wpił się w jej usta, pomijając delikatność. Zaczęła mu się wyrywać i głośno krzyczeć pomocy. Na szczęście jej krzyki usłyszał David, który właśnie wrócił z obchodu. Nie czekając na nic, pobiegł do kuchni, skąd dobiegał wrzask i rzucił się na nic niepodejrzewającego mężczyznę. Przywalił mu z całej siły w mordę, tak że Conrado upadł jak długi na podłogę, a z jego rozciętej wargi zaczęła sączyć się krew.
- Odwal się od niej! – krzyknął na całe gardło, obejmując mocno roztrzęsioną dziewczynę, która wtuliła się w niego ze łzami w oczach.
- Ej, wyluzuj, stary. Ja tylko żartowałem. – odparł mężczyzna, podnosząc się do pionu.
- Jeśli myślisz, że Leti był0 przed chwilą do śmiechu, to potrzebujesz psychiatry i to najlepszego. – odpowiedział wściekły. – Tknij ją jeszcze raz śmieciu, a załatwię z Sebastianem, że wylecisz stąd na zbity pysk, zrozumiałeś?!
- Jasne, zrozumiałem. – odparł krótko i w mgnieniu oka opuścił pomieszczenie.
- Wszystko gra, maleńka? – zapytał z troską w głosie David.
- Teraz już tak. – odpowiedziała, zmuszając się do uśmiechu. – Ale gdybyś nie przybiegł na czas, nie wiem, jak daleko ta świnia by się posunęła.
- Gdyby cię skrzywdził, zabiłbym go bez skrupułów. – stwierdził zdenerwowany brunet i przygarnął ramieniem ukochaną, by zaprowadzić ją do jej pokoju.
Po drodze blondynka uspokoiła się, bo wiedziała, że jest już bezpieczna. W jego silnych ramionach zawsze znajdowała upragniony spokój, zaufanie oraz bezgraniczną miłość. Od dawna bowiem wiedziała, że to mężczyzna jej życia.

*****

Odwiózł ją do hotelu, w którym zatrzymała się razem z mężem, a w którym chwilowo mieszkał również on. Po wyjściu z samochodu, niczego nieświadoma kobieta, pożegnała się z Sebastianem i już chciała odejść, gdy blondyn zatrzymał ją, nalegając, by dała się odprowadzić pod same drzwi pokoju. Dodał też, że tak się przypadkiem złożyło, iż sam zameldował się w owym hotelu. Po krótkim namyśle Gabriela zgodziła się na propozycję mężczyzny. Pomyślała, że to nic niestosownego, a skoro jej mąż wolał znowu zostawić ją samą, czemu miała nie skorzystać z towarzystwa jego przyjaciela, który wydawał się bardzo nią zainteresowany. Schlebiało jej to, a ów przystojniak cholernie ją pociągał i o ile początkowo starała się to ukryć, teraz nie zamierzała tego robić. Owszem, była mężatką, ale to nie oznaczyło, że inni faceci nie mogli się jej już podobać. Sebastian był szarmancki, miły i w dodatku miał w sobie to coś, co działa na kobiety. Kiedy zobaczyła go dzisiaj w restauracji, poczuła, że nogi się pod nią uginają, a ona sama po chwili spada w niekończącą się nigdy przepaść. A jeszcze to jego tajemnicze spojrzenie, w którym można by się zakochać. No, jednym słowem przepadła. W obecnej chwili była wściekła na Isandra za jego postępowanie, więc nawet nie czuła się winna z tego powodu. Razem z blondynem czekała na przyjazd windy, która wlokła się jak żółw z dziesiątego piętra. Gdy wreszcie metalowe drzwi otworzyły się przed nimi szeroko i wyszło z niej dwoje staruszków, mogli swobodnie wejść do środka i nacisnąć przycisk z cyfrą dziesięć. Jadąc tak w górę stali naprzeciwko siebie, patrząc sobie w oczy, gdy nagle winda nimi zatrzęsła i stanęła między czwartym, a piątym piętrem. W efekcie tego czarnowłosa wpadła wprost w ramiona Sebastiana, a on automatycznie objął ją w pasie. Ich spojrzenia ponownie się spotkały, a serca zaczęły bić w przyspieszonym tempie. Ich usta coraz bardziej się do siebie zbliżały, nie myśląc o zdrowym rozsądku. Oboje tego chcieli, to było pewne. Nie muszę więc chyba mówić, że po chwili nastąpiło to, co było nieuniknione, a prędzej czy później i tak by się wydarzyło. Rzucili się zachłannie do swoich rozpalonych do czerwoności warg. Pożądanie było silniejsze, niż cokolwiek innego. Kiedy poczuła smak oraz dotyk jego języka na podniebieniu, jej język momentalnie podjął walkę ze wszystkimi swoimi zmysłami. Ani myślała się wyrywać, bo dawno nie było jej z nikim tak dobrze. Nawet jej własny mąż tak cudownie nie całował. A pachniał jak grecki Bóg, co doprowadzało ją do szaleństwa. Przymknęła delikatnie powieki, by delektować się tą chwilą. Całował ją drapieżnie, ale również z ogromną czułością. Teraz już nie musiał wyobrażać sobie owego wydarzenia, bo właśnie w danym momencie sam tego doświadczył i musiał szczerze przyznać, że czuł się jak w niebie. Jeszcze nigdy żadna kobieta nie działała na niego z taką pasją. Ona jednak była wyjątkiem, z nią jedną teraz i tutaj chciał zatrzymać czas. Tak cholernie ją pragnął, że sam nie wiedział, jak daleko jest w stanie się posunąć. Nawet sama zainteresowana nie miała pojęcia, jak to się skończy, bo o dziwo odwzajemniała każdy jego pocałunek i to z taką namiętnością, że niejeden człowiek mógł o niej tylko pomarzyć. Nie miała czasu, by pomyśleć o mężu, który rzekomo czekał na nią w pokoju hotelowym, bo teraz miała ważniejsze sprawy na głowie. Musiała walczyć z samą sobą, co średnio jej wychodziło, dlatego po chwili przestała, pozwalając Sebastianowi na kolejny ruch. Blondyn uniósł ją lekko w górę, sadzając na swoich biodrach i mocno przypierając do ściany windy. W przypływie emocji sięgnął ręką do jej idealnie wyeksponowanych pleców i zaczął powoli rozpinać suwak jej czerwonej sukni. Poddała się temu całkowicie, nie ustając w pocałunkach. Chyba do reszty postradała zmysły, ale do cholery przecież była kobietą i od czasu do czasu też potrzebowała męskiej czułości z lekkim pazurem, a przy tym również delikatności. Przy Sebastianie czuła się jak prawdziwa księżniczka, a że od kilku tygodni Isandro nie tknął ją nawet jednym palcem, niedziwne było, że tak cholernie tęskniła za bliskością mężczyzny. Przecież ciąża to nie wyrok, a błogosławieństwo. Chwilę później jej sukienka niechlujnie wylądowała na drugim końcu windy i wtedy blondas zobaczył kobietę w innym, zupełnie nowym świetle. Przejęła pałeczkę, ściągając z niego marynarkę i rzucając ją w to samo miejsce, gdzie przed sekundą znalazła się jej główna część garderoby. Seba widząc jej reakcję na swoje działania, zrozumiał, że brunetka nie chce się wycofać. O mało nie oszalał, kiedy wręcz zdarła z niego koszulę, z której w efekcie odleciało kilka guzików i rozprysło się po ciasnym pomieszczeniu. Jego męskość już dawno spuchła, pulsując w spodniach i domagając się natychmiastowego wypuszczenia na wolność. Dostawał więc szału, wiedząc, że jeszcze chwilę musi powstrzymać swoje żądze w niecierpliwym oczekiwaniu na jej pełną aprobatę. Całkowicie zwariował, kiedy jego krawat włożyła sobie w zęby, zamieniając się tym samym w drapieżną, niegrzeczną kotkę. Dopiero teraz odważyła się pokazać na co ją stać, przybierając postać bogini seksu. Albo może raczej diablicy? Rozbawił go ten widok, ale również zachęcił. Wsunął dłoń pod jej stanik i pozbył się go jednym zwinnym ruchem. Natychmiast spotkał się z jej prowokującym spojrzeniem, który sprawił, że zachłannie zaczął ssać jej lewy sutek. Gabi jęknęła głośno, wywołując echo i alarmując jednocześnie o tym, jak było jej cudownie. Sebastian dla równowagi zabrał się też za jej drugą pierś. Ssał, przygryzał i lizał na przemian, aż w końcu kobieta nie wytrzymała. Chwyciła go za krocze, masując jego członka i dając mu tym nie lada przyjemność. Przygryzła dolną wargę w nadziei, że za chwilę skończą się jej katusze. Widząc, że jest rozpalona do granic możliwości, postawił ją na podłogę, pozwalając, by zdecydowała jak dalej rozwinie się ich relacja. Czy zostawi go na pastwę losu i wróci do męża, czy jednak da się ponieść chwili i będzie uprawiać z nim niezapomniany seks w windzie? Los chciał, że jej zdrowy rozsądek rozpłynął się w powietrzu, nie pozostawiając innego wyboru. Wpiła się w jego usta, a ich języki zaczęły tańczyć w rytmie ich walących jak młoty pneumatyczne serc. Walka była zacięta, bo oboje mieli nad sobą przewagę. Żadne jednak nie chciało przerwać aktu nagłej namiętności. Nie przerywając więc pocałunku, brunetka zaczęła siłować się z paskiem od spodni blondyna. Pomógł jej w owej czynności i już po chwili stanął przed nią w samych bokserkach. Teraz mieli równe szanse, zważając na to, że ta sama część bielizny przylegała jeszcze do ich ciał. Nie trwało to długo, bo Seba tak wymanewrował, że znaleźli się na podłodze już zupełnie nadzy. Mężczyzna wtargnął językiem do jej wnętrza, sprawiając, że Gabriela krzyknęła jego imię. Nie wiadomo dlaczego pragnął dać jej jak najwięcej przyjemności. Jedną jej nogę przerzucił sobie przed ramię, by umożliwić sobie lepszy dostęp do jej krainy rozkoszy. Docisnęła jego głowę, starając się nie wybuchnąć. Czując, że jest już wilgotna z podniecenia, przestał, by po chwili wejść w nią jednym, zdecydowanym pchnięciem. Wygięła się w łuk, wbijając swoje długie paznokcie w jego plecy, a z jej ust wydobył się cichy jęk. Zmienili pozycję na wygodniejszą i wtedy ona szybko oplotła go nogami wokoło bioder i dostosowała rytm swoich ruchów do jego pchnięć. Poruszał się w niej coraz szybciej, chcąc doprowadzić ją do orgazmu. Jęknęła, czując nadchodzące spełnienie. Nagle oboje zaczęli szczytować i po chwili słychać było już tylko ich przyspieszone oddechy. Było jej dobrze, a jemu jeszcze lepiej. Na krótką chwilę zapomniała o problemach, oddając się przyjacielowi własnego męża. I kiedy zdała sobie z tego sprawę, było już za późno.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
CamilaDarien
Początkujacy
Początkujacy



Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cieszyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:26, 20 Lip 2015 Powrót do góry

Rozdział 4


Nie planował tego, ale stało się. Czasu nie cofnie i tak po prawdzie nawet nie chciał tego robić. Nie żałował żadnego pocałunku z nią, a tym bardziej upojnego seksu. Co więcej modlił się w duchu, by kiedyś to powtórzyć. Wiedział jednak, że szybko to nie nastąpi, gdyż kobieta działała pod wpływem chwili, a do tego była zła na męża za zostawienie jej w restauracji sam na sam z nim. Ale pewniakiem było, że prędzej czy później sama do niego przyjdzie, błagając o jego bliskość. Usiadł w fotelu, nalewając sobie do szklanki odrobinę whisky. Zaśmiał się na wspomnienie owego incydentu w windzie i duszkiem wypił swój trunek. Nie podejrzewał bowiem, że już pierwszego dnia zrobi krok do przodu i bzyknie żonę swojego największego wroga. Jednak taki obrót sprawy bardzo mu się podobał. Nagle usłyszał dzwoniący telefon i zaczął go nerwowo szukać w kieszeni marynarki. Kiedy go wyciągnął i zobaczył, że dzwoni Rita, szybko odrzucił połączenie. Nie miał czasu, ani ochoty z nią teraz rozmawiać. Zresztą przed wyjazdem rozstał się z nią definitywnie i nie zamierzał dłużej tego ciągnąć. Psuć sobie humoru też nie zamierzał. Rzucił komórkę na stolik i udał się do łazienki, rozbierając po drodze podartą koszulę. Tam wziął szybki prysznic, po czym położył się do łóżka, nie mogąc przestać myśleć o pięknej Gabrieli.

*****

Z butami w ręce szła przez korytarz na bosaka. Miała wrażenie, że zaraz zapadnie się pod ziemię ze wstydu. Oparła się ciężko o drzwi swojego pokoju i zsunęła się pod nimi, siadając na zimnej posadzce. Dopiero teraz pozwoliła popłynąć łzom, które nagromadziły się w jej oczach pod wpływem jednego, nagłego zapomnienia. Zapomnienia, które bez wątpienia będzie ją drogo kosztowało. Próbowała się uspokoić, ale ciężko jej to przychodziło. Nie chciała jednak wejść do pokoju, wiedząc, że jest tam Isandro. Nie zniosłaby tego, że musi go okłamać, bo prawdy na pewno nie zamierzała mu wyznać. Nie potrafiła. Jej zdrada zniszczyłaby ich małżeństwo, które nie trwało nawet dwóch dni. Nie mogła na to pozwolić, bo kochała swojego męża i dlatego w tym momencie czuła niewyobrażalny ból po tym, jakiego występku się dopuściła. Złość na niego zrobiła swoje, ale czy była gotowa zemścić się w aż tak okrutny sposób? Nie umiała po tym wszystkim spojrzeć mu teraz w oczy. Posiedziała jeszcze chwilę pod drzwiami, a gdy zrobiło jej się zimno, postanowiła jednak wejść do środka. Doprowadziła się do jako takiego porządku i powoli nacisnęła klamkę. Pokój był zamknięty, a więc musiała użyć klucza. Wewnątrz okazało się, że Isandro wciąż nie wrócił, choć Sebastianowi powiedział coś zupełnie innego. W związku z tym zaczęła podejrzewać go o najgorsze, ale poczuła też ulgę, bo w tej chwili nie była w stanie dostać z nim sam na sam w jednym pomieszczeniu. Nie wiedzieć czemu, niby żałowała tego, co zrobiła, ale jednocześnie nie mogła przestać o tym myśleć. Sebastian cały czas siedział w jej głowie i o dziwo nie chciał się stamtąd wynieść. Brunetka bezradnie położyła się na łóżku, cicho szlochając. Czemu właśnie jej to się przytrafiło? Nie wiedziała, a im dłużej się nad tym zastanawiała, tym bardziej wariowała.
- Jak mogłaś mu na to pozwolić, Ty cholerna idiotko?! – obwiniała się, rozpaczliwie krzycząc.
Potem długo nie mogła zasnąć, a gdy w końcu się jej to udało, śniła o… Zgadniecie o kim? Oczywiście o blondynie. Musiał zrobić na niej piorunujące wrażenie, skoro teraz za każdym razem, gdy zamknęła oczy (lub miała je otwarte), widziała jego przystojną twarz z lekkim zarostem. Nie chciała się obudzić.

*****

Późno w nocy do hotelu wrócił najebany Isandro. Bowiem gdy ludzie Sebastiana o godzinie 22:00, przed samym zamknięciem restauracji, wypuścili go z kibla, nie wytrzymał i poszedł się nachlać. Przed tym rzecz jasna, próbował wystukać po ryjach tym gnojom, którzy go uwięzili, ale efekt był dokładnie odwrotny, bo to on zarobił guza. I to nie jednego. Wpadł do pokoju jak petarda, otwierając drzwi z kopa. Niemal pękły zawiasy, a owy hałas zbudził niczego nieświadomą Gabrielę.
- Gabiiii, kochanieee Ty mojeee! – wybełkotał, potykając się o próg i wywijając orła.
- Isandro? – brunetka przetarła dłonią zaspane oczy i spojrzała na męża.
- Chodź do mnieee... – mężczyzna wstał z podłogi i rozłożył ręce jak do przytulania. – Popieścimy się. – dodał, będąc już blisko łóżka.
- Ja ci zaraz pokażę pieszczoty! – krzyknęła kobieta, wyskakując spod kołdry jak poparzona i chwilę później stała już obok bruneta. – Możesz mi wyjaśnić, do jasnej cholery, jak mogłeś zostawić mnie samą w restauracji z Twoim kumplem?!
- Ależ kochanie, ja wcale cię nie zostawiłem. – powiedział Isandro lekko zdziwiony. – Po prostu ktoś zamknął mnie w kiblu i nie chciał wypuścić.
- Czyżby? – zaśmiała się Gabriela. – Wiesz co, Ty nawet nie umiesz wiarygodnie kłamać.
- Ale skarbie, mówię prawdę, przysięgam.
- A ja myślę, że Ty mnie zdradzasz! – wypaliła na jednym tchu i nagle zamilkła.
Wiedziała, że nie miała prawa oskarżać go o zdradę, podczas gdy ona zrobiła to samo. Czuła, że jeśli zaraz nie wyjdzie na zewnątrz, to zjedzą ją wyrzuty sumienia. Jego wytłumaczenie było dla niej śmieszne, ale zastanawiała się, jak ona by się wytłumaczyła, gdyby mąż dowiedział się o jej skoku w bok. Niewiele myśląc, narzuciła na siebie szlafrok i wybiegła z pokoju, trzaskając drzwiami. Z tego wszystkiego nie zorientowała się nawet, kiedy zdążyła zjechać windą na parter i zapytać w recepcji o numeru pokoju Sebastiana. Bez wątpienia działała pod wpływem silnych emocji, bo nie miała zielonego pojęcia, po co to zrobiła. Bo na pewno nie po to, żeby znowu się z nim kochać. To nie było w jej stylu. Zastanowiła się chwilę, a gdy przemyślała sobie wszystkie za i przeciw, postanowiła jednak porozmawiać z blondynem, by wyjaśnić zaistniałą sytuację. Miała nadzieję, że w ten sposób uciszy własne poczucie winy. Kiedy znalazła się przed pokojem nr 311, zawahała się. Po dłuższym namyśle odważyła się jednak zapukać. Mężczyzna, widząc ją w drzwiach, wciągnął ją szybko do środka i przygwoździł całym swoim ciałem do ściany. Mimo później pory Seba jeszcze nie spał.
- Wiedziałem, że do mnie przyjdziesz. – wyszeptał i z namiętnością wpił się w usta czarnowłosej piękności.
Początkowo odwzajemniła pocałunek, rozpływając się w jego silnych ramionach pod wpływem owej pieszczoty, ale potem opamiętała się i spoliczkowała blondyna.
- Ooo, widzę, że tym razem wolisz na ostro. – wywnioskował. – W takim razie nie ma sprawy.
I znowu zmiażdżył jej usta, całując ją zachłannie i z jeszcze większą namiętnością.
- Przestań, do cholery! – wyrwała mu się. – Przyszłam powiedzieć, że to co stało się w windzie, było błędem, którego będę żałowała do końca swojego życia.
- To może whisky? – zapytał, puszczając ją.
- Ale chcę, żeby to zostało między nami, zgoda? – dokończyła, nie zwracając uwagi na jego pytanie.
- Z lodem czy bez? – wciąż ignorował jej słowa.
- Czy Pan mnie w ogóle słucha?! – nie wytrzymała i podniosła głos.
- Teraz to Pan, a kiedy było ci dobrze, byłem kotkiem.
- Możesz przestać?
- Okej, masz rację. Wódka będzie lepsza.
- Dobra, skoro nie chcesz mnie słuchać, nie pozostawiasz mi wyboru, dlatego powiem o wszystkim mężowi. – powiedziała, tracąc cierpliwość i ruszyła ku drzwiom.
- Zaczekaj. – zastawił jej drogę swoim ciałem. – Obiecuję, że to zostanie między nami. – odparł całkiem szczerze.
- Dziękuję. Trochę nas poniosło, ale uważam, że nie może to wpłynąć negatywnie na Twoje stosunki z Isandrem. Jesteście przyjaciółmi, a ja jestem jego żoną i bardzo go kocham.
- Oczywiście, rozumiem. – odparł krótko.
- Co się stało, to się nie odstanie, ale teraz trzeba zachować zimną krew i zachowywać się jak gdyby nigdy nic. W końcu każde z nas jest dorosłe i z powodu jednorazowego numerku, nie musimy od razu udawać, że się nie znamy. Wystarczy, że oboje doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że to był błąd.
- Tak, też uważam, że źle zrobiliśmy. – skłamał. Wcale tego nie żałował.
- Cieszę się, że podzielasz moje zdanie. – zmusiła się do uśmiechu. – A teraz wybacz, ale pójdę już. – naciskała już na klamkę, gdy chwycił ją za rękę. Spojrzała na niego.
- Dobranoc, Gabrielo. – powiedział krótko i ją puścił.
- Dobranoc. – odpowiedziała i wyszła.
Cholernie go kusiło, żeby za nią wybiec i ją zatrzymać, ale nie mógł. Walczył sam ze sobą, by jednak tego nie zrobić. Było ciężko, ale jakoś dał radę. Wrócił zrezygnowany do łóżka i położył się na wznak, patrząc w sufit. Do diabła z uczuciami! Jestem takim samym sukinsynem jak Isandro, tylko z większymi jajami. Pomyślał.

*****

Następnego dnia

- Chcesz wiedzieć, gdzie ukrywa się Sebastian? – usłyszała w telefonie głos Isandra.
- Wiesz gdzie on jest? – zdziwiła się Rita.
- Owszem, ale ta informacja kosztuje. – odparł brunet, namyślając się.
- Ile chcesz?
- Nie chodzi o kasę. – wyjaśnił. – Masz tylko zabrać stąd tego śmiecia i dopilnować, by nigdy więcej nie wychylał kutasa z twojej szparki.
- To może być trudne, bo nie sypiamy ze sobą, odkąd się rozstaliśmy.
- Lepiej przekonaj go do siebie, bo ten gnojek ostro mnie wkurwia i jak nie przestanie fikać, to może stracić coś bardzo cennego.
- Wątpię, żeby się przestraszył. – zaśmiała się szatynka.
- Już twoja w tym głowa.
- A co on ci takiego zrobił? – zapytała ostrożnie.
- Po prostu przyjedź do Acapulco i przekaż mu, że następnym razem wsadzę mu w dupę te papryczki jalapeno. – odparł poważnym tonem. – On będzie wiedział, o co chodzi.
- Skoro tak mówisz, to w porządku. – zgodziła się i po chwili usłyszała sygnał przerwanego połączenia.
Od kilku dni zastanawiała się, gdzie podział się Sebastian, a on tymczasem świetnie bawił się w Acapulco. Tego było już za wiele! Kobieta sięgnęła do szafy po walizkę i zaczęła pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Miała zamiar jechać tam i ściągnąć mężczyznę z powrotem do Meksyku. Szczególnie, że owe zadanie powierzył jej kochanek. Sama też chciała odzyskać blondyna, ale obawiała się, że może to być nieco trudniejsze, niż wszyscy myśleli. Kiedy torba była już pełna ciuchów, oczywiście standardowo trzeba było na niej usiąść, żeby ją zamknąć. Każda kobieta miała zawsze ten sam problem przed podróżą. Po cholerę babom tyle szmatek? Zastanawiał się niejeden facet, ale jak dotąd żaden nie znalazł sensownej odpowiedzi. Spakowana i wyszykowana zeszła na dół i wezwała taksówkę.

*****

Podczas nieobecności Seby w Meksyku zaczęły się sypać jego interesy. Co prawda na wszystko miał oko David, ale i on tu niewiele mógł pomóc w zaistniałej sytuacji. Na jakiekolwiek zmiany musiał się zgodzić szef, a brunet był przez niego upoważniony jedynie do zarządzania i pilnowania porządku. Sprawa była poważna, gdyż gliny zaczęły węszyć i dowiedzieli się o ich machlojkach, a także znaleźli kryjówkę. Większość z ludzi Sebastiana byli poszukiwani przez policję, a więc jasne było, że muszą się przenieść w inne miejsce, by ich nie złapali. Jednak bez jego wiedzy i zgody nie mogli podjąć żadnych kroków. Dlatego David niewiele myśląc, wykręcił numer do kumpla i czekał niecierpliwie, aż ten odbierze.
- Ku*wa mać! – zaklął, kiedy usłyszał automatyczną sekretarkę.
Rzucił telefonem o ścianę, który po drodze zgubił baterię i runął z hukiem na podłogę. Hałas usłyszała blondynka i przybiegła, by zapytać co się stało. Kiedy brunet ją zobaczył, zmienił wyraz twarzy na spokojniejszy.
- Myślałem, że śpisz. – odezwał się, podchodząc do niej.
- Już się wyspałam. – odpowiedziała beznamiętnie. – Możesz mi powiedzieć, co się dzieje?
- Nic. – odparł, chcąc ukryć przed dziewczyną kłopoty gangu.
- Przecież widzę, że jesteś wściekły. – nie dała się nabrać.
- Seba nie odbiera telefonu, a do cholery obiecał, że będziemy w kontakcie! – uniósł się z nerwów.
- Psy są na naszym tropie, prawda? – wiedziała, że tak, bo inaczej ukochany nie miałby takiej miny.
W odpowiedzi złapał jej twarz w dłonie i mocno ją pocałował. Odwzajemniła z tęsknotą, wplatając palce w jej włosy. Ich języki tańczyły w rytmie bicia serc. Toczyli walkę z własną samokontrolą, żeby nie posunąć się za daleko. Po chwili odsunął się od niej, przerywając pocałunek. Uklęknął przed nią i wtulił twarz w jej brzuch, obejmując jej nogi rękami.
- Nie pozwolę, żeby cię zabrali. – powiedział tylko, a ona pogłaskała go po głowie.
- Jeśli będę musiała wrócić do paki, to nawet Ty ich nie powstrzymasz.
- A żebyś wiedziała, że powstrzymam. – odparł, podnosząc się do pionu. – Jeśli będzie trzeba wystrzelam wszystkich jak kaczki, żebyś mogła uciec, Leti. – dokończył, wcale nie żartując.
- Nie rób głupstw, David. – poprosiła. – Nie jestem tego warta.
- Jesteś warta o wiele więcej, niż ja mogę ci zaoferować.
- Nieprawda.
- Prawda i nie dyskutuj ze mną. – uciszył Leticię, przytykając jej palec wskazujący do ust. – Nic nie mogę ci dać, wiem. – zaczął. – Ale kocham cię i prędzej umrę, niż dopuszczę do tego, żeby skazali cię na wiele lat więzienia.
- Ja też cię kocham i nie chcę w zamian niczego oprócz twojej miłości, ale wiesz, że nasz związek jest niemożliwy. – powiedziała, wychodząc z jego pokoju.
Wybiegł za nią i złapał ją w talii, zanurzając język w jej wargach. Tym razem wyrwała się, choć zrobiła to niechętnie.
- Nie, proszę... To nie ma sensu.
- Znajdę sposób, żebyśmy mogli być razem. – obiecał.
- Nie rób tego. Zniszczysz sobie życie. – ostrzegła i nie oglądając się za siebie, odeszła.
Wrócił do pokoju i podniósł z podłogi rozwalony telefon komórkowy. Złożył go do kupy i spróbował ponownie skontaktować się z Sebastianem. Niestety nadal włączała się sekretarka. Rzucił się na łóżko i klnąc pod nosem, spojrzał na zdjęcie blondynki.
- Możesz być pewna, kochanie, że nie wrócisz do pierdla. Nie pozwolę na to, przysięgam.

*****

Kiedy już miał odebrać telefon od przyjaciela, padła mu bateria, a na domiar złego nie mógł znaleźć cholernej ładowarki. Pamiętał, że na bank wkładał ją do walizki, ale nie był pewien do której. Przetrząsał właśnie swoje rzeczy w poszukiwaniu zguby, kiedy usłyszał pukanie do drzwi.
- Obsługa hotelowa! – odpowiedział mu kobiecy głos.
- Nie teraz, proszę wrócić później! – krzyknął, by owe zdanie wyraźnie dotarło do pokojówki.
Po chwili już jej nie było, a Sebastian nadal szukał swojej ładowarki. Niech to szlag trafi! Zaklął. Chyba będzie musiał kupić sobie nową, bo ta najwyraźniej poszła się jebać. Wyszedł w pośpiechu z pokoju, zjechał windą na dół i pojechał do sklepu z takimi i innymi pierdołami. Po długich poszukiwaniach znalazł w końcu identyczny model i poszedł do kasy zapłacić. Wróciwszy do hotelu, zauważył kątem oka Isandra, który podkłada coś pod jego drzwi. Schował się, żeby rywal go nie zauważył, a gdy było już bezpiecznie, wyszedł z ukrycia i sprawdził pozostawioną przez niego wiadomość. Była bardzo czytelna. Otóż była to skórka od banana! Mężczyzna podniósł to żółte paskudztwo ze swojej wycieraczki i udał się złożyć niezapowiedzianą wizytę koledze z liceum. Gdy drzwi otworzyła mu Gabriela, nie dał się oczarować jej spojrzeniem.
- Twój mąż zjadł banana i zapomniał posprzątać. – rzekł obojętnie, wymachując jej przed oczami skórką.
Spojrzała na niego dziwnie, marszcząc brwi.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
CamilaDarien
Początkujacy
Początkujacy



Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cieszyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:27, 20 Lip 2015 Powrót do góry

Rozdział 5


Patrzyła na niego spod brwi, które ze zdziwienia unosiły się jej coraz to wyżej. Sebastian wręczył jej prezent w postaci skórki od banana i rzucił krótkie „nara”, po czym zwiał. Pobiegła za nim, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej na temat owego incydentu.
- Zaczekaj! – złapała go za ramię i momentalnie odwrócił się do niej przodem.
- Co jest? – zapytał, jak gdyby nigdy nic.
- Od kiedy jesteś tutaj sprzątaczem? – rzuciła bez ogródek. – Bo chyba przeoczyłam ten drobny szczegół, czytając twoje CV.
- Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek ci je pokazywał. – odparł trochę zbity z tropu. – No chyba, że masz na myśli nasz seks w windzie, który był tak wspaniały, że na jego podstawie potrafiłaś stwierdzić, czym zajmuję się na co dzień. – uśmiechnął się na wspomnienie tej chwili uniesienia.
- Nawet mi nie przypominaj i Ty też lepiej o tym zapomnij. – poradziła mężczyźnie, przymykając lekko oczy, by zapanować nad niechcianymi emocjami.
Wykorzystał jej chwilę słabości, łapiąc ją za ramiona i przypierając mocno do ściany. Zadrżała pod wpływem jego dotyku, bo choć był dziki, to jednak podobał jej się w takiej postaci. Na owy gest powieki natychmiast podniosły się jej i teraz patrzyła na blondyna z pożądaniem, ale i strachem. On również był podniecony, ale mimo to powstrzymał swoje żądze namiętności i zamiast pocałunku, na który wyraźnie czekała, wyszeptał jej tylko do ucha:
- Jeśli nie chcesz powtórki z rozrywki, to lepiej mnie nie prowokuj, bo tak na mnie działasz, że już w tej chwili jestem gotów wziąć cię tu i teraz. Wystarczyłoby jedno twoje słowo, a posunąłbym się znacznie dalej, jednak wiem, że upłynęło zbyt mało czasu od ostatniego razu, byś mnie błagała.
Po tym jakże dobitnym przekazie, puścił ją i poszedł w kierunku windy, a ona dotknęła swoich ust, zastanawiając się, dlaczego Seba jej nie pocałował. Naprawdę miała ochotę zrobić to z nim jeszcze raz, chociaż wiedziała, że to szaleństwo i że zdradza w ten sposób własnego męża. To jednak było silniejsze od niej. Nie potrafiła albo może nie chciała nad tym zapanować. Przerażało ją to, a jednocześnie nie czuła się nawet winna. Po chwili skarciła się w myślach i wróciła do pokoju, gdzie zastała swojego wiernego męża, całującego się z pokojówką. Niewiele myśląc, chwyciła ladacznicę za włosy i wyrzuciła ją za drzwi, a Isandrowi walnęła w szczękę z prawego sierpowego. Czuła się oszukana i zdradzona. Ale czy miała takie prawo? Przecież nie dalej jak wczoraj sama bzykała się z jego najlepszym kumplem, a dzisiaj przyłapała go tylko na niewinnym pocałunku. Było to nic w porównaniu z tym, co zrobiła ona. Mimo to postanowiła zrobić mu awanturę, w końcu chyba miała jakieś przywileje jako jego żona. Może niezbyt wierna, ale jednak żona. Mężczyzna po ciosie, który otrzymał, zawył głośno jak wygłodniały wilk i złapał się za szczękę, sprawdzając czy przypadkiem nie stracił wszystkich zębów. Jak stwierdził chwilę później, ucierpiały tylko dziąsła, z których sączyła się krew. Wściekł się i złapał Gabrielę za ramiona. Krzyczał i potrząsał nią mocno, aż upadła.
- Ty cholerny draniu! – nie zamierzała dać się tak poniżać, więc momentalnie wstała i zamachnęła się na niego. Brunet jednak był szybszy i zatrzymał jej rękę w powietrzu.
- Uważaj, bo twoje kolejne słowo może przekreślić wszystko! – ostrzegł, nie puszczając jej.
- Ty już to zrobiłeś, całując się z inną kobietą! – krzyknęła, próbując się wyrwać. – Jak śmiałeś sprowadzić sobie kochankę, wiedząc, że w każdej chwili mogę wrócić?! Jak w ogóle śmiałeś to zrobić?! No powiedz!
- Nie zdradziłem cię, to ona się na mnie rzuciła! Kocham tylko Ciebie, nie rozumiesz?! – puścił ją i rzucił na łóżko.
- Co robisz? – zapytała z deka zdziwiona i przestraszona, gdyż ton jego głosu nie był zbyt przyjemny.
- Jak to co? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Udowodnię ci, że jesteś jedyną kobietą w moim życiu.
Po tych słowach zaczął szarpać jej ubranie, chcąc jak najszybciej się do niej dobrać. Robił to agresywnie, zapominając o jakiejkolwiek delikatności. Zresztą słowo „delikatność” nawet nie istniało w jego słowniku. Potrafił tylko sprawiać ból i ranić. Był brutalem, który nie zasługiwał na tak dobrą kobietę jak Gabriela. Zdradziła go, bo czuła się samotna, ale to nie znaczyło, że jest zimną, wyrachowaną suką. Wręcz przeciwnie, była skrzywdzoną przez los istotą, która potrzebowała miłości i zrozumienia z jego strony. A on co robił? Właśnie próbował ją zgwałcić! Ten zwierzak! Ten pozbawiony skrupułów bydlak!
- Zostaw mnie! – szarpała się z nim, kiedy próbował wepchnąć jej język do gardła.
- Przecież to lubisz, mała. Nie zaprzeczaj. – odparł bezczelnie, całując ją na siłę.
- Nie chcę tak! – krzyczała ile sił w płucach, wycierając usta. – Puść mnie!
Spoliczkował ją i gdy miał zrobić to po raz drugi, drzwi otworzyły się z kopa i do środka wpadł umięśniony mężczyzna, zaalarmowany krzykiem brunetki. Rzecz jasna, był to Sebastian, który nie czekając dłużej, rzucił się z pięściami na Isandra i zaczął nakurwiać go wszędzie, gdzie się dało.
- Takim jesteś ku*wa pieprzonym macho?! A nie wiesz, że kobiety traktuje się z szacunkiem?!
Złapał go na włosy i jego głową uderzył w ostry róg szafy, stojącej nieopodal. Brunet z przeciętym czołem wstał z podłogi i zamachnął się na blondyna, jednak ten zrobił unik i Isandro ponownie zaliczył glebę. Co za gamoń, pomyślał Sebastian, nawet nie potrafi porządnie się bić. Podszedł do niego i kopnął go z całej siły w żebro. Mężczyzna, choć może lepszym określeniem byłby cienias, skulił się z bólu, wydając z siebie przerażające dźwięki.
- Przeproś Panią. – poprosił grzecznie Seba, kucając przy niedoszłych zwłokach kolegi.
Jego prośba spotkała się z milczeniem truposza, a więc wstał i sprzedał mu kolejnego kopa, a gdy to zrobił, dopiero w tej chwili dotarło do Gabrieli, co się dzieje.
- Przestańcie! – krzyknęła!
- Najpierw musi cię przeprosić! Ja tak tego nie zostawię, nie ma mowy! – odparł blondas, przybierając postawę wojownika ninja.
Spojrzała na niego tak, jak jeszcze nie patrzyła na żadnego innego mężczyznę. Nawet na własnego męża. Nikt nigdy nie bronił jej honoru z taką determinacją, z jaką robił to Sebastian. Imponowało jej to i przez chwilę poczuła się dla kogoś ważna. Takiego faceta mogłaby nawet pokochać, pomyślała. Szybko jednak odrzuciła tę myśl, wiedząc, że blondyn nie podziela jej zdania. Przypomniała sobie ich rozmowę na korytarzu, w której wyraźnie zaznaczył, że chodzi mu tylko o seks. Zresztą na co ona liczyła? Na love story z happy endem? To nie telenowela. Poza tym miała męża, którego kochała. A przynajmniej tak jej się wydawało.
- Przeprosisz ją czy mam ci dojebać tak, że nawet operacja plastyczna cię nie uratuje?! – krzyknął Seba wprost do ucha Isandra.
- Spierdalaj, chuju. – wycedził przez zakrwawione zęby.
Sebastian momentalnie chwycił delikwenta za fraki i wymierzył mu najmocniejszy policzek na świecie, po czym wyciągnął go za ucho i jeszcze raz kazał mu przeprosić Gabrielę.
- Aaaaa! – zawył głośno. – To boli, puszczaj!
- Najpierw ją przeproś, powiedziałem!
- Bo co mi zrobisz?!
- To nie jest szczyt moich możliwości, więc lepiej nie prowokuj losu, dobrze ci radzę. – odparł, modląc się w duchu o cierpliwość dla tego gnoja. Nie chciał go zabijać. Jeszcze nie teraz. – No, przeproś ją, do kurwy nędzy! – wrzasnął, przygwożdżając go do ściany i wykręcając mu rękę do tyłu.
- Prze… – zaczął, sycząc z bólu.
- Głośniej! Nie słyszę!
- Przepraszam! – rzucił wreszcie, licząc, że teraz wróg go puści, jednak mylił się.
- Z większym przekonaniem, gnoju!
- Seba, puść go. – poprosiła czarnowłosa, kładąc dłoń na ramieniu kochanka. – Przecież przeprosił.
- Ty w to uwierzyłaś? Bo ja ani trochę. – powiedział, dociskając głowę bruneta do ściany.
- Przepraszam, do cholery! – krzyknął nagle, tym samym uwalniając się z silnego uścisku blondyna.
- Tym razem daruję ci życie, bo ona mnie o to prosi, ale następnym razem jeśli ją tkniesz, zabiję cię! – zagroził tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Swoją drogą powinno ci być wstyd, że kobieta musi cię bronić. – dodał na koniec.
Przed wyjściem zapytał jeszcze Gabi, czy wszystko w porządku, a gdy upewnił się, że nic jej nie jest, wyszedł z pokoju małżeństwa i udał się do swojego.

*****

Miał właśnie wyjść na miasto, by kupić sobie drugą ładowarkę do telefonu, żeby mieć na zapas, gdy usłyszał te przeraźliwe krzyki z ostatniego piętra hotelu. Od razu wiedział do kogo należał owy głos. Jej głos poznałby nawet na końcu świata i nawet gdyby miała wówczas chrypę. Nie czekając więc na nic, odpuścił sobie zakupy i pobiegł schodami dwa piętra wyżej, by uratować swoją księżniczkę. Swoją? Ugryzł się w język. Cholera, przecież ona nie była jego! Zresztą mniejsza z tym, teraz najważniejsze było to, by zdążył na czas ją obronić przed tym kutasem. Wiedział, że tam dzieje się coś złego i bez wątpienia była to zasługa Isandra. Szkoda mu było tracić jakże cenne sekundy na windę, gdyż to znacznie wydłużyłoby mu drogę, a tego właśnie chciał uniknąć. Gdy już wpadł do pokoju, z którego dobiegały jej krzyki i zobaczył tego gnoja, leżącego na Gabrieli i szarpiącego jej ubranie, krew jasna go zalała. W jego żyłach dosłownie się zagotowało, widząc ten niemoralny występek. Tego co zrobił potem, nie żałował ani trochę, bo uważał za swój obowiązek obronić kobietę, którą... Cholera! Która nic dla niego nie znaczyła. Nie mógł się w niej zakochać. Nie teraz, kiedy prawie miał jej męża na widelcu. Zaraz, chwila… Kogo on chciał oszukać? Chyba tylko siebie. To było jasne, że skoro ryzykuje dla niej z ładowarki, która obecnie była mu cholernie potrzebna, to ta kobieta nie jest mu taka obojętna.
Siedział w fotelu i myślał nad swoim zachowaniem, i szlag go trafiał, że po raz pierwszy w życiu nie potrafi zapanować nad emocjami, kiedy ona jest blisko niego. Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi. Zerwał się na równe nogi i pomaszerował otworzyć w nadziei, że to ONA. Miał rację. Kiedy stanęła przed nim w swojej niebieskiej, krótkiej sukience, miał ogromną ochotę ją pocałować, ale z całych sił starał się nad tym zapanować, bo wiedział, że takie zachowanie w tym momencie nie byłoby na miejscu. Zamknęła drzwi i weszła bardziej w głąb pomieszczenia. Było tam ciasno, ale przytulnie. Położyła dłoń na jego torsie i wyszeptała:
- Dziękuję.
- Za co mi dziękujesz? – zdziwił się mężczyzna i spojrzał w jej piękne oczy.
- Obroniłeś mnie. – wyjaśniła. – Czy to mało, żebym mogła być ci wdzięczna?
- Nie ma sprawy. – odparł, głaszcząc jej rękę. – Każdy na moim miejscu by się tak zachował.
- Nie każdy. – pokręciła głową w zaprzeczeniu i go pocałowała.
Wiedziała, że to co robi, jest złe, ale nie mogła ani nie chciała się powstrzymać. Sama nie rozumiała, dlaczego zawsze wraca do faceta, którego praktycznie w ogóle nie zna, ale to było silniejsze od niej. Silniejsze od jej zdrowego rozsądku. Zaskoczony odwzajemnił pocałunek, przyciągając ją do siebie i zatapiając obie dłonie w jej miękkich i lśniących włosach. Oboje po raz kolejny dali się ponieść szaleństwu. Zarzuciła mu ręce na szyję, zapominając o bożym świecie i pogłębiła pieszczotę. Stykali się języczkami, dając sobie nawzajem tyle przyjemności, o której inni mogą tylko pomarzyć. Całowali się długo, czule i namiętnie. Aż w końcu on rzucił ją na łóżko i próbując do reszty nie zwariować, włożył rękę pod jej sukienkę i zaczął gładzić jej jędrne udo. Pozwoliła mu na to bez żadnego oporu, a sama zajęła się rozpinaniem jego białej, starannie wyprasowanej koszuli. Tym razem nie ucierpiał ani jeden guzik, bo już nie rozbierała go tak drapieżnie jak w pamiętnej windzie. Teraz była spokojna jak lekki powiew wiatru, wpadający przez okno do pokoju i całkiem świadoma swoich czynów. Pragnęła znowu znaleźć się w jego silnych ramionach, wbrew temu co przysięgała przed ołtarzem innemu mężczyźnie. Zasady w końcu są po to, by je łamać, a w objęciach Isandra nigdy nie czuła się jak w niebie. Sebastian natomiast dawał jej tyle rozkoszy, ile gwiazd liczy wszechświat. Była taka szczęśliwa, że chciała zatrzymać czas. Pozbył się jej sukienki i jego oczom ukazały się jej idealne piersi ze sterczącymi sutkami. Dotknął jedną, a następnie drugą, by nacieszyć się tym cudownym widokiem. Uśmiechnął się na samą myśl, bo wiedział, że teraz nic im nie przeszkodzi. Jego telefon nagle nie zadzwoni, bo jest wyłączony, a drzwi mają automatyczną blokadę, tak więc mogą spokojnie oddać się sobie bez reszty. Spojrzała mu głęboko w oczy i zastygła w oczekiwaniu na jego ruch. Był już za mocno podniecony, by dłużej czekać. Ściągnął z niej majtki, a sam również pozbył się resztek swojej garderoby i wszedł w nią jednym mocnym pchnięciem. Wygięła się w łuk i jęknęła, zaciskając dłonie na prześcieradle.
- Jesteś moja... – wyszeptał jej do ucha.
- I tylko twoja… – potwierdziła, poruszając biodrami w rytm jego ruchów.
Słowa, które wypowiedziała ją przeraziły. Jak mogła powiedzieć, że jest tylko jego? Teraz będzie uważał się za jej właściciela, przeszło jej przez myśl. To pewnie hormony tak na nią działały, ale to nie miało w tym momencie najmniejszego znaczenia. Kochali się jak szaleńcy, tak jakby od tygodni byli na głodzie. A przecież wcale nie minęło tak dużo czasu, od ich pierwszego razu. Kiedy oboje zaczęli osiągać szczyt, zatopili swoje usta w namiętnym pocałunku. Ich instrumenty subtelności tańczyły w rytmie ich przyspieszonych oddechów, dopóki się od siebie nie oderwali. Dopiero wtedy nadeszło upragnione spełnienie, które dało obojgu pewność, że było cudownie. Opadli zmęczeni na poduszki, splatając w jedność palce swoich dłoni i patrząc sobie w oczy.

*****

Samolot, którym leciała miał cztery godziny opóźnienia z powodu szalejącej burzy na całym terenie z Meksyku do Acapulco. Z lotniska wystartował więc dopiero, gdy pogoda znacznie się uspokoiła. Rita była wściekła, że tak długo to trwało, ale nie miała innego środka transportu, żeby wydostać się ze stolicy i pojechać do miasta, którego szczerze nienawidziła. Sebastian kochał Acapulco, zaś ona miała stamtąd niezbyt miłe wspomnienia. Kiedy samolot wylądował, wyszła z niego cała potargana. Niby pierwsza klasa, a wygody zero, do tego obsługa koszmarna. Chyba będzie musiała złożyć skargę, ale zajmie się tym potem, bo teraz miała ważniejsze sprawy na głowie. Rzecz jasna, mowa o Sebastianie. Zamierzała sprowadzić go z powrotem do Meksyku choćby nie wiem co, a mało tego namówić go, żeby do niej wrócił i nadal udawał, że świata poza nią nie widzi. Z tak ambitnie przygotowanym planem bez jakiejkolwiek koncepcji działania, udała się do hotelu, który wskazał jej Isandro. Nie wiedzieć czemu, w recepcji zamiast podać swoje prawdziwe imię i nazwisko, zameldowała się jako Diana Foster. Nie omieszkała też zapytać o numer pokoju blondyna, podając się za jego żonę, a gdy już uzyskała ową informację, z cwaniackim uśmiechem udała się w kierunku windy. Na korytarzu wpadła na Isandra, który wyglądał jak siedem nieszczęść. Chodził jak kaleka, a dodatkowo miał spuchniętą szczękę, rozcięte czoło prawie po czubek głowy oraz podbite prawe oko.
- Co ci się stało? – zdziwiła się Rita na jego widok, choć miała ochotę się zaśmiać. – Tylko mi nie mów, że żonka cię bije, bo nie uwierzę.
- Zamknij się i zejdź mi z drogi. – uciszył ją, przytykając jej palec wskazujący do ust.
- Ej, najpierw powiedz, kto cię tak urządził? – strąciła jego dłoń, chcąc dowiedzieć się czyja to sprawka.
- Nietrudno zgadnąć, moja droga. – odparł, odpychając ją na bok i próbując przejść kilka kroków, co kosztowało go wiele wysiłku.
- Zaczekaj! – zatrzymała go, chwytając za kaptur jego bluzy. – Naprawdę biłeś się o mnie z Sebą? – zapytała, kiedy przystanął. – To znaczy, że nadal mu na mnie zależy. – rozmarzyła się.
- Co Ty pieprzysz, Rita?! – podniósł głos i momentalnie złapał się za bolącą szczękę. – Przecież on nawet o nas nie wie, a nawet gdyby wiedział, to nie sądzę, żeby się tym przejął. Znalazł sobie inną ofiarę, ale na szczęście Gabriela jest zbyt naiwna i wierzy w każde moje słowo, więc tak łatwo mu nie ulegnie.
- Co Ty powiedziałeś?! – oburzyła się szatynka. – Sebastian zainteresował się tą suką?!
- Tak i myślę, że to część jego planu, żeby mnie zniszczyć.
- To o nią poszło? – zapytała, by się upewnić, choć domyślała się odpowiedzi.
- Owszem. – odparł krótko i podpierając się o ścianę, ruszył powoli w stronę recepcji.
- Cholera. – zaklęła cicho pod nosem, odprowadzając wzrokiem kochanka. – Dokąd idziesz? – zawołała za nim po raz ostatni.
- Nie widzisz jak wyglądam? Potrzebuję lekarza i to szybko. – odpowiedział, a nogi dosłownie się pod nim uginały. Czuł taki niewyobrażalny ból, że nie potrafił tego opisać słowami.
Rita przyglądała mu się jeszcze przez chwilę, ale ani myślała mu pomóc. Niech sobie radzi sam, jest już dużym chłopcem, pomyślała. Wtedy winda otworzyła się i wybiegły z niej dzieci, na oko miały góra po sześć lat. Kobieta wzruszyła ramionami i weszła do środka. Bagaże zostawiła w recepcji, żeby obsługa hotelowa się nie nudziła i wniosła jej wszystko na górę. W końcu to ich zasrany obowiązek. Wcisnęła guzik z cyfrą 5 i położyła dłonie na biodrach, czekając na odjazd. Oczywiście zamierzała iść od razu do Seby, żeby przywitać go namiętnym pocałunkiem. Była cholernie ciekawa jego miny, kiedy ją zobaczy. Na pewno się ucieszy, pomyślała. Ta zdzira mi go nie odbierze, chyba że po moim trupie!

*****

Leżeli w swoich objęciach przez długi czas i za nic w świecie nie chcieli przerywać tej cudownej chwili. Doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że to co wyprawiali, było czystym szaleństwem, które prędzej czy później wyjdzie na jaw, ale nie przejmowali się tym ani trochę. Nie do końca wiedzieli, co tak naprawdę jest między nimi ani jak to nazwać, ale z pewnością nie było to tylko pożądanie. Choć na pierwszy rzut oka mogło to tak wyglądać.
- Mogę wziąć tutaj prysznic? – zapytała, przerywając niezręczną ciszę.
- Oczywiście, a mogę ci towarzyszyć? – zaśmiał się.
- Jeśli chcesz… – uśmiechnęła się do niego i złożyła na jego ustach krótki pocałunek.
W tym momencie oboje usłyszeli pukanie do drzwi.
- Idź, ja za chwilę do Ciebie dołączę. – powiedział, ubierając bokserki.
- Dobrze. – spojrzała na niego uwodzicielsko i zniknęła za drzwiami łazienki.
Sebastian usiadł na łóżku, a na jego twarzy zagościł ten boski uśmiech, który przyciąga dosłownie każdą kobietę. Przez to wszystko zapomniał nawet, co miał zrobić. Przypomniał sobie dopiero w chwili, kiedy usłyszał ponownie pukanie do drzwi. Uparty ten ktoś, pomyślał i wstał z zamiarem szybkiego spławienia nieproszonego gościa. W końcu bardzo mu się spieszyło do łazienki, wiadomo dlaczego... Otworzył i od razu tego pożałował, bo w progu stała jego była laska.
- Witaj, kochanie. – przywitała się z nim, a kiedy na dokładkę chciała go pocałować, odepchnął ją.
- Jak Ty mnie tutaj znalazłaś, do cholery?! – próbował zachować spokój, żeby nie usłyszała ich Gabriela i właśnie wtedy oboje usłyszeli szum wody, która z zadziwiającą siłą uderzała o brodzik kabiny prysznicowej. Rita momentalnie zmierzyła go szatańskim wzrokiem od góry do dołu i dopiero teraz zrozumiała, że nie był sam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
CamilaDarien
Początkujacy
Początkujacy



Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cieszyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:28, 20 Lip 2015 Powrót do góry

Rozdział 6


Miała ochotę podbić oko tej lafiryndzie, która odważyła się sypiać z jej facetem. Tak, jej facetem! Bo nie chciała przyjąć do wiadomości tego, że ich związek już dawno się skończył. Rita spojrzała na Sebastiana, marszcząc brwi. Jej wzrok zdradzał, że zaraz zrobi coś szalonego. Żeby do tego nie dopuścić, blondyn postanowił wyrzucić ją za drzwi, ale zanim zdążył chwycić za klamkę, eks dziewczyna zaczęła już ściągać z siebie poszczególne części garderoby – najpierw bluzkę. Czego jak czego, ale tego na pewno się nie spodziewał. Myślał raczej, że urządzi mu awanturę, jak to zwykle robiła. Takie zachowanie zupełnie nie było w jej stylu, dlatego stanął jak wryty i dopiero, gdy jej stanik upadł na podłogę, a jego oczom ukazały się jej duże, kształtne piersi, opamiętał się.
- Co Ty wyprawiasz?! – podniósł biustonosz i patrząc na nią bez emocji, wręczył jej go. – Myślisz, że jak odstawisz mi tutaj taką marną szopkę, to ja po twoim wyjściu nie wejdę do tej łazienki i nie będę namiętnie się kochał z kobietą, która właśnie bierze prysznic? – pokazał palcem na drzwi, o których była mowa, po czym dodał. – Otóż jesteś w błędzie. Nas już nic nie łączy, a ja nie zamierzam żyć w celibacie.
- Ale kochanie… – wydukała kompletnie zaskoczona jego reakcją. – Ja myślałam, że ktoś z recepcji zadzwonił i dał ci znać, że przyjechałam, więc postanowiłeś zrobić mi niespodziankę w postaci wspólnej romantycznej kąpieli. Jak za dawnych czasów. – zmyśliła na poczekaniu. Tak naprawdę bardzo liczyła na to, że kiedy się rozbierze, on rzuci się na nią, zapominając o tej lafiryndzie z łazienki. Myliła się.
Sebastian w odpowiedzi zaśmiał się gorzko i już bez zbędnych słów, wyrzucił ją z pokoju. Upadła, gubiąc w progu swoją bieliznę. Schylił się po nią i rzucił w jej kierunku, w efekcie czego stanik wylądował na jej głowie. Na dokładkę usłyszała, jak drzwi zatrzaskują się jej przed nosem. Kilkoro sąsiadów wyszło na korytarz i na widok półnagiej kobiety wszyscy zaczęli się śmiać. Upokorzona i sponiewierana doprowadziła się do jako takiego porządku i wściekła zjechała windą na dół.
Tymczasem Sebastian dołączył do swojej kochanki pod prysznicem.
- Kto to był? – zapytała, gdy tylko mężczyzna stanął przed nią w strugach wody, tak jak go Pan Bóg stworzył.
- Ciiiiiii… – przytknął jej palec do ust, uciszając. – Nikt ważny.
Nic więcej nie mówiąc, wpił się w jej usta, całując je namiętnie i zachłannie, jakby tęsknił za nią przez całe życie. Wkładał w to tyle uczucia, że sam przeraził się trochę, ale nie miał odwagi tego przerwać. Później przeniósł się z pocałunkami na jej szyję. Ona odchyliła lekko głowę, by ułatwić mu dostęp. Miała wrażenie, że zaraz rozpłynie się w jego silnych ramionach jak masełko na patelni. Tak było jej cudownie. W swoich pieszczotach oboje obdarzali się wzajemną czułością i nadzwyczajną delikatnością, a z każdą kolejną sekundą byli coraz bardziej na siebie napaleni. Sebastian prawą ręką sięgnął po gąbkę i mydło, leżące nieopodal, po czym mocno spienił ową gąbkę i zaczął myć całe ciało swojej partnerki. Najpierw od pasa w górę, później w dół. Kiedy poczuła w sobie jego dwa palce, głośno jęknęła. Gdyby ktoś kiedyś zapytał ją o jej fantazje erotyczne, ani przez pół sekundy nie pomyślałaby wtedy o Isandrze, a właśnie o NIM. Jedynym mężczyźnie, przy którym zapominała o Bożym świecie i przy którym czuła się jak prawdziwa kobieta bez jakichkolwiek kompleksów. Jednak to nagłe wspomnienie o mężu ośmieliło się wkraść w jej umysł z tak niewyobrażalną siłą, że nie potrafiła dłużej ciągnąć swojego romansu z Sebastianem. Jednym sprawnym ruchem wyrwała się z jego objęć, jednocześnie walcząc ze wszystkimi swoimi zmysłami, które wręcz rwały się do popełnienia z nim kolejnego grzechu.
- Nie mogę, wybacz. – rzuciła na jednym tchu i blondas ani się obejrzał, kiedy jego ślicznotka zniknęła mu z oczu.
Szybko zakręcił wodę, owinął się ręcznikiem w biodrach i tak wybiegł za nią na korytarz. Niestety, za późno... Już nigdzie jej nie było. Uciekła.
- Zostawiła mnie, do cholery! – krzyknął, zatrzaskując drzwi. – Co ja gadam? Jak debilu mogła cię zostawić, skoro nigdy nie byliście razem?! – pytał wściekły samego siebie, rzucając czym popadnie w tarczę strzelecką zawieszoną nad łóżkiem.
Chwycił krzesło i zamachnął się, mierząc do celu. Wycofał się jednak w ostatniej chwili, bo uznał, że to przesada. W końcu od uderzenia porcelanowym słoniem, tarcza spadła, a ozdoba oczywiście rozpadła się w drobny mak. Sam nie wiedział, czemu tak bardzo przejął się tym faktem. Przecież nie pierwszy raz był z jakąś laską, która po wszystkim odchodziła. A raczej to on nie chciał angażować się w żaden związek, więc nigdy więcej nie szukał kontaktu z raz już zaliczonymi panienkami. Wyjątkiem była Rita, ale to za długa historia, by streścić ją w kilku marnych zdaniach. Gabriela zaś była inna. Z nią czuł się niesamowicie. Tak jak jeszcze nigdy dotąd. Nie rozumiał tego uczucia, ale wiedział, że to coś magicznego i że musi o to walczyć, by dowiedzieć się, czy potrafi kochać całym sobą i z całych sił, póki nie zabraknie tchu.

*****

W pośpiechu pozbierała swoje ubrania, które zgubiła w pokoju blondyna. Pokoju, który chwilę wcześniej był świadkiem upojnego aktu dwóch spragnionych siebie ciał. I po tym wszystkim, co między nimi zaszło, najzwyczajniej w świecie wyszła, a raczej wybiegła. Po drodze próbowała odziać się w bieliznę, co podczas ucieczki było raczej trudne, więc w duchu modliła się, by nikt z sąsiedztwa nie wyszedł na korytarz. Miała szczęście, bo udało jej się dobiec do windy, która akurat wjechała na piętro i o dziwo była pusta. Ufff… Odetchnęła z ulgą, słysząc w oddali głos kochanka, który krzyczał jej imię. Nie zwlekając więc dłużej, wpadła jak torpeda do środka i wcisnęła guzik z cyfrą 10, a gdy wrota zamknęły się przed nią, celowo zablokowała drzwi. Chciała mieć czas na doprowadzenie się do porządku, bo przecież dzieliły ich tylko dwa piętra, a to za krótko, by zdążyła się kompletnie ubrać. Kilka minut później była już gotowa, a więc odblokowała windę, która od razu ruszyła. Teraz potrzebowała tylko dobrej i w miarę logicznej wymówki dla męża. Bo przecież nie powie mu, że podczas swojej nieobecności spędziła namiętną noc z jego najlepszym kumplem. W sumie to nawet nie była pewna, czy zastanie Isandra w wynajmowanym apartamentowcu, ale wolała być przygotowana na najgorsze. Uchyliła lekko drzwi, wtykając dyskretnie głowę do szczeliny. Nikogo wewnątrz nie było, a przynajmniej tak wynikało z jej obserwacji. Weszła do środka i przekręciła klucz w zamku, by mieć pewność, że nikt jej nie przeszkodzi. Usiadła na łóżku i zaczęła przeraźliwie głośno płakać. Nie wiedziała, co się z nią działo. Nie rozumiała swojego zachowania, nie poznawała samej siebie. Jak jedna, nic nieznacząca chwila zapomnienia mogła zamienić się w kolejną i kolejną?! Pytała się w myślach, licząc, że znajdzie jakieś logicznie wytłumaczenie, ale jej rozpaczliwe wołanie odbijało się tylko echem i wracało ze zdwojoną siłą, nie udzielając żadnej odpowiedzi. Przypomniała sobie wszystkie chwile spędzone w ramionach Sebastiana, a jej ciałem wstrząsnął nieoczekiwany dreszcz, po którym skuliła się w kłębek i mocno zagryzła w zębach kawałek pościeli, by zagłuszyć płacz. Wydawało jej się, że trwało to całą wieczność, zanim udało jej się z deka uspokoić.
- Nie będę już więcej płakać. – powiedziała do siebie, pociągając nosem. – Przecież jestem w ciąży i nie mogę zbyt często narażać się na taki stres. Po prostu muszę unikać spotkań z nim, a z czasem wszystko wróci do normy.
Dłonią wytarła spływające po policzkach łzy, po czym sięgnęła do torebki po opakowanie chusteczek higienicznych. Jej słowa w prawdzie nie zabrzmiały tak wiarygodnie, jakby chciała, ale przynajmniej się starała. Wtedy jednak jeszcze nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, że oszukiwała samą siebie, czym nieświadomie robiła sobie krzywdę. I nagle usłyszała jak do pokoju wchodzi Isandro. A może to Sebastian? Przestań, wariatko o nim myśleć! Skarciła się w myślach i w mig doprowadziła się do porządku. Chcąc, nie chcąc, musiała zapomnieć o Sebastianie. Przynajmniej na chwilę obecną.

*****

Kiedy wszedł do pokoju, zauważył, że Gabi płakała. Zastanowiło go to, jednak w tej chwili miał poważniejsze problemy na głowie, niż zawracanie sobie dupy histeryzującą żoną. Wszystko go bolało po spektakularnej bójce z tym fiutem, który jego zdaniem uważał się za pępek świata. Przez niego musiał udać się do szpitala, ale dzięki niemu mógł też przy okazji poflirtować z pielęgniarką, której przypadł zaszczyt opatrzenia jego ran. Zdobył nawet jej numer telefonu, po czym doszedł do wniosku, że warto było dostać po mordzie. Żałował tylko, że w takich okolicznościach, bo Gabriela absolutnie nie była warta tego, aby się o nią bić. Oczywiście, w jego mniemaniu. Chętnie zostałby na obserwacji przez kilka dni, żeby nie musiał oglądać jej nadętej gęby ani słuchać niekończących się pretensji. Wypisał się jednak na własne żądanie, gdyż wiedział, że musi rozliczyć rachunki z Sebastianem. Miał już nawet gotowy plan, jak pozbyć się tego śmiecia. Musiał jedynie zadzwonić do paru osób, które za odpowiednią sumkę zgodzą się go dyskretnie sprzątnąć z pola bitwy. Koleś od pierwszej chwili działał mu na nerwy i miał go już serdecznie dość, więc postanowił dłużej nie znosić jego wybryków.
Ból prawego żebra był tak silny, że promieniował aż do kręgosłupa. Zawył jak pies obdzierany ze skóry i z indiańskim okrzykiem walnął się na łóżko. Wynajęcie ludzi do czarnej roboty musiało zaczekać do jutra, bo teraz mogłaby go usłyszeć ta suka, a poza tym czuł się okropnie. W pewnej chwili nawet przeszło mu przez myśl, że nadeszła jego godzina. Pomyślał, że wypadałoby zrobić rachunek sumienia, ale tak bardziej dla jaj, niż z poczucia winy. Zaśmiał się sarkastycznie, czym wywołał u siebie kolejną falę przeszywającego go na wskroś bólu. Cieszyło go też, że odkąd wszedł do pokoju, żona ani razu nie raczyła się do niego odezwać. Widocznie śmiertelnie się na niego obraziła za – jego zdaniem – „nic takiego” – i postanowiła wypróbować metodę cichych dni. Wcale mu to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie. Był cały happy, że nie musiał wysłuchiwać jej biadolenia. Miał tylko nadzieję, że to kojące milczenie potrwa jeszcze przez jakiś czas i oby jak najdłużej, bo na „do końca życia”, nie miał raczej co liczyć. A szkoda… Wielka szkoda. Gdyby chciał, mógłby ją uciszyć jednym pstryknięciem, ale to byłoby za proste, a on kochał wyzwania. Co prawda pokonanie Sebastiana do tej pory go przerosło, ale czuł, że tym razem złapał dobrą passę i szczęście uśmiechnie się do niego z nawiązką. Kątem oka zauważył, że Gabriela wstała z miejsca, z którego nie ruszała się od dobrych dwudziestu minut i wyciągnąwszy z szafy koszulę nocną, udała się w kierunku łazienki. Wtedy odetchnął z ulgą i zamknął oczy, czekając na nadejście Morfeusza. Nie raczył nawet ściągnąć przepoconych, brudnych ciuchów, które w danej chwili miał na sobie, bo uznał, że to strata czasu. A kiedy do sypialni wróciła brunetka, otworzył jedno oko. Musiał być czujny w razie, gdyby wpadła na pomysł brutalnego uduszenia go poduszką. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Kobieta wzięła tylko granatowy koc, który leżał na krześle i poszła pościelić sobie na kanapie.

*****

Od ostatniego spotkania Gabrieli i Sebastiana upłynął zaledwie tydzień i mimo że hotel był ogromny, to nie było dnia, żeby choć raz nie wpadli na siebie gdzieś przypadkiem. Czasem zdarzało się też, że to on celowo prowokował los, by chociaż przez chwilę ją zobaczyć, ale bez wątpienia główną rolę odgrywało tutaj przeznaczenie. Przeznaczenie, o którym żadne z nich nie miało bladego pojęcia. A może tylko udawali, że nie wiedzą, co się święci? Jedno było pewne. Gdyby ktoś teraz zamknął tych dwoje ludzi samych w jednym, ciasnym pomieszczeniu albo gdziekolwiek indziej, iskry leciałyby, a wióry sypały się jedna za drugą. I wcale nie z powodu negatywnych emocji, które nie zdążyły opaść po ostatnim razie. Po prostu wrzała w nich niewyobrażalna wściekłość, że są tak blisko, a jednocześnie tak daleko od siebie. Myśl, że nie mogą rzucić się sobie w ramiona i całować do utraty tchu, była niczym droga przez mękę. Brunetka z całych sił walczyła z tym uczuciem, zaś blondyn nie chciał na nią naciskać. Oboje to sobie komplikowali, bo sprawę można było załatwić znacznie prościej. I w danej chwili, kiedy spotkali się po raz drugi tego dnia w hotelowej restauracji, zamiast usiąść przy jednym stoliku i zdobyć się w końcu na szczerą rozmowę, bo oboje byli sami, więc mieli ku temu okazję, woleli trzymać się od siebie w bezpiecznej odległości. Może nie tyle Sebastian, co bardziej Gabriela. On wybrał miejsce w rogu sali całkiem niedaleko niej, a ona wtedy wstała i przeniosła się na drugi koniec jadalni. Unikała go jak tylko mogła, ale w gruncie rzeczy cholernie trudno było jej zachować obojętność względem jego osoby. Blondas wcale nie ułatwiał jej tego zadania, bo gdy tylko odnalazł jej spojrzenie, uśmiechnął się w jej kierunku i podniósł kieliszek wina w geście toastu. Prowokował ją i to było więcej niż pewne, a ją coraz bardziej zżerała od środka złość. W końcu nie wytrzymała. Nie mogąc dłużej znieść jego upierdliwego sposobu bycia, wstała w pośpiechu z krzesła i mimo że była głodna, postanowiła jak najszybciej opuścić budynek tego hotelu. Ucieczka to najlepsze, co mogła w tej chwili zrobić, żeby nie zwariować. Przerażała ją tylko wizja przejścia obok niego jak gdyby nigdy nic, co niestety było konieczne, bo innej drogi do wyjścia nie zauważyła. Niewiele myśląc, ruszyła szybko w stronę podwójnych, szklanych drzwi. Niestety, stało się to, czego obawiała się najbardziej. Mężczyzna stanął naprzeciwko niej, tarasując tym samym przejście i zmuszając, by się do niego odezwała.
- Dlaczego to robisz? – słysząc jej głos, uśmiechnął się triumfalnie, ciesząc się ze swojego zwycięstwa. Mniej ucieszył go jednak ton, jakim mówiła.
- Nadal nic nie rozumiesz? – zapytał, mając nadzieję, że coś do niej dotarło. – Nie rozumiesz, jakiego skurwiela poślubiłaś?
- Jedynym skurwielem, którego w tej chwili widzę, jesteś TY! – krzyknęła mu prosto w twarz i szybko odwróciła wzrok. Ramiączko jej bluzki lekko zsunęło się w dół.
- Doprawdy? – dotknął opuszkami palców jej nagiego ramienia, sprawiając tym gestem, że zadrżała.
- Przestań to robić! – wpadła w szał i ponownie spojrzała mu w oczy, jednocześnie zrzucając jego dłoń ze swojego ciała i poprawiając ubranie. – Bawi Cię to, że przez Ciebie wali się moje małżeństwo?!
- No czy Ty jesteś ślepa, do jasnej cholery?! – stracił cierpliwość, czym zwrócił uwagę wszystkich gości w restauracji.
Zdziwiło go, że dopiero teraz zostali usłyszani, bo przecież już kilka razy Gabriela podniosła głos. No, ale kobiety zawsze traktowało się łagodniej, więc to już jakieś usprawiedliwienie. Poza tym pewnie ludzie pomyśleli, że to zwykła, małżeńska sprzeczka o nieposkładane ręczniki czy coś równie głupiego. W każdym normalnym domu kłótnie to standard, chleb powszedni. Kwestia przyzwyczajenia. Tylko takie logiczne wytłumaczenie spóźnionego zapłonu innych, przyszło mu w tej chwili do głowy. Morał z tego taki, że kobiecie wolno trochę pokrzyczeć, a facetowi to już nie wypada. I gdzie tu, ku*wa, równouprawnienie?! – pomyślał.
- Chodźmy stąd. – złapał ją za rękę i wyciągnął na zewnątrz budynku, by móc porozmawiać z nią na osobności.
Kiedy znaleźli się już przed hotelem, wyrwała mu się, a potem go spoliczkowała. Mężczyzna, nie spodziewając się ciosu, nie zdążył się nawet obronić. Ale co się będzie tym przejmować, skoro wcale go nie zabolało? Fakt, upokarzające to jak diabli, ale z drugiej strony, cholernie przyjemnie było dostać po mordzie od tak olśniewająco pięknej niewiasty.
- To tylko potwierdza, że mam rację, księżniczko. – podsumował z nonszalanckim uśmiechem i delikatnie założył jej za ucho kosmyk włosów. – Ale dam Ci dobrą radę. Ściągnij jak najszybciej te różowe okularki i postaraj się zrozumieć, że zaufałaś niewłaściwej osobie. Przecież gdybym wtedy nie przybiegł na czas, ten łajdak by cię skrzywdził. – dodał spokojnie, utrzymując obiecujący kontakt wzrokowy.
- To był... – zaczęła, szukając odpowiedniego słowa – ...jego jednorazowy wybryk. Nigdy więcej się nie powtórzy. – dokończyła, nabierając w płuca powietrza i zaraz wypuszczając je ze świstem.
- Czyżby? A więc dlaczego się denerwujesz? – od razu wyczuł jej stan. – I czy jesteś pewna, że to się więcej nie powtórzy?
Zbił ją z tropu i nie była już pewna, czy wciąż rozmawiają o tym samym.
- Twoja obecność mnie denerwuje! – odsunęła się od niego na bezpieczną odległość, ignorując drugie pytanie.
- Nie. – zaśmiał się gorzko. – Ty się po prostu boisz, że znowu do czegoś między nami dojdzie, prawda?
- Wcale nie.
- Ależ tak. – sprzeczał się z nią. – A więc zaspokoję Twoją ciekawość i powiem, że nie masz powodu do obaw. Bo prędzej czy później i tak będziesz moja, a ten kutafon zapłaci za każdą Twoją łzę. – wyszeptał jej do ucha, po czym pochylił się i pocałował ją w rękę, a następnie odszedł w tylko sobie znanym kierunku.
- To ten debil musi jeszcze zrobić, żebyś w końcu przejrzała na oczy, Gabrielo? – pytał po drodze samego siebie i szlag go trafiał. – Ale z moją pomocą, stanie się to szybciej, niż myślisz. Muszę tylko dopracować kilka szczegółów i będzie git.

*****

Patrzył, jak zakuwają ją w żelazne kajdanki i siłą wpychają do policyjnego radiowozu. Nie mógł jednak nic zrobić, bo po tym jak próbował urządzić akcję ratunkową, wyrywając jednemu z funkcjonariuszy broń, trzech gliniarzy musiało interweniować. Wtedy pistolet wystrzelił, ale na szczęście obyło się bez ofiar śmiertelnych. Tak więc teraz David stał, a raczej szarpał się na wszystkie możliwe sposoby i modlił się o wolność. Pilnował go prawie cały komisariat, podczas kiedy Leticia była przewożona do aresztu. Kierowca zablokował drzwi od środka i ruszył, a dziewczyna położyła obie uwięzione dłonie na bocznej szybie samochodu. Dopiero wtedy policjanci puścili Davida, a ten od razu rzucił się w pogoń za odjeżdżającym radiowozem. Zdążył złapać się jeszcze tylnego zderzaka i spojrzeć na nią po raz ostatni. Mignęła mu jej smutna, zapłakana twarz i nogi jakby stały się cięższe o tysiąc ton. Nie mógł znieść jej cierpienia. Po kilku minutach został sam. Uklęknął na kolana i wybuchnął takim rozpaczliwym i donośnym płaczem, że nikt przy zdrowych zmysłach, nie był w stanie sobie tego wyobrazić. Na dokładkę lunął deszcz i w momencie zmoczył go od stóp do głów.
- Boże, dlaczego ona?! – wrzasnął na całe gardło, kierując wzrok do nieba.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
CamilaDarien
Początkujacy
Początkujacy



Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cieszyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:29, 20 Lip 2015 Powrót do góry

Rozdział 7


Dwudziesta druga wieczorem… Dwudziesta trzecia… Północ… Pierwsza w nocy… Druga w nocy i do drzwi komisariatu zaczął dobijać się ostro nabuzowany facet, od którego na odległość było czuć alkohol. Kopał, walił pięściami i wrzeszczał jak opętany, najwyraźniej nie mając zamiaru uspokoić się nawet na chwilę.
- Wypuście ją! Ona jest niewinna! Słyszycie?! Niewinna!!! Leticia nic wam nie zrobiła, wy policyjne gnidy! Wypuście ją!!!
David padł na kolana u wrót bramy, przeklinając w duchu dzień wypadku, bo od niego właśnie zaczął się cały ten pieprzony wyścig z czasem. Brak jakiejkolwiek reakcji ze strony władz, podziałała na niego jak płachta na byka. Brunet poderwał się gwałtownie do pionu, gdy nad jego głową zawisły ciemne chmury, zwiastujące nadchodzącą ulewę. Nim się obejrzał, stał już w strugach deszczu i moknął. Nagle zupełnie nieoczekiwanie w drzewo oddalone od niego o kilka metrów, uderzył piorun. David Javier Ramirez usłyszał huk i spojrzał na przewrócony dąb, a potem na jego pień, nadal tkwiący po korzenie w ziemi. Dopadł szybko do samochodu – który prowadził po pijaku, żeby tutaj dotrzeć – i otworzył bagażnik, po czym wyjął z niego grubą linę i solidną pętlą otoczył wiekowy pień, a drugi koniec przywiązał do swojego czarnego SUV-a. Przemoczony do suchej nitki, wsiadł za kierownicę, odpalił silnik, wrzucił pierwszy bieg i do podłogi wcisnął pedał gazu, co spowodowało, że auto ruszyło z piskiem opon i w błyskawicznym tempie stało się to, co brunet w danej chwili zamierzał. Kilka sekund później pod wpływem adrenaliny i rosnącej desperacji, otrzymał w prezencie mięśnie polskiego strongmena Mariusza Pudzianowskiego i trzymał już w rękach brązowy kloc, z całą mocą uderzając nim w solidne dębowe drzwi, dopóty, dopóki ich nie wywarzył. Widać, nie były takie solidne – pomyślał i zatoczył się, kiedy odrzucał na bok ciężki przedmiot, którym właśnie dokonał rozboju. Nie zdążył jednak wtargnąć do środka niczym rządny zemsty terrorysta, bo stróże prawa zaalarmowani hałasem, w mgnieniu oka zjawili się na posterunku i unieruchomili ręce włamywaczowi, zamykając je w zimnych kajdankach…

***

Kiedy wychodził z pokoju, a następnie z całego budynku hotelu, jego żona jeszcze smacznie spała na kanapie, gdzie pościeliła sobie równo siedem dni temu. Niezmiennie od tego czasu małżeństwo sypiało osobno, pomijając oczywiście dość istotny fakt, że wygodnicki mąż bezczelnie zajął sypialnię, skazując tym samym kręgosłup Gabrieli na prawdziwe męki. Niewiele pamiętał z wczorajszego wieczoru, bo przez kilkanaście godzin chlał w barze za rogiem, a gdy wrócił jego giętkie ciało opadło z impetem na łóżko i niemal natychmiast umysł odpłynął do krainy Morfeusza. Na pozór noc była to jedyna pora dnia, kiedy Isandro wyglądał na bezbronnego chłopca, niezdolnego skrzywdzić kogokolwiek. Prawda jednak mocno odbiegała od tego założenia, bo gdy słońce wschodziło za oknem, a mężczyzna budził się z głębokiego snu, w niczym nie przypominał już to samo bezbronne dziecko, a jedynie wytatuowanego cwaniaczka o groźnym wyrazie twarzy z kryminalną przeszłością. Krążyły nawet plotki wśród tych, którzy go znali, że Caballero lunatykuje. Nikt jednak oficjalnie nie potwierdził ani nie zaprzeczył tej teorii.
Brunet zmierzał właśnie w kierunku budki telefonicznej w najbardziej odległej części miasta, by skontaktować się z człowiekiem, któremu tydzień temu zlecił wykonanie czarnej roboty. Wrodzony spryt nie pozwalał mu na najdrobniejszy błąd, dlatego musiał użyć telefonu publicznego, by nikt nigdy nie powiązał jego osoby z tragicznym wydarzeniem, które zaplanował specjalnie dla Sebastiana.
- Wszystko gotowe? – rzucił oschle do słuchawki, uprzednio wykręcając odpowiedni numer.
- Jasna sprawa, szefie. – odpowiedział ochoczo męski głos po drugiej stronie. – Teraz czekamy na dalsze instrukcje.
- Dzisiaj o północy. – odparł krótko tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Dwa dni temu zrobiłem przelew na Twoje konto, więc podziel się kasą z chłopakami. To pierwsza połowa, resztę dostaniecie jak będzie już po wszystkim. Jeśli się dobrze spiszecie, pomyślę o jakiejś premii, ale jeśli nawalicie, chyba nie muszę mówić, co się z Wami stanie. – dodał po chwili i szybko się rozłączył, nie czekając na odpowiedź. Było bowiem jasne, że jego ludzie muszą go słuchać, bo inaczej kulka w łeb i po krzyku.

***

- Cześć, piękna. Seksownie wyglądasz w tej obcisłej bluzeczce. – Sebastian na powitanie uśmiechnął się nonszalancko do recepcjonistki, rzucając banalnym tekstem. W końcu musiał laskę jakoś zbajerować, jeśli chciał, żeby ta pomogła mu w wykonaniu jego perfekcyjnego planu. Bez pomocy tej długonogiej blondynki można by rzec, że leżał i robił pod siebie, a on nigdy się nie poddawał, więc byłoby to dla niego niczym samobójstwo. Poza tym Sandra miała u niego dług wdzięczności, więc raczej nie powinna mu odmówić. Mężczyzna wierzył, że jak tylko użyje swojego uroku osobistego, to kobieta we wszystkim mu ulegnie i od razu się zgodzi.
- Skoro witasz się ze mną i z miejsca obsypujesz komplementami, to już się boję. – zaśmiała się szczupła recepcjonistka, przewracając teatralnie oczami. – O co chodzi? – zapytała, zerkając w międzyczasie na ekran monitora, gdyż usłyszała sygnał nowej wiadomości na poczcie elektronicznej.
- Kiedy ze mną rozmawiasz, patrz mi w oczy, skarbie. – blondyn złapał w dłoń podbródek dziewczyny, wymuszając spojrzenie, a na jego ustach zawitał rozbrajający uśmiech.
- Wybacz, musiałam coś sprawdzić. Czekam na ważnego maila. – wyjaśniła, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że nie musi mu się tłumaczyć.
- Jak kocha, to poczeka. – zażartował, by sekundę później przybrać już poważniejszy wyraz twarzy. – Przechodząc do rzeczy, w obecnej chwili jestem potrzebującym człowiekiem i musisz mi pomóc, Sandra. Od Ciebie zależy moje być albo nie być, rozumiesz? – zabrzmiało groźnie.
- W co Ty się znowu wpakowałeś, Seba? – zapytała podejrzliwie blondynka, przeczesując palcami swoje długie, lśniące włosy.
- Zakochałem się. – sam nie wiedział, czy skłamał, czy powiedział prawdę. Po prostu musiał użyć mocnych argumentów i uznał, że w ten sposób ją przekona.
- Że co przepraszam?! – gdyby kobieta w tym momencie coś piła bądź jadła, z pewnością by się zakrztusiła z wrażenia.
- No, nie patrz tak. Może to dziwne, ale wbrew pozorom ja też mam uczucia. – uśmiechnął się półgębkiem, spierając łokcie na blacie. – Każdego kiedyś dopada, czyż nie? – mrugnął do niej, starając się brzmieć wiarygodnie na tyle, na ile to możliwe.
- To do Ciebie nie pasuje, dlatego bardziej stawiałabym na to, że pomyliłeś pojęcie „miłość” ze zwykłym pociągiem fizycznym. – wyraziła swoje zdanie, czym sprowadziła na siebie gromiące spojrzenie przyjaciela z liceum.
- Ludzie się zmieniają. – odparł beznamiętnie. – Więc jak będzie? Poratujesz mnie w potrzebie czy jednak wyślesz do diabła?
Kobieta westchnęła ciężko.
- Na czym konkretnie miałaby polegać moja rola?
- Jesteś znakomitą aktorką, więc poradzisz sobie bez większych problemów. – rzekł rozbawiony, ale jednocześnie wdzięczny, że Sandra w ogóle zechciała go wysłuchać. – Twoje zadanie polega na wkręceniu pewnego zupełnie niegroźnego idioty, który uważa się za pępek świata i myśli, że wszystko mu wolno, a za pieniądze kupi sobie milczenie całego świata. W rzeczywistości to obślizgły szczur skamlący o litość i trzęsący portkami ze strachu. – zakończył z drwiącym uśmieszkiem.
- A co ten facet ma wspólnego z Twoją kobietą? – dociekała blondynka.
- Lepiej dla Ciebie jak nie będziesz wnikać w szczegóły, słonko. – odchrząknął znacząco, widząc wchodzącego do hotelu Isandra i ukrył twarz pod kapeluszem, który zwinął z głowy stojącemu obok jakiemuś dziadziusiowi z laską. – Zaraz oddam. – rzucił szybko i odwrócił głowę w przeciwnym kierunku, by rywal go nie rozpoznał. – Dziękuję. – Sebastian położył kapelusz z powrotem na siwą czuprynę zaskoczonego dziadka, kiedy brunet zniknął mu już z oczu.
- Co Ty wyprawiasz? – zapytała rozbawiona całą tą sytuacją recepcjonistka.
- To był właśnie ten obibok, którym trzeba się troskliwie zająć, podczas gdy ja będę wykonywał drugą część swojego planu. – wyjaśnił, machając kciukiem ponad własnym ramieniem, wskazując kierunek, w którym udał się mąż Gabrieli. – Nie może mnie zobaczyć, bo inaczej zacznie coś podejrzewać.
- Jego obita buźka to twoje dzieło? – ledwo powstrzymywała się, by nie wybuchnąć śmiechem.
- Nie trudno zgadnąć. – odparł niezbyt jasno.
- Powiesz mi o nim coś więcej?
- Spodobał Ci się? – zaśmiał się Seba. – Dam Ci dobrą radę, trzymaj się od niego z daleka. Zrób, o co proszę i na tym koniec, jasne? – zmierzył ją rozkazującym spojrzeniem.
- No dobra, ale robię to tylko przez wzgląd na naszą długoletnią znajomość i gdyby nie fakt, że też wiele razy mi pomogłeś, skopałabym Ci tyłek. – uprzedziła lojalnie, odgarniając z twarzy zbłąkany kosmyk włosów.
- Dzięki za szczerość. – rzucił, obdarzając ją jednym z tych swoich boskich uśmiechów, po których laskom miękły nogi. – Na początek poszukaj jakiegoś wolnego pokoju, a potem powiem Ci co dalej.

***

Jego żony nie było w pokoju, kiedy wrócił. Pewnie znowu się gdzieś szlajała, ale to akurat go nie zmartwiło, a wręcz przeciwnie. Cieszył się, że nie musiał oglądać jej tak często. Od pewnego czasu miał nieodpartą ochotę na nią zwymiotować i gdyby nie fakt, że potrzebował mieć Gabrielę po swojej stronie przy starcu pierwszego stopnia z Sebastianem, to już dawno zabiłby ją bez jednego mrugnięcia okiem. Jednak jak tylko pozbędzie się tego śmiecia ze świata żywych, od razu poczęstuje brunetkę kulką w brzuch, zabijając przy okazji jeszcze tego bachora, który podobno był jego, ale on nie miał tej pewności. Rozsiadł się wygodnie w fotelu, nalewając sobie do szklaneczki odrobinę whiskey i delektując się jej pełnym smakiem. Zaklął siarczyście pod nosem, kiedy usłyszał nieznośny sygnał dzwoniącego telefonu. Osoba, która ośmieliła się mu przeszkodzić, najwyraźniej nie zamierzała zrezygnować, dlatego dla świętego spokoju, Isandro zdecydował się odebrać.
- Słucham?! – niemal krzyknął do słuchawki.
- Witam, z tej strony recepcja. – odpowiedział mu słodki kobiecy głos. – Czy mógłby pan zejść na dół? Chciałabym z panem zamienić kilka słów.
- Jeśli chcesz się umówić na randkę, mała, to zaczekaj chwilę, bo muszę spojrzeć do swojego kalendarza, gdyż mam bardzo napięty terminarz. – według niego był to oryginalny tekst na podryw i niepowtarzalna okazja do zdrady.
- Chodzi o coś znacznie poważniejszego, panie Caballero. – nieco wytrącona z równowagi blondynka zwróciła się do mężczyzny po nazwisku.
- Lubię kobiety, które od razu przechodzą do rzeczy. – skwitował z triumfalnym uśmieszkiem, sądząc, że chodzi jej o seks. – Zaraz będę, skarbie. – dodał ochoczo i w podskokach wyszedł z apartamentu, zamykając za sobą drzwi.
W błyskawicznym tempie znalazł się na parterze i podszedł do recepcjonistki, układając usta w dzióbek.
- Oto pański klucz do zastępczego pokoju. – odparła kobieta, kiedy tylko ujrzała bruneta i widząc jego niemałe zaskoczenie, wyjaśniła: – W zajmowanym przez państwo apartamencie zalęgły się szczury i całe piętro poddane zostanie deratyzacji. Od tej chwili winda nie zatrzymuje się na ostatnim poziomie, dlatego proszę udać się od razu na czwarte piętro do pokoju 310, a za kilka godzin ktoś z obsługi przyniesie walizki. – zakończyła swój występ, zastanawiając się, czy mężczyzna jej uwierzył, bo stał jak słup soli, wpatrując się w nią z otwartą buzią. – To wszystko, dziękuję. – dodała, chcąc jak najszybciej się go pozbyć i najwidoczniej zadziałało, bo Isandro bez słowa odwrócił się na pięcie i zrezygnowanym krokiem, ruszył w kierunku wind. Nie był już taki radosny, jak jeszcze kilka minut temu.

***

Tymczasem Sebastian pakował właśnie ciuchy swojego wroga do walizki. Do środka udało mu się wejść za pomocą zapasowego klucza dla sprzątaczek, który dostał w recepcji od swojego zaufanego człowieka. Uśmiechał się przy tym pod nosem, bo jak na razie wszystko szło zgodnie z planem. Gdyby nie Sandra to nigdy nie udałoby mu się tego tak mistrzowsko rozegrać. Faktem było, że grał nieczysto, ale z takim szczurem jak Isandro inaczej się nie dało, a poza tym blondyn uwielbiał go wkurwiać. Nagle poczuł wibracje telefonu w kieszeni, więc wyciągnął go szybko i spoglądnął na wyświetlacz, gdzie widniał napis „numer zastrzeżony”. Odebrał, ale właściwie nie wiedział po co.
- Tu Seba, nie mogę teraz rozmawiać. Po usłyszeniu sygnału, zostaw wiadomość. Piiiiiiiiii… – wydukał do słuchawki, mając nadzieję, że ktoś uwierzy, iż połączył się z automatyczną sekretarką.
- Stary, co Ty odpierdalasz?! – Ups, chyba się nie udało oszukać tej osoby, a dokładniej Davida, bo to jego głos w danej chwili blondyn usłyszał. – Przecież wiem, że to Ty, Seba. Nareszcie raczyłeś odebrać ten jebany telefon! – ściszał głos przy każdym kolejnym przekleństwie, obserwując spacerującego w tę i z powrotem strażnika.
- Co się stało? – zapytał Sebastian, nie odrywając się ani na chwilę od wykonywanej i cholernie absorbującej czynności.
David musiał uważnie dobierać słowa, żeby nie wsypać samego siebie i przy okazji kumpla oraz reszty załogi też.
- UFO na nas napadło i porwało mój najdroższy skarb, a ja w odwecie zdemolowałem im statek kosmiczny i chyba nie muszę mówić, gdzie w efekcie wylądowałem. – streścił w jednym zdaniu wydarzenia z poprzedniego dnia, posługując się dość śmiesznym szyfrem. „UFO” miało być jakże celnym określeniem policjantów, „napadło” znaczyło, że znaleźli ich kryjówkę, „najdroższy skarb” to oczywiście jego ukochana Leti, a „statek kosmiczny” ma się rozumieć komenda stołeczna miejscowej policji. Strażnik spojrzał z ukosa na więźnia, zastanawiając się, czy aby na pewno facet nie był chory psychicznie, zaś David miał wrażenie, że pracują tu sami idioci. I tak faktycznie było.
- Że ku*wa co?! – oburzył się blondyn, w mig porzucając zajęcie pakowania walizki. – Zapuszkowali cię?! – Sebastian bez trudu zrozumiał, o co przyjacielowi chodziło. W końcu był szefem gangu i musiał się jakoś porozumiewać ze swoimi ludźmi, gdy zachodziła potrzeba dyskrecji. – I po cholerę żeś zrobił rozróbę na komisariacie?! Chcesz żeby wszystkich nas złapali, durniu?! – wkurzył się nie na żarty.
- A co miałem robić, jak od kilku dni nie odbierałeś ode mnie telefonów?! – oburzył się brunet, przyciskając mocniej słuchawkę do ucha.
- Na pewno nie to! – zagrzmiał, aż zadrgały mu kości policzkowe. – Miałem oddzwonić, ale zawsze coś mi w tym przeszkadzało, a poza tym nie wiedziałem, że to takie pilne!
- No, to już wiesz. – odparł stanowczo i odchrząknął, kiedy zauważył, że strażnik niebezpiecznie zbliżał się w jego kierunku. – Koniec amorów, stary. Wracaj natychmiast i wyciągnij nas stąd, bo inaczej wysadzę w powietrze cały ten pieprzony statek kosmiczny i nie będzie kogo zbierać. – po tych słowach bezczelnie rzucił słuchawką wściekły na kumpla, że cały jego czas pochłaniała ostatnio czarnowłosa piękność, a interesy odstawił na boczny tor. Obwiniał go o to, co się stało, bo gdyby był tutaj na miejscu, nigdy nie dopuściłby do takiej sytuacji.
- Ku*wa mać. – zaklął siarczyście pod nosem i energicznymi ruchami zaczął wrzucać pozostałe części garderoby Isandra do otwartej walizki.
Nie mógł tak od razu rzucić tego wszystkiego w cholerę i wrócić do stolicy, bo musiał dokończyć to, co już zaczął. Nie wybaczyłby sobie bowiem, gdyby teraz odpuścił. Za dużo wysiłku w to włożył i nie zamierzał zrezygnować ze swojego planu. Nie na tym etapie. Zamknął torbę i postawił ją na podłodze, wyciągając metalową rączkę. Wyszedł z pokoju i zjechał windą do recepcji, chcąc tam zostawić bagaż, ale pech chciał, że po drodze natknął się na Ritę, która na jego widok zaszczebiotała wesoło i bezceremonialnie uwiesiła się swojemu ex na szyi. Sebastian bez słowa odsunął ją od siebie na bezpieczną odległość, zastanawiając się równocześnie, jak ma się jej pozbyć, by nie przeszkadzała. Jakkolwiek dziwnie to zabrzmiało, wcale nie chciał jej zabić, sprzątnąć ani skasować, a jedynie pragnął, żeby zniknęła mu z oczu i niczego nie spieprzyła. Dopiero kiedy wpadł na całkiem niezły pomysł, odezwał się:
- Skarbie, dobrze wiesz, że nie lubię obściskiwać się publicznie.
- To może chodźmy do Twojego pokoju, co Ty na to? – zagadnęła brunetka, kokietując Sebastiana i posyłając mu powłóczyste spojrzenie.
- Myślę, że to dobre rozwiązanie, ale zmieniłem właśnie pokój na inny, bo tamten nie spełniał moich oczekiwań. – wyjaśnił, choć był to tak oklepany tekst, że wątpił, by kobieta mu uwierzyła. – Chciałem z widokiem na panoramę miasta, a dostałem z widokiem na morze. – dokończył, przeczesując jasne włosy palcami.
- Dlaczego nie zrobiłeś tego od razu, jak przyjechałeś? – zdziwiła się Rita, lustrując go podejrzliwym wzrokiem.
- Wtedy jeszcze nie mieli wolnych tych pokoi, a teraz właśnie jeden się zwolnił, więc postanowiłem skorzystać. – wymyślił na poczekaniu. Boże, jak to banalnie zabrzmiało.
- Okej, więc prowadź, tygrysie. – odparła stanowczo, uśmiechając się figlarnie.
- Nie teraz. – powiedział krótko. – Przyjdź za godzinę, bo muszę mieć czas, żeby przygotować dla Ciebie niespodziankę. – skłamał. Niespodzianka była już dawno gotowa, ale w danej chwili musiał jakoś ją spławić, żeby przedwcześnie nie zaczęła niczego podejrzewać. Poza tym chciał dać sobie czas na rozmowę z Gabrielą, bo że kobieta do niego przyjdzie, to było więcej niż pewne.
- Niespodziankę? – zapytała mocno zaskoczona. – Dla mnie?
- Tak. – potwierdził skinieniem głowy, nie zagłębiając się w szczegóły. – Czwarte piętro, pokój numer 310.
- Będę na pewno. – zaćwierkała i namiętnie pocałowała swojego wybranka w usta.
Zniósł jej pocałunek, choć miał ochotę go jak najszybciej przerwać. Minutę później Rita cała w skowronkach wsiadła do windy, a Sebastian rzucił Sandrze porozumiewawcze spojrzenie i wręczył jej walizkę wroga, prosząc, by ktoś z obsługi dostarczył ją na górę.
- Aha, jeszcze jedno. – przypomniał sobie. – Jak przyjdzie do niego ta kobieta, z którą przed chwilą rozmawiałem, zamknijcie ich w środku na klucz. – zabrzmiało bardziej jak rozkaz, aniżeli prośba. – Oto napiwek dla tego kolesia z obsługi. Wygląda na rozumnego człowieka. – wręczył blondynce sto pesos, wskazując na mężczyznę witającego gości przy drzwiach i zniknął za filarem.

***

Ten dzień wyczerpał ją do granic możliwości. Wróciła właśnie z bardzo długiego spaceru po parku, w drodze powrotnej odwiedzając kilka sklepów z damską odzieżą, by się nieco rozerwać (nie na strzępy, chodziło raczej o taką formę rozrywki). Isandra oczywiście nie było w pokoju i sama nie wiedziała, czy ma się z tego powodu cieszyć czy płakać. Rzuciła torby z zakupami na łóżko i usiadła na brzegu szafki nocnej, ściągając z nóg wysokie czarne szpilki. Nogi wręcz wchodziły jej do tyłka od pięciogodzinnego łażenia po mieście bez konkretnego celu, ale musiała ochłonąć po ostatnich przeżyciach i poukładać sobie wszystko w głowie. Jednak jedyne co udało się jej poukładać – a raczej powrzucać – to ubrania w papierowych torbach kupione na wyprzedaży. Odrzuciła buty w kąt i w geście bezradności dwa razy potarła czoło. Mimowolnie spojrzała w stronę szafy, której drzwiczki były nieznacznie uchylone i poczuła nagłą ochotę, by przebrać się w coś lżejszego, bo w tych dżinsach i bluzeczce z trzy czwartym rękawem, było jej już okropnie gorąco – bowiem kiedy wychodziła wczesnym rankiem na dworze było jeszcze dość chłodno. Zerwała się gwałtownie z miejsca i zdecydowanym ruchem otworzyła szafę, sięgając ręką na najwyższą półkę po jasnoniebieską luźną bluzkę koszulową i równie przewiewne krótkie spodenki. W pierwszej chwili w ogóle nie zajarzyła, że coś nie gra, bo wzrokiem odprowadzała się już do łazienki, a ciuchy brała na tak zwanego „czuja”. Po prostu pamiętała, gdzie ostatnio je położyła, więc nie musiała nawet patrzeć, by wiedzieć gdzie leżą. Wzięła szybki prysznic i po kwadransie przebrana i świeżutka wróciła do sypialni. Odpięła dwa górne guziki koszuli, ukazując rąbek swojego idealnego biustu i nieobecnym wzrokiem omiotła całe pomieszczenie. Zakryła usta dłonią, kiedy zauważyła na wpół gołe półki w otwartej szafie (z rozmachu zapomniała ją zamknąć). Jej oczy zaszkliły się od łez, bo w danym momencie Gabi zdała sobie sprawę z tego, że mąż zostawił ją samą w ich podróż poślubną i wrócił do Meksyku, zapewne w towarzystwie jednej ze swoich kochanek. Bo niby jak inaczej miała wytłumaczyć fakt, że nigdzie nie było jego cholernych ubrań?! Spakował manatki i wyjechał! To było dla brunetki jasne.
- Pieprzony sukinsynie! – otworzyła okno na oścież i krzyknęła na cały głos, dając upust swojej frustracji. – Zapłacisz mi za to. – dodała już ciszej.
Wyszła z pokoju, z furią zatrzaskując za sobą drzwi i zbiegła po schodach na piętro, gdzie zatrzymał się Sebastian. On jeden nigdy jej nie zawiódł (głównie seksualnie, ale jednak). Co prawda znali się krótko, ale był jej bliższy, niż własny mąż. Teraz ogromnie go potrzebowała i nie bała się do tego przyznać. Nie dzisiaj. Bez pukania wparowała do środka, wywołując swoim zachowaniem triumfalny uśmieszek na ustach blondyna.
- Dłużej nie wytrzymam, Seba. – pod wpływem niekontrolowanych emocji po raz pierwszy zwróciła się do mężczyzny zdrobniale. – Zabierz mnie stąd, proszę. – złożyła rękę w błagalnym geście, a on w odpowiedzi nakrył jej wargi swoimi i oboje zatracili się w słodkim, trwającym wieczność pocałunku.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
CamilaDarien
Początkujacy
Początkujacy



Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cieszyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:30, 20 Lip 2015 Powrót do góry

Rozdział 8


Jego pocałunki za każdym razem zwalały ją z nóg. Były takie czułe, a zarazem namiętne, że nie potrafiła mu się oprzeć. Wiedziała, że to co robi, to skrajne szaleństwo i kiedyś przyjdzie jej za nie zapłacić naprawdę wysoką cenę, ale teraz nie chciała o tym myśleć. Nie w jego ramionach! Sebastian był pierwszym mężczyzną, który tak silnie działał na jej zmysły. Pożądała go. Pragnęła go dotykać, pieścić, całować, złamać z nim wszelkie swoje zasady moralności, ale przede wszystkim kochać się z nim do utraty tchu i bez opamiętania. On bowiem również tracił nad sobą kontrolę, kiedy tylko Gabi pojawiała się w pobliżu. A do cholery, nie mógł sobie pozwolić, by jakaś tam kobieta stała się jego słabym punktem! Tacy ludzie jak on, nie mają słabych punktów. Nie mogą ich mieć! Walczą i wygrywają – bez jednego mrugnięcia okiem. Nigdy nie pudłują, strzelając do tarczy z broni palnej, ani tym bardziej do zdrajców takich jak Isandro Caballero. Nazwisko tego typa mówiło jasno, że jest dżentelmenem i za takiego też uważało go większość środowiska, w którym się obracał, jednak Sebastian lepiej niż ktokolwiek inny wiedział, że mężczyźnie było bardzo daleko do prawego człowieka, za którego tak usilnie próbował uchodzić.
Gabriela pogłębiła pocałunek, wkładając w niego tyle uczucia, ile tęsknoty nagromadziło się w jej sercu przez te kilkanaście godzin. Boże, ona przez niego wariuje! Ona już zwariowała! Na jego punkcie! Z mił… Cholera, przecież nie mogła go kochać!
- Nie mam pojęcia – zaczęła cicho, łapiąc powoli oddech, kiedy już oboje oderwali się od siebie na dłuższą chwilę – dlaczego ciągle wracam do Ciebie, chociaż powinnam wiernie trwać u boku mego męża, którego jeszcze do niedawna wydawało mi się, że kochałam.
- No cóż... Może to mój urok osobisty sprawia, że nie potrafisz mi się oprzeć? – zaśmiał się blondyn, ponownie przyciągając do siebie brunetkę. Zamiast jednak wpić się namiętnie w jej usta, mocno ją objął.
- Może Ciebie to bawi, ale ja jestem przerażona – odparła niepewnie, wtulając się jednocześnie w jego silne ramiona.
- Ty drżysz, kochanie – zauważył chytrze, celowo muskając wargami jej szyję.
- To szaleństwo, ale... – zawahała się.
- Tak? – podjął natychmiast. – Dokończ, proszę.
- Chcę z Tobą uciec na koniec świata – odpowiedziała na jednym tchu, po czym pocałowała go najnamiętniej jak tylko potrafiła.
Odwzajemnił ten gest, wpychając jej język do gardła, lecz już po chwili chwycił Gabrielę za ramiona, zmuszając ją tym samym, by na niego spojrzała.
- Posłuchaj, zabiorę cię stąd, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Że przysięgniesz, że się we mnie nie zakochasz – wyrzucił to z siebie, choć w środku aż go skręcało, by wyznać jej prawdę. – Bo ja nie jestem dobrym człowiekiem.
- Za późno... bo ja już się w Tobie zakochałam – wydusiła, patrząc mu w oczy.
Sama nie wierzyła, że w końcu to powiedziała, ale chciała czy nie, musiała się z tym pogodzić. Nie wiedziała, czy można kochać dwóch facetów na raz, ale jeśli tak było, to Sebastian niewątpliwie był na pierwszym miejscu w tej rywalizacji.
Mężczyzna w odpowiedzi ponownie przytulił Gabi, nie składając jednak żadnych deklaracji. Przymknął mocno powieki i zacisnął zęby, by jakoś znieść owe wyznanie i nie odwdzięczyć się jej tym samym. Czuł złość na samego siebie, że dopuścił do takiej sytuacji, w której musi wybierać między możliwą szansą na miłość a zemstą na swoim największym wrogu. Obie sprawy były dla niego ważne, dlatego na obecną chwilę nie zamierzał zrezygnować z żadnej z nich. Czas pokaże, jak potoczy się dalej ich historia.

*****

Była wręcz pewna, że ta noc będzie niezapomniana. I wbrew pozorom miała rację, tyle że nie z tym facetem w roli głównej, którego dziś wieczorem spodziewała się zobaczyć nago. Wystroiła się więc jak choinka na Boże Narodzenie. Włożyła ciuchy najdroższej marki, a dodatkowo spryskała się jeszcze równie drogimi perfumami i oczywiście poobwieszała się mnóstwem bezużytecznej biżuterii. Takie puste panny jak Rita nie myślały jednak logicznie, bo skoro zaraz i tak miała to wszystko zdjąć, to jaki miało sens aż tak się starać? No cóż... Taka już była Rita.
Po kilku minutach pukała już do nowego pokoju hotelowego – jak sądziła – Sebastiana. W istocie w środku był Isandro i właśnie brał prysznic. Za filarem zaś czaił się pracownik tegoż luksusowego hotelu, który dostał spory napiwek za zamknięcie tej dwójki na klucz. Długo nikt nie otwierał, dlatego brunetka nacisnęła na klamkę, a że było zamknięte, włamała się, używając do tego wsuwki do włosów. Będąc już we wnętrzu pokoju, usłyszała szum wody dochodzący z łazienki. Postanowiła nie przeszkadzać ukochanemu, gdyż tym razem wolała zabawić się z nim na swoich zasadach. Rozgościła się więc, sadowiąc się wygodnie w głębokim, miękkim fotelu, nalewając sobie uprzednio szklaneczkę whiskey. Popijając swój trunek, czekała na Sebę. A kiedy zamiast niego jej oczom ukazało się wyrzeźbione jak z katalogu Playboya ciało Isandra, kobieta zaniemówiła z wrażenia, a przede wszystkim ze zdziwienia. Mężczyzna był niemniej zaskoczony obecnością kochanki w zastępczym pokoju, który dzielił wraz z żoną. Nagle oboje usłyszeli szczęk klucza w zamku.
- Co jest, do cholery?! – obruszył się brunet, podbiegając w pośpiechu do drzwi i próbując je otworzyć. – To Twoja sprawka? – zwrócił się bezpośrednio do Rity, rzucając jej oskarżycielskie spojrzenie.
- Dlaczego zawsze jestem główną podejrzaną, gdy dzieje się coś dziwnego? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. – Zaręczam ci, że nie mam z tym nic wspólnego.
- To co Ty właściwie tutaj robisz? – zapytał, kiedy emocje trochę opadły.
- Umówiłam się z Sebastianem.
- A więc wszystko jasne! – zaśmiał się Isandro na dźwięk imienia swojego wroga. – To on wszystko ukartował – dokończył, coraz bardziej zanosząc się śmiechem.
- To cię bawi?
- Nie będę przecież płakał – wyjaśnił bez ogródek. – Nasz drogi Sebuś powinien się bardziej postarać, jeśli chce mnie wyprowadzić z równowagi.
- Wiesz, na wojnie i w miłości wszystkie chwyty dozwolone – skwitowała Rita z półuśmieszkiem na twarzy. – Spójrz na to z innej strony – dodała, po czym polizała ucho kochanka.
- Tak, a na przykład z jakiej? – udał, że nie wie, o co chodzi.
- A na przykład z takiej, że przed nami cała noc, pełna mił0snych uniesień.
Po tych słowach brunetka wpiła się w usta mężczyzny, łechtając językiem jego podniebienie. On nie był jej dłużny i w odpowiedzi rzucił ją na łóżko, jednocześnie zrywając z niej ubranie.

*****

Chodził po celi w tę i z powrotem, czekając na jakiekolwiek dobre wieści, ale jak na złość żaden ze strażników nie przychodził go uwolnić. Spędził za kratkami kilkanaście godzin, zanim zjawił się Sebastian i wpłacił za niego kaucję, posługując się kartą kredytową Isandra, którą niepostrzeżenie zwinął z torebki Gabrieli, kiedy ta zniknęła na pięć minut w toalecie samolotu. Teraz kobieta siedziała na ławce przed budynkiem, by nie przeszkadzać nowemu ukochanemu w ratowaniu przyjaciela z opresji. Chwilę później David opuścił komisariat policji w towarzystwie blondyna.
- Gabi, pozwól, że Ci przedstawię – odezwał się Seba, wyciągając dłoń w kierunku dziewczyny. – To jest mój kumpel, David Javier Ramirez – wskazał ręką na bruneta. – A to Gabriela Lucia Montenegro, moja…
- Miło mi – przerwała mu brunetka, witając się przyjaźnie z mężczyzną.
- Mnie również – odparł krótko ten drugi i szybko odszedł na bok, nie odwzajemniając nawet gestu przywitania.
- Przepraszam cię za niego, przeżywa teraz ciężkie chwile – wyjaśnił Sebastian, patrząc jej prosto w oczy. – Wybaczysz mi na moment? Pogadam z nim.
- Jasne, idź – uśmiechnęła się niewyraźnie, a kiedy blondas nieco się oddalił, zaczęła karmić gołębie suchą bułką.
- Odjebało Ci, stary?! – Seba z miejsca zaatakował Davida. – Chcesz mi ją spłoszyć czy co, do cholery? – zadając to pytanie, ściszył głos o pół tonu, by nie usłyszała ich spacerująca nieopodal piękna brunetka.
- A po chuj ją tu przywiozłeś?! – oburzył się Ramirez. – Trzeba było zostawić ją w Acapulco, tam gdzie jej miejsce, czyli przy mężu! – krzyknął tak głośno, że Gabriela prawie go usłyszała. Na szczęście byli zbyt daleko, by można było wyłapać choćby jedno wyraźne zdanie, nawet jeśli było ono wykrzyczane.
- Zamknij się, głąbie! – wysyczał Sebastian przez zęby. – Przecież oboje chcemy się zemścić na tym śmieciu, czyż nie?
- Owszem, ale myślę, że w ten sposób nic nie ugrasz, bo jego raczej mało obchodzi czy posuwasz jego żonkę, czy nie.
- Możliwe, ale kiedy ten sukinsyn spojrzy na stan swojego konta w banku, to go szlag trafi – zaśmiał się chytrze, spoglądając przez ramię na Gabrielę.
- Podprowadziłeś mu forsę? – zdziwił się brunet.
- A myślisz, że z czego opłaciłem Twoją kaucję? – zapytał retorycznie, po czym dodał. – Nie zrobiłem nic niezgodnego z prawem. Odebrałem tylko to, co moje. Okradł mnie, już zapomniałeś?
- Pamiętam, ale to co wyprawiasz, to dziecinada – osądził oschle zachowanie kumpla.
- Nie prosiłem cię o opinię – zagrzmiał ostro Sebastian.
- Dobra, nieważne. Pomyślmy lepiej, jak wyciągnąć stąd Leticię – David zmienił temat na bardziej poważny.
- Nie teraz – odparł krótko, gdyż zauważył zbliżającą się w ich kierunku Gabrielę. – Stało się coś, maleńka? – zwrócił się do dziewczyny, obiema dłońmi nakrywając jej ładnie zarumienione policzki.
- Nie, po prostu pomyślałam, że lepiej będzie, jeśli pojadę do siebie i w cztery oczy rozmówię się z Isandrem, a Ty w tym czasie załatwisz swoje sprawy – zaproponowała, zatrzymując jego dłonie swoimi i wtulając w nie rozanieloną twarz.
- Nie ma mowy, Gabi – zaprotestował szybko, sprawiając tymi słowami, że dziewczyna uniosła wysoko brwi w geście niezrozumienia. – Ten człowiek już raz próbował cię zgwałcić, a Ty chcesz teraz stanąć z nim twarzą w twarz? – od razu wyjaśnił swoje powody, dla których nie mógł zgodzić się na jej samotną wyprawę. W rzeczywistości dobrze wiedział, że Gabriela nie znajdzie męża w domu, ale musiał przecież zachować pozory, by kobieta niczego się nie domyśliła.
- Dam sobie radę, kotek – odparła, zwracając się do blondyna pieszczotliwie, tak jak jeszcze nigdy do nikogo się nie zwracała, po czym uśmiechnęła się szeroko, ciesząc się, że ktoś taki jak Sebastian się o nią martwi.
- W to nie wątpię, bo jesteś naprawdę wyjątkową kobietą i wiem, że nie pozwolisz, żeby byle kto kładł na Tobie swoje paskudne łapska, ale jednak wolałbym być wtedy w pobliżu, okej? –mężczyzna odwzajemnił uśmiech, jednocześnie zakładając grube pasmo włosów za ucho brunetki.
- Tobie pozwoliłam – zaczęła się z nim droczyć na oczach Davida.
- Sugerujesz, że jestem byle kto? – odpłacił się jej tym samym.
- No wiesz, równie dobrze mógłby mnie przelecieć Twój kumpel, a ja bym nawet nie zauważyła – mówiąc to kiwnęła głową w kierunku bruneta.
- Zapomnij, cwaniaro. On jest już zajęty – zaśmiał się Seba. – Poza tym nie jesteś taka...
- A jaka jestem? – kontynuowała swoją grę.
- Powiem Ci w łóżku – skwitował, tym optymistycznym akcentem kończąc wszelkie żarty.
- Skończyliście już Ku**a te amory?! – wybuchnął nagle wściekły Ramirez. – Bo przypominam Ci, stary, że mamy robotę do wykonania!
- Ej, przybastuj trochę – upomniał kumpla Sebastian. – I wyrażaj się przy damie, Ty chamie.
- Nie rób się taki święty – skomentował David.
- Okej, też mam swoje za uszami, ale czy możemy teraz o tym nie gadać?
- Jak chcesz...
- Dzięki.
- Może jednak ja pójdę sama, co? – wtrąciła się brunetka, widząc, jakie zrobiło się przez nią zamieszanie.
- Nie, my już skończyliśmy – odpowiedział blondyn, mając na myśli siebie i kumpla. – Zrobię tylko drobne rozeznanie w terenie i zadzwonię do Ciebie, okej? – tym razem zwrócił się do przyjaciela.
- Okej – zgodził się David i poszedł w swoją stronę, zaś Sebastian wraz z Gabrielą udali się piechotą do willi Isandra.
Było to dość spory kawałek stąd, więc po drodze długo rozmawiali o różnych mało istotnych sprawach, a także o ewentualnej wspólnej przyszłości.

*****

Leticia siedziała na swojej pryczy w celi i rozmyślała o tym, jak dalej będzie wyglądało jej przeklęte życie. Wiedziała, że swoim nagłym aresztowaniem może zniszczyć Davidowi całą świetlaną przyszłość, którą miał przed sobą i tego obawiała się najbardziej. Nie chciała, żeby przez nią chłopak zmarnował swoją szansę na normalnie, przyzwoite życie u boku dziewczyny, która będzie zasługiwała na jego miłość bardziej niż ona sama. To jakie interesy obecnie prowadzili razem z Sebastianem, nie miało tutaj najmniejszego znaczenia, ponieważ oboje zamierzali tylko odbić się od dna, a potem zająć się jakąś uczciwą pracą i założyć rodzinę. Trudna sytuacja zmusiła ich do wplątania się w spółkę z najlepszym kumplem bruneta, gdyż blondynka około dwóch lat temu potrąciła człowieka na przejściu dla pieszych i w efekcie ów mężczyzna zmarł w drodze do szpitala. Od tamtej pory kobieta ciągle uciekała przed policją, a Ramirez wraz z nią nie chcąc zostawić jej samej ani na chwilę. Zapytacie pewnie, jak to możliwe, by po tym wszystkim udało im się żyć w spokoju? To proste. Zmiana tożsamości była w tej sytuacji najlepszym wyjściem. Oczywiście, że Leti miała wyrzuty sumienia, bo kto by ich nie miał? Chyba tylko potwór bez serca. Ale to był wypadek! Nie była wtedy pod wpływem żadnych środków odurzających ani alkoholu, a jednak zginęła niewinna osoba i dlatego dziewczyna uważała, że powinna odpowiedzieć na swoje przestępstwo. Jej narzeczony zaś był innego zdania. Zaraz po wypadku stróże prawa zabrali ją na komisariat, a stamtąd trafiła do tymczasowego aresztu. Dla Davida był to cios poniżej pasa. Nie mógł pozwolić, by największą miłość jego życia skazali na kilkanaście lat więzienia, dlatego zaplanował ucieczkę idealną. Jego plan się powiódł. Nikt nigdy nie dowiedział się, dzięki czyjej pomocy Leticii udało się uciec, ale skutki tegoż wybryku sprawiły, iż blondynka na całym świecie była poszukiwana listem gończym. Czuła się winna, lecz nie chciała spędzić w pierdlu reszty swojego życia. Zgodziła się więc na propozycję bruneta, który załatwił jej lewe dokumenty, po czym wspólnie wyjechali z Panamy do Meksyku, gdzie po latach spotkali Sebastiana Sergia de la Vega, który wyciągnął do nich pomocną dłoń. W dowodzie osobistym dziewczyny widniały sfałszowane imię i nazwisko, które brzmiały Julia Perez Idalgo. W rzeczywistości nazywała się Leticia Maria Serrano. W efekcie wszystkich błędów młodości obecnie przebywając w areszcie, postawiono jej następujące zarzuty: spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym, ucieczki z zakładu karnego z pomocą osoby z zewnątrz, a następnie opuszczenie granic miasta oraz sfałszowanie dokumentów tożsamości. Za to wszystko razem wzięte groziło jej do trzydziestu lat pozbawienia wolności bez możliwości warunkowego skrócenia wyroku za dobre sprawowanie. Jej przyszłość więc nie malowała się zbyt kolorowo i patrząc na to z perspektywy czasu, była to niestety wina bruneta. Chciał, by już zawsze byli razem, a wyszło na to, że narobił więcej złego niż dobrego. Dwa lata temu podjął nawet próbę wzięcia całej winy na siebie, jednak nic to nie dało, gdyż funkcjonariusze stwierdzili, iż mężczyzna kryje swoją dziewczynę, by ją chronić i nie uwierzyli mu. Dla pewności poddali go też badaniu wykrywaczem kłamstw, co tylko potwierdziło ich teorię. W akcie desperacji David podjął więc decyzję o ucieczce z kraju. Załatwił wszystkie formalności w nadziei, że szwindel nigdy nie ujrzy światła dziennego i że w innej części świata będzie im łatwiej to ukryć, a także żyć bez obaw, że władze w końcu dorwą jego ukochaną. Los chciał, że stało się inaczej. Chłopak żałował, że nie rozegrał tego w inny, skuteczniejszy sposób i w danym momencie zamierzał naprawić swój błąd. Tym razem musiało się udać! Bez względu na wszystko Leticia musiała być znowu wolna!
Tymczasem sama zainteresowana nie uważała, by ponowna ucieczka była dobrym pomysłem. Przy najbliższym widzeniu zamierzała poinformować o tym Davida, choć wiedziała, że mężczyzna wpadnie w szał na tę wiadomość. Nie chciała jednak niszczyć mu życia i on będzie musiał zrozumieć, a przede wszystkim uszanować jej decyzję. Wiedziała bowiem, że z pewnością brunet już kombinuje w jaki sposób odbić ją z rąk policji, dlatego musiała powiedzieć twardo, że tego nie chce. Nie mógł tak się dla niej narażać. Nie zniosłaby myśli, że i jego zapuszkowali z jej powodu. Nieważne czy to warunki pogodowe doprowadziły do tamtego wypadku, czy jednak ona była kiepskim kierowcą. Po prostu musiała zapłacić za swoją zbrodnię, nawet jeśli miała to być bardzo wysoka cena. Poza tym David nie wiedział jednej, najważniejszej rzeczy. To ona osobiście dała cynk glinom, gdzie się ukrywa i dobrowolnie oddała się w ich ręce. Gdyby wiedział, nie wybaczyłby jej tego, a ona nie mogła dłużej żyć z takim ciężarem na barkach, dlatego zrobiła to, co zrobiła. Nie żałowała. Pragnęła jedynie ostatni raz porozmawiać z ukochanym, by wszystko mu wyjaśnić i prosić, by rozwijał swój talent malarski. Miał wielką szansę zostać słynnym malarzem i uczciwie zarabiać pieniądze. To liczyło się dla Leticii najbardziej. By był wolny i szczęśliwy.

*****

Leżeli w łóżku po upojnym seksie, głośno dysząc. Jeszcze nie zdążyli złapać oddechu, gdyż dopiero co niedawno szczytowali.
- Jestem lepsza od Twojej żonki? – zapytała w końcu, przerywając tym niezręczną ciszę.
- W jakiej konkretnie materii? – odpowiedział pytaniem na pytanie, śmiejąc się pod nosem.
- No wiesz, w te klocki – odparła, szturchając go zaczepnie w lewe żebro.
- Oczywiście, kochanie. Jesteś najlepsza.
Kobieta uśmiechnęła się na słowa kochanka i w odpowiedzi zanurkowała pod kołdrą i zatopiła usta w nabrzmiałej męskości bruneta. Mężczyzna jęknął z podniecenia, a by pokazać jak mu było dobrze, założył obie ręce pod głowę i zrobił minę potulnego, zadowolonego baranka, skamlącego o więcej.
- Ciekaw jestem, jak my stąd wyjdziemy – zaczął Isandro. – Posiałem gdzieś klucze od pokoju.
- Spieszy Ci się gdzieś? – zapytała szatynka, odrywając na chwilę wargi od intensywnego pieszczenia członka mężczyzny i zaczęła ocierać nim o swoją mokrą pochwę.
Chwilowo postanowiła ukryć przed facetem fakt, że potrafi otwierać zamki wsuwkami do włosów. Nie chciała bowiem psuć zabawy, która właśnie się rozkręcała. Brunet przewrócił ją na plecy, tak że teraz była pod nim. Gwałtownym ruchem wszedł w nią i zaczął brutalnie poruszać się w jej wnętrzu. Rita wiła się z bólu niemal jak kotka obdzierana ze skóry, a Isandro coraz bardziej przyspieszał tempa. Już po dwóch minutach ostrego seksu z kobiety wypłynęły wszystkie soki i dopiero wtedy mężczyzna przerwał czynności. Po wszystkim oboje opadli zmęczeni na poduszki, by zebrać siły na kolejny raz.

*****

Następnego dnia Gabi i Sebastian obudzili się obok siebie w mieszkaniu jej męża. W nocy jednak do niczego nie doszło, gdyż oboje byli za bardzo zmęczeni podróżą, by tej nocy się jeszcze kochać. Blondyn wstał pierwszy i poszedł do kuchni przygotować śniadanie dla swojej księżniczki. Niestety niespodzianka się nie udała, gdyż kobieta przydreptała za nim pod pretekstem dania mu buziaka na dzień dobry. Zaszła go więc od tyłu i przytuliła się do jego pleców, a kiedy odwrócił się w jej stronę, złożyła na jego ustach czuły pocałunek.
- Dzień dobry, kochanie – powiedziała, gdy już oderwali się od siebie. – Jak się spało?
- Fantastycznie – odparł z błogim uśmiechem na twarzy. – Śniłem o Tobie.
- Mmm… – zamruczała przeciągle brunetka. – Opowiesz mi coś więcej na ten temat? – zapytała z nadzieją na twierdzącą odpowiedź.
- To był erotyczny sen – wyjaśnił. Nic więc nie trzeba było już dodawać, by wszystko stało się jasne.
- Wiedziałam – zaśmiała się Gabriela. – Każdemu facetowi tylko jedno w głowie!
- Mi nie – próbował się bronić Sebastian, ale kiepsko mu szło.
- Jasne, jasne – nabijała się dziewczyna, a blondyn razem z nią.
Przelotnie skradł jej jednego całusa, po czym oboje nieco spoważnieli i zmienili temat.
- Zastanawia mnie, dlaczego Isandro nie wrócił do domu, skoro wyjechał z Acapulco w takim pośpiechu – zaczęła rozmowę Gabi.
- A czy to ważne? – mężczyzna z kolei próbował odwrócić jej uwagę od owego tematu. – Przynajmniej jesteśmy sami i możemy…
- On niedługo wróci, a wtedy musi nas już tu nie być – przerwała mu, wchodząc w słowo. – Zabiorę szybko resztę swoich rzeczy i pojedziemy do Ciebie, okej?
- Dobrze – od razu się zgodził, a kiedy walizki były już spakowane, oboje wyszli z mieszkania i wsiedli do zamówionej wcześniej taksówki, odcinając się na zawsze od przeszłości. Przynajmniej wtedy tak myśleli…


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
CamilaDarien
Początkujacy
Początkujacy



Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cieszyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:37, 28 Wrz 2015 Powrót do góry

Rozdział 9


Jego reakcja była dla niej szokiem. Mężczyzna dwukrotnie uderzył ją w twarz, najpierw z jednej, potem z drugiej strony, po czym rozpiął rozporek i chwyciwszy brunetkę za włosy, zmusił ją, by zrobiła mu loda. W prawdzie gdyby przed sekundą nie sprzedał jej tego niespodziewanego liścia, to byłaby skłonna zrobić to nawet bez jego interwencji, ale w zaistniałej sytuacji jedyne, czego chciała, to jak najszybciej opuścić ten pokój, jak i sam hotel. Zaczęła się więc wyrywać i szarpać, próbując w ten sposób zakomunikować Isandrowi, że jego agresja ani trochę jej się nie podoba. W seksie ta drapieżność zdawała egzamin, ale jeśli miało się to przekładać na życie codzienne, to zdecydowanie nie tak Rita wyobrażała sobie tę bajkę. Co najśmieszniejsze w tym wszystkim – albo raczej najsmutniejsze – to fakt, że brunet spoliczkował kochankę tylko dlatego, że wyznała mu, iż potrafi otwierać zamki zwyczajną wsuwką do włosów. I być może nie widziałby w tym nic złego, gdyby od godziny nie szukał po całym pokoju zapasowego klucza.
- To ja jak ostatni kretyn wydzwaniam do recepcji i proszę, by przysłali mi tutaj hotelowego chłopca na posyłki, bo ten niedorozwinięty troglodyta wymyślił sobie jakąś żenującą historyjkę o zalęgających się w hotelu szczurach i zamknął nas w tym jebanym pokoju na cztery cholerne spusty, na dodatek biegam od kąta w kąt i przeszukuję szuflady w poszukiwaniu zapasowego klucza, tylko po to, by godzinę później dowiedzieć się, że potrafisz otwierać drzwi wsuwką?! – mężczyzna wszystkie te słowa wypluwał z siebie z wściekłością, po każdym z nich ledwo łapiąc oddech, a Rita klęczała przed nim i ze stoickim spokojem przyjmowała wszystkie jego pretensje na klatę, po czym łapczywie sięgnęła po jego członka i wsadziła go sobie w usta, odgryzając czubek główki, który następnie wypluła na podłogę tuż przy jego stopach. Isandro poczuł jakby obdzierano go ze skóry i zawył głośno, a gdy zorientował się, co się stało, Rita wbiła ostatni gwóźdź do jego trumny.
- Następnym razem lepiej zastanów się sto razy, zanim potraktujesz mnie w podobny sposób, bo wtedy mogę się już nie powstrzymać i odgryźć ci tego fiuta w całości, łącznie z jajami!
- Ty dziwko! Zobacz, co zrobiłaś! – krzyknął, wskazując na swojego rannego przyjaciela, chcąc w ten sposób wzbudzić w kochance litość.
- Na słowa też uważaj, bo kolejna obraza pod moim adresem, może być ostatnim zdaniem, jakie wypłynie z Twojej niewyparzonej gęby! – odwarknęła ostro, odrzucając w pośpiechu włosy na plecy. – A o moich zdolnościach godnych miana zawodowego włamywacza nie powiedziałam ci, ponieważ chciałam spędzić z Tobą więcej czasu sam na sam, ale wiesz co? – chwyciła mężczyznę pod brodę, zmuszając go jednocześnie, by na nią spojrzał, po czym ścisnęła tak mocno, że zabawnie zniekształciła mu się przy tym twarz. – Właśnie zdałam sobie sprawę, że zmarnowałam przy Tobie najlepsze lata swojego życia. Byłam Twoją kochanką i zabawką w jednym, kiedy tylko chciałeś, codziennie zdradzałam z Tobą Sebę, żeby tylko poczuć w sobie Twojego grubego kutasa, a Ty nieczuły dupku, jak mnie potraktowałeś?! Jeszcze nigdy nie upokorzyłeś mnie tak, jak zrobiłeś to dzisiaj – niemal wypluwała każde słowo. – W łóżku może i jesteś lepszy od Sebastiana, ale nie dorównujesz mu klasą, co więcej nigdy nie dorównasz, bo jesteś zwykłym śmieciem! – dokończyła, ciskając w niego z furią porcelanowym słoniem, który leżał na nocnej szafce przy małżeńskim łożu.
- Myślałem… byłem pewny – poprawił się po chwili, robiąc jednocześnie unik przed nadlatującym przedmiotem – że tak jak i mi, zależało Ci tylko na seksie. Przecież nie było mowy o żadnych zobowiązaniach – dopowiedział, trzymając się za wciąż bolące krocze.
- W dupie mam zobowiązania! – zawrzała ze złości. – Masz rację, chodziło mi tylko o seks – przyznała szczerze, po czym dodała. – Ale zapamiętaj sobie raz na zawsze, że to ja rozdaję karty w tej zabawie, a Ty jesteś zaledwie maleńkim zarodkiem w tym wszystkim – żeby bardziej dosadnie zabrzmiała, użyła palca wskazującego oraz kciuka do zademonstrowania ledwie zauważalnej szczelinki między nimi. – Dopóki byłeś grzeczny, siedziałam cicho, ale jeśli łudziłeś się, że mnie uderzysz, a ja nadal będę trwała u Twego boku jak wierny pies ogrodnika, to cholernie się pomyliłeś, bo ja nie pozwolę się tak traktować!
- No to na co jeszcze czekasz?! Wracaj sobie do tego gamonia, który nawet nie potrafi zadowolić kobiety! – odgryzł się Isandro.
- A Ty lepiej zacznij interesować się tym, co Twoja żoneczka porabia, kiedy jej przy Tobie nie ma – wypaliła nagle bez zastanowienia.
- Coś sugerujesz? – zapytał podejrzliwie.
- Po prostu jej pilnuj i tyle – odparła wymijająco, nie chcąc grać nieczysto, po czym szybko odwróciła wzrok.
Brunet zaśmiał się cynicznie.
- Tylko mi nie mów, że podejrzewasz Gabrielę o sypianie z tym… – zacisnął mocno szczękę, napinając przy tym boleśnie mięśnie policzkowe, równocześnie szukając w myślach trafnego określenia na tego typka spod ciemnej gwiazdy – …wrzodem na tyłku! – wycedził przez zęby. – Wiem, że on ma na nią ochotę, ale ona nie ulegnie mu tak łatwo. Nie potrafiłaby mnie opuścić ani tym bardziej zdradzić, zwłaszcza z kimś takim jak Sebastian. Musiałby mieć chyba z dziesięć zer na koncie, żeby na niego poleciała, czego obecnie mu brakuje, więc o to jestem akurat spokojny. Poza tym Gabi gustuje w dżentelmenach takich jak ja, a Sebastian to cham i prostak.
Rita nie tylko podejrzewała, ale miała też żelazne dowody na to, że żona jej kochanka romansowała z jej ex facetem. W końcu nie bez powodu zatrudniła prywatnego detektywa przed przyjazdem do Acapulco. Nie zamierzała jednak wyjawiać tej prawdy Isandrowi, bo teraz jak nigdy przedtem również zapragnęła się na nim zemścić i ani myślała pomagać mu w czymkolwiek.
- Naprawdę jesteś idiotą – stwierdziła, przyglądając się jego wściekłej minie z rozbawieniem. – Tę część o dżentelmenie powtarzaj sobie codziennie przed lustrem, to może sam uwierzysz w te brednie – dodała, uśmiechając się kpiąco.
- Co się stało z tą pustą lalą, którą znałem? – zapytał ni stąd, ni zowąd.
- Zabiłeś ją – odpowiedziała krótko, lecz dosadnie. – Zejdź mi z drogi – rozkazała, a kiedy odsunął się od drzwi, szatynka wsunęła w zamek swoją czarną wsuwkę, którą najpierw wyjęła z bocznej kieszonki torebki, po czym przystąpiła do działania. Nie zajęło jej to dłużej niż piętnaście sekund, bo już po chwili wyszła z pomieszczenia, nie obdarzając Isandra nawet jednym, krótkim spojrzeniem.
Owszem, bardzo się starała być taką wyfiokowaną, pustą panienką, bo w taką musiała się zmienić, kiedy obrała sobie za cel zdobycie bruneta. Wiedziała bowiem, że on nie zainteresuje się nią wówczas, gdy będzie uchodziła za damę z dobrego domu, gdyż faceci pokroju Isandra nie lubili grzecznych dziewczynek, które co niedziela chodziły do kościoła i były posłuszne swoim rodzicom. Co prawda, dziwiła się, jakim więc cudem zwrócił uwagę na Gabrielę, ale to już inna kwestia. Z zebranych przez nią informacji wynikało ponadto, że mężczyzna poszukiwał kobiety pięknej i bogatej, ale najbardziej chodziło mu o posiadanie własnej, prywatnej dziwki. Taki układ początkowo jej pasował, ale jak widać wszystko ma swoje granice – nawet w jej przypadku. Niestety, Rita była wtedy daleka od jego wymagań, postanowiła więc stanąć na wysokości zadania i by zainteresować go swoją skromną osobą, diametralnie zmieniła swój wygląd. Z prostej, zwykłej dziewczyny, przeistoczyła się w seksowną, ale jednocześnie bardzo dziecinną i wewnętrznie pustą laskę bez jakichkolwiek zahamowań moralnych. To wystarczyło, by usidlić mafiosa, ale do pełni szczęścia brakowało jej jeszcze majątku, jaki posiadała Gabi, jednak sądząc po ilorazie inteligencji bruneta, ten z pewnością nawet się nie zorientował, że szatynka nie ma w kieszeni złamanego centa. Był nią tak zafascynowany, że już w pierwszym dniu ich znajomości zaciągnął ją do łóżka, rzecz jasna, nie wdając się przy tym w żadne bezsensowne dyskusje. Potem o nic już nie pytał, tak jakby miejsce jej pracy wszystko mu o niej powiedziało. Poznali się bowiem w klubie go-go, gdzie dziewczyna zatrudniła się jako tancerka na rurze tylko po to, by pokazując nagie ciało i kręcąc na scenie tyłeczkiem, zachęcić Isandra do pójścia na pięterko. W wiadomym celu! Ona znała go już wcześniej, co prawda nie osobiście, a jedynie z widzenia, ale to nieistotne. Ważne, że gdy go zauważyła po raz pierwszy, zapragnęła go zdobyć. Zebrała więc o nim jak najwięcej informacji, gdzie i z kim zazwyczaj bywa, co najbardziej lubi, jaki ma numer buta, ile ma wzrostu i takie pierdoły, po czym przystąpiła do ataku. Teraz jednak zamierzała wrócić do swojej dawnej natury, ponieważ żaden sukinsyn nie miał prawa jej spoliczkować. A zwłaszcza ten OSIOŁ, dla którego tak wiele poświęciła! Dopiero w tym momencie zaczęła dostrzegać wszystkie jego wady i żałowała, że nastąpiło to tak późno. Sebastiana również straciła głównie z powodu Isandra, ale akurat ta kwestia w każdej chwili mogła ulec zmianie, bo była wręcz pewna, że blondyn prędzej czy później wróci do niej z podkulonym ogonem.

***

Zaczaili się w ślepym zaułku, czekając na radiowóz, który miał dzisiaj przewozić Leticię do więzienia na obrzeżach Monterrey. Ich plan okazał się dobrze przemyślany, a dla gangsterów z wieloletnim doświadczeniem takich jak Sebastian i jego banda, owe zadanie było niczym kaszka z mleczkiem. I wszystko byłoby w porządku, gdyby konwój, z którego chcieli ją odbić, dosłownie w ostatnim momencie nie zmienił swojej trasy. David zaklął pod nosem siarczyście i kilkakrotnie walnął pięścią w maskę samochodu, co ku jego zdumieniu spotkało się z natychmiastową reakcją blondyna.
- Ej, nie wal w nią z taką pasją, bo zaraz wyjebiesz mi dziurę aż do silnika – upomniał ostrym tonem. – Kup se swoje cacko, a wtedy będziesz mógł napierdalać pięściami w maskę do woli, ale mojego wozu się nie tykaj, jasne?
- Przecież wiesz, że nie mam kasy – odgryzł się Ramirez.
- To nie kupuj, ukradnij – Seba rzucił ciętą ripostą.
- Hahaha – brunet zaśmiał się sztucznie w odpowiedzi. – Jak możesz być taki spokojny, kiedy doskonale wiesz, że jeśli nic nie zrobimy, to za parę godzin zamkną mi ukochaną na wiele lat?! A stamtąd nie ma ucieczki! Rozumiesz to?!
- Oj, weź wyluzuj. Przecież nic takiego się nie dzieje – Seba próbował go uspokoić.
- Konwój właśnie odjechał w przeciwnym kierunku, a Ty śmiesz mi Ku**a mówić, że nic takiego się nie dzieje?! – zagrzmiał.
Sebastian przybrał na twarz triumfalny uśmiech i zapytał:
- Jak ja się nazywam?
- Teraz Ku**a pamięć straciłeś?!
Blondyn wzniósł wzrok do nieba, modląc się w duchu o cierpliwość.
- Nie, stary – odparł spokojnie. – Powiedz mi, jak ja się nazywam i kim jestem? – powtórzył pytanie.
David westchnął przeciągle.
- Sebastian Sergio Vega i jesteś szefem najpotężniejszego gangu w okolicy.
- Dokładnie – przytaknął, po czym dodał. – Ale przede wszystkim nie jestem idiotą.
- Co masz na myśli? – zapytał, unosząc wysoko brwi.
- A to, że dobry gangster musi być przygotowany na wszystko, nawet na porażkę.
- Nie wkurwiaj mnie! – wrzasnął nagle Ramirez i rzucił się z łapami do szefa, a zarazem najlepszego przyjaciela. Tak się nakręcił, że Conrado, który dotychczas siedział w samochodzie, musiał z niego wysiąść i ich rozdzielać, w przeciwnym wypadku gotowi byli się pozabijać.
- Odbiło Wam?! – warknął trzeci z mężczyzn.
- Zapytaj kumpla, który nie dał mi dokończyć, tylko od razu złapał mnie za fraki – krzyknął Sebastian, ruchem głowy wskazując na Davida.
- No, a co takiego ważnego chciałbyś dodać? – zadrwił brunet, wysilając się na kpiący uśmieszek, ale wyszedł mu z tego tylko jakiś dziwny grymas.
- Oj, Davcio... Tyle już lat należysz do mojego gangu, a nadal nie wiesz, że dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych. W tej branży trzeba być przewidywalnym, a więc byłem przygotowany na taką sytuację – wyjaśnił już spokojniejszym tonem. – Między innymi dlatego nadal nie zostałeś moim zastępcą, a jedynie prawą ręką, bo jeszcze wiele musisz się ode mnie nauczyć – podsumował.
- Do puenty, stary.
- Mam zaufanych, a przede wszystkim ściśle tajnych ludzi na granicy z Monterrey. Po obu stronach. Ponadto przy samym pudle również.
David wypuścił powietrze z płuc ze świstem i powiedział:
- Sorry, Seba, ale puściły mi nerwy. Sądzę, że zareagowałbyś tak samo, gdyby chodziło o Twoją kobietę – rzekł mało rozważnie.
- Gabrieli w to nie mieszaj! – w blondynie aż się zagotowało na samą myśl, że z jego powodu mogłoby jej coś grozić.
- Dobra, nie ważne. Bierz dupę w troki i jedziemy.
- Zapomnij, nie zdążymy. Za daleko – prychnął rozbawiony blondyn, już trochę zirytowany zachowaniem kumpla. – Poza tym chyba zapominasz, że to ja tutaj wydaję rozkazy, nie Ty.
- Wal się, Sebas! – warknął, używając starej ksywki przyjaciela, po czym zacisnął szczękę w taki sposób, że doskonale było widać jak niebezpiecznie drgają mu mięśnie policzkowe. – Sam pojadę. Nie potrzebuję Twojej pomocy! – dodał, usiłując otworzyć drzwi samochodu, które swoim ciałem taranował mu Sebastian.
- Nie pojedziesz – oznajmił ze stoickim spokojem, przystawiając do skroni Davida zimną lufę spluwy, którą uprzednio wyjął zza paska swoich czarnych spodni. – W przeciwnym razie kulka w łeb – zablefował, gdyż miał nadzieję, że tą zagrywką poniżej pasa sprawi, iż mężczyzna się opamięta.
- No to dawaj, strzelaj! Na co jeszcze czekasz?! – awanturował się. – Wbij najlepszemu przyjacielowi nóż w plecy! No dalej, nie krępuj się!
Upsss, prowokacja chyba się nie udała...
- Uspokój się, do cholery! – Sebas opuścił pistolet, ale już całkiem stracił przy tym cierpliwość. – Czy Ty, człowieku, Ku**a nie rozumiesz, że jak pokażesz się w Monterrey, to nas wszystkich udupisz?! Dobrze wiesz, że nikt nie może skumać, że ci tajniacy pracują dla mnie, a Ciebie znają, wiedzą, że jesteś ode mnie z gangu i choćby dlatego nie powinieneś tam jechać. Równie dobrze możesz też wykopać sobie grób, bo jeśli ja cię nie zastrzelę, to gwarantuje ci, że oni mnie w tym wyręczą. Potem dodają dwa do dwóch i ich cudownie olśni, że reszta towarzystwa także działa na moje zlecenie i będzie rozróba jakiej świat nie widział, a wtedy jedynym sposobem na ocalenie dupska będzie tylko śmierć! Pomyśl też o Leticii... Kto ją wtedy wyciągnie z pierdla, hmm?!
- Chłopaki, przestańcie! – zainterweniował nagle Conrado. – Czy możecie coś w końcu postanowić? – spytał grzecznie. – Bo tak się składa, że akurat jesteśmy w terenie, na bardzo poważnej akcji i myślę, że to nie najlepszy czas na strojenie fochów.
- Też tak sądzę – zabrał głos blondyn. – A od postanawiania czegokolwiek jestem tu ja i ja mówię, że trzeba czekać na sygnał.
- A ja nie zamierzam siedzieć z założonymi rękoma! – zbuntował się Ramirez. – Mam w dupie gliny! Mogą mi naskoczyć! Pojadę tam i sprawdzę tylko, czy wszystko idzie zgodnie z planem.
- A ten znowu swoje – powiedział Sebastian jakby do samego siebie. – On chce nas chyba pogrążyć...
- Będę ostrożny.
- Gówno, a nie ostrożny! – wydarł się, po czym zwrócił się do Conrado. – Pamiętasz, że to ja jestem Twoim szefem i masz wykonywać moje polecenia, bo inaczej mogę cię wylać? – zapytał nieoczekiwanie.
- Jasne, szefie – odparł tamten zaskoczony. – A w czym problem?
- Więc zamknij tego głąba w bagażniku i nie wypuszczaj, dopóki nie zmądrzeje – rozkazał, przybierając jednocześnie wyraz twarzy, który wcale nie wskazywał na to, że żartuje.
Conrado Navarro, choć był lekko zdziwiony rozkazem, to bezceremonialnie podszedł do Davida i najpierw potraktował go paralizatorem, by brunet się zbytnio nie rzucał, a następnie wepchał ciało do bagażnika, który chwilę temu z cwaniackim uśmieszkiem otworzył mu Sebas. Obaj zatrzasnęli klapę, po czym przystawili ucho do blachy, nasłuchując jakichkolwiek oznak życia kolegi. Niedane im jednak było usłyszeć niczego innego, poza dźwiękiem dzwoniącego telefonu.

***

Była tak bardzo rozdarta między dwoma mężczyznami, że nie dostrzegała priorytetów. Wszystko zaczęło jej się mieszać, a w głowie bez przerwy przewijały się obrazy ze wspólnie spędzonych chwil najpierw z Sebastianem, a zaraz potem z Isandrem. Wyraźnie czuła jakiś wewnętrzny niepokój... Roztargnienie... Nie mogła się też na niczym skupić. Nie wiedziała już kogo tak naprawdę kocha, a kogo jedynie bardzo podziwia. Jednak mimo tych wszystkich wątpliwości, była gotowa zaryzykować swoje małżeństwo dla być może tylko przelotnego romansu. To szalone uczucie, które zrodziło się w jej sercu całkiem nie tak dawno temu, było silniejsze od niej i nie potrafiła nad tym zapanować ani tego kontrolować. A może nie chciała? Tak! Ona wcale nie chciała kończyć znajomości z Sebą. Nie teraz... Nie w ten sposób... Może nigdy?
Gabriela tak się zamyśliła, że nawet nie zauważyła, kiedy Sebastian wrócił do domu i już od dłuższej chwili stał w progu kuchni i przyglądał się jej lubieżnym wzrokiem.
- No cześć – odezwał się, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały. – Co na obiad? – zażartował.
- Na śniadanie seks... na drugie śniadanie seks... na obiad seks... na podwieczorek seks... i na kolację również seks – odgryzła się, z cwaniackim uśmieszkiem stopniowo zmniejszając dystans między nimi, a kiedy stanęła z nim twarzą w twarz, namiętnie wpiła się w jego usta.
- Hmm... Zaczyna mi się podobać ten jadłospis – wyszeptał pomiędzy pocałunkami. – Ale trochę głodny jestem, wiesz? – nagle odskoczył od niej jak oparzony, chcąc jeszcze bardziej podroczyć się ze swoją kobietą.
- A ja myślałam, że zakochani żywią się jedynie miłością – Gabi podjęła jego grę.
- A to my jesteśmy zakochani? – zapytał, zabawnie unosząc brwi.
- A nie jesteśmy? – brunetka uśmiechnęła się szeroko i odgarnęła kosmyk włosów za ucho.
- Wiesz, że zachowujemy się jak nowożeńcy? – słusznie zauważył, unikając tym samym odpowiedzi na niewygodne pytanie.
- Ja mam już męża – mówiąc to, trochę posmutniała.
- Męża zawsze można zmienić.
- Czy Ty mi się oświadczasz? – zaśmiała się.
- Na razie tylko dość nieudolnie próbuję zaciągnąć cię do łóżka – stwierdził całkiem szczerze, lustrując sylwetkę Gabrieli niczym wygłodniały wilk.
- Sebastian! – zaoponowała stanowczo. – Kim my w ogóle jesteśmy? – zapytała, przybierając poważniejszy wyraz twarzy.
- A musimy to jakoś określać? – już drugi raz odpowiedział jej pytaniem na pytanie. – Przecież dobrze nam ze sobą, tak? – ujął w dłonie podbródek brunetki i zmusił ją, by na niego spojrzała.
- Tak, ale... – zawahała się. – Zrozum mnie, ja... Zostawiłam dla Ciebie męża. Chcę wiedzieć, kim dla Ciebie jestem... Przygodą, zapomnieniem, panienką do towarzystwa? No, kim? – nalegała nieustępliwie.
- Jesteś moją kobietą – odparł krótko, urywając tym samym jakiekolwiek dalsze dyskusje na ten temat. – I tak oficjalnie to od niego jeszcze nie odeszłaś – sprostował zgodnie z prawdą.
- Bo nie pozwoliłeś mi się z nim spotkać sam na sam – odpowiedziała, patrząc mu prosto w oczy, które wręcz hipnotyzowały ją nawet z daleka.
- Martwię się o Ciebie – wyjaśnił, nie owijając w bawełnę, po czym porwał ukochaną na ręce i zaniósł do sypialni.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
CamilaDarien
Początkujacy
Początkujacy



Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cieszyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:56, 03 Lis 2015 Powrót do góry

Rozdział 10


Kochany mój!

Przepraszam, że zniweczyłam Wasz idealny plan odbicia mnie z policyjnego konwoju. Proszę, nie wiń Sebastiana ani reszty członków naszego gangu za tę nieudaną akcję. To była tylko i wyłącznie moja decyzja... Wiem, że tego nie rozumiesz i że chciałeś mnie chronić, ale ja... Nie chcę dłużej uciekać. Nie tym razem. Za długo tańczyłam i teraz muszę zapłacić orkiestrze. Chcę, żebyś wiedział, że cokolwiek by się nie działo, zawsze będę Ci bardzo wdzięczna za to, że pojawiłeś się w moim życiu i sprawiłeś, że na nowo zaczęłam wierzyć w miłość. Wiele razy mi pomogłeś, czym zaciągnęłam sobie u Ciebie spory dług, którego pewnie nigdy nie uda mi się spłacić. Pamiętasz nasz spacer wieczorową porą, kiedy przez teleskop obserwowaliśmy gwiazdy? Wtedy pierwszy raz mnie pocałowałeś i właśnie ten moment chciałabym teraz odtworzyć w swoich myślach... A najlepiej cofnąć się w czasie, bo może potrafiłabym jakoś zapobiec temu feralnemu wypadkowi, który zdarzył się później i przez który zniszczyłam nie tylko swoje życie, ale również Twoje. No... Rozpieprzyłam wszystko... I to koncertowo, cholera jasna! Przepraszam, najdroższy...
Powinieneś też wiedzieć, że kiedy kilka dni temu mnie aresztowano... To nie był przypadek. Oddałam się w ich ręce, bo miałam już wszystkiego dość. Nie chcę uciekać... CHCĘ TYLKO PRZEŻYĆ!
A Ty skup się na swojej karierze. Dokończ studia. Spełnij marzenia. Zostań malarzem. Znajdź miłość. Nie czekaj na mnie. Spędzę szmat czasu za kratami i nie chcę ani nie mogę skazywać cię na takie poświęcenie. Dziękuję Ci za wszystko, ale gdybym znowu uciekła, zjadłyby mnie wyrzuty sumienia. Kocham cię i zawsze będę.

Twoja na zawsze, Leticia.

PS. Wiem, że nie mam prawa cię o nic prosić, ale wybacz mi, jeśli potrafisz.


Kiedy chłopaki w końcu wypuścili go z bagażnika i zamiast dobrych wiadomości przekazali mu list od Leticii, miał ochotę ich wszystkich pozabijać gołymi rękoma. Teraz jednak, kiedy emocje nieco już opadły, a on siedział sam na podłodze w swoim niezbyt przestronnym mieszkaniu i czytał już któryś raz z kolei tę samą treść, wreszcie postanowił zrzucić maskę twardziela i nie mogąc dłużej powstrzymywać łez, pozwolił im rzewnie popłynąć. Właśnie tego momentu bał się najbardziej na świecie... Tego, że Leti kiedyś nie wytrzyma i się podda, nie pytając go nawet o zdanie. Nie zapytała, bo doskonale zdawała sobie sprawę z jednego istotnego faktu. Wtedy David na bank próbowałby wybić jej z głowy ten absurdalny pomysł, znała go bowiem nie od dziś. Nie miał do niej o to żalu. Bał się jedynie o jej bezpieczeństwo, a zamknięta w celi – Bóg jeden wie z kim – nie miała szans na spokój. Chodziło też o niego... Nie wiedział jak ma bez niej żyć... Jak funkcjonować...
To nie była prosta decyzja, ale w końcu odważył się ją podjąć. Jeśli jego ukochana chciała, by wrócił na studia, zrobi to. Jeśli chciała, by spełnił marzenia, na tym właśnie się skupi. Jeśli chciała, by został malarzem, zrobi wszystko, by tak właśnie się stało i panna Serrano mogłaby być z niego dumna po powrocie z więzienia. Ale jeśli chciała, by znalazł sobie nową miłość... Tej prośby nie mógł ani nie chciał zaakceptować. Będzie na nią czekał do końca świata. Zawsze i wszędzie!

***

Sebastian szykował dla Isandra kolejny numer z piekła rodem. Tym razem planował zagrać mu na nosie bardziej dotkliwie niż zwykle. W prawdzie nie miał w zwyczaju zadawać ciosów poniżej pasa, ale ten gbur wybitnie zaczynał go wkurwiać, więc Seba musiał mu wreszcie pokazać, kto tu rządzi. Urządził więc na niego jednoosobową obławę, bo kto jak kto, ale blondyn nie potrzebował nie wiadomo jakiej obstawy, żeby rozprawić się z jednym niegroźnym typkiem spod ciemnej gwiazdy. Na osobiste porachunki zawsze chodził sam – taką miał żelazną zasadę, której się trzymał i której cholernie nie lubił łamać. Była też to kwestia honoru, ale to tak na marginesie.
Mężczyzna zaczaił się między kontenerem z odzieżą używaną a koszem na śmieci – lepszej skrytki bowiem nie znalazł, gdyż w plenerze miał nieco ograniczone warunki – i kiedy jego wróg pojawił się na horyzoncie, Sebek wyskoczył z kryjówki. Śmiertelnie przeraził przy tym Isandra, bo mimo iż nie wpadł na żaden kretyński pomysł, by nałożyć na twarz maskę goryla lub zwykłe białe prześcieradło tylko po to, żeby nastraszyć rywala, to wokół było już bardzo ciemno i sam ten fakt sprawił, że brunet zaczął krzyczeć jak opętany przez szatana Indianin.
- Siemanko, Isruś – przywitał się z ironicznym uśmieszkiem na ustach, mrugając do niego z niemą kpiną ukrytą w spojrzeniu. Przy okazji zwrócił się też do niego, używając zdrobnienia, które właśnie w tej chwili wpadło mu do głowy. – Wiesz, to miło, że już na sam mój widok srasz w gacie, ale to kompletnie mija się z opinią, którą sobie tutaj wyrobiłeś na swój temat, a w moim mniemaniu daleko Ci do twardziela, za którego tak usilnie próbujesz uchodzić, uwierz mi, stary. Gdzieś w głębi duszy ja zawsze wiedziałem, że niezły z Ciebie mięczak – dowalił mu.
Brunet w odpowiedzi na słowa Sebastiana przewrócił teatralnie oczami, zupełnie tak jakby nic go to nie obeszło, choć prawda była zupełnie inna, po czym stwierdził:
- Naprawdę brak Ci inteligencji, skoro nie potrafisz odróżnić krzyku paniki od krzyku przerażenia – próbował bronić się Is, ale strasznie kiepsko mu szło.
- A to jakaś różnica? – blondyn posłał mu pytające spojrzenie.
- Zasadnicza – odparł krótko. – Panika następuje wówczas, gdy ktoś się czegoś lub kogoś boi, natomiast przerażenie wtedy, gdy ktoś, kto wygląda jak strach na wróble, przestraszył tę drugą osobę – dodał po chwili nieco zmieszany.
- Świetna próba odwrócenia kota ogonem – zaśmiał się Seba, gwałtownie wypuszczając powietrze z płuc. – To najlepszy dowcip, jaki w życiu słyszałem.
- Za to Twój dowcip mieści się w standardach między minus jeden a zero – zabłysnął ciętą ripostą.
- Może dlatego, że ja nie próbuję nikomu zaimponować – odgryzł się blondyn. – Użyj czasem mózgu, to nie boli – dodał, uśmiechając się chytrze.
- Coś jeszcze?! – warknął już mocno rozwścieczony Isandro.
- Owszem – odparł krótko.
- To streszczaj się, bo trochę się spieszę do domu, do żony – skłamał.
Sebastian na te słowa parsknął prawdziwie wesołym śmiechem, po czym rzekł:
- Tak się akurat składa, że Twoja, jak to niezbyt trafnie określiłeś: „żona” – dwoma palcami obu dłoni zademonstrował cudzysłów – ...teraz grzeje MOJE łóżko – dobitnie podkreślił przedostatni wyraz.
- No popatrz, ja to jednak nie doceniłem tej suki...
Brunetowi nie dane było skończyć zdania, bo zaraz zarobił od swojego towarzysza prawy sierpowy. Z rozciętej od zadanego ciosu wargi puściła mu się krew, a jego sylwetka do tej pory wyprostowana, w tym momencie straciła pewność siebie.
- Nie masz prawa tak o niej mówić! – krzyknął wkurwiony Seba, kiedy już złapał oddech. – Nikt cię nie nauczył szanować kobiet?! – zapytał jeszcze ostrzej.
- Ale daj mi dokończyć – Isandro nagle odzyskał wigor i przyjął bojową postawę.
- Nic nie będziesz kończyć, śmieciu! – wrzasnął, łapiąc go za fraki. – Prędzej ja z Tobą skończę! – zagroził, rzucając nim na chodnik. Mężczyzna upadł jak długi.
- Wydawała się taka grzeczna i niepozorna, a okazało się, że jest taka puszczalska! – niewzruszony Caballero jednak dokończył to, co chciał powiedzieć, ale szybko tego pożałował.
W mniej niż sekundę pięść Sebastiana wylądowała na jego twarzy. Dobrze, że było już ciemno i ludzie rzadko tamtędy przechodzili, bo mogłoby być nieciekawie, gdyby ktoś wezwał gliny.
Dzięki sprzyjającym warunkom blondyn spuścił mu więc taki łomot, o jakim Isandro pewnie zawsze marzył, gdyż przecież sam się o to prosił. Po chwili uspokoił się jednak, bo nie chciał go zabić. Jeszcze nie teraz...
Vega przetarł czoło z potu, gdyż niezwykle się zmęczył podczas bicia swojego największego wroga i wciskając palec wskazujący w jego klatkę piersiową, wysyczał przez zęby:
- A jak dalej będziesz podskakiwał do mnie lub do moich ludzi albo co gorsza, do Gabrieli, to nie skończy się tylko na zakrwawionej buźce, wierz mi.
- Oj, wierzę – mimo bolących żeber ten kretyn nadal chojrakował. – I podziwiam – dodał jeszcze celowo, tylko po to, by bardziej wkurzyć Sebka, o ile bardziej w ogóle się dało, bo jego wściekłość już chyba dawno osiągnęła zenit. – Podziwiam za to, że iloraz Twojej inteligencji wynosi tak mało, że nie jesteś wystarczająco mądry, by załatwiać wszystkie sprawy poprzez rozmowę, tylko zaraz uciekać się do siłowych rozwiązań – spróbował na koniec swojego monologu wygiąć usta w szyderczym uśmieszku, ale wyszedł mu z tego tylko jakiś dziwny grymas.
- Może dlatego, że z ludźmi Twojego pokroju nie da się normalnie rozmawiać, a mi szkoda sobie strzępić języka na takiego debila jak TY – tym optymistycznym akcentem uciął wszelkie dyskusje z tym przygłupem i odszedł w dal, zostawiając go tak na pastwę losu w jego własnej krwi.
Upokorzony i sponiewierany Isandro postanowił się zemścić za tę zniewagę. Z trudem wyjął telefon komórkowy z tylnej kieszeni spodni, który jakimś cudem ocalał w tej bójce i nadal był sprawny, po czym wykręcił numer do swojego zaufanego człowieka.
- Adolfo?! – niemalże krzyknął do słuchawki.
- Tak, szefie – potwierdził męski głos po drugiej stronie. – Czekamy na Pana rozkazy – dodał z powagą, bo i sytuacja była poważna. Przecież trzeba było zabić Sebastiana Sergia Vega.
- Jesteście jeszcze w Acapulco, głąby?! – zagrzmiał, podnosząc się jednocześnie z gleby, a kiedy usłyszał twierdzącą odpowiedź, dodał. – To już Was tam nie ma! Nie obchodzi mnie jak to zrobicie, możecie nawet wynająć odrzutowiec na mój koszt, ale za godzinę widzę Was w Meksyku! Przenosimy całą akcję do stolicy, bo ten kutas mnie wyciulał i porwał moją kobietę! Trzeba mu więc pokazać, kto tu jest Panem i Władcą! – wydarł się na całe gardło przy ostatnich słowach.
- Przyjąłem, szefie – powiedział Adolfo. – Zaraz będziemy na miejscu.

***

Był wkurwiony. Był tak mocno wyprowadzony z równowagi, że po powrocie do mieszkania bez większego powodu naskoczył nawet na Gabi, która po kłótni z kochankiem – bo trzeba ich relacje nazwać po imieniu – zamknęła się w sypialni na klucz i do tej pory – czyli do rana – nie chciała mu otworzyć. Z tegoż powodu biedny Sebuś został skazany na potwornie niewygodną kanapę w salonie, z czego oczywiście nie był zbytnio zadowolony, no ale sam sobie nawarzył tego piwa, więc jak na prawdziwego faceta przystało, po prostu wziął to na klatę i jakoś wytrzymał tę jedną noc. Chociaż było ciężko!
Jego wczorajszy numer z piekła rodem nie wypalił – co więcej – zamienił się w coś na podobiznę bardzo kiepskiego filmu akcji, a Sebas bardzo nie lubił jak ktoś krzyżował mu plany, więc spotęgowało to tylko jego wzburzenie. Dziś już mu przeszło i nieco się uspokoił. Najtrudniejsze zadanie jednak dopiero na niego czekało. Jak tu teraz udobruchać kobietę? Myślał. Oto jest pytanie – lub wyzwanie – jak kto woli.
Jako zadośćuczynienie postanowił zrobić Gabrieli jej ulubione śniadanie, czyli jajka na bekonie plus sok pomarańczowy ze świeżo wyciśniętych owoców, a jak to nie pomoże, to potem już tylko paść na kolana i błagać o przebaczenie. Wszystko ułożył dokładnie na srebrnej tacy, a że nie miał akurat przy sobie żadnego kwiatka, którego mógłby też na niej umieścić, w zastępstwie centralnie na sam środek tacy położył całego, dużego ananasa. Ostrożnie przemierzył odległość dzielącą go od sypialni, a kiedy stanął już pod jej drzwiami, cicho zapukał, chcąc najpierw wybadać grunt, by przypadkiem nie oberwać czymś ciężkim w razie czego. To i tak było pewnie nieuniknione, ale nadzieja umiera ostatnia!
- Wpuścisz mnie? – zapytał prawdziwie zbolałym głosem.
Brunetka siedziała na łóżku w głębi pomieszczenia, ale doskonale słyszała, co mówił do niej mężczyzna, stojący po drugiej stronie drzwi. Przez chwilę zastanawiała się nawet, czy powinna się w ogóle odezwać. Ostatecznie jednak zdecydowała się to zrobić, by Seba nie pomyślał przypadkiem, że popełniła przez niego samobójstwo czy coś w tym stylu.
- Nie zasłużyłeś – odpowiedziała równie mocno zraniona. Bowiem, oboje wczoraj powiedzieli o kilka słów za dużo.
- Wiem – odparł krótko, ale z przekonaniem. – Przepraszam – wyszeptał na tyle głośno, że dotarło to do uszu Gabi.
Blondyn nie doczekał się żadnego „ja też cię przepraszam”. Zamiast tego zobaczył, że klamka nieznacznie drgnęła pod naciskiem czyjejś dłoni, a dalej stopniowo opadała, aż w końcu jego oczom ukazała się zapłakana twarz przepięknej kobiety. Jego kobiety. Wszedł za nią do środka i położył tacę na podłodze.
- Myślisz, że wystarczy jedno głupie „przepraszam” i po sprawie?! – usłyszał nagle. – Zarzuciłeś mi, że nie potrafię zająć się domem i w ogóle do niczego się nie nadaje!
- Wcale tak nie powiedziałem! – sprzeczał się z nią.
- Ale tak to zabrzmiało!
- Ty nazwałaś mnie fiutem i uważasz, że nie masz mnie za co przepraszać?!
- Nie i wiesz co?! Powtórzę to jeszcze raz! Jesteś skończonym fiutem, Sebastianie!
- Świetnie. A Ty jesteś tak łatwa, że nawet nie musiałem cię prosić, żebyś wskoczyła mi do łóżka!
- Jesteś bezczelny!
- A Ty pyskata!
- A Ty...
Nie dokończyła i wcale nie dlatego, że zabrakło jej obelg, a dlatego, że po prostu nie mogła, gdyż pewien bezczelny i arogancki typek skutecznie zamknął jej usta gorącym jak lawa z wulkanu pocałunkiem.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anetta418
Administrator
Administrator



Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:39, 26 Lis 2015 Powrót do góry

Pani Redaktor najmocniej przepraszam, że nie komentuję, ale sama wiesz jaki mam galimatias w życiu. Nie mogę też pani Redaktor obiecać, że komentarze będą zawsze, ale na pewno co jakiś czas naskrobię to i owo. Streszczać rozdziału nie będę ani tego ani poprzednich jednakże kilka słów o bohaterach napiszę. Smile
Leticia - No cóż w ostatnim rozdziale dziewczyna pokazała, że ma jaja deklarując iż chce odsiedzieć wyrok za swoje wybryki. Pokazała także jak bardzo kocha Davida.
David - Bardzo porywczy facet takie jest moje zdanie na pierwszy rzut oka. Jednak z miłości jest wręcz szaleńcem co udowodnił rzucając się do Sebastiana gdy nie udało się odbić Leti z rąk glin. Czemu uznałam go za szaleńca? No bo tylko szaleniec odważył by się wystartować do blondyna. Nie dziwię się mu jednak bo też bym próbowała zrobić wszystko dla ukochanej osoby. I cholera szkoda mi go bardzo po tym liście od ukochanej.
Wiem, że niewiele o nich napisałam i nic konkretnego ani konstruktywnego, ale oni tak szczerze najmniej skradli moje serce. O tych co je skradli najbardziej napiszę przy końcu teraz trochę o zakapiorze tego opowiadania czyli o ISANDRZE!!!
ISANDRO - Złamas jeden który bić potrafi tylko kobiety, a jak przychodzi co do czego i trzeba stanąć oko w oko z prawdziwym mężczyznom to sra po gaciach. Dobrze, że taki ktoś jak Seba potrafi postawić go do pionu. I cieszę się, że Gabi też olała tego kretyna. Nadal nie mogę pojąć jakim cudem ona wyszła za niego za mąż. Może wtedy była pijana.
Gabi - Wybrała na męża patafiana bez mózgu i jak wcześniej napisałam pewnie była pijana dlatego wyszła za niego. Jednak na szczęście tej kobiety na jej drodze stanął przystojny blondyn i wszystko się zmieniło. I oby jak najszybciej rozwiodła się z tym fiutkiem.
SEBASTIAN - Mój najukochańszy bohater tego opowiadania. Facet z twardym charakterem który może i świętym nie jest, ale takiemu przystojniakowi ja tam bym wszystko wybaczyła. Kocham tego faceta za te jego numery jakie jakie wywija Isandrowi. I mam nadzieję, że Seba zrobi wszystko, by Gabi już nie była z tym pacanem tylko z nim czyli nie pozwoli jej nigdy odejść. Szczególnie, że jest w niej zakochany mimo iż sam przed sobą się do tego nie przyznaje, ale ja wiem że on ja kocha.
Kom marny ale postaram się poprawić przy następnym.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez anetta418 dnia Czw 21:40, 26 Lis 2015, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Strona 1 z 1
Nowy Temat   Odpowiedz

 
Skocz do:  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Play Graphic Theme

Regulamin