FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Galerie    Rejestracja   Profil   Zaloguj 
Forum www.swiatciekawostek.fora.pl Strona Główna
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości


Idź do strony 1, 2  Następny
 
Nowy Temat   Odpowiedz OPOWIADANIA ZAWIESZONE <- Forum www.swiatciekawostek.fora.pl Strona Główna
Autor Wiadomość
anetta418
Administrator
Administrator



Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:52, 24 Sty 2012 Powrót do góry



PROLOG

Wiele osób im zazdrościła miłości jaka ich łączyła.
Ale wystarczyła jedna chwila,za dużo alkoholu by on zapomniał jak wiele ona dla niego znaczy. Zniszczył to. I choć żałował ona nie potrafiła mu wybaczyć. Zostawiła go i wyjechała. By zacząć żyć od nowa. Bez niego. Los jednak przypadkowo stawia ich ponownie na swojej drodze. Czy tym razem on pozwoli jej odejść ? Czy ona mu wybaczy to jak bardzo ją wtedy zranił? Oboje dostali kolejną szansę na odbudowanie dawniejszego życia. Ale czy z niej skorzystają ?



TRAUMA; LOS A
GATUNEK; ROMANS
ILOŚĆ ROZDZIAŁÓW; ???


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez anetta418 dnia Sob 0:12, 19 Maj 2012, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
_Genesis_
Moderator
Moderator



Dołączył: 30 Gru 2011
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:38, 24 Sty 2012 Powrót do góry

Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa.....
Mój skarb!!
Moje szczęście!!!
Moja miłość!!!!
Kocham to!!!!
Kotek wiesz, że ja czekam na bombie:D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anetta418
Administrator
Administrator



Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:59, 24 Sty 2012 Powrót do góry

OBSADA;

ANAHI - lat 25. W wieku 20 lat wyszła za mąż za miłość swojego życia. Jej szczęście trwało jednak krótko bo tylko dwa lata. Po tym jak mąż ją zranił wyjeżdża by nauczyć się żyć bez niego. Choć wciąż go kocha nie potrafi mu wybaczyć tego co jej zrobił. Miała nadzieję już nigdy go nie spotkać. Jednak śmierć bliskiej im osoby ponownie stawia go na jej drodze. Czy po tylu latach dam mu kolejną szansę jeśli on w ogóle o nią poprosi ?

ALFONSO (Poncho) - lat 27 - Kochał Any i wciąż kocha.Jednak jedna chwila nie uwagi i zapomniał jak bardzo jest dla niego ważna.Zniszczył ich związek i choć żałował to jego skrucha nie wystarczyła by ją zatrzymać.Czy teraz po jej powrocie zawalczy o nią bardziej by została już z nim na zawsze?

DUL i MAY - zwariowane dziewczyny wciąż szukające miłości. Zawsze zazdrościły Any takiego faceta jak Poncho. Same chciały znaleźć tak kochających mężczyzn. Tym bardziej były zaskoczone gdy dowiedziały się o numerze jaki wykręcił on ich przyjaciółce.

WILLIAM - obecny partner Any. Wraz z nią przyjeżdża do Meksyku. Zazdrośnik.Jednak czy ze chce nadal o nią walczyć gdy pozna jej piękną przyjaciółkę May?

UCKER - brat Poncha. Seksowny,buntownik który nie ma zamiaru się ustatkować. Dziwi się,że brat w tak młodym wieku się ożenił.On sam zmienia dziewczyny jak rękawiczki.

Antonio i Melanii - Rodzice Poncha i Uckera. Mają mu za złe to jak zniszczył swoje małżeństwo ,jednak mimo wszystko kochają syna.Oziębłość Antonia w stosunku do bruneta nie jest przypadkowa,ale czy to dobra metoda by go czegoś nauczyć ? Bo co jeśli syn zamiast nauki ,odwróci się od niego na dobre. I czemu Melanii zamiast wspierać syna postępuje podobnie jak jej mąż ?

Amelia - Babcia Poncha ona też kocha swoją rodzinę ponad wszystko. Poncho jak i Ucker to jej oczka w głowie. Jednak pomysł syna Antonia i męża na scalenie rodziny nie bardzo przypadł jej do gustu. Może gdyby nie był tak szalony inaczej by zareagowała.

Lilly - Dziewczyna która zniszczyła ich małżeństwo. Będąc przyjaciółką ,zaciągnęła bruneta do łóżka kiedy ten był nietrzeźwy. Jaki miała cel ? Zakochana czy ze zwykłego wyrachowania to zrobiła ? Ich małżeństwo rozpadło się ,ale ona mimo to nie zdobyła Poncha. Więc po co teraz wraca i ponownie wtrąca nos w nieswoje sprawy ?

PS. Będzie jeszcze jedna postać ,ale dodam ją jak fotkę odnajdę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez anetta418 dnia Wto 13:43, 31 Sty 2012, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
_Genesis_
Moderator
Moderator



Dołączył: 30 Gru 2011
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 0:05, 25 Sty 2012 Powrót do góry

Ja czekam...
Już się napaliłam jak łysy na grzywkę...
Ja chcę więcej:D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Justina_Gatita
Początkujacy
Początkujacy



Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 1:42, 25 Sty 2012 Powrót do góry

ooo jest! Very Happy no to zekam na reszte Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
MiaColucciArango1
Początkujacy
Początkujacy



Dołączył: 07 Paź 2010
Posty: 80
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 7:35, 25 Sty 2012 Powrót do góry

kochana fajnie że dodałaś to opowiadanie;*******
czekam tu na rozdział;*******


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anetta418
Administrator
Administrator



Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 3:30, 26 Sty 2012 Powrót do góry

Rozdział 1 by aniołek♥♥♥



Stałam na olbrzymim tarasie swojej ogromnej willi i wyrzucałam świeżo strzyżony trawnik ubrania, kosmetyki , buty i inne drobiazgi mojego męża.Jeszcze męża.
-Wynoś się idź do tej dziwki !!! W tym domu nie ma już miejsca dla ciebie jasne! Masz swoje ciuchy, płyty ....
Wyrzucałam dalej wyliczając przy tym było jasne ,że nic nie zatrzymałam.Choć w środku rozrywało mi serce z bólu starałam się tego nie okazać dopóki stał i patrzył na mnie tym swoim błagalnym wzrokiem.
Nie mogłam pojąć jak facet który niby tak bardzo mnie kochał mógł wyrządzić mi taka krzywdę.Nie! Teraz nie mogłam oddać się smutkowi by nie widział moich łez. Ostatni raz weszłam do pokoju i rozejrzałam się czy nic nie zostało.
Gitara! Jeszcze gitara jego dziecko. To było dla niego tak cenne ,ze jakakolwiek rysa i wpadał w szał. Teraz miałam nie tylko okazje ja porysować ale rozwalić na czastki tak jak on zrobił to z moim sercem. Dumnym krokiem weszłam na balkon i powiedziałam:
- Ej Romeo zapomniałeś czegoś! - krzyknęła, widząc ,ze odchodzi zabierając ze sobą tylko kilka ubrań. Odwrócił się i spojrzał w górę.
- Nie Any ...błagam tylko nie gitara! Annie złotko ...skarbie proszę!
Nie posłuchałam go jednak. Uśmiechnęłam się triumfalnie i wprost pod jego nogi rzuciłam gitarą. Pomachałam mu na do widzenia i weszłam do domu. Tam dopiero pozwoliłam popłynąć łzom.

***********************
1,5 Roku Później

Trzymałam w ręku list i już po raz trzeci zastanawiałam się czy go otwierać.Był z Meksyku a to oznaczało ,ze albo jej niewierny ex mąż napisał nie wiadomo po co. Albo stało się coś strasznego dziadkowi. Ta druga myśl natychmiast skłoniła mnie do otwarcia białej niewielkiej koperty. Jak tylko wyjęłam list z koperty i zaczęłam czytać a łzy szubko stanęły mi w oczach.
,,Droga Annie!
Wiem ,ze nie chciałaś już nigdy tu wracać. Ale zachorował dziadek.
Nie wiem jak długo jeszcze Bóg pozwoli mu żyć.
Dlatego on bardzo pragnie zobaczyć cie przed śmiercią.
Czy jesteś wstanie na te kilka dni schować urazę i zagościć w naszym domu dla dobra Mauricia ?
Tu masz numer telefonu do nas jeśli zdecydujesz się przylecieć poinformuj nas.
Obiecuje ,ze mój syn da ci spokój bo rzadko bywa w domu od waszego rozwodu.
Ciągle tylko gdzieś wychodzi lub załatwia sprawy na mieście.Proszę przyjedź.
Melanie "I na tym list się kończył.Nie było żadnego P.S więc można było uznać że to bardzo poważna sprawa.Wyjęłam z szafy walizkę i zaczęłam się pakować.Do pokoju wszedł William.To mój chłopak.Jest cholernie przystojny ale nic poza tym.Nie kocham go.Jestem z nim z przyzwyczajenia.Chodź Alfonso zdradził mnie i nie wybaczę mu tego nigdy to jednak nie mogę wyrzucić go z mojego serca.Próbowałam już wszystkich sposobów ale nie mogę przestać o nim myśleć.Dobrze że nie będzie go w domu jak przyjadę.
- Kochanie co robisz? - zapytał wyrywając mnie z zamyślenia William
- Muszę wracać do Meksyku.Mauricio jest umierający i jego ostatnim życzeniem jestem ja - powiedziałam patrząc mu w oczy.Will obiął mnie w pasie i popatrzył w oczy.
- Będzie mi się za tobą tęsknić - powiedział z nutą smutku w głosie
- Poradzisz sobie beze mnie - dopowiedziałam wyswabadzając się z jego uścisku.Robiłam tak zawsze gdy okazywał mi czułość.Nie potrafię oddać mu tego samego.Po prostu go nie kocham.
- A nie mogę jechać z tobą? - zapytał robiąc do tej pory nie umiem się z tym pogodzić.Dlaczego to mnie się to przytrafiło?Co ja takiego zrobiłam że musiało rozpieprzyć się właśnie moje małżeństwo.Potem wyjechałam z Meksyku i w Miami znalazł mnie William z którym jestem do tej pory.Will stara się bardzo bym zapomniała o Alfonsie ale nie potrafię tego zrobić.On jest nie oderwalną cząstką mnie która właśnie w tej chwili daje o sobie znać.Zamknęłam oczy i zaczęłam rozkoszować się promieniami słońca.Poczułam jak ktoś mnie obejmuje.
- Kiedy jedziemy? - usłyszałam pytanie Williama
- Dzisiaj o 11 - odpowiedziałam
- A więc za 3 godziny.Chodź zjemy śniadanie - powiedział Will wstając i ciągnąc mnie za rękę w stronę kuchni
- William nie jestem głodna - powiedziałam opierając się
- Kochanie musisz coś jeść - wziął mnie na ręce i zaniósł do kuchni.Z nim na prawdę nie ma żartów.Jak się na coś uprze to koniec.
- William mówię poważnie.Nie jestem głodna. - zaprotestowałam krzyżując ręce na piersi
Zignorował mnie i postawił przede mną talerz kanapek.
- Jedz.I bez gadania - powiedział siadając obok mnie.Dla świętego spokoju wzięłam jedną kanapkę i zaczęłam jeść.
15 minut później wstałam od stołu i poszłam się przyszykować.W końcu muszę jakoś wyglądać.Po godzinie byłam gotowa.
- A już myślałem że mi tam zemdlałaś - powiedział William uśmiechając się
- Jedziemy na lotnisko - powiedziałam mijając go
- Jedziemy.Zapakowałem już walizki do auta więc pozostaje mi się tylko przebrać. - powiedział i wszedł do łazienki
Oparłam się o ścianę czekając na niego.Po pół godzinnym czekaniu poszłam na dwór i usiadłam w aucie.5 minut później za kółkiem usiadł Will.
Pojechaliśmy na lotnisko,przeszliśmy odprawę i wsiedliśmy do samolotu.wzięłam do ręki moją MP3 i zaczęłam słuchać muzyki.
William zasnął a ja wyglądałam przez okno popijając sok pomarańczowy przyniesiony przez stewardessę.
Zadzwoniła moja komórka.
- Anahi Portilla słucham? - powiedziałam do telefonu
- Any to ja May - usłyszałam głos przyjaciółki
- May tak się cieszę co u ciebie? - zapytałam uśmiechając się
- Nic nowego.Kiedy wracasz do Meksyku? - zapytała
- Właśnie jestem w samolocie - odpowiedziałam
- To wspaniale.Zadzwoń do mnie jak dolecisz.Musimy się spotkać - powiedziała i rozłączyła się
Dobra to było dziwne.Wiem że stęskniła się za mną ale po co tajemnice?Ach jak ja bardzo stęskniłam się za moją kochaną trzepniętą May i zwariowaną,słodką Dulce.
- Kto dzwonił? - usłyszałam pytanie Willa
- Moja przyjaciółka. - odpowiedziałam
- Aha. - opowiedział i popatrzył na mnie
- Zaraz będziemy lądować więc zrobimy tak.Ty pojedziesz do hotelu z naszymi bagażami a ja pojadę do Mauricia.Przy okazji z lotniska odbiorą mnie moje przyjaciółki. - powiedziałam szybko
- Ale dlaczego nie możemy jechać tam razem? - zapytał unosząc brwi
- Bo muszę to zrobić sama - powiedziałam i popatrzyłam mu w oczy.Więcej się już do mnie nie odezwał.Nasz Samolot wylądował w Meksyku.Wysiadłam z niego jako pierwsza i zadzwoniłam do May.Kazała mi czekać przed wejściem na lotnisko.Odprowadziłam Williama na postój taksówek i patrzyłam jak odjeżdża.
- Any to ty? - usłyszałam za moimi plecami
- Tak to ja o co chodzi? - zapytałam odwracając się.Rzuciły się na mnie dwie postacie.
- May,Dul bo mnie udusicie - zaśmiałam się ściskana przez moje dwie najlepsze przyjaciółki
- Any nawet nie wiesz jak bardzo się za tobą stęskniłyśmy - piszczały mi do ucha
- Kochane moje lepiej mi powiedzcie co tam się działo ciekawego w stolicy jak mnie nie było - powiedziałam gdy w końcu mnie puściły
- Oj dużo.Ale o tym później porozmawiamy.Przecież ty musisz zobaczyć się z Mauriciem - powiedziała Dul
- A wy skąd o tym wiecie? - zapytałam zdziwiona
- Melanie nam mówiła.Ciężko z nim - odpowiedziała May i zapakowała mnie do auta.Pojechałyśmy do domu rodziców Alfonsa.
Wyszłam z samochodu i popatrzyłam na dom.Wspomnienia wróciły.Na progu przywitała mnie mama Alfonsa.Uściskała i zaprowadziła do pokoju Mauricia.
Akurat spał więc usiadłam na fotelu obok łóżka i czekałam aż się obudzi.Po pół godzinie postanowiłam wyjść.Otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz.
- Any? - usłyszałam za moimi plecami.Odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z nim...

ROZDZIAŁ 2



ANAHI
Wyszłam z samochodu i popatrzyłam na dom.Wspomnienia wróciły.Na progu przywitała mnie mama Alfonsa.Uściskała i zaprowadziła do pokoju Mauricia.
Akurat spał więc usiadłam na fotelu obok łóżka i czekałam aż się obudzi.Po pół godzinie postanowiłam wyjść.Otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz.
- Any? - usłyszałam za moimi plecami.Odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z nim...,,Cholera miało go nie być?" pomyślałam.Moje serce gwałtownie przyspieszyło, nogi zaczęły mięknąc. Nie widziałam go około dwa lata a tak bardzo się zmienił.Teraz wydawał mi się jeszcze przystojniejszy i lepiej zbudowany. Był taki męski i seksowny. To znaczy od zawsze taki był ale teraz pociągał mnie sto razy bardziej.Czułam,że tak będzie ,że kiedy go zobaczę tak właśnie zareaguję. Kochałam go tego nie mogłam zaprzeczyć przynajmniej przed sama sobą.Ale nie mogłam tak stać i wpatrywać się w niego bo zaraz i on by się zorientował, że wciąż go kocham.
- Co tu robisz ? – zapytałam surowym tonem.
- Jak to co ?Mieszkam. – odpowiedział spokojnie.
- Miało cię nie być. –powiedziałam z wyrzutem.
- Miało ale jestem w końcu dziadek umiera. Wyobrażałaś sobie ,że w takiej chwili mnie to nie będzie tylko dlatego,że ty pałasz do mnie nienawiścią? - zapytał trochę jak by zdziwiony.
- A dziwisz się?
- Gdybyś pozwoliła mi …
- Nie zaczynaj Poncho …ja nie chce tego słuchać ani do tego wracać. Przyjechałam tu tylko dla dziadka potem wracam do siebie.
- Czemu ty do cholery nie chcesz dopuścić mnie do słowa ? – krzyknął
- Po pierwsze nie podnoś na mnie głosu a po drugie każde z nas ma teraz swoje życie i niech tak zostanie.
- Nie Annie właśnie,że nie postawisz tym razem na swoim ! – powiedział podchodząc do mnie i łapiąc za ramiona.
- Puszczaj! – krzyknęłam wyrywając się.
Chciał coś powiedzieć ale wtedy usłyszeliśmy wołanie dziadka oboje wbiegliśmy do pokoju. Kucnęłam obok łóżka i złapałam Murycia za rękę.
- Annie słonko przyjechałaś. – powiedział
-Do ciebie dziadku zawsze. – rzekłam całując go w rękę
- Moja kochana jak ja za tobą tęskniłem.
- Ja za tobą też dziadku.
- Alfonso synu podejdź bliżej – powiedział do niego. A ten jak na złość kleknął kolo mnie wprost za moimi plecami teraz czułam jak moje plecy stykają się z jego torsem. Gdyby nie Maurycio szybko bym go przegnała. Ale nie chciałam go dodatkowo martwic wiec przemilczałam jego bliskość. Nie przyszło mi to jednak łatwo.Czułam jego zapach,oddech na swojej szyi który wywoływał we mnie dreszcze.Zacisnęłam jednak zęby i starałam się być opanowana.Dziadek zaś zaczął tłumaczyć nam po co nas wezwał. Okazało się,że chce przepisać na nas swoja firmę. Bo tylko nam ufa i wie,że tylko my poprowadzimy ja dobrze. Potem wymógł na mnie i na nim, że się nią zajmiemy. Dla jego dobra powiedziałam,że oczywiście. Jednak potem miałam zamiar zrzec się tego spadku nie miałam zamiaru prowadzić go z moim były mężem. Powód chyba jasny nie chciałam go oglądać. Rozmawialiśmy z nim jeszcze długo a kiedy zasnął opuściliśmy pokój. Poncho znowu chciał pogadać ale akurat zadzwoniła moja komórka to był Will. Odebrałam jak najszybciej ;
- Cześć kochanie !Tak…tak załatwiłam i już wracam.Dobrze pa skarbie. Buzki.Kocham cie. – powiedziałam na koniec specjalnie by mój mąż ex mąż dał mi spokój. Ale jak tylko schowałam komórkę do torebki zapytał;
- Kto to był? - z jego oczy kipiały z zazdrości.
- Nie twoja sprawa mnie nie obchodzi jakie dziwki obracasz. A teraz zejdź mi z drogi nie mam czasu…przynajmniej dla ciebie! – krzyknęłam na koniec mu prosto w twarz.
**********************
PONCHO
Nie cieszyła mnie choroba dziadka ale myśl,że znowu zobaczę swoja Annie ucieszyła mnie bardzo. Owszem nasze rozstanie było bolesne do dziś pamiętam jej łzy oraz zawód i rozczarowanie w jej oczach kiedy dowiedziała się co zrobiłem. Pamiętam jak moje rzeczy wylatywały przez balkon. I jeszcze ta okropna sprawa rozwodowa. Wtedy to ja płakałem błagając ja by zmieniła zdanie i dała mi druga szansę.A ona stała jak posąg i patrzyła na mnie z pogarda. Na sali bez wahania powiedziała,że chce rozwodu. Nie dziwłem się ale miałem nadziej iż dam mi wyjaśnić wszystko i pomyśli nad powrotem do mnie. Niestety jedyne co usłyszałem nim zniknęła z moich oczu na zawsze były słowa.
- Umarłeś dla mnie w dniu kiedy trafiłeś nie do tego łóżka co potrzeba!
Nie wiem czemu oczekiwałem,że wybaczy mi zdradę skoro sam też bym nie wybaczył.Może dlatego,że ja nie zdradziłem jej z wyrachowania czy dlatego bo lubię obracać kilka kobiet. Ja wtedy byłem pijany upiłem się na imprezie otwierającej nowa mniejsza firmę dziadka. Annie była wtedy chora i dlatego nie było jej ze mną. Wychodząc z przyjęcia spotkałem swoja była powiedziała, że mnie odwiezie do domu.Nie protestowałem bo byłem zalany w trupa poza tym ufałem jej.Bo nawet po rozstaniu mieliśmy dobre stosunki przyjacielskie.Ona jednak zawiozła mnie do siebie i zaraz po wejściu do domu rzuciła na łóżko.Nawet nie pamiętam co było dalej zorientowałem się dopiero rano kiedy obudziłem się obok niej nagi.Poczułem się jak świnia. Jak najgorsza szmata schowałem dłonie w twarz i płakałem. Do domu wracałem jak na ścięcie cała drogę zastanawiając się jak mam jej o tym powiedzieć. Kiedy wszedłem do środka ona spala wziąłem szybki prysznic i położyłem się kolo niej. Wtuliłem się w nią i próbowałem jeszcze zasnąć ale ona po chwili się przebudziła. Wciąż miała gorączkę i była słaba nie miałem serca by powiedzieć jej o tym czego się dopuściłem. Obiecałem sobie zrobić to w innym terminie.Nie zdążyłem dwa dni później Annie dostała kopertę ze zdjęciami na których byłem ja i Lily. I tak oto rozpadło się moje małżeństwo.Na nic zdały się prośby,łzy czy moje błagania. Najgorsze,że nie wiem kto to zrobił i w jakim celu rozwalił mi życie. Na początku podejrzewałem Lily nawet ale ona przysięgła,że nie miała z tym nic wspólnego.Co więcej pocieszała mnie jak Annie odeszła. Nie … nie w taki sposób jak myślicie. Tylko zwyczajnie po przyjacielsku.Zaproponowała nawet bym z nią zamieszkał kiedy moja rodzina po za młodszym bratem odwrócił się ode mnie za ta zdradę. Kochali mnie ale moją Annie też.I nie potrafili zrozumieć jak mogłem zrobić jej takie świństwo.Matka z ojcem nie odzywali się do mnie wcale. Dziadek prawił kazania na temat przysięgi małżeńskiej.Zaś mój mądry bart wciąż tylko chodził i powtarzał ,,A nie mówiłem nie byś nie brał ślubu. Teraz mógłbyś bez problemu obracać każdą i było by wszystko ok.A teraz masz Romeo.”Ja sam codziennie kląłem siebie w duchu.Od tego dnia nie tknąłem alkoholu , całe dnie spędzałem w domu lub pracy. I żeby było jasne nie zamieszkałem z Lily.Tęskniłem za moja Anyś.A teraz kiedy wróciła moja nadziej która na nowo się obudziła. Szybko też zgasła po tym jak mnie potraktowała. I jeszcze ten jej facet!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anetta418
Administrator
Administrator



Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 13:31, 31 Sty 2012 Powrót do góry

ROZDZIAŁ 3


Resztę wczorajszego wieczoru spędziłam z Williamem ,ale rano dostałam telefon od Melanii,że dziadek zaprasza mnie na śniadanie.Chciałam wziąć blondyna by go w końcu przedstawić ,ale ze względu na Maurycia tego nie zrobiłam. Bo poza nim wszyscy już wiedzieli,iż mam narzeczonego jemu nikt nie odważył się powiedzieć ponieważ każdy dobrze wiedziała jaka będzie reakcja.Dziadek od zawsze powtarzał,że tylko Poncho jest mi przeznaczony i tylko on może mnie uszczęśliwić.Wtedy wierzyłam w te słowa tak jak i w słowa bruneta.Szkoda tylko,iż okazały się nie całkowitą prawdą. Mój ex mąż owszem uszczęśliwiał mnie gdy byliśmy razem sądziłam,że to szczęście nigdy nie minie.Ale minęło i to bezpowrotnie.Widać jednak nie byliśmy sobie tak naprawdę przeznaczeni.Jak sobie pomyślę te obietnice jakie mi złożył ,jak czule wyznawał mi miłość a potem tą zdradę to krew mnie zalewa.Może Will nie jest tym wymarzonym ,tym którego kocham ,ale narzekać nie mogę. On też o mnie dba i bardzo mnie kocha.I żal mi ,że nie potrafię tego odwzajemnić przynajmniej na razie.Jestem pewna,że kiedyś odwzajemnię jego uczucia najwidoczniej jeszcze nie jestem gotowa na to by w pełni zaufać jakiemukolwiek facetowi. No ,ale wróćmy do porannego śniadania jak tylko tam zajechałam w drzwiach powitał mnie Antonio ojciec Alfonsa. Wspaniały facet kocham go jak ojca zresztą całą rodzinę bruneta kocham jak swoją.Po powitaniu od razu przeszliśmy do jadalni wszyscy siedzieli już przy stole nawet dziadek tyle,że na wózku.Przywitałam się z każdym po kolei dopiero wtedy dostrzegłam,iż jedno miejsce jest puste. To było miejsce dla Poncha który nie zaszczycił nas swoją obecnością bo z tego co zrozumiałam z rozmowy Mel i Amelii odsypiał. W nocy ponoć pracował to było dla mnie trochę dziwne bo wiem czym zajmuje się mój były i o której godzinie zazwyczaj kończy. Nie zamierzałam jednak zawracać sobie tym głowy tylko skupiłam się na posiłku i rozmowie z dawno nie widzianą rodzinką.Jak tylko urocze śniadanko się skończyło zaciągnęłam babcię Amelkę do kuchni i zaczęłam wypytywać o stan Mauricia.
- Dziecko no co mam ci powiedzieć ? Starość nie radość ,serce już nie to samo słabiej bije. - rzekła wzruszając ramionami a na twarzy pojawił się smutek.
- Czyli to coś z sercem babciu tak? - zapytałam zatroskana.
- Tak słonko.Rok temu dziadek miał poważny zawał ,cudem było ,że przeżył ale od tej pory musiał uważać na siebie jeszcze bardziej.No i dbał ,uważał tylko,że to jak widać za mało.
Na słuchu o zawale wściekłam się,że nikt mnie wtedy nie powiadomił i zaczęłam krzyczeć.
- Jak mogliście!No jak można było mnie nie powiadomić?!A gdyby umarł?!Nawet nie pożegnałabym się z nim! - krzyczałam.
Babcia spojrzała na mnie smutno i z politowaniem.
- Ale skarbie ,myśmy myśleli,że ty nas znać nie chcesz.
- A niby czemu? - zapytałam spokojniejszym tonem patrząc na nią zdziwionym wzrokiem.
- No wiesz kochana wyjeżdżając stąd nie odzywałaś się do nikogo z rodziny,nie zajrzałaś do nas ani razu od rozstania z nim.Więc co myśmy mogli sobie myśleć? - zapytała rozkładając ręce.
Nie wierzyłam w ogóle nie mieściło mi się to w głowie,iż tak pomyśleli znając mnie i wiedząc jak bardzo ich kocham.Fakt to była po części moja wina bo nie zajrzałam,nie zadzwoniłam z nikim nie pogadałam o tym co nas spotkało,a raczej mnie. Nie chodziło tu jednak oto,że mam do nich żal czy tez pretensję. Ja najprościej w świecie nie miałam siły a tym bardziej ochoty o tym gadać. Nie pojechałam też do ich domu bo nie chciałam go spotkać dlatego też unikałam całej rodziny.Przez niego!Wyjechałam tydzień po tym jak sama wyrzuciłam go z naszego domu.Nawet rozwód dostaliśmy w moim nowym miejscu zamieszkania. A co z domem?No cóż przy rozwodzie nie wzięłam od niego nic.Zostawiłam wszystko dom,samochód ,oszczędności oraz wszystkie prezenty podarowane przez niego.Miesiąc później doszły mnie słuchy,iż willa została sprzedana skoro i tak stała pusta.Poncho tak jak ja widać też nie miał odwagi tam zamieszkać. Tyle wspomnień to za dużo by zostać w tym miejscu. Dla mnie to był problem dla niego nie powinien bo to on sam przekreślił naszą miłość.No ,ale to jego decyzja być może wolał zacząć od nowa tak jak ja. A może zamieszkał z tą zdzirą z którą mnie zdradził.Tego nie wiem i wiedzieć nie chcę.Wracając do rozmowy z babcią to wyjaśniłam jej wszystko w końcu następnie poszłyśmy do salonu w którym siedziała sama Mel. Jej też byłam winna wyjaśnienia w rezultacie im wszystkim ,ale Antonia już nie było a dziadek został odprowadzony do pokoju na drzemkę.Tak więc na chwilę obecną pogadałam jedynie z damska częścią rodziny.O koło południa spotkałam się z blondynem na mieście chciał trochę pozwiedzać.Po obejściu miasta weszliśmy do restauracji na obiad na wieczór jednak musiałam wracać do domu dziadków musiałam ustalić szczegóły przyjęcia urodzinowego które szykowaliśmy dla Maurycia.Urodziny były już za dwa dni i większość rzeczy była już gotowa ,ale nie wszystko.Jak tylko każdy dostał jakieś wytyczne poszłam zobaczyć jak czuje się dziadek po wejściu do sypialni zobaczyłam jak siedzi w fotelu przy oknie i zawzięcie patrzy na coś.Ocknął się dopiero kiedy go przytuliłam i się odezwałam.
- O czym tak dumasz dziaduniu? zapytałam dając mu buziaka w policzek.
- O życiu słonko,o życiu! - powiedział ze smutkiem w głosie.
-Aha!A konkretniej? - zapytałam posyłając mu uśmiech po którym on zawsze tez się uśmiechał.
Tym razem też tak było uśmiechnął się ,pogłaskał mnie po policzku jak tylko przyklękłam koło niego i powiedział;
- Tęskniłem za tym uśmiechem tak jak i za Tobą.Szkoda ,że ...
- Że co ?No dokończ dziadku.- poprosiłam.
- O ciebie i Poncha.Byłem pewny,że wy...
- Ja też ,ale nie wyszło i trzeba się z tym pogodzić dziaduniu. - stwierdziłam.
Ale sama tak naprawdę się jeszcze z tym nie pogodziłam.Chciałam by było inaczej ,ale nie było to co zrobił brunet dla mnie było niewybaczalne. Może gdybym go nie kochała patrzyła bym na to inaczej ,ale kochałam i dlatego jego zdrada tak mnie bolała. Wróciłam wspomnieniami do dnia w którym się o tym dowiedziałam to było tydzień przed naszą drugą rocznicą ślubną.Dostałam list,anonimowy a w nim zdjęcia obok nagiej brunetki leżał mój mąż.Mój Poncho ten sam który przed Bogiem i rodziną przysięgał mi wierność aż po grób.Z rozmyślań wyrwało mnie pytanie dziadka;
- Annie czy ty nie możesz mu wybaczyć skoro wciąż go kochasz ?
Spojrzałam na niego zdziwiona. Skąd wiedział?Czy to aż tak widać? zastanawiałam się.Już chciałam zaprzeczyć ,ale dziadek mnie ubiegł.
- Nie zaprzeczaj ,wciąż patrzysz na niego tak samo jak wtedy gdy po raz pierwszy przyprowadził cię do nas i przedstawił.Tęsknisz za nim i choć nie chciałaś by tu był jak przyjedziesz to dziś rano na śniadaniu szukałaś go wzrokiem ,a gdy go nie było byłaś rozczarowana.No i jest jeszcze coś co potwierdza ,że wciąż go kochasz. - rzekł na koniec i spojrzał wymownie.
- Co ? - zapytałam nie bardzo wiedząc co Maurcio ma na myśli.
- Wciąż nosisz obrączkę.To największy dowód miłości i tego,że...
Nie skończył bo w tym momencie do pokoju ktoś wszedł.Otarłam szybko łzy które spływały mi po policzkach i spojrzałam w stronę wejścia.To był Poncho.Serce natychmiast zabiło mi jak szalone.Wstałam i już chciałam wyjść ,ale zatrzymał mnie sam Alfonso.
- Zostań ja tylko na chwilę chciałem coś powiedzieć dziadkowi i wychodzę.
Wyrwałam rękę i usiadłam na łóżku modląc się by powiedział to co ma do zakomunikowania i jak najszybciej wyszedł i wtedy usłyszałam;
- Dziadku po twoich urodzinach wyjeżdżam do Brazylii dlatego znajdź kogoś innego kto razem z Annie zajmie się firmą. Bo ja nie mogę.
***********************
Podjęcie tej decyzji kosztowało mnie bardzo wiele,ale to było jedyne wyjście by o niej zapomnieć.Całą noc myślałem o tym pracując. Rozważałem za i przeciw.Wspominałem stare czasy i zastanawiałem się czemu wciąż o niej myślę czy to dlatego,że nadal ją kocham?Czy może przez to,iż zostałem w miejscu w którym wszystko się zaczęło.W Meksyku się poznaliśmy,zakochaliśmy,zaręczyliśmy,wzięliśmy ślub i kupiliśmy dom.Tu przeżywaliśmy radość i smutki ,tu też planowaliśmy powiększenie rodziny.Gdzie się nie ruszyłem wszystko przypominało mi ją, wszędzie ją widziałem a czasem nawet czułem zapach jej perfum.Czasem miałem wrażenie,że mi odbija.Być może właśnie z tego powodu nie mogłem o niej zapomnieć.Tak długo wmawiano mi,że nie kochałem jej mocno skoro ja zdradziłem,że teraz sam zacząłem powoli wierzyć w te słowa. Poza tym ona ma rację każde z nas ma teraz swoje życie.Annie ma nowy dom,pracę i narzeczonego. Jest szczęśliwa więc nie mam prawa jej tego niszczyć.Przyszedł czas bym o niej zapomniał,pogodził się ze swoją porażką i pozwolił jej żyć u boku innego. Mam nadzieję,że przynajmniej ten facet jej nie krzywdzi tak jak zrobiłem to ja przed laty. Było mi żal dziadka bo w końcu obiecałem mu coś. Ale znam go,wiem jak bardzo mnie kocha i ,że jest rozsądny oraz zna życie.Po przemyśleniu zrozumie moją decyzję. Przynajmniej on bo rodzice na wieść o moim wyjeździe wściekli się. Matka powiedziała ,,Jesteś tchórzem" nie wiem co takiego miała na myśli ale czy to ważne ? A ojciec!On wcale się nie odezwał ,bo od rozstania z Anahi przestał ze mną gadać.Poza babcią i dziadkiem nic już mnie tu nie trzymało.Cuks był w Brazylii już od roku i to właśnie do niego jadę tam zacznę żyć od nowa.


ROZDZIAŁ 4


Annie
Kiedy usłyszałam o jego wyjeździe do Brazylii zamiast się ucieszyć mi zrobiło się słabo i cholernie smutno.Jak widać nie tylko mi bo i dziadek od razu zrobił się posępny.Zaczął przekonywać mojego ex do zmiany decyzji ,ale ten uparcie stawał przy swoim.Nie bardzo rozumiałam dlaczego nagle chce wyjechać przy pierwszym naszym spotkaniu odniosłam wrażenie,że on wręcz cieszy się z tego,że teraz będę blisko i będzie mógł mnie dręczyć.Tym czasem on chce wyjechać od tak po prostu.W sumie co mnie to obchodzi ? pomyślałam po chwili. Tylko ,że rozum mówił jedno,a serce drugie.Jedna część mnie chciała go zatrzymać,a druga jak najszybciej się go pozbyć.Mimo wszystko siedziałam spokojnie i słuchałam ich dalszej rozmowy.Wymówki Poncha jak dla mnie były błahe.Twierdził,że tu się nie rozwija i takie tam. Mauricio na wszelki sposoby próbował go zatrzymać ,ale ten się uparł.Dziadek w końcu nie wytrzymał i powiedział;
- Annie no powiedz,że mu coś !
Spojrzałam zdziwiona na dziadunia ,a potem na bruneta.Patrzyła na mnie z pytającym wyrazem na twarzy.Ja zaś zastanawiałam się co mam zrobić. Zatrzymać go czy nie ? Powinnam go zatrzymać choćby dla dobra dziadka jednak jeśli to zrobię on może narobić sobie nie potrzebnych nadziei.W końcu wstałam i patrząc na Mauricia powiedziałam;
- Niech jedzie,skoro tak mu tu źle.Dobrze wiesz dziadku,że rodzina nigdy nie była dla niego ważna tylko on sam i jego przeklęta gitara!
Po tych słowach wyszłam z pokoju.Na korytarzu od razu w moich oczach pojawiły się łzy. Byłam wściekła na niego i na siebie.Żałowałam,że to wszystko między nami tak się potoczyło,dziadek miał rację kochałam go i kocham,ale jego zdrada za głęboko siedziała w moim sercu.Byłam tak zrozpaczona,że bez pożegnania się z kimkolwiek wsiadłam w samochód i wróciłam do hotelu.Will od razu zauważył mój humor i starał mi się go poprawić jednak na marne cały czas myślałam o moim byłym.W nocy nie mogłam spać wspominałam czasy kiedy jeszcze byliśmy szczęśliwi.Pamiętam jak zawsze grał mi na gitarze kiedy byłam smutna lub miałam zły nastrój kochałam to bo on do tego tak świetnie śpiewał.Dlatego też nie rozumiem czemu wypomniałam mu tą gitarę.Może dlatego,że to właśnie z nią miałam najlepsze wspomnienia za którymi teraz tak bardzo tęskniłam.Zasnęłam dopiero nad ranem.Koło 12.00 obudził mnie telefon zaspana odebrałam nie patrząc na wyświetlacz kiedy usłyszałam głos Alfonso od razu się rozbudziłam.
- Cześć musimy pogadać ,przyjedziesz dziś do nas czy nie ? - zapytał na koniec.
Jego głos był zimny i smutny.Nie miałam zbytnio ochoty na rozmowę z nim tym bardziej,że nie mieliśmy o czym gadać,ale do dziadka miałam zamiar jechać więc rzuciłam tylko krótkie;
- Będę!
I się rozłączyłam. Następnie zwlekłam się z łóżka i powlokłam do łazienki wziąć prysznic. Kiedy z niej wyszłam mój narzeczony właśnie wrócił do pokoju niosąc mi śniadanie.
- Cześć kochanie. - powiedział przyciągając mnie do siebie i całując.
Odwzajemniłam pocałunek i zaraz potem zabraliśmy się za śniadanie cały czas zastanawiałam się o czym ten zdrajca chce ze mną rozmawiać. Jednak nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Po skończonym posiłku ubrałam się ,uczesałam i umalowałam będąc gotowa pożegnałam Willa i pojechałam do dziadków.W domu zastałam tylko byłego teścia i Mauricia. Były teść przywitał się ze mną ciepło i poszedł zrobić mi kawę ja tym czasem poszłam powitać dziadka. Niestety spał więc tylko ucałowałam go w czoło i wyszłam.Kawę piłam w towarzystwie Antonia. Pytał co u mnie,jak w pracy i czy mam kogoś. Opowiedziałam mu o wszystkim nawet o blondynie. Myślałam,że nie spodoba mu się fakt,że mam kogoś jednak on uśmiechną się i powiedział;
- Cieszę się dziecko,że jednak stanęłaś na nogi i znalazłaś sobie kogoś godnego ciebie.
Co prawda jego słowa bardzo mnie zaskoczyły w końcu on był ojcem Poncha i raczej powinien być po jego stronie,a wyglądało na odwrót.Już chciałam zapytać czemu uważa ,że Alfonso nie był mnie godny,ale Antonio mnie uprzedził mówiąc;
- Mój syn okazała się łajdakiem i nic nie wartym szczeniakiem.
Choć po części miał rację to jednak nie wiem czemu chciałam go bronić,ale wtedy za swoich pleców usłyszałam;
- Dzięki tato ! Dobrze wiedzieć jakie masz o mnie zdanie.
Obejrzałam się i zobaczyłam stojącego Poncha w oczach miał łzy,a kiedy mówił słyszałam jak drżał mu głos. Jego ojciec spojrzał na niego zimnym wzrokiem,ale nie odezwał się ani słowem.Chwilę potem brunet wyszedł. Ja odruchowo wstałam i pobiegłam za nim.Nie wiem po co ,dlaczego,ale czułam,że muszę. Jak tylko go dogoniłam złapałam za rękę chcąc zatrzymać;
- Puszczaj ! - wydarł się nawet na mnie nie patrząc.
- Pogadajmy,posłuchaj on na pewno nie chciał ...
- Chciał ! - wszedł mi w słowo.
- Nie wierzę ,on taki nie jest ,kocha cię.
Odwrócił się do mnie i wzrokiem pełnym bólu powiedział;
- Może kiedyś mnie kochał,ale nie teraz.I daj mi spokój chcę być sam!
- Do cholery nie wyganiaj mnie!Pogadajmy ,może ...może lepiej by było gdybyś z nim pogadał ,a nie załatwiał to tak emocjonalnie.
- Do cholery Any czy ty niczego nie rozumiesz ?!!!Odkąd rodzina dowiedziała się,że cię zdradziłem nikt poza dziadkami i Chrisem ze mną nie rozmawia ! Matka czasem się odezwie by powiedzieć mi jakim to jestem tchórzem lub świnią,a ojciec on...on wcale ze mną nie gada!Dziś po raz pierwszy usłyszałem jego głos od wielu lat !Wiesz co ,może jestem łajdakiem ,świnią ,tchórzem czy kim tam jeszcze ze chcecie,ale do cholery jestem też człowiekiem który też czuje! Myślisz ,że nie bolą mnie ich słowa,albo to,że mnie nienawidzisz ?!!!Ja sam siebie nienawidzę!Nienawidzę siebie jak cholera za to ,że cię skrzywdziłem jednak nie cofnę czasu. Przykro mi.- powiedziała na koniec rozkładając ręce.
Boże ile bólu,gniewu było w jego głosie jego łzy spływające po policzkach sprawiły,że sama czułam to co on w tej chwili.Dopiero teraz zrozumiałam czemu on chce stąd uciec.Do tego czułam się winna ja,ta która została zdradzona i powinna mieć największy żal czułam się podle.Podeszłam więc by go przytulić,ale on mnie odepchnął.
- Zostaw mnie!Nie potrzebuję litości ! - krzyknął wybiegając z domu i trzaskając drzwiami.
*******************
Poncho
Informacja o wyjeździe nie ucieszyła dziadka wiedziałem,że tak będzie jednak podjąłem decyzję i nie zamierzałem się z niej wycofywać. Mimo jego prośby nie ustąpiłem.Kochałem go,dużo mu zawdzięczałem i on jako jedyny wspierał mnie po rozstaniu z Annie,ale nie mogłem ulec. Tu moje życie było piekłem. Matka wciąż patrzyła na mnie jak na przestępcę i dogadywała mi,ojciec nie odzywał się wcale ,a jego spojrzenie mówiło samo za siebie. I jeszcze Annie ona dobijała mnie swoją obojętnością. Do niej jednak nie miałem żalu w końcu to ja ją skrzywdziłem,a nie na odwrót.Tyle,że wciąż ją kochałem i dlatego było ciężko znosić mi jej zachowanie wobec mnie.Kiedy dziadek powiedział by mnie zatrzymała przez sekundę narodziła się we mnie nadzieja,ale jej wzrok skierowany na mnie szybko mnie jej pozbawił.Jej słowa tylko potwierdziły to o czym byłem przekonany. Nie wybaczyła mi i nie powstrzyma przed wyjazdem. Dodatkowo sprawiła mi ból mówiąc,że rodzina nigdy się dla mnie nie liczyła.Przecież to nie była prawda. Od zawsze rodzina była dla mnie najważniejsza ,a co do gitary,no cóż lubiłem na niej grać i śpiewać,ale tylko dla niej.Dla mojej Annie.Grałem zawsze gdy była smutna lub miała ciężki dzień,ona też to kochała,wiem to.Pamiętam jej uroczy uśmiech który zawsze pojawiał się na twarzy gdy tylko zaczynałem śpiewać.To był największy prezent dla mnie.No ,a teraz usłyszałem,że moja gitara jest ważniejsza od niej.Kolejna bzdura!Gdyby tak było grałbym dalej,a nie gram.Rozwaliłem gitarę w dniu naszego rozwodu. Kiedy wyszła dziadek zaczął tłumaczyć jej zachowanie,ale ja już tego nie słuchałem oznajmiłem tylko,że moja decyzja jest nieodwracalna i wyszedłem.Jak zwykle pojechałem tam gdzie zawsze do domu. Domu który od półtora roku budowałem.Budowałem go dla niej.Dom o którym zawsze marzyła.Wiedziałem,że pewnie zamieszka w nim z kimś innym niż ja,jednak chciałem spełnić to marzenie z którym nosiła się od czasu naszego ślubu.Od rozwodu codziennie siedem jeździłem na plac i od podstawy stawiłem dom.W tygodniu robiłem to w nocy bo w dzień musiałem chodzić do pracy,ale soboty i niedziele poświęcałem tam całe dnie.Teraz kiedy dom był prawie gotowy mogłem spokojnie wyjechać. Co prawda we wcześniejszych planach chciałem wykończyć go do końca,urządzić w sposób w jaki mi kiedyś opisywała,ale uznałem,że może z nowym facetem ze chcą umeblować go inaczej.Na miejscu zacząłem robić ostatnie wykończenia,robota jednak mi nie szła bo wciąż myślałem o jej słowach.W rezultacie zacząłem myśleć,że oni wszyscy mają rację jestem tchórzem jak mówi matka i nie interesuje mnie nikt poza samym sobą jak mówi Annie. Siedziałem na budowie do 4.00 rano następnego dnia chciałem jej powiedzieć o tym domu.Zadzwoniłem do niej i umówiłem się na spotkanie.Miała być u nas koło 14.00 ja niestety z powodu pracy się spóźniłem.Żałowałem tego potem bo gdy usłyszałem słowa ojca serce rozpadło się mi na kawałki. Już wolałem jak się do mnie nie odzywał ,ale z drugiej strony teraz wiedziałem za kogo mnie ma. Przez niego nie powiedziałem jej o domu bo nie byłem w tej chwili wstanie. Łzy cisnęły mi się do oczu a serce rozrywało na kawałki.Wybiegła za mną i zaczęła go bronić,tłumaczyć to wkurzyło mnie jeszcze bardziej.Nie wytrzymałem i wykrzyczałem jej prosto w twarz jak jestem traktowany we własnym domu od czasu naszego rozstania.I tak nie wszystko jej powiedziałem,bo po co ? Nie sądzę by przejęła się tym,że po wyrzuceniu mnie przez nią z domu moi rodzice nie chcieli mnie przyjąć do swojego.Gdyby nie dziadek mieszkał bym pewnie na ulicy.Słuchała tego wszystkiego z uwagą.Potem chciała mnie przytulić ,ja jednak odebrałem jako akt litości. Odtrąciłem ją i wybiegłem wkurzony. Wsiadałem w samochód i z piskiem opon wyjechałem z podjazdu.Nerwy miałem tak skołatane,że chociaż przysięgałem sobie nie tknąć alkoholu od czasu zdrady o teraz miałem zamiar upić się do upadłego.Do baru jednak nie dotarłem bo przez łzy które miałem w oczach nie zauważyłem nadjeżdżającej ciężarówki nim się zorientowałem było za późno i mój samochód uderzył prosto w drzewo. Ostatnie co pamiętam to uśmiechnięty wyraz twarzy mojej Anni w dniu naszego ślubu.



ROZDZIAŁ 5


Poncho
Mój wypadek wyglądał groźnie. Jednak na szczęście nie odniosłem zbyt poważnych obrażeń ,poza lekkim urazem szyi i kilkoma siniakami.Czy cieszyłem się z tego ? Tak szczerze ? To wolałbym zginąć w tym wypadku. Annie mnie nienawidziła ,własna rodzina też ,no może poza dziadkiem oraz Chrisem. Sam ,nie dawałem już sobie z tym rady. Codziennie udawałem iż wszystko gra ,że praca pochłonęła mnie tak bardzo iż daję sobie radę z obojętnością oraz nienawiścią jaka mnie spotyka w moim własnym domu rodzinnym. Jednak prawda była inna. Nawaliłem , fakt i sam siebie za to nienawidziłem ,ale w końcu jestem człowiekiem i chyba jak każdy zasługuje na drugą szansę. Jednak nikt , nawet własny ojciec nie chciał mi jej dać. Wyjazd do Brazylii w tej chwili był najlepszym wyjściem ,choć wcześniej się jeszcze trochę wahałem co do tego pomysłu teraz byłem już stuprocentowo pewny iż muszę to zrobić. Gdyby nie urodziny dziadka i jego choroba.Wyjechał bym już jutro. Przysięgałem jednak zostać chociaż na tych być może ostatnich urodzinach. I słowa zamierzałem dotrzymać. Tego wieczoru nie wróciłem do domu , jak tylko lekarze zrobili mi prześwietlenia i badania czy nie odniosłem większych obrażeń zadzwoniłem do kumpla Dericck przyjechał po mnie natychmiast i zabrał do siebie. Z samego rana , pojechałem prosto do swojej firmy , nie chciałem z nikim rozmawiać ,a tym bardziej widzieć. Kołnierz ortopedyczny założony na szyje trochę uniemożliwiał mi pracę. Tak więc, po dwóch godzinach pracy postanowiłem pojechać do domu po swoje rzeczy ,na te kilka dni zamierzałem przenieść się do kumpla. Po opinii jaką usłyszałem z ust ojca ,nie mogłem tam dłużej być. Zamówiłem taksówkę , a kiedy dowiozła mnie na miejsce wszedłem po cichu do domu i prześlizgnąłem się nie zauważony do swojego pokoju. Wziąłem szybki prysznic najpierw ,a potem zacząłem się pakować. Za wiele tego nie miałem , na szczęście. Kiedy zasuwałem walizkę usłyszałem jak ktoś wpada do mojego pokoju byłem pewny ,że to babcia. Odwróciłem się i zobaczyłem Any , a w jej oczach złość. Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć ona pierwsza mnie zaatakowała.
- Czemu nie wróciłeś na noc ...nawet nie zadzwoniłeś...telefonu też nie odbierasz ,co ty sobie do cholery myślisz ?! - krzyknęła zbliżając się w moją stronę.
- Jestem duży...nie muszę się nikomu spowiadać , a teraz bądź tak miła i opuść mój pokój. - powiedziałem wskazując na drzwi.
Nie chciałem ,by zauważyła walizkę jak i kołnierz który leżał na łóżku. Chwilowo zasłaniałem to swoją posturą ,ale im bardziej się do mnie zbliżała ty większe było ryzyko ,że to ujrzy.
- O nie mój drogi ! Tak nie będzie...wysłuchasz tego co mam ci do powiedzenia.To my ,wszyscy martwimy się o ciebie ,czekamy na wiadomość...wydzwaniamy...a ty co ,olewasz nas ?! - Krzyczała wymachując rękami i podchodząc coraz to bliżej.
- Daruj sobie...dobra. Dobrze wiem ,że nikt nawet nie zauważył mojej nieobecności...twoje kłamstwa nie scalą tej rodziny bo oni sami mnie odtrącili ! - krzyknąłem wściekły. - Tak ja ty. - dodałem na koniec już troszkę ciszej.
Zamilkła na chwilę ,spojrzała na mnie i nagle zapytała;
- Masz do mnie oto żal ?! - Przecież to ty...ty mnie zdradziłeś , a nie ja ciebie ! - rzekła dźgając mnie w klatkę piersiową swoim długim paznokciem.
- Nie mam...ale skoro nie jesteśmy już razem. Nie musisz się o mnie martwić...udawać troski ,a tym bardziej prawić mi morałów. - powiedziałem patrząc jej prosto w oczy.
- Masz rację...nie muszę i tak szczerze... gówno mnie obchodzi gdzie byłeś...co robiłeś ,ale mógłbyś choć raz ! Jeden...jedyny raz pokazać iż jesteś odpowiedzialny i pomyśleć o innych. Dziadek nie spał całą noc , czekając aż wrócisz...martwił się ,a ty ...
Mówiła ,po czym nagle zamilkła. Jej oczy patrzyły na łóżko. Stało się ! Dostrzegła walizkę i kołnierz.
- Co to jest...po co ci to ? - zapytała po chwili wskazując w stronę rzeczy.
- Przecież mówiłem ,że wyjeżdżam. - odpowiedziałem wzruszając ramionami.
- A ten kołnierz...po cholerę ci ? - zapytała biorąc go do ręki.
- Nie twoja sprawa ! - krzyknąłem wyrywając jej go z dłoni. - A teraz idź już...proszę. - powiedziałem i rzuciłem przedmiot na łóżko tym samym odwracając się do niej plecami.
- Nic się nie zmieniłeś...wciąż jesteś egoistyczną świnią ! Dla której ,liczy się własna dupa ,niż uczucia innych. Sama nie wiem co ja do cholery ,w Tobie widziałam...i wiesz co ? Nie żałuję tego rozwodu , chcesz to wyjeżdżaj...mam to gdzieś ! - krzyknęła na koniec wychodząc i trzaskając drzwiami.
Jej słowa zabolały mnie strasznie. Narzuciłem na siebie bluzę ,założyłem kołnierz po czym z walizką wyszedłem z pokoju. I wtedy natknąłem się na dziadka ,siedział na wózku i patrzyła na mnie takim wzrokiem ,że poczułem się jeszcze gorzej.
- Gdzie ty się wybierasz ? - zapytał spoglądając na walizkę.
- Dziadku...do czasu wyjazdu pomieszkam u Dericcka i zaraz po twoich urodzinach lecę do Chrisa. - powiedziałem kucając przy wózku.
- Synu ale...
- Dziadku...tak będzie najlepiej. - rzekłem biorąc go za rękę. - Dobrze wiesz ,że poza tobą...nikt...
- A Annie ? - zapytał wchodząc mi w słowo.
- Co z nią ? Przecież dobrze wiesz ,że to koniec. Ona ma swoje życie...nowy dom...pracę...narzeczonego. Ja jestem już dla niej nikim. - powiedziałem spuszczając głowę by nie zobaczył jak łzy cisnął mi się do oczu.
- Poncho ,to nie tak ona...ona wciąż cię ko...
Zaczął lecz nie dokończył ,bo w tym momencie na korytarzu pojawił się ojciec. Na widok jego zimnego wzroku wstałem ,wziąłem bagaż i wyszedłem na odchodne żegnając się z dziadkiem. Chciał mnie zatrzymać ,ale widziałem jak ojciec powstrzymuje go. Wychodząc minąłem się jeszcze z Annie ,która patrzyła na mnie podobnym wzrokiem co mój stary. Wszedłem do garażu , by wziąć drugi samochód bo tamten był skasowany. Usiadłem za kierownicą ,rzucając wcześniej do tyłu walizkę i wyjechałem. Po zostawieniu bagażu w domu kumpla ,pojechałem na przegląd do firmy ,potem powłóczyłem się po mieście szukając sam nie wiem czego. Wróciłem dopiero wieczorem i od razu poszedłem spać. Jeszcze tylko jeden dzień i odbędzie się impreza ,a potem...potem będę już daleko stąd. Następny dzień minął mi mniej więcej tak samo. Nadal miałem doła ,jak to mówią kobiety. Jednak dzięki pracy ,troszkę szybciej minął mi dzień. Wróciłem do domu koło 18.00 wziąłem szybki prysznic ,przebrałem się i na 19.00 pojechałem do dziadków. Dziś przyjęcie na który w ogóle nie miałem ochoty ,ale cóż obiecałem ! Mauricio jak i babcia przywitali mnie ciepło ,nawet matka ucieszyła się na mój widok. Tylko ojciec wciąż patrzył na mnie wrogo. Wręczyłem dziadkowi prezent ,a kiedy inni goście zaczęli go oblegać ja usiadłem przy stoliku. Zaraz koło mnie zjawiła się Dulce to najlepsza przyjaciółki mojej byłej żony i córka znajomych mojego ojca jak i dziadka dlatego też i ona się tu znalazła.
- Cześć. - przywitała się dość chłodno.
- Cześć. - odpowiedziałem spoglądając kątem oka na nią.
- Jest już Any ? - zapytała rozglądając się.
Zrobiłem to samo tyle ,że wolniej bo wciąż bolała mnie szyja ,jednak nie zakładałem kołnierza który działa mi na nerwy.
- Chyba jeszcze się nie zjawiła. - odpowiedziałem po chwili ,nigdzie jej nie widząc.
- A Chris...przyjechał ? - zapytała niby obojętnie.
- Nie będzie go...ma za dużo roboty. - odpowiedziałem spoglądając na nią z ukosa.
Mój brat zawsze się jej podobał ,widziałem to. Jednak on jednak nie był zbyt spostrzegawczy. A może wiedział ,że wpadł jej w oko ,ale on jako wolny ptak wolał udawać iż nie widzi. Nie wiem , mało mnie to teraz obchodziło ,teraz pragnąłem zobaczyć Any ten ostatni raz przed wyjazdem ,a potem odlecieć jak najdalej od tego domu.
- Aha...szkoda. - powiedziała ze smutkiem. - O jest Anka ! - krzyknęła nagle i uciekła.
Spojrzałem w stronę gdzie pobiegła czerwonowłosa i za chwilę pożałowałem. Stała tam , z uśmiechem na twarzy wtulona w wysokiego blondyna. To co tej chwili poczułem ,było okropne. Zazdrość pomieszana z rozrywającym bólem serca. Nie mogłem na nich dłużej patrzeć ,wszedłem więc do wnętrza domu wprost do swojego (jeszcze ) pokoju. Pewnie przesiedział bym tam do samego końca przyjęcia ,gdyby nie zawołała mnie babcia.
- Poncho ...choć zaraz wynosimy tort ! - powiedziała z głową w na wpół otwartych drzwiach.
Cóż nie miałem wyjścia jak tylko zejść. W ogrodzie (tam odbywało się przyjęcie) na około jednego ze stolików stali już wszyscy. Podszedłem jak najbliżej dziadka i czekaliśmy ,aż wniosą tory. Na przeciw mnie stała Annie z tym swoim gachem. Wyglądała na wstawioną.Dziwne ,przecież ona nie lubi alkoholu ,pomyślałem. Starałem się nie patrzeć ,w stronę mojej byłej żony i jej nowego partnera ,jednak czując jej wzrok na sobie podniosłem głowę. I wtedy nasze oczy ,spotkały się. Poczułem jak serce zaczyna mi szalenie bić ,patrzyła na mnie tak ...dziwnie.Nie wiem ,jak to nazwać ,ale na pewno nie była to złość czy gniew. Może to przez alkohol jej spojrzenie było teraz takie łagodne. Nagle wszyscy zaczęli śpiewać życzenia urodzinowe , wyrwany z zamyślenia poszedłem w ich ślad.Jak tylko Mauricio zdmuchnął świeczki ,goście wycałowali go i powrócili do zabawy ,a ja poszedłem wgłąb ogrodu i stanąłem w altance opierając się o jej ściankę. Patrzyłem na róże ,które moja matka posadziła dla Annie gdy początkowo tu mieszkaliśmy.Wróciły wspomnienia , czasów kiedy godzinami przesiadywaliśmy tu rozmawiając i podziwiając piękno tego miejsca. Zamyślony nie słyszałem jak ktoś zachodzi mnie od tyłu ,dopiero kiedy usłyszałem;
- Poncho...
Odwróciłem się , to była Any. Stałem i patrzyłem na nią ,zastanawiając się po co przyszła i co z jej towarzyszem. W dłoniach trzymała kieliszek z szampanem i nerwowo obracała go w rękach. Nagle powiedziała;
- Ja...ja chciałam cię przeprosić. To nie tak...ja...
- Annie... posłuchaj. - powiedziałem wchodząc jej w słowo. - Nie przepraszaj bo nie ma za co...przecież powiedziałaś samą prawdę. To ja cię zdradziłem...jestem świnią. Jestem nic nie wart i zasługuje na to by być sam i ...
- Ciii... - powiedziała nagle kładąc palec na moich wargach. - Nie mów tak...bo...bo to nie prawda Poncho. - rzekła odstawiając kieliszek na stojący tam stolik.
Po czym ,przybliżyła się do mnie tak bardzo ,że dzieliły nas ledwie dwa centymetry.Spojrzała mi głęboko w oczy.
- Jesteś...jesteś... - zaczęła po czym nie kończąc swojej wypowiedzi pocałowała mnie. Tak bardzo tęskniłem za tym. Za nią...za jej ustami...pocałunkami...bliskością. Nie zastanawiając się zacząłem oddawać pocałunek. Jej wargi były takie słodkie ,nawet słodsze niż kiedyś...jej zapach jak i pocałunek działał na moje zmysły.Całowaliśmy się namiętnie z utęsknieniem...tak jak gdybyśmy chcieli pokazać jak wielka była nasza tęsknota. Było mi tak dobrze iż nawet zapomniałem o bólu szyi jak i całej reszcie. Miałem ochotę wziąć ją na ręce i uciec na koniec świata , tak by nikt nas nie odnalazł byśmy mogli zacząć od nowa , ale czy to było możliwe ? Czy ten pocałunek...ta chwila oznaczała ,że ona da mi kolejną szansę ?
Annie
Po tej kłótni z ojcem ,brunet nie wrócił na noc. Przez niego nie wróciłam do hotelu tylko całą noc siedziałam z dziadkiem oczekując jego powrotu. William nie był z tego powodu zbytnio zadowolony ,kiedy do niego zadzwoniłam i poinformowałam o tym. Jednak nie mogłam zostawić Mauricia samego ,tym bardziej iż sama zastanawiałam się gdzie podział się mój były. Antonio łącznie z resztą rodziny też go wyczekiwali , może i jego ojciec stał się wobec niego zimny i źle go potraktowała ,ale tej nocy widziałam jaki był niespokojny. Co chwila spoglądał w okno czy Poncho nie wrócił. No i tego trochę nie rozumiałam ,skoro przejmował się to czemu tak ostro go traktował za zdradę ,za którą ja powinnam być bardziej wściekła. Noc minęła nam ciężko i w nerwach ,bo ani on nie wrócił ani też nie dzwonił i nie odbierał telefonów. Dlatego kiedy się zjawił wkurzona poszłam zrobić mu awanturę. Tak naprawdę ,chyba chciałam by wiedziała iż ja też się o niego martwiłam i ,że bardzo się cieszę iż nic się mu nie stało. Niestety rozmowa nie przebiegła zbyt dobrze ,przez co bardziej się pokłóciliśmy ,a ja powiedziałam o wiele za dużo nie potrzebnych słów. Być może to moja wina ,że tak się to skończyło bo w końcu od razu na niego naskoczyłam ,ale był taki obojętny...nieprzejednany i mówił tak jak by miał gdzieś czy ktoś się martwił o niego czy nie. Dlatego tak bardzo się wkurzyłam i powiedziała to co powiedziałam ,jednak zaraz po wyjściu pożałowałam tego. Lecz nie byłam wstanie wrócić tam i go przeprosić. Rozpłakałam się. Bo w rzeczywistości pragnęłam rzucić się mu w ramiona i poprosić by został kiedy zobaczyłam spakowaną walizkę.Zamknęłam się w łazience na dole i pozwoliłam płynąć łzom. Miałam mętlik w głowie z jednej strony pragnęłam być z nim ,a z drugiej wciąż pamiętałam jak bardzo mnie zranił. Trzydzieści minut później opuściłam łazienką i poszłam na werandę ochłonąć. Wtedy wyszedł on , na widok walizki znowu poczułam złość. Nawet jego smutne spojrzenie ,miałam gdzieś ,zmierzyłam go jedynie zimnym wzrokiem i bez słowa wróciłam do środka. Kiedy odjechał ,sama poszłam pożegnać się z dziadkiem i wróciłam do hotelu. Cały dzień spędziłam z blondynem by wynagrodzić mu nockę. Następnego dnia były urodziny dziadka ,calutki dzień byłam zaganiana pomagając w przygotowaniach. Kiedy skończyliśmy ,zebrałam wszystkich i oznajmiłam iż wieczorem pojawię się ze swoim narzeczonym. Dziadek z babcią spuścili głowy ,chyba ze smutku. Bo oni jedyni liczyli iż pogodzę się z byłym mężem , matka Poncha jak i jego ojciec pogratulowali mi i wyszli z salonu.Znałam ich tak dobrze i potrafiłam wyczuć kiedy byli szczerzy ,a kiedy nie. Gratulowali mi ,ale tak naprawdę nie cieszyła ich ta wiadomość. Jednak nikt nie zaprotestował. Wiedząc ,że mam ich zgodę wróciłam do hotelu przebrałam się na przyjęcie w między czasie informując o tym mojego narzeczonego iż on też jest zaproszony. Ucieszył się. Wiedział ile oni dla mnie znaczą oraz ,że w pewnym sensie zastępują mi rodzinę dlatego tym bardziej chciał tam pójść by wreszcie ich poznać. Gdy dotarliśmy na miejsce przedstawiłam go rodzinie ,przyjęli go z ogromną sympatią mimo całej sytuacji. Ja jednak zamiast się cieszyć ,uśmiechałam się jedynie sztucznie , a wzrokiem szukałam bruneta. Kiedy moje oczy go dostrzegły poczułam jak szybko bije mi serce. Nagle on odwrócił się i wszedł do domu. Zrobiło mi się jeszcze bardziej smutno ,czułam się z tym wszystkim jakoś źle ,zaczęłam pić. Nie lubię alkoholu ,ale ta sytuacja jakoś mnie przybijała. Starałam się jakoś świetnie bawić jednak nie bardzo mi to wychodziło ,bo wciąż myślałam o naszej kłótni i o tym co mu powiedziałam. Przed oczami cały wieczór miałam jego smutną twarz. W czasie kiedy dziadek zdmuchiwał świeczki staliśmy na przeciw siebie i mimo ,że obok mnie był Will ja wpatrywałam się mojego byłego ,który najwidoczniej unikał mojego wzroku. Jednak w końcu nie wytrzymał i spojrzał na mnie ,poczułam coś dziwnego...serce zaczęło bić mi jak szalone a w brzuchu czułam łaskotki. Wiem to głupota ,przecież nie można czuć takich rzeczy znając kogoś na wylot...wiedząc iż ta osoba potrafi zranić najgłębiej jak się da. To był mój Poncho...którego znałam na wylot więc jak to możliwe iż czułam się jak gdybym zakochiwała się w nim. Nie , to idiotyzm !Ja za dużo wypiłam. Nagle zaczęliśmy śpiewać sto lat , potem każdy zaczął całować dziadunia. Zobaczyłam ,że brunet znowu ucieka ,skorzystałam z okazji ,że blondyn był pochłonięty rozmową z moją najlepszą przyjaciółką Dulce i ruszyłam za moim ex. Chciałam go przeprosić ,wiedziałam iż muszę to zrobić bo tak naprawdę nie myślałam kiedy to wszystko mu mówiłam. Te słowa zostały wypowiedziane pod wpływem nerwów. Może i mnie zdradził ,okazał się świnią i choć wcześniej nawet nie chciałam go widzieć ,to teraz...teraz tak naprawdę pragnęłam by został. Najlepiej ze mną. Znalazłam go w altance. Hym...nasze miejsce ,pomyślałam. Jakież piękne chwile tu spędziliśmy ,ile rozmów odbyliśmy. Tu powstawały nasze palny i marzenia , a teraz...teraz on stał tam sam. Chyba się zamyślił bo nawet nie odwrócił się kiedy podeszłam. Dopiero gdy się odezwałam skierował się w moją stronę. I znowu serce biło mi jak szalone ,a w brzuchu latały motylki nerwowo obracałam kieliszek w dłoniach ,bo mimo ,że go znałam czułam się dziwnie. Panowała niezręczna cisza przez chwilę ,on wpatrywał się we mnie ,a ja w niego. Było mi dziwnie z tą ciszą ,zebrałam się więc na odwagę i zaczęłam go przepraszać. Nie dał mi skończyć...przerwał i zaczął mówić iż nie jest nic wart ,że jest świnią i zasługuje na to by być sam. W jego głosie było słychać tyle bólu...żalu ,oczy były smutne. Nie mogłam dłużej tego słuchać ,patrzeć jak cierpi...nie mogłam. Może mnie zdradził ,ale kochałam go i nie potrafiłam patrzeć jak się męczy. Boże co za idiotyzm ! Kochać mężczyznę swojego życia i nie potrafić mu wybaczyć...kochałam ,ale prawdą było to iż nie umiałam wybaczyć...na nowo zaufać. To właśnie zaufanie ,powstrzymywało mnie przed daniem mu kolejnej szansy. Nie umiałam mu jej dać ,ale nie potrafiłam spokojnie stać i patrzeć na jego smutek. Zasłoniłam mu usta palcem tym samym zbliżając się do niego na niebezpieczną odległość. Byliśmy tak blisko...tak bardzo blisko ,że czułam jego ciepły oddech na swoim policzku. Cudowny zapach za którym od dawna tak bardzo tęskniłam...ciepło bijące z jego wnętrza. Zatęskniłam za jego ustami...pocałunkiem tak bardzo ,że w końcu bez chwili namysłu pocałowałam go. Przy pierwszym muśnięciu nie odwzajemnił ,chyba go zaskoczyłam i dlatego...ale jak tylko dotknęłam jego ust po raz drugi zamknął oczy , rozchylił wargi z pasją oraz namiętnością wtargną do wnętrza moich ust. Wciąż całował tak cudownie...namiętnie z uczuciem. To było szaleństwo ,być może błąd...ale w tej chwili miałam to gdzieś. W głowie mi szumiało ,serce przyspieszyło rytmu zgrywając się tym samym z jego serduszkiem. Z każdą sekundą pożądanie rosło we mnie coraz bardziej ,miałam ochotę uciec z nim gdzieś daleko i kochać bez opamiętania. I nagle usłyszeliśmy;
- Proszę ,proszę kogo ja widzę...mój kochanek całujący swoją ex małżonkę !
Natychmiast oderwaliśmy się od siebie ,spoglądając w stronę dochodzącego głosu. Kiedy ją zobaczyłam ,poczułam jak bym ktoś... wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Wszystkie przykre wspomnienia wróciły ,czułam jak łzy zbierają mi się pod powiekami. Spojrzałam jeszcze raz to na Lilly to na bruneta i pobiegłam w stronę domu. Szybko odnalazłam Williama i bez pożegnania opuściliśmy przyjęcie.Miałam ochotę krzyczeć ,lecz nie byłam wstanie dusza paliła mnie od środka z bólu...w gardle czułam ogromną gulę ,chciałam płakać...lecz nie mogłam. Nie przy blondynie by nie skapnął się ,że coś jest nie tak. Całą drogę do hotelu powstrzymywałam się z całych sił ,ale gdy dotarliśmy na miejsce pobiegłam do łazienki i dopiero tam dałam upust moim łzom. Przeklęta zdzira ! Po cholerę wróciła...skąd wiedziała o przyjęciu i kto w ogóle ją tam wpuścił ! myślałam. Boże co za idiotka ze mnie ...całowałam go ,a on wciąż się z nią spotyka. Gdyby tak nie było nie nazwała by go kochankiem. Nie przyszła by tam...pewnie są razem. Na pewno ,ale ukrywali to przed mną ,chodziło mi po głowie. Wściekłość zastąpiła łzy ,wstałam z podłogi ,przemyłam twarz i kiedy wyszłam z łazienki podeszłam do Willa który stał na tarasie. Objęłam go w tali wtulając się w niego. Przygarnął mnie do siebie i pocałował w czoło po czym powiedział;
- Nie martw się...będzie dobrze. Zobaczysz.
Nie wiedziałam o czym mówi i co ma na myśli ,ale jego mina była jakiś dziwna. Czyżby nas widział ? A może to jak płakałam ? zastanawiałam się. I choć blondas nie był tym którego kochałam ,ale było mi z nim dobrze. Opiekował się mną...zawsze wyczuł kiedy było coś nie tak. Przytulał mnie wtedy tak jak teraz i kazał się nie martwić lub pocieszał na wszystkie sposoby tak długo ,aż się mu udało. Nigdy nie pytał ,tylko cierpliwie czekał na to ,kiedy powiem mu o tym sama.Właśnie te zalety czy też cechy bardzo sobie ceniłam. I nie wiem czy to wystarczy do udanego małżeństwa ,ale skoro miłość nie wystarczyła to chyba tym razem czas postawić na rozsądek ,pomyślałam i zaraz potem zapytałam.
- Will ,ożenisz się ze mną jeszcze w tym miesiącu ?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anetta418
Administrator
Administrator



Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 13:41, 31 Sty 2012 Powrót do góry

Rozdział 6


Poncho
Widok Lilly mnie zaskoczył a tym bardziej jej słowa. Dlatego przez chwilę stałem zszokowany i nie zareagowałem, dopiero, kiedy Anni zaczęła uciekać ocknąłem się i rzuciłem się za nią w pogoń. Jednak zatrzymała mnie Lilly. Wściekły spojrzałem na nią.
- Po cholerę to powiedziałaś?! Po co w ogóle wróciłaś i jak śmiałaś tu przyjść?! - Zapytałem wściekły.
- Ach daj spokój, ja tylko żartowałam gdybym wiedziała, że twoja ex jest tak wrażliwa… - zaczęła, lecz nie dałem jej skończyć.
- Natychmiast opuść mój dom! – Rozkazałem – I nigdy więcej nie wracaj. – Powiedziałem, po czym pobiegłem za swoją żoną.
Niestety nie złapałem jej, ale dziadek dał mi adres hotelu, w którym się zatrzymała. Czułem, że nie będzie chciała mnie wysłuchać, ale musiałem spróbować. W końcu dziś miałem na to ostatnią szansę, jeśli nie pozwoli mi się wytłumaczyć jutro wyjadę i już nigdy się nie spotkamy. Na miejsce dojechałem dość szybko, zaparkowałem auto i wszedłem do hotelu. W recepcji powiedziano mi, iż Anahi mieszka na 32 piętrze w windzie układałem sobie w głowie, co mam jej powiedzieć. Jeszcze przed drzwiami przećwiczyłem przemowę i zapukałem. Niestety zamiast Any w drzwiach pokoju ujrzałem blondyna.
- Ja do Annie. – Powiedziałem i już chciałem wejść, lecz jej facet wypchną mnie na korytarz.
- Ona już śpi. – Powiedział zamykając drzwi. – A nawet gdyby tak nie było, ona nie ma ochoty z tobą rozmawiać. – Powiedział opierając się o ścianę i zakładając ręce na klatkę piersiową.
- Słuchaj no – zacząłem, lecz ten gość szybko wszedł mi w słowo.
- Nie koleś, to ty posłuchaj! – Powiedział wskazując na mnie palcem. – Nie znam cię zbyt dobrze i w sumie nie mam nic do ciebie, ale dam ci dobrą radę. Zostaw Annie w spokoju, wystarczająco ją zraniłeś pozwól jej w końcu zacząć żyć od nowa. – Powiedział, po czym wszedł do środka zamykając za sobą drzwi.
Z jednej strony byłem wściekły, iż jakiś goguś prawi mi kazania i mówi, co mam robić. Przez chwilę miałem ochotę tam wejść i mu przyłożyć. Jednak zapanowałem nad sobą, gdyż tak naprawdę on miał rację. Wyrządziłem jej krzywdę i teraz chcąc by była szczęśliwa powinienem dać jej spokój. Kochałem ją i niczego tak bardzo nie pragnąłem jak być z nią , jednak ona mi nie ufała. Bez zaufania niestety nie da się odbudować nawet najsilniejszej miłości. Zrezygnowany wróciłem do domu. Nie zdążyłem przekroczyć progu swojego pokoju jak za plecami usłyszałem gruby zimny i donośny głos ojca.
- Jak śmiałeś zaprosić do mojego domu swoją kochankę ?! – zapytał stojąc u progu swojej sypialni.
- Nie zaprosiłem jej i ona nie jest do cholery moją kochanką ! – krzyknąłem wściekły.
- Mam nadzieję ,że kiedy wyjedziesz do Brazylii ta suka nie poleci razem z tobą ! – powiedział wchodząc do środka swojego pokoju.
Jak tylko drzwi się za nim zatrzasnęły , uderzyłem pięścią w ścianę próbując odreagować złość. W jednej chwili ponownie straciłem wszystko. W momencie kiedy trzymałem Annie w moich ramionach byłem gotowy odwołać wyjazd , zostać i o nią walczyć. Teraz jednak byłem pewny , iż pozostanie tu było by złą decyzją. Szybko więc skończyłem się pakować i poszedłem spać.
****************
Annie
Nie kochałam Willa i być może to nie było w porządku wobec niego ,iż chciałam ślubu nie darząc go uczuciem. Zdawałam sobie sprawę ,że nie postępuję słusznie wykorzystując go ,tylko po to by zagłuszyć własny ból. Chcąc zapomnieć o Ponchu zamykałam Willowi drogę do prawdziwego szczęścia , jednak za bardzo cierpiałam by postąpić słusznie. Tego wieczora blondyn obiecał ożenić się ze mną jeszcze w tym miesiącu. Po jego zapewnieniach poszłam spać. Kiedy rano wstałam , jego nie było. Zostawił mi jednak kartkę ,ze ma coś pilnego do załatwienia i dlatego musiał wyjść. Mam się nie martwić i spokojnie jechać do dziadka ,gdyż on potem tam po mnie wpadnie. Wypiłam więc w pośpiechu kawę i pojechałam do domu Poncha. Przez wczorajsze pojawienie się Lilly całkiem zapomniałam o jego wyjeździe. Przypomniałam sobie o tym dopiero kiedy zobaczyłam walizki stojące w holu. Wciąż byłam na niego zła ,lecz w sercu poczułam ukłucie na myśl ,iż mój ex wyjedzie ,a ja już nigdy go nie zobaczę. Moje serce krzyczało bym go zatrzymała ,ale rozum kazał co innego. Wbiegłam jednak na górę i nie pukając weszłam do jego pokoju. Niestety nie zastałam go tam ,więc zaczęłam szukać go po całym domu. Dopiero Amelia oznajmiła mi ,iż brunet dwie godziny temu odleciał , a walizki nie są jego lecz Williama i moje. Bo teraz gdy Alfonso wyjechał my zamieszkamy w jego pokoju. Byłam tak zdenerwowana tą sytuacją ,że nawet nie poznałam swoich walizek. W tej chwili jednak nie miało dla mnie znaczenia czy są one moje czy nie. Dlaczego mam tu mieszkać i to z Willem , kto w ogóle i kiedy to ustalił ? Chociaż te pytania kręciły się po mojej głowie , to miałam to teraz gdzieś. Moja dusza krwawiła , nie mogłam sobie darować ,że w taki sposób się rozstaliśmy. Byłam wściekła na niego ,ale mając świadomość ,że po raz kolejny go straciłam , czułam smutek. Nie chcąc by ktoś widział moje łzy uciekłam do ogrodu i tam w ,,naszej altance” zaczęłam płakać.
*************
Maite
Tak dawno nie widziałam Any ,że wiadomość o jej powrocie strasznie mnie ucieszyła. Nie miałem jednak czasu wcześniej jej odwiedzić , gdyż byłam bardzo zapracowana. Nawet na urodzinach dziadka się nie pojawiłam , tak więc następnego dnia uznałam ,że czas to naprawić. Kupiłam prezent dla Maurycia ,a także drobny upominek dla Annie i pojechałam do ich domu. Pan starszy jak zwykle przyjął mnie ciepło , po mimo tego ,iż był smutny z powodu wyjazdu bruneta. Jak tylko wręczyłam mu prezent ruszyłam do ogrodu. To właśnie tam podobno ukryła się moja przyjaciółka. Już z daleka widziałam ,że płacze ale kiedy mnie dojrzała szybko otarła łzy i z radością wpadła mi w ramiona.
- May jak dobrze spotkać cię po tylu latach ! – krzyknęła ściskając i całując mnie to raz w jeden to raz w drugi policzek.
- Ja też się cieszę ,że cię widzę. – powiedziałam odwzajemniając powitanie.
Zaraz potem usiadłyśmy i zaczęłyśmy plotkować wspominając stare dobre czasy. Dzięki temu Annie zapomniała o smutkach i znowu uśmiechała się jak nigdy. Na tych pogaduchach spędziłyśmy aż cztery godziny i gdyby nie telefon od mamy ,że koniecznie muszę przyjechać do firmy siedziała bym tam jeszcze. Niestety obowiązki wzywały ,tak więc pożegnałam się i ruszyłam ku wyjściu. Wychodząc z bramy wpadłam na kogoś. Przestraszona odwróciłam się i zobaczyłam najprzystojniejszego faceta na świecie. Jego piwne oczy sprawiły ,że w nich utonęłam i zamiast przeprosić stałam jak słup i bezczelnie się na niego gapiłam.
***********
William
Z samego rana dostałem telefon od Antonia , kazał spakować moje i Any rzeczy i przywiedź do nich. Nie rozumiałem niczego lecz prośbę spełniłem , dopiero na miejscu ojciec Poncha wyjaśnił mi ,że od tej chwili mamy mieszkać z nimi. Chciałem odmówić , bo jak dla mnie nie była to zbytnio komfortowa sytuacja , jednak Tony nie chciał słuchać sprzeciwu. Zdania pewnie bym nie zmienił gdyby nie fakt ,że brunet wyjechał , a jego rodzina jak najbardziej chciałabym zajął jego miejsce. Po zostawieniu bagaży pojechałem na miasto by zamówić ślub. Wiedziałem ,że moje ukochana właśnie tu chciałaby go wziąć. Omówienie wszystkiego z księdzem , zamówienie sali , kupienie obrączek zajęło mi kilka godzin. W domu państwa Herrera zjawiłem się dopiero późnym południem. Wysiadając z samochodu , ktoś się ze mną zderzył. Gdy owa osoba się odwróciła zaniemówiłem , a moje serce zaczęło bić stanowczo za szybko. Wpatrzony w jej czekoladowe oczy , stałem i jedynie na co się zdobyłem to uśmiech. Była taka śliczna. Mając narzeczoną , nie powinienem tak myśleć , a tym bardziej zachowywać się w ten sposób , jednak tak mnie oczarowała ,że na chwilę zapomniałem o Annie. Dopiero odgłos mojej komórki sprowadził mnie na ziemię.
- Tak słucham ?- powiedziałem zaraz po odebraniu.
Tym czasem brunetka uśmiechnęła się do mnie i machając mi na pożegnanie uciekła.
**************
Poncho
Podróż nie trwała tak długo jak myślałem ,może dlatego iż całą drogę rozmyślałem o Annie. Wspomnienia wspólnych chwil wywołały u mnie smutek. Dopiero co opuściłem Meksyk a już strasznie za nią tęskniłem . tak jak i za resztą rodziny. Co prawda Annie już nie była moją żoną i gdybym został mógłbym jedynie ją widywać ,ale sam brak jej błękitnych niewinnych oczu , cudownego uśmiechu sprawiał ,iż moje życie traciło sens. Miałem o niej zapomnieć , pozwolić jej szczęśliwie żyć. Jednak nie potrafiłem tak po prostu wymazać jej z mojej głowy czy też serca, Będąc już na miejscu , wysiadłem z samolotu i stanąłem na środku lotniska zastanawiając się czy czasem nie powinienem wrócić i walczyć o nią. Czy aby nie za łatwo i szybko zrezygnowałem ? Po chwili namysłu wziąłem telefon i zadzwoniłem do niej. Jeśli wyczuję w trakcie rozmowy choć cień szansy ,że moje Any mi wybaczy ,wrócę ! pomyślałem nim jeszcze podniosła słuchawkę.


Rozdział 7


Anahi
Po spotkaniu z Maite , jakoś nie mogłam usiedzieć w domu , postanowiłam więc się przejść po mieście. Nikomu nic nie mówiąc wyszłam. Początkowo kręciłam się po różnych uliczkach bez celu , aż w końcu natrafiłam na park. Usiadłam na ławeczce i przyglądałam się bawiącym tam dzieciom. Dzieci , rany jak ja ich pragnęłam ! Odkąd związałam się z Ponchem marzyliśmy o dzieciach , już nie cały miesiąc po ślubie zaczęliśmy się o nie starać , jednak jakoś nie udało mi się zajść w ciążę. Początkowo bardzo się tym martwiłam ,ale mój ukochany z czasem mnie uspokoił , iż widocznie jeszcze nie przyszedł czas na to byśmy mieli potomstwo. Mówił wtedy ; Na razie cieszmy się sobą ,a nawet się nie spostrzeżemy jak urodzi nam się gromadka brzdąców” wierzyłam mu. Przestałam się tym martwić i cieszyłam chwilą. Teraz jednak gdy o tym myślę , już wiem czemu nie mamy dzieci. Bóg wiedział , że mój mąż tak mnie zrani i dlatego nie powołał na świat maluszka którego jak widać tylko ja pragnęłam. Z rozmyślań wyrwał mnie czyjś głos , jeszcze nim podniosłam wzrok otarła spływające łzy. Kiedy spojrzałam na osobę zakłócająca mój spokój natychmiast poderwałam się z ławki.
- Czy ty mnie śledzisz ?! – zapytałam wściekła widząc uśmiechniętą od ucha do ucha Lilly.
- Nie skarbie , to zwykły przypadek. Skoro jednak się widzimy to powiem ci to czego nie zdążyłam wtedy. – rzekła siadając na ławkę.
- Ja nie mam zamiaru cię słuchać ! – powiedziałam jej w twarz i zaczęłam odchodzić.
Ona jednak wstała i złapała mnie za ramię.
- Nie gorączkuj się tak , to zajmie chwilę. – powiedziała spoglądając na mnie tym razem poważnie.
- Nawet pół sekundy na ciebie nie stracę suko ! – krzyknęłam wyszarpując się z uścisku.
- Szkoda , bo chyba powinnaś wiedzieć ,że Poncho ma syna. – powiedziała szybko , by każde słowo zdążyło do mnie dotrzeć.
Ta wiadomość było jak lodowata woda wylana mi na głowę. Nie chciałam jednak pokazać tej suce ,że mną to poruszyło , wzięłam więc głęboki oddech dla uspokojenia i odwróciłam się jej stronę.
- To świetnie , życzę szczęścia waszej rodzince. Teraz wybacz spieszę się do narzeczonego. – powiedziałam odchodząc szybkim krokiem.
Łzy spływały mi po policzkach , serce roztrzaskało się już po raz tysięczny na miliardy kawałeczków. Ból który czułam był nie do zniesienia. I wtedy zadzwoniła moja komórka , nie miałam zamiaru odbierać , jednak ktoś był uparty. Wyjęłam więc telefon z kieszeni spodni i zerknęłam na wyświetlacz. To był Poncho, nie zamierzałam odbierać. Lecz po chwili uznałam ,że powiem mu do słuchu. Nacisnęłam więc zieloną słuchawkę i próbując opanować drżenie głosu , powiedziałam;
- Czego chcesz ?!
- Annie … ja chciałem wyjaśnić ci … - zaczął , lecz byłam tak wzburzona , zraniona że i jego nie zamierzałam słuchać.
- Daruj sobie , ja nie chcę słuchać żadnych wyjaśnień. I wiesz co , cieszy mnie to że wreszcie zniknąłeś z mojego życia raz na zawsze ! Teraz przynajmniej mogę spokojnie wziąć ślub z moim ukochanym i postarać się o dzieci które miałam mieć z Tobą ,ale nawet to spaprałeś ! – krzyknęłam wściekła i się rozłączyłam.
**************
Poncho
To wystarczyło , jej słowa dały mi odpowiedź. Nie chciała mnie już i nie kochała. Zawiodłem ją zdradzając ,ale i nie dając dziecka. Nie wiem co w tej chwili bolało mnie bardziej. Nie było się jednak już nad czym zastanawiać , straciłem ją. Nie pozostało mi nic innego jak wsiąść do tego samolotu i już nigdy nie wrócić do Meksyku. W Brazylii zacznę wszystko od nowa. Brat załatwił mi już lokum na rozbudowę nowej firmy , mieszkanie też na mnie czeka. Jeśli chodzi o założenie rodziny , o tym zamierzałem zapomnieć. Annie była jedyną i najważniejszą osobą w moim życiu. I tak zostanie już na zawsze. Żadna kobieta mi jej nie zastąpi ,a żyć z kimś tylko po to by nie być samotnym nie ma sensu. Poświęcę się pracy i to mi całkowicie wystarczy. Lot nie trwał tak długo jak przypuszczałem , zaraz na lotnisku przywitał mnie brat.
- No hejo braciszku ! – powiedział ściskając mnie.
- Cześć ! – odpowiedziałem odwzajemniając uścisk.
- No to co , zaczynasz nowe życie ! – powiedział pełen entuzjazmu.
Szkoda ,że mi go brakowało. Jakoś myśl o tym ,że całe moje życie ulegnie zmianie po raz kolejny nie napawało mnie szczęściem.
- Powiedzmy. – rzekłem krótko.
- Stary wyluzuj , brak baby to nie koniec świata. Poza tym przy mnie nie zginiesz , już ja ci zapewnię rozrywkę. – powiedział cwaniacko się uśmiechając.
Już ja wiedziałem co on ma na myśli i wcale mnie to nie bawiło. Będzie mnie umawiał na siłę na randki w ciemno , bym tylko wybił sobie z głowy Any. On wciąż nie pojmuje jak można kochać jedną kobietę , bo on kocha wszystkie naraz. Zawsze był singlem i zamierzał nim pozostać do końca życia. Miał inne podejście do życia i inne rozumowanie ,ale głównie potrafiliśmy się dogadać. Jedyny trudny dla nas temat to była miłość. No ,ale wracając do naszego spotkania. W drodze do domu , gadaliśmy na różne tematy na które nie mieliśmy okazji pogadać podczas jego nieobecności. To pozwoliło mi na jakiś czas skupić myśli na czymś innym niż Annie. Jak tylko znaleźliśmy się w środku , Cuks pokazał mi pokój i poszedł robić kolację. Przez kilka dni muszę mieszkać z nim bo dom dla mnie jeszcze był w remoncie. Mi to wcale nie przeszkadzało , cieszyłem się nawet że na początek ktoś będzie obok mnie. Będąc sam pewnie wciąż rozpamiętywałbym chwile z moją ex żoną. Rozpakowałem tylko kilka potrzebnych rzeczy i zszedłem na dół by coś zjeść. Dopiero o 2.00 w nocy poszliśmy spać , gdyż do tej pory wspominaliśmy szczenięce lata.
***************
Dom Państwa Herrera
Cała czwórka siedziała w salonie ,żadne z nich nie miało za wesołej miny. Najbardziej jednak wściekłe były kobiety. Melanii ze względu na dość wybuchowy charakter męża wolała się jednak nie odzywać. Amelia zaś na odwrót , miała zamiar powiedzieć to i owo do słuchu obu panów. Szczęściem było to ,że Annie nie było jeszcze w domu bo na pewno nie ucieszyła by się z tego o czym w danej chwili mówiono.
- No i co czego cholera jasna ten wasz plan doprowadził ?! – siwowłosa kobieta krzyczała tak głośno ,że nikt nie był wstanie jej przeszkodzić. – Mój wnuk wyjechał … opuścił swój dom rodzinny po raz kolejny ! Ten wasz plan to nie wypał ! – krzyczała to raz na jednego to na drugiego. – Oni mieli się pogodzić do diaska , a tym czasem wszystko idzie nie w tę stronę co potrzeba ! I nie pojmuję po kiego grzyba ten blondas ma tu zamieszkać ?! - krzyknęła oburzona tym faktem.
- Ami posłuchaj … - zaczął Mauricio.
- Nie kochany. – powiedziała ostrzegawczym tonem. – Jak zaraz obaj nie wymyślicie czegoś by mój wnuk tu wrócił ,a Annie rzuciła tego eleganta to … przysięgam wyprowadzę się ,a wy przestaniecie dla mnie istnieć ! – krzyknęła i nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony syna i męża wyszła.
- Mama ma rację , zamiast scalić tę rodzinę to wy ją bardziej rozwalacie tym swoim durnym planem. – rzekła Melanii wstając z kanapy i też ruszając lu wyjściu.
- Gdyby nie ta cholerna Lilly wszystko by się udało ! – powiedział wściekły Antonio uderzając o blat stolika.
- Po co te nerwy i kłótnie , skoro ja mówię że Poncho wróci to wróci. – rzekł jak najbardziej spokojnie Mauricio. – I zobaczysz Tony oni jeszcze będą razem. - rzekł staruszek cwaniacko się uśmiechając.



Rozdział 8



Poncho
Siedem dni, tyle mieszkałem już z moim braciszkiem i miałem serdecznie dość. Nie żeby był jakiś zły, ale to jego wtrącanie się w moje życie zaczynało mnie wkurzać. Szczególnie te laski, które sprowadzał do domu. Żeby one jeszcze przychodziły tylko do niego to wszystko było by ok. Sęk w tym, że zawsze wpadały po dwie jedna dla mnie druga dla niego. Ucker dobrze wiedział, że w obecnej chwili nie w głowie mi panny, bo mówiłem mu to wiele razy, ale on zachowywał się jakby ogłuchł. Trzy razy dziennie mieliśmy najazdy na chatę w postaci uroczych przyjaciółek mojego brata. Serio ja nie wiem jak on to robił, ale lazły do niego jak pszczoły do miodu. Skąd on brał siły na obracanie tych dziewczyn też nie wiem, ale nawet za duże miliony nie chciałbym być na jego miejscu. Na brak adoratorek też nie mogłem narzekać ani kiedyś ani teraz. Jednak to ja sam nie chciałem nikogo innego niż Annie. Dla mnie to ona była ta wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju. Miała to wszystko, o czym marzyłem. Była piękna, inteligentna, ciepła, mądra, opiekuńcza, sympatyczna. Lubiła zaszaleć, ale znała umiar, posiadała poczucie humoru, nie stroiła fochów. Zawsze i wszędzie służyła pomocą. Jednym słowem dla mnie była ideałem. Właśnie ideałem! Więc dlaczego byłem taki głupi i ją zdradziłem? Czemu w tamtej chwili zapomniałem o tym jak cudowną mam żonę? Alkohol tak bardzo przyćmił mi wtedy umysł. Układało nam się tak, więc nie miałem powodów do zdrady, a jednak zrobiłem to. Zrobiłem i nie mogłem zwalić winny na nikogo innego prócz siebie. Fakt, że byłem wstawiony nie świadczył o mojej niewinności. Straciłem, Anahi przez własną głupotę. I poniosłem tego karę, ale czy nie za surową? Sama utrata ukochanej była cierniem w moim okaleczonym sercu, a jeszcze do tego rodzina się ode mnie odwróciła. Ojcem praktycznie się mnie wyrzekł, matka nie lepsza gdyż też dokładał mi swoje. A babcia i dziadek? Cóż oni chyba, jako jedyni no i Cuks uważali mnie jeszcze za członka rodziny. Pocieszające, lecz mimo to obojętność ze strony rodziców bolała mnie. Pojawienie się Any w naszym domu obudziło we mnie nadzieję na jej odzyskanie. W chwili, kiedy mnie pocałowała na urodzinach dziadka byłem pewny, że jest szansa na to, że znowu będziemy razem. I wtedy pojawiła się Lilly i rozpieprzyła wszystko na nowo. I tego właśnie nie rozumiałem najbardziej. Znałem ją praktycznie od dzieciństwa, przyjaźniliśmy się początkowo z czasem coś zaiskrzyło i zaczęliśmy ze sobą kręcić. Na studiach jednak, kiedy poznałem Annie rozstałem się z nią. Początkowo była wściekła, ale z czasem zaakceptowała moją decyzję, tak przynajmniej się wydawało, bo nawet za kumplowała się z moją ukochaną. Czasem robiły sobie wspólne wypady na miasto czy też gadały godzinami przez telefon. Nie wiedziałem czy się cieszyć czy martwić, ale skoro Anahi miała z nią dobry stosunek, a Lilly nie miała i do mnie żalu wszystko było ok. Do czasu póki nie wylądowałem z nią w łóżku. Czułem się wtedy podle nie tylko wobec żony, ale i samej Lilly. Byłem tak bardzo załamany tą sytuacją, że nie zwracałem wtedy za bardzo uwagi na zachowanie mojej ex, która tak naprawdę nie przejęła się owym zajściem. Ona sama mnie jeszcze pocieszała wtedy ani trochę nie wydawało mi się to podejrzane. Po ostatniej jednak scenie na urodzinach Mauricia zmieniłem zdanie. To, co wtedy powiedziała wyglądało na zamierzony cel. Tyle, że to teraz nie miało już znaczenia, gdyż Annie nie chciała mnie już znać ani wysłuchać. Ja dla niej byłem już nikim. Skreśliła mnie i postanowiła ułożyć sobie życie na nowo z tym całym Williamem. Cholernie mnie to bolało, ale nie mogłem mieć żalu w końcu ja sam pchnąłem ją w jego ramiona. I dlatego teraz muszę znosić randki w ciemno zafundowane przez mojego braciszka. Koszmar!
Anahi
Minął już tydzień odkąd nie ma bruneta, a ja wciąż jestem wściekła i zraniona po rozmowie z Lilly. Nie mogę przestać myśleć o jej słowach. Cholera jasna, jak chciałabym wiedzieć czy to prawda! Sama nie wiem, po co? Może po cichu liczę, że to kłamstwo z jej strony by tylko mi dopiec. Wiem powinnam dać sobie z tym spokój, zapomnieć i wziąć się za organizowanie ślubu, który ma odbyć się już niedługo. Właśnie ślub! To kolejna rzecz, o której nie przestaję myśleć. Z jednej strony go chcę by zacząć nowy etap życia, tym bardziej, że Will to dobry facet. Z drugiej zaś strony mam wyrzuty sumienia. Nie kocham go, a nalegam na ślub. Oszukiwanie blondyna nie było dobre, jak samo przekonywanie siebie, że z czasem go pokocham. Jednak tak bardzo pragnęłam zaznać ponownego szczęścia, a jednocześnie pokazać, Ponchowi, że mam go gdzieś, że zapomniałam o swoich zasadach, którymi do tej pory kierowałam się w życiu. Niegdyś nie pozwoliłabym sobie na kłamstwo, teraz kłamałam. Oszukiwałam Willa mówiąc mu, że go kocham i tak samo bruneta mówiąc mu, że go nienawidzę. Ja nigdy nie umiałam ranić ludzi nawet tych, których nie lubiłam, a teraz?! Teraz raniłam nawet tych, na których mi zależało. Tak właśnie zmieniła mnie zdrada mojego ukochanego. Gdyby nie jego postępek pewnie dalej bylibyśmy szczęśliwym, kochającym się małżeństwem. Ja nie ciągnęłabym do ślubu faceta, który zasługuje na kogoś, kto pokocha go szczerze, a Poncho nie musiałby wyjeżdżać i znosić obojętności ze strony rodziny, ale się stało. I tak za sprawą jednego błędu cierpi nie jedna czy dwie osoby, ale kilka. Jestem na niego wściekła za tą zdradę, ale w tej chwili chyba najbardziej boli mnie fakt, że on może mieć syna. Dziecko, które to ja zawsze pragnęłam mu dać. Coś, co łączy ludzi na całe życie bez względu na stosunki panujące po między obojgiem. Rozmyślania o tym wprowadziły mnie w stan melancholii i łzy ponownie zaczęły spływać mi po policzkach. Nagle głos Williama wybił mnie z letargu. Otarłam szybko spływające łzy tak by ich nie zauważył i odwróciłam się w jego stronę.
- Mówiłeś coś? – Zapytałam spoglądając na niego.
- Tak kochanie, dzwoniła jakaś Maite i kazała ci przekazać, że razem z niejaką Dulce wpadną dziś na kolację, na która ponoć je zaprosiłaś. – Powiedział siadając obok mnie i otulając ramieniem.
Rany kolacja! Na śmierć o niej zapomniałam przez tą sytuację z brunetem. Zaprosiłam dziewczyny, gdyż od mojego powrotu miałam mało okazji do spotkania się z nimi. Poza tym od wyjazdu Poncha w domu panowała smutna atmosfera, tak, więc chciałam ją troszkę rozluźnić. May i Dul to moje najlepsze przyjaciółki oraz dobre znajome rodziny, Poncha. Mauricio uwielbiał je tak samo jak mnie. Były szalone, ale rozważne i bardzo kochane. Po mimo tego, że bruneta znały dłużej to po jego zdradzie wspierały mnie. Jemu chciały skopać tyłek. Z tego, co wiem to ponoć Dulce go spoliczkowała za wycięty mi numer. Do dziś dnia rozmawiają z nim chłodno. No, ale wracając do mojej rozmowy z przyszłym mężem.
- Tak zaprosiłam je. Chcę by trochę ożywiły towarzystwo w domu, no i zapoznać je z Tobą. – Powiedziałam wtulając się w niego.
- Sądziłem, że już wszyscy, co mieli mnie poznać, poznali. – Powiedział całując mnie w czoło.
- Moja, przyszywana „ rodzina, to znaczy rodzina Poncha owszem już cię poznała, nawet miałeś okazję poznać Dul na urodzinach dziadka. Maite jednak jeszcze ci nie przedstawiłam. – Wyjaśniłam mu.
- Aha rozumiem! – Powiedział unosząc brwi. – Kochanie chciałbym z tobą o czymś porozmawiać. – Powiedział nagle.
- O co chodzi? – Zapytałam z lekka przestraszona widząc jego poważną minę.
- Annie wiesz, że cię kocham, ale … ale czasem mam wrażenie, że to jednostronne uczucie. Więc jeśli nie jesteś pewna, wahasz się … - mówił patrząc mi prosto w oczy.
- Nie Will, ja chcę tego ślubu! – Powiedziałam łapiąc w dłonie jego twarz. – Przepraszam za moje dziwne zachowanie, ale to choroba dziadka i powrót w rodzinne strony tak na mnie działa. – Powiedziałam chcąc rozwiać jego wątpliwości i podejrzenia.
Cholera znowu kłamałam! Zganiłam się w myślach. Bo rozum kazał mi związać się z kimś takim jak William, co z tego, że serce nadal rwało się do Poncha. On mnie zdradził, zranił i zawiódł. I dlatego zapomnę o nim za wszelką cenę. Pierwszym krokiem do tego będzie mój ślub z blondynem, a potem postaram się o dziecko. Wtedy już na pewno brunet przestanie się dla mnie liczyć.
Mauricio
Dni w tym domu zamieniły się w koszmar. Byłem pewny, że w końcu to wszystko się jakoś ułoży. Niestety jak na razie było coraz gorzej. Powrót Annie zamiast zbliżyć naszą rodzinę ponownie ją oddalił. Wymyśliłem ten cały cyrk z chorobą, tylko po to by blondynka wróciła i mój wnuk miał okazję na odzyskanie jej. Wiedziałem, że oni wciąż mocno się kochają, ale są zbyt dumni i zranieni by którekolwiek pierwszy wyciągnęło dłoń do zgody. Owszem mów wnuczek nabroił i ja sam byłem początkowo na niego cholernie wściekły, ale przeszło mi, kiedy uświadomiłem sobie, że on naprawdę nie chciał tego i nadal kocha Any. Postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i im pomóc. Plan być może nie był w porządku. Udawałem bardzo chorego, chociaż tak naprawdę czułem się świetnie, ale czego się nie robi dla scalenia rodziny. Oby tylko dzieci się nie dowiedziały, bo będzie źle. Teraz jednak nie myślałem o tym, bo skupiłem się na swoim planie, który jak na razie runął z dniem, kiedy Poncho wyjechał, a w naszym domu zamieszkał William. Dobry z niego chłopak, nie powiem moja Annie zawsze umiała wybrać kogoś godnego siebie, ale ja jestem zdania, że tylko Alfonso jest tym, z którym być powinna Any. I dlatego musiałem uknuć kolejną intrygę by do owego ślubu nie doszło. Myślałem nad tym dość długo, aż w końcu zaświtał mi w głowie kolejny pomysł. Tez mało fajny i strasznie trudny do zrobienia, ale musiałem spróbować. Szczęście, że należeliśmy do ludzi bardzo zamożnych, bo dzięki pieniądzom mogłem spełniać swoje postanowienia. Pierwszym było pozbycie się blondyna na jakiś czas z życia mojej wnuczki (czyt, Any). Drugim sprowadzenie bruneta ponownie do Meksyku. W tym celu wykonałem kilka telefonów, szepnąłem słówko tu i tam i teraz czekałem tylko na rezultaty. Jakie? Hym … dowiecie się o tym z czasem, na razie trzymajcie kciuki za ich powodzenie? Bo zadanie na prawdę jest ciężkie.
William
Moja ukochana ostatnio zachowywała się dość dziwnie. Ciągle chodziła zamyślona i płakała. Sądziła, że tego nie widzę, ale widziałem. Nie byłem też głupi i umiałem kojarzyć fakty. Stałą się taka odkąd spotkała swojego byłego męża. Kochałem ją, ale nie chciałem też na siłę ciągnąć ja do ołtarza. Nie jestem z tych, co to idą po trupach do celu. Wystarczyłoby jedno jej słowo i dałbym zwróciłbym jej wolność gdyby tylko chciała. Ona jednak twierdziła, że mnie kocha i na serio chce tego ślubu. Zapewniała mnie o tym, ale ja jakoś nie umiałem pozbyć się wątpliwości. Widziałem na urodzinach Mauricia jak patrzyła na tego swojego ex. No, ale skoro ona nie odwoływała ślubu, postanowiłem na razie też tego nie robić licząc, że może faktycznie z czasem pokocha mnie tak samo jak ja ją. Tłumaczyłem też sam sobie, że to może powrót tu tak ja skołował. Stąd to dziwne zachowanie. No nic poczekamy, zobaczymy. Teraz nie miałem czasu na dalsze rozważanie o tym, bo właśnie musieliśmy jechać na zakupy. Po nich pomagałem Annie w przygotowaniu kolacji, na którą miały wpaść jej przyjaciółki. Cieszyła się a ja razem z nią. Faktycznie atmosfera w domu zrobiła się dziwna, czasem myślałem, że to moja wina i miałem ochotę wrócić do hotelu, ale Annie mówiła, że to wyjazd Poncha tak na nich działa. I tylko, dlatego nadal tam mieszkałem, teraz właśnie nakrywałem stół, a moja ukochana dopieszczała wszystkie potrawy. Najstarsi z rodu Herrera (czyt. Babcia i Dziadek) siedzieli w salonie czekając na zaproszenie do stołu. Melanii pomagała Any, a Antonio gadał z kimś przez telefon. Trzydzieści minut później stół był już gotowy. Poza mną i blondynką reszta usiadła już do stołu. Nie jedli jeszcze, gdyż czekaliśmy jeszcze na koleżanki mojej ukochanej. Dwie minuty później się zjawiły, razem z Annie wyszedłem się z nimi przywitać do holu. Na widok brunetki, którą kilka dni temu spotkałem przed bramą zamarłem. Nie wiem, czemu, ale moje serce po raz kolejny zaczęło bić jak szalone. To było dziwne stałem obok mojej przyszłej małżonki, a wariowałem na widok jej przyjaciółki. Czemu skoro kocham Annie? Zapytałem sam siebie w myślach. Wtedy dziewczyna podała mi rękę, wybijając z zamyślenia.
- Jestem Maite. – Powiedziała ściskając moją dłoń, a ja poczułem przyjemny dreszcz przechodzący po całym moim ciele.. - Miło mi cię poznać Williamie, Annie wreszcie odważyła się pokazać cię nam. - Rzekła posyłając w moją stronę swój uroczy uśmiech.
- Czas najwyższy w końcu niedługo się pobieramy. - Wyparowałem jak bym sam nie był już tego pewny.
- No właśnie. – Odezwała się nagle blondynka. – I dlatego zapraszam najpierw na kolację, a potem pogadamy o ślubie, bo mam do was prośbę dziewczyny. – Powiedziała moja narzeczona, uśmiechając się do nich obu.
Cała trójka ruszyła do jadalni, a ja zaraz za nimi. Ledwo usiedliśmy do stołu, a rozdzwonił się mój telefon. Przeprosiłem wszystkich i poszedłem odebrać. To było z firmy, mieli jakieś kłopoty i poprosili mnie o natychmiastowy powrót. W ten oto sposób mój ślub z Anni stanął pod znakiem zapytania. Musiałem go przełożyć, nie wiedziałem tylko jak powiedzieć o tym mojej dziewczynie.



Rozdział 9



Annie
Ten cholerny los to się chyba na mnie uwziął. Najpierw człowiek, którego pokochałam ponad życie, zdradził mnie, przez co rozpadło się moje małżeństwo. Potem w chwili, kiedy najmniej się tego spodziewałam znowu postawił go na mojej drodze. I to wtedy, kiedy pragnęłam o nim zapomnieć na wieki i zacząć żyć nowym życiem. To jeszcze teraz mój ślub z Willem został przesunięty. Najgorsze jednak było to, że gdzie się tylko nie ruszyłam spotykałam tą jędzę Lilly, która przy każdej okazji dawała mi do zrozumienia, że ja i Poncho to stare dzieje, a ona będzie moją następczynią. Starałam się ją ignorować, ale łatwo nie było, szczególnie, kiedy pewnego dnia na środku kawiarni podeszła do mnie i oznajmiła, że mój ex zarezerwował jej bilet i ściąga ją do siebie. Powiedziałam jej wtedy, że życzę szczęścia i cieszę się, iż zniknie wreszcie z mojego życia. Gdyby po tych słowach odeszła wszystko by grało, ale jej widocznie było za mało i trawiła tam gdzie nie powinna, czyli w mój czuły punk mówiąc;
- Zostawił cię, bo nie byłaś wstanie dać mu dziecka, zaś ja po jednej nocy obdarzyłam go synem.
Nie wytrzymałam, podeszłam i z całej siły rąbnęłam ją w twarz. Żmija zaczęła się śmiać. Wybiegłam stamtąd zapłakana, jak widać życie mnie nie rozpieszcza chyba lubi jak cierpię. Ciekawe tylko, czemu?Co ja takiego zrobiłam, że skazuje mnie na takie udręki? Nie wiem, ale nie byłam zadowolona z odwołanego ślubu oraz z tego, że ta sucz wciąż uprzykrza mi życie. Chciałam czy nie nic nie mogłam poradzić na swój złośliwy los. Musiałam się z nim pogodzić i żyć dalej. Po wyjeździe Willa zaczęłam częściej spotykać się z dziewczynami, a także więcej czasu poświęcać dziadkowi. Który postanowił w między czasie wtajemniczyć mnie w zakres obowiązków w firmie, którą zapisał mi oraz Ponchowi w spadku? No i to była kolejna rzecz, która doprowadzała mnie do szału. Nie dość, że dostałam coś, czego nie chciałam, bo wiązało się to z powrotem do Meksyku to jeszcze ten zdradziecki tchórz (czyt.Poncho) uciekł do Brazylii zostawiając mnie z tym całym interesem samą. Nie raczył nawet poszukać jakiegoś zastępcy na jego miejscy tylko zwiał. Nie podobało mi się to ani trochę, tak samo jak to, że dziadek próbował na mnie wymóc powrót w rodzinne strony. Próbowałam jakoś delikatnie uświadomić Mauricia, że nie wrócą tu na stałe i dać mu do zrozumienia, że powinien firmę powierzyć komuś innemu, ale jak tylko zaczynałam rozmowę na ten temat. Staruszek zaczynał się źle czuć albo zmieniał temat. I przez to trwał w przeświadczeniu, że ja i William zaraz po ślubie się tu sprowadzimy na dobre. Przez tą dziwną i frustrującą dla mnie sytuację chodziłam cała w nerwach. Gdyby nie dziewczyny pewnie bym oszalała. Dulce, Maite i ja spotykałyśmy się codziennie u którejś z nich albo na mieście i wspominałyśmy stare dobre czasy, kiedy nasze życie było pełne zabawy i radości zamiast smutków. Tych smutków najwięcej miałam rzecz jasna ja! Dzięki tym spotkaniom, chociaż się odprężałam na trochę. Niestety cztery dni po wyjeździe mojego faceta, wyjechała też May. Ojciec wysłał ją do Kanady na konferencje dotyczące jego firmy. Nie wiem, czemu, ale kiedy wyjeżdżała miałam wrażenie jakby robiła coś wbrew sobie. To było dziwne, bo wiem, że ona kochała swoją pracę a szczególnie podróże z nią związane. Mogła wtedy zwiedzić spory kawałek świata, o czym zawsze marzyła. Tym czasem wyglądało jak by jechała na pogrzeb albo bardzo trudną misję. Martwiłam się tym, Dul jednak szybko rozwiała moje obawy mówiąc, że Maite była taka, bo ciężko było ponownie się jej ze mną rozstawać. I tak zostałyśmy we dwie. Nie wiedziałam wtedy, że ten wyjazd ponownie przewróci mój świat do góry nogami.
**************
Maite
Any od kilku dobrych lat była moją przyjaciółką. Zawsze mogłyśmy na sobie polegać w każdej sytuacji a, także o każdej porze dnia i nocy. Powierzone sekrety zawsze zostawały między nami. I choć każda z nas była inna to tym bardziej potrwałyśmy się porozumieć. Ja byłam typem kobiety, która lubi podróże, rzadko usiedzi długo w miejscu, Annie bała się zmian, ryzyka. Wolała stabilizację. Szybko przywiązywała się do ludzi, rzeczy czy też miejsc, ja byłam powiedzmy jej przeciwieństwem. I dlatego tak bardzo kochałam pracę w firmie ojca. W czasie, kiedy on pilnował interesów w Meksyku ja jeździłam po całym świecie i załatwiałam sprawy w innych firmach, które posiadaliśmy. Dla bliskim jednak byłam gotowa na wszystek. Mogłam być na końcu świata, ale kiedy ktoś z mojej rodziny lub przyjaciół potrzebował pomocy lub wsparcia natychmiast rzucałam wszystko i biegłam na pomoc. Annie była dla mnie nie tylko przyjaciółką, ale i siostrą, której nigdy nie miałam. Kiedy rozstała się z Poncho pocieszałam ją, uszanowałam też jej decyzję o wyjeździe, chociaż nie przyszło mi to łatwo? Wiedziałam jednak, że tylko odcięcie się od przeszłości pozwoli jej dojść do siebie i zacząć wszystko od nowa. I dlatego teraz czuje się podle z tym, co robię, a raczej, na co się zgodziłam. Plan dziadka Any była dla mnie samej chory i niewybaczalny. Początkowo kategorycznie odmówiłam by nie narażać swojej przyjaźni z Any, ale pan Mauricio tak długo nalegał i przekonywał mnie, że w końcu sama zaczęłam wierzyć w to, iż postąpię słusznie wchodząc w to. Wciąż mam wiele wątpliwości, co do jego spełnienia i boje się, ze Anka się kiedyś o tym dowie i mnie znienawidzi. Lecz jeśli moja przyjaciółka naprawdę może być tylko szczęśliwa z brunetem to zaryzykuję dla jej szczęścia własne szczęście. Uwiodę blondyna tylko po to by do tego ślubu nie doszło, a Poncho miał okazję zdobyć ją ponownie. Tym bardziej, że sama zauważyłam, iż moja Annie, choć uparcie próbuje to ukryć to nadal kocha swojego ex. I to jest jeden z powodów, dla których weszłam w to szaleństwo. Nie sądziłam wtedy, że i ja wpadnę jak śliwa w kompot.
*************
Poncho
Wreszcie mieszkałem u siebie. Brakuje mi wspólnych śniadań oraz wieczornych pogawędek z Chrisem, ale w końcu uwolniłem się od stada panienek, które sprowadzał mój braciszek. Tymi randkami w ciemno mnie dobijał, a i tak nic nie wskórał. Z żadną się nie umówiłem, co więcej wciąż myślałem o Annie. Im byłem dalej od niej tym większa tęsknota we mnie rosła. Samotność wcale mi nie pomagała, wręcz przeciwnie zwiększała mój ból. Rzuciłem się w wir pracy by to jakoś przetrwać, ale to nie pomogło. Każdej nocy marzyłem by moja ukochana leżała koło mnie wtulona w moje ramiona. Każdego ranka pragnąłem znowu poczuć jej smak ust na powitanie tak jak to robiła, gdy byliśmy małżeństwem. Niestety życie jest brutalne, a ja jestem debilem. Straciłem ją. Teraz ona szykuje się do ślubu z tym swoim Williamem, a ja szaleję z tęsknoty i zazdrości za czymś, co straciłem i nigdy nie wróci. Pewnego dnia dostałem telefon on babci. Gdyby nie to pewnie w końcu bym oszalał z rozpaczy za Annie. I choć wiadomość z Meksyku nie była przyjemna, bo mój ojciec ponoć złamał sobie poważnie nogę, przez co ja i Chris zostaliśmy poproszeni o powrót do domu. To cieszyłem się z tego jak małe dziecko. Nie z nieszczęścia ojca tylko z tego, iż znowu zobaczę moją blondyneczkę. Szybko spakowałem swoje rzeczy i zarezerwowałem bilety. Bałem się, że Chris nie będzie chciał jechać, ale jak tylko podjechałem pod jego dom taksówką on stał już z walizką. Wsiadł szybko do samochodu i ruszyliśmy na lotnisko. W drodze wyjaśnił mi, że mama do niego dzwoniła w tej samej sprawie, co do mnie babcia. W samolocie moja euforia jednak minęła na myśl o tym, że ojciec na mój widok może być niezadowolony. Znając Amelię to nawet nie powiedziała tacie, że kazała nam wracać. Był zbyt dumny by prosić nas o pomoc oraz wściekły na mnie za zdradę Any, a na Cuksa za opuszczenie Meksyku w tak młodym wieku. Mój brat też nie pałał szczęściem, ale siedzieliśmy już w tym samolocie i odwrotu nie było. Po kilku godzinach wylądowaliśmy. Złapana taksówka w kwadrans zawiozła nas pod dom. Po wejściu do domu o dziwo nikt nas nie powitał. Cały dół był pusty, zostawiliśmy, więc bagaże na dole i weszliśmy na górę. Idąc do pokoju rodziców nagle obaj na kogoś wpadliśmy. W moje ramiona wpadła Any, a na mojego braciszka Dulce. Moje serce od razu nabrało szybkiego tempa.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez anetta418 dnia Nie 0:15, 13 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
anetta418
Administrator
Administrator



Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 13:46, 31 Sty 2012 Powrót do góry

Rozdział 10


Anahi
Od wyjazdu Maite ciągle towarzyszyła mi Dulce. To dzięki niej jakoś przetrwałam ataki Lilly. Ostatnio dała mi spokój, bo wytargałam ją za to gniazdo, co ma na głowie. Wiedziałam jednak, że ta suka jeszcze wróci. Wypadek Antonia odpędził ode mnie myśli o tej psychole. Co prawda złamał tylko nogę, ale tak poważnie, że na jakieś pół roku mógł się pożegnać ze wstawaniem? I tak oto zostałyśmy bez mężczyzny, który w razie jakieś awarii domowej będzie wstanie wziąć się za naprawę. Poza tym trzeba było doglądać nie tylko domu, ale i gospodarstwa oraz firmy. Zaproponowałam pomoc i Duli też, ale mimo to rodzice mojego ex wezwali go jego. Uznali, że za dużo wzięłabym na swoje barki. Nie wiedziałam o tym dopóki nie wpadłam na niego w korytarzu, kiedy szłam z Dulce zrobić obiad. Pochłonięte rozmową nawet nie słyszałyśmy nadchodzących chłopaków. No i tak wpadłam w jego silne ramiona. Cholera jasna no i znowu to głupie serce dało o sobie znać! Czemu ono zawsze boje tak szybko, gdy on jest w pobliżu? Dlaczego drżę pod wpływem jego dotyku? Owszem jest przystojny, ale przecież Willowi też niczego nie brakuje, a jakoś przy nim nie zachowuję się w ten sposób. Chciałam się cofnąć i najlepiej uciec jak najdalej, niestety Poncho postanowił mi to uniemożliwić obejmując mnie w tali. Byłam już gotowa wrzasnąć na niego by zabierał te łapy, ale krzyknęłam na kogoś innego.
- Hej a w dokąd to?!!! – Zapytałam wściekła widząc jak Dulce i Ucker po cichu próbują uciec na dół.
- Yyyy my… - jąkała się Duli, a razem z nią Cuks.
- No ten… - kombinował dalej.
- My no idziemy obiad robić! – Krzyknęła w końcu moja przyjaciółka i ciągnąc go za marynarkę zbiegli na dół.
A ja, to znaczy my zostaliśmy sami. Zupełnie sami na korytarzu gapiąc się sobie wzajemnie w oczy. Jasny gwint, gdy tak w nie patrzę to czasem żałuję, że wzięłam sobie takie ciacho za męża z tak nieziemskim spojrzeniem. Dobra Anka opanuj się, wyrwij z objęcia i uciekaj póki czas, myślałam, gdy on zawzięcie palił mnie spojrzeniem. Na myśleniu się jednak skończyło gdyż po chwili poczułam jego usta na swoich wargach. Dotknął ich tak jak gdyby musnął mnie motyl swoimi skrzydłami, a ja odleciałam w odległą przestrzeń. Złość i wszystko inne, co wcześniej czułam najzwyczajniej w świecie wyparowała. Teraz jedynie, czego pragnęłam to by ta chwila trwała wiecznie. No i się nie zawiodłam, wsunął mi język głęboko w n moje usta i zaczął pieścić mnie od środka, a nie pozostając dłużna z chęcią odwzajemniłam pocałunek. Rany przy nim dostawałam głupawki, robiłam coś, czego nie powinnam. Ślub niebawem a ja się liżę ze swoim ex no debilizm! Zatraciła się w jego słodkich i namiętnych wargach. Traciłam i rozum i oddech pod jego dotykiem. Nie wiem czy bym się opanowała kiedykolwiek gdyby nie słowa, które nagle zabrzmiały w mojej głowie.,Poncho ma syna” to sprowadziło mnie z powrotem na ziemię. Odepchnęłam go z całej siły i wymierzyłam siarczysty policzek. Zdziwiony spojrzał na mnie trzymając się za miejsce, w które oberwał.
- To za to byś następnym razem trzymał się z dala ode mnie! – Warknęłam i zbiegłam na dół.
Odechciało mi się wszystkiego, więc nawet nie powiedziałam Dul, że wychodzę i wybiegłam z domu. Musiałam nad sobą zapanować za nim kolejny raz stanę z nim twarzą w twarz. A skoro wrócił to teraz będę często się na niego napotykała, no chyba, że się wyniosę do mojej przyjaciółki. Tak czy siak musiałam zrobić wszystko by jak najmniej mieć z nim kontakt. Inaczej znowu się nabiorę na tę jego słodkie minki i ulegnę, a potem on zrani mnie jak wtedy. O nie! Nigdy, już nigdy więcej!
Poncho
Cholera jasna! Zakląłem w duchu ze złości. Ledwo wróciłem, a już musiałem się jej narazić. Nie żebym żałował tego pocałunku, ale mogłem wziąć pod uwagę, że tak zareaguje. Czego ja się spodziewałem, że wrócę a ona jakby nigdy nic wpadnie mi w ramiona? Rzuci tego swojego, odwoła ślub i wróci do mnie? Poncho ty bałwanie zdradziłeś ją, więc czegoś do cholery oczekiwał?! Ganiłem się w myślach. Potarłem policzek, bo piekło jak cholera, moja żona, ex żona była drobna, sprawiała osobę delikatną i bardzo wrażliwą. I faktycznie była wrażliwa, ale jeśli ktoś wszedł jej w drogę to potrafiła pokazać swoją siłę. Dziś trawiło na mnie. Nie rozumiałem tego trochę, bo kiedy ją całowałem czułem jak drży pod moim dotykiem. Jej słodkie, miękkie usta oddawały pocałunek z ogromną chęcią, więc czemu tak mnie potem potraktowała? No właśnie, tego nie rozumiałem. Kiedy uciekła sam nie wiedziałem czy mam za nią biec czy zostać? W końcu by nie pogarszać sprawy, która i tak była skomplikowana zostałem. Wszedłem do pokoju dziadka by się przywitać. Uśmiech na jego twarzy, wynagrodził mi męki przeżyte w Brazylii. Nie żeby mi tam było, źle, bo miałem swoje lokum i brata pod ręką nową pracę, ale tęskniłem jak wiecie. Miałem trochę wyrzuty sumienia, że nie pobiegłem za Annie, ale na serio to nie był raczej dobry pomysł. Usiadłem, więc z Mauriciem i zacząłem pytać o stan ojca oraz czemu nas ściągnięto. Dziadek powiedział, że nasz powrót był konieczny by pomóc w gospodarstwie i firmie. A o stan ojca mam się dowiedzieć od niego samego. No właśnie i tego bałem się najbardziej. Doskonale wiedziałem, jaki stosunek miał do mnie mój ojczulek. Niestety owe spotkanie było nieuniknione. Wstałem i razem ze staruszkiem poszliśmy do jego pokoju.
Dulce
Nie no pasztet jak nic! Facet, do którego wzdycham od dawna nawet mnie nie poznał. Cholera jak to możliwe przecież praktycznie chowaliśmy się od piaskownic. No dobra wyjechał, gdy miałam aparat na zębach, okulary, włosy w kolorze czarnym z białymi pasemkami, ale tych kilka szczegółów, które teraz zniknęły nie zrobiły aż takiej we mnie zmiany by mnie nie poznał. No chyba, że ten Casanowa był po prostu ślepy?! Kiedy szczerzył się do mnie i próbował wyrwać na jakieś tanie teksty miałam ochotę przyłożyć mu patelnią? Z drugiej zaś strony to było zabawne, kiedy masz taką władzę nad kimś, kto kiedyś uważał cię za cień. Dopóki nie padło moje imię postanowiłam pobawić się z nim w kotka i myszkę. Zrobiłam kawę dla mnie i jego i usiadłam. Podziękował, po czym ni z Jacka niż placka wypalił.
- No to śliczna jesteśmy umówieni jutro punkt 19.00 Jestem u ciebie.
Gdybyście widzieli moją minę i to jak wyplułam kawę na jego koszulę chyba bycie padli. Ja sama w tym momencie pragnęłam zapaść się pod ziemię ze wstydu. Ucker o dziwo się nie wściekł, sięgnął po serwetkę i wytarł się nią. Po czym posłał mi ten swój zniewalający uśmiech. To mi wystarczyłoby wpaść na genialny plan. Musiałam tylko pogadać z Any i członkami jej rodziny tym samym rodziny Poncha.
Ucker
No dobra telefon on mamy mnie zaniepokoił. Nie chodziło tylko o zdrowie ojca, ale i powrót w rodzinne strony. Pewnie bym się na niego nie zgodził, gdyby nie plan, który naszykowała moja rodzinka. Nie byłem zbytnio nim zachwycony, ale na własnej skórze przekonałem się, że mają rację. Poncho bez Annie nie istnieje i odwrotnie. Ja nigdy nie kapowałem jak można kochać jedną kobietę i do końca życia sypiać tylko z nią. Dla mnie takie życie było jak powolne umieranie. Byłem singlem i zamierzałem zostać nim na zawsze. W moim łóżku musiał być za każdym razem inna laska. Widać mój braciszek był ulepiony z innej gliny. Choć nie powiem ta akcja z Lilly nawet mnie wtedy wmurowała w ziemię. On taki porządny, prawy, odpowiedzialny a tu takie coś! No, ale dobra było minęło teraz trzeba pomóc mu w odzyskaniu tego, bez czego najwidoczniej żyć nie może. Więc tylko, dlatego postanowiłem wrócić. No i proszę już z wejścia wpada na mnie czerwono włosa kocica! Kurcze gdybym wiedział, że powita mnie taka ślicznotka zabrałbym ze sobą więcej bagaży by zostać tu już na stałe. Nie chcąc przeszkadzać braciszkowi i jego ukochanej nie pytając nawet o imię dziewczyny uciekliśmy na dół do kuchni. I jak to ja od razu zacząłem ją podrywać. Coś było z nią nie tak, bo robiła dziwne miny, raz się śmiała jakbym miał jakieś Ufo na głowie. A za chwilę wyglądała na obrażoną. Co więcej cały czas milczała? Może to i lepiej, bo nie lubię paplających lasek. Mózg się lasuje, gdy ciągle nawijają. On była cicho, więc to wykorzystałem i oznajmiłem, że jutro do niej wpadam. Podnieciła się chyba, bo chlusnęła na mnie kawą z tego wszystkiego. E tam brudna koszula to nic w porównaniu z nocą, jaka mnie czeka z tą czerwono włosą boginią. Pomyślałem i spokojnie wytarłem koszulę uśmiechając się do niej. Nasza miła pogawędka jednak zaraz dobiegła końca, bo do kuchni weszła babcia. No i się zaczęło ściskanie, całowanie, tulenia, płakanie oraz wszelkie inne metody pokazania jak to niby za mną tęsknili. W tym czasie moja nowa zdobyć się ulotniła. Tego dnia już jej nie widziałem.
Annie
Po pocałunku z Poncho przez dwie godziny chodziłam po łące. Dopiero, kiedy się uspokoiłam wróciłam do domu. W pierwszej kolejności przeprosiłam całą rodzinę za to, iż nie było mnie na obiedzie. Potem weszłam do jego pokoju by go przeprosić za swoją zbyt gwałtowną reakcję. No i cholera jasna po raz kolejny uświadomiłam sobie, że w mojej głowie zamiast rozumu jest sieczka. Weszłam bez pukania, tak, więc pierwsze, co zobaczyłam to bruneta opuszczającego łazienkę tylko w ręczniku. Dla mnie to był koszmar. Jego boskie umięśnione ciało ociekające wodą podziałały od razu na moją wyobraźnię. Natychmiast zamarzyłam znaleźć się w jego ramionach. Moje serce znowu zaczęło gwałtownie bić, w gardle mi zaschło jak bym nie piła od bardzo dawna. W takim stanie powinnam jak najszybciej stamtąd wiać, ale było za późno gdyż mnie dostrzegł.
- Stało się coś? – Zapytał wycierając swoje włosy mniejszym ręcznikiem.
- Nie! To znaczy tak! – Krzyknęłam zahipnotyzowana jego wyglądem.
- Posłuchaj … - zaczął, ale nie dałam mu skończyć gdyż pragnęłam szybko go przeprosić i uciec stamtąd.
- Nie to ty posłuchaj, chciałam cię przeprosić za ten policzek. Zareagowałam dość gwałtownie, ale nie wyobrażaj sobie, że mi się to podobało lub że się jeszcze kiedyś powtórzy. – Wyrzuciłam z siebie najszybciej jak mogłam ledwo łapiąc oddech.
Po czym szybko odwróciłam się w stronę drzwi, nie tknęłam nawet klamki jak mi je zatarasował.
- Drżałaś w moich ramionach, to chyba dostateczny dowód na to, że ci się podobało. – Rzekł przyciągając mnie do siebie.
Zamurowało mnie. Nie chodziło o słowa, cholera on był praktycznie nagi, pachniał cudownie a jego ciało było tak gorące, że aż czułam przez własne ubranie. Parzyło mnie tak bardzo, że gotowa byłam zedrzeć z siebie swoje musiałam jednak zapanować nad sobą. Wzięłam głęboki oddech i odepchnęłam go od siebie.
- Nie pochlebiaj sobie! – Krzyknęłam mu prosto w twarz.
To były moje ostatnie słowa reszty nie pamiętam poza ciemnością, która pojawiła się w moich oczach i okropnym bólu głowy.


Rozdział 11

Poncho
Cholera jasna ,ale się wystraszyłem kiedy zemdlała. Natychmiast ułożyłem ja na swoim łóżku i wezwałem lekarza. Nim przyjechał zdążyła się ocknąć ,ale narzekała na straszne bóle głowy oraz mdłości. Na siłę kazałem jej leżeć i jak to ona jeszcze bardziej się wkurzyła ,ale mimo to została na miejscu. Trzydzieści minut czekałem na to co powie doktor po zbadaniu jej. A on i tak nic konkretnego nie wyjaśnił , tylko kazał jutro w klinice zrobić dokładne badania. Na razie uznał ,że to przez stres. Po jego wyjściu wróciłem do swojego pokoju. Any siliła się na wstanie ,ale szybko ją powstrzymałem.
- O nie… leżysz tu i kropka ! – powiedziałem delikatnie biorąc ją za ramiona i układając na poduszkach.
- Zabieraj te łapy ! – warknęła starając się mnie odepchnąć.
Szczęście moje ,że nie miała tyle siły. A jeszcze większe kiedy moja noga poślizgnęła się na wypolerowanej posadzce i rąbnąłem wprost na nią. Mi się buzia ucieszyła , mojej byłej żonie nie. Ale co tam raz się żyje , prawda? Tak więc kiedy tak sobie na niej leżałem , ligała się próbując uciec wtedy zastosowałem metodę usta usta by przestała. Poskutkowało od razu jej ręce zawisły na mojej szyi ,a język wtargnął do wnętrza moich ust. Ten pocałunek zawierał w sobie tyle bólu a zarazem tęsknoty ,że nie wahałem się pomyśleć iż ona nadal mnie kocha. Może się mylę … ale jeśli jest choć cień szansy na to ,że mi wybaczy to ja mam zamiar to wykorzystać. Niestety hormony zaczęły pracować aż nadto i zawróciły mi w głowie. Zapomniałem się i zacząłem wsuwać dłoń pod jej bluzkę, początkowo nie opanowała. Pozwalał mi na głaskanie jej po brzuchu oraz to bym zaczął bawić się jednym z jej sutków. Sama zaś zaczęła rozpinać mi koszulę. I nagle czar prysł … znowu zdzieliła mnie po twarzy. Po czym zepchnęła z wyra i wybiegła z mojego pokoju jak poparzona.
-Poncho ty kretynie ! – warknąłem do siebie uderzając pięścią w kant łózka.
Co jak co ,ale potrafiłem spieprzyć wszystko czego się dotknąłem. Najpierw moje małżeństwo ,a teraz jedyną szansę na odbudowanie jej zaufania. Rany co Annie sobie o mnie pomyślała ?! Po czymś takim na pewno ma o mnie jeszcze gorsze zdanie. Rozważałem czy nie iść do jej pokoju by za to wszystko przeprosić ,ale z drugiej zaś strony mogłem to tylko pogorszyć. Postanowiłem odłożyć to do jutra kiedy emocje opadną.
Annie
Idiotka … idiotka i nic więcej ! krzyczały moje myśli w głowie. To ja mdleję , choć sama nie wiem czemu się tak stało , a on sobie udaje zmartwionego by zaciągnąć mnie do łóżka. A ja zamiast skopać mu ten jego seksowny tyłek , jeszcze mu pozwalam na takie frywolne zachowanie ! No i bądź tu mądra kiedy kochasz takie ciacho ,a on jest tak blisko. Dobra jestem słaba.. za słaba by nie dać mu się podejść. By nie kupić tego jego pięknego hipnotyzującego spojrzenia , nie ulegnąć jego słodkim ustom i nie zostać oczarowaną jego uśmiechem. Czy też zniewoloną przez jego umięśnione ciało które jest takie seksi. Boże !!! Ja już nawet przez niego myślę jak jakaś małolata należąca do tych podlotków co to nigdy jeszcze faceta nie miały i na widok przystojniaka prawie sikają w majtki. Wściekła zamknęłam się w swoim pokoju i położyłam się do łóżka. Nie wiem kiedy ,ale zasnęłam i to chyba tylko dlatego , gdyż marzyłam o moim ex. Rankiem obudziło mnie pukanie do drzwi , zwlekłam się zaspana i jeszcze za dobrze nie widząc otworzyła je. Myślałam ,że to babcia Amelia lub Melanii ze śniadaniem ,ale to był brunet. Wniósł tacę i postawił ją na moim łóżku. Milczałam z nadzieją ,że zraz wyjdzie ,ale on w najlepsze sobie siadła na brzegu mojego posłania.
- Dziękuję za śniadanie ,ale teraz mógłbyś wyjść … chcę wziąć prysznic. – skłamałam ,gdyż najpierw miałam zamiar jeszcze wrócić do łózka.
- Annie słonko … to wczoraj…
- Zapomnij o tym , ja też zapomnę. – powiedziałam sama sobie się dziwiąc , iż z takim spokojem. – Tylko oby to się więcej nie powtórzyło , jasne ?!
Teraz on milczał patrząc w podłogę. Nie wiem czemu ,ale bolało mnie to ,że on cierpi bo widziałam po nim ,że tak jest. Ale do jasnej ciasnej ! To ja byłam poszkodowana ,a nie on… więc czemu ja miałam wyrzuty sumienia ? Nie wiem i pal licho z tym. Wkurzona na samą siebie jak zwykle wylałam to na niego.
- Do cholery jasnej Poncho pytałam o coś ?! – krzyknęłam szturchając go w ramię.
- Pytasz mnie … a może też zapytaj oto siebie Any. – powiedział nagle wlepiając we mnie wzrok. – Owszem wczoraj jak i wcześniej ja zacząłem , ale ty … nie miałaś nic przeciwko. – rzekł stając naprzeciw mnie. – Chętnie oddawałaś pocałunki oraz pozwalałaś bym cię dotykał. A dziś … winisz tylko mnie. – skwitował z lekką pretensją w głosie.
Zatkało mnie na chwilę , w tym co mówił było sporo prawdy.Pozwoliłam mu na zbyt dużo przez co wyobraził sobie za wiele. Ne mogłam pozwolić na to nawet jeżeli rzeczywiście wciąż go kochałam i pragnęłam z nim być.
- Tak ! Winię ciebie , bo wykorzystałeś fakt ,iż byłam osłabiona i gdyby bym nie zachowała zimnego i zdrowego rozsądku który w porównaniu z tobą posiadam wykorzystałbyś mnie ! Zaliczył tak jak wtedy zaliczyłeś Lilly ! – krzyknęłam nie panując już nad emocjami.
Spojrzała na mnie z bólem w oczach tak jak bym wbiła mu nóż w serce. A ja choć pożałowałam swoich słów to ich nie cofnęłam. Pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Wiesz co… to był cios poniżej pasa. Może jestem bydlakiem który zdradził swoją żonę i nie docenił jej miłości , ale jednego jestem pewien…nie zdradziłem cię świadomie ! Ja sam dokładnie nie wiem jak to było , gdyż nie pamiętam niż tej przeklętej nocy … ale zarzucanie mi ,że traktuje cię na równi z tą dziwką jest okrutne ! I jeśli chciałem się z tobą kochać to tylko dlatego… że nadal cię kocham Annie ! – krzyknął po czym wyszedł trzaskając drzwiami.
Poncho
Tak ostrych i gorzkich słów z jej ust się nie spodziewałem. Rozumiem zraniłem ją i miała prawo za każdym razem kopać leżącego ,ale bez przesady. Boże ile bym dał by pamiętać wszystko co się wtedy wydarzyło i nawet gdyby okazało się ,że zdradziłem ją ze zwykłego kaprysu czy wyrachowania przynajmniej miałbym świadomość ,że jej ciągłe dowalanie mi ma podstawy. Sam zapewne nienawidził bym się bardziej niż teraz. Tym czasem każde z nas cierpiało nie mając gwarancji czy do owej zdrady w ogóle doszło. Kiedy powiedziała ,że chciałem ją zaliczyć tak jak Lilly myślałem ,że serce pęka mi na miliony drobnych kawałeczków. Zabolało jak cholera ! Tak się wściekłem ,że wygarnąłem Any i wyszedłem. Co więcej olałem wszystko to co miałem tego dnia do zrobienia w domu i pojechałem do sklepu monopolowego. Tam kupiłem kilka flaszek i zaszyłem się w domu który wybudowałem dla Annie. Dom… nasz dom… nasze marzenie. Marzenie które zamiast mnie będzie z nią teraz dzielił ten cały William. Obiecałem sobie nie pić po tej feralnej nocy ,ale dzisiejsze słowa były ponad moje siły. Usiadłem przy ścianie w miejscu gdzie miał znajdować się salon i zacząłem pić butelkę za butelką.
William
Praca z dnia na dzień pochłaniała mnie bez reszty. Co dziwniejsze nawet zapomniałem o Anahi , nie żeby raptem przestało mi na niej zależeć , ale chyba sprawy firmy zbytnio mnie dotknęły bym myślał o ślubie i tęsknocie za narzeczoną. Rzuciłem się w wir pracy chcąc wyciągnąć interes z kłopotu. I nagle kilka dni po moim wyjeździe w moim biurze pojawiła się Maite. Ponoć miała mi pomóc w tym by nasza firma nie upadła. Czy chciałem czy nie , musiałem przyjąć jej pomoc , gdyż jak się okazało była najlepszym doradzą. Wiele godzin ślęczenia nad projektami ulepszenia firmy z każdą chwilą zbliżały nas do siebie. Choć sami nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy. A bynajmniej ja ! Początkowo wszystko toczyło się na etapie zawodowym. Szybkie bicie serca tłumaczyłem sobie różnymi bzdurami. Któregoś wieczoru poszliśmy razem na przyjęcie do jednego z klientów mojej firmy i wtedy stało się coś co przynajmniej mnie samego zaskoczyło.

Rozdział 12

Maite
Ten cały plan dziadka wciąż mi się nie podobał nie należałam do kobiet które perfidnie uwodzą mężczyzn a tym bardziej faceta własnej przyjaciółki. Zadanie nie było łatwe. Początkowo w ogóle się nie starałam mu zaimponować ,a jedynie zajęłam się pracą. Tyle ,że to właśnie wspólna praca zaczęła nieświadomie zbliżać nas do siebie. Po pewnym czasie nawet ja nie zauważyłam , iż wpadłam w pułapkę Mauricia. Dotarło to do mnie w dniu przyjęcia jednego z naszych klientów. Jako chwilowi współpracownicy poszliśmy tam razem. Przez pierwszą godzinę przyjęcia wszystko było w porządku rozmawialiśmy z gośćmi , piliśmy szampana , jedliśmy i przy okazji nabyliśmy nowych kontrahentów do naszych nowych projektów budowlanych. Wszystko było jak należy do czasu. W chwili kiedy miałam zatańczyć z Williamem na jego ramieniu zawisła jakaś panienka. Widząc jak się do niego mizdrzy wkurzyłam się. I nie wiele myśląc podeszłam i odtrąciłam ów damę ,a następnie zarzuciłam ręce na szyj blondyna i wpiłam się w jego usta. Zaskoczony i całkiem zdezorientowany rozchylił wargi tym samym odwzajemniając mów pocałunek. Miałam zamiar dać tej larwie do zrozumienia ,że Will jest zajęty więc powinna spadać na drzewo. Zapomniałam jednak o tym ,że ja sama w tej chwili podrywam zajętego faceta który może mieć pretensję jak tylko oderwę się od jego ust. Co więcej nie przewidziałam , iż ów pocałunek tak bardzo mi się spodoba. Jego usta były tak słodkie i namiętne ,że nie potrafiłam się od nich oderwać. Serce biło mi jak szalone , przez moje ciało przebiegał milutki dreszczyk całkowicie mnie obezwładniający tym bardziej kiedy poczułam jak blondas przyciąga mnie do siebie. Tym pocałunkiem urządziłam niezłe przedstawienie na przyjęciu ,ale będąc w jego ramionach w ogóle się tym nie przejmowałam. Sądząc po namiętności z jaką całował mnie William uznałam ,że on też ma opinię innych gdzieś. I gdyby nie głos właściciela przyjęcia nie wiem czy kiedykolwiek ten pocałunek zostałby zakończony no chyba ,że byśmy padli z braku tchu.
William
No właśnie tego pocałunku w ogóle się nie spodziewałem. Bardziej jednak zaskoczyła mnie własna reakcja nie tylko na pocałunek ,ale i na bliskość Maite. Czując jej słodkie , delikatne , miękkie i gorące usta normalnie oszalałem. Całując się z brunetką czułem w moim brzuchu dziwne łaskotanie , jak nigdy pożądanie ogarnęło mnie natychmiast ,w głowie szumiało. Zapomniałem nawet gdzie jesteśmy oraz ,że gapi się na nas masa ludzi. Nawet przy Any nigdy mi się to nie zdarzyło ,a ponoć ją kocham. Na szczęście lub nieszczęście przerwano nam tą chwilę namiętności kiedy nasz klient ogłosił ,że też chce wejść w spółkę z naszą firmą. Wtedy oboje oderwaliśmy się od siebie i udając , iż nic się nie stało skierowaliśmy wzrok na pana Felixa. Do końca przyjęcia każde z nas bawiło się w innym miejscu wielkiej Sali balowej. Dopiero kiedy wsiedliśmy do samochodu odważyłem się zapytać o cały ten cyrk.
- May dlaczego to zrobiłaś … przecież dobrze wiesz ,że jestem z Annie. – powiedziałem spoglądając na nią z powagą.
- Wiem… i wiem ,że nie powinnam ,ale kiedy zobaczyłam tą szkapę wisząca na twoim ramieniu pomyślałam ,że Anahi by się to nie spodobało. I by ją od ciebie odwiesić zrobiłam to co zrobiłam. – odpowiedziała tak szybko ,że do końca sam nie wiedziałem czy dobrze pojmuję jej słowa. – Przepraszam William w tamtej chwili nie zastawiałam się nad tym co robię. – dodała widząc moje wahanie na twarzy.
Nie wiem czemu ,ale z jakiś dziwnych powodów miałem wrażenie ,że Maite zareagowała tak bo sama była zazdrosna. Może źle oceniłem sytuację i nie powinienem jej podejrzewać o coś takiego wiedząc ,iż moja narzeczona to jej najlepsza przyjaciółka. Znałem ją krótko ,ale jakoś nie bardzo pasowała mi by była jakąś flądrą czyhającą na facetów swoich koleżanek. Jednakże to dziwne uczucie ,że brunetka coś do mnie czuje nie dawało mi spokoju. Co gorsza dostrzegłem ,iż sam patrzę na nią już inaczej. Mając ogromne wyrzuty w stosunku co do Annie postanowiłem zacząć jak najmniej przebywać w towarzystwie brunetki i to już od następnego dnia pracy.
Dulce
Dogadanie się z rodziną Poncha i Anką było proste. Tak więc Ucker przy moim dobrym kombinowaniu wpadnie jak śliwka w kompot. Wreszcie będę miała okazję odegrać się za te lata kiedy się w nim kochałam ,a on mnie olewał. Za pewne nie będzie to łatwe gdyż nadal jestem w nim zadurzona , a do tego jeszcze stał się bardziej przystojny niż kiedyś. Ale będę musiała jakoś się pohamować i udawać kogoś innego przynajmniej przez jakiś czas. Poza tym dziadek bruneta powiedział ,że jego wnukowi (czyt. Ucker) przyda się ktoś kto utrze mu nosa za swoją zbyt pewność siebie. Tak więc szczęśliwa zrobiłam kolację tego wieczoru którego Chris postanowił się do mnie wprosić. Zapaliłam świece dla nastroju , włączyłam muzę rzecz jasna też nastrojową i czekałam. Jak na takiego Casanowę zjawił się punktualni co mnie akurat zdziwiło gdyż to była jego raczej słaba strona. Zaprosiłam go grzecznie do środka z uwodzicielskim uśmiechem na twarzy. Początkowo kiedy wszedł do mojej jadalni doznał szoku to chyba ten nastrój go tak przytłoczył ,ale widząc moje pytające spojrzenia zaraz się wyszczerzył. Zjedliśmy kolację przy której usłyszałam chyba z milion komplementów od tego szczerzenia się i umizgów do mnie szybko dostanie zmarszczek , ale co tam ! Skoro jemu to nie przeszkadza to czemu ja mam się przejmować. Były chwile kiedy miałam ochotę parsknąć śmiechem na te jego zaloty ,ale powstrzymałam się by nie zepsuć całej zabawy. Najlepsze zostawiłam sobie na koniec.
Chris
A nich ją jakiś tramwaj przejedzie ,albo piorun trzaśnie za to jak mnie urządziła ! Co za babsztyl , to ja myślałem ,że kobieta z taką twarzą to istny anioł ,a tym czasem okazała się diablicą. Tyle lasek na mnie leci , oddało by wszystko za to by mnie chociaż za rękę potrzymać ,a ona …ona zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. Cholerna baba ! Najpierw zaprasza mnie na kolację , stroi mieszkanie jak dla księcia z bajki , kokietuje mnie ,a potem co ?!!! Wyrzuca za drzwi całkiem nagiego !!! Aaaaaaaaaaa powyrywam jej te rude włosy jak tylko dorwę , ale najpierw muszę dotrzeć jakoś do domu. Tylko jak ? zastanawiałem się skoro kluczyki od auta zostały w spodniach które przywłaszczyła sobie ta czerwono włosa diablica z piekła rodem. W czasie myślenia nad planem dotarcia do domu schowałem się w krzaki wprost pod jej oknem do sypialni i wtedy otworzyła okno i rzuciła i klucze wprost na moją głowę. Charczałem , warczałem , ze złości jak rozjuszony byk nie miałem jednak czasu na dyskusję z ta niezrównoważoną kobietą i pobiegłem do samochodu zasłaniając rękoma moje klejnoty. Wstydu jakiego się najadłem wchodząc nagi do domu już wolę nie opowiadać. Widząc babcię i matkę wbiegłem szybko na górę ,zatrzaskując za sobą drzwi słyszałem jeszcze ich chichoty. Dopiero po trzech godzinach się uspokoiłem jak na mnie to i tak szybko. I leżą na łóżku wgapiony w sufit myślałem jak by się tu zemścić na tej chorej rudej wiewiórze. Wtedy dotarło do mnie ,że tak naprawdę ta laska przez swoje opieranie się mi coraz bardziej mnie kręci. I tak oto postanowiłem nie rezygnować z zaciągnięcia jej do łóżka.
Anahi
Jak tylko wypowiedziałam te gorzkie słowa pożałowałam je , jednak nie zrobiłam nic by to cofnąć. Przez to Poncha od dwóch dni już nie ma w domu ,a ja martwię się nie mniej niż jego rodzina. Matka z babką modlą się non stop by w końcu wrócił cały i zdrowy , Antoni jak zwykle narzeka i wyklina go od niewdzięczników i tym podobne. Ja chodziłam z kąta w kąt obwiniając siebie za swój długi jęzor. Dziadek w ogóle się nie odzywał ,a Chris zachowywał się tak jak by nic złego się nie działo. Miałam już dość czekania , może i mój mąż … były mąż był dorosły ,ale w końcu jemu też mogło się coś stać. Zdesperowana pobiegłam na górę do Mauricia i zapytałam czy wie , gdzie Poncho najczęściej przebywa. Dziadek dał mi namiary na kilka miejsc wzięłam pod pachę Cuksa i bez pytania go o zgodę zaciągnęłam na poszukiwanie Alfonsa. Dom w który ponoć stawiał od dwóch lat był pusty i ciemny , tak więc nawet tam nie zaglądałam uznając ,że tam go nie ma. I dobrze zrobiłam gdyż siedział pijany jak bela w barze. Był tak zalany ,że nawet nie zauważył kiedy do niego podeszłam dopiero gdy wzięłam mojego ex pod rękę raczył na mnie spojrzeć.
- Annie …a co ty … - próbował bełkotać patrząc na mnie zdziwionym wzrokiem.
- Co tu robię … właśnie zabieram cię do domu. – odparłam próbując go podnieść na swoim ramieniu.
I prawie mi się udało gdyby nie pewien wścibski gość który zagrzał mnie do czerwoności swoją uwagą.
- Hej Any po cholerę mu pomagasz … facet bzykał za twoimi plecami inną laskę a ty się jeszcze o niego troszczysz ! – skomentował jeden z naszych byłych sąsiadów.
Oboje spojrzeliśmy na niego morderczym wzrokiem. Wkurzona puściłam bruneta po podeszłam do Jeronima.
- Zamiast wściubiać nos w nie swoje sprawy zastanów się co robi twoja żonka , gdy ty przesiadujesz w barze. – burknęłam kąśliwie.
- Co zabolało cię ,że nawet taki ktoś jak ja wie o zdradzie twojego mężusia ? – zapytał z sarkazmem. – Oj nie przejmuj się ja chętnie cię pocieszę. – dodał po chwili przyciągając mnie do siebie.
Był pijany nie mniej niż Poncho ,ale miał akurat siłę by zacząć obcałowywać moją szyję. Na szczęście zdążył mnie tylko musnąć bo zaraz potem padł na podłogę barową jak długi. Zszokowana spojrzałam nie bardzo wiedząc co się stało i widząc krew spływającą z jego nosa uzmysłowiłam sobie po chwili co się stało. Od razu mój wzrok trafił na bruneta który teraz wyglądał jak by w kilka sekund wytrzeźwiał.
Poncho
Jeronimo był naszym sąsiadek kiedy jeszcze ja i Any byliśmy małżeństwem. Lubiłem go , nie raz pomagał mi przy budowie jak któryś z moich ludzi zachorował. Wiele razy też pomagał mi w innych sytuacjach dlatego też jego dzisiejsze zachowanie mnie zaskoczyło. Jego słowa nie specjalnie mnie dotknęły ,ale kiedy zobaczyłem jak obejmuje moją Annie zawrzało we mnie. Byłem pijany i to nawet bardzo ,ale widok jego warg na jej skórze szybko postawił mnie do pionu. Nie mogąc puścić mu tego płazem chwiejnym krokiem podszedłem bliżej i z całej siły przyłożyłem mu z pięści , drugą ręką odsuwając moją ukochaną za ramię od tego idioty. Wszystko działo się tak szybko , iż sam nawet nie zauważyłem jak ten debil mi oddał i tak zaczęliśmy trzaskać się po gębach. Nie wiem ile czasu trwała walka ,ale po jakimś czasie siedziałem już w uścisku mojego braciszka ,a Jeronimo próbował się wyszarpnąć z rąk innych sąsiadów. Chris widząc ,że to nie koniec szybko wyciągnął mnie na zewnątrz i razem z Annie wepchnęli mnie do samochodu mojego braciszka. Nim dotarłem do domu naprawdę z lekka prze trzeźwiałem. Na szczęście na dole nikt na nas nie czekał i oszczędziłem sobie słuchania wymówek trafiając od razu do swojego pokoju. W korytarzu jeszcze podziękowałem Annie za pomoc i zaraz jak tylko zatrzasnąłem za sobą drzwi od pokoju walnąłem się na łóżko. Nie minęło pięć minut jak do środka weszła moja była żona. W rękach trzymała apteczkę , co prawda miałem rozwalony łuk brwiowy oraz wargę no ,ale obeszło by się bez opatrywania. Wiedziałem jednak ,że w tej kwestii nie ma sensu z nią dyskutować gdyż ona zawsze była taka troskliwa. Dlatego też jak grzeczny chłopczyk usiadłem na krańcu wyrka i pozwoliłem jej na ów zabieg. Delikatnie obmyła mi rany i założyła plaster nad okiem. Kiedy skończyła już chciałem podziękować i iść spać w chwili kiedy ona opuści mój pokój. Ale nim wydusiłem z siebie choć jedną sylabę poczułem jak jej dłoń dotyka mojego policzka. Przejechała nią po nim w dół tak delikatnie ,że aż poczułem przyjemne ciarki przechodzące po moim ciele.
- Boże jak ja tęsknię za tobą. – powiedziała nagle spoglądając mi w oczy.
Zaskoczyła mnie. Spojrzałem w jej oczy i widząc ,iż błyszczą się od łez. Przykucnąłem koło niej biorąc drobne dłonie mojej blondynki w swoje ręce.
- Więc dlaczego nie chcesz mi wybaczyć ? – zapytałem nic nie rozumiejąc.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez anetta418 dnia Nie 0:16, 13 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
anetta418
Administrator
Administrator



Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 13:50, 31 Sty 2012 Powrót do góry

Rozdział 13

Anahi
Siedziałam i patrzyłam na niego zastanawiając się czemu nie potrafię mu wybaczyć skoro doskonale wiedziała ,że nadal go kocham. Jestem nawet pewna ,że w moim życiu nikt więcej poza Ponchem nie zajmie miejsca w moim sercu. Mimo to jakoś nie potrafiłam zapomnieć o zdradzie jakiej się dopuścił. Owszem upłynęło już sporo czasu od tamtej pory ,ale mnie nadal to bolało tak mocno jak by zdarzyło się to wczoraj. I chyba powodowana strachem ,że być może jeszcze kiedyś skrzywdzi mnie w ten sposób nie potrafiłam lub nie chciałam dać mu kolejnej sznasy na życie u mojego boku. Następnym kłopotem była Lilly którą na każdym kroku spotykałam … no i jeszcze to jego rzekome dziecko. No właśnie dziecko ! Całkiem o nim zapomniałam ,ale teraz gdy myśli o tym malcu powróciły ból wrócił ze zdwojoną siłą. Czując napływające łzy szybko wstałam i ruszyłam do drzwi ignorując jego pytanie. Niestety mój były mąż był bardzo uparty ,złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
- Nie uciekaj tylko odpowiedź na moje pytanie. – rzekł spoglądając z zaciekawieniem w moje oczy.
Czułam jego ciepły oddech na swoim policzku i chociaż pachniał dużą dawką alkoholu to dreszcz podniecenia przebiegł po moich plecach. Cholera … czy on już zawsze będzie na mnie tak działał ? zapytałam sama siebie w myślach. Serce jak zwykle zaczęło szaleć. Będąc w jego ramionach pragnęłam go pocałować jednak ze wszystkich sił powstrzymałam się.
- Nie potrafię ci wybaczyć. – odpowiedziałam nagle czując jak głos mi drży ,a łzy coraz bardziej napływają mi do oczu. – Za bardzo boli bym mogła to zrobić. – dodałam zgodnie z prawdą.
- Rozumiem. – odparł wypuszczając mnie z uścisku.
Ten ból ,a także smutek jaki widziałam w jego oczach mnie samej przyprawiał o rozpadające się serce ,ale taka była prawda. Nie potrafiłam wybaczyć bo bałam się kolejnego rozczarowania. No i pozostawała jeszcze kwestia dziecka … dziecka o którym mu nie powiedziałam i nie zamierzałam powiedzieć. Dziwił mnie co prawda fakt ,że Lilly do tej pory nie poinformowała go o istnieniu małego , mi było to na rękę. Dlaczego ? Chyba bałam się ,że kiedy Poncho dowie się o swoim synu całkiem zniknie z mojego życia wiążąc się z tą kobieta dla dobra malucha.Nie umiałam mu wybaczyć ,ale też nie potrafiłam na dobre z niego zrezygnować.Pragnęłam go mieć choćby po to by czasem móc na niego spojrzeć w razie gdyby nigdy nie nadszedł dzień w którym zapomnę o bólu i mu wybaczę. Tak wiem , uznacie mnie pewnie teraz za egoistkę lub Bóg wie kogo , ale ja naprawdę go kocham i chciałabym umieć zapomnieć jednak strach przed kolejnym zranieniem jest silniejszy ode mnie. Kiedy mnie puścił ruszyłam w stronę drzwi z obawy ,że popełnię jakąś głupotę.
- Annie… - szepnął nim dotknęłam klamki.
- Tak ? – zapytałam ponownie odwracając się w jego stronę.
- Czy jest szansa ,że kiedyś mi wybaczysz ? – zapytał ze smutkiem w oczach i iskierką nadziei.
- Nie wiem Poncho. – odparłam zgodnie z prawdą.
Po czym szybko opuściłam pokój. Idąc korytarzem do swojej sypialni czułam jak łzy spływają po moich policzkach. Cholera jasna dlaczego życie musi być aż tak skomplikowane ? pytałam samą siebie.
*************
Maite
Następnego dnia zaraz po przyjęciu czekała mnie nie miła niespodzianka. Kiedy weszłam do swojego gabinetu zauważyłam ,że wszystkie moje rzeczy zniknęły. Chwilę później sekretarka wytłumaczyła mi ,że Will kazał przenieść je na piętro niżej ,gdyż od dziś sprawy firmy będę omawiała jedynm z jego wspólników , a z nim będę kontaktować się tylko w razie konieczności. Wkurzyłam się tym bardziej ,że nie wiedziałam o co chodzi ? Czemu do cholery jasnej on taj z dnia na dzień podjął taką decyzję. Nie chcąc zadręczać się pytaniami na które raczej sama odpowiedzi bym nie uzyskała wparowałam do jego gabinetu.
- Co to ma znaczyć ?! Dlaczego odesłałeś mnie do Gustava ? – zapytałam stając naprzeciw niego wściekła jak osa.
- Po pierwsze dzień dobry. Po…
- Ciekawe dla kogo dobry?! – burknęłam mierząc do lodowatym wzrokiem.
- Po drugie nie ma potrzeby byś się tak denerwowała. – tłumaczył spokojnie jak bym stało przed nim małe dziecko. – Gustavo jest moim współpracownikiem i z nim też możesz omawiać sprawy firmy w końcu o jego pieniądze też walczymy. – dodał na koniec dając mi do zrozumienia ,że nie rozumie mojego oburzenia.
Szczerze to ja sama do końca nie wiem dlaczego aż tak się wściekłam. Fakt mój plan uwiedzenia go wtedy stawał się trudniejszy kiedy nie będę miała okazji go widywać ,ale było w tym wszystkim coś więcej niż strach oto ,że sprawy stają się coraz trudniejsze. Sama jednak jeszcze nie wiedziałam co.
- Masz rację ,ale wytłumacz mi czemu nagle moja obecność zaczęła ci wadzić ? – zapytałam chyba bardziej z ciekawości.
- Nie chodzi o ciebie. Ja po prostu muszę zająć się czymś innym i dlatego przekazałem to Tobie i Gustavowi. – rzekł wciąż spokojnym tonem.
Jednak kiedy to wszystko mówił jego wzrok uciekał w różne strony. Dla mnie jasno to oznaczało ,że kłamie.
- Jesteś tchórzem wiesz ?! – krzyknęłam nagle.
Spojrzał na mnie zaskoczony. Sama nie wiem czemu to powiedziałam ,ale chyba chciałam jakoś ratować sytuację która zaczynała wymykać mi się z pod kontroli. Nagle wstał.
************
William
Chciałem ją od siebie odizolować tak jak sobie to postanowiłem. W tym celu przeniosłem ją na piętro do Gustava i zleciłem by to teraz on z nią pracował. Wściekła się. Wpadła do mojego gabinetu z pretensjami , szczerze to byłem zaskoczony nie przypuszczałem ,że zareaguje tak ostro. To jednak dało mi do myślenia. Zastanawiałem się czemu tak się wkurzyła skoro zależało jej jedynie na uratowaniu naszej firmy. Poprosiła o wyjaśnienia co do mojej decyzji nie mogąc podać jej prawdziwych powodów skłamałem. Wtedy zarzuciła mi tchórzostwo. Byłem zaskoczony gdyż nie spodziewałem się ,że mnie rozszyfruje. Postanowiłem w końcu zagrać w otwarte karty.
- Dobra podam ci prawdziwy powód dla którego cię przeniosłem. – powiedziałem nagle wstając od biurka.
- No słucham. – odparła zakładając ręce na piersi z wyczekiwaniem na dalszą część mojej przemowy.
- Jestem zaręczony z Any która jak wiemy jest twoją przyjaciółką. Kocham ją po mimo ,że ona nie czuje tego samego i naprawdę pragnę się z nią ożenić…
- No to świetnie ! Tylko nadal nie rozumiem co to ma wspólnego z nami i pracą. – wtrąciła się nie dając mi skończyć.
- Nie przerywaj to się dowiesz. – skwitowałem krótko stając naprzeciw niej. – Chodzi oto ,że między mną ,a tobą zaczyna się coś dziać i ja nie chciałbym żebyśmy popełnili błąd którego potem będziemy oboje żałowali. – powiedziałem wprost.
- Boisz się ,że pewnego dnia skończymy w łóżku ? – zapytała spoglądając na mnie jakoś tak dziwnie.
Nie była ani rozgniewana ani zaskoczona. Wyglądało tak jak by wiedziała ,że taka sytuacja może się przytrafić.
- Dokładnie. – potwierdziłem ze szczerą prawdą. – A ja nie chciałbym zranić Anahi tak jak zrobił to ten jej były mąż.
- A co jeśli pewnego dnia ona do niego wróci ? – zapytała całkiem niespodziewanie.
*************
Poncho
Nie potrafiłem być obok niej i udawać ,że wszystko gra. Nie umiałem traktować jej jak zwykłej koleżanki czy przyjaciółki. Kochałem ją i pragnąłem nadal z nią być więc udawanie ,że jest okej było nie realne. Widać tylko dla mnie. Bo Anahi od akcji w barze i naszej rozmowie w sypialni zachowywała się jak bym był jednym z jej kolegów. Razem pomagaliśmy w domu i firmie ,ale na tyle na ile mogła trzymała się ode mnie z daleka. Każdą decyzję jaką podjęliśmy dotycząca w sprawie firmy czy jakiś robót w domu były zgodne. Mimo to czułem dziwne napięcie między nami ,zaś ona zachowywała się swobodnie jak na zaistniałą sytuację. To doprowadzało mnie do szału. Czasem miałem wrażenie ,że nic nigdy dla niej nie znaczyłem. Nie chciałem pić bo wiem jak trudno zwalczyć ten nałóg , wiem też ,że to żaden sposób na rozwiązanie kłopotów ,a jednak nie potrafiłem przestać. W ciągu dnia ze względu na rodzinę , szczególnie dziadka i Any trzymałem fason jednak wieczorami upijałem się do nieprzytomności i albo nie wracałem na noc by nie widziano mojego stanu. Albo wracałem na tyle późno by mieć pewność ,że wszyscy już śpią. Jednak któregoś wieczoru po powrocie do domu w holu natknąłem się na moją ex małżonkę. Byłem cholernie wstawiony mimo to jakoś trzymałem się na nogach. Zmroziła mnie wzrokiem widząc mój stan upojenia.
- Już teraz wiem czemu znikasz wieczorami. – powiedziała głosem pełnym wściekłości. – Myślisz ,że jak się upijesz to twoje winy zniknął ? - zapytała dźgając mnie palcem w klatkę piersiową. – Sądzisz ,że alkoholem zmażesz poczucie winy ?! – pytała popychając mnie krok po kroku. – Uważasz ,że picie pomoże ci mnie odzyskać ?!
Z każdym jej krzykiem rósł we mnie gniew , jej słowa raniły tak bardzo ,że nie mogłem tego znieść. Alkohol sprawił ,że przestałem nad sobą panować kiedy tak się darła i gadała nie przyjemne acz prawdziwe rzeczy. Nie wiem co mnie opętało odepchnąłem ją w końcu.
- Przestań ! – wrzasnąłem , po czym szybko podszedłem objąłem w tali i przyciągnąłem do siebie.
Stała tak blisko nasze oczy się spotkały , serca zaczęły walić jeszcze mocniej niż w chwili złości. Patrzyłem przez chwilę w błekit jej żrenić po czym mój wzrok spoczął na jej ustach. I wtedy bez chwili zastanowienia wpiłem się w jej wargi. Zaczęła się szarpać ,a ja zamiast przestać widząc jak mnie odpycha jeszcze bardziej pogłębiałem pocałunek. Nawet nie wiem kiedy przycisnąłem ją do ściany.
- Pragnę cię. – wyszeptałem ochrypłym głosem na chwilę odrywając się od jej ust.
Nie zdążyła odpowiedzieć kiedy ponownie zacząłem ją całować tyle ,że teraz przestała się opierać. Kiedy poczułem jak jej ciało styka się z moim zarzuciłem jedną jej nogę na swoje biodro. Moja dłoń błądziła po jej nagim udzie i pośladkach. Z każdym dotykiem drżała coraz bardziej pragnęła mnie tak samo jak ja jej. Byłem tak podniecony i stęskniony za jej ciałem ,że gotów byłem posiąść ją tu na holu nie zważając na to ,iż ktoś może nas zobaczyć. Zacząłem całować jej szyję schodząc coraz niżej w dół. Zamknęła oczy pozwalając mi na te wszystkie pieszczoty. Miałem dość łatwy dostęp do jej ciała gdyż była odziana jedynie w krótką koszulę nocną. Chcąc zasmakować jej piersi zsunąłem jedno cieniutkie ramiączko z jej ramienia. Potem drugi i koniuszkiem języka od szyi w dół zacząłem schodzić niżej aż do miejsca w którym znajdowały się różowiutkie sterczące od podniecenia sutki. Kiedy zamknąłem jednego z nich w swoich ustach jęknęła wyginając się z łuk. Pieściłem go ssając , przygryzając i całując na przemian czując jak z każdą sekundą zatracamy się. I nagle ona mnie odepchnęła po czym uderzyła w twarz.
- Ty podła świnio ! – krzyknęła patrząc morderczym wzrokiem na mnie. – Nie wybaczyłam ci więc postanowiłeś wziąć mnie siłą ! – wrzasnęła po czym pobiegła na górę do swojego pokoju.
Byłem zszokowany całą tą sytuacją. Pocierając wciąż piekący policzek próbowałem wyjaśnić sobie co takiego się stało ,że odebrała tą chwilę namiętności jako atak. Może początkowo faktycznie na nią napadłem ,ale potem sama bez zahamować oddawała moje pocałunki i zezwalała na pieszczoty ,aż nagle wpadła w furię. Niczego nie rozumiejąc postanowiłem szybko to wyjaśnić . Niestety na mojej drodze stanął ojciec.
- Czy ty zawsze wszystko musisz spieprzyć ? – zapytał stojąc na górze schodów z taką samą wściekłością w oczach jaką przed chwilą widziałem u Any.
****************
Antonio
Poncho to mój syn i kocham go po mimo ,że moje obecne zachowanie wobec niego na to nie wskazuje. Ale moi synowie tak naprawdę znaczą dla mnie bardzo wiele. Mój syn nigdy mnie nie zawiódł i być może dlatego zareagowałem aż tak ostro kiedy dowiedziałem się o jego zdradzie. To był pierwszy raz kiedy moje dziecko sprawiło mi zawód i choć wiem ,że w życiu tak bywa zabolało mnie to. Kochałem też Anahi to naprawdę dobra dziewczyna. Była sama i w sumie po tym jak poznała Poncha my dla niej staliśmy się rodziną tym bardziej nie mogłem pojąć jak mój syn mógł ją tak zranić wiedząc co przeszła w swoim życiu. Niestety przez mój upór coraz bardziej oddalałem się od mojego dziecka przez co coraz częściej się kłóciliśmy. Tym razem nie było inaczej. Do tej pory wierzyłem ,że plan mojego ojca się powiedzie i faktycznie nasze dzieci się w końcu pogodzą ,ale kiedy zobaczyłem tą akcję na dole w holu zmroziła się we mnie krew. Zacząłem oskarżać go o kolejny błąd nie widząc całego zajścia ,a jedynie jego końcówkę. I tak od słowa do słowa zwykła sprzeczka przeszła w karczemną awanturę i po raz kolejny wyrzuciłem go z domu na zbity pysk.
- Skoro jesteś aż tak bardzo mną rozczarowany by pozbawić mnie po raz kolejny domu i rodziny to tym razem uznaj ,że umarłem. – rzekł wściekle spoglądając w moje oczy. – Od dziś ja nie mam ojca ,a ty syna ! - wysyczał wychodząc.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez anetta418 dnia Nie 0:17, 13 Maj 2012, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
_Genesis_
Moderator
Moderator



Dołączył: 30 Gru 2011
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:32, 13 Lut 2012 Powrót do góry

Nie wiem jak Ty tego dokonałaś, ale za każdym razem, gdy czytam to opowiadanie wzbudza ono we mnie takie emocje, że najczęściej mam ochotę płakać...
Wiesz jak bardzo pragnę by Any i Poncho już się pogodzili i byli razem...
Przecież wiesz, że ja się wczuwam w sytuację zwłaszcza tego opowiadania, więc jak im jest źle to i mnie:P

P.S.
To... wiesz co.. jest dla mnie bynajmniej widoczne.. brakuje tego tam, ale ok... przegapiłaś to, ale pomimo tego i tak jest świetnie...
KC


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
_Genesis_
Moderator
Moderator



Dołączył: 30 Gru 2011
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:15, 14 Maj 2012 Powrót do góry

Kochana w końcu jest i moje zaginione cudeńko;)Wink
Teraz czekam na kontynuację, której to bardzo, ale to bardzo nie mogę się doczekać...
Kocham Cię:*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
karola:)
Początkujacy
Początkujacy



Dołączył: 04 Cze 2015
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:29, 04 Cze 2015 Powrót do góry

kiedy następny rozdział? Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anetta418
Administrator
Administrator



Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:38, 18 Lip 2015 Powrót do góry

Szczerze to nie wiem kiedy bo jakoś wena pouciekała mi do niektórych opowiadań.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Strona 1 z 2
Nowy Temat   Odpowiedz Idź do strony 1, 2  Następny

 
Skocz do:  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Play Graphic Theme

Regulamin