FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Galerie    Rejestracja   Profil   Zaloguj 
Forum www.swiatciekawostek.fora.pl Strona Główna
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości



 
Nowy Temat   Odpowiedz OPOWIADANIA ZAWIESZONE <- Forum www.swiatciekawostek.fora.pl Strona Główna
Autor Wiadomość
anetta418
Administrator
Administrator



Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:53, 24 Sty 2012 Powrót do góry



PROLOG

Ukrywana tajemnica przez osoby,które kochasz jest czymś strasznym.Kiedy myślisz, że twoja rodzina jest idealna.Czasem się mylisz nie wiesz,że mogą ukrywać jakiś wielki sekret przed tobą.A co jeśli dowiadujesz się tego sekretu w nieodpowiedni sposób.?To strasznie boli kiedy jedno z rodziców się tobą nie interesuje odczuwasz ból,cierpienie i pustkę,którą może wypełnić miłość.To właśnie druga osoba daje ci poczucie bezpieczeństwa. Kiedy po pewnym czasie odczujesz miłość do osoby, której nienawidziłaś ogarnia cię nagły lęk ponieważ boisz się że złamałaś swoje reguły.Jedna osoba może wnieść do twojego życia wiele barw i kolorów,to właśnie ona może zmienić twój cały świat.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez anetta418 dnia Wto 18:53, 14 Lut 2012, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
MiaColucciArango1
Początkujacy
Początkujacy



Dołączył: 07 Paź 2010
Posty: 80
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:14, 25 Sty 2012 Powrót do góry

oczywiście czytam;********
czekam na rozdział powiadom:*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anetta418
Administrator
Administrator



Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:57, 25 Sty 2012 Powrót do góry

OBSADA


- Anahi -od urodzenia wychowuje ją tylko matka. Ojca nigdy nie poznała i znać nie chce. Nienawidzi go z całego serca za porzucenie. Być może dlatego jest taka zbuntowana i nikogo się nie słucha.Ma gdzieś naukę. Jej życiem są imprezy i dobra zabawa.Nie ma faceta na stałe bo zmienia ich jak rękawiczki.Nie ufa im sądząc iż są tacy sami jak jej ,,tatuś". Czy kiedyś zmieni na ten temat pogląd?

- Poncho -Spokojny, opanowany,przystojny i inteligentny chłopak który cenni wartości miłości i przyjaźni?Do czasu gdy ktoś nie zajdzie mu za skórę. Wtedy potrafi pokazać na co go stać. Darzy wielką miłością i szacunkiem swoich rodziców.Choć nie są jego prawdziwymi rodzicielami. Ma dziewczynę jednak sam nie wie czy ją kocha. Ale nie lubi być sam.

- Franco i Alma - adoptowani rodzice Poncha. Anahi to pierworodna córka Franco. Pragnął by z nim mieszkała i nie chciał jej opuszczać. Innego jednak zdania była matka Any.Dlatego rozdzieliła córkę i ojca. To Alma dała mu wiarę ,że jeszcze może być szczęśliwy dlatego pojął ją za żonę. A,że ona nie mogła mieć dzieci których oboje tak pragnęli postanowili więc zaadoptować jedno.Nadejdzie jednak czas,że i jego prawdziwa córka pojawi się w życiu tej trójki.Mieszkanie z nią może jednak okazać się trudne. Szczególnie kiedy ona nienawidzi ich z całego serca.

- Marina - matka Anahi. Nigdy nie kochała ojca Any. Wykorzystała go jedynie dla kasy.Jak tylko Franco oświadczył się jej na wieść o ciąży zwiała.Jednak teraz wiedząc,że za kilka miesięcy umrze postanawia naprawić stosunki pomiędzy ojcem a córką. Czy jej się uda? I czy Any wybaczy jej kłamstwo?

- Maite - dziewczyna Poncho. Ona na pewno nie pozwoli go tak łatwo sobie odebrać.Nie kocha go ale lubi nadzianych chłopców o wrażliwym sercu. Bo wie,że wtedy może okręcić sobie go wkoło palca. Czy wygra walkę z Any o serce Poncho ?

Reszta obsady;
- Dulce Maria - najlepsza przyjaciółka Any. Tylko ona rozumie ją jak nikt bo kiedyś była w podobnej sytuacji. I choć odzyskała ojca to wciąż nie ufa facetom. Bo nie tylko brak ojca przyczynił się do tej ufności a tragedia jaka ją spotkała 3 lata temu.

-Ucker - najlepszy kumpel Poncha. Choć jest porywczy i niewrażliwy. To dziewczyny szaleją na jego punkcie. A on tylko je wykorzystuje. Bo nie wierzy ani w miłość ani w stały związek. Czy takiego faceta mogą zmiękczyć zwykłe łzy dziewczyny?
Krótkie Info

1. Główna trauma Los A. Vondy i inne w mniejszym stopniu.
2. Rozdziały będą rzadko z powodu ilości opok jakie prowadzę.
3.Proszę o dopisywanie się do listy jeśli chcesz być powiadamiany.
4. Inne postacie dodam z czasem.
5. Krytyka mile widziana.
6.Miłego czytania!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anetta418
Administrator
Administrator



Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:20, 04 Lut 2012 Powrót do góry

ROZDZIAŁ 1



Siedziała naburmuszona w samochodzie z nogami założonymi prawie na przednią szybę samochodu. Prośby matki nie docierały do niej. Zazwyczaj jej słuchała ale nie dziś. Dziś była na nią wściekła i dlatego robiła matce na złość. Marina dała wreszcie spokój i w ciszy prowadziła samochód. Jeszcze tylko kilka kilometrów dzieliło je obie od spotkania z Franco. I to właśnie on był powodem wściekłości Any. Tym bardziej gdy dowiedziała się,że teraz będzie musiała znosić go codziennie przynajmniej do czasu dopóki nie uzyska pełnoletności. Nie potrafiła sobie wyobrazić mieszkania z kimś kogo tak bardzo nienawidzi z całego serca. Skoro kiedyś jej nie chciał to niby czemu teraz ona ma zamieszkać w jego domu.Matka nie wiele jej wyjaśniła. Jedyne co usłyszała to; ,,Za dwa dni zamieszkasz ze swoim ojcem. On się teraz tobą zajmie bo ja nie mam już siły do ciebie.Poza tym w końcu go poznasz i swojego brata.". Tu jej jednak coś nie pasowało. Fakt nie należała do grzecznych i posłusznych dziewczynek no ale z matką zawsze się jakoś dogadywały. A ta nagle wyskakuje jej z takim tekstem. Poza tym ojciec który się jej wyparł nagle z ochota chce się nią zając. Wszystko było dziwne. Jednak nie zdołała od matki wyciągnąć niczego więcej.I czy chciała czy nie musiała zaakceptować jej decyzję o zamieszkaniu u ojca. W drodze Marina próbowała opowiedzieć co nieco jej o ojcu jego żonie i ich synu. Ale szybko przestała gdy córka krzyknęła ,,Przestań! Mam w dupie jacy są bo nienawidzę ich z całego serca! Ciebie zresztą też... a wiesz czemu bo myślałam,że mnie kochasz a teraz się mnie pozbywasz od tak po prostu! I dlaczego ? Bo co nie potrafisz mnie wychować tak? Gówno prawda ty się mną znudziłaś i tyle!". W jej głosie było tyle goryczy i żalu oraz bólu ,że Mariana przez chwilę chciała zatrzymać samochód i wyjawić prawdziwy powód ale powstrzymała i siebie i napływając łzy. Nie mogła powiedzieć jej prawdy bo wtedy córka tym bardziej chciała by z nią zostać. By się nią opiekować do czasu aż nie zabierze ją śmierć. A tego właśnie chciała jej oszczędzić. Any była młoda , szalona i zdaniem Mari powinna cieszyć się życiem póki może a nie siedzieć przy chorej na raka matce i patrzeć jak z dnia na dzień znika jak cień.I by zadbać o jej przyszłość oraz mieć spokojne sumienie,że córka ma opiekę i miłość jakiej potrzebuje postanowiła zapoznać ją z jej ojcem. Znała Franka tak dobrze iż wiedziała ,że nie tylko ucieszy go ta wiadomość ale i bez problemu zgodzi się by Anahi zamieszkała u niego.Jak tylko się z nim skontaktowała i poprosiła o spotkanie zgodził się bez problemu. A po wysłuchaniu jej od razu wyraził zgodę z ogromną radością na twarzy.Miał do niej jednak żal,że dopiero teraz pozwala mu na kontakt z córką gdy ta jest już prawie dorosła. Rozumiała go i nie mogła mieć pretensji.W końcu na 17 lat pozbawiła go dziecka. I tylko dlatego,że była młoda i głupia i zamiast zauważyć jego dobre serce zaglądała mu jedynie w portfel.Rozdzielenie ich poniosło za sobą skutki które teraz mogą nie ulec poprawie jednak musiała spróbować. Any nienawidziła ojca jak i jego nowej rodziny bo uważała,że to on je porzucił. A Mariana nawet tego nie sprostowała bo nie miała na to odwagi. Nawet teraz w drodze do jego domu milczała. Wyznanie prawdy oznaczyło by stracenie córki na zawsze a tego przecież nie chciała.Obiecała jednak wyznać jej prawdę na łożu śmierci.O ile ich stosunki nie ulegną poprawie wcześniej.Jej rozmyślania nagle przerwał głos Any.
- Daleko jeszcze do tego starucha?
- Nie za chwilę będziemy a czemu pytasz? - zapytała z nadzieję iż córka jednak zmieniła swoje nastawienie.
- Bo chcę jak najszybciej napluć mu w twarz! - powiedziała ze złością.
- Any ja cię proszę...
- Ale o co ... no o co mnie prosisz mamo? Chcesz bym rzuciła mu się na szyję po tym jak nas zostawił ? O nie jeszcze nie zwariowałam!
Chciała coś powiedzieć ale zauważyła,że właśnie dojechały na miejsce.Zaparkowała samochód i odwróciła się do córki mówiąc;
- Posłuchaj skarbie to nie...
- Skończ dobra!
Powiedziała i wysiadła stanęła przed samochodem czekała na matkę jednocześnie przyglądając się chacie w której miała zamieszkać.Co prawda posiadłość zrobiła na niej wrażenie ale nie zamierzała tego okazać.W dodatku jej złość wzrosła jeszcze bardziej myśląc ,ze ojciec ją zostawił bo był nadziany i taka biedulka jak jego matka nie była go warta.Jak tylko matka do niej podeszła obie ruszyły w stronę drzwi. Mariana zadzwoniła dzwonkiem i po kilku sekundach drzwi otworzyła młoda sprzątaczka zapraszając je do środka. Czekając w holu na Faranko Any już obmyślała jak na wejście dać mu popalić poza opluciem go.Nie minęło dwie minuty jak pojawił się Franko i od razu bez wstępu podszedł i przytulił córkę mocno do siebie mówiac;
- Nawet nie wiesz córeczko jak się cieszę,że zamieszkamy razem.
Ten gest tak ją zaskoczył ,że zamiast zrobić to co jeszcze kilka minut temu zamierzała po prostu stanęła jak wryta nic nie mówiąc.Po powitaniu je przywitał się z Mari a potem zaprosił je do salonu jednak matka Any stwierdziła,że bardzo się spieszy i jak tylko pożegnała córkę uciekła.Franco więc poprosił służącą by zaniosła rzeczy Any do jej pokoju i jednocześnie by jej go pokazała.To ucieszyło ją bardzo bo jak najszybciej chciała by zniknął z oczu.Poza tym była ciekawa jak teraz będzie mieszkać.No i nie chciała by widział jej łez z powodu pożegnania z matką. Jak tylko drzwi do jej sypialni się otworzyły jęknęła.Owszem pokój był ładny i ogromy oraz super wyposażony ale jak dla mniej za zimny i bez uczuciowy jak cały reszta domu która zdążyła obejrzeć.Teraz jednak nie była wstanie zaprzątać sobie tym głowy poczekała aż służąca opuści sypialnię i rzuciła się na łóżko.Po chwili po jej policzkach zaczęły płynąc łzy które tak długo powstrzymywała.Rzadko zdarzało się by płakała zawsze była silna i twarda ale rozstanie z matką i myśl o nowej rodzinie tak nią wstrząsnęły ,że tym razem nie umiała być twarda.Płakała tak długo aż w końcu zasnęła skulona w kulkę.Obudziła się dopiero rano a raczej obudziła ją służąca zapraszając na śniadanie.Wstała niezadowolona uświadamiając sobie gdzie się znajduje i poszła pod prysznic potem wygrzebała z walizki białą bluzkę i czarną bluzę z kapturem oraz poprzecierana dżinsy i jak tylko się ubrała zrobiła sobie dość ostry makijaż i zeszła na dół do jadalni.Tam siedział już ojciec i jakaś kobieta. Od razu zorientowała się,że to jego żona gdy zobaczyła iż siedzi koło niej trzymając ją za rękę Na jej widok oboje wstali.
- Dzień dobry Any. Przedstawiam ci moją żonę Almę ...Almo oto właśnie moja córka Anahi.
Alma uśmiechnęła się do niej i wyciągnęła rękę na powitanie mówiąc;
- Miło cię poznać Annie.
Dziewczyna jednak ani sie nie uśmiechnęła ani nie podała ręki tylko ze złością zapytała kierując wzrok na ojca;
- Na taką dziwkę zamieniłeś moją matkę i mnie ? To dla niej nas porzuciłeś! Jesteś śmieciem wiesz!
I nim Franco zareagował wybiegła z domu ze łzami w oczach.Choć nie znała tej okolicy to biegła co sił w nogach aby jak najdalej od domu. W końcu dotarła do jakiegoś parku i usiadła na ławce. Zapłakana i zdyszana próbowała otrzeć łzy. Nagle z za jej pleców usłyszała męski głos a po chwili zobaczyła jak czyjaś ręka podaje jej chusteczkę. Wzięła ją i wytarła łzy tym czasem owy chłopak usiadł obok niej. Jak tylko skończyła odwróciła się w jego stronę by podziękować.I wtedy zabrakło jej tchu na widok tak pięknych oczu jakie miał mężczyzna od chusteczki.Po raz pierwszy jej serce zaczęło bić szybko i wprost zabrakło jej słów. Czując jego spojrzenie na sobie poczuła jak by w jej brzuchu latało miliony małych motylków. Wgapiała się w niego jak głupia.Ale nie zamierzała przestać jego wzrok był tak hipnotyzujący a zarazem magiczny,że nie potrafiła przestać zaglądać mu w oczy.Dopiero jego głos sprowadził ją na ziemię.
- Cześć jestem Poncho a ty?
Dopiero wtedy spojrzała na niego całego i to był dla niej kolejny szok. Właściciel cudnego wzroku był bosko przystojny przez co znowu zabrakło jej oddechu.,,Cholera Any opanuj się przecież nie raz widziałaś przystojniaka."skarciła się w myślach. O tak widziała nie jednego i z nie jednym była ale nie dłużej jak tydzień. Bo potem go spławiała.Nie miała zamiaru się angażować by potem nie zostać skrzywdzoną tak jak jej matka.Poza ty mnie ufała facetom. Co jej zdaniem było winą ojca.Ale ten facet naprawdę był tak przystojny i do tego bardzo miły ,że nie potrafiła mu się nie przyglądać. Co więcej chciała go bliżej poznać dlatego w końcu zdobyła się na odwagę i wyciągnęła do niego rękę mówiąc;
- Ja jestem Anahi ale znajomi mówią na mnie Any lub Annie.
Uścisnął jej dłoń mówiąc;
- Miło cię poznać i bardzo piękne masz imię Annie. Ja tak naprawdę mam na imię Alfonso ale wolę jak do mnie mówią Poncho.
- Jasne. Dzięki za chusteczkę. - powiedziała posyłając mu uśmiech.
- Drobiazg. - odparł po czym zapytał.
- A powiesz czemu płakałaś ?Czy wolisz iść ze mną pobiegać ?
- O nie biegania mi już wystarczy. - rzekła zakładając ręce na piersi.
- To może skoczymy na jakieś ciastko do cukierni ja zapraszam.
To najbardziej jej odpowiadało. Dlatego się zgodziła.I w ten sposób spędziła prawię połowę dnia z facetem o którym wiedziała tylko tyle,że ma na imię Poncho i uwielbia piłkę nożną oraz wyścigi samochodowe.Potem kiedy się rozstali ona do wieczora chodziła po okolicy i dopiero wróciła do znienawidzonego domu kierując się od razu do swojego pokoju.


ROZDZIAŁ 2



Wczoraj dość szybko zasnęła emocje z całego dnia tak ją znużyły.Ale dziś jako pierwsza się obudziła dokładnie o 5.00 rano.Jak na nią było to bardzo dziwne zachowanie bo gdy miała wolne lubiła sobie pospać potrafiła nawet przespać cały dzień.A dziś proszę panna Anahi tak rano na noga.Co było powodem iż dłużej nie dała rady spać?Nowe miejsce zamieszkania.Wzięła szybki prysznic choć olbrzymia wanna w jej mega dużej łazience prosiła się o długą kąpiel to jednak nie uległa pokusie.Chciała jak najszybciej ulotnić się z tego domu.Zaraz po umyciu założyła ciuchy, uczesała włosy, potem jak zwykle mocny makijaż i nie postrzeżenie wymknęła się z domu.Już cieszyła się w duchu ze swojego pomysłu.Wyjęła komórkę i zadzwoniła do Dul swojej najlepszej i nie zawodnej przyjaciółki.Tamta nie była zbyt zadowolona z takiej pobudki.Jeszcze zaspana krzyknęła do słuchawki;
- Any do cholery jebło ci na mózg ,że dzwonisz tak rano ?Cholera to dopiero 5.30!!!
- Kluska ja wiem ale musisz pomóc mi stąd uciec...
- Ja cię zabiję...zabiję jak nic!Jeszcze raz powiesz do mnie kluska a zapomnę,że miałam przyjaciółkę! - krzyczała ostro zbulwersowana czerwonowłosa.
Tym czasem blondynka zasłoniła głośnik dłonią i śmiała się.,,Kluska" to zawsze działało gdy nie mogła jej podnieść z łózka.Wystarczyło to jedno słowo a Dul stawała na baczność gotowa zabić każdego kto się tylko tak do niej zwrócił.Czemu ją to tak bardzo złościło?Bo w podstawówce była kluską. Jedną wielką grubą kluską. Nabijano się z niej wtedy dlatego teraz to przezwisko działało na nią jak płachta na byka.Ale wróćmy do rozmowy dziewczyn.Annie zaplanowała iż zamieszka z Dulce dlatego kazała po siebie przyjechać.Po długich negocjacjach koleżanka zgodziła się na przyjazd. Umówiły się w parku. Choć czerwonowłosa nigdy nie była w tym mieście to blondyna idealnie opisała jej drogę do parku.Dlaczego akurat tam chciała się spotkać? Powód prosty liczyła iż po raz kolejny spotka chłopaka z wczoraj. I się nie przeliczyła.Bo nie całe 15 minut później pojawił się. Z początku jej nie zauważył bo był skupiony na biegu no i miał słuchawki w uszach ale ławkę za nią przystanął. Cofnął się i przyjrzał dokładnie gdy był już pewny,że to ona podszedł.
- Hej! - powiedział uśmiechając się.
- Hej! - odparła też radosnym uśmiechem na twarzy.
- A ty co spać nie możesz? - zapytał siadając koło niej.
- Nie!A ty?
- Ja ...ja robię to co zawsze biegam.
- No widzę ale czemu tak rano?Czemu nie śpisz jak normalni ludzie i nie zaczynasz dnia od 10.00 na przykład.
- Sen jest potrzebny ale za długi sen jest też szkodliwy.
,,O ho! Zaczyna się!" pomyślała.,,Facet idealny okazał się sztywniakiem!Pewnie zaraz mi jakiś wykład strzeli." pomyślała.Jednak on po chwili zapytał;
- Tak na marginesie jakie masz plany na dziś?
..U robi się ciekawie" pomyślała i szczerząc się do niego zapytała;
- Jeszcze nie wiem a co ?
- Bo jeśli byś miała ochotę wpadnij dziś do ,,Savany" to taki bar zapoznam cię z kilkoma osobami, rozerwiesz się a ja będę miał okazję poznać cię bliżej.Jeśli ...
I nie dokończył bo właśnie zadzwoniła jego komórka.Wyjął telefon z kieszeni i odebrał nie słyszała o czym rozmawia ale był zdenerwowany dlatego kiedy się rozłączył powiedział;
- Przepraszam cię ale muszę uciekać pilna sprawa. Jak się zdecydujesz będę tam o 19.00. to na razie ! - cmoknął ją w policzek i uciekł.
Kilka minut później zjawiła się Dulce wysiadła wściekła z samochodu i rzuciła się na szyje przyjaciółce.
- Powinnam cię zabić za ta ,,kluskę" ale masz szczęście ,że cię kocham. - powiedziała całując ja w policzek.
- Ja ciebie też. A teraz dawaj jedziemy do ciebie.
W drodze do domu przyjaciółki Any opowiedziała jak ma plan. Potem ponarzekała na nowa rodzinę opowiedziała też jak to cudownie ja przywitał tatuś a ona jego nowa żonę. Czerwonowłosa słuchała z uwagą a potem ona zabrała głos;
- Słonko doskonale cię rozumiem ale powinnaś dać mu szanse.Jej możesz nie lubić ale to w końcu twój ojciec. Ja popełniałam podobne błędy a teraz zobacz jak świetnie się z nim dogaduje.Co do mieszkania u mnie ja nie widzę problemu ale twoja matka jak się o tym dowie to po nas.Założę się,że nie wyrazi na to zgody.A co z tym twoim bratem?Poznałaś już go ?
- Ty! No właśnie to bardzo dziwne jestem tam od wczoraj a ani razu nie widziałam go na oczy.Może on już tam nie mieszka bo nawet o nim nie wspomnieli. Z jednej strony szkoda,że nie mieszka bo jemu też bym dala popalić.
- Ale za co?Co on ci zrobił?
- Odebrał mi ojca to za mało ?
Przyjaciółka już się nic nie odezwała.Znała tak dobrze blondynek iż wiedziała ,że dalsza dyskusja nie ma sensu bo jak ona sobie wbije coś do głowy to nikomu nie uda się jej tego wybić. Resztę drogi przemierzyły w ciszy. Dulce skupiła się na prowadzeniu pojazdu a Any zaczęła się zastanawiać jak wygląda jej brat. ,,Czy jest podobny choć trochę do niej?Czy jest luzakiem i buntownikiem jak ona czy raczej jakimś lalusiem podlizującym się rodzicom?" wyobraziła tez sobie jak ojciec go faworyzuje a ja spycha na boczny tor. To ja rozzłościło i natychmiast wyrwało z zamyślenia.
- Daleko jeszcze? - zapytała wściekła.
Kumpela spojrzała na nia tak jak by spadła z kosmosu.
- Any no przecież stoimy pod domem nie widzisz? - stwierdziła pokazując dłonią na mieszkanie.
Zaraz wysiadła i udały się do środka. Tym czasem Poncho wraz z Franko i Almą szukali zaginionej Anahi.Co prawda brunet jeszcze nie wiedziała jak wygląda córka jego przybranego ojca ale na policję mógł zadzwonić w czasie gdy ojciec rozmawiał z matką blondynki a Alma jeszcze raz ze służbą obszukiwała całą posiadłość.Do samego wieczora jej szukali i nie znaleźli.Dopiero koło 17.00 zadzwonił telefon to była Any. Kazała służbie poinformować ojca ,że wróci do domu późno i by nie czekali na nią. Nie powiedziała jednak gdzie była , gdzie jest i gdzie ma zamiar być.Ale jej telefon przynajmniej uspokoił wszystkich. No może nie całkiem wszystkich. Bo brunet jako jedyny nie mógł pojąc takiego zachowania.Nie znał jej jeszcze ale już się mu nie spodobał sposób w jaki dziś postąpiła.Nie dość,że wyszła bez uprzedzenia to jeszcze potem nie chciała rozmawiać z nikim poza służąca i do tego poinformować,że wróci ale późno nie tłumacząc się co robiła do tej pory.Może i nie miała na razie dobrych relacji z własnym ojcem ale to nie powód by tak go traktować.Przez jej wybryk ojciec cały dzień chodził zdenerwowany a ciśnienie tak mu skoczyło,że musieli wzywać lekarza do niego.Dlatego już nie mógł doczekać się spotkania z nią by jej trochę wygarnąć. zastanawiał się tylko kiedy do tego spotkania dojdzie bo jak na razie się mijali. Tego dnia co ona przyjechała jego nie było bo był na zawodach a kiedy wrócił ona spała.A dziś rano już jej nie było gdy wstał.I nie wiadomo czy jutro uda mu się ją złapać skoro tak rano potrafiła zniknąć.Teraz jednak nie miał czasu na dalsze rozmyślanie o tym dochodziła 18.15 musiał się szykować by zdążyć na spotkanie z kumplami i ową blondynką z parku.Miał zabrać ze sobą May ale ona akurat dziś nie mogła.Strojenie się nie zabrało mu dużo czasu dlatego już o 18.45 był pod barem. A nasza Anahi właśnie była w drodze do niego razem z Dul. Jej nie wesoła mina mówiła wszystko była wściekła.Bo matka odnalazła ją u przyjaciółki i kazała natychmiast wracać do ojca. Nie zgodziła się by blondynka zamieszkała u czerwonowłosej i jeszcze ja zbeształa za dzisiejsze zachowanie. Co więcej chciała sama ją odwieść na miejsce ale udało się jej jednak uprosić matkę by pozwoliła pojechać jej na imprezę a dopiero potem do domu.Nie chętnie ale Marina w końcu wyraziła zgodę. Tylko wcześniej kazała jej poinformować o tym ojca. Anahi zrobiła to ale nie tak jak kazała matka tylko po swojemu.By jej kochany tatuś jeszcze się podenerwował.Zadzwoniła ale zamiast z ojcem rozmawiała ze służącą i zamiast oznajmić gdzie jest i z kim oraz za ile wróci. Powiedziała tylko ,,Będę późno nie czekajcie na mnie".Po wykonanym telefonie namówiła też Dulce na ową imprezę i gdy były już gotowe ruszyły do drogi.Tyle tylko,że blondynka nie miała teraz humoru na myśl o powrocie do znienawidzonego domu. Lecz gdy tylko dotarły do baru i już wejścia zobaczyła bruneta jej nastrój od razu uległ zmianie.Podeszły do stolika chłopaków i się przedstawiły.
- Hej jestem Anahi a to Dulce!
Alfonso wstał i przedstawił kolegów;
- To jest Chris ale mówią na niego Ucker lub Cuks jak kto woli.To jest Thomas a to Giovanni. A ja Alfonso lub Poncho.Anahi już to wie ale ty nie dlatego miło mi cię poznać. - powiedział na koniec podając rękę Dul.
Jak tylko każdy zapoznał się z każdym zamówili sobie piwa i zaczęli się bliżej poznawać.Blondynka była oczarowana Ponchem on nią też bardzo szybko znaleźli wspólny język.Jednak Any nie omieszkała dostrzec,że jej koleżance wpadł w oko Cuks. Wciąż wpatrywała się w niego jak w obrazek popijając sok pomarańczowy.Tak ona jedna z towarzystwa nie piła. Nie żeby nie lubiła ale dziś była samochodem i to w dodatku daleko od domu. I choć Annie zaproponowała jej nocleg ta odmówiła.Tłumacząc się niezręczna sytuacją jaka może powstać gdy zostanie na noc w obcym domu bez wcześniejszego uzgodnienia tego z ojcem blondynki.No ale to iż nie piła nie oznaczało,że źle się bawiła nawet bez alkoholu dogadała się z Cuksem i resztą paczki.One obie nigdy nie miały problemów z nawiązywaniem kontaktów a to,że nie ufały facetom była inna bajka. Mogły z nimi pić, bawić się ,rozmawiać , tańczyć a nawet sypiać ale zawsze bacznie i z nieufnością przyglądały się każdemu facetowi.No ale wróćmy do imprezy całe towarzystwo doskonale się bawiło.A najlepiej Any która zlała się w trupa. Nie ona jedna się upiła ale tylko ona była pijana do nieprzytomności. Czemu się tak uchlała? Proste musiała się wyluzować przed powrotem tam gdzie wcale się jej to nie uśmiechało.Po imprezie Poncho chciał ją odwieźć ale ona wolała by zrobiła to przyjaciółka mają nadzieje iż przekona ja jeszcze do noclegu u siebie.Ta jednak była nie ugięta i jak tylko ją odwiozła wróciła do swojego domu.Blondynka zaś wczołgała się po cichu do pokoju i w ubraniu poszła spać.Tym czasem brunet został jeszcze w barze z kumplami.Rano obudziło ją dziwne łaskotanie po policzku. Skacowana i nie wyspana zasłoniła się poduszką ale osoba budząca ją była strasznie uparta i zabrała jej poduszkę już chciała odwrócić się by powiedzieć temu komuś parę słów do słuchu ale kiedy usłyszała głos owego gościa na chwilę zamarła.
- Hej!
Po chwili szybko zerwała się na równe nogi wyskakują z łóżka jak oparzona i teraz stała z rozdziawioną buzią patrząc na siedzącego bruneta opierającego się o jej poduszkę.Myślała,że śni. Nie mogła uwierzyć w to co widzi. Facet z parku siedział u niej w domu na jej łóżku i patrzył teraz na nią z tymi swoimi cudownymi oczami ze niezniewalającym uśmiechem na twarzy.A kiedy zaczęła chodzić w tej i z powrotem i gadać do siebie zaczął się śmiać ubawiony tym widokiem oraz głupotami jaki wygadywała.
- Nie to nie możliwe byś tu był !To moja wyobraźnia ...tak na pewno to wyobraźnia. Wczoraj za dużo wypiłam i teraz mam zwidy.Wydaje mi się,że tu jesteś a tak naprawdę ciebie tu nie ma.Zamknę oczy a gdy ponownie je otworzę ty znikniesz.
Przekonywała samą siebie na głos.I rzeczywiście zamknęła oczy gdy jednak je otworzyła on wciąż tam był.I rozbawiony przyglądał się dalszym wydarzeniom.Był ciekaw co teraz zrobi. Ona zaś popatrzyła na niego kilkakrotnie mrugając oczami i znowu zaczęła chodzić nerwowo w te i we te nawijaj do siebie.,,Any coś ty wczoraj piła,że teraz masz takie odloty?"No przypomnij sobie ale już!" powiedziała pukając się w głowę.To jednak nic nie dało.Po chwili przestraszona powiedziała sama do siebie ,,A może ja coś ćpałam i nie pamiętam!Albo oni mi coś dosypali!Tak na pewno...brałam coś i teraz mam zwidy.Cholera jasna Anahi tobie już odbiło!" krzyknęła sama do siebie. Poncho miał już dość bo sam już po woli przestraszył się jej reakcji był gotów za chwilę pomyśleć iż rzeczywiście zwariowała. Wstał więc i powoli ruszył w jej kierunku.Wtedy krzyknęła jeszcze głośniej;
- Stój ani kroku dalej!
Zszokowany stanął i powiedział wyciągając do niej rękę;
- Uspokój się ja naprawdę tu jestem i nie zjem cię.Jeśli nie wierzysz dotknij mnie a się przekonasz.
Nie pewnie zbliżyła się trochę do niego i dotknęła jego dłoni po czym szybko ją cofnęła uświadamiając sobie iż to prawda.,,To nie była ani jej wyobraźnia czy halucynacje on był tu naprawdę. Ale co w takim razie robił w jej domu i jej sypialni?" zastanawiała się.
- Co tu robisz?!Jak tu wszedłeś...kto cię do cholery jasnej wpuścił do mojego pokoju?!!! I najważniejsze skąd wiedziałeś gdzie mieszkam ja nie podawałam ci adresu!
Zasypała go gadem pytań.
- Nie.Nie podałaś mi adresu.I nie wiedziałem gdzie mieszkasz. Odkryłem to przypadkiem wchodząc tu. A wszedłem tu sam bo chciałem cię w końcu poznać.
- Czy ty jesteś nienormalny czy ja mam może napisane na czole IDIOTKA?! - zapytała wkurzona jego nie dorzecznymi odpowiedziami i na koniec podkreślając ostatnie słowo dodała prawie krzykiem.Uśmiechnął się i powiedział;
- Ani jedno ani drugie. - odparł spokojnie.
- A ja myślę,że jednak masz coś nie tak pod sufitem bo gadasz bzdury. Jak możesz chcieć mnie poznać skoro mnie znasz!Poznaliśmy się w parku a najdalej wczoraj razem piliśmy piwo w barze! A może ty też się wczoraj tak się schlałeś,że nie pamiętasz co tu robisz? - zapytała podejrzliwie.
Wtedy on z całkowitą powagą spojrzała na nią i powiedział;
- Ja doskonale wiem co tu robię.
- A to ciekawe !No więc co tu robisz ? Powiedz bo ja jestem ciekawa.Tylko nie mów,że chcesz mnie poznać bo już się znamy.
- Dobra koniec zabawy powiem ci co tu robię...
- Oh jak miło z twojej strony ! - powiedziała drwiąco wpadając mu w słowa.
- Anahi do cholery ja tu mieszkam! - krzyknął wreszcie zły na jej zachowanie.

Przepraszam za błędy jeśli są ale pisałam go w nocy i nie miałam potem siły sprawdzać. Mam nadzieję iż nie jest beznadziejny chociaż ja z niego zadowolona nie jestem.


ROZDZIAŁ 3



- Dobra koniec zabawy powiem ci co tu robię...
- Oh jak miło z twojej strony ! - powiedziała drwiąco wpadając mu w słowa.
- Anahi do cholery ja tu mieszkam! - krzyknął wreszcie zły na jej zachowanie.
Stanęła jak wryta zamrugała oczami z niedowierzaniem i po chwil zapytała;
- Jak to mieszkasz?
- Normalnie jestem synem Almy i Franco. To znaczy...
Chciał wyjaśnić ,że adoptowanym ale nie dała mu skończyć bo od razu naskoczyła na niego.
- WYNOŚ SIĘ !Wynoś ale już i nigdy ale to nigdy nie wchodź do tego pokoju.Nie zbliżaj się do mnie, nie odzywaj i nie dotykaj mnie nigdy więcej!Nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego tak samo jak z tym draniem który uważa się za mojego ojca!Czy wyraziłam się jasno?
- Ale Annie...
- Nie mów tak do mnie!W ogóle się do mnie nie odzywaj i wynocha!
- Wysłuchaj mnie. - powiedział powoli podchodząc do niej.
Cofnęła się do tyłu i złapała kryształową popielniczkę która leżała na stoliku koło okna.
- Liczę do trzech jak zaraz nie wyjdziesz oberwiesz tym.Ja nie żartuję!
Nie rozumiał jej nagłej agresji.Fakt sam zdziwił się jej widokiem bo nie przypuszczał nawet przez chwilę,że dziewczyna z parku okaże się córką Franco.Ale jej widok go ucieszył.Ona się mu podobała od kiedy zobaczył ją płaczącą i świadomość iż będzie z nim mieszkać pod jednym dachem cieszyła go.Teraz będzie miał ja blisko. Ale jej obecne niezrozumiałe dla niego całkowicie zachowanie zraziło bruneta w tej chwili do blondynki.Jeszcze wczoraj świetnie się razem bawili i dogadywali zaczął mieć nawet nadzieję iż między nimi coś będzie.Ale teraz był pewny ,że nie ma nawet o tym mowy.Spojrzał na nią ze złością i powiedział;
- Wiesz co do wczoraj miałem o tobie dobre zdanie ale teraz uważam,że...
- Mam gdzieś twoje zdanie !Wynocha! - krzyknęła rzucając popielniczką obok niego.
Odskoczył odruchowo.Zawrzało w nim spojrzał gniewnie ;
- Jeszcze raz to zrobisz a pożałujesz ,że ze mną zadarłaś! -ostrzegł.
- Ojej już się boję bękarcie !
Teraz był już wściekły tak bardzo ,że aż pięść mu się zacisnęła.Ale ze względu iż to kobieta do tego córka jego przybranych rodziców cofną się w stronę drzwi przystanął na chwilę i powiedział;
- Masz rację lepiej wyjdę nim zrobię ci krzywdę. A ty się lepiej zastanów nad sobą złośnico.
Po tych słowach opuścił pokój.Słabo ja znał ale zabolało go gdy nazwala go bękartem.Po raz pierwszy spotkał kogoś kto od razu wpadł mu nie tylko w oko ale i dość szybko zawładną jego umysłem oraz sercem.I co się okazało ?Że obraz miłej ,słodkiej , delikatnej aczkolwiek szalonej dziewczyny to tylko jej maska pod która kryła się wredna ,pełna nienawiści wariatka.Chciał być miły myślał,że w końcu będzie miał z kim pogadać wieczorami ale sposób w jaki go potraktowała zmienił wszystko.Zły zszedł na dół do jadalni w której już siedział Franco z Almą;
- Cześć mamo i tato. - powiedział całując matkę na powitanie.
- Cześć synu. - odpowiedzieli oboje.
- Siadaj czekamy jeszcze na Any choć wątpię by chciała z nami zjeść. - stwierdził ze smutkiem Franco.
- Raczej nie zje byłem u niej i nie potraktowała mnie zbyt miło. - rzekł i nie czekając na blondynkę wziął się za posiłek.
Anahi tym czasem siedziała wściekła i zarazem rozczarowana na łóżko.Poncho się jej podobał od chwili pierwszego spotkania wczoraj nawet o mało go nie pocałowała a dziś okazuje się ,że to jej brat. Na wspomnienie zaczęła ze złości rzucać poduszkami leżącymi na łóżko.,,Boże czemu ty mnie tak każesz co ?" zapytała wznosząc ręce do góry.,,Najpierw własna matka się mnie pozbywa dla wygody ,każe mieszkać z tym staruchem i jego dziwka których nienawidzę z całego serca.To jeszcze facet który wpadł mi w oko okazał się moim bratem.Nie no gorzej już chyba być nie może ?" pomyślała.
- Musze stad wyjść bo zwariuje! - powiedziała do siebie
Wkurzona na maksa wstała szybko i poszła się ubierać. A kiedy była już gotowa zeszła na dół z podniesiona głową wkroczyła do jadalni z nikim się nie witając wzięła jabłko ze stołu.Poncho nawet na nią nie patrzył by ponownie się nie denerwować.Ona tylko zmierzyła ich wszystkich zimnym wzrokiem i już chciała wyjść kiedy ojciec zapytał;
- Nie zjesz z nami? I dokąd ty znowu idziesz ?
Przystanęła obejrzała się i powiedziała;
- Za dużo pytań zadajesz FRANCO ! Ciał!
- Anahi !
- No co ?
- Kiedy przestaniesz się tak zachowywać ...czemu ze mną nie porozmawiasz?
-TY nie miałeś dla mnie czasu przez 17 lat teraz ja nie mam czasu dla ciebie!A jak chcesz pogadać to masz swojego synalka i dziw...
- Dość ! - tym razem krzyknął Poncho uderzając pięścią w stół.
Aż podskoczyła a wraz z nią Alma.Brunet zerwał się z krzesła podszedł do niej złapał za ramię i wyciągnął do holu. Franco chciał iść za nimi ale Alma go powstrzymała.
- Kochanie zostaw on sobie z nią poradzi.
Tym czasem w holu Any wyrwała się z jego uścisku i patrząc mu prosto w oczy powiedziała;
- Jeszcze raz mnie tknij a odrąbię ci jaja! - zagroziła mu palcem przed nosem.
- Skończ ten cyrk bo na mnie on wrażenia nie robi i jeszcze raz zachowasz się tak jak przed chwila to...
- To co ?Pobijesz mnie ?
- Nie ale...
- Nie groź bo nie boje się takich jak ty! I zapamiętaj jedno nienawidzę ani ciebie ani tego starucha a tym bardziej tej suki! Wiec nie licz z mojej strony na uprzejmości. - powiedziała popychając go.
- Nazwij ją tak raz jeszcze albo mnie popchnij to...
Nie dokończył bo w tym momencie poczuł ostry ból między nogami od kopniaka jakiego dostał od blondynki. Skulił się z bólu.
- Ty...
- Oj czyżby zabrakło ci głosu ?Nie przejmuj się to za chwile minie a tym czasem pa !!! - powiedziała na odchodne z uśmiechem na twarzy.
Wychodząc na schodach zderzyła się z prawie jej wzrostu brunetką.
- Hej lalka może byś uważała jak pełzasz! - krzyknęła brunetka
- Ty laluniu bo zaraz stracisz ta szopę co masz na głowie! -krzyknęła blondynka idąc w stronę ulicy.
Czekoladowo oka chciała jeszcze coś powiedzieć ale w tym momencie na schodach pojawił się brunet.Dziewczyna natychmiast rzuciła się mu na szyje i go pocałowała Anahi jednak już tego nie widziała bo poszła w stronę parku.Poncho przywitał się z Maite i weszli do środka. May była jego dziewczyną chodzili ze sobą już od roku i choć dobrze im razem było brunet nie do końca był pewny swoich uczuć do dziewczyny.Ale nie lubił być sam a typem podrywacza też nie był. Jego kumpel Ucker wyrywał laski na jedną noc on tak nie potrafił wolał mieć jedną.Szanował dziewczyny tego nauczył go Franco.Był im wdzięczny za to ,że go adoptowali i obdarzyli wielką miłością choć nie płynęła w nim ich krew. Dlatego szanował ich i kochał bardzo mocno.Wiedział dobrze jak kochanymi i dobrymi ludźmi są oboje dlatego nie mógł zrozumieć zachowania Anahi.Owszem nie miała okazji poznać wcześniej ojca ale teraz gdy taka okazja się nadarzała ona zamiast z niej korzystać naskakiwała na niego.co prawda nie znał całej historii związku Franco i matki Any ale uważał ,że każdy zasługuje na drugą szansę i dlatego tak mocno wkurzało go jej zachowanie. W czasie kiedy Maite i Poncho spędzali czas ze sobą blondynka dotarła wreszcie do parku i usiadła na ławce.Była zła ale i smutna. Zaledwie trzy dni mieszkała w nowym domu a już miała dość wszystkiego. Jeszcze do wczoraj pokładała nadzieję w znajomości zawartej z Alfonso no ale dziś wszystko legło w gruzach.Chociaż bardzo się jej podobał i polubiła go to wiadomość iż to jej brat zniszczyła wszystko. Sympatię jaką miała w sobie do niego zastąpiła nienawiść.Nienawidziła całej trójki. Ojca za porzucenie,Poncha za to iż zajął jej miejsce a Almę za to ,że wykosiła jej matkę z życia Franco. Na myśl,że ojciec wolał bruneta niż ją łzy zakręciły się w jej oczach.,,Najwyraźniej ojciec wolał syna.Jak on chce to ona może być synem."pomyślała.I już w jej głowie zaczął się układać kolejny plan. Nie chodziło oto by podlizać się ojcu a wręcz przeciwnie jeszcze bardziej zaleźć mu za skórę.Chciała go tak wkurzyć by sam odesłał ją do matki. Może i ona miała jej dość ale wiedząc iż ojciec tez jej nie chce przyjęła by ją z powrotem.Najpierw jednak zadzwoniła do Dulce.Jak tylko przyjaciółka odebrała ta od razu wyskoczyła ;
- Dul słonko pakuj się i dawaj do mnie na wakacje!
- A twój stary zgodził się?Wie w ogóle o tym?
- Jasne rano mu o tym powiedziałam - skłamała.
Zawsze były ze sobą szczere nigdy się nie okłamywały poza takimi drobnymi kłamstewkami na rzecz sprawy. dlatego teraz blondynka skłamała ale wiedział ,że przyjaciółka jej wybaczy kiedy ta wytłumaczy czemu to zrobiła.
- No to jak przyjedziesz?
- Skoro się zgodził to oki. Wolę być u ciebie niż ze starymi u dziadków.
- Dobra świetnie to widzimy się jeszcze dziś tak?
- Tak.
Po skończonej rozmowie Annie poszła trochę pozwiedzać miasto.Wróciła do domu przed obiadem ale jak zwykle nie usiadła z nimi do stołu tylko jadła u siebie w pokoju.Poncha tez nie było na obiedzie bo wyszedł do kumpli.Potem czekała już tylko na wiadomość od czerwonowłosej iż tamta już dojeżdża. Gdy tylko dostała od niej esemesa zbiegła na dół i powiedziała;
- Zaraz będzie tu moja przyjaciółka zamieszka tu na czas wakacji mam nadzieję staruszku,że masz jakiś wolny pokój dla niej.
Oboje spojrzeli na nią ze zdziwieniem. Żadnemu z nich nie podobał się jej ton ale poranna scenka dała im tak do wiwatu iż nie zamierzali się kłócić.Więc tylko wstał i spokojnym oraz opanowanym tonem powiedział;
- Oczywiści nie ma problemu sypialni jest tu sporo tak wiec twoja przyjaciółka może spokojnie zostać u nas na wakacje.
- Ale ja się nie pytam czy ona może zostać ja cię informuje,że ona zostaje. - po tych słowach wróciła do pokoju.
Koło 16.00 zjawiła się Dulce oczywiście Alma jak i Franco bardzo gorąco ją przywitali gdy dziewczyna się już rozgościła Any opowiedziała jej o swoim pokrewieństwie z Alfonso.Rzecz jasna dziewczyna tez była zdziwiona i zszokowana.Ale gdy blondynka opowiedziała jak potraktowała chłopaka ta wygłosiła jej kazanie iż nie powinna tak się zachować w stosunku do niego zważywszy ,że chłopak od początku był dla niej miły. Annie jednak uparła się przy swoim i powiedziała ,że od dziś Poncho to taki sam wróg jak jej ojciec. A potem przedstawiła jej swój plan.
-Nie blondi ty zwariowałaś czy jak?Nie ma mowy ja nie przyłożę do tego reki! - krzyknęła zbulwersowana.
- Ale kluska ...
- Bo cię stłukę jak jeszcze raz mnie tak nazwiesz! - zagroziła.
- Nie nazwę ale zgódź się ...proszę. - powiedziała robiąc słodką minkę.
- Ale czy ty wiesz ile możesz narobić takim postępowaniem szkód i ja tu nie mówię o twoim ojcu ale o tobie samej ! - krzyknęła wkurzona absurdalnym pomysłem przyjaciółki.
- Trudno zaryzykuję by tylko dobić tego starucha i jego rodzinkę. - powiedziała wzruszając ramionami.
- Wiesz co kocham cie i od zawsze wiedziałam,ze jesteś szalona i masz nie po kolei w głowie ale to przechodzi ludzkie pojęcie.Co ci przyjdzie z takiego zachowania ...no co ?
- Satysfakcja iż uprzykrzam mu życie. No i wygna mnie stąd a na to właśnie liczę najbardziej.To jak zgadzasz się?
Czerwonowłosa siedziała i srogo patrzyła na blondynkę po dłuższym namyśle i patrzeniu na słodkie minki przyjaciółki powiedziała;
- Żeby było jasne nie popieram tego ale kocham cie i dlatego się zgadzam.
- Kocham cie słonko! - powiedziała Any szczęśliwa rzucając się jej na szyję.
- Dobra już dobra ! To od czego zaczynamy?
- Od zakupów !Potem nauka palenia i chodzenia resztę mam opanowaną.
- No jasne szczególnie chlanie i wpadanie w tarapaty.
- To jakaś aluzja?
- Nie no skąd ja tylko stwierdzam fakty. Tak swoją drogą to ciekawa jestem jak wyjdzie ci rola udawania faceta.
Kilka minut później łaziły już po mieście w poszukiwaniu ubrań.Nie sukienek czy spódniczek.Any szukała strojów dla facetów.Miała zamiar od jutra stać się drugim synem Franca. Kiedy już znalazły potrzebne ubrania usiadły na ławce w parku i blondynka zaczęła uczyć się palić papierosy. Nie wychodziło jej to najlepiej krztusiła się , dławiła ale wytrwale uczyła się dalej. Gdy już opanowała zaciąganie się bez ataków duszności. Wróciły do domu a tam zaczęła naukę chodzenia i poruszania się jak facet. Nauka bicia się była zbędna to umiała od zawsze. Nie raz sprawiła komuś lanie bo ją wkurzył lub wszedł w drogę. Pewnie teraz zastanawiacie się po co jej taki durny plan?Otóż ubzdurała sobie,że będzie postępować jak facet z ta różnicą iż jako niegrzeczny facet ojciec nie tylko dostanie szału ale też wygna ją z powrotem do matki. No i po raz pierwszy w życiu zwróci na nią uwagę. Swój plan miała zamiar wprowadzić już od jutra.A do tego czasu opracowywała plan jutrzejszego dnia. Poncho tego dnia nie wrócił na noc spędził ją u Maite.

Rozdział 4



Już następnego dnia zaczęła realizować swój nie do końca jeszcze przemyślany plan. Ubrała się w nowo kupiony dres oczywiście dla facetów upięła wysoko włosy tak by zakryła je czapeczka z daszkiem i z podpalonym papierosem zeszła na dół. Od razu kierując się do gabinetu ojca.Nawet nie zapukała tylko weszła z impetem i z wejścia powiedziała ;
- Cześć staruszku potrzebuje kasy !
To nie była prośba tylko raczej informacja wypowiedziana w sposób który dawał do zrozumienia ,iż nie przyjmuje odmowy. Franko spojrzał na nią i sam widok tak ubranej córki lekko go zdziwił jednak nawet tego nie skomentował. Dopiero kiedy zaciągnęła się ów papierosem zerwał się z fotela na równe nogi i szybko wyrwał jej peta gasząc w na blacie biurka.
- Co ty do cholery wyprawiasz ?! Czemu się tak ubrałaś i od kiedy to palisz?! - zapytał wściekły.
Zignorowała jego pytania i rzekła;
- Po pierwsze od dziś masz mówić do mnie Krystian.Po drugie nie krzycz !Po trzecie daj mi kasę, a po czwarte i ostatnie tu masz listę potrzebnych mi rzeczy do jutra masz czas by to załatwić !
Wziął głęboki oddech czując jak jego serce przyspiesza ze zdenerwowania i powiedział;
- Co ty za głupoty wygadujesz?!Jaki Krystian?! - zapytał jeszcze bardziej zdenerwowany.
- Hym... no wiesz tak sobie pomyślałem ,że od zawsze chciałeś mieć syna. No to teraz go masz!No co ?Nie cieszysz się? - zapytała szczerzą się do niego.
- Annie ...
- Żadna Annie ! Zapamiętaj ty nie masz córki! - tym razem powiedziała groźnym i dobitnym tonem.
Nie miał siły na dalsze dyskusje tym bardziej kiedy poczuła jak ciśnienie natychmiast podskoczyło mu do góry.Tak więc wyjął z kieszeni spodni portfel i nim zdążył wyjąć banknoty blondynka wyrwała mu go. Wyjęła całą jego zawartość rzuciła w ojca skórzanym przedmiotem i wyszła na odchodne mówiąc;
- Zacznij realizować listę bo jest długa a czasu mało!
Franko spojrzała na ową listę i aż z wrażenia usiadł;
* samochód najlepszej marki,motor
* karty kredytowe z jak największą kwotą na koncie
* masę ubrań (rzecz jasna dla panów)
* karnet na siłownię
* domek letniskowy
I tym podobne zachcianki były na liściku. W czasie kiedy on zastanawiał się nad jej zachowaniem i żądaniami ona ruszyła w stronę wyjścia.Jak tylko otworzyła drzwi zderzyła się w nich z brunetem.
- Cholera! - zaklęła
Spojrzał zdziwiony i po chwili się roześmiał.
- No i czego lizusie się cieszysz co ?! - zapytała gniewnie.
- Hym...bo tak się zastanawiam z którego cyrku uciekłaś ? - rzekł nadal się śmiejąc.
- Jak cię trzasnę w ten twój lalusiowaty ryj to zapomnisz jak się nazywasz kretynie!
- Ale bulwers !Nie potrzebnie się złościsz skoro ci ukradli ubrania to wystarczyło powiedzieć Alma na bank by ci coś pożyczyła a jak nie to ojciec...
Niestety zdania nie skończył po po sekundzie poczuły jak dostaje z łokcia w brzuch i na koniec kopniaka w krocze. Zabrakło mu aż tchu i padł na podłogę wijąc się z bólu.
- Oj skarbeńku czyżbyś znowu nie mógł oddychać ?Jakież to przykre ha ha !
Teraz ona się śmiała patrząc jak próbuje się do niej doczołgać by dokonać odwetu. Ale im był bliżej tym ona bardziej się oddalała zanosząc się śmiechem.W końcu jednak doszedł do siebie i kiedy już wstał zaczął ją gonić.Teraz oboje biegali po salonie jak dwójka małych dzieci.Poncho był wściekły a blondynka wręcz odwrotnie miała z tego ogromny ubaw i satysfakcję. Uśmiech zszedł z jej twarzy gdy o mały włos jej nie złapał jednak jej refleks był dużo szybszy dlatego złapała pierwszą lepsza rzecz i rzuciła w niego.On chcąc uratować najukochańszą figurkę Almy skupił się na przedmiocie w czasie kiedy ona uciekała z domu.Odbiegła od niego dość spory kawałek na wypadek gdyby chciał ją dogonić.Jak tylko znalazła się na jakimś skwerku usiadła by odetchnąć i wtedy to uświadomiła sobie,że w domu została Dulce.Jak najszybciej postanowiła nadrobić ten błąd wyciągnęła komórkę i zadzwoniła do czerwonowłosej.Po dłuższej chwili przyjaciółka odebrała i zaspanym głosem rzekła;
- Any u licha leżysz w pokoju obok i dzwonisz do mnie! - stwierdziła przeciągając się w łóżku.
- No właśnie problem w tym ,że jestem poza domem. - powiedziała przegryzając dolna wargę.
Po usłyszeniu owej nowiny Dulce zerwała się szybko na równe nogi.
- Blondi chcesz powiedzieć ,że zostawiłaś mnie samą w twoim domu?!
-Tak.Ale to wszystko przez tego kretyna bo mnie gonił i...
-Gdzie jesteś ?!Mów szybko gdzie jak tam trafię to ci to suche dupsko skopię ! - krzyknęła oburzona.
Wiedziała ,że przyjaciółka była wściekła ,ale tak dobrze ją znała, iż nie miała się czego obawiać. Bo za nim czerwonowłosa dotrze na skwerek złość na pewno jej minie.Wyjaśniła więc gdzie obecnie się znajduje i potem już tylko siedziała i czekała.Niestety czas wlekł się jej niemiłosiernie postanowiła więc pograć sobie na telefonie.Jednak nie potrafiła się na tym skupić bo nagle w jej myślach pojawił się brunet.Nienawidziła go z całego serca za to ,że odebrał jej ojca oraz jego miłość ale musiała przyznać ,iż był bardooo przystojny.I gdyby nie był jej bratem na pewno chciała by go zdobyć. Te jego oczy przyprawiły ją o gęsią skórkę. ,,Yyyyy Stop ! Kurcze o czym ja myślę ? Do cholery to mój brat więc nie ...nie mogę o nim myśleć jak o słodkim kąsku!" skarciła siebie w myślach.To jednak nic nie dało wciąż miała przed oczami jego piękne oczy i cudowny uśmiech który przyprawił ją o szybsze bicie serca. ,,Aaaaa !Ja zaraz zwariuje!" krzyknęła na cały głos.Wstała i zaczęła chodzić w tej i z powrotem i była pewna ile zrobiła okrążeń ,ale w końcu pojawiła się Dul.
- No wreszcie! - krzyknęła zniecierpliwiona.
- Dobra mów co zaszło i co masz zamiar dalej robić ? - zapytała od razu.
- Na początek choć gdzieś na śniadanie a potem ci opowiem.
Jak tylko znalazły dobrą knajpkę usiadły i zamówiły gorące naleśniki z owocami i czekoladą. Po tym jak już zaspokoiły swój głód Any zaczęła opowiadać o zajściu w domu.Następnie przedstawiła swój plan na dalsze spędzenie czasu. Na początek pozwiedzały trochę miasto blondi chciała zobaczyć gdzie można się zabawić i ile fajnych atrakcji posiada owe miasto. Potem po kilku godzinnym zwiedzaniu ruszyły na obiad na którym poznały Santiago i Williama. Czerwonowłosej panowie nie bardzo przypadli do gustu ale jej przyjaciółce owszem.Dlatego też resztę dnia oraz wieczoru postanowiła spędzić w ich towarzystwie.Choć jej przyjaciółce się to nie spodobało to jednak nie miała wyjścia i ruszyła z nimi. Panowie zaprosili ich do swojej dzielnicy. Tam dziewczyny poznały ich znajomych.Paczka Santiaga i Willa od razu zaakceptowała nowe towarzyszki. Najbardziej jednak przypadła im do gustu Any która nie tylko pokazała że twarda z niej sztuka i nie należy do grzecznych dziewczynek to też bardzo zainteresowało ich jej ubranie. Byli ciekawi z jakiego gangu pochodzi. Kiedy jednak wytłumaczyła, iż owe ubranie oraz styl nie jest codziennym jej ubiorem tylko przebraniem by wkurzyć ojca i jego nowa rodzinkę.Jeszcze bardziej byli pełni podziwu.Od razu zaproponowali jej wstąpienie do ich drużyny. Nie wiedząc na co się porywa zgodziła się.Była tak zafascynowana nowym towarzystwem ,że nawet argumenty Dulce nie przemawiały do niej. Dlaczego czerwonowłosej nowa paczka nie przypadła do gustu? Nie chodziło oto,że ubierali się jak dresiarze ani nawet oto ,że wlewali w siebie tonę alkoholu.Bo po stroju nigdy nie oceniała ludzi. A picie no cóż sama czasem lubiła wypić dla dobrej zabawy czy też kurażu. ale gdy zobaczyła ,że prawie każdy z nich ćpa i nosi broń przeraziła się.Nawet dziewczyny nosiły noże lub pistolety. Zastanawiała się w co takiego wpakowała ich blondynka. Tamta zaś ani trochę nie była przerażona tym jak żyje jej nowe towarzystwo. Znała Anahi od bardzo dawna i wiedziała jak bardzo jest szalona, zbuntowana i jakie ma jaja ,ale miała nadzieję ,że przyjaciółka ma więcej rozumu. Teraz jednak miała co do tego wątpliwości. Starała się zrozumieć czemu blondynce coraz bardziej odbija.Być może miało to związek ze zmianami w jej życiu jakie ostatnio zaszły. Oraz nienawiść do nowej rodziny tak bardzo ją zaślepiła ,iż zapomniała o rozsądku. Sama nie była już pewna czy chodzi oto czy o coś innego. ale jedno wiedziała na pewno musiała jak najszybciej coś zrobić im Any wpadnie w poważne tarapaty. Zaraz po powrocie do domu miała zamiar poważnie z nią porozmawiać. Niestety kumpela nie zamierzała szybko wracać do domu.Bo jak tylko padła propozycja pójścia na największa dyskotekę od razu przyjęła zaproszenie.Lekko już wstawiona wraz z nową paczką ruszyli a za nimi nie chętnie Dulce.Po wejściu do klubu od razu zamówili sobie spory zapas piw. Jedynie czerwonowłosa zamówiła sok chociaż ona musiała być trzeźwa by jakoś mogły wrócić do domu.Przez całą imprezę kumpela Any siedziała nadąsana czego blondynka całkiem nie pojmowała jednak była tak pijana ,że nie miała zamiaru się tym przyjmować. Piła ,tańczyła i obściskiwała się prawie z każdym przystojniakiem z którym wirowała na parkiecie. Dul znosiła to do czasu bo kiedy zobaczyła jak jej przyjaciółka idzie w stronę WC z dość podejrzanym typem ruszyła za nimi.I jak tylko mężczyzna próbował namówić blondynkę do zażycia białego proszku złapała ją za rękę i wyciągnęła z dyskoteki.
- Puszczaj ! Czemu się wtrącasz?! - krzyczała wniebogłosy.
- Bo mam do tego prawo nie pozwolę ci robić aż takich głupot i lepiej mnie nie wkurzaj! Wiesz co jeśli tak dalej maja wyglądać wakacje u ciebie to skorka ale ja rezygnuję! - powiedziała wściekła.
- Nie żabusiu proszę ...nie zostawiaj mnie.Potrzebuje cię!
Po czym po jej policzkach zaczęły spływać łzy.Przystanęła i choć wciąż była zła na nią to przytuliła do siebie.Zawsze kiedy Annie mówiła do niej żabusiu ta wiedziała ,że na serio jest jej przykro.Jak tylko koleżanka się uspokoiła znowu ruszyły w stronę domu. Po godzinnym spacerze dotarły wreszcie na miejsce.Dochodziła godzina 4.00 nad ranem obie były bardzo zmęczone.W drodze rozmawiały o zajściu w klubie i nowym towarzystwie.Tłumaczenia czerwonowłosej dały jednak jedynie taki efekt ,iż przyjaciółka obiecała kontrolować się i nie robić głupot.Jednak z nowych znajomych nie miała zamiaru ani przez chwilę rezygnować.Tak jak i ze swojego planu na temat udawania mężczyzny.Nie mając wyjścia Dulce przystała na to.Całkowicie padnięte od razu poszły spać.O 10.00 Anahi obudziła się z potężnym bólem głowy i potwornym kacem.Resztkami sił zwlekła się z łoża i poczłapała do łazienki zrzuciła z siebie ubranie i weszła pod prysznic. Odkręciła wodę i ustawiła na letni strumień po czym zaczęła namydlać swoje zmęczone ciało.Po skończonej kąpieli założyła szlafrok i wyszła z łazienki.Ledwo zamknęła drzwi a poczuła jak ktoś ja pociągnął i już po sekundzie leżała plackiem na łóżku a na niej siedział Poncho.
- No to teraz mi zapłacisz! - rzekł zbliżając swoje usta do jej warg.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez anetta418 dnia Sob 9:23, 04 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
anetta418
Administrator
Administrator



Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:34, 04 Lut 2012 Powrót do góry

ROZDZIAŁ 5



Przez chwilę leżała zszokowana wpatrzona jedynie w jego zielone oczy.Były jak magnez choć chciała uciec od tego spojrzenia nie potrafiła. Jego wzrok jak i tęczówki miały w sobie coś takiego,że jedynie co umiała zrobić to tylko się w nich zatracić.Pewnie wcale by się nie ocknęła gdyby nie jego słowa.
- No więc teraz mi zapłacisz złotko! - powiedział,a raczej wyszeptał jej prosto do ucha.
Twarz miał stanowczo za blisko jak dla niej.Czując jego oddech na swojej skórze dostała dreszczy i to dość przyjemnych.Zniewalające oczy i zapach też zrobiły swoje.No i jeszcze ta twarz i ciało siedzące teraz na niej.Tylko jakaś głupia laska by tego nie dostrzegła.Po jej głowie od tej bliskości zaczęły chodzić jej różne zbereźne myśli.Miała ochotę zobaczyć go nago to było nienormalne jak dla niej bo w końcu to jej ,,brat" mimo tego ,iż tego nie pragnęła ,a jednak był tak przystojny,że myśli same płatały jej figla.W dodatku on sam prowokował ją swoim zachowaniem patrzył głęboko w jej oczy ,a jego usta ledwo dzieliły centymetry od jej warg. Gdyby nie fakt,że są rodziną od razu by go pocałowała.Nienawiść ,nienawiścią ,ale facet miał w sobie to ,,coś" i dlatego teraz leżała jak kłoda nie mogąc nic z siebie wydusić. Jej serce w dodatku stanowczo za bardzo przyspieszyło jak i sam oddech.W brzuchu czuła dziwne łaskotanie no i jeszcze to pożądanie. Wiedziała,że jak się szybko nie ogarnie to będzie po niej.Jednak jakoś na chwilę obecną nie miała na to siły.Dopiero kiedy brunet zaczął powoli rozwiązywać jej szlafrok nie spuszczając z niej wzroku ogarnęła się i krzyknęła oburzona;
- Co ty do cholery robisz idioto ?!!!
- No więc najpierw sprawdzę czy rzeczywiście zmieniłaś płeć jak twierdzi tata,a potem...potem zapłacisz mi za moje zniewagi.
- Tknij mnie ,a nie dożyjesz wieczoru ! - pogroziła.
Poncho jednak olał jej słowa i już do końca rozwiązał jej supełek przy szlafroczku,już chciał rozchylić rąbek jej szlafroka gdy wyrwała jedną rękę z jego uścisku i złapała go za koszulę.
- Zabije cię ! - po czym zwinie przewróciła go na plecy.
Jak to zrobiła ,skąd wzięła tyle siły nie wiem ,jednak to ona teraz była górą. Niestety zdążył zobaczyć jej bieliznę którą na jej szczęście miała pod szlafrokiem. Choć zrobiło na nim wrażenie to co zobaczył bo przełknął ,aż ślinę to jednak nawet nie dał tego po sobie poznać tylko przeszedł do dalszego ataku nim ona otworzyła usta.
- Hym no więc jednak masz cycki.Jakieś tam rodzynki,ale są.No i jak na faceta to extra stringi nosisz wiesz. - rzekł na koniec szczerząc się do niej.
Zaskoczona rozdziawiła buzię.I w pośpiechu zawiązała szlafrok na dwa węzły tym razem tak dla pewności.Kipiała złością,a on natomiast w najlepsze bawił się jej kosztem.Leżał i śmiał się do rozpuku.
- Ty imbecylu uduszę cię ! Ty kretynie,łajzo jedna ! - krzyczała okładając go poduszką którą złapała sekundę temu.
Była tak wkurzona,że na serio miała ochotę go zamordować.Brunet leżał dalej śmiejąc się i rękoma odganiał uderzenia od poduchy.W pewnym momencie wyrwał ją blondynce ,złapał za nadgarstki i znowu przewrócił na plecy tym razem jednak wyszło to jakoś niefortunnie bo oboje wylądowali na podłodze.Sytuacja zbliżenia z przed kilku minut powtórzyła się tylko z tą różnicą,iż teraz nie siedział,a całym ciałem na niej leżał.Jego usta był praktycznie na jej wargach ,jego ciepły oddech muskał delikatnie jej policzek.Słyszała oraz czuła jak szybko i głośno bije jego serce,a może to było jej serce ?Nagle zrobiło jej się stanowczo za gorąco sytuacja była dość krępująca jednak ani on ani ona nie próbowali tego zmienić. Przez jego bliskość miała wrażenie,że brakuje jej tchu nagle z jej ust wyszły nie kontrolowane słowa;
- Poncho.
Niby nic, najzwyczajniej wypowiedziane słowa,a jednak było w nich coś co wyrażało jej obecne emocje.Brunet odebrał to jako zachętę do pocałunku i musnął delikatnie jej wargi.Wtem drzwi do pokoju się otworzyły i stanęła w nich Alma. Oboje migiem zerwali się na równe nogi.
- Ekhym...przepraszam ja nie wiedziałam... - nie skończyła jednak zdania bo w tym momencie Any naskoczyła na nią.
- Kto do jasnej cholery pozwolił ci tu wejść ?!Nikt też nie nauczył cię pukać ?! A ty ! Co się gapisz,zabieraj swoje dupsko razem ze swoją mamusią i oboje jazda z mojego pokoju! - krzyknęła popychając go w stronę szatynki.
- Nie popychaj mnie! - ostrzegł wkurzony jej atakiem.
- Będę robić co mi się żywnie podoba!I wypad ,a za to co zrobiłeś policzę się z tobą potem ,teraz jazda stąd ! - krzyknęła po raz kolejny go popychając.
Już chciał coś powiedzieć lecz Alma go powstrzymała prosząc by jednak wyszedł razem z nią. Brunet posłusznie spełnił ową prośbę.Jak tylko drzwi się za nimi zamknęły Annie wściekła usiadła na podłodze koło łóżka i zaczęła płakać wycierając usta. Owszem to muśnięcie nie tylko było przyjemne ,a nawet bardzo przyjemne przyprawiające ją o ten sam miły dreszcz co wcześniej,ale to był jej brat. I na myśl o tym poczuła zamiast smak słodkości ,gorycz.Miała w tej chwili pretensję do całego świata za tak pogmatwane życie.Nie dość,że matka podrzuciła ją do znienawidzonego ojca do tego musiała znosić nie tylko jego,ale i jego laskę i synka. No właśnie synka i brata który cholernie się jej podobał od chwili kiedy podał jej chusteczkę zaskarbił sobie jej serce. Jednak potem jej stosunek uległ zmianie co do jego osoby z powodów wiążących ich więzi. I oto miała największy żal.Bo nareszcie spotkała kogoś kto wpadł jej w oko ,dla kogo była by gotowa na każde poświęcenie jednak ten ktoś musiał okazać się jej rodziną. Świat jak i życie było niesprawiedliwe.Czemu go tak atakowała skoro podobał się jej ?Czy to z powodu nienawiści do ojca i jego nowej rodzinki czy też powód był inny ? Owszem był! Nienawiść do rodziciela wynikała z porzucenie ,a bruneta choć też po części winiła za to ,iż ojciec ją porzucił to jednak prawdziwym powodem był fakt ,że facet bardzo się jej podobał. Z każdym dniem coraz bardziej i by jakoś to wszystko minęło.To wielkie zafascynowanie jego osobą miała zamiar tak go traktować z nadzieję,że w ten sposób na serio go znienawidzi zamiast pokochać. Nie mogła obdarzyć go tym uczuciem,a przynajmniej nie jako kobieta mężczyznę.Jej miłość powinna być inna siostrzana.Jej atak był obroną przed rodzącą się w niej miłością.Otarła w końcu łzy i postanowiła się ubrać. Założyła białą bluzę adidasa do tego dżinsy rzecz jasna wszystko męskie. Na koniec czapeczka i zeszła na dół. Miała zamiar iść do gabinetu ojca by zapytać czy spełnił jej warunki ,ale kiedy usłyszała śmiech dochodzący z salonu ciekawość zwyciężyła i weszła tam. Na kanapie siedziała Alma,a obok niej Poncho razem z brunetką która w tym momencie poprawiała makijaż.Uświadomiwszy sobie,że owa dziewczyna to ta sama z która jakiś czas temu zderzyła się w drzwiach wejściowych postanowiła zabawić się i jej kosztem.Podeszła do niej i klepiąc mocno w plecy powiedziała;
- Cześć ropucho ! - po czym wyszczerzyła się do niej.
Maite która o mały włos nie wbiła sobie kredki do oka zerwała się na równe nogi.
- Łapy precz ode mnie jasne ! I sama jesteś ropuchą! - dodała na koniec wściekła.
- Ty, łajzo! Co to za kaszalot ? - zapytała bruneta wskazując na brunetkę.
- Ty śmieciaro !Za kogo ty się uważasz co ? Wyglądasz jak byś dopiero co wylazła ze śmietnika ,a śmiesz mnie obrażać ! I nie wyzywaj mojego faceta bo nie ręczę za siebie! - krzyknęła May łapiąc ją za bluzę.
Jednak to nie było dobre posunięcie z jej strony bo Anahi już po chwili złapała jej nadgarstek i wykręciła jej rękę do tyłu.Następnie szepnęła jej do ucha;
- Uważaj z kim zadzierasz kaszalocie!
Wściekły Poncho wstał i rozdzielił dziewczyny potem złapał za rękę blondynkę i wyciągnął do holu.
- Mam dość ,słyszysz dość !Twojego popieprzonego charakterku,debilnego zachowania!Z reguły bywam miłym facetem ,ale teraz przegięłaś na maksa,więc po raz ostatni mówię wyluzuj bo jak nie ...
- To co ?! - krzyknęła wkurzona odpychając jego palec którym jej groził przed oczyma.
- Przestanę być miły,a wtedy uwierz mi będziesz tego gorzko żałowała ! - rzekł wściekły.
- Oj tak,już się boję !Szczególnie takiego lalusiowatego synalka jak ty! - odpowiedziała rozkładając ręce.
- Oj, żebyś się nie zdziwiła,jeszcze mnie nie znasz.
- I nie mam zamiaru poznać cię z żadnej strony najlepiej jak byś znikł na zawsze z mojego życia! - krzyknęła mu prosto w twarz.
- Co ja ci takiego do cholery zrobiłem,żeś się tak na mnie uwzięła co ? - zapytał nie rozumiejąc jej podłego zachowania.
- Nie wiesz ? - zapytała zakładając ręce na piersi.
- Nie. - odparł poważnie.
- Po pierwsze urodziłeś się.Po drugie odebrałeś mi ojca ,a po trzecie nienawidzę cie i tyle! - krzyknęła wściekła.
- Dobra chcesz wojny ,nie ma sprawy.Tylko potem nie błagaj o litość bo dla wrogów jej nie mam! - skwitował na koniec i zaczął iść w stronę salonu.
- Poncho ! - krzyknęła za nim.
- Spadaj !
- Cholera mówię do ciebie ! - krzyknęła jeszcze bardziej wzburzona,że ją olał.
- Bla bla bla ! - odpowiedział machając jej ręką na pożegnanie.
Miała dość podbiegła do niego złapała za tył koszulki,a kiedy się odwrócił przyłożyła mu z całej siły pięścią w twarz.Zszokowany,a raczej zaskoczony chłopak ,aż padł na podłogę.Pochyliła się nad nim i powiedziała;
- Jeszcze raz mnie pocałuj,wejdź do mojego pokoju lub mnie olej jak będę do ciebie mówiła,a kretynie zabije cię !
Na koniec chciała sprzedać mu jeszcze kopa jednak w tej chwili zobaczyła ojca wychodzącego z gabinetu.
- Co tu się dzieje do cholery ? - zapytał widząc ową scenerię.
Brunet natychmiast wstał pocierając obolały policzek,a Any zamiast odpowiedzieć na zadane pytanie od razu przeszła do rzeczy.
- Masz dla mnie to o co prosiłam ? - zapytała spoglądając na niego spod czapeczki.
- No więc tak samochód i motor będzie jutro,tu masz karty i karnet.Co do ubrań to lepiej jak sama sobie je kupisz bo jeszcze wybrał bym coś nie tak i...
- Tato co to ma być ? - zapytał oburzony Alfonso. - Ona pstryknie ,a ty robisz co ci każe !To chyba na odwrót powinno być ?! To jakaś paranoja jakaś gówniara wprowadza się do nas i rujnuje na około wszystkim życie!
- Poncho.- powiedział Franko łagodnym tonem jednak dającym znak by syn przestał się wtrącać.
- Ty się imbecylu nie odzywaj !Leć do swojego kaszalota czeka na ciebie!
- Jak cię ... - rzekł i rzucił się do niej z rękoma.
Jego zapędy powstrzymał ojciec.
- Dość !Poncho ty wracaj do May ,a ty młoda damo nie prowokuj go i do gabinetu ze mną! - powiedział rozkazującym tonem będą już dobrze zdenerwowanym.
- Ani mi się śni!Daj to co chciałam i spadam na górę Dulce pewnie już wstała.
- Nie Annie najpierw porozmawiamy już dawno powinniśmy to zrobić. Choć !
- Powiedziałam nie?!Ogłuchłeś staruchu ! - krzyknęła wściekła. - W dupie mam ciebie i rozmówki z tobą !Resztę rzeczy też już nie chcę daj temu pieprzonemu synalkowi wszystko !Przecież to nie ja,a on jest twoim dzieckiem ja byłam tylko wpadką prawda ?!!!I skoro nie chciałeś mnie wtedy to teraz też nie oczekuj ,że stanę się twoją córką ! - krzyknęła i czym prędzej pobiegła na górę.
Wpadła do pokoju czerwonowłosej jak burza i zaczęła ją budzić.
- Wstawaj !Wstawaj Dul wynosimy się stąd !
- Ale, jak to ,o co chodzi ? - zapytała zaspana przyjaciółka pocierając oczy.
- Normalnie wynosimy się i już,nie zamierzam być w tym domu ,ani minuty dłużej!
Krzyczała ,a łzy spływały jej po policzkach w jej głosie było nie tylko słychać gniew,ale też ogromny ból,żal i rozgoryczenie. Jak tylko Dulce poczłapała do łazienki Any zaczęła wybierać jej ubrania,resztę zaś spakowała do plecaka.Kiedy skończyła pobiegła do swojego pokoju i zrobiła to samo ze swoimi ubraniami. Czerwonowłosa na widok tobołów zapytała;
- Co to ma znaczyć ?
- Już ci mówiłam ,wynosimy się stąd!
- Ty zwariowałaś ?!I niby gdzie pójdziemy?
- Mam kasę więc do jakiegoś hotelu dziś ,a jutro wrócimy do naszego miasta.
Dul miała ochotę podejść i potrząsnąć nią jednak stan w którym była teraz blondynka wymagał trzymania się od niej z daleka i nie prowokowania jej tylko odpuszczenia. No więc dała na chwilę obecną spokój i posłusznie wzięła plecak po czy poszła za kumpelą. Tym czasem Alma próbowała uspokoić Franko po napadzie Annie jak i po kłótni z Alfonso zaraz po tym jak blondynka zniknęła na górze. Brunet jasno wyraził swoje zdanie na temat tego jak bardzo ojciec jej pobłaża Franko choć dobrze o tym wiedział zaczął jej bronić co w rezultacie skończyło się kłótnią wściekły Poncho złapał Maite za rękę i oboje opuścili dom.Kilka minut później to samo zrobiła blondynka wraz z koleżanką.

*****************
Wieczór
Nie spały jednak w hotelu tylko poszły do baraków w których przesiadywali nowi znajomi blondynki. Rzecz jasna koledzy udostępnili jeden z pokoi dziewczynom.Jednak jak i druga była wściekła Anahi na rodzinę,a czerwonowłosa na nią, bo zamiast hotelu będą spały u typków którzy na jotę nie podobali się Dul. I gdyby tak bardzo nie kochała jej to w tej chwili zabrała by się i wróciła do swojego domu.Jednak doskonale zdawała sobie sprawę,że tamta jej w tej chwili potrzebuje i tylko dlatego została i znosiła to wszystko. W sumie chłopcy choć prowadzali się z różnorodnym towarzystwem wcale nie okazali się ,aż tacy źli.Gdy tylko się zjawiły u nich i poprosiły o nocleg od razu odstąpili pokój ,potem poczęstowali śniadaniem i do samego wieczora siedzieli całą bandą nad rzeką.Santiago i William okazali się godni zaufania i bardzo fajni. Nawet Dulce zaczęła już ich lubić.Siedzieli i rozmawiali cały czas z nią i blondynką w czasie kiedy reszta jak nie chlała ,to ćpała czy też zabawiała się w wodzie. Oni jako jedyni nie robili głupot. Ostatnio była pewna,że są tacy sami bo wtedy też pili,klęli jak szewc i co jakiś czas znikali więc czerwonowłosa uznała,iż tez chodzą ćpać.Teraz jednak zmieniła o nich zdanie diametralnie. Taki dzień spędzony u ich boku poprawił nawet trochę nastrój Anahi.Więc wieczorem całą bandą wybrali się na imprezę do klubu ,,Soft". Był ogromny i wypełniony po brzegi jeśli ktoś nie chciał się zgubić lepiej by trzymał się blisko osób z którymi przyszedł. Zabawa trwała dziewczyn najpierw wypiły po dwa piwa,a potem poszły na parkiet razem z chłopakami. Po tańczyły trochę i znów wróciły do stolika wypiły kilka głębszych tym razem i znowu wróciły na parkiet. Wszystko było w jak najlepszym porządku,każdy bawił się w najlepsze jednak do czasu.W pewnym momencie blondynka zniknęła. Wystraszona Dulce wraz z Santim i Willem zaczęli jej szukać lecz bez skutku.Szukali wszędzie w całym klubie i poza nim.Dzwonili do niej lecz nie odbierała w końcu zrozpaczona koleżanka postanowiła wejść na scenę i przez mikrofon ją wywołać w nadziei ,iż to pomoże.Ni jednak tam dotarła z Santim ,William napisał jej esa,że zguba się znalazła. Wściekła kumpela wróciła na miejsce z zamiarem powiedzenia przyjaciółce do słuchu jednak gdy dotarła do stolika zobaczyła śpiącą na kanapie Any.
- Co z nią ? - zapytała patrząc na blondyna.
- Jest pijana i naćpana ! - krzyknął wściekły.
- Naćpana ?! - zapytała z niedowierzaniem czerwonowłosa.
- Tak. - odparła po chwili wstał i wziął blondynkę na ręce. -Choć ! - rozkazał Dulce.
- No ,ale skąd,jak ? - pytała niczego nie rozumiejąc.
- Nie wiem.Pewnie kupiła od kogoś na zewnątrz.
- I co teraz ? - zapytała nie wiedząc co robić.
- Nic,idziemy do domu.Wyśpicie się,a jutro trzeba z nią pogadać.
- No,ja na pewno jej nie odpuszczę ! - odparła wzburzona.
Po wydostaniu się z klubu wsiedli do samochodu i wrócili na chatę,tam najpierw ułożyli blondynkę do snu,a gdy chłopcy uciekli do swojego pokoju ona też się położyła.Niestety nie zmrużyła oka zamartwiając się zachowaniem i postępkami kumpeli.Jedno wiedziała na pewno musiała koniecznie coś zrobić nim przyjaciółka popadnie w poważne tarapaty.Na początek postanowiła z nią pogadać ,a gdy to nic nie da uda się po inne środki by wybić jej głupoty z głowy. No i następnego dnia rozmowa się odbyła i chociaż Annie obiecała się uspokoić nie zrobiła tego.Skąd ta pewność ? Minęło dwa dni odkąd wyszły z domu jej ojca ,a ona ciągle piła i ćpała tylko tym razem po kryjomy Dulce być może by się nie połapała gdyby nie to,że to zawsze chłopcy potrafili poznać kiedy dziewczyna jest po dragach. Cała trójka próbowała ją pilnować jednak ta była sprytniejsza od nich i zawsze znalazła sposób by wyrwać się na chwilę i zaćpać.Przyjaciółce opadały już ręce jednak bała się zostawić ja w tak trudnym okresie dla niej. Annie o powrocie do domu nie chciała nawet słyszeć więc by jej ojciec nie odchodził od zmysłów Dul zadzwoniła do niego i powiedziała ,że są niby u innej przyjaciółki i nic im nie jest.Obiecała też,że w końcu namówi blondynkę na powrót do domu.Wiedziała jednak,że się jej to nie uda,ale nie zamierzała tez stać spokojnie i patrzeć ja ta stacza się na dno.Więc czwartego dnia postanowiła zasięgnąć po pomoc kogoś innego.Bo rzecz jasna Anka nie słuchała ani jej,ani Santiago czy też Williama.Był piątek wieczorek i jak zwykle blondynka chciała iść do baru lub klubu zmówieni jednak kumple jak i koleżanka sprzeciwili się mówiąc,że wolą zostać w domu.Wściekła siedziała przez dwie godziny oburzona,ale potem z uśmiechem na twarzy zaczęła z nimi gadać jak gdyby nigdy nic. Żadne z nich nawet nie podejrzewało kolejnego podstępu z jej strony.Skapnęli się dopiero kiedy ta wyszła do łazienki i długo nie wracała. Wtedy ruszyli na poszukiwania jej. Kilka godzin poszukiwań nic nie dały czerwonowłosa w końcu nie wytrzymała i zadzwoniła po dodatkowe posiłki. W tym czasie Santi i blondyn przeszukiwali dalej okolice, a ona zadzwoniła do Uckera. Prawie się nie znali jednak on nie tylko ją pamiętał,ale też od razu zgodził się pomóc.
- Tylko Cuks! - krzyknęła do słuchawki na koniec.
- Tak ?
- Nie mów o niczym Alfonso bo ona z nim nie gada pokłócili się. Zresztą wątpię by on chciał jej pomóc po tym jak go potraktowała. - dodała na koniec.
- Wiem,mówił mi.Jest na nią nie tylko wściekły,ale też porządnie cięty.
- To znaczy ? - zapytała zaciekawiona.
- Wiesz zajebisty z niego facet i pomoże każdemu jednak jak ktoś z nim zadrze to już po nim. Ona akurat nagrabiła sobie u niego i to nie źle więc teraz raczej sam by jej zaszkodził niż pomógł.
- No widzisz,więc mu o niczym nie mów. - poprosiła jeszcze raz.
- Jasne! - rzekł i rozłączył się.
Oni szukali ,a ona w najlepsze bawiła się w klubie ,,Cool" na końcu miasta. Była już nie tylko naćpana jak i pijana jej towarzyszem zabawy był Dino to z nim wtedy zniknęła na imprezie w klubie ,,Soft" to od niego też kupowała towar.Zadowolona siedziała teraz w najlepsze przy barze i popijała kolejnego drinka gdy nagle za swoich pleców usłyszała;
- Co tu robisz wiedźmo ?
Odwróciła się w stronę osobnika na jego widok opadała jej szczęka. Przed nią stał nie kto inny jak wkurzony Poncho.Obejrzała go od góry do dołu następnie spojrzała w jego oczy pełne gniewu i na luzie powiedziała;
- Siedzę i piję oraz dobrze się bawię. Nie widać ?!!! - krzyknęła na koniec mu prosto w twarz.
- No to zabawisz się teraz ze mną ! - powiedział i złapał ją za rękę.
- Co robisz ?Puszczaj łajzo !Słyszysz puszczaj ! - krzyczała próbując się wyrwać.
On jednak puszczał mimo uszu jej słowa i zawzięcie ciągnął ją do wyjścia. Będąc już na zewnątrz otworzył auto i prawie wepchnął ją do środka, zapiął pasami i nim przeszedł na stronę kierowcy zablokował drzwi. Jak tylko wsiadł zaczęła okładać go pięściami.
- Ty debilu,skończony kretynie,śmieciu wypuść mnie natychmiast i to już ! - krzyczała bijąc go gdzie popadło.
Zdenerwowany na maksa złapał ją za nadgarstki i z wściekłością w oczach krzyknął;
- Zamknij się!!! Zamknij i posłuchaj co ja mam ci teraz do powiedzenia wiedźmo!Mam dość tego jak traktujesz mnie i wszystkich na około,w dupie mam jak bardzo skomplikowało się twoje życie ,mojego nie dam ci zrujnować !Mam też gdzieś twoje żale czy pretensje!Ostrzegałem cię byś ze mną nie zadzierała ,ale ty wolałaś udawać chojraczkę,no więc teraz zapłacisz mi za wszystko!
Jego głos,ton i nienawiść paląca się w jego oczach sprawiła,że tym razem się wystraszyła.
- Co chcesz zrobić ? - zapytała spokojnie.
- Nauczyć cię szacunku do innych i utrzeć ci nosa.
Powiedział puszczając ją i włączając silnik.Spojrzała na niego podejrzliwie i zaczęła masować obolałe nadgarstki.Nie odzywała się i nie chodziło tu o strach bo on pojawił się na chwilę ,a potem znikł.Teraz planowała co mu zrobi jak tylko wysiądzie z auta.Jakieś 20 minut później znaleźli się nad rzeką.Wysiadł i w ten sam sposób co wyciągnął ją z baru wywlókł ją tez z samochodu.Początkowo zdziwiła się bo nic z tego nie kapowała. Niby jak chciał nauczyć ją szacunku i utrzeć nosa nad w miejscu w którym nikogo nie ma ? W pierwszej chwili pomyślała,że chce ją zgwałcić,ale zaraz odgoniła od siebie tą myśl.Był rodziną ,do tego nie wyglądał na takiego który w ten sposób wyrównuje rachunki.Nie mogąc samej odpowiedzieć na dręczące ją pytania zapytała;
- Po cholerę mnie tu wywiozłeś ?Woda ma zmyć moje grzechy?! - krzyknęła ponownie zła.
- W pewnym sensie. - rzekł uśmiechając się do niej i ciągnąc w stronę rzeki.
- Ale ty jesteś pojebaaaaaaaaaaaa !!!! - krzyknęła nagle gdy pchnął ją do wody.
- Miłej kąpieli księżniczko ! - krzyknął z uśmiechem na twarzy po czym siadł na brzegu i patrzyła jak dziewczyna walczy z wodą. - No i jak fajnie tak w lodowatej wodzie się pluskać ?
- Niech ja tylko wyjdę to ci dupę skopię ! - krzyczała powoli zbliżając się do brzegu.
Tym czasem on spokojnie sobie wstał i jak tylko podeszła ponownie ją wrzucił do środka,robił tak kilkakrotnie,aż dziewczyna w końcu zaczęła go prosić by przestał.
- Jak przeprosisz może pozwolę ci wyjść. - odpowiedział spokojnie.
- Nie ma mowy kretynie! - krzyknęła zbulwersowana.
- Jak chcesz ja mam czas i siłę,a ty już powoli ją tracisz.
- Najwyżej się utopię,a cię kur.wa mać nie przeproszę !
Minęło 10 minut siły ją opuszczały jednak Anahi wciąż nie przeprosiła i nawet nie zamierzała przeprosić tylko jeszcze bardziej zaczęła się do niego sadzić.
- Ty draniu!Idioto,skończony popaprańcu do czubków z tobą powinni iść ,albo w zoo powinni cię zamknąć !Myślisz kur.wa,że mnie siłą zmusisz do posłuszeństwa?!Zgrywasz w domu świętoszka,a poza nim jesteś zwykłym pojebanym draniem!Nienawidzę cię !Nienawidzę! - krzyczała po środku rzeki.
Tym razem nerwy jej puściły ,nie wytrzymała już i nagle zaczęła płakać.Poncho ta zabawa też nie sprawiała przyjemności choć mogło by się tak wydawać.Nagle na widok jej łez wskoczył do wody i szybko podpłynął do niej.
- Annie. - powiedział czule chcąc ją przytulić do siebie.
Ona jednak zaczęła okładać go pięściami w klatę.
- Ty śmieciu jak mogłeś wrzucić mnie do tej cholernie zimnej wody!Nienawidzę cię!Nienawidzę!Nienawidzę!Nienawidzę! - krzyczała na całe gardło bijąc go prosto w tors i płacząc coraz głośniej.
Nie bronił się, pozwolił na atak bo wiedział,że też przesadził oraz chciał by wreszcie wyładowała napięcie które od przeprowadzki w niej siedziało.Biła go i biła.Ona płakała i on też,aż w końcu zabrakło jej sił i przytuliła się do niego z całej siły.
- Nienawidzę cię wiesz ?! - ni to zapytała ,ni stwierdziła.
- Wiem ja siebie też... nienawidzę. - rzekł tuląc ją mocno do siebie. - Przepraszam Any,przepraszam nie wiem co mnie napadło ja...ja nigdy...
Nie skończył jednak bo blondynka nagle uniosła głowę go góry i spojrzała zapłakanymi oczami na niego.Widząc spływając łzy z jego policzków otarła je.Skąd wiedziała,że to łzy ,a nie woda?Bo oczy miał zaczerwienione tak samo jak ona do tego drżał.Zimno ,zimnem jedno jak i drugie było mokre,obojgu było zimno ,ale teraz nawet to się nie liczyło.Patrzyli na siebie w milczeniu mur nienawiści czy też złości opadł,ale czy na pewno ?Czy to nie jest tylko chwilowa cisza przed prawdziwą burzą ?Tego nie wiedzieli.Brunet miał nadzieję,że to koniec wojny,ona zaś nie widziała co ma teraz myśleć,zrobić jak się zachować.Potraktował ją źle,ale i ona nie była święta wobec niego dlatego też zrozumiała jego nagły atak.Pokazał jej jednak,że po mimo wszystko wciąż jest tym samym wrażliwym facetem którego poznała w parku. Boże jak ona w tej chwili żałowała,iż są rodziną.Tak bardzo pragnęła poczuć smak jego warg.On jakby czytając jej w myślach nagle musnął delikatnie jej usta,potem jeszcze raz były takie ciepłe i słodkie,że odruchowo rozchyliła wargi by mógł wtargnąć językiem w jej usta.Jak tylko ich języki zetknęły się ze sobą jego pocałunek stał się jeszcze bardziej słodszy i namiętny.Całował tak bosko,iż trudno było oderwać się od tej przyjemności.Te jego silne ramiona oplatające ją,zapach wody kolońskiej bruneta wpadający w jej nozdrza i docierający do każdej najmniejszej komórki w jej mózgu przyprawiał ją o jeszcze większy zawrót głowy. Namiętność z jaką ją całował całkowicie pozwoliła się jej zatracić i na chwilę zapomnieć kim dla siebie są.To nie powinno mieć miejsca,a jednak miało.I teraz powstaje pytanie co potem ?Co stanie się gdy pocałunek dobiegnie końca i oboje zdadzą sobie sprawę z grzechu jaki popełnili ? Na te pytania odpowiem wam następnym razem.



ROZDZIAŁ 6



Ten pocałunek,dla niej był grzechem.Czymś, na co nie powinna sobie pozwolić,ale jego miękkie,słodkie namiętne usta nie pozwalały jej skończyć z tym.Silne ramiona, oplatające jej talię i zapach, wody kolońskiej wdzierający się do jej nozdrzy ,jeszcze bardziej przyciągał ją do niego.Z minuty na minutę coraz bardziej się zatracała i gdyby ,nie głosy w jej głowie,mówiące ,,to twój brat".Pewnie posunęliby się jeszcze dalej.Nagle odepchnęła ,bruneta od siebie z całej siły,aż wpadł do wody,ona tym czasem korzystając z okazji zaczęła biec w stronę brzegu.Będąc już przy samochodzie dogonił ją ,złapał i przyciągnął do siebie.
- Ej ,co to miało być ? Czemu uciekasz ? - zapytał nie bardzo rozumiejąc skąd taka reakcja.
- Puszczaj ! - krzyknęła wyrywając się.
- Ale Annie... zaczekaj ,do cholery co jest grane ? - zapytał biegnąc za nią.
- Zostaw mnie ! - krzyknęła gdy złapał ją ponownie.
- Nie! Wyjaśnij mi ...
- A co tu wyjaśniać ?!To co się stało,co zrobiliśmy,to...to nie powinno się wydarzyć !!! - krzyknęła rzucając się dalej w lasek.
- Cholera Any, posłuchaj! - krzyczał za nią mijając drzewa.
- Nie Poncho!To było złe ,bardzo złe i nie może się powtórzyć ,nigdy ,ale to nigdy więcej jasne !
- No ,ale ja chciałem ci ...
- Przestań!Przestań ,do cholery,całowałeś mnie ,a ja głupia nie wiem czemu odwzajemniłam,jesteś moim bratem w dodatku cię nienawidzę ,a robię takie głupoty!To chore i nienormalne !
- Nienawidzisz mnie ? - zapytał chcąc się upewnić czy dobrze wyłapał słowa.
- Tak,nienawidzę z całej duszy i serca !A teraz wybacz ,kumple czekają. - odpowiedziała i ruszyła przed siebie. - wykrzyczała mu prosto w twarz.
- Zaczekaj ! Mam jedno pytanie.
- Co znowu?! - krzyknęła obracając się w jego stronę.
- Powiedz mi,czy gdybym nie był, twoim bratem czy to by coś zmieniło ?
- Nie,a wiesz czemu?!Bo odkąd cię poznałam ,nie nienawidzę cię ,jesteś lalusiem podlizującym się staruszkom!A ja ,w takich ciepłych kluchach nie gustuję,to tyle !Nara!!!
Ta odpowiedź mu wystarczyła,teraz już był pewny,że pocałunek był tylko pod wpływem emocji z jej strony. Zabolało go to ,jak i jej słowa bo miał nadzieję,że w końcu zaczną się dogadywać. Znał ją krótko ,ale wiedział już,że blondynka bardzo mu się podoba jednak ona pałała do niego nienawiścią. Czemu aż taką ?I dlaczego aż tak go nienawidziła czy powodem rzeczywiście był ojciec ? zastanawiał się.Jednak miał powoli dość takiego zachowania z jej strony,coraz bardziej przeginała. To jak traktowała jego był jeszcze wstanie znieść ,ale fakt ,że krzywdziła niesłusznie ,,jego" rodziców,swoją przyjaciółkę i do tego samą siebie wkurzał go. Był pewny,że owa kąpiel przeczyści jej szare komórki i w końcu Any się opanuje.Nie chciał tego robić,tym bardziej ,że to nie było w jego stylu,ale kiedy zobaczył ją z tym ćpunem w dodatku pijaną i naćpaną nie wytrzymał. Dobrze wiedział,że nie jest taka.Ta zapłakana dziewczyna z parku którą poznał była wrażliwa,przebojowa i słodka.A ,tą którą teraz się stała ,to była tylko maska.Taka tarcza obrona ,tylko po co i przed kim ? Tego właśnie nie mógł pojąć.Wsiadł w końcu do samochodu i pojechał prosto do domu. Tym czasem ona szła przez lasek ocierając łzy. Przed nim stała twardo,nie pokazała nawet przez chwilę,że ta sytuacja też bardzo ją boli. Owszem działa jej na nerwy i to bardzo,ale nie mogła zaprzeczyć nawet przed sobą,że cholernie mocno się jej podobał i pociągał ją. Nie powinno tak być,nie w momencie kiedy są rodzeństwem,ale nie umiała tego powstrzymać. Starała się ,odpychać go ,zniechęcać jednak na razie chyba szło jej marnie skoro ją pocałował.,,Co za debil,idiota !Jak on mógł,co on sobie do cholery wyobraża,czy on jest tępy i nie rozumie,że wiążą nas więzy krwi?!!!Czemu to zrobił ,po jaką cholerę?!!!" szła pytając samą siebie i ocierając nadal spływające łzy. ,,To wszystko przez ciebie głupi ,nadęty staruchu!Gdyby nie ty,moje życie było by inne!Zniszczę cie ,zniszczę ciebie i całą ta twoja cholerną ,pieprzoną szczęśliwa rodzinkę!!!Zniszczę tak samo jak ty zniszczyłeś mnie!!!" krzyczała na całe gardło myśląc ,że w ten sposób poczuje choć trochę ulgi.Niestety nic to nie dało,na szczęście lasek był niewielki i już po kilku minutach była przy drodze ,od razu zatrzymała stopa i poprosiła o podwiezienie do miasta. Jak tylko tam dotarła,natychmiast poszła do gościa z baru.Tyle,że od razu do jego domu,zapukała ,a kiedy staną w progu powiedziała;
- Sory ,za tego palanta,to mój brat ,,niestety"! - dodała na koniec przewracając oczami niezadowolona.
- Daj spokój lalka ,mam gdzieś takich debili,to co wejdziesz ? - zapytał otwierając szerzej drzwi.
- Nie.Wiesz co,ja tylko chciałam działkę i spadam,kumpela na mnie czeka. - rzekła poprawiając czapkę na głowie i posyłając słodki uśmiech by jak najszybciej dopiąć swego.
- Ok,jasne. - powiedział i wszedł do środka.
Stała przystępując z nogi na nogę ,była tak wściekła,że miała ochotę komuś przyłożyć,dodatkowo było jej bardzo zimno,mokre ubranie przylegało do jej ciała ,a wiatr choć nie był wielki wzmagał jednak chłód który czuła. Jak tylko chłopak pojawił się ponownie w wejściu ,wyjęła portfel i zapłaciła ,po czy wzięła małą torebeczkę z białym proszkiem podziękowała i ruszyła przed siebie. Kilka uliczek dalej ,przykucnęła i z dłoni ,na którą przed chwilą nasypała biały proszek ciągnęła go nosem. Odczekała chwilę i ruszyła dalej,do chaty Santiago już prawie dochodziła,kiedy nagle nie wiadomo skąd stanęła banda mężczyzn.Wszyscy byli ubrani w dresy i nie wyglądali ani na sympatycznych ,ani zadowolonych.Zastawiała się przez chwilę czy powinna się cofnąć ,ale dawka proszku zaczęła chyba robić swoje ,bo zamiast uciekać ,zaczęła zaczepiać kolesia stojącego na wprost niej.
- Hej ,dryblasie zabierz bandę swoich dzieci i zejdź mi z drogi !!! - krzyknęła grubym głosem jak gdyby była facetem.
- Ty małolat ,nie podskakuj bo ci zaraz buźkę podrasuję!!! - rzekł najwyższy zbliżając się coraz bardziej w jej stronę.
- Myślisz,ze boje się takiego frajerka jak ty ?!!!Jeśli tak to patrz ! - powiedziała i z całej siły przyłożyła chłopakowi pięścią w twarz.
Ten niestety nawet nie drgnął,co więcej złapał ją za nadgarstek i przysuwając głowę do jej ucha powiedział;
- Teraz mnie wkur.wiłeś małolat !!! - po czym wyjął nóż i wepchnął jej prosto w brzuch. - Tak się pozbywam nie chcianych śmieci! - dodał i pchnął ja na chodnik.
- Szrama ,mogę mu poprawić ? - zapytał jeden ze stojących dalej.
- Jasne ,choć chyba nie będzie trzeba !!! - rzekł i zaczął się śmiać.
Any skuliła się z bólu i patrzyła jak przez jej palce przecieka coraz to więcej czerwonej cieczy.Widząc zbliżającego się kolejnego napastnika zaczęła z czołgać się w odwrotna stronę.Niestety koleś był szybszy i złapał ja za nogę ciągnąc w swoja stronę.
- Dokąd to małolacik ? - zapytał szczerząc się do niej.
Po chwili jednak uśmiech z jego twarzy znikł i pojawiło się zdziwienie oraz przerażenie. Spanikowany podbiegł do kumpli i krzyknął;
- Stary kur.wa ,to dziewczyna!!!
- Co ty pieprzysz ?! - zapytał Szrama podchodząc bliżej.
- I co, łyso ci idioto! - wysyczała przez zęby zwijając się z bólu.
Nie odpowiedział nic ,tylko skinął głową w stronę kolegów na znak,że maja zwiewać. Wszyscy szybko ruszyli pędem,tym czasem ona drżącymi rękoma wyjęła telefon chcąc zadzwonić do Dulce jednak nim wybrała numer koło niej zatrzymał się samochód ,po chwili wysiadł z niej mężczyzna ,a zaraz za nim kobieta i podeszli do niej. Dopiero teraz w lekkim blasku latarni zobaczyła,że to Dulce.
- Cholera Anka !Po całym mieście cię szukamy ,a ty ...O Boże !Annie ,co ci jest,kto ci to zrobił ?! - zapytała spanikowana przyjaciółka widząc krew na rękach blondynki.
- Ni...nic Dul ,nic to...aaa! - próbowała uspokoić jednocześnie chcąc wstać lecz wtedy ból się nasilił.Łzy samoistnie zaczęły spływać jej po policzkach ,a ciało ponownie osunęło się na ziemię.
- Ej ,co jest ? - zapytał szatyn kucając przy dziewczynach.
- Ona jest ranna,krwawi! - wykrzyczała zdenerwowana czerwonowłosa.
- Dzwonię po kartkę ,a ty pomóż jej wstać. Tylko,ostrożnie. - powiedział Ucker wyciągając telefon ze spodni.
Kilka minut późnej Dulce razem z Any była już w drodze do szpitala. Zaś Poncho zaraz po dotarciu do domu ,przebrał się w suche ubrania i położył na łóżko,teraz jedynie na co miał ochotę to zasnąć. Nie było mu jednak to dane,bo nerwy i myśli o blondynce uniemożliwiały mu to. Miał już zejść na dół by czegoś się napić ,ale w momencie kiedy otworzył drzwi zobaczył May.
- Witam! Gdzie byłeś ,czekałam na ciebie w klubie jak idiotka ! - krzyknęła wpychając go do środka.
- Wiem.Przepraszam,ale coś mi wypadło.Nie gniewaj się. - rzekł siadając na łóżku.
- Wypadło? - zapytała niedowierzająco.
- Tak,musiałem...
- Dobra,nieważne. Ważne,że teraz cię mam ,choć tu do mnie ! - rzekła kiwając do niego zachęcająco palcem u prawej ręki.
Nie bardzo wiedział do czego zmierza,ale wstał posłusznie i podszedł do niej. Wtedy brunetka, złapała go za koszulkę i pchnęła na ścianę.
- Tęskniłam,wiesz. - powiedziała wpijając się w jego usta.
Jej dłonie zaczęły wsuwać się pod jego odzienie,pieszcząc przy tym jego napięte z nerwów mięśnie brzucha i klatki piersiowej.Nie miał ochoty na seks,ale w tej chwili na pewno,potrzebował relaksu i ucieczki w zapomnienie.Złapał ją więc za pośladki i uniósł do góry ,nie przerywając pocałunku.Jej nogi natychmiast oplotły go w pasie,a pieszczoty przeniosła na jego ucho i szyję ,całując i liżąc na zmianę wzbudzała w nim coraz to większe podniecenie. Zaniósł ją na łóżko i delikatnie położył nakrywając ja swoim ciałem.Szybkim ruchem ściągnęła z niego koszulkę i rzuciła na podłogę,on zaś pozbył się z niej bluzeczki i stanika,by móc zacząć pieścić jej sterczące z podniecenia sutki.Pod wpływem jego gorących warg i wilgotnego języka zataczającego kółka wokoło sutek jęknęła.Podniecenie w niej rosło coraz szybciej ,ściągnęła więc do paska jego spodni,by zaspokoił ja jak najszybciej i zaczęła go rozpinać. Poncho ,zaś sięgnął ręką pod jej krótką spódniczkę w poszukiwaniu koronkowych stringów.Już miał się ich pozbyć kiedy usłyszał dźwięk komórki,mimo to nie przerwał pieszczot i zaczął powoli zsuwać z niej majtki.Jednak ktoś widać miał pilną sprawę ,bo nie dawał za wygraną i telefon wciąż dzwonił i dzwonił. Wściekły ,w końcu zerwał się z łóżka i sięgnął po aparat.
- Cholera ! - zaklął pod nosem naciskając zieloną słuchawkę. - Co jest ?!!! - zapytał praktycznie krzycząc do słuchawki.
- Ej stary sory,że dzwonię i to chyba nie w porę ,ale...
- Żebyś kur,wa wiedział,że nie w porę! - krzyknął nie dając kumplowi skończyć zdania.
- No,dobra już nie wściekaj się tak!Chciałem ci tylko powiedzieć,że Anahi jest w szpitalu,bo ktoś dźgnął ją nożem,ale skoro masz ważniejsze...
- Który szpital ! -zapytał podnosząc koszulkę z ziemi i zakładając ją z powrotem na siebie.
- Szpital Św.Teresy. - odpowiedział szatyn.
- Dobra,zaraz tam jestem ! - rzekł i rozłączył się.
W pośpiechu ubrał buty,zapiął pasek który brunetka kilka minut temu mu rozpięła,złapał bluzę i już chciał wyjść ,ale May nagle zatarasowała mu drzwi owinięta jedynie w prześcieradło.
- Zapomnij,zostajesz ! - rozkazała wkładając mu ręce w tylne kieszenie dżinsów.
- Nie mogę,to pilne. Skończymy potem,co zaczęliśmy. Ok ? - zapytał biorąc jej twarz w dłonie i całując w usta.
- Nie!Skończymy teraz,nie obchodzi mnie ,że ktoś leży w szpitalu! - krzyknęła wściekła.
- Ale mnie,obchodzi! - powiedział dobitnie odpychając ją od siebie i otwierając drzwi.
- Jeśli wyjdziesz,koniec z nami!!! - krzyknęła nim postawił nogę za próg.


ROZDZIAŁ 7



Sięgnął do klamki i już chciał wyjść,jednak słowa brunetki powstrzymały go.Przystaną.Chwilę zastanawiał się czy dobrze usłyszał,zauważyła jego wahanie, więc powtórzyła słowa.Tym razem dobitnie.Czego jak czego ,ale tego się nie spodziewał.Wiedział ,że May jest porywcza ,ale nie sądził ,iż postawi mu taki warunek i to w takiej w sytuacji.
- Ja nie żartuję Poncho! - ostrzegła widząc ,iż chłopak wciąż stoi tyłem do niej.
Po tych słowach odwrócił się w jej stronę i zapytał;
- Naprawdę tego chcesz May ?
Patrzyła na niego obrażonym wzrokiem po chwili jednak rzekła;
- Dobra idź,ale jak wrócisz,jesteś cały mój!
- Jasne. - odpowiedział i wyszedł.
Wściekła rzuciła się na łóżko i zaczęła walić w nie pięściami.Brunet,tym czasem szybko dostał się do szpitala jadąc szybciej niż zazwyczaj. Jak tylko wpadł na oddział Ucker podszedł do niego i zaczął zdawać relację.
- Kto to zrobił ? - zapytał wściekły.
- Nie wiem,znaleźliśmy ją samą na chodniku we krwi. - powiedział spokojnie spoglądając na Dulce.
- A co z nią ? - zapytał zatroskany.
- Nie wiem, jest jeszcze na sali operacyjnej. - odpowiedziała czerwonowłosa.
- Przysięgam ,jak dorwę tych gnoi ,to zabiję!!! - krzyknął zaciskając pieści.
- Wiesz co,nie wiem czy oni mogą nam pomóc ,ale chyba znam kogoś kto może wiedzieć o osobach które skrzywdziły Annie. - powiedziała Dulce po krótkim zastanowieniu.
Brunet już chciał zapytać kim oni są,ale w tym momencie z sali wyszedł lekarz,a zaraz za nim,wywieziono śpiącą blondynkę.Cała trójka ruszyła w stronę doktora.
- I co z nią ? - zapytał pierwszy brunet.
- Pan z rodziny ? - zapyta lekarz spoglądając na nich wszystkich.
Chociaż wiedział ,że nie jest jej rodziną ,skłamał.
- Tak,jestem jej bratem.
- No więc ta młoda dziewczyna,na pewno ma więcej szczęścia niż rozumu.Rana nie była tak groźna na jaką wyglądała.Jednak,niepokoi mnie to,że była naćpana.Jeśli nikt się tym nie zajmie,ona w końcu wpadnie w nałóg. - rzekł poważnym tonem. - A teraz jeśli chcecie, możecie do niej wejść. - dodał na koniec i ruszył do swojego gabinetu.
- Wiesz co,to może ja zadzwonię bo chłopaków. - powiedziała czerwonowłosa.
- Dzwoń,ja wejdę do niej na chwilę. - rzekł wchodząc do sali.
W czasie kiedy Dulce wykonywała telefon,chłopcy weszli do środka. Poncho usiadł koło jej łóżka i głaszcząc po głowie powiedział;
- Cholera Any,czemu ty jesteś taka uparta ?Czemu wciąż,komplikujesz sobie życie ?Źle ci u nas,przecież ojciec cię kocha ,tylko ty nie chcesz dać mu szansy okazania tego. - mówił nie zwracając uwagi na stojącego obok szatyna.
- Stary ,czy ty ...
- Nie,nie bujam się w niej. - skwitował krótko, wiedząc o co chce zapytać przyjaciel.
Sam nie widział co do niej czuje. Owszem nie była mu obojętna,pocałunek w rzece ,bardzo mu się podobał tak samo jak i ona,ale czy to była miłość ?Być może ,zwykłe pożądanie.Przecież nieźle dała mu w kość,a mimo to martwił się o nią.Pragnął ja dotykać,opiekować się nią ,całować.Chciał poświęcić jej każdą wolną chwilę,wkurzał się kiedy ćpała,piła czy robiła jakiekolwiek głupoty.Lecz sam, nie wiedział z czego, to wynika.Przecież nie mógł się zakochać,nie o tym jak go traktowała,zresztą była jeszcze May. Może nie kochał jej ,ale też nie mógł powiedzieć ,że dziewczyna nic ,a nic go nie interesuje. Gdyby tak było,od razu by wyszedł.Zaraz po tym, jak postawiła mu ten idiotyczny warunek.W tej chwili sam ,miał mętlik w głowie.Postanowił więc nie zadręczać się tym ,tylko na chwilę obecną dorwać drani którzy wyrządzili krzywdę blondynce. Chciał jeszcze przy niej posiedzieć do czasu dopóki nie zjawią się tamci,ale musiał też zawiadomić Franko,poza tym, nagle złapał go atak kaszlu.By jej nim nie zbudzić,wyszedł szybko na korytarz.Wykasłał się i dopiero wtedy zadzwonił do rodziców,rzecz jasna zmartwili się i natychmiast postanowili tam pojechać. Brunet ,zaś usiadł na korytarzu i czekał na kumpli Dulce. Ta w między czasie opowiedziała mu jak ich poznały razem z Any.Słuchał jej z uwagą mimo,że kaszel nie dawał mu spokoju i czuł się coraz gorzej. Było mu zimno,albo gorąco ,mięśnie strasznie go bolały.Nagły atak złego samopoczucia zdziwił go,jednak olał to. Na widok wchodzących,gości zerwał się i nie patrząc na nic złapał jednego z nich za bluzę i przyparł do ściany.
- Gadaj kto jej to zrobił,ale już ! - wysyczał przez zęby mocno zaciskając pięści na jego ubraniu.
- Poncho ?! - zapytał zdziwiony chłopak.
Brunet słysząc swoje imię ,natychmiast puścił osobnika ,a gdy ten zdjął czapeczkę powiedział;
- Will!A co ty ,tu...
- Kurna stary, kupę lat ! - rzekł ściskając kolegę.
Zaraz po tym jak się powitali,blondyn przedstawił mu Santiago. Cuks po chwili przedstawił się sam. Po krótkiej wymianie zdań ,Poncho wrócił do tematu.
- No to wiesz,kto ją tak urządził,czy nie ? - zapytał siadając na krześle.
- Nie,ale dowiem się. Sam,spiorę gnoja, który urządził tak naszą Anyś ! - rzekł przez zaciśnięte zęby. - Daj mi dwie godziny ,ok ? - powiedział spoglądając na dawno nie widzianego kolegę.
- Ok,ale zostaw go mnie.Jasne ?! - zapytał dobitnie ,upewniając się ,iż kumpel słowa dotrzyma.
- Jasne! - przytaknął ,ruszając ku wyjściu.
Zaraz potem zjawiła się Alma i ojciec.Brunet opowiedział im mniej więcej o zajściu,nie wspomniał jednak o tym,iż dziewczyna ćpała by ich nie martwić jeszcze bardziej.Zatroskani siedzieli przy niej,do czasu gdy się nie obudziła. Gdy to nastąpiło ,Franko jako pierwszy, pochylił się nad nią i zapytał;
- Jak się czujesz córeczko ?
- Zostaw mnie! - krzyknęła strzepując jego dłoń z jej ramienia.
- Ale Annie...
- Powiedziałam!Nie udawaj zmartwionego,bo i tak ci nie wierzę i wynocha,nie chcę tu nikogo widzieć ,jasne?! - krzyknęła wściekła.
Wszyscy wymienili spojrzenia między sobą ,jednak nikt nie ruszył się z miejsca. Wściekła na maksa poderwała się z łóżka z krzykiem;
- Wynocha,ałaaa... aj - syknęła z bólu nie dokańczając.
- Annie spokojnie,zrobisz sobie krzywdę. - powiedział łagodnie Poncho podchodząc do jej łóżka.
Położyła się z powrotem,wzięła kilka głębokich oddechów,by ból minął i powiedziała;
- Ty i ty wynocha stąd. - rzekła wskazując palcem na ojca i jego małżonkę.
- Czemu ich wyganiasz ,przecież oni...
- Zamknij się!I wynocha razem z nimi !!! - krzyknęła mierząc go morderczym wzrokiem.
- Annie...
- Cholera jasna!Czy wy kur.wa rozumiecie,ja nie chcę znać i widzieć żadnego z was,liczę więc do trzech,jeśli nie opuścicie sali,sama wstanę i was wykopię! - krzyknęła trzymając się za ranę.
Alma wzięła pod rękę męża i ruszyli razem do drzwi,brunet mimo wszystko został.Spojrzała jeszcze raz na niego i wysyczała patrząc mu prosto w oczy;
- Wynocha!Nienawidzę cię jak psa,więc bądź tak miły i wyjdź,a i zabierz ze sobą kolegę. - dodała na koniec wskazując na Uckera.
- Ja też mam wyjść ? - nagle usłyszała pytanie przyjaciółki.
- Ty nie,tylko te psy. - skwitowała krótko wskazując na nich ręką.
Nie chcąc jej dalej denerwować, chłopcy opuścili salę.Brunet nie miał jednak zamiaru, opuszczać szpitala.Jednak kiedy,zadzwonił do niego blondyn, zerwał się jak poparzony i razem z szatynem pojechali we wskazane miejsce. Tym czasem przyjaciółka mając dość zachowania ,blondynki usiadła obok niej i powiedziała;
- Jak tylko wyjdziesz ze szpitala,ja wracam do domu.
- Ale ...
- Żadne ale Any! - krzyknęła zła. - Zaprosiłaś mnie do siebie ,obiecując dobrą zabawę,a tym czasem co mam ?!Śpię u ledwo poznanych chłopaków na chacie,wciąż cie szukam i martwię się o ciebie,bo Tobie najwyraźniej odbiło na maksa!Ja rozumiem,przechodzisz trudny okres ,wiem co to znaczy bo sama to przechodziłam,ale bez przesady!Przez ta nienawiść marnujesz życie sobie i innym,do cholery ogarnij się w końcu !Usiądź i pogadaj z nimi,wykrzycz to co cię boli,ale nie zachowuj się jak rozkapryszone dziecko narażając swoje życie,dla głupiej zemsty! - krzyknęła na koniec.
- Myślałam,że jesteś moją przyjaciółką i będziesz...mnie wspierać,że mnie rozumiesz. - rzekła z wyrzutem.
- Jestem,wspieram cię ,ale nie do końca rozumiem.Po cholerę uciekłaś z domu,czemu tak traktujesz tego chłopaka,czym on ci zawinił?Po jaki ch*j ćpasz,co ci do da ? Zmądrzej wreszcie,wróć do domu i uporządkuj to w końcu. - doradziła patrząc jej prosto w oczy.
Po tych słowach zapanowała cisza.Annie patrzyła w okno myśląc nad słowami czerwonowłosej.Dulce zaś usiadła na łóżku i przytuliła się do niej;
- Kocham cię jak siostrę,błagam opanuj się,zrób to dla mnie. - poprosiła głaszcząc ją po ręku.
***********************
Wysiedli z samochodu i ruszyli w stronę uliczki. Will szedł na przodzie by pokazać miejsce w którym przebywa Szrama.Będąc pod drzwiami,zamienił się z brunetem miejscami,teraz ten stał na przedzie i zapukał mocno w drewniane zielone drzwi.Jak tylko stanął w nich dryblas ze szramą na twarzy,Poncho od razu uderzył go z pięści prosto w twarz,następnie cała czwórka wpadła do środka. Brunet zaczął okładać pięściami tego który napadł na Any ,a Will i reszta zajęli się jego kumplami.Kopał go i bił po gębie ,najmocniej jak tylko był wstanie.Gdyby nie Cuks,pewnie zabił by chłopaka,ale ten w czas odciągnął go od niego.
- To, było za to,byś zapamiętał śmieciu ,że nie masz prawa!Nigdy,ale to nigdy więcej jej tknąć! - wysyczał ocierając wierzchem dłoni krwawiąca wargę.
- Ku...kur.wa !Gościu ,ale o co chodzi ? - zapytał z ledwością.
- Dziś dźgnąłeś nożem ,nie właściwą osobę,nigdy więcej, nawet a nią nie spoglądaj jasne!
- Jasne. Tylko,że to ona zaczęła. - próbował tłumaczyć siląc się na wstanie z podłogi.
- Mam to w dupie,ona czy nie ona !Mogłeś ją zabić skur.wielu !Ostrzegam ,jeszcze raz ,a zabije cię! - wysyczał i wyszedł na zewnątrz.
Will zebrał chłopaków i wychodząc sprzedał mu jeszcze kopniaka.Poncho oparł się o ścianę budynku i próbował zaczerpnąć świeżego powietrza ,którego nagle mu zabrakło.Pocił się i coraz ciężej oddychał ,próbując łapać powietrze ,dopadł go kolejny atak kaszlu ,przed oczami nagle zrobiło mu się ciemno.Chwilę potem upadł.Ucker natychmiast przy nim kleknął.
- Ej, stary co jest ? - zapytał szturchając go.
Gdy ten nie reagował,wspólnymi siłami wsadzili go do samochodu i zawieźli do szpitala.Przez całą drogę chłopak nie odzyskiwał przytomności,dlatego od razu wzięto go na badania.Jak się później okazało,miał zapalenie płuc.Podano mu leki i położono na salę na obserwację.W tym czasie blondynka ,po dłuższej rozmowie z Dul zgodziła się wrócić do domu,ale tylko ze względu na przyjaciółkę.Zastrzegła jednak,że nie ma zamiaru godzić się z nikim.Czerwonowłosa już chciała dać jej kolejną reprymendę ,ale w tym momencie do sali wszedł szatyn.
- Mówiłam byś ty i ten de... - zaczęła lecz nie skończyła bo chłopak wszedł jej w słowo.
- Daruj sobie,ja do Dulce. - skwitował krótko spoglądając na czerwonowłosa.
- I jak ? - zapytała myśląc,iż przyszedł w sprawie Szramy.
- Z nimi sprawa załatwiona,ale przyszedłem powiedzieć,że gdybyś chciała bym odwiózł cię do domu,to jestem na górnym oddziale. - powiedział dotykając jej ramienia.
- A co tam robisz ? - zapytała zdziwiona i lekko wystraszona.
- Siedzę przy Ponchu. - rzekł dotykając jej ramienia.- Zemdlał ,zawieźliśmy go na izbę, a tam powiedzieli,że ma zapalenie płuc. - wyjaśnił widząc przestraszoną minę Dulce.
Any leżała udając ,że nic ja to nie obchodzi,przez chwilę nawet pomyślała,iż dobrze mu tak za ta kąpiel w rzece. Jednak słysząc ,że brunet ma czterdzieści stopni gorączki przestraszyła się i pożałowała swojego zachowania ,co więcej miała ochotę pobiec do niego.Gdyby nie fakt,iż sama była ranna.Dzisiejszą wizytę odpuściła sobie ,tym bardziej ,iż była sama zmęczona i po chwili zasnęła. Dul widząc ,że przyjaciółka śpi poszła razem z Cuksem do bruneta.Skoro i on spał oboje udali się do domu.Zawiózł ją pod rezydencję Franco,grzecznie się pożegnał i odjechał. Następnego dnia jak tylko obchód się zakończył,Anahi z ledwością usiadła na wózek i ruszyła na oddział w odwiedziny do Poncha.Jadąc na górę miała nadzieję,iż chłopak będzie spał.Nie myliła się ,spał.Jednak przy jego łóżku siedziała brunetka,na jej widok podniosła się z krzesła i podchodząc wolnym krokiem powiedziała;
- Czego tu szukasz znajdo ? - wysyczała nachylając się nad wózkiem.
- Ciebie kaszalocie!Chciałam zobaczyć czy operacja plastyczna ci pomogła,ale widzę ,iż jest gorzej.Teraz wyglądasz, jak końskie odchody. - powiedziała blondynka szczerząc się do niej.
- Wiesz co,wypier.dalaj stąd pókim dobra! To mój facet i wara ci od niego ! - krzyknęła wypychając z sali Any.
- Spokojnie kruszynko,po co te nerwy ?Przecież to tylko mój brat. - rzekła wciąż się śmiejąc.
- Idiotkę to rób z siebie,nie ze mnie!Myślisz,że nie widzę jak na niego lecisz ?! - zapytała ze złością popychając jej wózek w stronę wind.
Wściekła Annie złapała ją za skrawek bluzki.
- Słuchaj no nadęta kupo gówna,to mój brat czy ci się to podoba czy nie!Możesz sobie myśleć co chcesz,ale przyszłam tu jedynie z troski ,jasne ?! - zapytała popychając ją do tyłu.
Brunetka wylądowała na podłodze i nimi się podniosła blondynka siedziała już w windzie. Tamta jak tylko wstała,wróciła do sali wściekła jak osa,Anahi zaś jadąc na swoje piętro była nie mniej zła.,,Po cholerę tam polazłam ?Przecież ten debil, nic a nic ,mnie nie obchodzi.A żeby zgnił razem z tą krową!" powiedziała do siebie.Chociaż wiedziała,że oszukuje samą siebie ,bo tak naprawdę coraz bardziej zależało jej na brunecie.To wolała wmawiać sobie, te kłamstwa i potęgować nienawiść. Gdyby nie był jej rodziną,pewnie już dawno dała by mu szansę,a tak musiała robić wszystko, by go znienawidzić.Nie było to łatwe,bo choć rozum mówił jedno,serce mówiło całkiem co innego.Myślała w jaki sposób mogła by jeszcze, wymazać ze swojej pamięci Poncha,jednak nic nie przychodziło jej do głowy.Dopiero kiedy w południe odwiedzili ją chłopcy wpadła na genialny pomysł. Bynajmniej jej się tak wydawało i bez zbędnych ceregieli wypaliła;
- Santi od dziś jesteś moim facetem! - po czym wpiła się chłopakowi w usta.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez anetta418 dnia Sob 9:36, 04 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
anetta418
Administrator
Administrator



Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 9:26, 07 Lut 2012 Powrót do góry

ROZDZIAŁ 8



Santiago jak i William patrzyli na nią zaskoczeni.Chłopak jednocześnie próbował ,złapać oddech.Po dość owocnym pocałunku,a gdy udało mu się zapanować nad sobą ,spojrzał na nią i powiedział;
- Anyś ,ja cię bardzo lubię.No i wiesz...nie zła dupa z ciebie ,ale...to nie jest...dobry pomysł. - rzekł przymrużając oczy.
Teraz to ona patrzyła na niego zdziwiona. Kiedy otrząsnęła się z szoku zapytała;
- A dlaczego ?
- No bo ja i ty...to dwa różne światy. Poza tym ,jest ktoś kto by mi głowę urwał za ciebie. - rzekł spoglądając w stronę Willa.
- Tak ,to prawda. - przytaknął blondyn.
- Ale kto ? - zapytała zdziwiona.
- Po... - zaczął brunet lecz nie skończył bo w tym momencie do sali wszedł lekarz.
Wyprosił gości na korytarz w celu zmiany opatrunku.Koledzy Any zaś ,pobiegli piętro wyżej by zobaczyć jak czuje się brunet. Nie zeszło im się tam długo ,bo Poncho spał.Tak więc ,wrócili do sali blondynki.Na ich szczęście ,Anahi zapomniała o wcześniejszej rozmowie ,tym bardziej gdy ujrzała Dulce.Pochłonięte rozmową ,nawet nie zauważyły zniknięcia chłopaków.Po jakiś 20 minutach dopiero się zorientowały ,wtedy to blondynka skorzystała z okazji i zapytała;
- Dul ,nie wiesz co z brunetem ?
- Z tego co Chris mówił ,to bez zmian. Wciąż ma dość wysoką gorączkę ,dostaje antybiotyki i tlen.No i głównie śpi. - powiedziała czerwonowłosa ,spoglądając z zaciekawieniem na przyjaciółkę.
- A ta sucz ,jest u niego ? - zapytała niby mimochodem.
- Jeśli pytasz o jego laskę...to uspokoję cię.Wyjechała ,ponoć wróci za trzy dni. - rzekła zakładając ręce na piersi i opierając się o ścianę na przeciw łóżka.
- Suka!On tam biedak się męczy ,a ona ...
-Wow co za nowość ! - krzyknęła zdziwiona. - Zaczęłaś się nim przejmować...zależy ci na nim ? - zapytała spoglądając z zaciekawieniem na blondynkę.
- Że co ?!!!Zwariowałaś ?!!! - krzyknęła oburzona ,owym pytaniem. - Ja tylko...tylko martwię się o niego jak o brata! - dodała po chwili dość szybko.
- Ta jasne! Jak o brata ? Przecież brata ,to ty nienawidzisz. - skwitowała Dulce.
- No i nadal tak jest ,ale jakby nie było to człowiek. - rzekła najnaturalniej jak potrafiła. - Leży w szpitalu ,a miłe to nie jest...wiem z własnego doświadczenia. - dodała na koniec.
- Mów co chcesz , ale ja i tak wiem swoje. - powiedziała z całkowitym przekonaniem czerwonowłosa.
Kto jak to ,ale przyjaciółka faktycznie znała ją najlepiej. Chociaż próbowała ukryć przed sobą i całym światem iż brunet cholernie się jej podoba ,to jednak przy Dul było to niemożliwe. Tak więc jak najszybciej zmieniła temat. Na wieczór czerwonowłosa opuściła szpital ,Annie nie zastanawiając usiadła na wózek i pojechała na piętro do sali Poncha. Kiedy tam dotarła chłopak spał. Przysunęła się jak najbliżej łóżka ,wzięła go za rękę. Drugą zaś oparła się o łóżko tak by mogła poprzyglądać się na bruneta. Był blady ,ale mimo to wciąż wyglądał pociągająco ,a do tego słodko. Starała się go nienawidzić tak jak ojca i Almy ,jednak wiedziała iż coraz trudniej jej to przychodzi. W końcu do kogo jak do kogo ,ale do niego żalu raczej mieć nie powinna. Nie jego winą było to ,że się urodził ani to iż ojciec wolał syna niż córkę. Sama do końca nie wiedziała czemu tak naprawdę starała się go nienawidzić. Czy aby na pewno chodziło o żal do ojca a może oto ,że ów przystojniak śpiący teraz tak słodko z dnia na dzień zdobywał jej serce. Nie rozumiała jak Bóg może robić jej coś takiego.
- Przecież jesteś moim bratem. Przyrodnim ,ale bratem. - rzekła z naciskiem na ostatnie słowo.- Więc dlaczego marzę o tym by cię ,pocałować. Dlaczego wciąż o Tobie myślę...pragnę byś mnie przytulił. Czemu do cholery tu przyszłam ,zamiast trzymać się od ciebie jak najdalej. - mówiła wpatrując się w jego twarz jednocześnie głaszcząc jego dłoń. - To głupie...chore i nienormalne , ale ja...ja się chyba zakochałam w tobie ,Poncho. Zakochałam...choć nie powinnam. - Cholera ,dlaczego to wszystko jest takie niesprawiedliwe...czemu akurat ty ? - zapytała a po jej policzkach spłynęły łzy.
Było jej ciężko ,to wszystko co się działo przez ostatnie tygodnie coraz bardziej ją niszczyły. Wcześniej ,choć mieszkała tylko z matką była o wiele szczęśliwsza a teraz ? Teraz miała wszystkiego dość. Rodzona matka wygnała ją do ojca ,podając idiotyczny powód. Sam ojciec który do tej pory się nią nie interesował ,teraz zgrywał kochanego tatusia. Facet który po raz pierwszy zawładną jej sercem ,był jej bratem. Rodzicielka od czasu pozostawienia jej tu zadzwoniła może ze dwa razy ,teraz to ona miała gdzieś Anahi. Udawała twardą ,lecz tak naprawdę w środku sypała się. Tęskniła za Mariną...dawną szkołą...domem. Chciała znów móc robić to na co miała ochotę , spotykać się ze starymi znajomymi. Nie żeby ci nowi jej nie odpowiadali ,ale żyjąc tam nie poznała by bruneta...miała by matkę i wtedy na pewno by nie cierpiała. Tak długo rozmyślała o niesprawiedliwości jaka ją spotkała ,że w końcu wtulona w jego twarz zasnęła. Rano kiedy się obudziła ,nie tylko była zdziwiona iż nikt nie wyprosił jej stąd to jeszcze cała obolała. Pozycja w której spała nie była za komfortowa i dlatego teraz bolała ją szyja jak i reszta ciała. Rozmasowała sobie kark ,spojrzała na wciąż śpiącego chłopaka i delikatnie pogłaskała go po policzku. Następnie zaczęła wyjeżdżać z sali by wrócić na swój oddział nim brunet się obudzi. Nim jednak dotarła do drzwi usłyszała;
- Annie...zostań...proszę. - rzekł cicho i z ledwością spoglądając na dziewczynę.
Przystanęła ,zaś jej serce na dźwięk jego głosu zaczęło bić mocniej. No to żeś Anka wpadła ! ,pomyślała. Nie chciała by ją zobaczył ta samo jak i nie planowała zostania na noc. Jednak niestety stało się zauważył jej obecność. Teraz zostały jej tylko dwie opcje ,albo potraktować go tak samo podle jak ostatnio albo zostać i zakopać topór wojenny. Dla własnego dobra jak i Poncha wybrała opcję pierwszą ,jednak kiedy odwróciła się ponownie w jego stronę i zobaczyła ten proszący a zarazem smutny i pełen bólu wzrok ,nie potrafiła mu odmówić. A tym bardziej zjechać. Wzięła głęboki oddech i podjechała ponownie do łóżka.
- Cześć głupku. - rzekła jak najnaturalniej ,nie chcąc by odczuł jej emocje. - I widzisz ,sam sobie zaszkodziłeś. Mnie kąpałeś w rzece ,a teraz kto tu leży ? - zapytała głaszcząc go po włosach.
Zamiast odpowiedzi usłyszała jak kaszle , martwił ją jego stan leżał tu już drugą dobę a wciąż był rozpalony ,rzęziło w nim i oddech był słaby. Zaraz jak tylko kaszel ustał chciał coś powiedzieć ,ale nie pozwoliła mu.
- Nic nie mów. Odpoczywaj , obiecuję tu zostać tylko nie wysilaj się ok ? - zapytała przeciągając delikatnie dłonią po jego policzku. - Na czas pobytu w szpitalu powiedzmy iż zawarliśmy rozejm , dobra ? - zapytała uśmiechając się do niego.
Nie odrywając od niej wzroku przytaknął. Cieszył go fakt ,że przyszła do niego a tym bardziej iż została. Dziwiło go jednak jej zachowanie. Była miła ,troskliwa...żałował ,że nie jest taka cały czas. W głębi duszy odkąd ją poznał wiedział iż dobra z niej dziewczyna. Tylko w tej chwili zagubiona...przestraszona i zdruzgotana wszelakimi zmianami. Doskonale znał ten odruch obrony którym był atak na wszystkich nawet tych niewinnych. Sam też kiedyś bronił się w ten sposób póki nie zrozumiał iż to błąd. Oskarżanie wszystkich naokoło za swoje nie powodzenia ,naskakiwanie na każdego nie rozwiązywało problemów. Wręcz odwrotnie pogłębiało je. I choć próbował jej to przetłumaczyć to i tak wiedział ,że dopóki sama nie ze chce tego zrozumieć to nawet tak drastyczne metody jak ta akcja nad rzeką nie pomogą. Zostało mu tylko cieszyć się ta chwilą i liczyć ,że po wyjściu ze szpitala Annie jednak skończy z tym utrudnianiem życia sobie i innym. Jej delikatne i ciepłe dłonie które głaskały go sprawiły ,że ponownie zasnął. Posiedziała przy nim jeszcze chwilę dla pewności i pojechała na swoje piętro się zameldować i wziąć prysznic by się odświeżyć. Starała się zrobić to dość szybko ,by zdążyć nim Poncho się obudzi i udało się. Gdy wróciła na górę ,nadal spał. Siedziała i czekała aż się obudzi ,przed obiadem zajrzała do sali pielęgniarka by podać mu zastrzyk i zmienić kroplówkę dopiero wtedy się przebudził. Od razu zaczął szukać jej wzrokiem ,gdy ją dostrzegł uśmiechnął się lekko. A więc dotrzymała słowa ,pomyślał. Zaraz jak tylko pielęgniarka wyszła przysunęła się do niego.
- I jak się czujesz ? - zapytała głaszcząc go po głowie.
- Troszkę lepiej. - odpowiedział cicho. - Annie...dziękuję. - dodał po chwili. - Zwariowałeś , niby za co ty mi dziękujesz ?! - zapytała poprawiając się na wózku.
- A ty ,jak się czujesz ? - zapytał po chwili.
- Ja ,świetnie. Chociaż chyba nie do końca skoro z Tobą gadam. - powiedziała spoglądając na niego spod oka.
Lecz kiedy posmutniał dodała szybko.
- Ej ,żartowałam !
- Annie...chciałbym ci coś powiedzieć dopóki jest okazja. - rzekł poważnie spoglądając na nią.
Tak ,chciał skorzystać z okazji i powiedzieć jej w końcu iż tak naprawdę nie jest jej bratem. Miał nadzieję ,że po mimo tego co wcześniej mówiła zmieni zdanie gdy wyzna jej prawdę.
- Zamieniam się w słuch. - powiedziała łapiąc go za rękę.
Ledwo otworzył usta ,a do sali wpadł Ucker wraz z Almą i Franco. Na ich widok blondynka natychmiast puściła rękę bruneta ,czym prędzej się z nim pożegnała i opuściła pokój wracając do siebie na górę. Wkurzył się ,że znowu ktoś im przerwał ,jednak z drugiej strony nie mógł mieć żalu o ich wizytę. Miał tylko nadzieję iż Any zajrzy jeszcze dziś do niego. Ona sama ledwo dotarła na górę a czekała tam na nią już Dulce wraz z chłopakami. Goście u jednego jak i u drugiego siedzieli do samego wieczora. Niestety taka wizyta wymęczyła Poncha i kiedy dziewczyna zajrzała do niego wieczorem spał już. Cmoknęła go więc delikatnie w policzek i sama pojechała do swojego pokoju by pójść spać. I niestety okazja do wyznania prawdy już w późniejszych dniach nie nadarzyła się. Zawsze kiedy blondynka zaglądała do bruneta ktoś w tym czasie siedział u niego. Tydzień później oboje wyszli ze szpitala. Tyle ,że Poncho jeszcze przez trzy dni musiał leżeć w łóżku. On sam uważał ,że nie ma takiej potrzeby ,ale do zaleceń lekarza zmusiła go Alma. Pierwsze dni po powrocie w domu o dziwo panował spokój. Annie starała się unikać ojca jak i jego małżonki spędzając jak najwięcej czasu z Dulce i Ponchem oraz z Uckeram którego przeprosiła za swoje zachowanie. Przesiadywali całe dnie u bruneta w pokoju grając w karty lub rozmawiając na rozmaite tematy. Blondynka zauważyła ,że czerwonowłosa coraz bardziej zbliża się z szatynem. Cieszył ją fakt iż przyjaciółka w końcu odważyła się zaufać mężczyźnie bo ostatnimi czasy było z tym krucho. Ona sama ,coraz bardziej zacieśniała swoje stosunki z brunetem. Wiedziała dobrze ,że powinna jak najdalej trzymać się od niego po każda sekunda z nim spędzona jeszcze bardziej uświadamiała jej iż jest w nim zakochana ,jednak nie potrafiła zrezygnować z tej znajomości. Starała się jednak patrzeć na niego jak na dobrego przyjaciela...jak na brata. Przychodził jej to z trudem ponieważ Poncho miał wszystko to czego do tej pory szukała u facetów. Był troskliwy ,zabawny z wielkim poczuciem humoru. Do tego ,kiedy trzeba było umiał trzeźwo określić sytuację coś doradzić ,pocieszyć. Miał wiele zalet a dodatkowo był nieziemsko przystojny. Niestety...nie dla niej. Gdyby nie więzy krwi nie zastanawiała by się ani chwili i zawalczyła by o niego z May która najwidoczniej miała go gdzieś bo po dziś dzień nie wróciła ze swojej podróży. Co więcej nawet nie dzwoniła do ukochanego. Czy aby na pewno go kochała ? zastanawiała się nie raz blondynka. Co prawda Poncho nie wyglądał na kogoś kto przejmował by się tym lub tęsknił. No ale skoro się kogoś kocha to chyba owy związek jak i relację powinny wyglądać inaczej. Anahi czuła ,że coś w tym związku nie gra nie miała jednak zamiaru zawracać sobie teraz tym głowy ,skoro sam brat (czyt. Poncho) miał to gdzieś iż ukochana nie wraca. Widać było ,ze bardziej odpowiadało mu towarzystwo Annie i jej przyjaciółki jak i jego przyjaciół niż Maite. Nawet Santiago z Williamem mogli spokojnie ich odwiedzać bo okazało się iż blondyn jak i brunet znają się od dawna. Wszystko praktycznie się układało poza kilkoma nie domówieniami. Jednak jak to mówią wszystko co dobre kiedyś się kończy. I w tym wypadku było to się sprawdziło. W piątek wieczorem kiedy Poncho wstał już całkiem zdrowy razem z Any i całą paczką udali się na imprezę do klubu. Zabawa była jak najbardziej udana. Wszystko jednak szlag trafił zaraz po powrocie do domu. Całą trójką weszli do domu Dulce od razu poszła do siebie ponieważ była już zbyt zmęczona. Annie miała zrobić dokładnie to samo ,ale kiedy brunet zaproponował jej obejrzenie filmu zgodziła się bez wahania. Wzięli z kuchni mega paczkę chipsów ,coca colę i szczęśliwi udali się na górę. Niestety tam czekała na nich niespodzianka ,dla niego może i miła lecz nie dla niej. Zaraz jak tylko brunet otworzył drzwi i wszedł do pokoju na szyję rzuciła mi się pół naga brunetka. Miała na sobie jedynie koronkową bieliznę koloru wściekłej czerwieni. Nim Poncho zorientował się w sytuacji dziewczyna wepchnęła mu język do gardła i zaczęła namiętnie całować. Wściekła Any rzuciła torebką Laysów i czym prędzej wybiegła z domu. Łzy spływały jej po policzkach ,sama nie wiedziała dokąd biegnie jedyne co to chciała być jak najdalej od całującej się pary. Jako siostra bruneta nie powinna tak zareagować ,przecież wiedziała iż on ma kogoś i ta osoba tak czy siak w końcu wróci. I pewnie nie wystąpiła by owa reakcja gdyby nie fakt ,że dziewczyna zdawała sobie sprawę iż po mimo ciągłego oszukiwania się kochała go. I dlatego tak trudno było znieść jej ten widok. Kilka godzin spacerowała po nocy rozmyślając o ostatnich dniach które z nim spędziła ,ból rozrywał jej serce każde wspomnienie wywoływało nowy potok łez. A złość jak i nienawiść którą do niego zdusiła na nowo zaczęła zatruwać ją od środka. To cierpienie spowodowało iż znowu poczuła do niego nienawiść. Wyczerpana tym wszystkim wróciła do domu,rzuciła się od razu na swoje łóżko zasypiając natychmiastowo. Rankiem kiedy wstała wciąż czuła się nie najlepiej ,wzięła więc szybki prysznic ,umalowała się ,uczesała i gdy skończyła się ubierać udała się do pokoju Dulce. Przyjaciółka też już była gotowa ,nie wiedząc o wczorajszym zajściu sądziła iż Annie przyszła po nią by zeszły na śniadanie. Jednak blondynka miała całkiem inne plany. Nie zamierzała jeść w towarzystwie osób przy których nie czuła się najlepiej ,oznajmiła więc czerwonowłosej ,że posiłek zjedzą na mieście. Choć przyjaciółka nic z tego nie rozumiała zgodziła się. Wychodząc obie z pokoju natknęły się na bruneta. Dul przywitała go cmoknięciem w policzek natomiast blondynka nawet na niego nie patrząc zaczęła schodzić na dół.
- Annie ! - zawołał ,lecz ona nawet nie zareagowała. - Any ...zaczekaj...pogadajmy. - powiedział podbiegając do niej i łapiąc ją za ramię.
- Puszczaj ! - syknęła wściekła wyrywając się. - Nie ma o czym...a teraz daj mi spokój spieszymy się. - powiedziała schodząc dalej.
- Ale...
- Poncho do cholery ! Rozejm się skończył...jesteśmy już w domu czyli wszystko wraca na stare tory. Rozumiemy się ? - zapytała na koniec.
- Tak...to znaczy nie ! - krzyknął zbliżając się do niej. - Powiedz ,czemu raptem znowu jesteś taka oziębła...jeszcze wczora...
- Wczoraj to było wczoraj ! A dziś...dziś jest nowy dzień czyli inna faza. - stwierdziła po czym spojrzała na przyjaciółkę. - Idziesz ? Czy zostajesz z tym dupkiem ? - zapytała na koniec otwierając drzwi frontowe.
- Idę. - rzekła czerwonowłosa schodząc w dół.
Rzecz jasna zaraz po wyjściu Dul przycisnęła Annie i wyciągnęła od niej wszystko. Po wysłuchaniu wersji próbowała przemówić dziewczynie do rozsądku ,ale ta nie słuchała myśląc jak ponownie doprowadzić rodzinkę do szału i cierpienia. Skoro ona cierpiała to czemu inni mieli by nie. Będąc dość pomysłową kobietą szybko obmyśliła kolejny plan doprowadzenia ich na skraj nerwów. Co prawda nie miała stu procentowej pewności iż się uda ,jednak zaryzykować miała zamiar. Na razie o swoim planie nie poinformowała kumpeli bojąc się ,że ta sie wkurzy spakuje walizki i wyjedzie do siebie. A tego Any przecież nie chciała , tak więc postanowiła najpierw ugłaskać Dulce poświęcając jej cały dzień. Chodziły po sklepach ,były u kosmetyczki oraz na masażu i u fryzjera. Te wszystkie zabiegi ,zakupy nie odbyły się tylko by razem spędziły czas ,ale też krył się w tym plan blondynki. O którym Dul dowiedziała się dopiero wieczorem ,gdy Any kazała jej ubrać się seksownie. I chociaż ranek nie zapowiadał się najlepiej to resztę dnia ,a szczególnie wieczór był najszczęśliwszy. Alma razem z Franko jak na zbawienie poszli na kolację i do opery ,a brunet prawdopodobniej spędzał czas ze swoją dziewczyną. Tak więc wszystko szło tak jak Annie sobie to umyśliła. I za nim czerwonowłosa wyszykowała się w domu pojawił się katering ,dość spora dostawa alkoholu a zaraz po tym goście. Masa gości ,co prawda blondynka znała góra dziesięć osób z całej setki jaka przybyła ,ale najważniejsze było by jej plan wypalił. Tak więc miała gdzieś czy to znajomi czy całkiem obcy ludzie. Na ich widok Dulce nie tylko pobladła ,ale tez nie była zbyt zadowolona jednak jej prośby o cofnięcie owej głupoty która Any chciała zrobić dziewczyna nie reagowała. Nie mając zbytniego wyboru zaprzestała próśb i dołączyła do imprezowiczów. Alkohol lał się strumieniami ,każdy bawił się w innym zakątku domu ,jedni tańczyli inni zabawiali się po kątach lub pokojach ,jeszcze inni kradli ,ćpali. Byli tacy co chodzili przez całą imprezę nago ,choć z basenu nie korzystali. Sama Annie narkotyków unikała ,ale trunkami nie gardziła. Śmiała się bawiąc w najlepsze i pijąc kieliszek za kieliszkiem. Dlatego kiedy podszedł do niej wysoki brunet i zaczął całować ją po szyi nie przedstawiając się wcześniej nie oponowała. Wręcz przeciwnie zaciągnęła go jeszcze do kuchni jedynego nie zajętego pomieszczenia przez gości i tam zaczęła całować się z nim namiętnie. Chłopak widząc ,że blondynka jest dobrze wstawiona postanowił wykorzystać okazję i zaczął posuwać się dalej. Nie przerywając jakże namiętnego pocałunku wsunął dłoń pod jej kusą sukienkę i łapiąc za pośladki posadził na blacie kuchennym. Annie zbyt pijana i na palona na owego przystojniaka nie dość iż nie przerwała owej zabawy to jeszcze chętnie oplotła go nogami wokoło bioder. W czasie kiedy on pieścił jej podniebienie pocałunkiem i próbował rozsunąć zapięcie od jej sukienki ona zrzuciła z niego czym prędzej koszulkę. Piękną i dość namiętną chwilę jednak popsuło wejście Franco i Almy. Całe to zajście przeraziło obojga dlatego początkowo wchodząc do mieszkania pełnego ludzi nie reagowali tylko idąc pomieszczenie po pomieszczeniu orientowali się w sytuacji. Lecz kiedy ujrzeli blondynkę w ramionach napalonego pół nagiego gościa nerwy im puściły. Ojciec Anahi natychmiast złapał bruneta za kark i zaczął wyprowadzać na zewnątrz. Macocha dziewczyny zaś zgasiła muzykę i zaczęła wyganiać całe towarzystwo razem z nią współpracowała Dulce. Troszkę zamroczona i zszokowana Any początkowo nie reagowała dopóki Franko nie wrócił i nie zaczął ciągnąć ją za nadgarstek w stronę gabinetu.
- O moja panno ,dość tego...teraz przegięłaś ! - powiedział wściekły. - Pogadamy sobie tym razem ,czy tego chcesz czy nie ! - wysyczał wciągając ją do pokoju i zatrzaskując drzwi.
- Puszczaj stary rupieciu ! - krzyknęła wściekła prosto w twarz ojca wyrywając rękę z jego uścisku. - Nie będę z Tobą gadała ani teraz ani nigdy ! Nienawidzę cię rozumiesz i mam w dupie ...
- Milcz!!! - krzyknął. - Mam dość twojego smarkatego zachowania...dość wybryków i takiego traktowania ! Jestem twoim ojcem czy chcesz czy nie i do cholery należy mi się jakiś szacunek ! A ty... - nie skończył bo w tym momencie córka weszła mu w słowo.
- Szacunek ?!!! Chyba sobie kur.wa kpisz ! Za ja niby mam cię szanować ? Za porzucenie...za to ,że wolałeś synalka niż mnie ?! - pytała wymachując rękami.
- Ja nikogo nie wolałem...nie znasz całej prawdy ! Mam jednak dość ukrywania...niedomówień powiem ci wreszcie jaka jest prawda ! - krzyknął zbliżając się w jej stronę.
- Nie !!! Nie zamierzam tego słuchać...nie pozwolę wbijać sobie do głowy głupot ! - krzyknęła wybiegając z pokoju. Wybiegł za nią i dogonił na korytarzu.
- Jesteś nieodpowiedzialna i głupia ! Człowiek się stara dla ciebie ,a ty nawet docenić tego nie potrafisz ! - krzyknął.
- Przestań pieprzyć dobrze ?! Ty się starasz ? A gdzie byłeś kiedy się urodziłam...kiedy zaczynałam siadać...wstawać...mówić. Gdzie byłeś kiedy był dzień ojca...gdzie kiedy wyrzucali mnie ze szkoły lub kiedy jakiś palant próbował mnie zgwałcić ? Gdzie ty wtedy do cholery byłeś co ?!!! - krzyczała cofając się w stronę wyjściowych drzwi.
Łzy spływały jej po policzkach. Wielki żal i gniew jaki miała w sobie teraz zaczął wychodzić na zewnątrz i choć przyjaciółka próbowała ją uspokoić zrozpaczona blondynka miała to wszystko gdzieś. Jedynie czego pragnęła to raz na zawsze wygarnąć ojcu co myśli o nim i jego rzekomej trosce a potem uciec daleko i więcej nie wrócić.
- Proszę ,daj mi dojść do słowa a wtedy... - próbował jej przerwać by wszystko wyjaśnić.
- Powiem ci gdzie byłeś ! Siedziałeś tu i bawiłeś tego cholernego maminsynka ,kochałeś go opiekowałeś się nim...w czasie kiedy to ja...ja twoje pierwsze dziecko ,najbardziej cię potrzebowało ! Chciałam byś mnie kochał...chodził ze mną na spacery...przychodził na przedstawienia ! Byś był dumny ze mnie ,chwalił mnie ! To przez ciebie...i tylko ciebie jestem takim potworem ! Gdyby nie ty i ten pieprzony gnojek oraz twoja żonka ,nie była bym taka ! Niestety zniszczyłeś mnie...zniszczyłeś i choć byś teraz ,starał się jak nie wiem...nie zmienisz mnie. A ja ,nie pokocham ani ciebie ani twojej nowej rodziny ! I jeśli chcesz bym w ogóle tu mieszkała...musisz wybrać albo ja...albo ten bękart i ta dziwka. - powiedziała na koniec przełykając słone i piekąc łzy spływające coraz bardziej po jej policzkach. Nagle drzwi od domu trzasnęły z impetem cała czwórka spojrzała w ich stronę. Na widok bruneta Annie pobladła ,stał wpatrzony w nią a jego wzrok był zimny a zarazem wyrażał smutek...ból i rozczarowanie. Dopiero teraz do niej dotarło jak bardzo przesadziła ,chciała szybko coś powiedzieć by załagodzić sytuację jednak on odezwał się pierwszy.
- Wyprowadzę się jeszcze dziś. - rzekł spoglądając najpierw na nią a potem na ojca. Po czym spuścił głowę i ruszył na górę. Zaraz za nim poszedł Franko wraz z Almą. Dulce spojrzała rozczarowanym i niedowierzającym wzrokiem na przyjaciółkę i też pobiegła do siebie. Stała przez chwilę nie mogąc otrząsnąć się z całego zajścia ,jednak po chwili pobiegła do pokoju bruneta by powiedzieć mu iż wcale nie chce by się wynosił a to co powiedziała było w nerwach. Ledwo dała krok na w stronę schodów jak brunet zaczął schodzić na dół z jedną mała walizką. Za nim leciała macocha z ojcem krzycząc by tego nie robił. On jednak ich nie słuchał ,ona sama więc postanowiła go zatrzymać. Zagrodziła mu więc drogę gdy chciał sięgnąć do klamki. Spojrzał na nią z pogardą i odepchnął bez krzty litości ,upadła na podłogę ,ale on się tym nawet nie przejął ,otworzył drzwi i wyszedł zatrzaskując je za sobą. Wściekła miała już zamiar powiedzieć iż dobrze się stało jednak kiedy zobaczyła jak jej ojciec słabnie jak najprędzej znalazła się przy nim razem z Almą łapiąc go w swoje ramiona. Widząc ,że to coś poważnego zostawiła go z macochą i pobiegła zadzwonić po karetkę. Dulce słysząc krzyki zbiegła na dół. Kwadrans później cała czwórka była już w szpitalu. Okazało się iż Franko miał wylew. Jego stan był bardzo krytyczny i jeśli w ciągu 72 godzin się nie poprawi mężczyzna może umrzeć.
- I co narobiłaś... zadowolona teraz jesteś z siebie ?!!! Brawo...najpierw wygoniłaś niewinnego chłopaka z domu ,a teraz przez ciebie może umrzeć człowiek !!! No świetnie...tylko wiesz co ci powiem ? Pierwszą osobą która powinna zapłacić za twoje skrzywdzone dzieciństwo. Nie jest mój mąż ,który do niedawna nawet nie mógł cię widywać bo twoja szanowna matka mu zabroniła. Winny nie jest też Poncho...to nie jego winna ,że twoja matka nie pozwoliła Franko opiekować się tobą. A jako jako żona która nie mogła mieć dzieci ,namówiła go na adopcję. Tak Annie...Poncho nie jest twoim bratem...bo on nawet nie jest biologicznym synem żadnego z nas ! - krzyknęła ocierając spływające łzy. - I pogratuluj sobie swojej głupoty...bo wątpię by teraz którykolwiek z nich ci wybaczył. - powiedziała na koniec wchodząc na OIOM.



ROZDZIAŁ 9


Ten wieczór dla nikogo nie zakończył się dobrze. Wręcz tragicznie. Zdruzgotana Anahi z rozkazu Almy wróciła do domu , ze względu na stan upojenia jak i całą zaistniałą sytuację . Sama blondynka nie była wstanie teraz tam siedzieć , jedynie czego w tej chwili pragnęła to śmierć. Zraniła tyle osób za co w tej chwili siebie nienawidziła. Ból rozdzierał jej duszę , łzy płynęły bez opamiętania ,nienawiść do siebie rosła z sekundy na sekundę coraz bardziej. Gdyby nie Dulce nie była by chyba wstanie samodzielnie trafić do domu. I nie chodziło tu oto iż była wstanie nieważkości ,lecz prawda jaką wyznała jej macocha przerosła ją. Szok i potok łez ,odbijające się echem słowa ,natłok myśli odbierał jej siły i racjonalne myślenie. Bez słowa zrobiła co jej kazano. Nawet jej własna przyjaciółka w tej chwili nią pogardzała. Nie powiedziała jej tego dosłownie , ale jej milczenie jak i wzrok mówiło wszystko. W drodze do domu czerwonowłosa milczała , zaś blondynka patrząc tępo w podłogę taksówki którą jechały płakała. Kiedy auto zatrzymało się pod domem Annie wysiadła z niego nim Dulce zdążyła zapłacić za kurs. Czym prędzej pobiegła do swojego pokoju w pośpiechu otwierając drzwi wejściowe i zostawiając je otwarte na oścież dla przyjaciółki. Sama zaś rzuciła się na łóżko wyjąc jak małe dziecko. Uczucia które nią zawładnęły były niedopisania. Lecz największy był strach. Obawiała się iż przez swoją głupotę , zawzięty i uparty charakter straciła dwie najważniejsze osoby w jej życiu. Pierwszą osobą był brunet którego kochała od dawna , lecz z powodu błędnych informacji odrzucała myśląc , że łączą ich więzy krwi. Drugą zaś osobą był ojciec... czy go kochała ? Pytanie było trudne , bo tak naprawdę nie znała go dobrze. Jednak na pewno go potrzebowała. Teraz bardziej niż kiedykolwiek. Dopiero teraz dotarło do niej jaką ważną cząstką był w jej życiu , ale czy nie za późno to zrozumiała ? Czy jest szansa , że jej wybaczą ? Ze słów Almy wynikało iż owej szansy nie było. Sprawa wręcz może skomplikować się jeszcze bardziej jeśli Franko umrze. Tego nie wybaczy jej nie tylko Alma czy też Poncho , ale ona sama nie zniosła by utraty ojca bez względu na to jakie łączyły ich relacje. Opadnięta z sił po wielogodzinnym płakaniu , rozmyślaniu nad całym zajściem w końcu wyczerpana zasnęła. Rano kiedy wstała po ledwo czterech godzinach snu , głowa pękała jej niemiłosiernie. Powodem nie był tylko kac , ale też stres i łzy które wczoraj wylała. Ledwo żywa zwlekła się ociężale z łóżka i poczłapała pod prysznic. Chciała się odświeżyć i jako tako doprowadzić do porządku nim zacznie naprawiać to co zepsuła. I choć wiedziała iż nie będzie to proste to jednak musiała spróbować to zrobić. Pierwsze co ... miała zamiar pojechać do bruneta i przeprosić oraz namówić do powrotu. Ściągnę go do domu ...nawet gdybym sama miała się wyprowadzić. Myślała robiąc makijaż. Kolejnym krokiem był szpital ... sprawdzenie jak czuje się ojciec i zostanie przy nim. Miała zamiar czuwać przy jego łóżku tak długo aż się obudzi nawet gdyby miało to trwać wieki. W miedzy czasie przeprosić wszystkich którzy do tej pory płacili za jej głupotę. I na koniec rozmówić się z matką , choć chyba powinna zacząć od niej. Teraz jednak to było niemożliwe , bo odkąd tu była Marina skontaktowała się z nią ledwo dwa razy , a gdy sama do niej dzwoniła kobieta nigdy nie odbierała. By móc z nią porozmawiać musiała wrócić w rodzinne strony , a dopóki ojciec nie wyzdrowieje nie zamierzała opuszczać nowego miejsca zamieszkania. I tylko dlatego rozmowę z matką zostawiła na sam koniec. Wyszykowana wyszła z pokoju. Już miała zapukać do sypialni Dulce , lecz nagle d drzwi się otworzyły w nich stanęła czerwonowłosa wraz z walizkami. Zszokowana Annie spojrzała na nią , a potem jeszcze raz na bagaż i ze smutkiem w głosie zapytała;
- Wyjeżdżasz ?
- Tak Any... wyjeżdżam. - odpowiedziała wychodząc na korytarz.
- Ale Dul...
- Mam dość ...dość twojego zachowania ! To wczoraj... Boże Anka co cię opętało ?! - zapytała wciąż nie mogąc uwierzyć , że to wszystko dzieje się naprawdę. - Jestem wyrozumiała ... kocham cię , ale wczoraj zdrowo przegięłaś ! Jeśli twój ojciec umrze ...
- Nie umrze ! Nie może... ja wiem Dulce ...wiem , że przegięłam i cholernie tego żałuję i serio zrobię wszystko by to naprawić ! Tylko proszę...błagam...nie zostawiaj mnie teraz. - powiedziała wtulając się w czerwonowłosą. - Zrozumiałam swój błąd i zrobię wszystko by to naprawić ...tylko zostań ! - błagała zalewając się łzami.
Słysząc skruchę i prawdziwy żal w głosie koleżanki ,Dulce przytuliła ją mocno do siebie i po chwili powiedziała ;
- Zostanę ... ale przysięgam jeszcze jeden wybryk , a sama skopię ci dupę. Jasne ?! - zapytała unosząc jej twarz tak by przyjaciółka mogła spojrzeć jej w oczy.
Blondynka kiwnęła głową po czym mocno objęła za szyję przyjaciółkę. Zaraz po tym jak zjadły śniadanie , wspólnie udały się do szpitala. Co prawda najpierw blondynka miała załatwić sprawę z brunetem jednak kiedy usłyszała od Dul , że macocha wczoraj ściągnęła go do szpitala . Czyli załatwi dwie sprawy za jednym zamachem. Bo czego jak czego , ale tego iż Poncho wciąż czuwa przy ojcu mogła być pewna. I nie myliła się , kiedy razem z czerwonowłosą dotarły na oddział brunet właśnie opuszczał OIOM a razem z nim Alma. Zobaczywszy dziewczyny rzucił krótkie ,,cześć" w stronę Dulce i wyszedł mówiąc matce na koniec iż czeka na nią w samochodzie.
- No więc , jak on się czuje ? - zapytała Anahi patrząc na szatynkę błagalnym wzrokiem.
- Tak samo jak wczoraj... czyli źle ! - wysyczała nieprzyjemnym tonem. - Wciąż nie odzyskał przytomności jego stan ani trochę się nie poprawił. Módl się , by z tego wyszedł ! Bo osobiście uduszę cię własnymi rękami. - zagroziła ściągając z siebie fartuch ochronnym. - Masz ! Posiedź przy nim , dopóki nie wrócę ja lub Poncho. - rzekła ciskając w nią owym materiałem.
- Alma...ja...ja chciałam przeprosić. - wydukała z ledwością. - Ja wiem ,że zachowałam się głupio i nieodpowiedzialnie ! Wiem , że nie cofnę czasu...ale ja naprawdę żałuję i dałabym wszystko , by do tego nie doszło. - mówiła ze łzami w oczach.
- To nie czas , ani miejsce na takie rozmowy. Poza tym , same słowa nie wystarczą. - rzekła z kierując się w stronę wyjścia.
- Alma zaczekaj ! - krzyknęła blondynka podbiegając do niej i łapiąc za ramię. - Chciała bym pogadać z Poncho...czy mogłabyś jeszcze chwilę zostać przy ojcu ? - zapytała patrząc na nią błagalnie. - Proszę...
- Będę szczera nie wierzę w twoją raptowną przemianę i nie sądzę by Poncho ze chciał z Tobą rozmawiać , ale dobrze... poczekam tu jeszcze chwilę. - powiedziała zabierając od niej fartuch i ponownie go zakładając.
Annie nie czekając pobiegła w stronę wyjścia. Będąc już przed szpitalem rozejrzała się w poszukiwaniu bruneta. Serce biło jej jak szalone ,całe ciało drżało ze zdenerwowania. Wiedziała , że rozmowa nie będzie przyjemna o ile w ogóle do niej dojdzie , ale musiała spróbować. Rozejrzała się raz jeszcze tym razem spokojniej i nagle po prawej stronie zobaczyła go. Opierał się o drzwiczki samochodu , bawiąc się kluczami od auta. Wzięła trzy głębokie oddechy i ruszyła w jego stronę. Kiedy stanęła przed nim podniósł wzrok. Na jej widok jego oczy stały się zimne i pełne gniewu. Nie czekając aż blondynka się odezwie ominął ją by przejść po stronie kierowcy i wsiąść do auta. Nie miał ani chęci ani zamiaru rozmawiania z nią. Po chwili jednak poczuł jak łapie go za nadgarstek.
- Zaczekaj...pogadajmy ja... - zaczęła ,lecz nie dane było jej skończyć , bo brunet z całą siłą złapał ją za rękę i odtrącił rzucając jej spojrzenie pełne nienawiści.
- Nie dotykaj mnie...nigdy więcej ! - wysyczał wściekły.
- Ale Poncho ja chciałam...
- Mam gdzieś co chciałaś... dla mnie jesteś nikim , zwykłym zerem. Nie chcę ani z tobą rozmawiać ani cię znać ! Zniknij mi z oczu , a najlepiej z życia ! - krzyknął jej prosto w twarz.
Po czym wsiadł do samochodu z impetem zatrzaskując drzwi. Cała siła...zawziętość...upór jaki niegdyś w niej tkwił , prysł jak bańka mydlana. Serce jak i duszę trawił ogromny ból , słowa wypowiedziane z jego ust były jak sztylet coraz mocniej dźgający jej serce. Jego wzrok jak i pogarda trawiły jej duszę od środka jak ogromny gorący płomień palący wszystko co napotka na swojej drodze. Nie miała siły walczyć , postawić się mu...łzy spływały jak wodospad po jej policzkach. Spuściła oczy pełne smutku i bólu i odwracając się tyłem do auta wolnym krokiem zaczęła wracać do wnętrza szpitala. Była winna tego iż tak bardzo jej nienawidził. Sama zepsuła to co mogło być tak piękne. On sam oparł głowę o kierownicę ,cały drżał z emocji jakie w tej chwili w nim siedziały. Spoglądał na łzy które spadały na podłogę pod jego stopami. Nie przyszło mu z lekkością wypowiedzenie tych słów , bo kochał ją bezgranicznie ,dlatego jego serce cierpiało podwójnie. Słowa które usłyszał poprzedniego wieczoru zraniły go , jednak mimo wszystko starał się zrozumieć jej zachowanie. On sam nigdy nie miał rodziców i doskonale wiedział jak to jest tęsknić za ich miłością czy opieką oraz wsparciem. I może by jej wybaczył...zapomniał , ale kiedy usłyszał iż przez nią ojciec jest w szpitalu. Zrozumiał jak pusta ...niewdzięczna i egoistyczna jest dziewczyna w której się zakochał. Nawet on , mający prawo do żalu nigdy nie skrzywdził by , swoich biologicznych rodziców gdyby pojawili się pewnego dnia w jego życiu. Nie wiedział co boli go bardziej , rozczarowanie jej osobą czy strata ? Jednego był pewny coś co tak naprawdę nie zaczęło się między nimi choć mogło...nie zacznie się już nigdy. Bo to było koniec.
**********************************
Tego dnia jak i wieczoru nie widziała już więcej bruneta. Alma jak tylko odpoczęła , sama zjawiła się w szpitalu i razem z nią , czuwała przy łóżku Franko. Do wieczora towarzyszyła im Dulce , potem jednak Ucker zabrał ją na kolację i odwiózł do domu. Atmosfera w sali była napięta , szatynka wrogo spoglądała na Annie , która wtulona w rękę ojca siedziała zapatrzona w jeden punk i modliła się , by wszystko dobrze się skończyło. Około 4.00 znużona zasnęła na krześle zaś dyżur przy Franko wciąż pełniła Alma. Nad ranem około 7.00 przebudziła się kiedy macocha szarpnęła ją za rękę. Po woli otworzyła zaspane oczy i spojrzała na nią pytająco.
- Wstawaj , jedziemy do domu się ogarnąć. - rzekła Alma pociągając ją za ramię do góry.
- A ojciec...co z nim ? - zapytała przecierając zaspane oczy.
- Wciąż śpi , zresztą ktoś inny teraz przy nim posiedzi. - powiedziała całując ukochanego w czoło.
- Kto ? - zapytała jednak po chwili żałowała już zadanego pytania.
- My ! - odpowiedziała brunetka szczerząc się od ucha do ucha.
Anahi obejrzała się za siebie doskonale wiedząc do kogo owy głos należał.s Spodziewała się widoku Maite i bruneta lecz widok trzymającej się za ręce pary , ścisnął ją za serce.
- Cześć mamo - powiedział po chwili całując Almę w policzek , tym samym ignorując blondynkę.
Nie mogąc tego znieść , szybko wzięła torebkę ,ucałowała ojca i wyszła czym prędzej na korytarz. Kilka sekund później ktoś złapał ją za ramię , gdy się odwróciła zobaczyła zadowoloną May.
- Puszczaj kretynko ! - krzyknęła Annie wyrywając się z jej uścisku.
- Co się tak pieklisz...nie zjem cię. Chciałam ci jedynie podziękować. - rzekła szczerząc się jeszcze bardziej , przez co blondynka zaczynała dostawać furii.
- Podziękować ? - zapytała marszcząc brwi ze zdziwienia.
- Tak , podziękować. Za to ,że sama wepchnęłaś Poncha w moje ramiona...dzięki tobie nie tylko razem mieszkamy , ale też oświadczył mi się. - powiedziała z triumfem machając pierścionkiem przed oczami zdruzgotanej Any.
- Po cholerę mi to mówisz ? Mam to gdzieś...co więcej życzę szczęścia. - odpowiedziała odwracając się do brunetki plecami by ukryć cisnące się łzy.
- Pieprzysz ! Dobrze wiem ,że bujasz się w nim od dawna...jednak sama , na własne życzenie go straciłaś...bo on tego co powiedziałaś i zrobiłaś nigdy ci nie wybaczy ! - wysyczała jak najbardziej dobitnie by zranić blondynkę i udało się. Any wybiegła jak szalona zalewając się łzami. Sama wiadomość o zaręczynach była gwoździem do trumny , gorsze jednak było to iż brunetka miała rację mówiąc ,że Any pchnęła go w jej ramiona i brunet nie wybaczy jej owych błędów. To bolało ją najbardziej stała po środku parkingu czekając na Almę , jak tylko macocha zjawiła się bez słowa wsiadły do auta. Szatynka o nic nie pytała , jedynie spoglądała na swoją pasierbicę która wciąż płakała. Zaraz po dotarciu do domu dziewczyna pobiegła na górę do swojego pokoju. Rzuciła się na łóżko by w poduszkę wylać wciąż napływające łzy. Nawet nie słyszał kiedy ktoś wszedł do jej pokoju , dopiero gdy poczuła dłoń na swoim ramieniu spojrzała na osobę która ją dotknęła. Spodziewała się Dulce tym czasem to była Alma , która po chwili przytuliła ją mocno do siebie. Głaszcząc ją po włosach i bujając jak małą dziewczynkę mówiła;
- Nie płacz...będzie dobrze...zobaczysz.
- Nie będzie...on...on mi tego nigdy nie wybaczy. Nienawidzi mnie...oświadczył się jej...Boże jaka ja jestem głupia! - krzyknęła uderzając piąstką w poduszkę.
- Posłuchaj ! - rzekła szatynka biorąc jej twarz w swoje dłonie. - Fakt zrobiłaś błąd...nawet ja wciąż jestem na ciebie zła , ale uważam iż każdy zasługuje na drugą szansę poza tym to wina nas wszystkich tak naprawdę dlatego ...
- Jak to wszystkich ? - zapytała nic nie rozumiejąc i ocierając łzy.
- Tak...wszystkich. Gdyby twój ojciec zmusił Marianę to tego by od razu powiedziała ci prawdę. Pewnie do tej tragedii by nie doszło lub gdybyśmy my się uparli i na siłę z Tobą porozmawiali. Było by inaczej , jednak nikt tego nie zrobił i takie są teraz efekty. - powiedziała poprawiając roztargane włosy blondynki.
- Mimo wszystko ja nie powinnam...
- Nie powinnaś , ale stało się...i nie odstanie. Jednak teraz najważniejsze byś wyciągnęła wnioski i coś z tym zrobiła. Jeśli chodzi o Poncha...będzie trudno to wiem na pewno , ale dobry z niego chłopak i z czasem mu przejdzie. - powiedziała uśmiechając się do niej. - No , a teraz choć zjemy coś odpoczniemy i wrócimy do szpitala. - rzekła wstając i ciągnąc za rękę.
- Alma ! - krzyknęła zatrzymując ją tym samym. - Przepraszam za swoje zachowanie i dziękuję. - powiedziała przytulając się do niej.
- Daj spokój...nie ma za co. - odpowiedziała głaszcząc ją po plecach.
Może nie wszystko było tak jak trzeba , ale sama rozmowa z macochą bardzo poprawiła jej humor. Teraz była pewna ,że to naprawdę dobra i kochana osoba której Any nie potrafiła docenić. Jednak miała zamiar to wszystko zmienić. Posiłek jadły we trzy , atmosfera jak na owe okoliczności była dość miła , niestety wszystko zmieniło się po telefonie Maite. Jak tylko Alma odłożyła słuchawkę spojrzała poważnie na obie dziewczyny i powiedziała;
- Mam złe wieści.
- Matko tylko nie mów , że tato... - zaczęła blondynka lecz nie skończyła bo szatynka weszła jej w słowo.
- Franko się obudził ale...jego prawa połowa ciała jest sparaliżowana. - rzekła z ledwością.
- O Boże ! - krzyknęły we dwie jak na zawołanie.
- Jednak nie tylko to jest najgorsze...dziesięć minut temu aresztowali Poncha za morderstwo.

W Następnym Rozdziale ;

W czasie kiedy Alma rozmawiała z lekarzem , a Franko był na badaniach on nie mogąc usiedzieć spokojnie w miejscu postanowiła iść po kawę. Wrzuciła monetę ,a kiedy automat napełnił plastikowy kubeczek czarną cieczą wzięła go do ręki i ruszyła przed siebie. Ze względu na komórkę która raptem się rozdzwoniła , nie spoglądała pod nogi tylko w pośpiechu poszukiwała telefonu w torebce. Nagle ktoś ją trącił ,a cała zawartość łącznie z kubeczkiem wylądowała przed jej nogami. Wściekła odwróciła się by zobaczyć kto był taki nieostrożny i zamarła.
- To ty ! - wydukała z ledwością po chwili spoglądając na blondyna.
- Maite ?! - zapytała jak by wciąż nie dowierzał , że widzi swoją ex partnerkę.
***************
- Dzięki - odpowiedział chłodno i minął ją kierując się do wyjścia.
- Poncho...proszę porozmawiajmy. - rzekła łapiąc go za rękaw bluzy.
Szybko jednak cofnęła dłoń , przypominając sobie jego ostatnie słowa. Odwrócił się i wciąż zimnym i obojętnym wzrokiem spojrzał w jej oczy szklące się od łez. Miał ochotę podejść i przytulić ją , ale rany w jego sercu będące wciąż za świeże nie pozwoliły mu na to.
- Powiedziałem nie ! Jeśli myślałaś , że po tym ci wybaczę...pomyliłaś się , bo to się nigdy niestanie ...nigdy ! - powiedział odwracając się do niej plecami.
- Poncho , ale ja...ja cię...
- Nie wysilaj się dobrze... mam gdzieś co masz mi do powiedzenia i lepiej odczep się pókim dobry , bo gdy mnie wkurzysz...przestanę być miły. Poza tym żałosna jesteś ...wiesz ?! - powiedział i czym prędzej opuścił komisariat.
***************
W pośpiechu wkładała wszystkie rzeczy do walizki , to samo robiła czerwonowłosa choć ten plan nie bardzo się jej podobał. Jednak wiedziała iż samej puścić jej nie może , dlatego też bez słowa sprzeciwu pakowała się jak najszybciej się dało. Gdy skończyły obie spojrzały na bagaże.
- Gotowa ? - zapytała blondynka spoglądając na Dul.
- Gotowa ! - odparła - Tylko... Annie czy ty jesteś pewna , że chcesz tam jechać ? - zapytała niepewnie.
- Sama nie wiem , ale to jedyne wyjście. - odpowiedziała biorąc do ręki jedną z walizek.

****************************************************
ROZDZIAŁ 10


W czasie kiedy Alma rozmawiała z lekarzem , a Franko był na badaniach on nie mogąc usiedzieć spokojnie w miejscu postanowiła iść po kawę. Wrzuciła monetę ,a kiedy automat napełnił plastikowy kubeczek czarną cieczą wzięła go do ręki i ruszyła przed siebie. Ze względu na komórkę która raptem się rozdzwoniła , nie spoglądała pod nogi tylko w pośpiechu poszukiwała telefonu w torebce. Nagle ktoś ją trącił ,a cała zawartość łącznie z kubeczkiem wylądowała przed jej nogami. Wściekła odwróciła się by zobaczyć kto był taki nieostrożny i zamarła.
- To ty ! - wydukała z ledwością po chwili spoglądając na blondyna.
- Maite ?! - zapytała jak by wciąż nie dowierzał , że widzi swoją ex partnerkę.
- Co ty do cholery tu robisz ? - zapytała niezadowolona na jego widok.
- Widzę iż nie cieszy cię mój widok. - skwitował krótko.- Szkoda...bo ja chętnie bym sobie z tobą pogadał. - rzekł z cwaniackim uśmiechem na twarzy.
- Ja wręcz przeciwnie...my nie mamy o czym rozmawiać. A więc żegnaj ! - powiedziała ruszając do przodu.
- Hej...nie tak szybko ! - rzekł chwytając ją za rękę i przyciągając do siebie.
- Puszczaj idioto ! - krzyknęła próbując się wyrwać.- Ja nie będę z Tobą rozmawiała bo nie mamy o czym.
- Uważam inaczej , chyba powinnaś mi wyjaśnić to i owo. - ni to zapytał ni stwierdził unosząc lewa brew do góry.
- Co niby mam ci wyjaśnić...dobrze wiesz czemu cię zostawiłam !A teraz puszczaj idioto i nigdy więcej nie stawaj na mojej drodze ! - krzyknęła wyrywając się.
- Powiedz kiedy stałaś się taką zimną suka ? - zapytał blondyn widząc jak brunetka się oddala.
Na owe pytanie zatrzymała się i odwróciła mierząc go morderczym wzrokiem.
- Skarbie ja zawsze byłam zimną suką...tylko takie zero jak ty nigdy tego nie dostrzegało.
- Do czasu...bo potem ty otworzyłaś mi oczy.
- Jeśli to podziękowanie , to nie masz za co dziękować zrobiłam to z przyjemnością. - rzekła z cynicznym uśmiechem na twarzy.
William bez słowa odwrócił się do niej plecami i odszedł.Ona uczyniła to samo jednak zamiast wrócić do sali chorego weszła do damskiej toalety.Za nim pójdzie do Franca musi się najpierw uspokoić.Choć przed blondasem udawała twardą i niewzruszoną jego widokiem , to prawda jednak była inna. Na sam jego widok jej serce zaczęło bić jak szalone , a wszystko w środku latało. Nogi były jak z waty i sama sobie dziwiła się iż na nich ustała tak samo jak to ,że udało się jej zachować kamienną twarz.Co prawda przyszło jej to z ogromnym trudem ,ale przecież nie mogła dopuścić by się zorientował iż wciąż coś do niego czuje. Chociaż rozstali się wiele lat temu to May wciąż o nim nie zapomniała. Gdyby nie to ,że William był bez grosza pewnie teraz byliby już małżeństwem jednak z braku kasy zostawiła go. Dla niej kasa była ważniejsza niż uczucia ,je potrafiła ukryć ,umiała sobie z nimi poradzić. Jednak bycie biedną nie wchodziło w grę. Będąc już małą dziewczynką postanowiła sobie iż wyjdzie za bogatego faceta. Dopóki była w domu dziecka te postanowienie nie miało znaczenia dlatego też związała się w Willem. Lecz kiedy ukończyła osiemnaście lat i uzyskała wolność a na jej drodze stanął Poncho. Uczucie do blondyna zostało zagrzebane a na jego miejsce powróciło owe postanowienie. Wiedziała ,że zraniła chłopaka i tym samym siebie , jednak lepsze życie było ważniejsze niżeli miłość. Czy to była jednak dobra decyzja ? Do tej pory myślała ,że tak. Teraz jednak widok ukochanego napełnił ją wątpliwościami. On sam w tej chwili nie czuł się lepiej.Z jednej strony ucieszył go jej widok ,jak zwykle wyglądała pięknie nawet lepiej niż kiedykolwiek. Z drugiej jednak zabolało go to jak go potraktowała.Wszystkie wspomnienia wróciły i te dobre i chwila kiedy go rzuciła.A tak przysięgała ,że go kocha i nie wyobraża sobie życia bez niego. A jak tylko na jej horyzoncie pojawił się bogaty goguś rzuciła go bez mrugnięcia okiem. To z tego właśnie powodu do dnia dzisiejszego z nikim się nie związał choć na brak adoracji ze strony płci pięknej nie narzekał. Bał się jednak zaufać po raz kolejny , poza tym wciąż ją kochał do tej pory ukrywał to , wmawiał sobie iż jest inaczej. Powtarzał sobie ,że ja nienawidzi jednak dziś zrozumiał iż to nieprawda. Tyle ,że ona znowu go zraniła swoim zachowaniem. Widać w jej mniemaniu człowiek biedny szczęśliwy być nie może. Kiedy ją poznał nigdy by nie powiedział ,że ona tak bardzo kocha pieniądze oraz ,że potrafi być taka zimna i wyrachowana. Kilka minut temu miał jednak tego przykład nie pozostało mu nic innego jak ponownie postarać się o niej zapomnieć ,ale czy mu się to uda kiedykolwiek skoro tak bardzo tęsknił za nią i wciąż darzył uczuciem ? Przez to spotkanie zamiast iść do Franca tak jak prosiła go oto Annie opuścił szpital był za bardzo poruszony. Tym czasem Maite zapanowała już nad emocjami ,otarła łzy i wróciła do sali. Ojciec Poncha na szczęście wrócił już z badań a razem z nim Alma.Znużona i zdenerwowana kilkugodzinnym czekaniem na powrót Poncha w końcu po kolejnej godzinie, pożegnała się i wróciła do domu. Tym bardziej iż zamiast niej Alma posłała na komisariat Anahi. Nie rozumiała czemu to właśnie ona pojechała wyciągnąć go z aresztu ,ale ze względu na jego rodziców nie sprzeciwiła się. Jednak była tak wściekła iż miała ochotę udusić Any za samo to ,że teraz jest w pobliżu jej faceta. Pewnie zrobiła by to gdyby wiedziała też iż jej mężczyzna został aresztowany bo sprał gościa który dokonał napaści na blondynkę. Na szczęście nikt nie zdążył ją o tym poinformować i Annie jak i brunet na razie mogli spać spokojnie. Na razie bo gdy sprawa ujrzy światło dzienne May nie puści im pewnie tego płazem. Alma sama była teraz kłębkiem nerwów i czekała na jakiekolwiek informacje od Anahi i Dulce które udały się na komisariat.
**********************************
Siedziała tu już z Dulce od dobrych kilku godzin. Nie widziała się z brunetem , bo jej na to nie pozwolili. Obecnie trwało ustalanie czy Poncho może wyjść za kaucją i w jakiej wysokości. Alma powiedziała iż Any ma zapłacić każde pieniądze byle by tylko go uwolnili. Niestety to jednak nie było takie proste , bo chodziło o morderstwo. Nie bardzo rozumiała czemu to właśnie bruneta podejrzewali za napaść na tego gościa ,ale liczyła iż się tego w końcu dowie. Po kolejnej godzinie nareszcie wyszedł z gabinetu jeden z policjantów. Dziewczyny szybko zerwały się z krzeseł i pobiegły do szatyna.
- I jak możemy wpłacić kaucję ? - zapytała blondynka.
- Pan Herrera twierdzi ,że tego nie zrobił i ma na to świadków. Jednak byśmy mogli go puścić potrzebujemy zeznań tych panów. - rzekł niski gliniarz.
- Ale ja nie wiem kto z nim był. - powiedziała zdenerwowana.
- My wiemy bo pan Herrera podał ich nazwiska. Może i panie znają tych panów ,jeden to William Levy oraz Christoper Uckermann. - rzekł policjant.
- Owszem znamy. Czyli wystarczy by oni złożyli zeznania i on będzie wolny ? - zapytała Anahi.
- Na razie tak ,jednak ze śledztwa go nie usuniemy póki nie znajdziemy prawdziwego sprawcy. - odpowiedział zgodnie z prawdą.
- Dobrze , to wie pan co ja zadzwonię do tych chłopaków i oni przyjadą złożyć zeznania. - rzekła sięgając do kieszeni spodni po komórkę.
- Oczywiście niech pani dzwoni. Ja będę w pokoju 148 jeśli się zgłoszą niech tam przyjdą. - rzekł po czym odszedł.
Any natychmiast wykręciła numer do blondyna , zaś Dulce do Uckera. Po przedstawieniu sprawy , panowie pół godziny później obaj zjawili się na komendzie.
- No wreszcie ! - krzyknęła na ich widok. - Powiecie mi o co w tym wszystkim chodzi...dlatego podejrzewają Poncha ? - zapytała patrząc to na jednego to na drugiego.
- Annie nie teraz , potem ci wszystko wyjaśnimy ok ? - rzekł Will udając się za szatynem do pokoju gliniarza który miał ich przesłuchać.
Jak tylko zniknęli w drzwiach gabinetu , dziewczyny ponownie usiadły na miejsca. Przesłuchanie trwało kwadrans , zaraz potem z celi wyszedł brunet. Blondynka szybko wpłaciła kaucję , a gdy już to zrobiła podeszła do reszty którzy na nią czekali.
- To co możemy już iść ? - zapytała czerwonowłosa spoglądając na przyjaciółkę.
- Tak. - odpowiedziała Anahi spoglądając na bruneta.
- Dzięki - odpowiedział chłodno i minął ją kierując się do wyjścia.
- Poncho...proszę porozmawiajmy. - rzekła łapiąc go za rękaw bluzy.
Szybko jednak cofnęła dłoń , przypominając sobie jego ostatnie słowa. Odwrócił się i wciąż zimnym i obojętnym wzrokiem spojrzał w jej oczy szklące się od łez. Miał ochotę podejść i przytulić ją , ale rany w jego sercu będące wciąż za świeże nie pozwoliły mu na to.
- Powiedziałem nie ! Jeśli myślałaś , że po tym ci wybaczę...pomyliłaś się , bo to się nigdy niestanie ...nigdy ! - powiedział odwracając się do niej plecami.
- Poncho , ale ja...ja cię...
- Nie wysilaj się dobrze... mam gdzieś co masz mi do powiedzenia i lepiej odczep się pókim dobry , bo gdy mnie wkurzysz...przestanę być miły. Poza tym żałosna jesteś ...wiesz ?! - powiedział i czym prędzej opuścił komisariat.
Zaraz za nim wyszedł Chris. Dulce przytuliła przyjaciółkę widząc jak płacze. Blondyn patrzył na nie i serce krajało mu się na widok zdruzgotanej przyjaciółki. Sam nie bardzo rozumiał co się dzieje , przecież jeszcze niedawno Poncho nastawił swoją głowę za tą dziewczynę , a teraz sam traktował ją tak zimno. Wiedział ,że oboje czują coś do siebie i tym bardziej nie rozumiał ich postępowania. ,,Miłość ! Kto ją zrozumie ?" pomyślał Will. Zaraz potem podszedł do dziewczyn.
- Ej to co idziemy ? - zapytał głaszcząc Any po głowie.
Blondynka uwolniła się z uścisku przyjaciółki otarła łzy i spoglądając na nich powiedziała;
- Idziemy.
W drodze do szpitala blondas opowiedział wszystko Anahi. Jego opowieść sprawiła jej trochę radości , bo skoro brunet zrobił coś takiego to oznaczało iż nie jest mu obojętna. Jednak z innej perspektywy patrząc to znowu przez nią wpadł w kłopoty przez co teraz miała wyrzuty sumienia. Tym bardziej jednak wiedziała ,że musi z nim porozmawiać. Tylko jak go do tego zmusić ? zastanawiała się. Tak czy siak będzie próbowała dotąd aż się jej uda , pomyślała.
*****************************
W pośpiechu wkładała wszystkie rzeczy do walizki , to samo robiła czerwonowłosa choć ten plan nie bardzo się jej podobał. Jednak wiedziała iż samej puścić jej nie może , dlatego też bez słowa sprzeciwu pakowała się jak najszybciej się dało. Gdy skończyły obie spojrzały na bagaże.
- Gotowa ? - zapytała blondynka spoglądając na Dul.
- Gotowa ! - odparła - Tylko... Annie czy ty jesteś pewna , że chcesz tam jechać ? - zapytała niepewnie.
- Sama nie wiem , ale to jedyne wyjście. - odpowiedziała biorąc do ręki jedną z walizek.
Tak podróż do matki to było jedyne wyjście by wreszcie wszystkiego się dowiedzieć. Ojciec w tej chwili nie mógł jej niczego powiedzieć gdyż miał problemy z mową poza tym był zbyt słaby jeszcze. Alma zaś uważała iż to nie ona powinna mówić jej o czymś takim. Nie miała więc wyboru sama musiała udać się do rodzicielki i poprosić o wyjaśnienia. Co prawda gdyby wcześniej chciała słuchać Franco wszystko by już wiedziała i pewnie tyle złych rzeczy by się nie wydarzyło. Teraz jednak było za późno , czasu nie mogła cofnąć ,ale postarać się wszystko naprawić owszem. Musiała jednak najpierw znać całą historię. Jeśli to prawda co wtedy wykrzyczała jej Alma to nie wiedziała czy wybaczy matce to iż dopuściła się takiego oszustwa. W ogóle nie chciała dopuszczać nawet tej myśli iż Marina mogła ją tak okłamać. Sama siebie też nie rozumiała jak to możliwe iż nie zauważyła ,że Poncho nie jest jej rówieśnikiem a już na pewno iż jest od niej młodszy. Kiedy William jej powiedział ,że chłopak ma tyle lat co on czyli 21 to nie mogła uwierzyć swojej ślepocie i głupocie. Z drugiej zaś strony jej nienawiść była tak wielka iż przysłoniła jej oczy , a także rozum i serce.Raniąc przy tym tyle niewinnych osób. Już miały wyjść przed dom bo właśnie podjechała taksówka którą zamówiły. Kiedy w drzwiach stanęła jej matka. Spojrzała na nią wściekła i nim Annie zdążyła cokolwiek powiedzieć zaczęła na nią krzyczeć.
- Co ty do cholery wyprawiasz co ?! Czy ty z nikim nie potrafisz żyć w zgodzie ?! - zapytała wściekła na córkę wiedząc iż przez jej zachowanie Franco leży w szpitalu.
- Nie krzycz , bo nie masz prawa po tym jak mnie tu zostawiłaś bez wyjaśnień ! - krzyknęła blondynka stawiając walizkę z powrotem na podłodze.
- Wyjaśniłam ci czemu masz tu mieszkać , więc ...
- Owszem , ale nie powiedziałaś mi o wszystkim. - rzekła z wyrzutem.
- To znaczy ? - zapytała nie bardzo rozumiejąc.
Dulce widząc iż kobiety czeka długa i trudna rozmowa , udała się ponownie do swojego pokoju. Marina jak tylko czerwonowłosa opuściła salon spojrzała pytająco na córkę.
- Czy to prawda , że to ty uciekłaś od ojca ? - zapytała mierząc matkę wściekłym wzrokiem.
Kobieta na zadane pytanie od razu pobladła.
- Annie posłuchaj... - zaczęła lecz nie skończyła gdy blondynka weszła jej w słowo.
- Pytam czy to prawda do cholery ?! - krzyknęła zdenerwowana.
- Prawda. - rzekła cicho spuszczając głowę.
- Boże jak mogłaś ?! Oszukiwałaś mnie...powiedziałaś ,że to on porzucił nas ! - krzyczała zdruzgotana odpowiedzią matki.
- Ale Annie...
- Milcz ! Teraz ja mówię... ufałam ci, wierzyłam w każde słowo , a ty mnie oszukałaś ! Pozwoliłaś bym go znienawidziła , to przez ciebie i twoje kłamstwa ja skrzywdziłam tyle ludzi ! Cholera mamo , coś ty sobie myślała ?! - zapytała na koniec siadając na kanapie i spuszczając głowę w dół by matka nie zauważyła jej spadających łez.
- Proszę daj mi wyjaśnić. - rzekła próbując usiąść obok niej.
- Ale co ? Czy jest wyjaśnienie na twoje kłamstwa ? - zapytała wciąż patrząc w podłogę.
- Any ja byłam młoda i głupia gdy poznałam twojego ojca. Nie myślałam wtedy logicznie...dla mnie było za wcześnie na założenie rodziny , związanie się z kimś na stałe. Chciałam jeszcze się bawić, spełnić swoje marzenia... - próbowała jakoś wyjaśnić córce sytuację która zaistniała.
- Marzenia ? - zapytała kpiąco. - A co ze mną ? Czy w tym wszystkim pomyślałaś choć raz o mnie ?! - zapytała podrywając się z sofy.
- Początkowo nie byłam za najlepszą matką ,bo zaskoczyła mnie ta ciąża ,ale potem...
- Co potem ? - zapytała zakładając ręce na piersi.
- Starałam się. - rzekła cicho patrząc błagalnie na córkę.
- Gówno prawda !!! Gdyby tak było nie oszukiwałabyś mnie...nie odebrała byś mi ojca. Wiesz co ? Jesteś samolubną egoistką , myślisz tylko o sobie i swoich potrzebach! Dla ciebie ja znaczyłam tyle samo co mój ojciec , czyli nic ! - krzyczała tym razem nie ukrywając spływających łez.
I rozmowa , a raczej kłótnia trwała jeszcze kilka minut aż w końcu Any kazała matce by się wyniosła. Choć obu nie przyszło to łatwo to jednak rodzicielka posłusznie opuściła mieszkanie. Blondynka zaś rzuciła się na kanapę zalewając się płaczem jak małe dziecko. Tym czasem Poncho kłócił się z Maite. Brunetka nie potrafiła zrozumieć czemu chłopak nie chce jej powiedzieć jakim prawem, podejrzewają go o popełnienie tego czynu. W końcu pod wpływem nerwów Poncho się wygadał tym samym dolewając oliwy do ognia.
- Biłeś się za tą sukę ?!!! - zapytała z niedowierzaniem.
- Nie mów tak o niej. - rzekł mierząc ją srogim wzrokiem.
- Niby czemu...to przez nią masz tyle kłopotów ! Musiałeś wynieść się z własnego domu , twój ojciec o mało nie umarł , a ciebie oskarżyli o morderstwo i ty jeszcze jej bronisz ? Poncho otwórz wreszcie oczy ta dziewczyna rozwaliła ci życie ! - krzyknęła zbulwersowana.
Wiedział iż May na rację dlatego już nic nie mówiły , podszedł do niej i mocno przytulił.
- Rozwaliła, ale ułożę je sobie na nowo. Z Tobą. - rzekł składając na jej ustach pocałunek.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anetta418
Administrator
Administrator



Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 9:39, 07 Lut 2012 Powrót do góry

Rozdział 11



Leżała skulona na łóżku nie mając ochoty na nic. Łzy spływały po jej bladych policzkach , wciąż spadały po mimo ,że wylała ich już morze. Wciąż nie mogła zrozumieć jak jej własna matka mogła tak okrutnie ją okłamywać przez tyle lat. Przez siedemnaście lat sądziła ,że to ojciec ich opuścił. Uważała go za bydlaka bez serca. Winiła za swoje niepowodzenia , nienawidziła za brak miłości i zainteresowania z jego strony. Sądziła ,że jako dziewczynka była dla niego bezwartościowa i to dlatego wybrał bruneta , a nie ją. Mając czternaście lat żałowała ,iż jest kobietą. Jako syn ,byłabym bardziej przydatna. Myślała nieraz. Całą winę zwaliła na siebie ,ojca i Poncha , a tak naprawdę winna była tylko matka. Rodzicielka której niezmiernie wierzyła i ufała. Ufała bezgranicznie , a tak podle ją oszukała. Za jej kłamstwa niestety teraz płacą niewinni ludzie. To tego najbardziej Anahi nie mogła znieść. Ojca prawie wpędziła do grobu , bruneta nie chciał jej znać po tym jak zachowała się wobec niego. Matki sama nie chciała już znać. I gdyby nie Alma oraz Dul pewnie targnęłaby się na swoje życie , bo w tej chwili jedynie o czym myślała to śmierć. Jej rozmyślania i ciągłe zadręczanie przerwało pukanie do drzwi.
- Proszę. – powiedziała cicho siadając na łóżku jednocześnie ocierając łzy.
To była Dulce , ona zawsze pojawiała się wtedy gdy była potrzebna. Ona jedna rozumiała ją najbardziej , tylko czerwono włosa potrafiła postawić Any na nogi. Tym razem sama wątpiła w to czy zdoła to zrobić , widząc zapłakane i podpuchnięte oczy przyjaciółki.
- Annie , nie płacz już. – powiedziała siadając obok niej. – Łzy czasu nie cofną , nie naprawią zła. Musisz wstać i sprostać temu co cię spotkało. – rzekła biorą ją za rękę
- Jak , no powiedz mi jak ?! – zapytała podrywając się na nogi. – Nie jestem cudotwórca i nie uzdrowię ojca ! – krzyknęła rozkładając ręce.
- Wiem , ale opieka nad nim też może dużo zdziałać. Jeśli okażesz mu miłość , pokażesz jak ci zależy by wyzdrowiał. Jestem pewna ,że z czasem tak się stanie. – powiedziała spokojnie podchodząc do niej.
- Możliwe ,ale Poncho na pewno mi nie wybaczy. On nawet nie chce na mnie spojrzeć , wysłuchać ! Więc jak mam do cholery naprawić swój błąd ?! – zapytała odwracając się w stronę okna by ukryć napływając do oczu kolejne łzy.
- To też naprawisz , tylko daj mu trochę czasu. Jestem pewna ,że gdy ochłonie wysłucha cię. – powiedziała głaszcząc ją po ramionach.
- A jeśli nie ? – zapytała odwracając się przodem do Dulce.
- Annie teraz zajmij się ojcem , a potem będziesz martwiła się brunetem ok. ? – powiedziała ,sama nie bardzo wiedząc co ma odpowiedzieć na zadane pytanie.
- Masz rację , teraz to tato jest najważniejszy. Zajmę się nim ,a tym czasem przystojniak ochłonie i może wtedy ze mną pogada. – stwierdziła ocierając ostatnie łzy spływając po jej bladych policzkach.
Tym czasem on nie tracąc czasu wyciągnął z banku część swoich oszczędności na zakup mieszkania dla siebie , a także na założenie własnego biznesu. Co prawda Maite nie wyganiała go od siebie , brunet mimo to wolał mieszkać sam przynajmniej dopóki nie wezmą ślubu który mieli już w planach. Znalezieni domu nie będzie za pewne wielkim problemem jednak rozkręcenie interesu owszem. Postanowił więc na razie zająć się rozbudową firmy niż szukaniem mieszkania. W tym celu zwołał na wieczór do siebie chłopaków. Po co mu oni , pewnie zapytacie ? Otóż nowym interesem Poncha miało być Centrum Rozrywki Nocnej. Wiem , pewnie kojarzy się to wam z mnóstwem gołych kobiet tańczących na rurze , otóż nie ! W owym centrum miało być zapewniona różnorodna rozrywka dla młodzieży i dorosłych. Brunet planował w jednym miejscu zamieścić dyskotekę , kasyno , bar , kręgielnię , lodowisko , basen, klub taneczny oraz inne atrakcje gdzie każdy mógłby spędzić miło czas. Jego klienci zyskali by wszystko w jednym miejscu , a on zarobiłby na tym spore pieniądze , jednak trudno jest samemu prowadzić tak duży interes i dlatego też postanowił złożyć propozycję swoim znajomym.
*********
WIECZÓR
Wypędzenie z domu brunetki było trudniejsze niż przypuszczał , dopiero kiedy wręczył jej dość pokaźną sumkę zgodziła się iść do dyskoteki , by Poncho mógł spokojnie pogadać z kumplami. Sam nie wiedział czemu nie chce by May była przy tej rozmowie ,uważał jednak ,iż postąpił słusznie prosząc by zostawiła ich samych. Kiedy on przedstawiał swój plan Uckerowi , Thomasowi oraz Giovaniemu ,ona bawiła się w najlepsze na parkiecie. Po kilku głębszych , przestała zwracać uwagę na to ,iż jest z kimś związana i zaczęła podrywać facetów którzy tylko na to czekali. Taka zabawa szybko się jej jednak znudziła , dla niej coś co było łatwe do zdobycia nie znaczyło nic. Postanowiła sięgnąć po coś co jest trudniej dostępne. Mężczyzna siedzący od ponad godziny przy barze już dawno przykuł jej uwagę. Nie widziała jego twarzy , jedynie plecy i blond włosy. Sam fakt ,że był bardzo umięśniony przyciągał ją do niego. Nie tracąc czasu , chwiejnym krokiem ruszyła w jego stronę.
- Hej przystojniaku. – wyszeptała mu do ucha stojąc już za jego plecami.
Uśmiech z jej twarzy znikł tak szybko jak się pojawił , gdy tylko ów pan odwrócił się w jej stronę.
- To znowu ty ! – powiedziała ze zdziwieniem widząc twarz swojego byłego.
- Ja też nie cieszę się ,że cię widzę. – odpowiedział widząc jej wkurzoną minę.
- Wiesz Will , ty nawet kłamać nie umiesz. – powiedziała stając naprzeciw niego. – Przecież widzę ,że masz ochotę zabawić się ze mną. – rzekła bezo gródek przeciągając paznokciem wzdłuż jego klatki piersiowej.
- Zalałaś się w trupa i sama nie wiesz, co mówisz, choć poszukamy twoich znajomych by odwieźli cię do domu. – powiedział biorąc ją pod rękę.
- Jestem tu sama. – wybełkotała potykając się o jedno z krzeseł.
- W takim razie ja cię odwiozę ,ale żadnych numerów pod drodze ok ? – powiedział kiedy wpadła mu w ramiona.
- Okkkkkkkkej! – krzyknęła salutując mu przy tym.
Jak tylko dotarli do auta , otworzył jej drzwi i pomógł wsiąść , później sam zajął miejsce na siedzeniu kierowcy.
- Po co brałaś samochód skoro miałaś zamiar pić ?! – zapytał spoglądając na nią z wyrzutem.
Ona jednak jedynie się zaśmiała ignorując jego pytanie.
- Podaj adres. – powiedział widząc ,że nie ma sensu z nią dyskutować.
- Nie znam. – rzekła wzruszając ramionami.
- Jak to nie znasz ,nie znasz adresu swojego domu ?! – zapytał wkurzony myśląc ,iż z niego kpi.
- To znaczy znam ,ale … ale zapomniałam. – wybełkotała trzepocząc rzęsami i posyłając mu uśmiech.
- Zapomniałaś?! – zapytał niedowierzająco. – No świetnie ! – rzekł uderzając w kierownicę. – Dobra zawiozę cię do hotelu , rano wrócisz sobie do domu.
Brunetka jednak nie usłyszała już jego odpowiedzi , bo tym momencie spała już sobie w najlepsze. Widząc ją w takim stanie odpalił samochód i zamiast do hotelu zawiózł ją do swojego domu. Tam delikatnie położył ją na łóżku i okrył kocem , po czym sam pościelił sobie na podłodze i położył się w nadziei ,iż zaśnie.
*************
Po rozmowie z Dul, Any doprowadziła się do porządku i po zjedzeniu śniadania pojechała prosto do szpitala, tam spędziła cały dzień przy łóżku ojca. Dzięki temu Alma mogła troszkę zająć się firmą. Czytała mu, karmiła, pomagała ćwiczyć razem z fizykoterapeutą. Kiedy nastał wieczór zmęczona wróciła do domu? Wiedząc, że macocha siedzi przy ojcu mogła spokojnie pójść spać, tym bardziej, że czerwono włosa koło 22.00 Wyszła na randkę z Uckerem. Chłopak zaraz po spotkaniu u kumpla przyjechał po nią i zabrał na romantyczną kolację. Nie od dziś wiadome było, że tych dwoje wpadło sobie w oko. Annie cieszyła się ze szczęścia przyjaciółki, chociaż sama szczęśliwa nie była. Wciąż nie mogła sobie darować, że nie próbowała nawet wysłuchać Poncha i reszty rodziny, którzy chcieli wyznać jej prawdę. Sam fakt, iż nie zwróciła uwagi na różnicę wieku po między nią a brunetem świadczyło o jej głupocie i niedojrzałości. Miłość Franko być może jeszcze odzyska, ale uczucie bruneta chyba ciężej będzie jej odzyskać o ile w ogóle jest to możliwe po tym jak go zraniła. Leżąc w łóżku i rozmyślając zasnęła sama nie wiedząc, kiedy. Tym czasem brunet do 3.00 Nad ranem czekał na powrót Maite, nie martwił się zbytnio gdyż wiedział, że jego dziewczyna, kiedy idzie do dyskoteki zapomina o Bożym świecie, ale wypadało poczekać na jej powrót. Niestety niedoczekał się, ponieważ sam zasnął na kanapie przed telewizorem.
*************
RANO
Widząc, że wciąż jego towarzyszka życia nie wróciła, samotnie zjadł śniadanie oraz wypił kawę, po czym udał się do szpitala. Kiedy wszedł do sali, ojciec wpatrywał się w śpiąca przy jego łóżku Almę?
- Cześć tato. – Powiedział podchodząc do jego łóżka. – Przepraszam, że ostatnio rzadko wpadam, ale chyba wiesz od mamy, dlaczego. Obiecuję jednak, że jak tylko ruszą pracę nad klubem będę zaglądał częściej. – Powiedział po cichu siadając na krzesełku.
Mężczyzna nie będąc wstanie nic powiedzieć skiną tylko zdrową ręką w stronę syna by ten się zbliżył. Brunet od razu spełnił jego prośbę.
- Aa ani… - z ledwością wydukał, po czym grymas bólu pojawił się na jego twarzy.
- Tak tato, z jej powodu też nie przeszkodzę tu tak często. – Powiedział wiedząc, o co ojciec chciał zapytać. – Nic nie mów, bo ci nie wolno na siłę coś robić. I proszę nie próbuj mnie godzić z nią na siłę.
Franco próbował jeszcze coś wydusić z siebie, ale w tym momencie do Sali weszła blondynka.
- Cześć! – Powiedziała spoglądając na obu mężczyzn.
Zaraz po jej powitaniu, ocknęła się Alma. Przetarła zaspane oczy i spojrzała na całą trójkę.
- Cześć kochanie. – Rzekła całując męża na dzień dobry.
Ten w odpowiedzi zacisnął swą zdrową dłoń na jej ręce.
- Dobra skoro się obudziłaś, ja spadam. – Rzekł Poncho ruszając ku drzwiom.
Nim którakolwiek z kobiet zdążyła zareagować, brunet opuścił salę.
- No, co tak stoisz, leć za nim! – Krzyknęła Alma.
Any nie bardzo wiedziała, po co, ale instynktownie zrobiła, co doradziła jej macocha.
- Poncho! – Krzyknęła w momencie, kiedy chłopak miał już wsiadać do windy. – Jesteś nie porządku. – Powiedziała, gdy chłopak przystaną.
- Ja jestem nie w porządku?! – Zapytał nie dowierzając w to, co słyszy.
- Tak ty, może i masz prawo się gniewać, ignorować mnie i traktować na najpodlej jak się da! Zasłużyłam sobie na to, ale nie rozumiem jak przez moje błędy możesz karać innych. – Powiedziała wzruszając ramionami. – Ani ojciec ani Alma nie zrobili nic złego, a ty swoim unikaniem mnie skazujesz ich..
-, Na co, na cierpienie?! – Zapytał mając dość jej gadania. – Nie martw się Anahi , nie skrzywdzę ich bardziej niż ty! Tylko ty jesteś w tym mistrzynią, ja jedynie próbuję uniknąć nieprzyjemnej atmosfery, by ojciec mógł szybciej wyzdrowieć. Nie sądzę, iż pomoże mu widok ciebie i mnie dąsających się na siebie. – Rzekł z kpiną cały wrzący ze złości.
-, Więc mi wybacz do jasnej cholery! – Krzyknęła łapiąc go obiema dłońmi za koszulę.
**************
Spał zaledwie dwie godziny, niewygodna podłoga oraz ciągłe myśli krążące mu po głowie na temat brunetki nie pozwoliły mu spać. Równo, więc o 6.00 Wstał, wziął prysznic i zaraz potem udał się do kuchni by zaparzyć kawę. Nie zdążył jej dopić do końca jak w drzwiach pojawiła się May.
- Cześć przystojniaku. – Powiedziała posyłając mu uśmiech.
Spojrzała na nią z pod oka i zaniemówił. Stała oparta o framugę drzwi, była bosa, a jedyne, co miała na sobie to jego błękitna koszula prawdopodobnie zwędzona z łazienki. Wyglądała tak seksownie, a jednocześnie niewinnie, iż miał ochotę podejść do niej i wziąć w swoje ramiona jak za dawnych czasów. Mając jednak świadomość, że nie jest to możliwe gdyż dziewczyna była z kimś związana, szybko odpędził od siebie kosmate myśli i wstając od stołu zapytał;
- Napijesz się czegoś?
- Chętnie, najlepiej coś zimnego i dobrego na kaca. – Powiedziała wchodząc i siadając na blacie stołu.
Długo się nie zastanawiając podszedł do lodówki i wyjął z niej dobrze schłodzony kefir.
- Zimny, ale czy pomoże na kaca … nie wiem. – Powiedział podając jej butelkę z zawartością.
- Kefir na pewno nie, ale ty …tak! – Rzekła łapiąc go za pasek u spodni i przyciągając w swoją stronę.
Jak tylko znalazła się blisko niej, zarzuciła mu nogi na biodra oplatając szczelnie by jej nie uciekł? Zaskoczony opuścił napój, który trzymał w dłoni. Zawartość opakowania natychmiast rozlała się po ziemi, to jednak nie miało teraz znaczenia, gdyż już po chwili brunetka wpiła swoje usta w jego wargi. Początkowo chciał się odsunąć, ale kiedy zarzuciła mu ręce na szyję i wplotła jedna dłoń w jego włosy przylegając tym samym całym ciałem do niego, poczuł jak ogarnia go pożądanie. Jej język świdrujący namiętnie wnętrze jego ust, tym bardziej przyprawiał go o wrzenie krwi. Przez co dał się ponieść całkowicie pocałunkowi. Maite nie tracąc czasu rozpięła mu pasek oraz rozporek, po czym zsunęła jego jasne dżinsy w dół. Dotknęła dłonią miejsca, w którym znajdował się jego członek czując, że po woli podnosi się do góry, zaczęła rozpinać guziki przy koszuli, która miała na sobie. William czując, iż za daleko się posuwają oderwał w końcu wargi od ust brunetki.
- Przestań.- Wyszeptała do jej ucha próbując złapać oddech.
-, Dlaczego, skoro tak nam dobrze i oboje tego pragniemy. – Powiedziała obsypując pocałunkami jego szyję i tors.
- Pragniemy czy nie …nie możemy tego zrobić. – Powiedział z ledwością, jednocześnie walcząc z rosnącym pożądaniem.
Chciał się uwolnić, ale jej pieszczoty sprawiły, iż przychodziło mu to z trudnością. Czuła to i widziała, dlatego też dalej prowadziła swoją grę. Chcąc by puścił wodze fantazji i zapomniał o tym, co ich dzieli. Po raz kolejny wsunęła mu język do ust wymuszając pocałunek. Jednocześnie poluzowała lekko nogi i jedną dłonią wślizgnęła się pod jego bokserki. Jak tylko jej ciepła ręka zacisnęła się na jego członku, usłyszała cichy jęk? Zaraz potem jego dłonie, które wcześniej opierały się o blat stołu teraz przyciągnęły ją do niego. Ich ciała w tym momencie były już prawie jednością, jej nagie piersi odsłonięte przez rozpięta koszule ocierały się w tej chwili o jego nagi tors. Żądza i namiętność, nad która próbował zapanować uwolniła się. Czując, że ma już go w garści, przerwała na chwilę pocałunek, by wyszeptać.
- Kochaj się ze mną Will… kochaj.


Rozdział 12


Płonąca z pożądania nie potrafiła cierpliwie siedzieć i czekać aż William znajdzie prezerwatywę, owszem nie chciała zajść z nim w ciążę, ale ileż można szukać gumki?! Pomyślała zeskakując ze stołu w kuchni. Nim jednak doszła do drzwi pokojowych blondyn staną już w nich.
-, Co to?! – Zapytała zdziwiona widząc swoje ubrania, buty oraz torebkę w jego rękach.
- Masz! – Powiedział wciskając jej to na siłę w dłonie. – Ubieraj się i wynoś z mojego mieszkania! – Rozkazał wskazując na wyjście.
Tyle razy marzył o tym by się z nią kochać. Dużo by dałby znowu była jego, ale zostawiła go. Porzuciła jak psa tylko, dlatego, że trafił się bogatszy. Nie liczyła się z tym, co on czuje, nie patrzyła na to jak go rani. Rzuciła tylko zwykłe, Koniec z nami!” I już. Nie zdążył jeszcze się pozbierać jak ponownie pojawiła się w jego życiu i choć wiele razy próbował ją znienawidzić to nie potrafił. Nie umiał, jedno spojrzenie w jej czekoladowe oczy, słodki pocałunek uzmysłowił mu, że wciąż kocha ją jak wariat. Nie miał jednak zamiaru być jej kochankiem czy chłopcem na posyłki. Albo jest z nią i oddaje się jej w całości pod każdym względem, albo niech zapomni, że znowu wpadnie w jej sidła. Tak sobie postanowił, dlatego przerwą tą intymną grę. Jego zachowanie wprawiło ją w osłupienie. Otworzyła szeroko buzię ze zdziwienia, a jej oczy po stokroć się powiększyły.
- Ogłuchłaś?! – Zapytał zniecierpliwiony.
- Ty … ty mnie wyrzucasz?!!! – Wydusiła z siebie nagle.
- A nie widać?! – Zapytał unosząc do góry brwi i opierając się o futrynę.
- No, ale myślałam, że … - zaczęła, lecz chłopak natychmiast wszedł jej w słowo.
- Myślałaś, że zabawisz się moim kosztem a potem wrócisz do tego swojego gogusia jakby nigdy nic?! – Zapytał rozkładając ręce. - Sądziłaś, że będę twoim kochankiem, bo kiedyś coś nas łączyło?! O nie May, tym razem nie dam zrobić z siebie idioty! – Powiedział łapiąc ją pod ramię. – A teraz bądź tak miła i wyjdź! – Rzekł popychając ją w stronę drzwi.
- Puszczaj idioto! – Krzyknęła wyrywając się z jego objęcia. – Znam drogę do drzwi, wyjdę sama. – Wysyczała wściekła. – A ty zapłacisz mi za to! Jeszcze będziesz błagałbym była twoja kretynie! – Krzyknęła wychodząc i trzaskając drzwiami.
Stojąc na klatce ubierała się w pośpiechu, gdy już cała garderoba znalazła się na swoim miejscu, przeczesała włosy dłońmi i zeszła na dół klnąc pod nosem.
-, Co za kretyn, śmieć! Co on sobie kur.wa wyobraża, że kim jest?! Już ja mu pokażę, jeszcze mnie nie znasz bałwanie, nie wiesz, na co mnie stać. – Mówiła do siebie pokonując schody.
Cała kipiała aż ze złości. Była pewna, że skoro kiedyś byli razem i Will wciąż jest na nią napalony to bez kłopotu zaciągnie go do łóżka. Sama nie wiedziała, czemu w ogóle chciała to zrobić, przecież na seks z Ponchem nie narzekała. Brunet jednak ostatnio unikał zbliżeń, dobrze wiedział, co a raczej, kto jest tego przyczyną. I być może, dlatego chcąc się odegrać pragnęła spędzić noc w ramionach innego. Poza tym Herrera po woli zaczynał się jej nudzić, jednak miał kasę i to dużo kasy. Więc dla samej korzyści materialnej była gotowa się tak poświęcać i trwać u boku kogoś, kogo nie kochała. Byle by tylko żyła jak księżniczka. Wiedząc, że jej chłopak rozkręca nowy interes cieszyła się, bo to oznaczało przypływ kolejnej gotówki. Dlatego też tym bardziej nie miała zamiaru go zostawić i pozwolić komukolwiek jej go odebrać. Za wszelką cenę miała zamiar wyeliminować Anahi, jak na razie była spokojna, bo sama blondynka skutecznie odepchnęła od siebie bruneta. Musiała mieć jednak rękę na pulsie. A co do Willa, no cóż! Nie okazywała tego, bo duma i chora ambicja posiadania fortuny nie pozwalała jej na to, ale tak naprawdę mężczyzna wciąż tkwił w jej sercu. Kochała go wtedy i kocha nadal tyle, że samą miłością człowiek nie żyje. Za dużo w życiu wycierpiałaby pozwolić sobie na katusze tylko w imię miłości. I chociaż nie przyszło jej to łatwo to porzuciła go właśnie dla kogoś, kto mógł zapewnić jej lepszą przyszłość.
***************
Stała patrząc mu w twarz i czekała na jakąkolwiek reakcję z jego strony. I się doczekała! Zamiast jej wybaczyć, złapał rękoma obie jej zaciśnięte ręce i odciągnął od jego koszuli.
- Wtedy nad rzeką zapytałem czy gdybym nie był twoim bratem to czy to by coś zmieniło, pamiętasz? – Zapytał trzymając nadal jej dłonie i spoglądając w jej szkliste oczy.
- Yhym. – Wymruczała kiwając głową.
- Powiedziałaś mi wtedy, że nie. Bo nienawidzisz mnie z całego serca. - Rzekł ze smutkiem na twarzy.
- Tak, ale … - zaczęła chcąc się wytłumaczyć.
- Teraz ja mówię ci to samo Any. Nienawidzę cię, bo za bardzo nas skrzywdziłaś i dlatego nigdy ci nie wybaczę. – Rzekł wchodząc jej w słowo.
Po czym puścił jej nadgarstki, odwrócił się i wszedł do windy. Zrozpaczona usiadła na korytarzu, oparła się o ścianę i podkuliła nogi pod brodę. Ukryła twarz w dłoniach i pozwoliła płynąć łzom. Bolało, bolało tak bardzo jakby ktoś tępym nożem ciął jej serce na drobne kawałeczki. Jej cichy płacz zamienił się w spazm na myśl o tym, że straciła go na zawsze i to przez własną głupotę.
*************
Siedzieli na ławce wtuleni w siebie, chociaż razem było im dobrze to żadne z nich nie odzywało się słowem. Dulce myślała o kłopotach Annie i próbowała wymyślić coś by pomóc jej rozwiązać je. Natomiast Chris myślał o tym jak wesprzeć Poncha. Znał go zbyt dobrze by uwierzyć w to, że wszystko jest ok. Brunet udawał, że sytuacja z Anahi wcale go nie dotknęła, próbował przekonać wszystkich, że jest na nią zły tylko z powodu jej zachowania wobec rodziców. Jednak Ucker doskonale widział, że prawda jest inna. Poncho kochał Any, chociaż nigdy jeszcze się do tego nie przyznał, kiedy szatyn go pytał. Wystarczyło jednak uważnie go obserwować i gołym okiem było widać jak on patrzy na tą dziewczynę. Jak bardzo cierpi, po tych przykrych słowach, jakie usłyszał wtedy w domu? Sam był wściekły na Anahi , że tak potraktowała jego najlepszego przyjaciela, przez to też nie bardzo za nią przepadał , ale dla dobra kolegi nie mógł tej sprawy zostawić tak obojętnie. Do tego samego wniosku doszła Dul.
- Musimy im pomóc! – Krzyknęła nagle wyciągnięta z transu zamyślenia.
- Czytasz w moich myślach skarbie. – Powiedział szatyn spoglądając w jej czekoladowe oczy. – Dopiero o tym samym pomyślałem. – Rzekł całując ją w czoło. – Tylko jest kłopot kochanie, nie mam pomysłu jak to zrobić.
- Hym… ja też nie. – Powiedziała marszcząc nosek z niezadowolenia.
- No, więc jak im pomożemy? – Zapytał drapiąc się po głowie jak by miał ogromny problem.
- Jeszcze nie wiem, ale pomyślę i na pewno coś wykombinuję. – Powiedziała wtulając się w niego bardziej.
***********
Wszedł do domu i od razu rzucił się na kanapę. Dzisiejszy dzień go wyczerpał, odwiedziny w szpitalu, potem bieganie po mieście w poszukiwaniu odpowiednio dużego lokalu na otwarcie swojego przedsięwzięcia i na koniec latanie po bankach wymordowało go. Teraz marzył tylko i wyłącznie o odpoczynku i chwili ciszy. Z rękoma założonymi pod głowę i zamkniętymi oczami leżał próbując się rozluźnić. Sprawy które musiał załatwić pozwoliły mu przynajmniej zapomnieć o problemach z Anahi. Teraz jednak leżąc w ciszy przypomniał sobie o rozmowie w szpitalu. Potraktował ja ostro, być może za ostro. Powiedział za dużo słów, których nie powinien tym bardziej, że tak naprawdę nie czuł tego, o czym mówił. Owszem wciąż był na nią zły za stan ojca, ale nie nienawidził jej. Zraniła go swoimi słowami i to cholernie go bolało, ale kochał ją mimo to. Na razie jednak nie potrafił jej wybaczyć, nie wiedział czy kiedykolwiek się to stanie. Zbyt wiele razy dała mu do zrozumienia, że jest dla niej nikim. Zamyślony nawet nie usłyszał jak ktoś wszedł do mieszkania, dopiero, kiedy ów gość usiadł na nim okrakiem, przestraszony otworzył oczy i zobaczył Maite.
- Witaj skarbie! – Powiedziała wpijając się mu w usta.
Zaskoczony odwzajemnił pocałunek, a gdy oderwała się od niego zapytał;
- Gdzieś ty była całą noc?
- Skarbie chciałeś być sam z kumplami by omówić sprawy związane z nowym interesem. Poszłam, więc na dyskotekę, a że troszkę wypiłam to spałam u Sam. – Powiedziała w między czasie rozpinając mu koszulę.
-, Co robisz? - Zapytał, kiedy próbowała ją z niego zdjąć.
Zamiast odpowiedzi poczuł jak jej wilgotny język pełza po jego nagim torsie. Westchnął czując przyjemny dreszcz. Brunetka nie przestając pieścić chłopaka, uniosła się lekko do góry i szybkim ruchem zdjęła z siebie stringi , po czym dość zwinnie rozpięła rozporek bruneta.
- May jestem zmęczony. – Wyszeptał nim ponownie wsadziła mu swój język do gardła.
Dziewczyna jednak puściła ową informację mimo uszu. Po dość sycącym pocałunku, oderwała się od niego.
- Widzę skarbie, dlatego zrobię wszystko byś jak najlepiej się wyluzował. – Rzekła zsuwając z niego dżinsy razem z bokserkami.
Jeszcze chwilę wcześniej miał ochotę zrzucić ją z siebie, ale kiedy poczuł jak siada na jego nabrzmiałym już członku swoją mokrą od soków muszelką zrezygnował. Chociaż wcześniej nie miał ochoty na seks to teraz taka forma wyluzowania się odpowiadała mu. May była perfekcjonistką w odwracaniu uwagi od czegokolwiek. Chwile przyjemności pomogły mu ponownie zapomnieć o blondynce. Po skończonym stosunku, leżał w jej objęciach i zastanawiał się nad swoją przyszłością, aż w końcu powiedział;
- Maite może weźmiemy ślub zaraz po otwarciu centrum, co ty na to? – Zapytał spoglądając w jej oczy, kiedy uniosła głowę.
- Mówisz poważnie?! – Zapytała uradowana.
- Jak najbardziej, co więcej chcę byś była moją wspólniczką w prowadzeniu naszego przedsięwzięcia. – Powiedział poważnie.
Tego się nie spodziewała, ale nie znaczy, iż to ją nie ucieszyło. Owszem i to jeszcze jak! Nie dość, że w krótkim czasie stanie się panią Herrera to jeszcze zyska na tym ogromną kasę. A taka, Anahi na wieść o tak szybkim ślubie sama zawinie żagle i zniknie na zawsze z życia bruneta. Pomyślała uśmiechając się do siebie pod nosem.
- Kocham cię i oczywiście, że zgadzam się na ślub i cała resztę.- Powiedziała szczerząc się do niego.
***************
Kiedy łzy przestały lecieć, otarła twarz i wróciła do Sali? Alma nawet nie pytała jak przebiegła rozmowa, widok czerwonych oczu powiedział jej wszystko. Przytuliła ją mocno do siebie i cicho szepnęła do ucha;
- Daj mu czas, na pewno z czasem mu przejdzie.
Any uśmiechnęła się lekko i usiadła obok ojca, który patrzył w ekran telewizora. Macocha wiedząc, że blondynka teraz trochę po siedzi przy ojcu, pożegnała się i pojechała do domu. W czasie, kiedy Annie zajmowała się chorym, Alma wzięła prysznic, przebrała się i nim wróciła do szpitala wstąpiła do bruneta. Jej widok zaskoczył go.
- Mogę wejść? – Zapytała dając krok do przodu.
- Czy coś z ojcem? – Zapytał lekko podenerwowany wpuszczając ja do środka.
- Nie! Spokojnie, stan Franco jest bez zmian. – Wyjaśniła chcąc go uspokoić. - Annie teraz przy nim siedzi ja byłam w domu by się trochę odświeżyć i wpadłam przy okazji do ciebie by zobaczyć jak dajesz sobie radę? – Powiedziała rozglądając się po mieszkaniu brunetki.
- Świetnie! – Odpowiedział krótko siadając na fotel.
- Nie jestem tego taka pewna. – Odpowiedziała siadając na kanapie naprzeciw niego.
-, Co masz na myśli? – Zapytał zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Poncho jesteś moim dzieckiem nie od dziś, znam cie na tyle żeby wiedzieć, że to twoje ŚWIETNIE to tylko maska. – Powiedziała kładąc mu rękę na kolanie.
- Alma daj spokój dobra! – Rzekł wściekły.
- Mnie nie oszukasz, wiem, że zależy ci na Annie. Wiem też, że nie kochasz May i dlatego nie rozumiem, czemu się jej oświadczyłeś?! - Powiedziała spoglądając na niego.
- Ona zawsze mnie wspiera, jest przy mnie, kiedy tego potrzebuję. Zna moja przeszłość, a mimo to kocha mnie i nie osądza i dlatego się z nią ożenię! Co więcej zostanie moją wspólniczką, a co do Anahi to dla dobra wszystkich więcej o niej nie wspominaj? – Powiedział wstając i ruszając do kuchni.
- Cholera Poncho to córka twojego ojca, będziecie się widywali przy okazji świąt czy jakichkolwiek innych uroczystości! – Krzyknęła zdenerwowana jego podejściem.
- Dla was i tylko dla was będę dla niej miły na takich spotkaniach, ale nie wymagaj bym się z nią pogodził, bo tego nie zrobię! – Krzyknął wściekły trzaskając drzwiami od lodówki.
- Boże, dlaczego ty jesteś taki uparty?! Dla mnie też ona nie była miła, ale wybaczyłam jej, bo wiem, że tak naprawdę dobra z niej dziewczyna. Pogubiła się, a to wszystko wina jej matki i …
- To nie jej matka prawie doprowadziła do grobu ojca! I to nie ona nazwała mnie bękartem oraz kazała wynosić się z domu! Zrobiła to Any, bo jest głupią, rozkapryszoną egoistką i tyle! – Krzyknął uderzając dłonią w stół. – A teraz proszę byś już sobie poszła i nigdy więcej nie wracała do tego tematu o ile chcesz nadal mieć syna. – Powiedział poważnie spoglądając ze złością w jej oczy.
- Wiesz, co, nie poznaje cię i nie rozumiem. Masz żal do Any za egoistyczne zachowanie oraz to, jaką krzywdę nam wyrządziła, a sam … sam robisz dokładnie to samo! Ogarnij się Poncho i zacznij myśleć dopóki masz na to czas, bo gdy Anahi przywyknie do twojej obojętności będzie już za późno na przeprosiny! – Powiedziała wychodząc wściekła jak osa.
********
Miesiąc później
Sześć długich tygodni zmieniło dużo w życiu każdego z bohaterów. Z pomocą Chrisa, Tomas, Giovanniego oraz paru innych kumpli Ponchowi udało się wykonać swój projekt. Już jutro ma być jego wielkie otwarcie. W tym gorącym czasie zmienił też mieszkanie zamiast kupić mniejsze dla siebie kupił większe, dzięki czemu Maite nadal z nim mieszkała, a swoje wynajęła młodej studentce. Przygotowania do ślubu szły pełną parą. Sytuacja między blondynką a brunetem wciąż była napięta. Chłopak nadal ją ignorował, a ona sama też przestała mu się narzucać. Tym bardziej, że w jej życiu pojawił się przystojny David. Spotkania z nim pozwoliły jej podejść do tego wszystkiego z dystansu było to łatwiejsze gdyż miewała mało okazji do spotkania Ponchita, który ciągle był czymś zajęty lub umiejętnie tak układał sobie spotkania z rodzicami by nie spotkać dziewczyny. Dla Almy i Franco były to nie łatwe dni jednak fakt, że mężczyzna po woli dochodził do siebie dawało im chwile radości. Annie bardzo się zmieniła dużo pomagała przy ojcu jak i w domu. Znalazła sobie szkołę oraz pomagała, co nieco w firmie. Niestety nadal nie chciała rozmawiać z matką na wszelkie telefony od rodzicielki nie odpowiadała. Maite zaś chodziła cała w skowronkach, jej narzeczony już nie długo zostanie jej, mężem a ona będzie się pławiła w luksusach. Jej marzenia wreszcie się spełnią, ale czy na pewno przyniosą jej szczęście? Jeśli chodzi o Dulce i Cuksa to ich miłość wciąż kwitła, jednak zbliżał się też dla nich ciężki okres. Zaraz po zakończeniu wakacji, czyli za tydzień czerwono włosa wraca do swojego miasta wtedy ich związek zostanie wystawiony na próbę. William też w ostatnim okresie nie mógł narzekać. Poncho zaproponował mu pracę w swoim centrum, jako menadżera działów. W trakcie remontu lokalu poznał piękną Elizabeth. Z Maitą nie miał okazji się spotkać po, mimo, że dziewczyna też była wspólniczką bruneta. On nawet nie wiedział, że jego szef oraz stary przyjaciel i jego była byli parą. Pytanie jak zareaguje na ową wieść?

Rozdział 13




Całe centrum było już gotowe, nie pozostało, więc nic innego jak tylko je otworzyć. Ze względu na wieczorne godziny otwarcia, nie każdy dział był dziś obsługiwany, ale można był zwiedzić całość. Dzisiejszej nocy pracowała dyskoteka, bar, kasyno, cała reszta będzie dostępna od jutra rana. Bo kto w sobotni wieczór będzie wolał basen, lodowisko czy też kort tenisowy? Chyba tylko idiota! No dobra, ale wracając do owego otwarcia, nad którym pracowała masa ludzi by wszystko było zapięte na ostatni guzik tak jak trzeba. I wpadło! Przyszło ponad pół miasta i to w różnym wieku. Osoby starsze chciały tylko wejść i pooglądać, młodzież rzecz jasna od razu ruszyła do baru i dyskoteki. Poncho, jako główny założyciel stał w wejściu witając każdego z osobna. Ze względu na okoliczności założył dziś na siebie biały garnitur i koszulę w tym samym kolorze. Maite, która towarzyszyła mu tego wieczoru, zajmowała się gośćmi, którzy chcieli obejrzeć ośrodek wszelakiej zabawy. Tak, więc jak na razie żadne z nich nie miało czasu na własną rozrywkę jak i spotkanie się. Od czasu wejście do klubu każde z nich było w innej jego części, a był to nie mały obszar. Tej soboty pracował także William i Ucker w końcu oni też mieli udział w tym interesie za sprawą Poncha. I tak samo jak brunetka byli na innych działach. Blondynowi towarzyszyła piękna Elizabeth, zaś Cuks rzecz jasna zaprosił Dulce. Początkowo wieczór wymagał sporej pracy, ale potem będą mogli bawić się razem z innymi. Na otwarcie nie trzeba było wysyłać jakiś specjalnych zaproszeń, kampania reklamowa w Internecie i na wielkich tabloidach mieszczących się w największych częściach miasta wystarczyłaby przyciągnąć ludzi. W taki też oto sposób o imprezie dowiedział się David, nowy facet Annie. Chłopak nie wiedząc nic o stosunkach panujących po między nią, a brunetem zaprosił ją na wieczór właśnie tam. Początkowo się broniła, wymyślała przeróżne wymówki, decyzję jednak podjęła widząc zaproszenie na ślub Poncha i May. Od dawna wiedziała o ich planach, bo sama brunetka skrupulatnie oto zadbała, jednak nie sądziła, że chłopak będzie na tyle podły i pośle jej zaproszenie na ślub. W tym momencie jak dla niej przegiął. Znosiła jego uniki, obojętność, chłodny ton, z jakim się do niej zwracał, kiedy już musiał, ale to zagranie było ponad jej cierpliwość. Ubrała się, więc obcisłą, ledwo zakrywającą jej tyłem granatową sukienkę całą wyszyta świecącymi cekinami. Rozpuściła blond włosy, które jeszcze do niedawna były ciemnego blond, pomalowała się i zeszła na dół. Widok dziewczyny powalił Davida, mężczyzna jednak nie wiedział, że owa kreacja nie jest dla niego, a po to by komuś dać pstryczka w nos. Uśmiechnięta Anahi ucałowała go i razem ruszyli do samochodu. Po kwadransie byli już na miejscu. Przy wejściu nie było już bruneta, tylko dwóch goryli, którzy bez problemu ich wpuścili. Całe centrum było zapełnione. Jedni wychodzili zadowoleni z tego, co ujrzeli inni z części dziennej (basen, kort tenisowy ) przenosili się na wieczorną (dyskoteka, bar). David jak i jego towarzyszka od razu ruszyli w stronę głośnej muzyki wydobywającej się z sali dyskotekowej. Nie była pewna czy to tu akurat spotka bruneta gdyż teren był ogromny, wiedziała jednak, że prędzej czy później wpadnie na niego. W końcu noc była długa, a godzina jeszcze wczesna. W pierwszej kolejności Any i jej chłopak poszli do baru, tylko tam były jeszcze miejsca siedzące. Po wypiciu trzech szklaneczek dość mocnego trunku ruszyli na parkiet. Dopiero tam blondynka natknęła się na znajomych. Pierwszą spotkała Dul w ramionach nikogo innego jak Uckera. Przywitali się z nimi, po czym dalej w najlepsze bawili się na parkiecie. Tym czasem brunet, nie widząc o obecności Anahi w drugim kącie sali rozmawiał z Williamem i Eli czekając na Maite. Brunetka po zamknięciu biura, w którym pozwoliła sobie na chwilę odpoczynku właśnie szła w ich kierunku przeciskając się przez tłum z drinkiem w ręku. Gdy dotarła na miejsce, cmoknęła przyszłego męża w usta nie zauważając, że za jej plecami stoi ktoś jeszcze. Dopiero słowa Poncha sprawiły, że dziewczyna się odwróciła.
- Poznaj mojego starego kumpla i jego dziewczynę. - Powiedział wskazując na osoby stojące za plecami brunetki. - To jest William, a to Elizabeth. - Dodał na koniec z uśmiechem na twarzy.
May na widok owej pary, a szczególnie blondyna o mało nie wypuściła szklanki z dłoni. Sam Will był zaskoczony i zszokowany całym zajściem. Oboje zdając sobie sprawę z tego, że brunet nie wie o ich wcześniejszych stosunkach, szybko się ogarnęli.
- Jestem Maite! - Powiedziała wyciągając rękę w jego stronę ze sztucznie przyklejonym do twarzy uśmiechem.
- William. - Rzekł ściskając jej dłoń.
By atmosfera była luźna i nie wzbudziła podejrzeń, dziewczyna następnie przywitała się z partnerką blondyna. Tamta odwzajemniła gest. Przez kilka minut rozmawiali o głupotach, tak by wszystko wyglądało idealnie. May kłopotów z udawaniem i kłamaniem nie miała ani trochę. Blondynowi wychodziło to jednak blado, dlatego już chwili obejmując swoją dziewczynę w tali, przeprosił ich i ruszył z nią na parkiet. Brunet zaś zamiast zająć się swoją damą, urwał się do biura chcąc odpocząć od zbyt wielkiego hałasu. Żegnając się z narzeczoną był pewny, iż dziewczyna będzie miał coś przeciwko, zdziwił się, kiedy bez problemu zgodziła się zostać przez jakiś czas znowu sama. Bez słowa ucałował ją w policzek i ruszył w stronę gabinetu. Przechodząc przez tłumy bawiących się osób nie zwracał uwagi na to, kogo mija. Sala była za duża na wyszukiwanie znajomych. Wyjście z sali zajęło mu jakieś dziesięć minut zważywszy na ciasnotę. Gdy się mu już to udało, ruszył dość szybkim krokiem wzdłuż korytarza prowadzącego do jego oazy spokoju. Jeszcze kilka kroków i staną wreszcie pod drzwiami, wyciągnął klucz i szybko otworzył je. Następnie nacisnął klamkę i wszedł do środka zatrzaskując je za sobą. Zapalił światło, nalał sobie kieliszek wina i usiał na wygodnej skórzanej kanapie, którą sam tam wstawił. Zamknął oczy próbując się w ten sposób rozluźnić. Ostatnio zbyt dużo miał na głowie i dlatego teraz, chociaż był młody, taki wieczór go wykańczał. Witanie gości zajęło mu około trzech godzin, mając już tego serdecznie dość przeniósł się na salę, a w wejściu postawił ochroniarzy. Pogadał trochę z Uckerem i Dul, a gdy tamci się ulotnili wpadł na Willa, aż w końcu skończył tu. I właśnie w tym miejscu postanowił zostać jak najdłużej. Pech jednak chciał inaczej, gdyż już po chwili ktoś z impetem otworzył brązowe dębowe drzwi i z prędkością pioruna wszedł do środka trzaskając nimi najgłośniej jak się da. Otworzył oczy i już chciał powiedzieć temu komuś do słychu, ale nieproszony gość był dużo szybszy.
- Witam szanowny panie Herrera! - Powiedziała blondynka stojąc teraz naprzeciw niego z uśmiechem od ucha do ucha. - Wiem moja wizyta pewnie cię zaskoczyła, ale wpadłam by złożyć ci życzenia z okazji ślubu i wręczyć prezent. - Powiedziała z lekka się chwiejąc i czkając, co drugie słowo.
Była wstawiona, bardzo wstawiona! To jednak dało jej odwagę zmierzyć się z nim oko w oko. Do tej pory od akcji w szpitalu, przestała się mu narzucać ze strachu przed kolejnym odrzuceniem, a także, dlatego by dać mu czas. Znosiła wszystko, co spotykało ją z jego strony nie mówiąc ani słowa. Zaproszeniem na ślub, jednak dotknął ją do żywego po, mimo, że wiedziała o jego zaręczynach jak i planach to zranił ją wysyłając ową kopertę. Przyszedł czas by wywalić kawę na ławę. Nie na darmo wystroiła się tak, nie po to przyszła tu i bawiła się wiele godzin tańcząc w niewygodnych szpilkach, by teraz znowu uciec jak tchórz.
- Ślub jest za tydzień. - Powiedział słysząc jej słowa.
- Wiem skarbie, ale mnie na nim nie będzie i dlatego chcę dać ci prezent już teraz. - Powiedziała zbliżając się do niego na niebezpieczną odległość.
Jej wygląd, przyprawił go o szybkie bicie serca, takie samo jak kiedyś, gdy po raz pierwszy ją zobaczył. Zszokowało go to jak i zaniepokoiło, dlatego też przez chwilę słowa stanęły mu w gardle, przez co ona była pierwsza. Teraz, kiedy się zbliżyła było mu jeszcze trudniej się ogarnąć, jej bliskość jak i zapach sprawił, że po jego ciele przeszły miłe dreszcze. Ręce pociły mi się niesamowicie, serce waliło, w brzuchu czuł dziwne łaskotanie. Uczucie, jakim darzył ją od początku wróciło ze zdwojoną siłą, chociaż bardzo pragnął zdusić je w sobie. To jednak teraz uświadomił sobie, że to wszystko tylko upasł. Jego teza potwierdziła się w momencie, kiedy blondynka zarzuciła mu ręce na szyję i wtargnęła swoim językiem w jego usta, a on zamiast odtrącić ją. Przygarnął ją do siebie obejmując jedną dłonią w tali, a drugą zanurzając w jej blond włosach i zapominając o wszystkim odwzajemnił pocałunek.
************

Całkiem skonani weszli do środka rezydencji i bezszelestnie przeszli do salonu. Usiedli na łóżko chcąc jeszcze chwilę porozmawiać w ciszy i spokoju. Na dyskotece i podczas całej imprezy nie było im to dane, dlatego też wyszli stamtąd wcześniej i udali się do domu Anahi. Ucker chciałby dziewczyna spała u niego, ale czerwono włosa nie zgodziła się. Owszem byli parą już dość długo, ale dla niej zbyt krótko by spędzić z nim noc w jednym łóżku. Nie żeby go nie kochała czy też nie chciała spędzić z nim kiedyś upojnej nocy, ale jak na razie myśl o seksie wciąż napawała ją strachem. Powodem tego były wydarzenia z przed kilku lat, które na zawsze nią wstrząsnęły i zachwiały jej psychikę. Ucker, choć bardzo chciał przypieczętować ich miłość w taki oto sposób nie naciskał na nią. Dawny playboy, którym kiedyś był znikł i dlatego teraz umiał uszanować jej decyzję. Wystarczyło spotkać tylko tą jedyną i na zabój się w niej zakochać. Wiedząc, czym jest miłość i ile radości przynosi postanowili pomóc, więc swoim przyjaciołom w tym by i oni w końcu wyznali sobie uczucia. Długo im zajęło wymyślenie dobrego planu, ale w końcu dopięli swego. Teraz przyszedł czas na realizację. By wszystko poszło tak jak trzeba, musieli jeszcze raz przedyskutować strategię. To był jeden z powodów opuszczenia tak wcześnie imprezy. Na dopięcie szczegółów zeszła im się godzina, oboje byli już tak śpiący, że Cuks w końcu pożegnał się z ukochaną i pojechał do siebie. Tak samo zmęczona Dulce, ruszyła do sypialni jak tylko zamknęła drzwi za swoim mężczyzną. Nie mając siły nawet na prysznic, przebrała się szybko w piżamę i wskoczyła pod kołdrę od razu po zamknięciu odpłynęła do krainy Morfeusza.
***********

Jedni już spali, inni się całowali, a wściekła May pijąc już szóstego z rzędu drinka obserwowała dobrze bawiącego się blondyna. Mężczyzna, choć wyglądał na zadowolonego tak naprawdę był załamany. Nie chcąc jednak zrobić przykrości swojej partnerce oraz dać satysfakcję Maite udawała, że wszystko gra. Niestety nie grało! Dla niego to był kolejny cios, jaki dostał od życia już nie raz. Poncho jego najlepszy przyjaciel, z którym spędził cudowne lata w domu dziecka, ukradł mu dziewczynę. W czasie, kiedy brunetka zostawiła Willa chłopak miał zamiar obić gębę temu, kto to zrobił, nosił się z tym zamiarem aż do dziś. Był pewny, że nowy facet May to jakiś nadziany, rozpieszczony goguś, a tym czasem okazało się, że to jego najlepszy kumpel. I tu powstał problem! Gdyż William lubił Poncha, a teraz jeszcze zawdzięczał mu prace i nowe mieszkanie. W takich okolicznościach nie mógł wyznać prawdy brunetowi, a tym bardziej go pobić. I tylko z tych względów powstrzymał się i zagrał tak jak Maite rozdała karty. Mimo to nie czuł się z tym dobrze. Chcąc zagłuszyć jakoś wszystkie myśli tańczył z Elizabeth i pił kieliszek za kieliszkiem. Jego stan upojenia sprawił, że kiedy dziewczyna się do niego kleiła, nie oponowała i chętnie, co chwila walił z nią ślimaka. Widok całującej się pary wzbudzał w May jeszcze większą złość, powstrzymywała się jednak przed zrobieniem afery. Do czasu dopóki nie zobaczyła, że blondyn zaczyna opuszczać salę razem z Eli. Szybko podbiegła do pary i szarpnęła go za ramię.
- Zaczekaj, musimy pogadać! – Krzyknęła w ten sposób zatrzymując go.
- Teraz nie mam czasu. – Wybełkotał. – Ani siły. – Rzekł machając jej przed nosem palcem.
- May czy to nie może zaczekać do jutra? – Zapytała dziewczyna chłopaka.
- Niestety nie! – Krzyknęła łapiąc go pod ramię. – Choć do mojego gabinetu tam pogadamy, a Eli poczeka tu na ciebie. – Powiedziała ciągnąc chłopaka stronę schodów.
Chciał się wyrwać, ale o dziwo jakoś nie dał rady, choć był silnym facetem z dużym zasobem mięśni. Elizabeth widząc dość srogi wyraz twarzy brunetki, nie dyskutowała dalej tylko sama jeszcze namówiła blondyna by zrobił to, o co prosi May. Mężczyzna będąc zbyt pijanym uległ obu paniom. Zadowolona brunetka z ledwością wciągnęła go na górę, a dziewczyna Willa udała się do baru by tam na niego poczekać. Nie minął kwadrans jak jeden z ochroniarzy poinformował ją, że Maite zamówiła jej taksówkę do domu i nie kazała czekać na jej lubego, gdyż ten ponoć zasną na kanapie w biurze. Prawda wyglądała jednak inaczej. Brunetka zaciągnęła go do gabinetu i położyła na sofę, nim powiedziała cokolwiek mężczyzna zasnął. Odczekała kilka minut by złapał twardy sen i kazała jednemu ochroniarzowi zawieźć go do domu. Po czym sama zapominając o Ponchu udała się do mieszkania Willa. Zapłaciła dość dużo Sergio (ochroniarz) za milczenie, dzięki czemu chłopak nawet rozebrała blondyna do naga i ułożył w jego łóżku. Maite będąc już sam na sam z Williamem rozebrała się do naga i ułożyła się obok ukochanego. Pytanie, po co ten cały cyrk, skoro była narzeczoną innego?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anetta418
Administrator
Administrator



Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 9:48, 07 Lut 2012 Powrót do góry

Rozdział 14


Odczekała godzinę aż blondyn troszkę się zdrzemnie i nabierze sił, po czym, zsunęła z niego okrycie i zaczęła koniuszkiem języka jeździć po jego nagim torsie. Mężczyzna był jednak zbyt pijany by coś poczuć, położyła się, więc na nim całym swoim nagim ciałem i zaczęła zębami przygryzać płatek jego ucha. Jednocześnie długimi paznokciami jeździła po jego także nagim ciele, zaczynając od szyi a kończąc na jądrach. Takie pieszczoty zaczęły w końcu wybudzać Willa z dość twardego snu. Nim otworzył oczy na całą szerokość, zadowolona brunetka wpakowała mu język do gardła tym samym wymuszając na nim pocałunek. Chłopak był na tyle nieprzytomny, iż poddał się mu całkowicie. W pokoju panowała totalna ciemność, a jego zalany w trupa umysł nawet nie potrafił odróżnić głosu swojej partnerki, co dopiero reszty. Będąc całkowicie przekonanym, że to Elizabeth jest w jego ramionach, objął ją w tali i zwinnym ruchem przewrócił ją na drugą stronę tak, że teraz jej ciało znalazło się pod nim. Nie przestając całować jej słodkich ust, dłońmi błądził po jej delikatnej skórze. Pożądanie rosło w nim z sekundy na sekundę. Maite szybko owinęła swoje nogi wokoło jego bioder by już nie mógł jej uciec. Czując jego twardą jak skała męskość była pewna, że teraz i tak William się nie wycofa. I nie myliła się, już po chwili poczuła jak wchodzi w nią z ogromną chęcią. Jęknęła wyginając się w łuk, jej paznokcie szybko wbiły się w jego napięte mięśnie pleców. Syknął, po czym wolną zaczął poruszać się w jej wnętrzu, jednocześnie drażniąc językiem jej sterczące sutki. Jego ruchy z każdym jęknięciem dziewczyny stawały się coraz to szybsze. Kilka chwil później odpłynęli do krainy rozkoszy.
************
Cała tęsknota jak i uczucie wróciło do nich ze zdwojoną siłą. Blondynka całując go doskonale wiedziała, że ryzykuje, ale nie mogła odmówić sobie ostatniego pocałunku nim brunet zostanie zaobrączkowany. Wciąż ciężko było się jej pogodzić z tym, że straciła go na zawsze, próbowała wiele razy odzyskać jego zaufanie jak i jego samego, ale nie udało się. Chłopak w ogóle nie chciał jej słuchać, a więc w końcu dała sobie spokój z lataniem za nim i błaganiem o chwilę rozmowy. Dzięki Davidowi udało się jej stłumić uczucie, do Poncha. Kiedy trzymała się od niego z dala, potrafiła dawać sobie radę, ale jak tylko pojawiał się na horyzoncie jej serce nadal wariowało na jego widok? Wiedziała, że tej miłości nigdy się nie wyzbędzie, musiała jednak żyć dalej i starać sobie radzić bez niego. Czy dobrze zrobiła tak łatwo rezygnując z tej miłości? Nie wiedziała sama czy to było dobre posunięcie, ale skoro on jej nie chciał to przecież nie mogła walczyć z nim. Gdyby musiała ta walkę toczyć z May to sprawa była by inna. Wtedy na pewno by nie odpuściła. Pocałunek miał być krótki, ale kiedy mężczyzna przygarną ją do siebie i z wyraźną chęcią odwzajemnił pocałunek nie potrafiła go zakończyć. Jej przyspieszone serce, słyszała nawet we własnej głowie, jej drżące ciało zradzało jak bardzo chłopak na nią działa, ale miała to gdzieś. Teraz liczył się tylko on i jego namiętne pocałunki. Nagle brunet oderwał się od niej i odwrócił plecami by doprowadzić swój oddech jak i siebie samego do porządku. Nie chciałby widziała, że wciąż coś dla niego znaczy. Ona zaś odebrała to jak kolejną zniewagę z jego strony, czując jak łzy napływają jej do oczu, pochyliła się lekko w jego stronę.
- Życzę ci szczęścia z tą ropuchą. – Szepnęła mu do ucha, po czym szybko opuściła gabinet.
Jak tylko drzwi zatrzasnęły się za nią, wściekły zrzucił jednym zamaszystym ruchem ręki przedmioty znajdujące się na blacie biurka?
- Cholera jasna, czemu musiałem pokochać akurat ciebie?! – Ni to zapytał ni stwierdził zaciskając ze złości szczękę.
Tym czasem ona zaraz po wyjściu, otarła spływające łzy i szybkim krokiem udała się do wyjścia. Dziś miała już dość jakiejkolwiek zabawy.
*************
Następnego dnia
Z ledwością uniósł głowę z nad poduszki, kiedy już dokonał owego czynu zaczął otwierać z wolna powieki. Zaraz potem rozejrzał się po pokoju, w którym był zupełnie sam i choć nie miał zbyt dużo siły zważywszy na silny ból głowy to zwlókł się i poczłapał pod prysznic. Tak naprawdę powinien zostać jeszcze w łóżku by całkowicie dojść do siebie, ale niestety nie mógł w południe musiał być w pracy. Odkręcił, więc kran z zimną wodą i pozwoliłby strumień wody zalał jego wiotkie dziś ciało. Taki prysznic natychmiast zdziałał cuda, ból głowy, co prawda nie ustąpił, ale przynajmniej się rozbudził i poczuł odprężony. Owinięty wokoło bioder ręcznikiem opuścił łazienkę.
- Cześć kochanie!
Usłyszał, na co nie tylko drgnął, ale też się zdziwił. Widok brunetki w jego łóżku leżącej jedynie w jego wczorajszej koszuli pozbawił go na chwilę głosu.
- No, co tak patrzysz, choć do mnie. – Powiedziała siadając w kucki na pościeli i kiwając do niego paluszkiem w geście zaproszenia.
-, Co ty tu do cholery jasnej robisz?!!! – Zapytał oburzony zaraz po tym jak odzyskał głos.
- Ty chyba skarbie jeszcze nie wytrzeźwiałeś skoro nie pamiętasz tej upojnej nocy, jaką spędziliśmy. – Powiedziała z uśmiechem na twarzy.
- Ty chyba żartujesz?! – Zapytał nie wierząc w ani jedno słowo dziewczyny.
- Ależ skąd! Byłeś taki namiętny i czuły, a także …
- Przestań! – Krzyknął wściekły podchodząc do niej.
- Nie krzycz na mnie! – Wrzasnęła zeskakując z wyra. – Przespałeś się ze mną, bo od dawna miałeś na to ochotę, więc nie rozumiem, czemu się teraz tak ciskasz. – Rzekła niewzruszona.
- Wynoś się! – Krzyknął wściekły wskazując palcem na drzwi.
- Nie ma mowy, najpierw daj mi buziaka na dzień dobry. – Powiedziała podchodząc do niego i zarzucając mu ręce na szyję.
- Czy ty jesteś nienormalna czy naprawdę aż taka z ciebie suka?! – Zapytał odpychając ją. – Czy ty zdajesz sobie w ogóle sprawę z tego, co się stało?! – Zapytał patrząc jej prosto w oczy.
- Zabawialiśmy się, zrobiliśmy to, na co od dawna oboje mieliśmy ochotę i na serio nie rozumiem skąd ten dym. – Rzekła wzruszając ramionami.
- Cholera May przespałem się z dziewczyną mojego najlepszego przyjaciela, za tydzień bierzecie ślub, a ciebie to nie rusza?!!! – Zapytał uderzając pięścią w blat szafki nocnej.
- Przestań wrzeszczeć, bo nie ma powodu. Dałam ci chwile namiętności, o których zawsze marzyłeś, nie zaprzeczę, że ja też. – Powiedziała przygryzając dolną wargę. – Było miło, podobało mi się i nawet chętnie bym to powtórzyła, ale nie martw się z powodu numerku z tobą nie zmienię swoich planów matrymonialnych, ślub ma być i będzie. – Rzekła unosząc do góry prawą brew.
- Nie no ty już całkiem zwariowałaś, jeśli myślisz, że Poncho o niczym się nie dowie! Może i stracę jego zaufanie jak i przyjaźń, ale opowiem mu o wszystkim gdyż nie mam zamiaru go okłamywać i nie pozwolę też byś ty to robiła!- Krzyknął rozjuszony.
Te słowa wyprowadziły ją z równowagi. Teraz ona zaczęła krzyczeć chcąc by dotarło do niego to, co ma zamiar mu powiedzieć. Fakt kochała go, chciała tej nocy, a wobec bruneta była nie porządku, ale nie zamierzała pozwolić komukolwiek zniszczyć jej plany. Nie po to tyle czasu udawała kochając dziewczynę by teraz blondyn zniszczył jej wieloletnią pracę nad owijaniem sobie wokoło palca bogatego Poncha.
- Nie doniesiesz mu o niczym jasne?! Nawet nie próbuj, bo nie dość, że stracisz posadę, na którą tyle czekałeś to jeszcze opowiem mu jak to mnie rzekomo zgwałciłeś. – Powiedziała dźgając go palcem w klatkę piersiową. – Jest ze mną tak długo, że bez kłopotu uwierzy mnie a nie tobie.
Po tych słowach szybko wzięła swoje ubrania i opuściła pokój. Nie był pewny czy jej groźby są prawdziwe, ale znał ja na tyle by wiedzieć, iż jest zdolna do wszystkiego. Z obawy przed oskarżeniem gwałtu postanowił zachować milczenie, przynajmniej na razie dopóki nie zdobędzie jakiś dowodów na jej niewierność. Wtedy miał zamiar poinformować o wszystkim bruneta nawet za cenę utraty pracy.
************
Śniadanie zjadł sam, gdyż Maite nie wróciła na noc. Nie był tym specjalnie zaskoczony, bo ochroniarz po wyjściu z klubu poinformował go, że jego narzeczona pojechała z kumpelkami do jednej z nich. Od razu zaznaczając, iż może nie wrócić na noc. Żałował jedynie, że dziewczyna na pojawiła się przed jego wyjazdem. Właśnie wyjazd! To troszkę taka dziwna sprawa, z samego rana nim jeszcze wywlókł się z łóżka zadzwoniła Alma z prośbą o wypad w góry Himalajskie. Nie chodziło o wakacje tylko o odbiór sprzętu do rehabilitacji ojca. Ponoć rodzice zamówili je już dawno, ale z nieznanych mu przyczyn osoba sprzedając nie mogła dostarczyć ich osobiście. Biorą pod uwagę jak daleko to jest i jak długo może zająć jej przywiezienie owego sprzętu o ową przysługę musiała poprosić syna. W końcu to zadania było bardziej dla mężczyzny niż kobiety i dlatego Alma obarczyła tym jego. Nie protestował i nawet nie pytała o konkrety i szczegóły tej całej dziwnej sprawy tylko od razu się zgodził wiedząc, że to wszystko dla dobra Franco. Spakował, więc walizkę, licząc się z tym, że potrwa to kilka dni i pojechał. O klub nie musiał się martwić, gdyż po telefonie Almy, Dulce i Ucker zadzwonili do niego i poinformowali, że wszystkim się zajmą. Przed opuszczeniem mieszkania zostawił dla Maite krótką notkę o wyjeździe i ruszył w trasę. Podobną historyjkę łyknęła też niczego nieświadoma blondynka. I tak samo jak brunet bez wahania się zgodziła, jak tylko spakowała swoje rzeczy, zadzwoniła do Davida i poprosiła o zawiezienie jej w tak dalekie strony. Zważywszy na ilość kilometrów, jakie trzeba było pokonać, podróż samym samochodem nie była możliwa, tak, więc owa dwójka dostała się na prom. Los jednak nie zetknął ich tam ze sobą gdyż każde z nich miała swój pokój w innej części promu. David odwiózł blondynkę do portu, a potem zawrócił, zaś brunet swój samochód zaciągnął na pokład. Dodatkowa opłata była już wzięta pod uwagę przez jego adoptowaną matkę. Nie tylko bilet, ale i cała wyprawa była opłacona. O tym dowiedział się z esemesa od ojca będąc już w drodze do Himalai. Kilka godzin wystarczyłoby dotarli na miejsce. Pod domkiem zjawił się jednak pierwszy Poncho mając przewagę z powodu posiadanego auta. Anahi musiała poszukać taksówki, która dostarczy ją pod wskazany adres. W czasie, kiedy ona szukała transportu od rozpalił ogień w kominku i poszedł zrobić sobie gorącej kawy. Meksyk był miastem gorącym, a tu panowało jakieś minus trzydzieści stopni. Taka szybka zmiana pogody nie była najlepsza i dlatego musiał się rozgrzać. Any miała mniej szczęścia niż brunet, bo nie dość, że dopiero po godzinie udało się jej złapać auto, które podrzuciło ją w wyznaczone miejsce to jeszcze zastała ją okropna śnieżyca. Wysiadając z taksówki śnieg tak silnie prószył w jej oczy, iż ledwo dotarła do domku. Zmarznięta i cała obsypana śniegiem włożyła klucz w zamek. Szybko jednak go wycofała, kiedy po na ciśnięciu klamki drzwi otworzyły się bez najmniejszego problemu. Zaskoczona po woli weszła do środka najciszej jak się da. Widząc palący się ogień w kominku i światło padając z kuchni na malutki salon zrozumiała, że nie jest sama. Przekonana, że to osoba, z którą miała dobić targu, zapaliła światło w lampce stojącej na kominku. Następnie rzuciła walizkę w kąt i ruszyła w stronę pomieszczenia, w którym paliło się światło.
- Dobry wieczór! – Powiedziała do pleców faceta, który stał tyłem i nalewał sobie kawy.
Cholernie jej kogoś przypomniała, ale nie zdążyła sobie nawet przypomnieć, kogo jak osobnik się odwrócił, a uśmiech, który chwilę temu miała na ustach zgasł.
-, Co ty tu robisz?! – Nagle zapytali jednocześnie z niedowierzaniem wpatrując się w siebie.



Rozdział 15


Cztery uśmiechnięte twarze właśnie wznosiły toast za udany plan. Nie mieli pewności, że uziemienie Anahi i Poncha w górach przyniesie pożądany skutek, ale wiedzieli, że musieli użyć owego podstępu by narodził się, choć cień szansy na pogodzenie tej dwójki.
- No to kochani wypijmy za to by udało się im dojść do porozumienia! – Powiedziała Alma wznosząc swój kieliszek oraz męża.
- I niech wreszcie wyznają, co do siebie czują! – Rzekła czerwono włosa tuląc się do piersi swojego ukochanego.
Po czym stuknęli się kieliszkami, a następnie duszkiem wypili zawartość szkła.
- Módl… cie się … by to wyp… aliło. – Dodał Franco jak tylko żona oraz zakochana para usiadła ponownie do stolika.
Mężczyzna wracał do zdrowia, ale wciąż miał problemy z mówieniem jak i poruszaniem się. Jeździł na wózku i wymagał opieki, ale miłość żony jak i dzieci przywróciła mu chęć do walki. Teraz jednak bardziej pragnął szczęścia swoich pociech niż swojego własnego. Mógł być nawet skazany na wieczne kalectwo, ale wolałby, chociaż jego dzieci były szczęśliwe. Co prawda plan Dulce i Uckera wydawał się ryzykowny, ale myśl o tym, że może się udać on i Alma ani chwilę się nie wahali tylko zgodzili się pomóc w jego realizacji? Chciał tego tym bardziej gdyż wiedział, że w trudnych chwilach, które czekały jeszcze Any najlepszym pocieszycielem będzie Poncho. Modlił się, więc teraz mocno by jego adoptowany syn odzyskał rozum i skończył z odpychaniem blondynki od siebie. Najoptymistyczniej do sprawy podchodziła Dul i Alm. One, jako kobiety były wręcz pewne, że kilka dni w odosobnieniu od cywilizacji owe uparciuchy zdane jedynie na siebie w końcu dojdą do ładu. Cuks, jako jedyny nie tryskał radością. Nie żeby mu nie zależało na pogodzeniu swoich przyjaciół, bo on od dawna uważał, że Maite nie jest dobrą kandydatką na żonę swojego najlepszego kumpla. Lecz doskonale znał bruneta i wiedział, jaką zapłaci cenę, jeśli chłopak zamiast pogodzić się z blondynką jeszcze bardziej się od niej oddali. Wtedy pierwszymi osobami zaraz po powrocie do Meksyku, które ze chcą zabić będzie on, Dulce i Alma. Tą ostatnią może oszczędzą, ale ich na pewno nie. I tylko, dlatego nie radował się tak jak jego ukochana. Czerwono włosa widząc twarz Cuksa przytuliła się jeszcze bardziej do niego.
- Kochanie nie martw się, nasz plan zadziała. Pogodzą się, zobaczysz! – Rzekła z promiennym uśmiechem na twarzy.
- Skarbie będę szczery, nie bardzo wierzę w powodzenie, ale kocham cię za ten optymizm najbardziej. – Rzekł, po czym pocałował ją w usta.
- Ja ciebie też kocham. – Powiedziała odwzajemniając pocałunek.
*******************
Nie mniej zaskoczony niż ona odstawił kubek z kawą. Założył ręce na piersi i opierając się o blat szafki rzekł;
- Mam odebrać sprzęt do rehabilitacji ojca, a ty?!
- Świetnie, a więc nas wrobiła! – Krzyknęła siadając na krzesło. – Bo ja jestem tu po to samo. – Dodała rozsuwając grubą puchową kurtkę.
- Mówisz o Almie?- Zapytał ze stoickim spokojem.
- Tak, a niby, o kim?! – Rzekła mocując się z szalikiem.
- No to, co teraz? – Zapytał nie bardzo zadowolony z takiego obrotu sprawy.
Doskonale wiedział, że przebywanie z nią dwadzieścia cztery godziny na dobę jest niewskazane, jeśli chce o niej zapomnieć. I dlatego też nie był szczęśliwy wiedząc, że chyba jednak będzie zmuszony ją znosić.
- Nic, zaraz zadzwonię do niej i powiem, że jej plan to nie wypał. – Odpowiedziała rzucając ubranie na drugie krzesło.
- Tu nie ma zasięgu. – Rzekł jakby nigdy nic.
- To jak do cholery mamy skontaktować się z tym gościem od sprzętu?! – Zapytała zła rozkładając ręce.
- Przed wyjazdem Alma powiedziała, że instrukcję znajdę w sypialni. – Odpowiedział biorąc ponownie kubek do ręki.- O ile w ogóle istnieje jakiś sprzęt. – Dodał po tym jak upił łyk.
- W takim razie idę to sprawdzić, a ty bądź tak miły i nalej mi kawy, bo zmarzłam jak cholera. – Rzekła opuszczając kuchnię.
Nie zdążył napełnić do końca kubka jak wróciła wściekła jak osa.
- Masz czytaj! – Powiedziała wciskając mu list od macochy.
Drogie dzieci!
W chwili, kiedy wy siedzicie sobie w górach w ciepłym przytulnym domku my popijamy z tatą wino świętując powodzenie naszego planu. Za pewne teraz jesteście na nas wściekli, ale zapewniam was, że kilkudniowy pobyt w tak cudownym miejscu wyjdzie wam na dobre. Z tego, co wiem to w najbliższym czasie nie ruszycie się stąd nawet gdybyście bardzo tego chcieli gdyż zapowiadali śnieżycę. I nie mylili się, bo właśnie teraz pada śnieg, czyż nie?!

Po tym zdaniu oboje spojrzeli mimowolnie w okno, za którym panowała totalna zamieć.
Nie musicie odpowiadać, bo znam odpowiedź od swojej przyjaciółki, która mieszka kilka kilometrów od was. To ona przygotowała dom na wasz przyjazd, ona tez zaopatrzyła go w żywność, opał oraz inne potrzebne wam rzeczy do przeżycia tych siedmiu wspaniałych dni, które wam zafundowaliśmy. Tak, więc, usiądźcie sobie z lampką wina przy kominku i wyjaśnijcie wszystkie nieporozumienia. Ja, tata, Dul i Cuks trzymamy za was kciuki. Davidem i Maite się nie przejmujcie my się już nimi zajmiemy, a co do sprzętu to zapomnijcie o nim. Właśnie dziś rano dostawca nam go dostarczył, bo tak naprawdę zamówiliśmy go z Brazylii.
Z pozdrowieniami Alma , Franco ,Dulce i Ucker.

Wściekły na maksa zgniótł kartkę i rzucił do zlewu.
- Cholera jasna czy człowiek już nie może nikomu ufać! – Krzyknął stawiając z hukiem kubek na blat.
- Gdyby nie twój uparty charakter to by do tego nie doszło! – Wrzasnęła nie mniej zła niż on.
- Aha to znaczy, że to teraz moja wina?! – Zapytał opierając się dłońmi o stół.
- A czyja moja?! – Zapytała unosząc się lekko do góry tak by spojrzeć mu prosto w oczy.
- Nie świętego mikołaja! – Burknął. – Zresztą, jakie to ma znaczenie, udupili nas i tyle.- Powiedział odrywając od niej wzrok.- Nie mamy wyjścia, więc posiedzimy tu te siedem dni, ale staraj się nie wchodzić mi w drogę, jasne?! – Rzekł ruszając w kierunku wyjścia z kuchni.
- Oczywiście, szanowny pan Poncho idealny pod każdym względem nie chce mieć nic do czynienia z małolatą, która raz powiedziała o jedno słowo za dużo! – Rzekła z sarkazmem.
- Ideałów nie ma, udowodniłaś mi to właśnie ty! – Odgryzł się.
- Wiesz, co mam cię dość, twoich humorów, ignorancji, odtrącenia! – Krzyknęła zrywając się z krzesła. - Przepraszałam cię już setki razy, więcej nie będę! – Powiedziała w biegu zarzucając na siebie kurtkę.- Nie zamierzam też gnić tu z Tobą tych cholernych siedmiu dniu, wolę zamarznąć, umrzeć z wycieńczenia niż patrzeć na tą twoją obojętność!- Krzyknęła wybiegając na zewnątrz po drodze popychając go na framugę drzwi.
*************
Wciąż wściekły i załamany blondyn krzątał się po klubie jak oszalały. Próbował skupić się na pracy, ale czego się nie tknął nic mu nie szło. Jego głowa wręcz parowała z natłoku myśli. Sumienie zaś nie pozwalało mu normalnie funkcjonować. Nie mógł pojąć jak kobieta, która zawładnęła jego sercem wiele lat temu jest taka zimna, bezwzględna, bezuczuciowa i podła. Nie rozumiał jak to możliwe, że z dobrej, ciepłej i serdecznej dziewczyny stała się taką suką. Najgorsze w tym wszystkim było to, że mimo jej podłości on kochał ją nadal jak szalony. Pragnął ją znienawidzić, ale nie potrafił. Chciał być uczciwy wobec przyjaciela i wyznać mu prawdę, ale strach przed utratą jego zaufania oraz nienawiści ze strony May powstrzymywały go. Jednak po dłuższych przemyśleniach uznał, że bez względu na konsekwencje Poncho musi poznać prawdę. Ruszył, więc do jego gabinetu nie wiedząc, że szef jest nie obecny. Kiedy wszedł do środka zdziwił się widząc brunetkę?
- Coś się stało? – Zapytała jak tylko zatrzasnęły się za nim drzwi.
- Gdzie Poncho, muszę z nim pogadać! – Powiedział rozglądając się po pokoju.
- Nie ma go, ale ja jestem. – Odpowiedziała wstając i wychodząc zza biurka.
- Z tobą już nie mam, o czym rozmawiać. – Odpowiedział kierując się do wyjścia.
Nie dotknął nawet klamki jak brunetka zatarasowała mu przejście. Przylegając całym ciałem do dębowych czarnych drzwi.
-, Jeśli chodzi o sprawy klubu, możesz to omówić też ze mną. – Rzekła cwaniacko się uśmiechając.
- Muszę pogadać z nim. – Wysyczał patrząc jej prosto w twarz. – O jego nie wiernej narzeczonej! – Rzekł przez zaciśnięte zęby.
- Ani mi się waż, bo cię zniszczę! – Zagroziła łapiąc go z całej siły za koszulę.
- Nie możesz. – Powiedział ze stoickim spokojem. – Nie możesz, bo zrobiłaś to już dawno. – Rzekł patrząc w jej czekoladowe oczy.
-, Co ty za brednie opowiadasz?! – Zapytała zdziwiona. – Chodzi ci oto, że cię zostawiłam? Tak Will, oto ci chodzi?- Zapytała przysuwając swoją twarz bliżej jego.
Czując jej ciepły oddech na swoim policzku, wiedział, że jak zaraz nie wyjdzie zapomni się i popełni kolejny błąd. Nie chcąc przedłużać tego bolesnego spotkania spuścił głowę i powiedział najspokojniej jak dał rady.
- Puść mnie, chcę wyjść, bo ta dyskusja nie ma sensu. – Zacisnął szczękę próbując powstrzymać ból, jaki narastał w jego sercu.
- Ty mnie wciąż kochasz. – Powiedziała nagle spoglądając na jego spuszczoną i smutną twarz. – Kochasz i boli cię, że ktoś inny, co noc będzie trzymał mnie w ramionach. – Prowokowała go by wreszcie przyznał się do swoich uczuć.
Po co chciała potwierdzenia skoro i tak miała zamiar wyjść za innego? Dlaczego prowadziła ta dziwną i chorą grę? Co tym chciała udowodnić nie wiedział? Miał już dość tej gierki, igrania z uczuciami jego i innych. Wściekły złapał ją za ramiona i pchnął na drzwi jednocześnie miażdżąc swoim ciałem.
-, W co ty grasz Maite hym…? – Zapytał mierząc ją srogim wzrokiem. – Czemu mnie ranisz, czemu ranisz innych, sprawia ci to przyjemność?! Masz satysfakcję z tego, że taki debil jak ja zakochał się w tobie po uszy i nie potrafi żyć bez ciebie, a kolejny zaraz zostanie twoim mężem, bo owinęłaś sobie go wokoło palca?! – Zapytał zaciskając coraz to mocnej dłonie na jej przedramionach. – Masz rację kocham cię i szlag mnie trafia, że jest ktoś jeszcze, kto ma prawo do ciebie, szlag mnie bierze wiedząc, że jego też okłamujesz. Chciałaś mnie zranić, zraniłaś! A teraz zejdź mi z oczu i nigdy więcej nie wchodź z buciorami w moje życie! – Krzyknął nie mogąc już pohamować emocji, jakie zawładnęły nim od środka.
Po tych słowach puścił ją, otarł łzę, która mimo wolnie uwolniła się z pod jego powiek i wyszedł.
************
Trzy godziny, tyle minęło odkąd wyszła. Za oknem wciąż prószył śnieg, a wiatr dawał do wiwatu. Początkowo był tak wściekły, że miał gdzieś jej humorki, położył się w pokoju i starał się uspokoić, ale kiedy po trzydziestu minutach zszedł na dół i zobaczył, że blondynki wciąż nie ma zaniepokoił się. Wyszedł przed dom i zaczął ja wołać nic to jednak nie dało. Wrócił, więc do środka i postanowił jeszcze zaczekać. Co chwila podchodził do okna lub wychodził na ganek? Kiedy wybiła północ miał dość, ubrał się w ciepłą kurtkę, szalik, czapkę i rękawiczki i z latarką w ręku wyruszyła na poszukiwania? Dzięki okularom, które znalazł w spiżarni miał doskonały widok gdyż nie musiał mrużyć oczu przed ogromnymi płatkami śniegu. Wołała i wołam, lecz odpowiadała mu cisza lub echo jego własnego głosu. Obszedł okolice domu i nic, z ledwością doszedł też do jezdni, ale i tam nie miał szczęścia. Wściekły na siebie i swoje zachowanie wracał przeklinając własną osobę na różne sposoby. Miał ochotę obić sobie samemu gębę za niepohamowany język. Wiedział, że przesadził, ale to wszystko z obawy, iż jej ulegnie będąc z nią sam na sam. Nie chciał ponownie się z nią zbliżać wiedząc, że dziewczyna go nie kocha. Nie chciał jednak dopuścić do tego by coś się jej stało. Zdruzgotany, usiadł na schodach przed domkiem i czekał kolejną godzinę z nadzieją, że jeszcze wróci albo ktoś ją znalazł i przywiezie. Gdyby nie to, że nie było zasięgu już by dawno wezwał jakąś pomoc, a tak zostało mu tylko czekać. Próbował, ale nie mógł. Nie potrafił siedzieć w miejscu, ponownie zaczął przeczesywać okolice naokoło domu. Krzycząc na całe gardło Annie!Dziesięć minut później całkiem złamany i zrezygnowany zaczął iść w stronę poddasza, pod którym znajdował się opał. Chciał wziąć trochę nim wróci do domku i wtedy usłyszał jej wołanie.
- Pomocy … ratunku!
Bez chwili zastanowienia zaczął biec w stronę dochodzącego głosu. Im był bliżej tym głos był wyraźniejszy. Nagle zobaczył ją jak stoi przyparta do drzewa, a naprzeciw niej stał wilk warcząc. Brunet widząc to przystanął i najciszej jak się da zaczął się skradać, po drodze łapiąc leżącą belkę na tyle długą i mocną by zdzielić napastnika. Niestety ten słuch miał dobry, odwrócił się nagle. Poncho nie czekając aż wilk rzuci się na niego rzucił w jego stronę drzewo. To zaś uderzyło w jego łapę, zaskowyczał i uciekł. Mężczyzna szybko podbiegł do blondynki.
- Nic ci nie jest? – Zapytał zmartwiony biorąc jej twarz w swoje dłonie.
- Nie … chyba nie. – Odpowiedziała cicho będąc jeszcze w szoku.
-, Choć w domu dokładnie cię obejrzę. – Powiedział biorąc ją za rękę.
- Nie! – Krzyknęła wyrywając się z jego uścisku.
- Annie…
- Nie wracam tam, wole to umrzeć rozszarpana przez wilki, zamarznąć niż wrócić tam z tobą! – Krzyknęła cofając się do tyłu.
- Dopiero, co wołałaś o pomoc, a teraz …
- Wołałam, ale teraz żałuję! – Skwitowała krótko. – Niech tu zamarznę czy cokolwiek, ale nie wrócę tam i już!
-, Dlaczego, co ja ci takiego zrobiłem, że nie chcesz tam wracać? – Zapytał zgłupiawszy już od jej zachowania.
- No właśnie nic! Nic nie zrobiłeś, nie wysłuchałeś mnie, olałeś jak zwykle pokazałeś, że jestem dla ciebie nikim, zwykłym zatrutym powietrzem! To boli wiesz, boli. – Powiedziała upadając kolanami na śnieg. – Boli szczególnie, gdy się kogoś kocha tak mocno jak ja ciebie. – Dodała czując, że już więcej nie da rady trzymać tego w sobie.
Łzy spływały jej po policzkach, zmarznięte ciało zaczęło trząść się jeszcze bardziej pod wpływem tego, co działo się w jej wnętrzu. Zakryła twarz w dłoniach i szlochała, nie interesowało ją już nic. Skoro nie mógł być z nią, nie kochał jej to własne życie było już jej obojętne. Płakała z każdą sekundą coraz głośniej uwalniając ból przeszywając jej serce na wskroś. Już miała rzucić się na śnieg i tam pozostać dopóki nie zasypie ją śnieg, kiedy nagle poczuła jak czyjeś ramiona oplatają ją od tyłu. Mocno wtulając w siebie.
- Nie płacz kochanie, nie płacz przez mnie już nigdy więcej. – Usłyszała jego łamiący się głos. – Kocham cię i to nie prawda, że jesteś dla mnie nikim. Nie prawda Annie, bo stałaś się całym moim życiem jak tylko dostrzegłem cię na ławce wtedy w parku. – Powiedział tuląc ją coraz mocniej do siebie. – Przepraszam byłem taki, bo myślałem, że mnie nienawidzisz. – Rzekł ze łzami w oczach.
Słysząc to szybko wyswobodziła się z jego objęć i odwróciła twarzą do niego.
- Ty głuptasie ja cię kocham! – Krzyknęła rzucając mu ręce na szyję tym samym przewracając go na śnieg i pokrywając całym swoim ciałem. Ostatni raz spojrzał w jej błękitne oczy nim przyciągnął jej twarz i zatopił wargi w jej malinowych ustach. Już nawet mróz czy wiatr lub ogromne płatki śniegu spadające z nieba nie miały znaczenia. Teraz liczyła się tylko ona i jej słodkie, czułe oraz namiętne pocałunki.



Rozdział 16



W poprzednim rozdziale;
Mocno wtulając w siebie.
- Nie płacz kochanie, nie płacz przez mnie już nigdy więcej. – Usłyszała jego łamiący się głos. – Kocham cię i to nie prawda, że jesteś dla mnie nikim. Nie prawda Annie, bo stałaś się całym moim życiem jak tylko dostrzegłem cię na ławce wtedy w parku. – Powiedział tuląc ją coraz mocniej do siebie. – Przepraszam byłem taki, bo myślałem, że mnie nienawidzisz. – Rzekł ze łzami w oczach.
Słysząc to szybko wyswobodziła się z jego objęć i odwróciła twarzą do niego.
- Ty głuptasie ja cię kocham! – Krzyknęła rzucając mu ręce na szyję tym samym przewracając go na śnieg i pokrywając całym swoim ciałem. Ostatni raz spojrzał w jej błękitne oczy nim przyciągnął jej twarz i zatopił wargi w jej malinowych ustach. Już nawet mróz czy wiatr lub ogromne płatki śniegu spadające z nieba nie miały znaczenia. Teraz liczyła się tylko ona i jej słodkie, czułe oraz namiętne pocałunki.
********************
Spakowany ostatni raz spojrzał na kartkę z wymówieniem. Może wyjazd i porzucenie pracy nie było najlepszym wyjściem z tak trudnej sytuacji, ale obecnie nie widział innego. By uwolnić się od Maite i jej ciągłych intryg oraz deptania jego serca ucieczka wydawała się najlepsza. Było mu żal Poncha wiedząc, że jego była nie kocha go i tylko dla zysku zamierza go poślubić. Lecz nie miał sumienia mówić mu o tym, poza tym brunet znikł, a on chciał wyjechać jak najszybciej. Jeszcze wczoraj dzwonił do niego z zamiarem powiedzenia prawdy, lecz z każdym połączeniem, które nie zostało odebrane jego odwaga słabła. I tak oto teraz spakowany i gotowy do drogi wziął bagaż i opuścił mieszkanie wsiadając do auta. Ostatnia sprawa do załatwienia i znowu będzie musiał zacząć życie od nowa. To jednak nie przerażało go tak bardzo jak myśl o tym czy wreszcie uda mi się wyleczyć z miłości do brunetki? Podjechał pod klub na szczęście z rana byli tam tylko pracownicy oraz szefostwo. Na nieszczęście znowu będzie musiał stanąć twarzą w twarz z May. Wziął, więc głęboki oddech przed wejściem do jej gabinetu i zaraz potem lekko zapukał. Po krótkim, proszę” wszedł.
- Ja tylko na chwilę. – Powiedział podchodząc do biurka i kładąc na nim wymówienie.
Spojrzała na niego z nad papierów i wzięła kartkę. Szybko przeczytała, po czym dość cicho i jakby ze strachem w głosie zapytała;
-, Co to jest?
- Rezygnacja! – Odparł swobodnie.
-, Ale dlaczego … czy za mało ci płacimy? – Zapytała nie bardzo rozumiejąc jego decyzji.
- Tu nie chodzi o forsę May… tylko o nas. – Odparł spoglądając w jej oczy. – Być może ty potrafisz udawać, że między nami nigdy nic nie było, ale ja nie! Poza tym Poncho jest moim kumplem i…
- Poncho …Poncho poncho ! Ciągle słyszę tylko o nim! Skoro mnie kochasz odpuść go, więc sobie, przestań myśleć i pozwól się ponieść emocjom. – Rzekła podchodząc do niego coraz bliżej i bliżej. – Możemy się spotykać potajemnie … ja na tym skorzystam i ty też. – Odparła zbliżając swoje usta do jego warg.
- Ogarnij się i zacznij myśleć oraz czuć inaczej kiedyś zostaniesz sama! – Warknął odpychając ją od siebie. –A teraz żegnam! – Wycedził przez zęby.
Po czym otworzył drzwi i szybkim krokiem opuścił gabinet zatrzaskując je za sobą.
**********
Dwa dni minęły odkąd Alma i reszta wkopała ich w te góry. I chociaż pierwszego dnia te kilka pierwszych godzin nie był pomyślne to potem cała reszta była cudowna. Jak tylko znalazł ja , wrócili do domu i resztę nocy spędzili wtuleni w siebie przed kominkiem. Ogrzewali się wzajemnie , pili wino , rozmawiali , całowali i tak aż do rana. Potem spali do południa , a na wieczór wybrali się na sanki. Wariowali jak małe dzieci zapominając o Bożym świecie. I chociaż porządnie zmarzli to do domku wrócili roześmiani i szczęśliwi jak nigdy. Zaraz jak tylko zrzucili z siebie ciepły kurtki ,Poncho rozpalił w kominku ,a Anahi w tym czasie zaparzyła gorącej kawy. Potem usiedli naprzeciw siebie przed kominkiem który to dawał najwięcej ciepła w całym domu i popijając gorącą ciecz poruszyli poważną kwestię którą trzeba był natychmiast wyjaśnić i ustalić. Co z nimi będzie po powrocie do domu ? Oboje mieli partnerów i chociaż Alma obiecała się tym zająć to doskonale wiedzieli ,iż będą musieli zrobić to sami tak by żadne nie było za nadto zranione. O ile w ogóle to możliwe.
- Kotek ,ale ty zdajesz sobie sprawę ,że Maite tak łatwo ci nie odpuści ! – powiedziała blondynka spoglądając w oczy bruneta.
- Owszem … ale Annie słonko tym mam przejmować się ja ! Ty zastanów się jak to wyjaśnisz temu swojemu Davidowi czy jak mu tam ! – odparł udając zazdrosnego.
- On nie jest mój ! – burknęła odstawiając swój kubek na bok i przysuwając się do chłopaka jak najbliżej. – Ty … jesteś mój ! – powiedziała spoglądając mu w oczy i zabierając kubek z dłoni by stanął obok jej kubeczka.
- Jesteś pewna ? – zapytał z zawadiacką miną chcąc ja podrażnić.
- Spróbował byś nie ! – Zagroziła popychając go.
Rozłożył się jak długi na plecach , a ona na nim wpijając się w jego usta z zachłannością. Brunet z chęcią odwzajemnił pocałunek który stawał się coraz to bardziej gorący i namiętny. Jego słodkie i namiętne pocałunki sprawiały ,że przestawała tracić kontrolę nad sobą. Jej serce pracowało stanowczo za szybko , ciało drżało gdy tylko dotykał jakiejkolwiek części jej ciał nawet grube ubranie nie chroniło ją przez gorącem jego dotyku. Żołądek wyprawiał różne fikołki , a głowa zapominała o myśleniu. Kiedy wsunął swoją wręcz parzącą dłoń pod jej trzy bluzy i zaczął przesuwać nią wzdłuż kręgosłupa od dołu w górę straciła nad sobą kontrolę już do końca. Oderwała się od jego ust i usiadła na nim okrakiem. Złapała za dół jego swetra łącznie z koszulką i ściągnęła tak szybko ,że nawet nie zdążył mrugnąć oczami. Potem to samo zrobiła ze swoją górną częścią garderoby zostając jedynie w staniku. Przełknął ślinę na widok jej jędrnych piersi które podtrzymywał czerwony kawałek materiału. Po czym przylgnął do jej nagiej góry od razu sięgając do zapięcia. Dobrze wiedział ,że tego właśnie chciała. Całował jej szyję , dekolt skrawek po skrawku … doprowadzając ją do drżenia i gęsiej skórki oraz rosnącego pożądania. Sam też był potwornie rozpalony , jej delikatna , jedwabna skóra parzyła go , a mimo to chciał więcej i więcej. Kiedy stanik opadł ,a jego oczom ukazały się sterczące sutki koniuszkiem języka zaczął je drażnić. Jęknęła wyginając się lekko do tyłu i zatapiając swoją dłoń w jego gęstych włosach. Pozwoliła mu przez chwilę na kontrolowanie sytuacji , czując jednak jak nie może już wytrzymać odepchnęła go.
- Teraz moja kolej casanowo ! – wyszeptała z lekkim pomrukiem jak kocica.
Ciepło z kominka ogrzewała ich ,ale bez odzieży czuć było leciutki chłodek. To jednak zwiększało ich popęd seksualny. Nim przystąpiła do torturowania go , stanęła na równych nogach, rozpięła dżinsy i zsunęła w dół. Brunet poszedł w jej ślady tyle ,że w pozycji leżącej. Chciał zaoszczędzić im czasu na durne rozbieranie się. Jedyna powłoka jaka ich jeszcze dzieliła od siebie były jej koronkowe majteczki i jego bokserki. Oboje jak na znak rzucili spodnie daleko od siebie , po czym blondynka ponownie znalazła się na brunecie. Gorącymi ustami oraz wilgotnym czubkiem języka zaczęła pieścić jego idealnie umięśnioną klatkę piersiową , zahaczając co jakiś czas o brzuch , szyję , ramiona , podbrzusze . Nie tylko pocałunki ,ale też ocieranie się o niego jej nagim ciałem doprowadzało go do szaleństwa. Drżał , cichutko mrucząc z zachwytu. Annie czując jego nabrzmiałą , twardą męskość wiedziała już ,że jest bardziej gotowy niż ona. I właśnie oto chodziło ! Otarła się jeszcze ze dwa razy o jego członka chcąc by błagał ją. A że była uparta , wreszcie dopięła swego. Poncho czując jak jego twardy kolega jest na skraju eksplozji. Pochwycił jej głowę obejmując silną dłonią za kark spojrzał w jej oczy i wyszeptał;
- Any proszę… jeszcze chwilę się mną pobawisz ,a oszaleję.
Uśmiechnęła się zalotnie i przebiegle oraz z triumfem na twarzy. Następnie w ekspresowym tempie pozbyła się resztki ubrań która ich dzieliła. Uniosła się lekko do góry po czym pokryła jego twardziela swoją do granic mokrą muszelką. Jęknęli wzajemnie po czym obopólnie zaczęli ze sobą współpracować nad spełnieniem pożądania. Które nadeszło szybciej niż myśleli porywając ich w wir szaleństwa.
*************
Stał i z nie dowierzaniem przyglądał się jak szybko pakuje ubrania. Próbował ją zrozumieć . Ale myślę ,że zaraz ją straci odbierała mu zdrowy rozsądek i dlatego wściekły zaciskał pięści.
- Dulce przecież miałaś zostać jeszcze dziesięć dni ! – mówił stając się zachować spokój w głosie lecz nie bardzo mu to wyszło.
- Wiem skarbie , ale moja mama zadzwoniła i potrzebują mnie tam jeszcze dziś. – powiedziała spoglądając na niego przepraszającym wzrokiem.
- A co z nami ? – zapytał na wpół zły i zrozpaczony.
- Jak to co ?! – zapytała zdziwiona. – Między nami nic się nie zmieni poza miejscem zamieszkania. W każdy wolny dzień i jakiekolwiek święta będę przyjeżdżała do ciebie lub ty do mnie. A kiedy uznamy ,że to naprawdę coś poważnego wtedy któreś z nas zadecyduje o przeprowadzce do miasta tej drugiej połówki. Myślałam ,że to ustaliliśmy ? – zapytała przerywając pakowanie i stając naprzeciw niego.
- No tak skarbie ,ale … cholera ja nie chce się z tobą rozstawać ! – jęknął niezadowolony przyciągając ją do siebie.
- Chris ja też tego nie chcę … ale na razie nie mamy wyboru. Poza tym myślę ,że to będzie dla nas dobry sprawdzian uczuć. – odparła przytulając się do niego.
- Sprawdzian uczuć ?! – krzyknął odsuwając się nagle od niej. – Co ty sugerujesz ,że ja cię nie kocham ?!
- Kochanie proszę cię przestań … ja nie…
- Żadne przestań ! Odkąd cię poznałem oszalałem na twoim punkcie do tego stopnia ,że moją wcześniejszą naturę odstawiłem na półkę ! Zapomniałem o podrywach i seksie ,a ty po tym wszystkim sugerujesz mi …
- Ja niczego ci nie sugeruję co cholery ! Ale fajnie usłyszeć ,że mój facet ma mi za złe ,że nie może sobie po bzykać … wiesz co … miałam cię za kogoś innego ,ale widać jak zwykle się pomyliłam ! Wynoś się i nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy … z nami koniec ! – krzyknęła wypychając go za drzwi i zatrzaskując mu je przed nosem.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anetta418
Administrator
Administrator



Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:53, 14 Lut 2012 Powrót do góry

Rozdział 17

Kolejne dni upłynęły im bardzo szybko jak dla nich za szybko. Gdyby mogli zostali bym tam jeszcze kolejny tydzień ,a może i nawet miesiąc. Niestety Poncho musiał wrócić do pracy zaś Any nie długo miała rozpocząć szkołę w nowym miejscu zamieszkania. Poza tym nie mogli w nieskończoność odkładać rozmowy z Maite i Davidem. Anahi też chciała być obecna kiedy jej najlepsza przyjaciółka będzie opuszczała Meksyk. Kolejnym powodem powrotu na czas był stan ojca bo chociaż jego zdrowie ulegało poprawie to jednak sama Alma nie mogła ciągle zajmować się Frankiem ,gdyż i firma spadła obecnie na jej barki. Nie chętnie spojrzała na spakowane walizki i nim brunet wziął je by zanieść do samochodu objęła go w pasie.
- Obiecaj mi ,że kiedy tam wrócimy nadal będziesz mnie kochał. – rzekła poważnie spoglądając w jego oczy.
- Nie muszę bo wiem ,że tak będzie. – rzekł tak samo poważnie jak wcześniej blondynka. – I co to w ogóle za pomysł ,że przestanę cię kochać ?! – zapytał z lekkim oburzeniem w głosie.
- Oj bo wiesz … obawiam się ,że ta twoja wiedźma nie da ci tak łatwo odejść. – rzęchnęła się na myśl o brunetce.
- Da czy nie sam odejdę ! – rzekł wzruszając ramionami , po czym szybko wpił się w jej usta by przestała w końcu się zadręczać.
Dla niego sprawa była jasna , kochał Anahi. A Maite była obecnie przeszłością z którą wystarczyło teraz jedynie zerwać. Jedyny problem jaki widział to fakt ,że brunetka pozostanie jego wspólnikiem ,co może nie bardzo pomagać im w pracy kiedy się rozstaną. Ale i ta to zamierzał coś zaradzić w razie kłopotów. Teraz jednak nie zamierzał się tym martwić ,a skorzystać ostatni raz z wolności jaką mieli będąc tu sam na sam. Nie ustając w pocałunku , złapał blondynkę za pośladki i zarzucił sobie na biodra. Oplotła go szybko nogami i na chwilę oderwała się od jego słodkich warg.
- Ej kotek ,a co ty kombinujesz ? – zapytała unosząc jedną brew do góry udając ,że nie wie do czego zmierza jej ukochany.
- Nic … zamierzam jedynie wykorzystać ostatni czas jaki nam pozostał sam na sam. – odparł kładąc ją delikatnie na łóżku i przygniatając własnym ciałem.
- Skoro tak to okej. – powiedziała łapiąc go dłonią za kark i zakrywając jego usta kolejnym pocałunkiem.
Reszta potoczyła się tak szybko ,że sami nie spostrzegli się kiedy ich ubrania wylądowały na podłodze. A ich ciała złączyły się w jedność w szalejącej namiętności jaka ich zawładnęła w końcu wspólnie dotarli na szczyt spełnienia.
*************
Minęło pięć dni odkąd wróciła do domu i chociaż nie miała czasu na nudę to wciąż nie mogła znaleźć sobie miejsca. Tęskniła nie tylko za Anahi ,a także za Chrisem który tak bardzo ją rozczarował. Do tej pory sądziła ,że przyjaciel Poncha jest ideałem pod każdym względem. Niestety myliła się okazał się gorszy od wszystkich facetów jakich poznała w swoim życiu. Tamci przynajmniej od razu mówili jej ,że chcą zaciągnąć ją do łóżka. Nie udawali miłości by osiągnąć swój cel. Inna sprawa ,że i tak dostawali kosza. Mimo to byli szczerzy ,a Chris jak widać udawał tylko i to najbardziej ją bolało , gdyż myślała ,że w końcu trafiła na faceta któremu może zaufać. No i klops. Na wspomnienie ostatniej kłótni łzy spłynęły po jej policzkach. Otarła je szybko widząc jak do pokoju wchodzi jej rodzicielka.
- Dulce zejdź na dół … tata prosi gdyż mamy gości. – rzekła szatynka spoglądając na swoje dziecko z troską w oczach.
- Za chwilę mamo tylko poprawię makijaż. – odpowiedziała dyskretnie ocierając ostatnią łzę.
Kiedy kilka minut później zeszła na dół i zobaczyła w swoim salonie Roberta na chwilę zaparło jej dech w piersiach. Pięć lat wystarczyło by z cherlaka zmienił się w księcia z bajki. Teraz był dobrze zbudowany , opalony a jego oczy które zawsze zasłaniały grube okulary wreszcie ujrzały światło dzienne. Dzięki czemu stała jak zahipnotyzowana spoglądając w jego brązowe tęczówki. A kiedy posłał jej uśmiech o mało nie zemdlała widząc białe jak śnieg równe zęby które kiedyś były zakryte aparatem nazębnym. W tej chwili widząc dawnego przyjaciela z dzieciństwa zapomniała o bólu jaki spotkał ją ze strony Uckera.
*************
Wściekła trzasnęła drzwiami dając wszystkim znać ,że nie ma ochoty na towarzystwo. Następnie jak tylko usiadła za biurkiem rzuciła stertę listów którą wręczył jej listonosz zaraz po wejściu do swojego miejsca pracy. W dłoni zostawiła sobie tylko jeden i chociaż nie był zaadresowany do niej to jak tylko usiadła w fotelu natychmiast go otworzyła. Nie miało dla niej znaczenia to ,że był on przeznaczony dla Poncha kiedy zobaczyła ,że nadawcą jest William. Szybko rozerwała kopertę i wyciągnęła list z każdym zdaniem jej złość coraz bardziej rosła.
Cześć !
Tak naprawdę nie wiem od czego zacząć jednak nie będę mógł spokojnie żyć jeśli ci tego nie powiem. Odkąd cię poznałem zawsze uważałem za najlepszego przyjaciela dlatego tym bardziej głupio jest mi ci o tym mówić. Nim jednak to zrobię chcę przeprosić ,że nie potrafiłem powiedzieć ci tego w oczy. Jestem tchórzem , a może po prostu nie potrafiłbym znieść widoku rozczarowania w twoich oczach i dlatego postanowiłem załatwić to w taki sposób a nie inny. Na początek chcę ci powiedzieć ,że ja i Maite znamy się od dawna co więcej twoja narzeczona kiedyś była moją dziewczyną. I chociaż zostawiła mnie dla jakiegoś bogatego palanta ja nadal jestem w niej zakochany. Do nie dawna nawet nie wiedziałem ,że ty z nią jesteś ,ale teraz kiedy już wiem uznałem iż muszę cię ostrzec. Może i dobra była z niej kiedyś dziewczyna ,ale teraz zależy jej głównie na twojej kasie. Mówię to z bólem serca bo wiem ,że kiedyś była całkiem inna. I jestem pewien ,że ten ślub z tobą jest bardziej dlatego by zdobyć kasę i jakąś pozycję w życiu niż z miłości. Dla niej miłość przestała mieć znaczenie obecnie liczy się tylko kasa. Kocham ją szczerze chciałbym być na twoim miejscu przynajmniej po części. Dlaczego mówię ,że po części ? Bo wiem ,że tak jak ona nie kochała mnie tak i teraz nie kocha i ciebie. Ostatnim razem mi skutecznie dała to do zrozumienia idąc ze mną do łóżka. Tak jestem świnią … przespałem się z laską mojego kumpla. I chociaż ją kocham uwierz cofnął bym czas ,aby tylko nie stracić twojej przyjaźń. Niestety stało się. By więcej nie doszło do ów błędu ,zrezygnowałem z pracy i postanowiłem trzymać się od was z daleka. I taka krótka rada ode mnie dla ciebie. Jeśli kochasz Any … walcz o nią i nie daj się oszukać komuś kto nie jest z tobą szczery.
Z poważaniem William.

Kiedy skończyła czytanie ów listu zgniotła go i rzuciła wprost do kosza. Spojrzała raz jeszcze na kopertę i kiedy tylko dojrzała nowy adres zamieszkania swojego byłego złapała torebkę i opuściła gabinet w tempie błyskawicy.
- Nie pozwolę byś tak mnie traktował Will ! – syknęła pod nosem ruszając do samochodu.
*************
Nie chciała tego robić jednak nalegania jej przyjaciółki jak i lekarza nie dały jej wyboru. Stan Mariny z dnia na dzień był coraz gorszy i chociaż planowała umrzeć z dala od Annie by ta nie musiała cierpieć po raz kolejny w swoim życiu. To jednak Daniell uświadomiła jej ,że właśnie córka będzie bardziej cierpieć gdy Marina zabierze się na drugi świat bez pożegnania. Drżącą dłonią wzięła do ręki komórkę i jak tylko wystukała numer do domu Franco serce zaczęło bić jej jak szalone. Po trzech sygnałach usłyszała głos. Początkowo speszona tym ,że telefon odebrała Alma milczała. Kiedy kobieta miała już odłożyć słuchawkę matka Any wreszcie przemówiła.
- Alma to ja Marina. Chciałam porozmawiać z Anahi. – rzekła szybko by ta nie mogła przerwać połączenia.
- Any nie ma , a Franco jeszcze nie doszedł do siebie na tyle by móc rozmawiać. – odpowiedziała szatynka.
- A kiedy wróci moja córka ? – zapyta prawie szeptem czując jak zaczyna ponownie dopadać ją zmęczenie.
- Powinna dzisiaj ,ale jeśli przedłużą sobie pobyt w górach to nie wiem. – odparła z uśmiecham na twarzy ciesząc się ,że wreszcie być może jej dzieciom się układa. – Jak chcesz zostaw jej wiadomość ja jej przekaże. – dodała szybko słysząc smutne westchnienie.
Nie bardzo chciała by tak wyszło ,ale może i lepiej jak sama nie będzie musiała blondynce mówić ,że właśnie umiera. Wzięła więc na tyle głęboki oddech na ile było ja stać.
- Powiedz jej ,że umieram i jeśli jest wstanie mi wybaczyć choć na chwilę bardzo bym prosiła by przyjechała się ze mną pożegnać.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
karola:)
Początkujacy
Początkujacy



Dołączył: 04 Cze 2015
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 10:18, 06 Sie 2015 Powrót do góry

mam nadzieję, że będziesz jeszcze kontynuować to opowiadanie


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Strona 1 z 1
Nowy Temat   Odpowiedz

 
Skocz do:  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Play Graphic Theme

Regulamin