FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Galerie    Rejestracja   Profil   Zaloguj 
Forum www.swiatciekawostek.fora.pl Strona Główna
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości


Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Nowy Temat   Odpowiedz OPOWIADANIA ZAKOŃCZONE <- Forum www.swiatciekawostek.fora.pl Strona Główna
Autor Wiadomość
anetta418
Administrator
Administrator



Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:00, 18 Lip 2015 Powrót do góry

Rozdział 30



Gdyby nie fakt, że jej ciąża była zagrożona, już dawno opuściłaby dom swojego ex męża.Niestety musiała tu zostać, jeśli chciała, by dziecko urodziło się zdrowe. W tej chwili nie mogła się nadwyrężać i denerwować, więc chcąc, nie chcąc, potrzebowała pomocy. I chociaż jej relacje z Martinem nie były najlepsze, on jeden zaproponował jej opiekę i wsparcie, mimo że tak bardzo go zraniła. Miał do niej żal o brak zaufania oraz zatajenie ciąży, ale kiedy ochłonął po ostatnim wybuchu, odbyli długą rozmowę, która ich relacje wyprowadziła na tak zwaną prostą.Ustalili, że dla dobra dziecka ona zostanie tu do końca ciąży, a on będzie jej pomagał. W między czasie zastanowią się, jak będzie wyglądało ich życie, gdy dziecko już się urodzi.Rzecz jasna, Paula najbardziej ucieszyłaby się, gdyby Martin jej wybaczył i zgodził się wrócić do niej. Jednak na to nie miała co liczyć, gdyż ewidentnie i dobitnie powiedział jej, iż ich stosunki już nigdy nie będą takie jak kiedyś. Z bólem serca przyjęła jego słowa i pogrzebała wszelką nadzieję na pogodzenie.Zawarli rozejm na czas ciąży, lecz blondynka starała się jak najmniej stawać na drodze brunetowi i całe dnie spędzała w pokoju, jeśli ex mąż był akurat w domu, a kiedy potrzebowała jakieś pomocy w pierwszej kolejności prosiła o nią Victorię. Dziś jednak nie mogła tego zrobić, bo przyjaciółka wraz z Sofią poleciała do Los Angeles, chcąc dotrzymać towarzystwa Danielowi, który przez całkowitą przeprowadzką do Meksyku musiał zakończyć wiele spraw w L.A .I w taki oto sposób ona i Martin zostali całkowicie sami pod jednym dachem. I chociaż brunet przez ostatnie dni był dla niejdość uprzejmy, jak na okoliczności w jakich się znaleźli, postanowiła mimo wszystko nie nadużywać tej ,,dobroci" i zapominając o zaleceniach lekarza wstała z łóżka i zeszła do kuchni, by zrobić sobie śniadanie. Nie zdążyła jednak otworzyć lodówki, jak za plecami usłyszała;
- Mam cię przywiązać do łóżka , byś przestała ignorować słowa lekarza? - Zapytał brunet z niezadowoleniem w głosie.
- Jestem głodna. – Odparła, sądząc, że to usprawiedliwi jej wybryk.
- Wystarczyło zawołać, a przyszedłbym do Ciebie. – Odpowiedział, ruszając w jej kierunku.
- Sądziłam, że śpisz. Poza tym nie chciałam robić ci kłopotu czymś, co sama mogę wykonać i co raczej nie zaszkodzi dziecku.
- Samo zrobienie śniadania może nie, ale sam fakt, że wstałaś, owszem.
Odpowiedział najspokojniej jak potrafił i nim się zorientowała, był już przy niej i trzymał ją na rękach.
- Wracasz do łóżka, a ja zrobię nam śniadanie.- Powiedział, nim zdążyła zaprotestować.
- Do końca ciąży zostało sześć miesięcy. Sądzisz, że będę aż tyle leżała? - Zapytała lekko oburzona.
- Jeśli będzie trzeba. – Odparł, niosąc ją w stronę sypialni.
- Martin, ja oszaleję. – Wyznała, obejmując go jeszcze mocniej za szyję.
- Nie, bo postaram się urozmaicić ci czas przez te pół roku. – Odparł, wnosząc ją do pokoju.
- Ciekawe jak? – Zapytała, nim zdążył posadzić ją na łóżku.
- Jeszcze nie wiem, ale coś wymyślę. A teraz leż, a ja biegnę zrobić nam jedzonko. Za najdalej kwadrans wracam.
Po tych słowach opuścił jej pokój, zostawiając w zamyśleniu.
******************** ************
Tymczasem w Los Angeles.
Daniel właśnie parzył sobie kawę, gdy jego telefon komórkowy zaczął dzwonić. Wyjął go więc z kieszeni dżinsów i nie patrząc na wyświetlacz, natychmiast odebrał, modląc się, by to nie była Lorena. Jednak kiedy po drugiej stronie usłyszał głos swojej ukochanej, od razu poczuł ulgę i wielką radość.
- Co porabiasz, najdroższy? - Zapytała, jak tylko usłyszała jego głos.
- Tęsknię za Tobą. - Usłyszała szczere wyznanie prosto z serca.
- A tak poza tym? - Strzeliła kolejnym pytaniem.
- Parzę kawę. - Odparł zdziwiony, słysząc, że brunetka dość oficjalnie z nim rozmawia.- Vici, wszystko gra? - Zapytał lekko zmartwiony.
- Tak, a co ? – Odparła, udając, że nie rozumie jego pytania.
- Pytam, bo jakoś dziwnie ze mną rozmawiasz, kochanie.
- Dziwnie, czyli jak?
- Oficjalnie.
- A czemu tak sądzisz?
- Słonko, wyznałem ci, że za Tobą tęsknię, a Ty...
- A ja zamiast powiedzieć, że ja za Tobą też od razu przeszłam do kolejnego pytania, tak?
- Właśnie.
- Kochany, przecież to jasne, że za Tobą tęsknię, a nie powiedziałam ci tego, bo wolę zrobić to osobiście.
- Ach, tak. No cóż, to sobie poczekam, bo muszę w Los Angeles zostać jeszcze co najmniej dwa tygodnie.
- To przykre, ale jak wrócisz, będę ciągle powtarzać ci, jak bardzo tęskniłam.
- A teraz nie możesz mi powiedzieć, jak to niby za mną tęsknisz?
- Szuuuu... Daniel?! Szuuuu...Dan... Danielu, słyszysz mnie?!
- Vici...Victoria, co się dzieje? – Zapytał, słysząc nagle dziwne szumy w aparacie.
- Nic nie słyszę! Halooo, Daniel, jesteś tam?!
- Vici, jestem. Co to za szumy?
I nim uzyskał odpowiedź, w słuchawce dało się słyszeć sygnał przerwanego połączenia. Wściekły rzucił telefon na blat kuchenny, po chwili jednak sięgnął po niego znowu, by spróbować nawiązać połączenie z ukochaną nim jednak wybrał numer, w domu rozległ się dzwonek do drzwi.Włożył więc telefon do kieszeni i ruszył , by otworzyć. Nie miał ochoty teraz z nikim rozmawiać , gdyż pragnął zadzwonić do Victori i dokończyć rozmowę, ale mógł to być prawnik , a więc bez względu na chęci musiał otworzyć i przyjąć gościa. Jakież było jego zdziwienie, gdy po otwarciu na progu jego domu zobaczył brunetkę wraz z córką.
- NIESPODZIANKA! - Krzyknęły obie równocześnie, po czym rzuciły mu się na szyję.
Mile zaskoczony przytulił obie swoje kobietki i całował to jedną to drugą na przemian. A kiedy już się od siebie oderwali, powiedział;
- Już myślałem, że to będzie najgorszy dzień mojego życia, ale teraz wiem, że będzie to najpiękniejszy dzień.
- A więc jednak cieszy cię nasz widok? - Zapytała Vici, spoglądając na ukochanego zawadiackim wzrokiem.
- Zamiast zadawać głupie pytania, pocałuj mnie jeszcze raz, kobieto. - Powiedział i nim zaprotestowała, wpił się w jej wargi, zapominając o stojącej obok córce.
- To ja pójdę do kuchni. - Usłyszeli po chwili, delektując się wciąż swoimi ustami.
******************** *
Właśnie kończyli jeść śniadanie, gdy komórka Pauli zaczęła dzwonić jak szalona. Przełknęła ostatni kęs grzanki i odebrała.
- Halo?
- Dzień dobry. Czy mam przyjemność z Panią Paulą Herrera?
- Tak. - Odparła niepewnie, słysząc nieznany głos mężczyzny.
- Nazywam się Rodrigo Hernandez i jestem prawnikiem Pani brata Itana. - Usłyszała po chwili.
- Prawnikiem?! - Zapytała zdziwiona.
- Tak, bo widzi Pani brat jest w więzieniu i...
- W więzieniu?! - Zapytała przerażona, spoglądającw stronę siedzącego obok Martina.
- Tak i prosił, by Pani do niego zajrzała, gdyż ma do Pani pilną sprawę.
Już zamierzała się zgodzić, gdy nagle telefon wysunął się z jej dłoni za pomocą ręki bruneta, który natychmiast podjął rozmowę z owym prawnikiem.
- Proszę przekazać Itanowi, że Paula nigdzie się nie wybiera. A jeśli narobił kłopotów, to niech teraz sam sobie radzi. - Rzekł spokojnie, po czym przerwał połączenie.
- Martin, to mogło być coś ważnego.
- Nic nie jest ważniejsze, niż życie mojego dziecka, jasne?! – Zapytał, mierząc ją wściekłym spojrzeniem.
- Tak, ale...
- Żadnego ALE, Paula! Ten drań znowu wpadł w jakieś bagno i liczy, że go z tego wyciągniesz, ale nie zrobisz tego, bo czas żeby wreszcie dostał nauczkę. Poza tym lekarz kazał ci leżeć, a nie szlajać się po więzieniach i jeśli nie chcesz, żebym przywiązał cię do łóżka, od razu porzuć pomysł pojechania do tego gnoja.
Po tych słowach wziął tacę po skończonym śniadaniu i wyszedł z pokoju. Ona zaś wykręciła numer prawnika, który przed chwilą dzwonił. A kiedy usłyszała głos mężczyzny, przeprosiła za przerwane połączenie i zachowanie ex męża, po czym zapytała.
- Za co aresztowali Itana?
- On sam się zgłosił na komisariat i przyznał do czynów, za które jakiś czas temu aresztowali Pani męża. - Wyjaśnił. - Został zatrzymany do wyjaśnienia, przynajmniej na razie. Złoży zeznania, policja zbada sprawę raz jeszcze i dopiero wtedy sędzia postanowi, co dalej. Jeżeli zeznania Pani brata okażą się prawdą, Pani mąż zostanie oczyszczony. A tymczasem brat chciał z Panią porozmawiać w cztery oczy, a ja wciąż nie wiem czy Pani zgodzi się z nim spotkać, czy nie?
Wyznanie prawnika zaskoczyło ją i poruszyło jednocześnie. I rzecz jasna, miała ochotę natychmiast pojechać do więzienia, by zasypać pytaniami szatyna. Jednak na wspomnienie reakcji Martina oraz zaleceń lekarza, zawahała się. Wiedziała, że ta wizyta może kosztować ją o wiele więcej niż rozmowa z bratem, dlatego dość długo milczała, nim odpowiedziała na pytanie Rodriga.
- Proszę powiedzieć Itanowi, że odwiedzę go i poinformować mnie o najbliższym terminie owej wizyty. Bo rozumiem, że musi Pan załatwić mi widzenie, tak?
- Tak i dlatego będziemy w kontakcie, Pani Herrera.
- Dobrze.
- Do widzenia.
- Do widzenia.
Po skończonej rozmowie wstała z łóżka , narzuciła na siebie szlafrok i zeszła na dół w poszukiwaniu bruneta. Obeszła cały dół, ale nigdzie go nie było, wyszła więc do ogrodu. Stał oparty o jabłoń i palił papierosa, patrząc w odległą przestrzeń. Dopiero, gdy stanęła przed nim, dostrzegł ją.
- Znowu palisz? - Zapytała z wyrzutem.
- Znowu wstałaś? - Odpowiedział pytaniem na pytanie, rzucając fajkę na trawę i gasząc go butem.
- Posłuchaj... Wierz lub nie, ale mnie także zależy na tym, by dziecko urodziło się zdrowe. Nie zamierzam jednak całe dnie siedzieć w łóżku, bo nie dość, że zwariuję, to w dodatku mam wiele spraw do załatwienia.
- A te sprawy to wyciąganie braciszka z pudła , tak?!
- Wcale nie zamierzam go z niego wyciągać, ale nie będę kłamać i powiem wprost, iż zgodziłam się go odwiedzić.
- Ku**a mać, Paula! Ten śmieć zniszczył nasze małżeństwo przez swoje chore ego i ambicje, a Ty nadal jesteś na każde jego zawołanie i nawet fakt, że możesz stracić dziecko nie jest w stanie cię powstrzymać. Kiedy tak postępujesz, czasem myślę, że jesteś taką samą egoistką jak on. I wiesz co, jeśli chcesz tam jechać, jedź. Ja się poddaję, bo przecież z twoją miłością do brata, nie wygra nikt!
- Nieprawda.
- Owszem, prawda! Itan ma kłopoty, lecisz. Itanowi brakuje kasy, dajesz mu nawet, jeśli to ostatnie twoje pieniądze. Poniżał cię, bił, ale wystarczyło, by zrobił smutne oczka, a Ty mu wybaczałaś. A kiedy ja popełniłem błąd, od razu mnie skreśliłaś. I nawet teraz kiedy wiesz, że byłem niewinny, bo wpakował mnie w to wszystko ten drań, lecisz do niego, by mu pomóc! Więc nie pieprz mi, że poza nim ktokolwiek się dla Ciebie liczy, bo to właśnie byłaby nieprawda!
***************
Po rozpakowaniu bagaży Daniel zabrał Vici i Sofię do miasta, by mogły trochę pozwiedzać i zaznajomić się z miejscem, w którym spędzą najbliższe dwa tygodnie. Dziewczyny były oczarowane widokiem tak pięknego miasta. Sofi najbardziej spodobał się jednak Disneyland, Victorii zaś piękna sala koncertowa i pałac Buckingham, a także aleja gwiazd zwana The Walk of Fame oraz luksusowe sklepy i butiki, które nie omieszkali odwiedzić. Na zakończenie dnia blondyn zabrał swoje anioły do Santa Monica, by pokazać im najpiękniejszą plażę, która podbiła serca dziewczyn na tyle, że od razu wskoczyły do wody, nie zważając na fakt, że nie miały ubrań na zmianę. Zaskoczony Daniel stał i patrzył, jak matka z córką wariują, chlapiąc się wodą. Ten widok był o wiele piękniejszy, niż jakiekolwiek plaże, sklepy czy zabytki. Te radosne twarze, które tak kochał, były obrazem, który chciał widzieć już zawsze do końca życia. I dzięki temu, że Lorena podpisała papiery rozwodowe, wiedział, że niedługo jego marzenie się spełni. Co prawda nie sądził, że rozmowa z nią pójdzie tak gładko, ale skoro udało mu się dojść do porozumienia z Lori. Teraz mógł spokojnie cieszyć się szczęściem u boku Victorii. Zamyślony nawet nie zauważył, jak ukochana biegnie do niego i dopiero gdy rzuciła mu się na szyję, ocknął się.
- Co tak stoisz, chodź do nas. – Powiedziała, przylegając całym ciałem do niego.
- Nie, bo będę mokry jak wy. – Odparł, obejmując ją w pasie odruchowo.
- Kochany, nie wiem czy zauważyłeś, ale już jesteś mokry. – Rzekła, głaszcząc go po policzku.
- Trochę, bo przylepiłaś się do mnie, ociekając wodą. – Odparł, spoglądając jej głęboko w roześmiane oczy.
- No, to skoro jesteś już trochę mokry, to możesz być jeszcze bardziej, prawda? – Powiedziała, spoglądając na niego wyzywającym spojrzeniem.
- Nie, nie mogę i nie chcę. - Odpowiedział spokojnie z lekkim uśmiechem.
- A dlaczego?
- Gdybyś zobaczyła siebie teraz w lustrze, zrozumiałabyś. – Powiedział, udając lekki niesmak.
- Chcesz powiedzieć, że wyglądam okropnie? - Zapytała oburzona.
- Okropnie nie, ale jak zmokła kura z każdym piórem w inną stronę. – Odpowiedział, próbując powstrzymać uśmiech, który cisnął mu się na usta.
- Czy Ty przed chwilą powiedziałeś, że wyglądam jak kura?! - Zapytała jeszcze bardziej oburzona, odpychając go od siebie.
- Mhy... - Przytaknął z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
- O żesz Ty! Nie, no teraz to ci nie daruję! - Krzyknęła i popchnęła go prosto do wody.
I jak tylko zdążył złapać pierwszy oddech, wynurzając się do góry, obie z Sofią zaczęły bombardować go wodą raz za razem. Zaatakowany zaczął się bronić tą samą bronią. A gdy zaczęły uciekać, rzucił się za nimi w pogoń. Pierwszą dorwał córkę i zaczął ją łaskotać.
- Ta...Tat... tatusiu nie! – Krzyczała, zaśmiewając się w niebogłosy.
- A no i kto teraz jest górą, księżniczko. – Zapytał, nie przestając w łaskotaniu i całowaniu małej.
- Mamo... Mamusiu na pomoc! – Wołała, próbując wyswobodzić się spod łaskotek.
Nie musiała zbyt długo wołać, gdyż matka po chwili rzuciła się na ukochanego i odciągnęła od córki. Tyle, że po chwili sama leżała już na plecach przyciśnięta ciałem blondyna.
- Ciebie też mam połaskotać? - Zapytał wyzywająco.
- Spróbuj, a pożałujesz...
Chciała mu zagrozić, ale nim dokończyła zdanie, on zamknął jej usta pocałunkiem.
*******************
Po owej sprzeczce Martin wyszedł z domu jak oparzony, nim zdążyła cokolwiek mu wyjaśnić. Zresztą czy jakiekolwiek wyjaśnienia miały znaczenie, skoro i tak by jej nie uwierzył. Nie. Tak więc może i dobrze, że rozmowa została przerwana, a brunet wyszedł. Będąc sama w domu, nie tylko będzie mogła robić, co chce, ale też bez stresu, który czuła, będąc wraz z brunetem pod jednym dachem. Pospacerowała trochę po ogrodzie, a gdy poczuła się znużona, wróciła do sypialni na krótką drzemkę. Trzy godziny później obudziła się i zeszła do kuchni, chcąc zrobić obiad. Jakież było jej zaskoczenie, kiedy zobaczyła nakrywającą do stołu czerwonowłosą.
- Hej. - Powiedziała zaskoczona.
- Hej. Właśnie miałam cię budzić, ale skoro wstałaś, zapraszam do stołu.
- Długo tu jesteś?
- Od godziny.
- A kto... jak... to znaczy.
- Martin zadzwonił do mnie i prosił, bym wpadła zaopiekować się Tobą, bo on musi pilnie wyjść. Niestety nie mogłam od razu i dlatego obiad jest tak późno, bo...
- Daj spokój, nie tłumacz się. I szczerze mówiąc, nie rozumiem, czemu cię kłopotał, sama dałabym sobie radę.
- Możliwe, ale z tego, co wiem, lekarz...
- Błagam, nie zaczynaj chociaż Ty.
- Okej, już nic nie mówię. - Skwitowała Sandra, siadając wraz z blondynką do stołu.
Obiad jadły w ciszy, ale potem gdy zrobiły sobie gorącą czekoladę i usiadły na kanapie, rozmowa zaczęła się na dobre. Opowiadały sobie o swoich zainteresowaniach, marzeniach , związkach. I tak weszły na temat Itana. Paula opowiedziała Sandrze, jakie ciężkie dzieciństwo znosiła razem z bratem, a także o tym jakim to człowiekiem tak naprawdę jest It.
- To akurat wiem, bo sam pokazał mi swoją prawdziwą twarz.- Rzekła czerwonowłosa. - I dlatego posłałam go do diabła.
- Obie to zrobiłyśmy.
- Zasłużył.
- Możliwe, ale muszę odwiedzić go w tym więzieniu i wysłuchać.
- Że gdzie?!
- A no tak, Ty nic nie wiesz. Dziś rano dzwonił do mnie prawnik z informacją, że Itan jest w pudle i chce się ze mną zobaczyć. Zgodziłam się i przez to po raz kolejny pokłóciłam się z Martinem. - Powiedziała ze smutkiem na twarzy.
- Wiesz co, nie będę pytać czy kochasz Martina, bo to widać. Zapytam cię jednak o coś innego, okej?
- Jasne.
- Spójrz wstecz i zastanów się, czy dla takiego brata warto stracić takiego faceta jakim jest Martin?
- Nie, nie warto. Tyle, że ja go już straciłam.
- Nieprawda. To, że w tej chwili on kieruje się żalem, nie znaczy, że przestał cię kochać. Co więcej myślę, że jeśli uzbroisz się w cierpliwość i dasz mu czas na ochłonięcie jest szansa, że...
Sandra, jednak nie zdążyła dokończyć zdania, kiedy obie usłyszały dźwięk zamykanych drzwi. I już po chwili w salonie pojawił się brunet.
- Już jestem. – Zakomunikował, spoglądając na czerwonowłosą. - Dzięki. - Rzucił po chwili, nim zniknął w kuchni.
Sandra uznała, że nadszedł moment, kiedy powinna się ulotnić, pożegnała się więc szybko z blondynką i rzuciwszy krótkie ,,Dobranoc", opuściła mieszkanie bruneta. Zaraz po jej wyjściu Paula wzięła ze stolika kubki po czekoladzie i weszła do kuchni. Postawiła je w zlewie, po czym oparła się o jego blat i przyglądała się, jak ukochany podgrzewa sobie jedzenie. Każdy jego ruch byłszybkii wyglądało to jakby brunet chciał jak najszybciej opuścić pomieszczenie, w którym znajduje się i ona. I nie myliła się, jak tylko obiad był ciepły na tyle, by go zjeść, Martin wziął talerz i ruszył ku wyjściu. Ubiegła go jednak i stanęła w nich, taranując je całą swoją drobną posturką.
- Dziękuję i przepraszam. – Powiedziała, nim zdążył otworzyć usta.
- Nie wiem za co te podziękowania, a tym bardziej przeprosiny, ale jeśli możesz, usuń mi się z drogi i pozwól iść do pokoju zjeść. - Odpowiedział dość szorstko, dając jej do zrozumienia, że nadal jest zły.
Nie mając siły na kolejną kłótnię, zrobiła, co kazał. Jak tylko ją minął, po jej policzku potoczyła się łza.
*******************
Po tak długim i męczącym dniu Sofia zasnęła już w drodze powrotnej, a Daniel i Victoria jak tylko ułożyli małą w łóżku, sami usiedli na kanapie z lampką wina wtuleni w siebie, słuchając Carlosa Riviery.
- O czym myślisz? - Zapytała nagle brunetka, spoglądając na zamyślonego blondyna.
- Zastanawiam się... - Zaczął i nagle urwał, zabierając jej kieliszek z dłoni i obracając w swoją stronę tak, by jej oczy były na przeciw jego spojrzeniu. Gdy już ich oczy się spotkały, dodał.
- Zastanawiam się, kiedy wreszcie powiesz mi, jak bardzo za mną tęskniłaś.
- No, więc...- Zaczęła, śmiejąc się pod nosem zaskoczona jego odpowiedzią.
- Tak?
- Tęskniłam za Tobą bardzo. – Odpowiedziała, oplatając ręce na jego szyi i siadając okrakiem na kolanach.
- I tyle?! - Zapytał zdziwiony.
- No, tak! A co Ty byś jeszcze kochaniutki chciał? – Zapytała, udając głupią.
- No, nie wiem... Może jakiś buziak?
- Buziak mówisz?
- Yhy... – Wymruczał, wtulając swoją twarz w jej szyję.
Zadrżała, czując jego oddech na swojej skórze. A kiedy spojrzał na nią wyczekująco, uśmiechnęła się. Potem wzięła jego twarz w swoje dłonie i pochyliła się do jego ust, lecz będąc już tylko centymetr od nich, nagle zeskoczyła z jego kolan i krzyknęła.
- Cholera, zapomniałam, żenie wyłączyłam żelazka!
Zaskoczony blondyn spojrzał na nią jak na kosmitkę, po czym złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie, widząc, że się z nim drażni.
- Ej, puszczaj. Chcesz, żeby mieszkanie się spaliło? – Zapytała, starając się zdusić uśmiech.
- Za chwilę to ja się spalę z pożądania, jak się mną nie zajmiesz, kobieto. – Rzekł, kładąc ją na kanapie i przygniatając swoim muskularnym ciałem.
- Naprawdę? - Zapytała z miną niewiniątka i niedowiarka.
- Tak i jeśli zaraz mnie nie pocałujesz jak trzeba, nie tylko się spalę, ale i oszaleję. - Powiedział między jednym, a drugim pocałunkiem składanym na jej dekolcie.
- No cóż, to trzeba coś na to zaradzić. – Odparła, zrzucając go z siebie na podłogę i siadając na nim okrakiem, jak tylko plecy blondyna zetknęły się z dywanem.
- Co zamierzasz? - Zapytał całkowicie zaskoczony takim obrotem sprawy.
- Zobaczysz. – Szepnęła, oblizując swoje czerwone jak malina wargi.
I nim się zorientował, jego biała koszula w cienkie, błękitne paski została rozdarta na pół, a usta Victorii zaczęły całować każdy kawałek jego pięknie wyrzeźbionej klatki piersiowej. Czując kolejną falę pożądania, wciągnął cicho powietrze przez zaciśnięte zęby. Jego dłoń natychmiast wsunęła się pod jej bluzkę i zaczęła błądzić po plecach. Drugą zaś wsunął pod jej spódnicę i zacisnął na pośladku, starając się jak najdłużej wytrzymać te słodkie tortury, nim rzuci się na nią oszalały z pożądania. Tym bardziej, że ukochana wcale mu tego nie ułatwiała, całując, głaszcząc i przygryzając kawałek po kawałku rozpaloną do granic wytrzymałości skórę, od szyi aż do podbrzusza. Jego oddech był coraz szybszy, pożądanie rosło i rosło z każdą pieszczotą, skóra paliła od krwi, która wrzała w nim jak lawa pod wpływem doznawanych pieszczot. Kiedy rozpięła mu pasek, rozsunęła rozporek i wzięła do ręki nabrzmiałego członka, nie wytrzymał i przejął inicjatywę. Zwinnym ruchem obrócił się wraz z nią tak, że teraz to on był na górze, a brunetka pod nim. W kilka sekund pozbawił ją odzienia i zaczął pieścić jej delikatne jak aksamit ciało począwszy od szyi, schodził coraz niżej i niżej, aż dotarł do zakamarka między nogami. I kiedy jego język zaczął pieścić tę część jej kobiecości, z jej gardła wydobył się głośny jęk, a ciało wygięło się w łuk. Jej ręce wplotły się w jego włosy, a biodra zaczęły tańczyć w rytmie, który dyktował Daniel. Wiła się, jęcząc coraz głośniej i głośniej, a kiedy była bliska spełnienia, ukochany wycofał się, by po chwili wejść w nią jednym płynnym ruchem. Jej nogi natychmiast oplotły go w biodrach, a ciałodostosowało się do tempa narzuconego przez blondyna. By stłamsić swoje coraz to głośniejsze krzyki, Victoria wpiła się w jego usta, co sprawiło, że spełnienie nadeszło szybciej, niż sądziła, gdyż pocałunki Daniela zawsze były dla niej dodatkowym afrodyzjakiem.
**********************
Przeprosiła go i podziękowała, a on chociaż nie wiedział za co, to czuł się podle, że tak niemiło ją potraktował, będąc zły na Itana. Dręczony wyrzutami sumienia postanowił ją przeprosić i w tym celu poszedł do jej pokoju. Zapukał cichutko, a gdy blondynka pozwoliła mu wejść, natychmiast znalazł się po drugiej stronie drzwi.
- Coś się stało? – Zapytała, poprawiając się do pozycji siedzącej na łóżku, w którym już ułożyła się do snu.
Milcząc, podszedł bliżej i usiadł obok niej.
- Przepraszam. – Powiedział, spoglądając w błękitne oczy ex małżonki.
- Przepraszasz? - Zapytała lekko zdziwiona.
- Tak, bo zachowałem się podle wobec Ciebie.
- To chyba ja wobec Ciebie zachowałam się nie fer.
- O czym mówisz? – Zapytał, nie bardzo rozumiejąc, co ma na myśli, czy poranną sprzeczkę, czy też poprzednie sprawy.
- Martin... Itan to mój brat, ale masz rację, nie zasługuje na pomoc po tym, co zrobił. I przysięgam ci na życie naszego dziecka, że nie zamierzam mu pomagać. – Powiedziała, odruchowo łapiąc go za rękę, jakby ten gest miał go przekonać , że mówi prawdę.
- No, więc po co tam idziesz?
- Chcę zapytać, dlaczego to zrobił i czemu nagle postanowił oczyścić cię z zarzutów. - Odpowiedziała zgodnie z prawdą. - Bo ten prawnik właśnie to mi powiedział, że Itan sam zgłosił się na policję i przyznał do tego, o co Ty zostałeś posądzony.
- Paula, ja nie wiem, co on kombinuje i nie chcę wiedzieć, ale jedno wiem na pewno, to kolejna część jego chorej gry. I wybacz, ale wolę o nim nie rozmawiać, bo obawiam się, że znowu dojdzie do kłótni. – Powiedział, wstając z łóżka i puszczając jej dłoń.
- Rozumiem i jeśli nie chcesz, nie będziemy o nim gadać, ale błagam cię, Martin, nie odchodź.
Wystarczyło, by się zatrzymał i ponownie usiadł obok niej.
- Położysz się obok mnie? – Zapytała, wskazując puste miejsce.
- Paula, ja nie sądzę, by...
- Proszę. – Szepnęła, spoglądając na niego błagalnym wzrokiem.
- Dobrze. - Odparł i jak tylko zdjął buty, wsunął się pod koc i położył na prosto obok niej.
- Dziękuję. – Odpowiedziała, kładąc głowę na jego klatkę piersiową i przylegając do jego boku całym swoim drobnym ciałem, objęła go w pasie.
Mimowolnie zaczął głaskać ją po głowie, a chwilę później oboje spali już wtuleni w siebie jak dwie połówki jabłka.


Rozdział 31



Ta noc uświadomiła mu, jak bardzo brakuje w jego życiu Pauli, ale, chociaż strasznie pragnąłby dawne czasy wróciły to wiedział, że nie jest wstanie wybaczyć jej tego, iż w niego zwątpiła. Bo, kto, jak, kto, ale ona znała go najlepiej i powinna wiedzieć, że żadnej z tych rzeczy, o którą został posądzony nigdy, by nie popełnił, choćby z miłości do niej. Stało się jednak, inaczej i to nie on, a Itan wygrał tą bitwę. I nawet teraz, jeśli jego intencje są szczere, dla Martina one nie mają już znaczenia, gdyż to, co kochał, stracił bezpowrotnie. A jedyne, co w tej chwili trzymało go przy życiu, to myśl, że będzie miał dziecko. Dziecko, którego razem z Paulą pragnęli od chwili, gdy stanęli przed ołtarzem, a, na które czekali tak długo. No i doczekali się, niestety w chwili, kiedy ich małżeństwo przestało istnieć. Był wściekły, że los tak z niego zadrwił, a jednocześnie szczęśliwy, iż jakaś cząstka jego ukochanej na zawsze będzie należała także do niego. Dziecko - owoc miłości, uczucia, które było piękne i, którego każdy, im zazdrościł, a teraz ta miłość przemieniła się w żal, który bolał jak cholera. Nie chcąc dłużej myśleć o ich rozstaniu delikatnie odsunął od siebie Paulę i najciszej oraz najdelikatniej jak się da, opuścił łóżko i pokój. Wziął szybki prysznic, po czym, udał się do kuchni, by zrobić śniadanie. Kwadrans później blondynka pojawiła się w drzwiach.
- Cześć. - Powiedziała oparta o framugę, przyglądając się z uwagą jak jej były krząta się po kuchni.
- Cześć. - Odpowiedział, nakrywając do stołu.
Był tak bardzo zajęty, że nawet nie zaszczycił ją, choćby przelotnym spojrzeniem. Usiadła, więc do stołu i w milczeniu czekała, aż i on usiądzie. A, kiedy zrobił to trzy minuty później zauważyła, że wciąż unika jej wzroku.
- Co się dzieje? - Zapytała bez ogródek.
- Nic. - Odparł, upijając łyk kawy. - Jedz, bo wystygnie. - Dodał po chwili.
- Powiedz mi, jak długo jeszcze zamierzasz to robić? - Zapytała, spoglądając na niego z powagą.
- Co? - Odpowiedział pytaniem na pytanie, rzucając jej szybkie spojrzenie.
- Karać mnie.
- Karać?! - Zapytał zdziwiony. - Przecież ja niczego takiego nie robię. - Odpowiedział, nie bardzo rozumiejąc, co ma na myśli jego ex małżonka.
- Owszem, robisz! - Krzyknęła, wstając od stołu z impetem, przez, który krzesło, na którym siedziała, aż upadło z hukiem na podłogę. - Wziąłeś mnie pod swój dach, bo grozi mi poronienie, by do tego nie doszło, robisz mi śniadanka, obiadki i wszystko inne, a kiedy Ty nie możesz się mną opiekować, zostawiasz mnie pod opieką kogoś innego, bym tylko się nie przemęczała i nie była sama w razie jakieś tragedii. - Powiedziała, podnosząc do góry krzesełko i stawiając je na swoje miejsce. - To miłe, że tak bardzo dbasz o nasze dziecko, ale i cholernie męczące dla mnie.
Odsunął talerz na bok, oparł się lekko o poręcz krzesła i patrząc na nią słuchał w milczeniu.
- I może jeszcze bym to jakoś zniosła, gdyby nie ta kara! -Krzyknęła, chcąc pohamować łzy, które cisnęły się do jej oczu.
- Jaka, do cholery kara, Paula! - Warknął, wciąż niczego nie rozumiejąc.
- Mogę leżeć w tym cholernym łóżku, aż do narodzin naszego dziecka. Mogę brać te okropne witaminy i pić te różne dziwne soczki, mogę umierać z nudów, ale nie dam dary znosić twojej obojętności, Martin. - Mówiła już zrezygnowanym i smutnym głosem, czując jak łzy, których nie dało się powstrzymać spływają jej po policzkach. - Więc, jeśli do końca ciąży mam ciągle być traktowana przez Ciebie, jak powietrze, to wolę wrócić do własnego domu. - Dodała, odwracając się w stronę okna, by nie widział, że płacze. - Zwątpienie w Ciebie było najgorszą głupota, jaką zrobiłam w swoim życiu i będę za tę głupotę płaciła do końca życia, nawet bez tej twojej kary. Dlatego błagam cię, przestań to robić.
- A konkretnie, czego mam nie robić? - Zapytał, wstając od stołu.
Zaczął sprzątać, bo wiedział, że żadne z nich już nic nie zje. Rozmowa, która rozpoczęli, obojgu odebrała apetyt.
- Nie unikaj mnie, nie ignoruj i nie traktuj jak wroga. Nawrzeszcz na mnie, zdemoluj mieszkanie, spal wszystkie pamiątki związane ze mną, ale na litość boską rozmawiaj ze mną i nie uciekaj ode mnie. - Powiedziała ocierając łzy i odwracając się w jego stronę.
- Przecież rozmawiamy i wcale nie uciekam ani cię nie unikam, bo, gdyby tak było, to wynosiłbym się z domu za, nim wstaniesz i wracał do niego, dopiero, gdy zaśniesz. A jak widzisz jestem tu prawie przez cały czas. - Odpowiedział najspokojniej jak potrafił wkładając brudne naczynia do zlewu.
- Owszem, zamknięty w swoim pokoju, byleby tylko najdalej ode mnie! - Warknęła mając już dość jego chłodu i opanowania, ale nawet to nie sprawiło, że na nią spojrzał. - Wiesz, co mam dość wynoszę się stąd!
Po tych słowach w pośpiechu opuściła kuchnię i poszła do swojego pokoju pakować się. A łzy, które wcześniej wyschły teraz na nowo płynęły po jej policzkach. Nie traciła czasu na układanie ubrań tylko wrzucała je wszystkie, byle jak oby jak najszybciej się spakować i wynieść z tego domu i życia Martina. Nie minęło dziesięć minut, jak w drzwiach jej sypialni pojawił się brunet.
- Masz gościa. - Powiedział, po czym otworzył szerzej drzwi, by owy gość mógł wejść do pokoju.
Kobieta o blond włosach wzrostu mniej więcej tego samego, co Paula weszła dość odważnym krokiem do pokoju i stanęła na przeciw zaskoczonej blondynki. Na oko miała jakieś trzydzieści lat i była bardzo zamożna, a świadczył o tym jej strój i ilość biżuterii, jaką miała na sobie.
- Witaj, siostrzyczko. - Powiedziała, jak tylko brunet zostawił je sam na sam.
Anahi, która miała właśnie zapytać, kim jest ów osóbka stanęła, jak wryta.
- Zdziwiona? No, cóż nie miałam wyboru jak tylko sama pofatygować się do Ciebie. Prawnik, z którym wcześniej rozmawiałaś na mój temat dwa dni temu poinformował mnie, że z powodu zagrożonej ciąży raczej się ze mną nie spotkasz. Uznałam, więc, że, skoro Ty nie możesz przylecieć do mnie ja polecę do Ciebie. Wybacz, że cię nie uprzedziłam, ale chciałam, by była to niespodzianka i jak widać udało się. Sądząc jednak po twojej minie moja wizyta nie bardzo jest ci na rękę, ale zrozum ja musiałam się z wami zobaczyć. I dobrze, że przyleciałam, bo widzę, że chyba wybierasz się w jakąś podróż. Jak chcesz to pomogę ci się pakować i w między czasie pogadamy. Zgoda?
- Nie.
- Posłuchaj nie musisz...
- Nie, to Ty posłuchaj... Nie doszło do spotkania, bo ja nie zamierzałam się z Tobą spotykać. Nie znam cię i, mimo że ten twój prawnik pokazał mi dowody na rzekome pokrewieństwo między nami dla mnie nie ma to znaczenia. Dlatego bądź tak miła, odwróć się, wyjdź i nigdy więcej nie wracaj.
- Ej, wyluzuj i nie zachowuj się jakbym swoim pojawieniem się miała cię skrzywdzić. I uwierz nie liczyłam, że przyjmiesz mnie z otwartymi ramionami, ale aż tak lodowatego traktowania się nie spodziewałam. Mniejsza jednak oto... Jestem tu, bo nie tylko chcę poznać jedyną siostrę i brata, jakich mam, ale też poinformować cię, że NASZ ojciec zapisał Tobie i Itanowi spory majątek.
- Naprawdę?! - Zapytała z ironią w głosie.
- Tak.
- To weź se ten majątek i znikaj ja nie potrzebuję od tego człowieka ani grosza.
- Ty może nie, ale Itanowi chyba, by się ta kasa przydała. A, jeśli chodzi o mnie to nie chcę waszej części, bo ojciec zapisał mi też sporą sumkę i ona mi w zupełności wystarczy.
- Świetnie, ale ja swojej i tak nie chcę. A, jeśli chcesz poznać Itana to udaj się na widzenie do pudła, bo tu go nie znajdziesz.
- Wiem.
- No to, skoro już wszystko wiesz, wyjdź.
- Powiedz, dlaczego nie chcesz dać mi szansy?
- Ile masz lat?
- Trzydzieści pięć, a czemu pytasz?
- Ja mam dwadzieścia trzy, a to oznacza, że ojciec, którego uważałam za ideał tak naprawdę był draniem, gdyż będąc mężem mojej matki posuwał twoją, czego owocem jesteś Ty.
- To była tylko jedna noc.
- Jedna czy dwie nie ważne! Ważne, że zdradził, co więcej przez te wszystkie lata ani razu nie wspomniał o Tobie i prowadził jak widać podwójne życie, skoro dawał na twoje utrzymanie, a także poświęcał ci czas, którego dla nas akurat nie miał. I, chociaż wiem, że nie prosiłaś się na świat ani to nie Ty wepchałaś go do łóżka swojej matce to jednak patrząc na Ciebie chce mi się rzygać na myśl, że człowiek, którego kochałam, podziwiałam tak mnie zawiódł. I wybacz, ale co byś nie powiedziała na jego obronę ja zdania nie zmienię. Nie chcę poznawać Ciebie i nie chcę jego kasy.
***************************************
Fakt, że zgodziła się na rozwód bez robienia Danielowi żadnych problemów nie oznaczało jeszcze, iż z niego zrezygnowała. Taka opcja w mniemaniu Loreny w ogóle nie wchodziła w grę. Daniel od zawsze był jej i, gdyby w jego życiu nie pojawiła się Victoria już od dawna byłby jej mężem. Niestety, ta głupia suka zniweczyła wszystkie plany i marzenia Loreny wiele lat temu i teraz zrobiła to ponownie. Wygrała dwie bitwy, ale wojnę zamierzała wygrać Lorena nawet, gdyby miała wybić wszystkich, którzy będą stawać na drodze do jej szczęście u boku Daniela. Co prawda mogła zaatakować od razu, ale wolała rozegrać to, inaczej. Uśpić czujność blondyna i Vici zgadzając się na wszystko, czego zażąda Daniel, a kiedy będzie pewna, że oboje przestali widzieć w niej zagrożenie zaatakuje z całej siły. Będzie szła po trupach dotąd, dopóki Daniel do niej nie wróci. A, jeśli wciąż będzie się upierał jedyna rzecz, jaka pozostanie jej zrobić to zabić go. Skoro ona nie będzie mogła go mieć to, tym bardziej nie pozwoli, by miała go Victoria, której nienawidziła od chwili, gdy brunetka pojawiła się w życiu blondyna. Miała jednak nadzieję, że Daniel jest na tyle mądrym facetem, iż w końcu przejrzy na oczy i zrozumie, że Victoria nie jest kobietą dla niego. I, że to ona Lorena Gutierrez jest kobietą i miłością jego życia. Z tą myślą wsiadła do auta i odpaliła silnik, a gdy samochód ruszył dodała gazu, by jak najszybciej znaleźć się w kancelarii prawniczej na spotkaniu z adwokatem przeprowadzającym ich rozwód. Rzecz jasna, gdyby to od niej zależało zrobiłaby wszystko, by ich rozwód trwał jak najdłużej, by jednak nie drażnić blondyna i zatrzymać jego zaufanie postanowiła zrobić wszystko, by rozwód uzyskali w jak najszybszym terminie. To była taka mała część jej planu, który już miała opracowany od A do Z.
************************************
Po śniadaniu Daniel udał się na spotkanie z Loreną i prawnikiem, natomiast Victoria i Sofia wyszły na miasto, by kupić kilka ubranek dla maluszka, którego oczekiwała Paula. Chciały w ten sposób poprawić nastrój blondynce, a jednocześnie dać do zrozumienia, że, mimo, iż są tak daleko to pamiętają o niej. Wybieranie ubranek okazało się dość trudnym zadaniem, gdyż wszystkie były tak śliczne, iż matce jak i córce trudno było wybrać kilka z nich zamiast całego sklepu. Po dwóch żmudnych godzinach szukania, wybierania, zastanawiania dokonały w końcu zakupu. Zmęczone i głodne jak najszybciej wróciły do domu. Torby z podarunkami rzuciły na kanapę w salonie i prawie biegiem ruszyły do kuchni. Mała usiadła przy stole zaś Victoria po umyciu rąk wzięła się za robienie włoskiej lazanii. Wiedząc jednak, że przygotowanie posiłku zajmie jej jakieś półtorej godziny po wyjęciu produktów, zrobiła kilka kanapek dla córki i siebie. Usiadła na chwilę, by spokojnie zjeść i, kiedy miała już wstać, by zacząć robić obiad zadzwonił telefon. Pobiegła, więc go odebrać.
- Halo?
- Tęskniłaś?
- Daniel?! - Zapytała zaskoczona.
- Tak, a co nie cieszysz się?
- Cieszę, tylko mnie zaskoczyłeś. - Odpowiedziała ze szczerością w głosie.
- To dobrze. Co porabiacie?
- Byłyśmy na zakupach, a teraz zamierzałam robić obiad, natomiast Sofia poszła oglądać swoją ulubioną bajkę.
- Aha, czyli nie masz czasu za mną tęsknić. - Skwitował ze smutkiem w głosie.
- Wariacie choćbym nie wiem, jak była zajęta zawsze za tobą tęsknię. - Odpowiedziała uśmiechając się pod nosem.
- Naprawdę?
- Tak.
- Ja za Tobą też.
- Kochanie bardzo się cieszę, że dzwonisz, ale czy Ty nie miałeś mieć spotkania z adwokatem? - Zapytała z lekkim strachem w głosie, że mogło się coś stać i dlatego Daniel dzwoni jednak nie chcąc jej przestraszyć czy zmartwić najpierw bada jej nastrój tą jakże dziwną rozmową. A dziwną, dlatego, że rozstali się jakieś dwie i pół godziny temu i nie sądziła, iż ukochany tak szybko za tęskni, tym bardziej, że dzisiejszy dzień miał bardzo zajęty. A tu proszę taka niespodzianka po mimo natłoku obowiązków i różnych spotkań znalazł chwilę, by zadzwonić. I jak się później okazał robił to nie po, to by przekazać jej złe wieści tylko, dlatego, bo naprawdę tęsknił.
- Owszem, ale spotkanie dobiegło już końca i jestem teraz w drodze do firmy, a że strasznie za Tobą zatęskniłem postanowiłem zadzwonić, by usłyszeć, chociaż twój głos i jednocześnie umilić sobie drogę rozmawiając z panią mojego serca. - Wyjaśnił, czym natychmiast ją uspokoił.
- Jedziesz i gadasz przez komórkę?! - Zapytała czując, że zdenerwowanie znowu w niej rośnie na myśl, że mógłby spowodować wypadek prowadząc auto jedną ręką, gdyż drugą zapewne trzymał telefon przy uchu.
- Przez bluetooth, kochanie. - Odpowiedział natychmiast wiedząc, do czego zmierza.
- No to masz szczęście, bo już...
- Zamierzałaś mi pogrozić, tak wiem, ale jak widzisz jestem mądrym facetem i wiem jak bezpiecznie prowadzić auto i jednocześnie rozmawiać. A co do gróźb to nie zapominaj skarbie, że to jest karalne.
- Serio?
- Serio.
- No, cóż, jeśli dzięki temu uniknąłbyś wypadku pozwoliłabym ci podać mnie do sądu za te groźby. Nie musisz tego jednak robić, bo jak sam powiedziałeś jesteś mądry i zadbałeś oto, by jechać bezpiecznie.
- Właśnie, ale i tak uważam, że należy mi się jakieś zadośćuczynienie.
- Żartujesz?!
- Nie, mówię całkiem serio.
- A za co Ty kochanie chcesz to zadośćuczynienie przecież w rezultacie ci nie groziłam.
- Nie, ale zamierzałaś, a to też się liczy i już nawet wiem, w jaki sposób możesz odkupić swoje winy.
- No, w jaki?
- Wieczorem zrobisz dla mnie striptiz.
- Piłeś coś?
- Nie.
- A, więc pewnie uderzyłeś się gdzieś w głowę i teraz...
- Też nie.
- To jednym słowem oszalałeś.
- Owszem, oszalałem z miłości do Ciebie. No, więc, jak będzie ten striptiz czy nie?
Już miała odpowiedzieć, ale w tej chwili usłyszała dzwonek do drzwi.
- Kochanie ktoś przyszedł muszę otworzyć, więc drzwi, a co do striptizu to dowiesz się w domu czy go urządzę czy nie. A teraz przepraszam cię, ale naprawdę muszę kończyć. Kocham cię. Pa.
***************************************
Śmierć rodziców bardzo, nim wstrząsnęła, jako mały chłopiec nie mógł sobie z tym poradzić i tak wpadł w okres buntowniczy. Złe towarzystwo, bójki to była jego ucieczka od tęsknoty za rodzicami. I, chociaż babcia oraz Paula na wszelkie sposoby starały się okazać mu miłość i obdarzyć tym wszystkim, czym obdarzali go rodzice to on nie potrafił pogodzić się z ich utratą i docenić wysiłek siostry. Zapomniał też, że ona także straciła dwie bliskie osoby. Ani razu nie zastanowił się, jak bardzo Paula musiała cierpieć i, ile ją kosztowało udawanie, że ze wszystkim sobie poradzą. Co więcej nie tylko ból po stracie, ale także obowiązki spadły na jej barki. Jednak Itan był tak wielkim egoistą, że miał to wszystko gdzieś. I zamiast ją wspierać, pomagać on wykorzystywał jej dobre serce i przysparzał samych kłopotów, mimo iż widział, że siostra jest na wyczerpaniu. I pewnie ta tragedia skończyłaby się i dla niej źle, gdyby w jej życiu nie pojawił się Martin. Facet, którego Itan nienawidził z całego serca, chociaż tak naprawdę powinien być mu wdzięczny za fakt, iż brunet swoją miłością i wsparciem postawił blondynkę na nogi. Jednak w mniemaniu Ita szwagier odebrał mu siostrę jedyną bliską mu osobę, która mu pozostała. Właśnie, za to szatyn tak znienawidził szwagra. Teraz jednak, kiedy został sam... Naprawdę sam zrozumiał jak wiele błędów popełnił i jak wiele stracił. Odtrącenie przez Paulę zabolało, jak cholera, ale, kiedy i Sandra odwróciła się od niego coś w, nim pękło. Tamtego dnia, gdy powiedziała mu, że ma zniknąć z jej życia zaczął się zastanawiać, do czego te wszystkie jego czyny doprowadziły. I wnioski, do których doszedł ani trochę mu się nie podobały. Całą noc siedział i zastanawiał się, jak mógłby to wszystko naprawić. Nie znalazł rozwiązania dla wszystkich swoich kłopotów, ale jeden ten jeden jedyny, który zniszczył życie Pauli i Martina mógł, chociażby po części naprawić. A, mianowicie oddać się w ręce policji, przyznać do wszystkiego i oczyścić szwagra z zarzutów, które mu postawiono. I tak też zrobił następnego dnia z samego rana w towarzystwie adwokata z urzędu poszedł na komisariat i wyznał całą prawdę. Dzięki temu jego szwagier miał już czyste konto. On zaś trafił tam, gdzie jego miejsce do więzienia. Wiedząc, że szybko stamtąd nie wyjdzie poprosił adwokata, by ten zorganizował widzenie z Paulą. Liczył się z tym, iż siostra może nie chcieć go widzieć, ale musiał spróbować, gdyż to, co miał jej do powiedzenia miało wielkie znaczenie dla jej związku z Martinem. O spotkanie zamierzał też prosić samego szwagra, by go przeprosić, a jednocześnie namówić do pogodzenia z blondynką. Wolał jednak najpierw spotkać się z siostrą i zapytać czy chce, by to wszystko naprostował, czy też sama sobie poradzi. Nie chciał tym razem robić niczego za jej plecami, by potem znowu nie miała do niego pretensji. I bardzo się ucieszył, kiedy prawnik powiedział, że jak tylko sędzia zgodzi się na widzenie Paula spotka się z, nim.
************************************
Brunet właśnie skończył odkurzać w salonie, kiedy Savanna opuściła jego dom bez słowa pożegnania. Widząc, że dziewczyna wyszła bardzo wzburzona pobiegł natychmiast do sypialni Pauli sprawdzić, w jakim ona jest stanie. Przypuszczał, że obie Panie się pokłóciły, skoro Sav wyszła taka zła nie sądził jednak, że zastanie blondynkę w takiej rozsypce. Leżała skulona w kłębek na łóżku i płakała tak głośno, że pękało mu serce. O nic nie pytając siadł obok złapał ją za ramię i podciągnął do góry.
- Chodź. - Powiedział, po czym posadził ją obok siebie i mocno przytulił.
Nie zaprotestowała tylko z chęcią przytuliła się do niego i płakała. A, gdy cały ból, żal i złość opuściła jej ciało, odsunęła się kawałek, by wytrzeć łzy.
- Dziękuję. - Powiedziała spoglądając na niego jeszcze zaczerwionymi oczami.
- Powiesz mi, o co chodzi?
- Ta dziewczyna... To moja siostra.
- Wiem...
- Wiesz?!
- Tak, bo wyciągnąłem od niej tą informację, nim pozwoliłem jej wejść do domu. Teraz Ty mi powiedz, czego chciała?
- Chciała zacieśnić więzy rodzinne i poinformować mnie, że NASZ tatuś zostawił każdemu z nas pokaźną fortunę. Tylko, że ja nie chcę ani tej kasy ani siostry, a ona tego nie rozumie.
- I dlatego się pokłóciłyście?
- Tak.
-Rozumiem. A dlaczego nie chcesz jej poznać lepiej, skoro to twoja rodzina.
- Jedną moją rodziną była matka, babcia i...
- A ojciec i Itan?
- Oni są nie warci tego, by nazywać ich rodziną. Jeden to egoista, myślący jedynie o swoich potrzebach, które gotów był spełnić idąc po trupach. Drugi zaś to drań i oszust! Tylko mama, babcia i Ty jesteście i zawsze będziecie godni tego, by nazywać was rodziną.
- Paula, ale...
- Mama jak i babcia zawsze były szczere nawet, gdyby miało to zaboleć mówiły prawdę. Kochały mnie, dbały o mnie swoje własne potrzeby miały gdzieś. Na wsparcie z ich strony czy pomoc mogłam liczyć o każdej porze dnia i nocy. Ty też zawsze byłeś ze mną szczery, kochałeś mnie, wspierałeś, ale byłam tak głupia i zaślepiona miłością do brata, że spieprzyłam to.
- Nie jesteś głupia.
- Jestem. I to bardzo, bo zwątpiła w najbardziej szczerą osobę, jaka pojawiła się w moim życiu. Zwątpiłam w mężczyznę, którego kocham całą duszą i sercem, tylko idiotka potrafi dokonać tak nie wyobrażalnej głupoty. A, że jestem kretynką do potęgi entej to jeszcze łudzę się, iż pewnego dnia mi wybaczysz i znowu będziesz mnie kochał jak dawniej.
- Zraniłaś mnie, ale wciąż cię kocham.
**************************************
Po odłożeniu słuchawki natychmiast pobiegła otworzyć drzwi.
- Dzień dobry. - W progu stał młody mężczyzna i na jej widok od razu przywitał się grzecznie.
- Dzień dobry. - Odpowiedziała lekko zaskoczona.
- Nazywam się Olivier Stone i jestem prywatnym detektywem wynajętym przez pana Daniela czy może go zastałem?
- Przykro mi, ale pojechał właśnie do pracy.
- W takim razie mam do Pani prośbę, jak tylko pan Daniel wróci proszę mu to przekazać. - Powiedział wyciągając w jej stronę żółtą teczkę. - Gdyby miał do mnie jakieś pytania niech skontaktuje się ze mną. - Dodał po chwili widząc jej wahanie. - Proszę go też przeprosić, za to, iż osobiście nie dostarczyłem mu tego, ale niestety za dwie godziny mam samolot do Europy i...
- Nie musi Pan tłumaczyć ja wszystko rozumiem i obiecuję, że jak tylko Daniel wróci przekażę mu to od Pana. - Powiedziała biorąc od niego ów teczkę.
- Dziękuję. I do widzenia.
- Do widzenia.. - Odpowiedziała i zamknęła drzwi, jak tylko mężczyzna odwrócił się i ruszył w stronę auta.
Potem udała się do gabinetu ukochanego, by tam zostawić ową przesyłkę zastawiając się po drodze, czemu blondyn wynajął detektywa. I co za informacje zawierała ów teczka. Owszem, była ciekawa i to nawet bardzo, ale Daniel jej ufał i wiedziała, że, gdyby zajrzała do tej teczki naruszyłam, by to zaufanie, a tego przecież nie chciała. Dlatego jak tylko znalazła się w gabinecie położył ją na biurko i wróciła do kuchni robić obiad.
************************************
To był ułamek sekundy jak rzuciła mu się w ramiona i z tej radości, że wciąż ją kocha zaczęła go całować. Wiedziała, że jej nie wybaczył, ale to teraz nie miało dla niej znaczenia najważniejsze, że tym wyznaniem sprawił, iż narodziła się w niej nadzieja na odzyskanie go. Martin był zbyt zaskoczony, by zaprotestować i dlatego odwzajemnił pocałunek. Jednak, kiedy sprawy zaczęły iść stanowczo za daleko złapał Paulę za nadgarstki i delikatnie odsunął się od niej.
- To nie jest dobry pomysł. - Powiedział spoglądając jej głęboko w oczy z taką powagą w głosie, że nadzieja, która przed chwilą, co się narodziła natychmiast umarła.
Nie pytając o nic wstała i poszła do łazienki, zamknęła drzwi na zamek oparła się o nie i cichutko zaczęła płakać. A, kiedy usłyszała jak brunet zatrzasnął za sobą drzwi od jej pokoju łkanie przerodziło się w rozrywający każde serce szloch. Bo właśnie uświadomiła sobie, że straciła go na zawsze i nawet fakt, że były mąż wciąż ją kocha nie sprawi, że zacznie jej znowu ufać. A bez zaufania żaden związek nie ma przyszłości. Dalsze mieszkanie pod jego dachem, tym bardziej szczególnie dla niej. Wiedziała, że jeśli tu zostanie każda minuta z, nim będzie ją zabijać. Nie zastawiając się zbyt długo otarła zły, opuściła łazienkę i wykręciła numer telefonu z wizytówki, którą podarowała jej Savanna. Po kilku sygnałach usłyszała głos siostry.
- Cześć. Wiesz, kto mówi?
- Tak i, jeśli dzwonisz, żeby mi jeszcze na wymyślać to wybacz, ale nie mam ochoty tego słuchać.
- Hej, zaczekaj! Ja...Chciałam przeprosić i powiedzieć, że zgadzam się na twoją propozycję.
- Serio?!
-Tak. Tylko mam prośbę Martin nie może o niczym wiedzieć.
- Jasne, skoro tego chcesz.
- W takim razie zaraz po widzeniu z Itanem przyjadę do Ciebie i ustalimy szczegóły, okej?
- Okej.
- Świetnie, dzięki.
Po rozmowie z Sav, wykręciła numer do adwokata swojego brata i poprosiłaby spróbował załatwić jej widzenie z Itanem w trybie jak najszybszym. Mężczyzna obiecał zrobić, co w jego mocy, by to przyspieszyć. Tymczasem brunet poszedł do garażu, wyprowadził z niego motor i udał się na długą przejażdżkę chcąc ochłonąć i przemyśleć sobie wszystko. Niestety ani przejażdżka ani spora ilość drinków nie sprawiła, że znalazł odpowiedzi na wszystkie dręczące go pytania. Natomiast bójka, w którą się w dał sprawiła, że wylądował na noc u przyjaciela, który towarzyszył mu przy zalewaniu się w trupa.
****************************************
Jak tylko Daniel wrócił do domu Victoria wręczyła mu teczkę od detektywa. On zaś, chociaż był bardzo ciekawy, czego dowiedział się wynajęty przez niego człowiek odłożył ją na biurko i najpierw postanowił zjeść obiad i poświęcić trochę czasu swoim dwóm ukochanym kobietom, nim zajrzy do owych informacji i być może popsuje sobie humor.
- Nie przeczytasz tego? - Zapytała zdziwiona brunetka.
- Przeczytam, a raczej przeczytamy, ale wieczorem, bo teraz jedyne, o czym marzę to pobyć z wami. - Powiedział przyciągając ją do siebie i zatapiając się w jej gorących ustach.
Z chęcią odwzajemniła pocałunek, ale jak tylko się od niej oderwał zapytała.
- Po co go wynająłeś?
- By sprawdziła dla mnie kilka ważnych rzeczy.
- Czyli jakich?
- Kochanie, zostawmy tę rozmowę na wieczór. Przysięgam, że, wtedy wszystkiego się dowiesz, okej?
- No, dobrze, ale... - Zaczęła, lecz niedane było jej skończyć, gdyż do gabinetu wpadła Sofia.
- Mamusiu jestem głodna, kiedy obiad?
- No właśnie już. - Odpowiedział Daniel ciągnąc ze sobą Vici w stronę kuchni.
W tej sytuacji Victorii nie pozostało nic innego, jak zaczekać do wieczora na uzyskanie odpowiedzi, których Daniel obecnie nie chciał jej udzielić. Zjedli, więc obiad, a potem udali się na spacer w czasie, którego córka mogła wypróbować swój nowy rower. Obeszli cały park rozmawiając o planach na przyszłość. Później udali się do Disneylandu, gdzie bardzo intensywnie i miło spędzili czas we troje. Do domu wrócili koło 19.00. Mała była tak zmęczona, że nawet nie zjadła kolacji, tylko szybko się umyła i poszła spać nie zapominając jednak o tym, że tata obiecał przeczytać jej bajkę o Kopciuszku. Blondyn jak obiecał tak i słowa dotrzymał, tyle, że sama zainteresowana zasnęła już po przeczytaniu pierwszej strony. Widząc to Daniel ucałował córkę, okrył ją i po cichu opuścił jej pokój i udając się do salonu, w którym czekała już na niego brunetka.
- Proszę. - Powiedziała wręczając mu kieliszek wina.
- Dziękuję, - Odpowiedział siadając obok niej i biorąc od ręki kieliszek z ów trunkiem.
Upił łyk i razem z Victorią zaczął czytać informacja zdobyte przez detektywa. Gdy skończyli oboje spojrzeli na siebie.
- Masz jeszcze jakieś pytania? - Zapytał jej spokojnie, chociaż w tej chwili było mu bardzo daleko do spokoju po tym, czego się dowiedział.
- Tylko jedno... Mogę ją zabić?
- Jeśli uda ci się zrobić to przede mną to proszę. - Odpowiedział wstając i rzucając na stolik teczkę, by po chwili zniknąć za drzwiami, nim Vici zdążyła się zorientować w jego zamiarach.


Rozdział 32



Leżał zamyślony na pryczy, kiedy jeden ze strażników poinformował go, że ma widzenie. Zdziwiony owym faktem podniósł się bardzo powoli i spojrzał na gliniarza pytająco. Było po 20.00. A on do czasu sprawy nie mógł spotykać się z nikim poza swoim adwokatem, dlatego nie rozumiał, jakim cudem właśnie jest proszony do sali widzeń.
- No, co tak stoisz, Suares, rusz te swoje dupsko i spotkaj się z tą dupcią, co to na ciebie czeka.
- Ale przecież sędzia nie wyraził zgody…
- Sędzia nie, ale naczelnik tak. To co, idziesz czy nie?! – Zapytał po raz ostatni, szerzej otwierając drzwi od celi.
- Idę. – Odparł Itan, przyspieszając kroku w obawie, że strażnik się rozmyśli.
W drodze zastanawiał się, jakim cudem Pauli udało się namówić naczelnika, by złamał zasady i wyraził zgodę na widzenie, wiedząc, że gdyby sprawa się rypła, on straciłby posadę. Co więcej takie zachowanie ze strony siostry nie bardzo leżało w jej naturze, co także było zastanawiające. Jednak nikt poza blondynką nie mógł chcieć się z nim spotkać. Chwilę później wszystko stało się jasne. W sali zamiast Pauli siedziała szczupła blondynka, która na pewno nie była jego siostrą, ale nawet też znajomą. Zdziwił go jej widok, ale jeszcze bardziej fakt, gdy zwróciła się do szatyna po imieniu.
- Cześć, Itan. – Powiedziała, wskazując mu krzesło naprzeciwko siebie.
- Kim jesteś? – Zapytał, nie ruszając się z miejsca.
- Nazywam się Savanna Suares Martinez i jestem twoją przyrodnią siostrą, Itanie.
- Że ku*wa co?!
- To co słyszałeś. Twój ojciec to także mój ojciec.
Zszokowany usiadł natychmiast i patrzył na nią z niedowierzaniem. Wykorzystała tę chwilę i zaczęła mówić.
- Historię miłości moich starych opowiem ci później, bo teraz są dużo pilniejsze sprawy, braciszku. – Powiedziała, pochylając się w jego stronę tak, by wzrok jego był skierowany całkowicie na nią.
- Czego chcesz? – Zapytał beznamiętnym głosem.
- Chcę… Poinformować cię, że Paula jutro rano wyjeżdża razem ze mną do Francji. Zabieram ją ze sobą, by mogła odpocząć i przemyśleć sobie wiele spraw, a także odebrać swój spadek.
- Spadek? Jaki spadek?
- Po ojcu. Bez obaw, tobie też coś zostawił, ale ze względu na to, że jesteś bezuczuciowym dupkiem, który potrafi tylko nabroić, na chwilę obecną nie dostaniesz ani grosza. Powiem więcej, gdybym chciała, już dziś wyszedłbyś z tego pudła, ale…
- Ale co?!
- Ale ktoś tak nieodpowiedzialny i podły jak Ty nie zasługuję na nagrodę. Dlatego posiedzisz sobie tu przynajmniej do sprawy, a potem zobaczymy.
- Posłuchaj no, księżniczko… Nie potrzebuję twojej łaski ani kasy. I nie rozumiem czemu z miejsca mnie obrażasz, skoro mnie nawet nie znasz.
- Mylisz się, Itan.
- Tak, a w czym jeśli można wiedzieć?!
- Potrzebujesz tej kasy i oboje dobrze o tym wiemy. Ale dostaniesz ją dopiero, gdy zastanowisz się nad sobą i zmądrzejesz. To, że Paula w tej swojej siostrzanej miłości zapomniała cię dobrze wychować nie znaczy, że uda ci się to ze mną.
- Wciąż nie rozumiem do czego pijesz, kobieto?
- A jednak jesteś głupszy, niż myślałam. Ale to nic… Skoro nie wiesz, o co mi chodzi, to ci wyjaśnię, baranie.
- No, słucham.
- Od śmierci waszych rodziców, Paula była jedyną bliską ci osobą i stawała na głowie, byś wyszedł na ludzi. Dbała o to, by nie brakowało ci miłości i wszystkich tych innych rzeczy, które zapewniają rodzice, a Ty… Ty zamiast być jej za to wdzięczny, zniszczyłeś jej życie.
- Serio?
- Przestań kpić, dobra. Tylko taki bezmózgi egoista jak Ty mógł tak postąpić. Serio nie rozumiem, jak mogłeś rozwalić jej małżeństwo tylko dlatego, że nienawidzisz faceta, którego TWOJA siostra kocha ponad wszystko! Co więcej Paula może stracić dziecko, którego się spodziewa, a to także z twojej winy. Wyrządziłeś jej wiele krzywdy, mimo że tak bardzo cię kochała i o Ciebie dbała. Ale koniec z tym! Teraz odsiedzisz swoje, a potem masz stanąć na głowie i wszystko naprawić, jasne? Ja tymczasem dopilnuję, by donosiła ciążę i wymyślę jak pogodzić ją z Martinem.
- A co ze mną?
- Ty odsiedzisz swój wyrok, a kiedy wyjdziesz, pogadamy o reszcie. Do tego czasu zachowuj się wzorowo, zbieraj punkty i wykonaj wszystkie polecenia z listy , którą dla Ciebie przygotowałam. – Powiedziawszy to, położyła przed nim kopertę, którą kilka sekund wcześniej wyjęła z torebki. Po czym wstała i ruszyła do wyjścia. On zaś chwilę później wrócił do celi, usiadł na pryczy i otworzył kopertę, w której nie tylko znajdowała się owa lista, ale także list i wizytówka. Schował to jednak po chwili z powrotem do koperty, nie mając ochoty tego czytać. I położył się, chcąc jak najszybciej zasnąć i mając nadzieję, że gdy rano się obudzi, ta rozmowa okaże się snem.
*******************************
Był tak wściekły, że pierwsze co zrobił, to pojechał do Loreny z zamiarem ukatrupienia jej za podłe czyny, jakich się dopuściła. Na jego szczęście brunetki nie było w domu, bo gdyby była, popełniłby zapewne to szaleństwo i ją zabił. Uznał jednak, że może dobrze się stało, iż pocałował klamkę. W końcu to sprawa dla policji i tam też postanowił się udać. Wsiadł więc z powrotem do auta i pojechał na komisariat złożyć doniesienie. Zaś o kłamstwach, którymi go nakarmiła, zdąży jeszcze z nią porozmawiać. Na posterunku policji spędził niecałą godzinę. Był wciąż zły i wyczerpany ciągłym myśleniem o tym, jak mógł być aż tak głupi i nie zauważyć, że Lorena to potwór idący po trupach do celu. To że go oszukała, było niczym w porównaniu z tym, że kazała zabić rodziców Victorii, a potem starała się z niej zrobić wariatkę. Robiła wszystko, by rozdzielić go z Vici. A kiedy jej wszystkie plany okazywały się fiaskiem, postanowiła posunąć się do kłamstwa. I tak oto wmówiła mu, że jest w ciąży, a on głupi ożenił się z nią. Co się stało, to się nie odstanie, pomyślał. Wiedział o tym aż nazbyt dobrze i postanowił przestać się już tym zadręczać. Teraz musiał zrobić wszystko, by Lorena zapłaciła za swoje występki. Pierwszy krok już wykonał. I dopóki gliniarze się nie odezwą, że aresztowali Lori, Daniel mógł wrócić do domu, by odpocząć. W tej chwili sen byłby najlepszym lekarstwem na ten koszmar. Pomyślał, wchodząc do domu. Nie zdążył nawet zamknąć za sobą drzwi, gdy usłyszał swoje imię seksownie wypowiedziane z ust brunetki, która stała na schodach. Była ubrana w czerwoną mini sukienkę, idealnie przylegającą do jej szczupłego ciała, która posiadała czarne wykończenia, a wycięcia z przodu i po obu bokach ślicznie eksponowały brzuch oraz plecy. By wyglądać jeszcze bardziej seksownie założyła 20 centymetrowe szpilki, dzięki czemu efekt był piorunujący. Daniel przełknął głośno ślinę na jej widok i szybko zamknął drzwi. I już chciał ruszyć w kierunku schodów, kiedy brunetka go powstrzymała.
- Zostań. – Rozkazała stanowczo, ale z nutą ponętności w głosie.
Nie pozostało mu w tej sytuacji nic innego, jak spełnić rozkaz owej piękności, która teraz krok po kroczku schodziła po schodach. Szła lekko i zmysłowo, a biodra falowały jej jak w tańcu. Prowokujące spojrzenie i jej zmysłowe ruchy sprawiły, że zaczął się pocić. Z sekundy na sekundę robiło mu się coraz bardziej gorąco, widząc jak jego ukochana co drugi stopień wygina się tak cholernie seksownie. Kusiła go. Zmysłowe ruchy bioder przyprawiały go o palpitację serca, a kiedy tak oblizywała usta i dotykała swojego ciała, pokazując mu, jakich pieszczot oczekuje, gdy już pozwoli mu się do niej zbliżyć, o mało nie oszalał. Gdy zsunęła ze swojego ramienia pierwsze ramiączko, jeszcze bardziej zaschło mu w gardle, gdy zaś zsunęła drugie, a potem przeciągnęła dłonią po swoim ciele od szyi począwszy, a skończywszy na podbrzuszu, rozpiął górny guzik od koszuli, mając wrażenie, że zaraz się udusi. Zacisnął też pięści w nadziei, że ten gest pomoże mu zachować jeszcze przez chwilę zimną krew, mimo iż w jego spodniach już dawno zrobiło się stanowczo za ciasno. A każda komórka jego ciała wrzała z podniecenia. Te powolne i dobrze zaplanowane ruchy miały sprawić, by wrząca krew odebrała mu zdolność racjonalnego myślenia. I w obecnej chwili Victoria mogła sobie pogratulować, gdyż odebrało mu mowę, bo odkąd wkroczył do domu i zobaczył ją taką piękną i seksowną, nie wypowiedział ani jednej sylaby. A jedyny odgłos, jaki dało się słyszeć poza muzyką płynącą z kina domowego, był jego własny przyspieszony oddech. Blondyn będąc zauroczony przedstawieniem, jaki przygotowała dla niego brunetka, nawet nie zauważył, kiedy znalazła się przy nim. Dopiero kiedy złapała go za poły koszuli i wpiła się w jego usta, otrzeźwiał i natychmiast przyciągnął ją do siebie, zatracając się w namiętnym pocałunku. Był pewny, że teraz będzie mógł ją posiąść i nie miało znaczenia, iż znajdowali się w holu. Ale kiedy chciał zrzucić z niej mini sukienkę natychmiast odsunęła się od niego, skarciła wzrokiem, a palcem wskazującym zaprosiła, by poszedł za nią. W salonie, do którego go zaprowadziła, paliło się kilka zapachowych świeczek, nadając jeszcze bardziej erotyczny klimat. I nim otworzył usta, popchnęła go na kanapę, by móc dalej kontynuować swój pokaz. Zrobiła krok w tył i przyjęła pozę modelki. Ręce na biodrach, jedna noga przed drugą, pozwalając mu przez chwilę napawać się widokiem całego jej ciała, a kiedy zaczęła z głośników brzmieć kolejna piosenka z płyty, Victoria rozkręciła się na dobre, tańcząc jak zawodowa striptizerka. Musiał rozpiąć kolejne dwa guziki od koszuli z braku powietrza. I zacisnąć nogi, by jego członek nie eksplodował z nadmiaru podniecenia. Z jej spojrzenia wyczytał, że jest zadowolona z wrażenia, które na nim wywiera. To spojrzenie rozgrzało go do białości. Wiedział, że nie brakuje jej seksapilu, ale dopiero teraz dostrzegł, że potrafi być cholernie dobrą uwodzicielką, budząc w mężczyznach najdziksze pragnienia. Tańczyła ściągając powoli z siebie sukienkę, która mimo że wiele nie zakrywała, potrafiła ostro pobudzić wyobraźnię. Gdy materiał w końcu opadł na podłogę, a jego oczom ukazało się nagie ciało Victorii odziane jedynie w czerwone szpilki i bardzo skąpe koronkowe stringi o tym samym kolorze, ze świstem wciągnął głęboko powietrze do płuc, czując, że jest na skraju wytrzymałości. Dostrzegła to i postanowiła skrócić katusze, na jakie naraziła blondyna swoim pokazem. Jednym zwinnym acz kuszącym ruchem podeszła i okrakiem usiadła na jego kolanach. Gorące usta natychmiast zatopiły się w jego wargach, a dłonie zaczęły rozpinać koszulę. Nagie piersi o twardych i sterczących sutkach ocierały się o jego tors przy każdym kocim ruchu brunetki, który wykonywała, siedząc na nim. Płonął żywym ogniem, a bynajmniej takie właśnie miał wrażenie, gdy jej zęby skubały jego usta, a dłonie błądziły po szyi, klatce piersiowej, schodząc coraz niżej i niżej. Wstrzymał oddech, gdy jej dłoń w końcu dotarła do jego nabrzmiałego członka. Czar, który na niego rzuciła, miał potężną moc, skoro nie zauważył, że w tej chwili oboje są nadzy. Kiedy zdjęła z niego całą garderobę? Kiedy zrzuciła z siebie te przeklęcie seksowne majteczki? Nie wiedział. Ale i nie miał czasu, by teraz to roztrząsać, gdyż Victoria w tej właśnie chwili go dosiadła jak ogiera. Jednym ruchem znalazł się cały w jej pochwie. Jęknęła, gdy poczuła jak wypełnia ją i poszerza swym grubym i napiętym kształtem. Natychmiast jego dłonie zacisnęły się na jej pośladkach. Usta zaś zaczęły pieścić jej sterczące od podniecenia sutki. Drażnił językiem, lekko podgryzał, ssał. Jęczała, wyginając się i prężąc od tych pieszczot. Wspólny i zdecydowany ruch bioder obojga przynosił coraz to większą rozkosz, zbliżając się coraz szybciej finału. Brunetka czując, że jest coraz bliżej spełnienia, przylgnęła do blondyna całym swoim ciałem, co przyspieszyło orgazm. Był tak silny, że po chwili wygięła się w łuk. Kiedy poczuł, że jej pochwa zaciska się rytmicznie, a ona drży w spazmach rozkoszy, przyciągnął ją do siebie na nowo, zanurzając twarz w jej piersiach. Po chwili jednak jego język wtargnął do wnętrza jej ust, słysząc, że jej jęki stały się coraz głośniejsze. Nie żeby mu to przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, uwielbiał słuchać barwy głosu ukochanej w chwili, gdy szczytuje. Musiał jednak to zrobić, ze względu na śpiącą Sofię, która mogła nagle się obudzić i zejść na dół. Pocałunek zdusił jęki Vici, a jego pobudził jeszcze bardziej i chwilę później sam poczuł, że dochodzi. Świat zawirował, ale czas stanął w miejscu, chciał, by ta chwila trwała wiecznie. Dlatego, gdy się skończyła, a brunetka opadła na niego bez sił, poczuł delikatny zawód. Jednak nie na długo, bo zaraz znaleźli się na podłodze i teraz to on był górą, przygniatając ją swoim całym wciąż rozgrzanym ciałem. Wciąż drżała i chociaż wydawała się zmęczona szybko przekonał się , że Victoria wciąż ma ochotę na więcej tak samo, jak on. To więcej trwało do samego rana, tyle , że już w sypialni, do której ją zaniósł po tym, jak wziął ją na podłodze w salonie.
****************************
Następnego dnia rano.
Straszliwy ból rozsadzał mu głowę, ale jak tylko podniósł się z łóżka i lekko ogarnął, pojechał do domu. Co prawda nie miał nastroju, ani ochoty na poważne rozmowy, jednak wiedział, że jest winny Pauli wyjaśnienia. I czy męczył go kac, czy nie, musiał tę sprawę wytłumaczyć już teraz. Tym bardziej, że rozmowa z Justinem uświadomiła mu, że bez względu na to jak bardzo blondynka go zraniła swoją nieufnością, on nie potrafił bez niej żyć. Postanowił przeprosić ją za wczorajszą ucieczkę i dać drugą szansę ich związkowi. Jakież było jego zdziwienie, kiedy po dotarciu do domu jedyne, co zastał to ciszę. I dopóki nie znalazł od Pauli listu skierowanego do niego, nie miał świadomości, że utracił ją na zawsze.
Kochany!
Pęka mi serce, widząc, jak przez moją głupotę cierpisz. Wiem, że bardzo cię zraniłam. I możesz być pewny, że tego błędu nigdy sobie nie wybaczę. Klnę siebie samą, że zmarnowałam szansę, którą dało nam życie. Zawiodłam nie tylko Ciebie, ale i siebie. I chociaż dla m


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anetta418
Administrator
Administrator



Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:06, 18 Lip 2015 Powrót do góry

Rozdział 33



Gdy po upojnej nocy otworzyła oczy, ujrzała twarz ukochanego, który wciąż był pogrążony we śnie. Delikatnie podciągnęła się do góry i oparła na łokciu, by przez chwilę rozkoszować się widokiem śpiącego blondyna. Uwielbiała przyglądać mu się jak spał. Wyglądał tak spokojnie i bezbronnie. Kiedyś dawno temu, gdy byli jeszcze małżeństwem, stawała w drzwiach jego sypialni wpatrywała się w niego do chwili, dopóki się nie poruszył. Wtedy szybciutko zmykała do swojego pokoju, wskakiwała do łóżka i udawała, że nadal śpi. Czasami jednak biegła szybko do kuchni i brała się za robienie śniadania, nie chcąc, by kiedykolwiek zorientował się, iż go obserwuje. Ich małżeństwo było zawarte, bo taka była wola ich rodziców. Daniel lubił ją wtedy jak przyjaciółkę, ale gdy dowiedział się o planach obu rodzin, wściekł się i zaczął protestować. Ona zaś nie miała nic przeciwko, bo właśnie wtedy narodziła się dla niej szansa na zdobycie go. Niestety bardzo szybko przekonała się, że mąż nigdy nie pokocha jej tak, jak ona pokochała jego. W noc poślubną co prawda spali w jednym łóżku, ale z dala od siebie. Szczerze mówiąc, spodziewała się tego, ale nie sądziła, że od następnego dnia każdą noc będzie spędzała w innym pokoju. Niestety mąż jasno postawił sprawę, w towarzystwie będą udawać ,,szczęśliwych”, ale w domu ona ma schodzić mu z drogi. I tak też robiła, unikała go, jak tylko mogła. Dlatego też musiała się skradać, by móc patrzeć jak on śpi. Dziś jednak nie musiała tego robić, mogła spokojnie leżeć obok ukochanego i wpatrywać się godzinami w rozchylone wargi zastygłe w lekkim uśmiechu i roztargane włosy sterczące tu i tam. Mogła spokojnie spoglądać na to, jak jego klatka piersiowa unosiła się miarowo przy każdym oddechu. Uspokajał ją ten widok. Takie chwile były dla brunetki ukojeniem, przy nim czuła się absolutnie bezpieczna. Uwielbiała go obserwować, bo wyglądał tak słodko, ale chociaż pragnęła gapić się na blondyna tak przez całą wieczność, to wiedziała, że musi wreszcie wstać, by zrobić śniadanie. Z niechęcią i rozleniwieniem po cichutku wymknęła się z łóżka i poszła pod prysznic, a gdy skończyła poranną toaletę, ucałowała Daniela delikatnie w policzek i wyszła z pokoju, kierując się w stronę pokoiku swojej córki. Nie pukając, weszła cichutko i klęknęła przy jej łóżku. Sofia nadal spała przytulona do swojego misia, którego podarował jej Daniel. Śpiąca wyglądała tak samo pięknie jak jej ojciec. Victoria pochyliła się lekko w stronę małej i ucałowała ją w policzek. Córka natychmiast otworzyła oczy.
- Cześć, mamuś. – Powiedziała, obdarowując rodzicielkę uśmiechem.
- Witaj, kochanie. I przepraszam, że cię obudziłam. – Powiedziała, głaszcząc ją po głowie.
- Nie obudziłaś, mamo. Ja już nie spałam. – Wyjaśniła Sofia, podnosząc się po pozycji siedzącej.
- Nie?
- Nie.
- To dlaczego nie wstałaś z łóżka i nie poszłaś się umyć przed śniadaniem?
- Bo czekałam.
- A na co, skarbie?
- Aż Ty i tatuś przyjdziecie mnie obudzić swoimi słodkimi całusami.
- Aaaa, cwaniaro!
- A gdzie tatuś?
- Śpi jeszcze. Ale jak tylko zrobimy śniadanie, obudzimy go, okej?
- Okej.
- No to wstawaj, księżniczko i leć się umyć, a ja tymczasem zacznę robić jedzonko dla nas.
- Dobrze, ale…
- Ale co?
- Ale kakao zrobię ja, dobrze?
- Dobrze, a teraz leć się myć.
Po tych słowach dziecko pobiegło do łazienki, zaś Vici poszła do kuchni. Wyjęła składniki z lodówki, nastawiła ekspres do kawy i zabrała się za robienie jajecznicy i tostów. Nie minął kwadrans, jak pojawiła się Sofia.
- Już jestem czysta i gotowa do obowiązków. – Zameldowała się z uśmiechem na twarzy.
- Świetnie. W takim razie postaw na stole kubki na kakao, a ja tymczasem wstawię mleko.
- Super! – Krzyknęła podekscytowana, że po raz pierwszy zrobi kakao swojej specjalności dla taty. Jednak po chwili jej radość zgasła na widok kawy przygotowanej w ekspresie.
- Ojej. – Jęknęła.
- Kochanie, co się stało? – Zapytała zmartwiona brunetka, słysząc ten zawiedziony jęk.
- Tatuś pewnie nie będzie chciał mojego kakao, skoro zrobiłaś dla niego kawę.
Brunetka natychmiast przykucnęła przy córce i wzięła ją za ręce, chcąc wyjaśnić, że Daniel na pewno wybierze kakao, ale nim zdążyła otworzyć usta, obie usłyszały:
- Kochanie, oczywiście, że napiję się twojego kakao. – Powiedział blondyn, wkraczając do kuchni i od razu porywając w ramiona swoją córkę, by ucałować ją na dzień dobry. Gdy już to uczynił, pochylił się w stronę Vici, trzymając małą wciąż na rękach i złożył jej pocałunek na ustach.
- No i tak będzie wyglądał nasz każdy dzień. – Rzekł z uśmiechem na twarzy.
- Codziennie będziemy pić kakao?! – Zapytała zdziwiona Sofia.
- Nie, to znaczy tak, ale nie dokładnie o kakao mi chodziło, księżniczko.
- Nie, a o co?
- Mówiąc, że każdy nasz dzień będzie tak wyglądał, miałem na myśli, że codziennie będziemy się przytulać, całować i kochać.
- Czyli, że będziemy codziennie szczęśliwi!
- Właśnie tak. – Odpowiedzieli jednocześnie Victoria i Daniel, po czym cała trójka parsknęła śmiechem.
****************
Nie, nie mógł tak leżeć i rozpaczać. Musiał coś zrobić, znaleźć ją i powstrzymać przed wyjazdem. Szybko zerwał się z łóżka, ale po chwili znowu na nie siadł, czując jak ból głowy zwala go z nóg. Wziął kilka głębokich oddechów, gdyż zebrało mu się na mdłości i ponownie wstał tym razem wolniej, przeklinając siebie samego za to, że wczoraj tak się spił. Bo teraz miał potwornego kaca, ale mimo wszystko zamierzał powstrzymać ukochaną przed wyjazdem, by to się jednak udało, najpierw wziął ekspresowy zimny prysznic. Kwadrans później nałożył świeże ubranie, wypił kefir i właśnie miał zadzwonić do niej po raz kolejny, kiedy pod jego dom podjechała taksówka, którą zamówił zaraz po wyjściu z łazienki. Wsadził więc telefon do kieszeni spodni, złapał klucze od domu i wyszedł. Machnął do taksówkarza, że tylko zamknie drzwi i już będą mogli jechać. A jak tylko znalazł się w aucie, ponownie zaczął dzwonić do blondynki, ale po raz kolejny odezwała się poczta. Kolejne rozczarowanie spotkało bruneta pod domem Pauli, kiedy to odkrył, że nikogo w nim nie ma. Nie tracąc czasu, zaczął jeździć po wszystkich znajomych swojej żony w nadziei, że może u którejś z koleżanek ją znajdzie lub dowie się gdzie może się znajdować. W między czasie starał się do niej dodzwonić, ale bez skutku. Trzy godziny później kiedy sprawdził już wszystkich przyjaciół i wszystkie miejsca w jakich Paula mogła się zatrzymać, zrozumiał, że ukochana już wyjechała. I tylko dwie osoby mogły mu pomóc ją odnaleźć. A był to detektyw, który poinformował Paulę o istnieniu Savanny i Itan, z którym blondynka miała się spotkać ,mimo że ich stosunki wciąż nie były najlepsze. Jadąc na spotkanie z Dylanem Silverem modlił się, by facet mu pomógł, gdyż po pierwsze nie miał ochoty na spotkanie z bratem swojej ex małżonki, a po drugie musiałby czekać kilka dni na zgodę sędziego, by móc iść na widzenie do Itana. Czekanie nie było mu na rękę, tak samo jak spotkanie z Item. Niestety sekretarka pana Silvera poinformowała Martina, że detektyw wyjechał na urlop. Nie mając wyboru, brunet pojechał do adwokata Itana i poprosił, by załatwił mu jak najszybciej widzenie ze szwagrem. Rodrigo Hernandez obiecał zrobić, co w jego mocy, by sędzia wyraził zgodę w jak najszybszym terminie, a dopóki do tego nie dojdzie Martinowi pozostało czekać. Wściekły wrócił do domu i zadzwonił do Victorii, by o wszystkim jej opowiedzieć. Siostra bardzo się ucieszyła, że brunet chce wrócić do blondynki i obiecała sama spróbować skontaktować się z Paulą. Co jak na razie nie było łatwe, gdyż Martin dzwonił od rana na komórkę do żony , ale ciągle włączała się poczta.
**********************
Właśnie miała wyjść na spotkanie z przyjaciółką, kiedy w jej drzwiach pojawił się adwokat Itana. Wręczył jej list od szatyna i powiedział, że prosi w imieniu swojego klienta, by go przeczytała. W pierwszej chwili chciała wsadzić go do torebki, ale ciekawość zwyciężyła, usiadła więc w salonie i zaczęła czytać.
Droga, Sandro.
Po raz pierwszy w swoim życiu piszę list, jednak w tej chwili to jedyny sposób, by się z Tobą skontaktować. A chciałem to zrobić, by raz jeszcze cię przeprosić. Wiem, że to zbyt mało po tym, co zrobiłem i Tobie i innym, ale naprawdę szczerze tego żałuję. Nie wiem czy kiedykolwiek uda mi się naprawić krzywdy, jakie wyrządziłem swojej siostrze i Tobie, ale będę się starał. Wiem, co teraz myślisz… Że to tylko puste słowa… Że udaję, iż zrozumiałem swoje błędy, a tak naprawdę jestem tą samą świnią, co kiedyś. I wiem, że cokolwiek bym nie napisał, Ty i tak mi nie uwierzysz. Przysięgam ci jednak, że nie słowami, a czynami udowodnię, iż naprawdę się zmieniłem. Możesz nie wierzyć, ale kocham cię. I mam nadzieję, że kiedyś zasłużę sobie na twoje wybaczenie i drugą szansę. Bo jesteś pierwszą osobą, przy której czułem się dobrze i przy której chcę być naprawdę dobrym człowiekiem. Za dwa dni mam sprawę, po której dowiem się, ile lat spędzę w więzieniu. I ile by to nie było pamiętaj, że moja miłość do Ciebie nigdy się nie zmieni. Nawet jeśli po moim wyjściu, okaże sięm, iż jesteś związana już z kimś innym, wciąż będę cię kochał. I życzył ci szczęścia. Mam nadzieję, że facet który zastąpi mnie w twoim życiu, będzie o wiele bardziej wartościowy niż ja. Nie będę ukrywał, iż wolałbym byś to na mnie czekała i dała mi szansę. Jeśli jednak stanie się inaczej, wiedz, że życzę ci szczęścia, kochanie.
Twój na zawsze, Itan.
Po przeczytaniu wsadziła list do torebki i wyszła z domu. Miał rację, nie wierzyła mu. Tym bardziej nie zamierzała kontaktować się z nim, a już na pewno czekać na niego. I tak, zamierzała poszukać sobie nowej miłości nawet od zaraz, byleby jak najszybciej Itan zniknął z jej życia, serca oraz duszy.
*************************
Zaraz po śniadaniu Daniel pojechał do firmy, by wydać polecenia swoim podwładnym, potem udał się na komisariat, by dowiedzieć się, co słychać w sprawie Loreny. Niestety tam humor natychmiast mu się popsuł, gdy dowiedział się, że brunetka najprawdopodobniej zwiała. Nie mógł zrozumieć, jak to możliwe, skoro nikt poza nim, Victorią, detektywem i policją, nie wiedział o tym, że blondyn złożył na nią doniesienie o przestępstwie. Gliniarz jednak poinformował go, że być może ktoś ją ostrzegł. Tylko kto? Facet, którego wynajął do śledzenia Lori, był zaufanym człowiekiem i na pewno go nie zdradził. On sam ani Vici też tego nie zrobili. Tak więc nie pozostaje nic innego, jak myśl, że Lorena miała szpicla w policji. Komisarz zapewnił go jednak, że dojdzie, który z jego ludzi zdradził i złapie nie tylko kabla, ale też przestępczynie. Po wyjściu z komisariatu blondyn wrócił do domu, po drodze zaś zaopatrzył się w niespodzianki dla swoich księżniczek. Zastał je w ogrodzie, gdy przesadzały kwiatki. Były tak pochłonięte pracą, że nie zauważyły jego nieobecności. Wykorzystał to i wypuścił Abrę oraz Alaskę na wolność. Dwa szczeniaki rasy Husky natychmiast pobiegły w stronę dziewczynki. Na ich widok Sofia nie tylko zaprzestała pracy, ale też zaczęła skakać z radości.
- Mamuś zobacz, pieski!- Krzyknęła uradowana, głaszcząc to raz jednego, raz drugiego.
Zaskoczona Victoria przerwała przesadzanie i rozejrzała się po ogrodzie, zastanawiając się, skąd owe psiaki znalazły się na ich terenie i kiedy zobaczyła stojącego blondyna opartego o drzwi wychodzące do ogrodu, natychmiast wszystko zrozumiała.
- To twoja sprawka. – Powiedziała, wstając i ruszając w stronę ukochanego.
- Moja, a co nie podoba się niespodzianka? – Zapytał, wychodząc jej naprzeciw.
- Sofii na pewno, ale mi nie bardzo. – powiedziała, stając naprzeciw niego, gdy już znaleźli się blisko siebie.
- Dlaczego? – Zapytał zawiedzionym głosem.
- Bo kiedy ją rozpieścisz, stanie się nie do wytrzymania… Poza tym dwa psy to dwa dodatkowe obowiązki, które spadną na mnie.
- Nieprawda.
- Nie? – Zapytała zaskoczona, zastanawiając się, jak to wytłumaczy.
- Nasza córka jest mądra i odpowiedzialna, i wiem, że ma na tyle zdrowego rozsądku, iż nie stanie się rozkapryszona. A co do opieki nad Abrą i Alaską to owy obowiązek spadnie na nas wszystkich. – Powiedział, obejmując ją w tali i przyciągając do siebie.
- Skoro tak mówisz…
- Zapewniam cię kochanie, że nawet nie odczujesz tego obowiązku.
- Skoro mój ukochany tak mówi, to wierzę mu. – Powiedziała z uśmiechem na twarzy, po czym zatopiła swoje usta w jego wargach, by nacieszyć się słodkim pocałunkiem.
Chwilę później razem z córką poszli bawić się z nowymi członkami ich rodziny. Szarobiała Abra najbardziej lgnęła do Sofii, zaś Alaska brązowo-biała uwielbiała być głaskana przez Victorię. Daniel, widząc, ile radości sprawił tym prezentem swoim dziewczynom, natychmiast zapomniał o kłopotach dotyczących Loreny. Szczególnie kiedy córka zaczęła go całować i ściskać w podzięce za tak ogromną niespodziankę.
- Dziękuję… dziękuję i jeszcze raz dziękuję, tatusiu!
Mówiła, całując go to w jeden policzek, to za chwilę w drugi i tak cały czas. Vici widząc ten ogrom radości i miłości, wzruszyła się.
- Ej! Ejj, a dlaczego Ty płaczesz, skarbie? – Zapytał blondyn, widząc łzy w oczach brunetki.
- Mamuś…
- Hej, spokojnie, to ze szczęścia.
Natychmiast wyjaśniła, widząc zmartwienie na twarzy córki i ukochanego, po czym przytuliła się do obojga. Gdyby ktoś rok temu jej powiedział, że Daniel na nowo stanie się częścią jej życia, co więcej stworzą razem szczęśliwą i kochającą się rodzinę, nie uwierzyłaby. A dziś… Jej córeczka nie tylko odzyskała ojca, ale również zdrowie, a ona jest szczęśliwa i zakochana.
***********************
DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ
Wyjazd do Francji nie był zaplanowany. Podejmując decyzję o wyjeździe, działała pod wpływem chwili. I chociaż pierwszego dnia po przyjeździe do domu Savanny, czuła się dziwnie, to dziś była zadowolona z podjętej decyzji. Tu nie tylko mogła odpocząć od problemów, ale także lepiej poznać Sav. Paula widząc siostrę po raz pierwszy, odniosła wrażenie, że Sav jest zimną i wyrachowaną bogaczką zadzierającą nosa. Myliła się, bo Savanna przy bliższym poznaniu okazała się bardzo sympatyczną osobą o złotym sercu. Nie tylko przyjęła ją pod swój dach z radością, ale także zaopiekowała się nią tak, jakby od zawsze to robiła. Ona i jej mąż robili wszystko, by czuła się jak u siebie i po dwóch dniach tak się właśnie poczuła, jakby mieszkała tu od zawsze. Owszem, nadal tęskniła za Martinem, jednak z dala od niego było jej dużo łatwiej pozbierać się po rozstaniu. Dużo łatwiej było jej zaakceptować fakt, że brunet już nigdy nie będzie jej, ale też że od teraz jej życie całkowicie się zmieni. Czy na dobre? Czas pokaże. Jak na razie wszystko szło lepiej, niż przypuszczała. Dom Savanny okazał się ogromną rezydencją, w której mogłoby mieszkać z sześć rodzin o sporej ilości dzieci. Ona także mogła w niej mieszkać, jednak wolała mieć coś małego, ale swojego. Sav chyba od razu to wyczuła, bo zaproponowała Pauli, by zamieszkała w domku gościnnym, który stał na jej posesji. Blondynka bardzo chętnie przyjęła ową propozycję. W ten sposób czuła się niezależna, a jednocześnie w każdej chwili mogła zobaczyć się z siostrą. Dodatkowo Savanna zaproponowała jej pracę wolontariuszki, zajmującej się porzuconymi dziećmi, przebywającymi w domu dziecka założonego przez Sav i jej męża Jeana. Paula kochała dzieci, sama niedługo zostanie matką, dlatego taka praca bardzo jej odpowiadała, tak więc i tą propozycję przyjęła z największą radością. W pierwszym tygodniu zajęła się urządzaniem domku i zwiedzaniem Paryża razem z siostrą. Dzięki temu poznała miasto i mogła w razie zakupów wybrać się już po nie sama. Te wyprawy także zbliżyły ją do Savanny i pozwoliły zapomnieć o życiu, które zostawiła w Meksyku. Praca, którą zaczęła w drugim tygodniu także sprawiła, że odżyła i przestała się zamartwiać. I chociaż dni upływały jej w miarę szybko, intensywnie i bez ronienia łez, to jednak noce wciąż były bolesne, kiedy to leżała w łóżku zupełnie sama i marzyła o tym, by teraz obok niej leżał Martin i tulił ją w swoje ramiona. Wiedziała jednak, że to tylko marzenia i dlatego wypłakiwała oczy co noc w poduszkę. A rankiem znów wstawała z uśmiecham na twarzy i udawała, że poradzi sobie bez mężczyzny, którego kocha.
***********************
W sobotę rano Daniel wpadł na pomysł, by razem z ukochaną oraz córką urządzić piknik za miastem. Obiecał Sofii, że ubierze kostium lwa, który kiedyś miał na sobie na balu przebierańców w przedszkolu. Dziewczynka była bardzo podekscytowana tym dniem, który już na wstępie zapowiadał się ciekawie. Blondyn natomiast zaśmiał się na samą myśl, bo wiedział, że owy kostium teraz może mu posłużyć co najwyżej jako czapka. Był już o wiele za duży, by zmieścić się w to przebranie, ale był gotowy to zrobić, żeby sprawić radość córce. Victoria zaoferowała się, że przygotuje na tę okazję kanapki i inne smakołyki. Ich córeczka zażyczyła sobie budyń czekoladowy, a Vici błyskawicznie spełniła jej prośbę. Daniel w tym czasie zajął się zanoszeniem prowiantu oraz innych potrzebnych akcesorii do samochodu. Sofia zaś nie mogąc doczekać się owej wyprawy, bawiła się z pieskami na trawniku przed domem, czekając na znak od ojca, że ruszają. Szczeniaki biegały naokoło niej, chcąc dostać piłeczkę do zabawy, którą mała zawsze im rzucała. Dziewczynka chcąc zobaczyć jak szczeniaki w śmieszny sposób walczą o piłkę, zamachnęła się i rzuciła nią z całej swojej siły. To sprawiło, że zabawka wylądowała po drugiej stronie na trawniku sąsiada. Na reakcję Abry i Alaski nie trzeba było długo czekać, jak to szczeniaki natychmiast rzuciły się w pogoń za zdobyczą. Sofia pobiegła za nimi, śmiejąc się co chwila pod noskiem. Daniel w tym czasie skończył pakowanie rzeczy do auta i zamknął bagażnik, po czym zerknął w stronę przebiegającej przez ulicę córeczki. Natychmiast rzucił się za nią w pogoń, widząc nadjeżdżający samochód, który mknął bezpośrednio w stronę jego dziecka. Tymczasem Victoria wyszła z domu z ostatnią porcją jedzenia i właśnie miała zamykać drzwi, kiedy zobaczyła, jak blondyn odpycha na bok Sofiję, a sam zostaje potrącony przez czarne BMV. Auto jechało tak szybko, że mężczyzna po zetknięciu z samochodem odleciał dwa metry od własnego domu. Przerażona Sofia leżała na trawniku skulona w kulkę, nie do końca świadoma tego, co przed chwilą się wydarzyło. Z domów wybiegli sąsiedzi, słysząc przeraźliwy krzyk Victorii w chwili, kiedy przeklęte auto uderzyło w jej ukochanego. Jedna z sąsiadek natychmiast podbiegła do małej i mocno ją przytuliła. Brunetka widząc, że jej dzieckiem zaopiekowała się Lucia, podbiegła do leżącego na jezdni Daniela. Jeden z sąsiadów będący lekarzem, właśnie sprawdzał tętno i obrażenia, jakie odniósł blondyn. Klęknęła obok i z walącym sercem modliła się, by Daniel żył. Nie była lekarzem, ale nawet ona potrafiła ocenić, że nie jest dobrze. Jednak tego, co po chwili usłyszała, nie potrafiła znieść.
- Przykro mi, ale nie wyczuwam tętna, a to znaczy, że on nie żyje.
- Nie, to nieprawda. – Powiedziała, machając w zaprzeczeniu głową. – Nieprawda! – Wrzasnęła, szarpiąc sąsiada za ubranie. Po czym go odepchnęła i przytuliła głowę do klatki piersiowej blondyna, chcąc usłyszeć, jak bije jego serce. A kiedy odpowiedziała jej cisza, podniosła głowę, wciąż nie wierząc, że to wszystko dzieje się naprawdę. Nie wiele myśląc, położyła dłonie na torsie ukochanego i zaczęła go reanimować.
- Kochany, nie rób mi tego, proszę. – Mówiła, uciskając raz za razem jego klatkę.
- Dopiero co cię odzyskałyśmy... – Mówiła, a po jej policzkach płynęły gorące łzy jedna za drugą. – Mieliśmy być szczęśliwi, pamiętasz? Mieliśmy wziąć ślub… Mieć syna. Mieliśmy patrzeć jak nasza córka dorasta, jak wychodzi za mąż. Mieliśmy zbudować dom… Jasna cholera, Daniel, nie rób mi tego! Oddychaj, błagam cię, oddychaj. Ty musisz żyć… musisz! Jeśli umrzesz… Nie, Ty nie umrzesz. Będziesz żył, będziesz, rozumiesz?! Bo kocham cię… KOCHAM! I bez Ciebie mój świat nie istnieje.
Sofia zabrana przez sąsiadkę do wnętrza domu nie widziała, jak jej matka walczy o każdy oddech jej ukochanego tatusia, ale jej serce czuło, że w tej chwili traci coś bardzo ważnego.


Rozdział 34



Przekonanie sędziego, by zezwolił na spotkanie z Itanem, nie było proste. Prośby Rodriga Hernandeza ciągle spotykały się z odmową. Martin uznał więc, że sam musi się pofatygować do ów sędziego i za wszelką cenę przekonać go, by zezwolił na widzenie ze szwagrem, którego tak naprawdę nie miał ochoty oglądać, a który jako jedyny mógł mu w tej chwili pomóc odszukać Paulę. Łatwo nie było, ale w końcu dopiął swego, dzięki czemu teraz siedział w sali widzeń, czekając, aż klawisz przyprowadzi Itana. A kiedy ten już znalazł się na miejscu, nie krył zdziwienia na widok bruneta.
- Wow! A cóż to za zaszczyt mnie kopnął, że mnie odwiedziłeś, Martinie? – Zapytał, siadając na przeciwko swojego gościa.
- Nie przyszedłem tu z sympatii do Ciebie, tylko z przymusu. – Syknął, lustrując Itana morderczym wzrokiem.
- Ach tak! To w takim razie powiedz temu komuś, kto cię zmusił, że nie miałem ochoty na to widzenie, dzięki temu zaoszczędzisz czas swój i mój. - Rzekł szatyn, wstając od stolika.
- Siadaj! - Warknął natychmiast brunet, łapiąc Itana w nadgarstku i ściągając go do dołu. - Jestem tu, bo chcę widzieć, gdzie jest Paula? - Powiedział, jak tylko szwagier klepnął ponownie na krzesło. - I nawet nie próbuj zaprzeczać, że nie wiesz tego. – Ostrzegł, nim It otworzył usta.
- Owszem, wiem. - Odparł, jak tylko Martin dopuścił go do głosu.
- Gadaj.
- Wyjechała razem z Savanną do Francji. - Odparł ze swobodą w głosie, uważnie przyglądając się reakcji bruneta.
- Do Francji?! - Zapytał zdziwiony.
- Tak.
- Po cholerę?!
- O ile wiem, to Sav tam mieszka i pracuje. Paula, chcąc o Tobie zapomnieć, postanowiła zacząć wszystko od nowa w nowym miejscu, a że Savanna...
- Dawaj adres. - Warknął zniecierpliwiony.
Był pewny, że Itan czegoś w zamian zażąda lub będzie musiał użyć siły, by wyciągnąć tę informację od niego. Brat Pauli jednak go zaskoczył, podając mu adres bez słowa protestu. A kiedy otrzymał już, czego chciał, schował kartkę do kieszeni i bez pożegnania opuścił salę widzeń.
********************************
Gdyby nie środki uspokajające, które dostała od pielęgniarki, pewnie już dawno straciłaby rozum ze zmartwienia i rozpaczy. I chociaż już nie chodziła jak wariatka w te i z powrotem, to łzy wciąż płynęły jedna za drugą po jej policzkach. Siedziała w kącie pod salą operacyjną, modląc się o życie Daniela. Lekarze i pielęgniarki chodzili w te i z powrotem, mijając ją jak gdyby była niewidzialna. Nikt nie informował jej o przebiegu operacji, ona sama także nie miała odwagi o nic zapytać. Wolała siedzieć i z całych sił prosić Boga o to, by nie zabierał jej blondyna. Co z tego, że w drodze do szpitala lekarze jeszcze trzy razy musieli go reanimować, co z tego, że szanse na przeżycie były tak małe, że nawet nie wynosiły 5 procent. Ona go kochała i wierzyła w niego i jego siłę. Ufała także Bogu i wiedziała, że Daniel będzie żył. Mimo wszystko lęk, który obezwładnił jej ciało, podpowiadał, że być może dzisiejszy dzień kiedy mogła przytulić się do blondyna, był ostatnim szczęśliwym dniem jej życia. Na samą myśl, że mogłaby go jednak stracić, gdyby los ponownie z niej zakpił, wybuchła głośnym płaczem. I gdyby nie dzwoniąca komórka, pewnie szybko by się nie opamiętała, ale to właśnie dzwoniący telefon sprawił, że zebrała siły, by się opamiętać i odebrać.
- Cześć, siostra.
- Cześć.
- Dzwonię, by powiedzieć, że lecę jutro do Francji po Paulę.
- Świetnie. – Powiedziała, starając się stłumić szloch.
- Ej, Ty płaczesz? – Zapytał, słysząc dziwny ton głosu swojej siostry.
- Nie. – Zaprzeczyła, po czym znowu wybuchła niepohamowanym płaczem.
- Victoria, co się dzieje? - Zapytał natychmiast zmartwionym głosem.
- Da... Daniel... on miał wypadek. On umiera, Martin. - Wyszlochała do słuchawki, po czym szybko się rozłączyła, nie mogąc już dłużej rozmawiać, gdyż całym jej ciałem wstrząsnął przerażający płacz. Oparła się o ścianę, mocno zaciskając ręce na swoim ubraniu, powstrzymując się ze wszystkich sił, żeby nie wbiec na salę operacyjną. Czekała.... czekała i czekała. Minuty dłużyły się jak godziny, a łzy wciąż spływały jedna za drugą. Głowa bolała od myśli, a usta zaschły, powtarzając wciąż tę samą modlitwę do Boga. Osiem godzin później zerwała się na równe nogi, jak tylko zobaczyła, iż lekarz opuszcza salę operacyjną.
- I co z nim, doktorze? - Zapytała od razu, jak tylko stanął przed nią.
- Operacja przebiegła pomyślnie, proszę Pani, niestety...
- Niestety co?! – Zapytała, wchodząc mu w słowo.
- Niestety Pani mąż zapadł w śpiączkę i są nikłe szanse, że kiedykolwiek się z niej wybudzi. - Rzekł, a ona poczuła jak nogi, które już i tak były jak z waty, znowu uginają się pod nią. By nie upaść oparła się ponownie o ścianę.
- Że co?! To niemożliwe... to nieprawda. – Mówiła, patrząc na niego niedowierzającym wzrokiem. - Błagam Pana... Niech Pan powie, że to nieprawda. – Powiedziała, nagle łapiąc go za poły fartucha.
- Przykro mi.
- Przykro Panu?! Panu jest przykro?! A... a co ja mam powiedzieć?! Co ja mam powiedzieć, kiedy moja córka zapyta o tatusia?! – Pytała, szarpiąc go.
- Proszę się uspokoić. – Powiedział, łapiąc ją za nadgarstki i odrywając jej dłonie od swojej odzieży.
- Boże... – Powiedziała, osuwając się na ziemię. - Jak ja powiem Sofii, że jej tatuś już nigdy jej nie przytuli? – Zapytała, wznosząc oczy ku górze w nadziei, że Bóg udzieli jej odpowiedzi. - Jak mam powiedzieć mojemu dziecku, że Daniel już nigdy jej nie pocałuje i nie powie, że ją kocha? Jak mam jej powiedzieć, że on... że Daniel resztę swojego życia prześpi? - Pytała siebie samą na głos, nie mogąc i nie chcąc sobie wyobrazić reakcji córki. - Jak... no, jak do cholery mam jej to powiedzieć?! - Krzyknęła tak głośno, że wszyscy przebywający na korytarzu, spojrzeli w jej stronę.
Lekarz, który do tej pory starał się zachować kamienną twarz, nie wytrzymał i kucnął przy niej, po czym mocno do siebie przytulił. Płakała, kręcąc ciągle głową, jak gdyby miało to jej pomóc nie dopuścić tej koszmarnej prawdy do swojej świadomości. Odruchowo wtuliła się w ramiona lekarza, wierząc, że dzięki temu Daniel za chwilę się obudzi i zawoła ją tym swoim seksownym głosem. A kiedy zmęczona płaczem wstała na nogi, jej koszmar zaczął się od nowa, widząc pielęgniarki, które właśnie wywoziły blondyna z sali operacyjnej. Obandażowana głowa, która przed chwilą była operowana, posiniaczona twarz, złamane żebro owinięte bandażem, noga wsadzona w gips.. Te wszystkie ślady przypomniały Vici o wypadku, który kilka godzin temu zniszczył życie całej jej rodziny. I znowu łzy pojawiły się w jej oczach, lecz kiedy chciała podejść do ukochanego, wtulić się w jego bezwładne ciało i ucałować jego usta, dając znać, że jest i już zawsze będzie z nim bez względu na to, czy kiedyś się obudzi, jej nogi odmówiły posłuszeństwa. Przed oczami zrobiło się ciemno, a w głowie zapanowała totalna cisza. Zemdlała.
*******************************
To Sofia miała znaleźć się pod kołami samochodu Loreny, a nie Daniel. Nie była jednak jakoś z tego powodu wściekła, co więcej zaraz po ,,wypadku" wpadła na genialny plan, który miał doprowadzić Victorię do szaleństwa. Blondyn walczył o życie, a być może już nawet nie żył, co było wystarczającym powodem, by doprowadzić Vici do załamania, jednak dla Loreny to wciąż było za mało i by mieć pewność, że jej rywalka już do końca będzie wariatką, postanowiła uprowadzić jej córkę, skoro nie udało się jej posłać do piachu. Plan, który zrodził się niespodziewanie w jej głowie, był jeszcze prostszy do wykonania niż rozjechanie Daniela. Lori wiedziała, że Sofia została pod opieką sąsiadki, w chwili kiedy to Victoria pojechała do szpitala i to właśnie upraszczało jej zadanie, gdyż Lorena znała Lucię jeszcze lepiej niż sama Vici. I przekonanie jej, że córką Daniela ma się w tej chwili zaopiekować ona, wcale nie zdziwiło Luci. Kobieta bez przeszkód pozwoliła zabrać Sofię, nie kontaktując się przy tym wcześniej z Victorią, bo Lorena odegrała taki teatr, że Lucia uwierzyła, iż obie panie są wręcz przyjaciółkami, a nie rywalkami. Samo dziecko nie miało nawet pojęcia, że jej opiekunką od teraz zostanie kobieta, która dwie godziny wcześniej próbowała ją zabić, gdyż po przeżyciach jakich doznała, w tej chwili smacznie spała po środkach uspokajających, jakie podał małej lekarz. Los sprzyjał Lorenie, bo nie dość, że udało jej się łatwo odebrać małą od Luci, to jeszcze w spokoju ją wywieźć, jak najdalej od kochających rodziców.
********************
Po wyjściu z więzienia Martin miał zamiar udać się na lotnisko, by zarezerwować bilet do Francji, jednak telefon do Victorii, całkowicie zmienił jego plany. I zamiast biletu do Francji, zamówił bilet do Los Angeles. Nie żeby Paula była mniej ważna czy też sprowadzenie jej ponownie do domu było dla bruneta czymś co może poczekać, ale w tej chwili czuł całym sobą, że to siostra bardziej go potrzebuje niż żona. I chociaż pękało mu serce na myśl o tym, że jeszcze przez jakiś czas nie zobaczy swojej blondyneczki, to nie mógł postąpić inaczej. Victoria w danej chwili była sama w L.A. i potrzebowała nie tylko wsparcia, ale także kogoś, kto zaopiekuje się małą, kiedy ona będzie czuwała przy Danielu. A jeśli nie daj Boże, blondyn by umarł, to obowiązkiem Martina było nie tylko dopilnować, by siostra poradziła sobie z tą tragedią, ale też by wróciła w swoje rodzinne strony razem z małą. Najbliższy lot był za cztery godziny. Żałował, że nie wcześniej, ale przynajmniej mógł jeszcze pojechać do domu i spakować trochę rzeczy na podróż. Gdyby jednak samolot był już w tej chwili to i tak by do niego wsiadł, mając gdzieś czy posiada jakikolwiek bagaż czy nie. Bo w obecnej sytuacji najważniejszą dla niego sprawą było znaleźć się przy siostrze. Sprawy z Paulą wyjaśni sobie, gdy będzie miał już pewność, że z Victorią i Sofią jest wszystko w porządku.
**************
Kiedy się ocknęła, leżała na szpitalnym łóżku, a lekarz który jakiś czas temu tulił ją w swoich ramionach, stał nad nią i z zatroskaną miną spoglądał na nią.
- Co się stało? – Zapytała, nie pamiętając, jak tu trafiła.
- Zemdlała Pani. - Odparł ze spokojem w głosie. - A wszystko wina stresu, jaki Pani doznała, dlatego doradzam jeszcze przez chwilę poleżeć i odpocząć, może się nawet Pani zdrzemnąć, jeśli chce.
- Nie, nie chcę. - Odparła natychmiast, podnosząc się jak najszybciej z łóżka. - Chcę zobaczyć Daniela.
- Przykro mi, ale w tej chwili to niemożliwe.
- Dlaczego?!
- Do jutra rana będzie leżał na sali pooperacyjnej, a tam nikt poza lekarzami nie może wchodzić.
- Ale ja chcę być przy nim. Nie rozumie Pan?!
- Oczywiście, że rozumiem i będzie mogła Pani siedzieć przy mężu, ale dopiero gdy przewieziemy go na OIOM.
- Czyli do jutra mam czekać pod drzwiami sali pooperacyjnej?
- Najlepiej jeśli pojedzie Pani do domu i odpocznie. Sen pozwoli się Pani odprężyć, a w razie jakichkolwiek zmian w stanie Pani męża, zadzwonię. Niech mnie Pani posłucha i jedzie do domu, bo teraz i tak wszystko zależy od Boga.
Nie miała ochoty wracać do domu i gdyby nie fakt, że Sofia jej potrzebuje, do rana siedziałaby na twardej podłodze szpitalnej i czekała na wieści o stanie ukochanego. Ale córka w tej chwili także jej potrzebowała, być może nawet bardziej niż Daniel. Dlatego bez słowa sprzeciwu zamówiła taksówkę i wróciła do domu, ubłagawszy najpierw lekarza, by dzwonił w razie jakiejkolwiek reakcji ze strony blondyna. I jak tylko znalazła się w domu, wzięła szybki prysznic, by doprowadzić się do jako takiego ładu. Nie chciała, by córka widziała jej zapłakaną i wyczerpaną twarz. Wystarczyło, że widziała ten okropny wypadek, który zapisze się w jej małym umyśle już na zawsze. By dziecko jak najszybciej pozbierało się po ów wydarzeniu, ona jako matka musiała okazać siłę i wsparcie Sofii, mimo że jej samej pękało serce. Wykąpana, przebrana i umalowana szybko pobiegła do domu Luci po córkę. Jak tylko kobieta otworzyła drzwi, brunetka zaczęła jej dziękować za opiekę nad małą w tak trudnej dla nich sytuacji.
- Dziękuję ci za opiekę nad Sofią. Przysięgam, że jakoś ci się za to odwdzięczę, jak tylko Daniel poczuje się lepiej.
- Vici, daj spokój, przecież nie zrobiłam nic niezwykłego.
- Owszem, zrobiłaś. Zaopiekowałaś się moją córką, dzięki czemu mogłam pojechać do szpitala i jednocześnie nie musiałam narażać Sofii na kolejne traumatyczne przeżycia.
- No właśnie, a co z Danielem?
- Jest już po operacji.
- Świetnie!
- Niezupełnie...
- Jak to?
- Zapadł w śpiączkę, z której być może nigdy się nie obudzi.
- O Boże!
- Ciii... Nie chcę, by usłyszała nas Sofia.
- Ale...
- Posłuchaj, teraz zabiorę ją do domu, a wieczorem gdy już zaśnie, wpadniesz do mnie i wszystko ci opowiem, okej?
- Dobrze, ale...
- Super, a teraz jeśli możesz, zawołaj ją.
- Nie mogę.
- Jak to nie możesz?
- Bo...
- A rozumiem, pewnie śpi. W takim razie wskaż mi pokój i pójdę ją zabrać. Dziś i tak nie wpuszczą mnie do Daniela, dlatego wróciłam do domu, by zaopiekować się małą. Ale z rana jak tylko znajdę opiekę dla niej, znowu jadę do szpitala. A może mogłabym znowu zostawić ją u Ciebie, co Ty na to?
- Victorio, dobrze się czujesz?
- Nie rozumiem.
- No pytam, czy dobrze się czujesz, bo przecież kilka godzin temu kazałaś Lorenie zabrać ode mnie małą.
- Że co?!
- Lorena powiedziała, że dostała zgodę od Ciebie i zabiera małą do siebie. A że znam ją bardzo dobrze, nie miałam podstaw jej nie wierzyć, dlatego...
- Oddałaś jej moje dziecko?!
- Tak.
- Jasna cholera, czy Ty wiesz, co narobiłaś?! Lorena mnie nienawidzi i by mi dopiec skrzywdzi Sofię!
- No, ale co Ty mówisz? Przecież ona powiedziała, że się przyjaźnicie.
- Kłamała! I szkoda, że jej uwierzyłaś... Szkoda, że nie zadzwoniłaś do mnie, by upewnić się, że wyraziłam zgodę na zabranie dziecka. I ładnie to tak? I k*urwa wielka szkoda, że powierzyłam ci swoje dziecko, bo teraz ona je zabije!


Rozdział 35



Usiadła w salonie z kieliszkiem wina w dłoni i próbowała się odprężyć przy kominku i głośnej muzyce Beethovena, jednak krzyki, płacze, wrzaski i kopanie w drzwi, uniemożliwiały jej cieszyć się spokojem. Kiedy zabierała małą od Luci ta spała, ale obudziła się, gdy tylko dotarły na miejsce i wtedy się zaczęło. Najpierw masa pytań, a kiedy Lorenie nie udało się przekonać Sofię, że za zgodą rodziców jest pod jej opieką, w przypływie złości wyznała jej, że została uprowadzona. I od tej pory rozpoczął się cyrk. Mała zaczęła wrzeszczeć w niebogłosy, kopać i szarpać się. Lorenie ledwo udało się ją okiełzać i zaciągnąć do pokoju. Tam zamknęła ją na klucz i liczyła, że po kilku minutach dziecko się uciszy. Na darmo, bo minęło już trzy godziny, a ta wciąż darła się jak oszalała. Wstała więc z kanapy i pogłośniła muzykę, jednak to także nic nie dało. Kwadrans później straciła cierpliwość i wpadła do pokoiku jak szalona.
- I czego się drzesz, głupi bachorze?! – Wrzasnęła, popychając dziecko na łóżko.
- Chcę do mamy i taty! - Odpowiedziała zapłakana blondyneczka.
- Mam to w dupie i jak się zaraz nie zamkniesz, to przysięgam, że cię zdzielę! – Warknęła, szarpiąc małą za sukienkę.
Sofia, chcąc się obronić, złapała Lorenę za nadgarstki i odepchnęła jej dłonie od siebie, po czym szybko cofnęła się do tyłu, krzycząc:
- Mój tato i tak cię nie kocha!
To jeszcze bardziej rozwścieczyło brunetkę, która w mig znalazła się przy Sofii. Dziewczynka chciała już wyślizgnąć się bokiem, kiedy ta złapała ją za włosy i przyciągnęła do siebie.
- Twój tatuś, skarbie, zdechł! - Wyznała z satysfakcją na twarzy.
- Nieprawda! - Krzyknęła przerażona, połykając łzę za łzą.
- Prawda. I jak się nie zamkniesz, to uciszę także twoją mamusię. – Dodała, patrząc złowieszczo w oczy zapłakanej Sofii. - Więc jak smarkulo, będziesz cicho czy nie? – Zapytała, ciągnąc ją coraz mocniej za włosy.
- Będę. - Powiedziała cichutko.
- Świetnie. – Rzekła, puszczając małą z całej siły tak, że dziecko upadło na podłogę. I ruszyła ku drzwiom.
- Mama i tak mnie znajdzie. - Szepnęła do siebie cichutko, niestety owe stwierdzenie dotarło do uszu rywalki Vici.
Odwróciła się napięcie i łapiąc Sofię za rękę, podciągnęła ją do góry, po czym szybko wymierzyła jej siarczysty policzek. Na koniec pchnęła na ścianę i wyszła, zamykając małą. Dziewczynka skuliła się i cichutko zanosząc się płaczem, wzywała mamę i tatę.
******************
Następnego dnia.
Siedziała na łóżku wtulona w brata, który dwie godziny temu zjawił się w L.A. i czekała na wieści od policji, która od wczoraj wieczorem szukała jej dziecka. Każdy dzwonek do drzwi czy też telefonu, dawał nadzieję, niestety za każdym razem ona szybko gasła, bo wciąż nie było wiadomo, dokąd Lorena zabrała Sofię. I gdyby nie wsparcie Martina, już dawno oszalałaby z rozpaczy. To, że teraz siedziała spokojnie i tuliła się do niego, było zasługą środków uspakajających, które podał jej lekarz wezwany przez policjantów, którzy spisywali zeznania od Luci. Bo w chwili, kiedy oni to robili, ona stała i wciąż im przeszkadzała, krzycząc, że powinni natychmiast szukać jej dziecka, zamiast tracić czas na pisanie głupot. A przecież dla policji te zeznania były ważne i były też haczykiem, który miał pomóc w odnalezieniu Sofii jak najszybciej. Victoria była jednak tak załamana i zrozpaczona, że zapomniała o procedurach, stąd zaczęła zachowywać się jak szalona. Wezwano więc lekarza, który podał jej środek na uspokojenie, po którym natychmiast usnęła. A kiedy się obudziła, zobaczyła nad sobą twarz brata. Jeszcze otumaniona spojrzała na niego i wybuchła płaczem. Martin nie pytał o powód, bo od Luci znał już wszystkie szczegóły. Przytulił ją więc mocno i kołysząc w ramionach, czekał, aż siostra się uspokoi. Dopiero telefon sprawił, że brunetka wyślizgnęła się z objęć brata i wstała z łóżka, w pośpiechu podnosząc słuchawkę.
- Słucham? – Zapytała, starając się, by jej głos brzmiał dość wyraźnie.
- Jeśli chcesz odzyskać tą swoją małą sukę, musisz spełnić trzy warunki. - Usłyszała po chwili głos Loreny po drugiej stronie linii.
- Jakie? – Zapytała, zagryzając zęby ze złości.
- Po pierwsze, odpowiedz na pytanie. Czy ten zdrajca, czyli Daniel, zdechł?
- Tak. – Odpowiedziała, licząc, że taka właśnie odpowiedź zadowoli jej rywalkę i nie myliła się, bo Lorena natychmiast zaczęła się śmiać. A kiedy skończyła triumfować, rzekła:
- Kup mu trumnę w kolorze burgundu, na bank będzie zadowolony.
- Czego chcesz?!
- Chcę byś cały majątek Daniela, zapisała na mnie. To jest drugi warunek.
- A niby jak mam to zrobić?
- Coś wymyślisz, złotko.
- Dobra, a jaki jest trzeci warunek?
- Kiedy już wykonasz polecenie drugie, dam ci znać, dokąd masz przyjechać po tego okropnego bachora. Wtedy weźmiesz ze sobą papiery, które potwierdzą, że fortuna Daniela należy do mnie. Jeśli wszystko będzie jak trzeba, oddam ci tą rozwydrzoną pannicę.
- Chcę z nią porozmawiać.
- Posłuchaj, to ja, a nie Ty wydaję tu rozkazy i albo spełnisz wszystko czego żądam, albo mała dołączy do tatusia. Nie będzie żadnych rozmów, jasne? Musisz uwierzyć mi na słowo, że ten bachor wciąż jest ze mną. A i jeszcze jedno. W miejsce, które wyznaczę, masz przyjechać zupełnie sama, inaczej zabiję tą gówniarę na twoich oczach.
***************
Łapała się każdego zajęcia, by tylko zapomnieć o Itanie. Jak nigdy zaangażowała się w prace ogrodowe, które jej matka kochała, zaś Sandra nie znosiła. Teraz jednak wszystko było lepsze od siedzenia i wspominania tego, jak brat Pauli ją potraktował. To, że nie beczała w kącie, nie oznaczało, że jego postępowanie wobec niej, nic a nic ją nie bolało. W jej osiemnastoletnim życiu przewinęło się już kilku facetów, ale jeszcze żadnego nie traktowała poważnie. Dopiero Itan sprawił, że zaczęła poważnie myśleć o ich związku, niestety tym razem to ona się sparzyła. I gdyby nie fakt, że pokochała go z całego serca, już dawno facet wywietrzałby z jej głowy, tak jak poprzedni kandydaci do jej serca. Niestety Itan na zawsze zapadł w jej pamięci i sercu, i chociaż wiedziała, że żadna siła, praca czy nowa miłość tego nigdy nie zmieni, próbowała na wszelkie sposoby wyrzucić go ze swojego życia. Pielenie i sadzenie to tylko część zajęć, które miały pomóc jej zapomnieć o szatynie. Podjęła też dodatkową pracę, zaczęła dawać korepetycje i każdy wieczór spędzała poza domem w towarzystwie koleżanek, podrywając każdego faceta, jakiego napotkała na swojej drodze. Ale to także nie przynosiło żadnego rezultatu, bo wciąż o nim myślała. Zaczęła się nawet zastanawiać nad wyjazdem z miasta, sądząc, że zmiana otoczenia zdziała cuda. Niestety owe plany musiała chwilowo odłożyć na bok, gdyż matka ostatnio nie czuła się najlepiej. Jej słabe serce zaczęło dawać o sobie znać, a że Daniel wyjechał, ona musiała zostać w domu przynajmniej do jego powrotu. Obiecała sobie jednak, że jak tylko brat wróci, ona już następnego dnia spakuje walizki i wyjedzie gdzieś daleko na kilka miesięcy, by nabrać dystansu do całej tej sytuacji.
****************
Nie musiał pytać, kto dzwonił. Po wyrazie twarzy i tonie głosu siostry już widział. Był moment, że chciał wyrwać jej słuchawkę i powiedzieć parę gorzkich słów Lorenie, powstrzymał się jednak ze względu na Sofię, która w tej chwili była w rękach tej wariatki i mogła zapłacić za każde jego słowa. Jak tylko Vici odłożyła słuchawkę, natychmiast zdała mu relacje z przebiegu rozmowy. Jego wściekłość wzrosła jeszcze bardziej, ale zachował chłodny umysł i natychmiast zadzwonił do gliniarza, z którym mieli się kontaktować w razie nowych informacji.
- Co robisz?! - Zapytała przerażona Victoria, widząc dokąd brat zamierza dzwonić. - Przecież ona ją zabiję, jeśli powiadomimy gliny. – Dodała, próbując odebrać brunetowi telefon.
- Uspokój się. – Powiedział, łapiąc ją za nadgarstek.
- Martin, ale...
- Zaufaj mi, proszę. – Powiedział, spoglądając na nią z troską w oczach.
To wystarczyło, by brunetka się uspokoiła i usiadła grzecznie na kanapie. Zdawał sobie sprawę, że małej grozi niebezpieczeństwo, a Lorena to osoba nieobliczalna, wiedział jednak, że dopóki mała jest kartą przetargową, rywalka siostry nie skrzywdzi Sofii. A on i policja będą mieli czas obmyślić plan namierzenia jej i złapania w pułapkę. W razie jednak gdyby coś miało się nie udać, zaraz po telefonie do współpracującego z nimi gliniarza, razem z Victorią obmyślił strategię, po której Lorena miała uwierzyć, że cały majątek rzekomo zmarłego Daniela, należy do niej. Teraz pozostało czekać na telefon od tej furiatki. Wiedząc, że Lori nie zadzwoni wcześniej niż za dwa dni, Martin i Vici udali się do szpitala, by dowiedzieć się o stan blondyna.
******************
Francja.
Stała na tarasie i spoglądała, jak Paula spacerująca po ogrodzie głaszcze się po wydatnym już brzuszku. Było jej strasznie żal siostry, która mimo iż próbowała na wszelkie sposoby ukryć tęsknotę za ukochanym, wciąż chodziła smutna i zamyślona. Nie trzeba być geniuszem, by wiedzieć, że blondynka nigdy, ale to nigdy nie zapomni o swoim byłym mężu. Nawet gdyby próbowała z całych sił, to nigdy się jej to nie uda. Pierwszym i głównym powodem będzie samo dziecko, które bez względu na to czy będzie podobne do ojca czy nie, będzie ciągle przypomniało Pauli o miłości, jaka sprowadziła to maleństwo na świat. Savanna wiedziała, że nie może tak tej sprawy zostawić i pozwolić, by przez głupstwa Itana jej siostra straciła jedynego człowieka, który ją uszczęśliwiał. Musiała jednak dać obojgu czas na to, by emocje opadły i by mogli przemyśleć sobie to i owo. Dopiero wtedy ona ruszy do akcji i zrobi wszystko, by tych dwoje znowu było razem. Na daną jednak chwilę musiała zrobić coś, co rozweseli Paulę. Już miała opuścić taras i zejść na dół, by dotrzymać towarzystwa siostrze, gdy nagle zobaczyła, jak na posesję wbiega dwójka trzylatków. Leticia i David byli chrześniakami jej męża i w weekendy ona i Jean, zawsze się nimi zajmowali. I jak się okazało po chwili, ta dwójka dziś nie tylko im sprawiła radość swoim pojawieniem się, ale też Pauli. Uściski i całusy, jakie bliźniaki podarowały blondynce na powitanie, natychmiast wywołały szczery uśmiech na jej twarzy. A Savannie podsunęły pomysł, jak sprawić, by ten szczęśliwy stan Pauli trwał, jak najdłużej i dlatego od razu zadzwoniła do Emilano i Patrici, rodziców owej dwójki i poinformowała, że tym razem dzieci zostają u nich dłużej.
***************
Wiedział, że stracił Sandrę już na zawsze i choćby nie wiem jak się starał, czerwono włosa mu nie wybaczy. Nie potrafił jednak o niej zapomnieć i pluł se w twarz, że tak późno zrozumiał, iż się w niej zakochał. Nienawidził siebie za to, że tak okropnie ją skrzywdził swoim postępowaniem. Miał poczucie winy nie tylko względem Sandry, ale też Pauli i Martina. Pragnął jakoś naprawić krzywdy, jakie im wyrządził, nawet jeśli i tak nigdy mu tego nie wybaczą, ale wiedział, że dopóki jest w pudle, nic nie może zrobić ani w sprawie siostry i szwagra, ani czerwono włosej. By czas nie dłużył mu się tak niemiłosiernie, zaczął pisać listy. Listy, które zaadresował do Sandry. W nich przelewał wszystkie swoje uczucia, jakie ta kobieta w nim obudziła. W nich wyznawał jej wszystkie swoje grzeszki i opowiadał, jak wiele dobrego zrobiła w jego życiu. W nich pisał, jak bardzo żałuje, że ją stracił. I jak bardzo byłby gotów się zmienić, gdyby tylko zechciała dać mu szansę. Wiedział, że nigdy ich nie wyśle, ale pisanie ich pomagało mu w miarę spokojnie żyć za kratkami. Pisząc je, nie bał się już nawet wyroku, jaki może usłyszeć za trzy dni, kiedy to odbędzie się rozprawa.
***************
W szpitalu była krótko, bo sam widok wciąż nieprzytomnego Daniela wywoływał u niej atak niepohamowanego płaczu, a jeszcze gdy pomyślała o uprowadzonej córce, dostawała kolejnej histerii. Tyle tragedii na raz odbiło się na niej, co zauważył nie tylko lekarz, ale także sam Martin. I to on zmusił ją, by wrócili do domu. Tam zaparzył jej melisę, zrobił sałatkę owocową i sprytnie w nią to wmusił. Potem przygotował odprężającą kąpiel i kazał się zdrzemnąć, gdy tylko wyszła z łazienki. Wyczerpana płaczem i zamartwianiem się, nie miała siły na kłótnie czy też protesty, dlatego grzecznie spełniła prośbę brata. I nim się obejrzała, odpłynęła do krainy Morfeusza. Kilka godzin później, kiedy wstała i weszła do kuchni, zobaczyła Martina siedzącego razem z adwokatem Daniela.
- Dobry wieczór, pani Victorio. - Rzekł mężczyzna, wstając od stołu na jej widok.
- Dobry wieczór. – Odpowiedziała, przecierając oczy, by upewnić się, że na pewno dobrze widzi.
- Siadaj. - Nagle odezwał się Martin, wskazując brunetce krzesło obok siebie. - Podam ci kawę i zaraz wszystko wyjaśnię. – Rzekł, wstając z krzesła i ruszając do dzbanka z ciemną cieczą.
Victoria domyślała się już, co robi mecenas w domu jej ukochanego o tej porze, ale zaczekała, aż brat do nich dołączy i swoimi wyjaśnieniami upewni ją w swoich domysłach.
- No więc tak, wezwałem pana Goldensa, by spisał akt, w którym to Lorena odziedzicza cały majątek Daniela. Wszystkie papiery będą wyglądały na legalne, ale nie będą. - Wyjaśnił Martin, wracając do stołu z filiżanką kawy dla niej.
- A na jakiej podstawie ona niby ten majątek odziedziczyła? – Zapytała, chcąc wiedzieć czy nie popełnią jakiegoś błędu tym planem.
- Kiedy pani Lorena była żoną Daniela, widniała w poprzednim testamencie jako dziedziczka. Powodem było nie tylko zawarte małżeństwo, ale także rzekoma ciąża. - Wyjaśnił Jim Goldens.
- Wiem, ale Daniel zmienił testament właśnie z powodu tego, że Lorena oszukała go w sprawie ciąży.
- Owszem, zmienił. Pani to wie, ja to wiem i sama zainteresowana też to wie, jednak możemy powiedzieć, że obecny testament zaginął i w danej chwili ważny jest właśnie ten poprzedni.
- Rozumiem, ale czy ona to łyknie? - Zapytała nie bardzo przekonana, co do planów Jima i Martina.
- Tego nie wiemy. - Odpowiedział mecenas z pełną szczerością.
- Vici, wiem, że to ryzykowne, ale takie wyjaśnienie bardziej ją przekona niż fakt, że tak bez układów udało ci się przepisać majątek Daniela na nią w tak krótkim czasie. - Przekonywał brunet.
- No cóż, bez względu na to czy ona to łyknie czy nie, sprawa i tak jest ryzykowna, bo nie wiadomo, co tej psycholce strzeli do głowy. Być może i tak skrzywdzi moje dziecko, dlatego nie mam wyboru, jak zaufać wam i Bogu. – Powiedziała, przytulając się do brata i spoglądając z ogromną nadzieją na Jima.
- Proszę być dobrej myśli, pani Victorio. Pani brat, ja i policja zrobimy wszystko, by akcja odbicia małej przebiegła pomyślnie. - Zapewnił, po czym złożył przy jej dłoniach wszystkie niezbędne dokumenty, pożegnał się i wyszedł.
- Martin, boje się.
- Wiem, ale przysięgam ci siostra, że Sofia wróci cała i zdrowa do domu, a ta suka zapłaci za każdą twoją łzę.
- A jeśli coś...
- Ciii... Nie myśl tak i nie zapominaj, że byłem gliną. Dobrym gliną.
- Wiem i głównie ze względu na Ciebie wierzę w powodzenie tej akcji.
******************
Wiele godzin użerania się z wrzeszczącym bachorem, było ponad siły samej Loreny. Dlatego jej cierpliwość się wyczerpała i poszła przemówić do rozumu tej małej suce. Oczywiście stawiała się tak samo jak jej mamusia, ale groźby i siarczysty policzek wreszcie pomogły uciszyć brunetce córeczkę Daniela. Czuła jednak, że nie na długo, bo dziewczynka była zawzięta i uparta, dlatego postanowiła działać jak najszybciej. Zadzwoniła do Victorii, postawiła żądania, a potem zalała się w trupa i poszła spać. Rankiem, kiedy wstała z potwornym kacem, prawie zapomniała, że w pokoju obok jest dziecko. Ale potknąwszy się o jej pluszowego misia, uświadomiła sobie, że od wczoraj ta smarkula nic nie jadła. Weszła więc do kuchni, złapała paczkę płatków, wsypała do pierwszej wyciągniętej z półki miseczki, zalała zimnym mlekiem i zaniosła do pokoju swojego gościa. Śniadanie jednak natychmiast wylądowało na podłodze, jak tylko Lori otworzyła drzwi i zobaczyła, że dziewczynka leży nieprzytomna na podłodze. Rzuciła się w jej kierunku i próbowała cucić, ta jednak nie dawała znaku życia.
- Cholerna smarkulo, nie możesz mi tu teraz umrzeć, słyszysz?! – Krzyczała, potrząsając jej ciałkiem. - W tej chwili masz wstać, słyszysz?! - Mówiła klepiąc ją, co jakiś czas po policzkach. – Wstawaj, bachorze, ale już! Wstawaj natychmiast!
Krzyczała potrząsając nią i poklepując, ale daremne były jej próby, bo dziecko wciąż nie reagowało.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anetta418
Administrator
Administrator



Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:11, 18 Lip 2015 Powrót do góry

Rozdział 36



Przytulona do ręki Daniela spała smacznie przy jego łóżku, gdy nagle w jej kieszeni zaczął wibrować telefon. Szybko przetarła zaspane oczy i wyciągnęła aparat ze spodni. Zerknęła na wyświetlacz, chcąc dowiedzieć kto dzwoni, ale owy numer nie był jej ani trochę znany, postanowiła więc odrzucić owe połączenie, ale coś ją tknęło i zamiast to zrobić wyszła na korytarz, a tam nacisnęła zieloną słuchawkę, po czym powiedziała:
- Halo?
- Mamusiu, zabierz mnie stąd! - Usłyszała po drugiej stronie aparatu przestraszony głos Sofii.
- Sofia?! - Zapytała zaskoczona, że słyszysz głos córki. - Sofio, kochanie gdzie jesteś? Skarbie, nic ci nie jest?
- Nie, ale...
- Kochanie, wiesz może dokąd zabrała cię Lorena? - Zapytała natychmiast, mając nadzieję, że dziecko choć trochę naprowadzi ją na trop.
- Wiem i dlatego oszukałam ją, by móc do Ciebie zadzwonić. Ale ona zaraz wróci, dlatego muszę mówić szybko. – Powiedziała, zerkając w lekko uchylonych drzwiach sypialni, czy Lorena nie nadchodzi.
- Dobrze kochanie, ja zamieniam się w słuch, a Ty powiedz dokładnie, gdzie jesteście, jeśli to wiesz.
- Pamiętasz mamusiu, jak byłaś chora i leżałaś w szpitalu dla wariatów, to wtedy Lorena i tatuś zabierali mnie do tego domku, w którym kiedyś mieszkała babcia Loreny, to właśnie teraz w nim jesteśmy. Mamo, błagam zabierz mnie stąd, bo ona krzyczy i bije mnie. – Wyznała, starając się nie rozpłakać.
- Kochanie, jesteś pewna, że tam właśnie jesteście? - Zapytała dla pewności.
- Tak, bo kiedy wynosiła mnie z samochodu, otworzyłam jedno oko i patrzyłam, dokąd mnie niesie.- Odpowiedziała, jeszcze raz zerkając na korytarz czy brunetka nie wraca.
- Dobrze skarbie, w takim razie już po Ciebie jadę, a Ty tymczasem staraj się trzymać od niej z daleka.
- Dobrze mamusiu, ale pośpiesz się. – Powiedziała, po czym szybko się rozłączyła, nie słysząc już, jak Victoria mówi, że ją kocha.
Szczęśliwa, że małej nic nie jest i że wreszcie wie gdzie ma jej szukać, schowała telefon do kieszeni i wybiegła bez słowa wyjaśnienia ze szpitala. Całą drogę zadawała sobie pytanie, jakim cudem Sofii udało się zdobyć telefon, by zadzwonić do niej. Zastanawiała się też, o jakim oszustwie mówiła córka i czy czasem Lorena nie odkryła jej planu. Tego właśnie bała się najbardziej, że ta podła kobieta odkrywszy, iż Sofia się z nią skontaktowała, skrzywdzi małą, nim Vici dojedzie na miejsce.
******************
Od kilku dni nie czuła się najlepiej. To kłucie w sercu nie dawało jej spokoju, do tego była ciągle poddenerwowana i zaniepokojona. Początkowo sądziła, że kłopoty z sercem są wynikiem jej wieku, ale badania wykazały, iż wszystko jest w porządku. Lekarz uznał, że może to być wynik stresu, Maria jednak miała inną teorię. Brak snu, niepokój i to przeczucie, które bezustannie jej towarzyszyło... Przeczucie, że stało się coś złego, nie dawało jej spokoju i serce chyba także w ten sposób dawało jej znaki. Ale co mogło się stać? Daniel był z Victorią i Sofią w L.A i razem pracowali nad odbudowaniem swojego szczęścia, Sandrę miała na oku i chociaż wiedziała, że córka cierpi po chamstwie, jakiego dopuścił się Itan, to jest silna i da sobie radę ze złamanym sercem. Czemu więc czuła ten okropny, przerażający niepokój? Nie wiedziała, ale to odbierało jej siły. Miała już tego dość i postanowiła jednak upewnić się, że u syna wszystko gra. Zadzwoniła raz, potem drugi, ale ani Victoria, ani Daniel nie odbierali. Z każdą kolejną próbą skontaktowania się ze swoim dzieckiem jej strach rósł. Postanowiła, że jeśli do wieczora nie uda się jej skontaktować z blondynem lub Vici, to jutro rano zamawia bilet i leci do Los Angeles.
**************
Leticia, jak i David okazali się wspaniałymi, pogodnymi dziećmi, które potrafiły nawet najbardziej zdołowaną osobę postawić na nogi. Dla Pauli, bliźniaki okazali się lekarstwem na wszystkie smutki. Rankiem, jak tylko się budziła, wpadali do jej pokoju i na dzień dobry całowali po czym wyciągali ją na śniadanie. A po posiłku od razu zapraszali ją do zabawy. I gdyby nie praca, mogłaby tak całe dnie z nimi spędzać. Dlatego z przykrością im odmawiała i szła do pracy, którą co prawda bardzo lubiła, jednak towarzystwo dzieci było o wiele lepsze. One sprawiały, że umiała spojrzeć na swoje życie w całkiem innym świetle. Owszem, nie będzie w nim Martina, ale dziecko, którego się spodziewała nie tylko da jej siłę żyć bez ukochanego, ale też zacząć wszystko od nowa. Dopóki jednak maluch jest w jej brzuszku, cały swój czas poświęcała pracy i zabawie z Leti i Davidem.
*********************
Właśnie podjeżdżał pod szpital, gdy ze środka wybiegła Victoria jak oparzona i wsiadła do taksówki. Nie mając możliwości dowiedzenia się, cóż takiego się stało, postanowił pojechać za siostrą i zobaczyć dokąd to tak się spieszyła. Taksówkarz musiał być wariatem, skoro miał gdzieś przepisy, bo nie dość, że jechał z ogromną prędkością, to łamał wszelkie napotkane po drodze przepisy. Widocznie wydarzyło się coś poważnego i Victoria dała taki rozkaz swojemu chwilowemu szoferowi. Miał ochotę zadzwonić do siostry i zapytać, co jest grane, ale za kierownicą pędząc jak szaleniec, nie było to ani bezpieczne, ani możliwe. Nie zostało mu nic, jak tylko uzbroić się w cierpliwość i zobaczyć dokąd go to śledztwo zaprowadzi. Jechał i jechał... Droga dłużyła się niemiłosiernie, a z każdym kilometrem jego strach wzrastał, nie wiedząc, co Vici zamierza zrobić i dokąd tak pędzi. Jedyne, co przychodziło mu do głowy to, to, że chodzi o Sofię. W innym przypadku siostra nie tylko, by go powiadomiła, ale też poprosiła o radę. A skoro sama postanowiła jechać w jakieś odległe miejsce, to widocznie Lorena odezwała się dużo wcześniej, niż on i policja przypuszczali, i Victoria, by ratować córkę zapomniała o wcześniejszych ustaleniach i pognała jej na ratunek.
***************
Całą drogę modliła się, by zdążyć na czas i opracowywała plan, jak wydostać dziecko ze szponów tej podłej kobiety tak, by żadnej z nich nic się nie stało. Niestety żaden plan nie dawał gwarancji powodzenia. Tak czy siak musiała zaryzykować i za wszelką cenę uratować swoją córkę. Na szczęście taksówkarz na którego trafiła, miał gdzieś zakazy policyjne i na jej prośbę nie tylko dodał gazu, ale też łamał prawo, by jak najszybciej dowieść ją na miejsce, jak tylko powiedziała mu, co się stało. Po kilku godzinach była na miejscu. Wysiadła jednak kilka metrów wcześniej od domku, zapłaciła za podwózkę i ruszyła w kierunku miejsca, gdzie Lorena przetrzymywała jej małą. Będąc już na podwórku, zobaczyła auto rywalki, dzięki czemu nabrała pewności, że Sofia doskonale naprowadziła ją na swój ślad. Podeszła po cichu do samochodu, by sprawdzić czy jest otwarty, na szczęście był. Przymknęła go i skradając się, skierowała się w stronę domu. W połowie drogi usłyszała jednak krzyk córki i zapominając o wcześniejszym planie, biegiem ruszyła do środka.
- Puść moją córkę, wariatko! - krzyknęła Vici, rzucając się z łapami na rywalkę, kiedy zobaczyła, że kobieta szarpie jej dziecko.
Lorena odwróciła się gwałtownie i czując wbijające się w jej szyję paznokcie Victorii, automatycznie uwolniła Sofię ze swoich szponów i zaczęła się szamotać. Dziewczynka chciała podbiec do matki i prosić, by przestała, ale ona nakazała jej wyjść i schować się w samochodzie Loreny. Chcąc, nie chcąc, dziecko posłuchało, a Lorena skorzystała z okazji, że ukochana Daniela na moment odwróciła swoją uwagę i wyrwała się z jej uścisku, popychając brunetkę na szafę.
- No, to teraz się z Tobą policzę i dołączysz do swojego ukochanego w piekle! - wrzasnęła złowrogo nienormalna kobieta, śmiając się z upadku Victorii.
Zakasała rękawy i z obłędem w oczach rzuciła się w jej kierunku, ale Vici była szybsza i przeturlała się na drugi koniec pokoju, zanim brunetka ją dopadła, przez co Lori zaliczyła glebę. Znowu mając przewagę nad swoim wrogiem, Victoria szybko unieruchomiła jej ręce i siadając na nią okrakiem, zaczęła bić ją po twarzy. Otwartymi dłońmi uderzała raz w jeden, raz w drugi policzek, aż pojawiły się na nich wyraźnie zaczerwienienia, a z kącika ust poleciała krew. Wtedy brunetka stała się bezlitosna i ścisnęła ręce w pięści, okładając nimi swoją rywalkę gdzie popadnie. W nos, w szczękę i znowu w policzki, po czym wstała i z całej siły kopnęła ją w żebra. Lorena zwinęła się z bólu, ale po chwili złapała oddech i zrobiła unik, kiedy ręka Victorii z oszałamiającą siłą próbowała uderzyć ją w brzuch. Kobiety zaczęły turlać się po podłodze, walcząc jak dwie lwice, a Lori z i tak już poturbowaną twarzą, poczuła jak dodatkowo paznokcie wroga, przesuwają się po jej policzkach, zostawiając na pamiątkę sporych rozmiarów szramy.W Lorenie zawrzała wściekłość i nagle odzyskała siły, chwytając Vici za kark i podduszając ją. Victoria czuła, że zaczyna brakować jej powietrza, szamotała się, próbując krzyczeć, ale na nic były jej wysiłki. Wariatka wzrokiem zlokalizowała nożyczki, leżące na stole, więc poluzowała nieco ręce na szyi rywalki, by sięgnąć po ów ostre narzędzie. Kiedy już je dosięgła, przystawiła Victorii do krtani.
- Koniec zabawy, złotko. – zaśmiała się gorzko, dodając na koniec. – Zdychaj, suko!
Nie zdążyła jednak zadać ciosu, gdyż ktoś złapał ją za nadgarstki wykręcił rękę.
- Jedyną suką, jaką tu widzę, jesteś Ty. - Usłyszała po chwili przy swoim uchu wściekły głos Martina.


Rozdział 37



Od rana nie czuła się zbyt dobrze i dlatego wzięła dzień wolny w pracy, sądząc, że odpoczynek wystarczy, by złe samopoczucie przeszło. Niestety z godziny na godzinę było gorzej, aż w końcu zaniepokojona Savanna zawiozła ją do szpitala. Tam po wielu badaniach okazało się, że ciąża jest zagrożona i do rozwiązania Paula będzie musiała zostać w szpitalu, gdyż ma nadciśnienie tętnicze, co bez nadzoru jest wielkim zagrożeniem dla płodu, jak i samej matki. Po owej diagnozie Paula zamiast się uspokoić dla dobra swojego, jak i dziecka, całkowicie się załamała. Leżała na łóżku i bez ustanku płakała, bojąc się o utratę swojego maleństwa. To był jedyny owoc miłości, jaki pozostał jej po Martinie i jedyna osoba, która by ją kochała bezgranicznie, bez względu na to ile błędów popełni w swoim życiu. Niestety w tej chwili jej nadzieje na to, że jeszcze kiedyś będzie szczęśliwa, zaczęły gasnąć. Nie mogła zrozumieć, czemu przez całe życie Bóg poddaje ją takim ciężkim próbom... Najpierw śmierć rodziców, po której długo nie mogła dojść do siebie, potem śmierć babci, a w rezultacie opieka nad Itanem, który z wdzięczności zniszczył jej szczęśliwe małżeństwo. Faktem było, że ona sama także się do tego przyczyniła tym, iż zwątpiła w człowieka, który nigdy w życiu jej nie zawiódł, ale gdyby nie intrygi brata teraz wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. Owszem, miała wsparcie w niedawno odnalezionej siostrze, lecz to opieki i miłości Martina brakowało jej najbardziej. Niestety na to nie mogła liczyć już nigdy. I na samą myśl po raz kolejny zapłakała głośno w poduszkę. Savanna, która do tej pory stała nad jej łóżkiem i próbowała ze wszystkich sił pocieszyć i uspokoić, nagle wyszła z sali jak burza. Ten gest wywołał w blondynce jeszcze większy płacz, gdyż uznała, że nawet siostra ma już dość niańczenia jej.
*****************
Wreszcie Lorena została aresztowana, a dzięki jego i Victorii zeznaniom, groziło jej dwadzieścia pięć lat więzienia. Teraz oboje mogli spokojnie odetchnąć, wiedząc , że tę podłą kobietę mają z głowy. Nareszcie Vici mogła skupić się na córce i ukochanym, który w tej chwili najbardziej jej potrzebował, by jak najszybciej mógł wrócić do zdrowia. Martin zaś zamierzał sprowadzić matkę oraz siostrę blondyna, by wsparły jego siostrę, a sam pragnął jak najszybciej polecieć do Francji po Paulę. Ledwo jednak weszli do domu, jak Maria i Sandra zasypały ich gradem pytań.
- Dlaczego do cholery, ani Ty, ani Daniel nie odbieracie telefonu? - Zapytała Maria, piorunując wzrokiem Vici.
- Martin, a co Ty tu robisz? Nie powinieneś być czasem we Francji? - Zapytała Sandra, spoglądając w jego stronę.
- Gdzie w ogóle jest Daniel? Dzwoniłam do firmy, tam go nie ma, w domu też, więc gdzie jest? - Padło kolejne pytanie z ust matki blondyna.
- Czemu macie miny, jakby ktoś umarł i czemu milczycie, zamiast odpowiedzieć na nasze pytania? - Zapytała czerwono włosa.
I pewnie żadna z nich nigdy by nie zamilkła, gdyby Sofia swoim wyznaniem nie zamknęła im ust.
- Zostałam porwana, a tatuś jest w szpitalu.
I tak właśnie zaległa cisza, dzięki czemu Victoria miała wreszcie okazję się odezwać i wszystko wyjaśnić.
- Mario, Sandro… może pójdziemy do salonu, usiądziemy i wtedy wam wszystko opowiem. A Ty Martinie, jeśli możesz, zabierz małą do kuchni i nakarm.
Zszokowane kobiety natychmiast posłuchały prośby brunetki i udały się w stronę salonu. Brunet zaś ucałował ją w czoło na znak, że gdyby go potrzebowała, ma wołać. Po czym razem z Sofii udali się na posiłek. Victoria wzięła kilka głębokich oddechów, po czym weszła do pokoju i usiadła na przeciw obu kobiet.
- Ja wiedziałam... Ja to czułam... Czułam, że mojemu synowi coś grozi... Że coś mu się stało. - Cały czas bełkotała Maria, mocno ściskając rękę córki.
- Mario... - Zaczęła Vici, ale kobieta ciągle mówiła i mówiła.
- Czułam to... Tu, w sercu czułam, że coś złego go spotkało.
- Mamo, błagam przestań i daj dojść do słowa Victorii, jeśli chcesz dowiedzieć się co z Danym. - Wtrąciła się wreszcie Sandra.
Pomogło, bo matka po chwili umilkła i ze skupieniem spojrzała na synową z nadzieją, że jednak Danielowi nie przytrafiło się nic poważnego i niedługo wyjdzie do domu. Niestety już pierwsze słowa Victorii zabiły tej nadzieję.
- Daniel jest w śpiączce, bo został poważnie potrącony samochodem.
- O Boże! - Krzyknęła Maria.
- Że co?! - Krzyknęła Sandra z niedowierzaniem.
- Nie powiedziałam wam, bo nie chciałam...
- Bo nie chciałaś nas martwić, rozumiem. Ale uważam, że ukrywanie tego też nie było dobrym posunięciem. - Odezwała się nagle Sandra.
- Ja... Ja chcę go zobaczyć, natychmiast! - Krzyknęła nagle Maria, podrywając się do góry.
- W tej chwili to nie jest dobry pomysł. - Rzekła Vici.
- Dlaczego?
- Usiądź i posłuchaj... Daniel jest na intensywnej terapii, jeśli chcecie jutro was zawiozę do niego, ale nie dziś, bo dopiero co wróciłam z komisariatu.
Po tej kolejnej szokującej informacji Victoria musiała wyjaśnić matce blondyna, jak i siostrze co takiego się wydarzyło, iż była na policji. W tym czasie Martin zrobił obiad i razem z Sofią nakryli do stołu, po czym dziewczynka pobiegła zawołać wszystkie trzy kobiety na posiłek. I chociaż żadna z nich w tej chwili nie miała ochoty jeść, to ze względu na dziecko posłusznie zasiadły do stołu. Dzięki entuzjazmowi małej z każdym kolejnym kęsem humor wszystkich zaczął się poprawiać.
- Martin, a czy Ty nie miałeś być czasem we Francji? - Zapytała nagle czerwono włosa.
- Skąd wiesz? - Odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Od Itana. - Odparła.
- Tak miałem, ale... - Zaczął tłumaczyć i nim skończył komórka w jego kieszeni zaczęła głośno dzwonić.
Wyjął więc telefon i natychmiast odebrał.
- Halo.
******************
Siedziała w celi z dwiema prostytutkami i czekała na przybycie adwokata, zastanawiając się jak wybrnąć z kłopotów, w które wpadła. Postawiono jej zarzut porwania i próbę zabójstwa jak tylko policja zawiadomiona przez Martina, zjawiła się na miejscu. Jednak dwie godziny później po zeznaniach bruneta jak i Vici, tych zarzutów zrobiło się więcej. Posądzono ją o zlecenie zabójstwa rodziców Victorii, a także o próbę zabicia Daniela. Lorena nie miała bladego pojęcia, skąd rywalka wzięła dowody na jej winę w sprawie śmierci państwa Azuberi, a tym bardziej skąd wiedziała, że to ona potrąciła blondyna. Jedno wiedziała na pewno, że musi wymyślić dobry plan ucieczki, by móc uniknąć kary. I jak tylko zjawił się jej obrońca, zaczęła go błagać, by zrobił wszystko i wyciągnął ją za wszelką cenę z więzienia. On jednak pozbawił ją złudzeń w jednej chwili, mówiąc, że sprawa jest z góry przegrana, gdyż są nie tylko dowody, ale i świadkowie, którzy potwierdzili, iż kobieta dopuściła się owych zbrodni.
***************
Wiedziała, że powiadomienie Martina o tym, co spotkało Paulę było najlepszym posunięciem. Szczególnie kiedy usłyszała, że mężczyzna przyleci do Francji pierwszym lepszym samolotem, jaki uda mu się złapać. W jego głosie słyszała szczerą troskę i to wystarczyło, by nabrać pewności, że jak tylko brunet się tu zjawi, siostra natychmiast odzyska męża i chęć do życia oraz walki o własne szczęście. Nie zamierzała jednak o niczym informować Pauli, gdyż chciała, by była to niespodzianka. Dopóki jednak Martian się nie zjawi, to Savanna sama będzie podtrzymywać siostrę na duchu i dbać o to, by walczyła o swoje dziecko.
************
Sprawa odbyła się dwa dni wcześniej, ponieważ sędzia tak zarządził. Itanowi było przykro, że poza adwokatem nikogo więcej nie było na sali rozpraw. Nie liczył, że zjawi się Paula czy też Sandra, bo obie zbyt mocno skrzywdził, by oczekiwać teraz ich obecności, ale był wręcz pewny, iż Savanna się zjawi, choćby po to, by usłyszeć wyrok i nabrać pewności, iż spotkała go zasłużona kara. Jednak dla Itana sześć lat więzienia było niczym w porównaniu z tym, że stracił ukochaną i rodzinę. Wolność kiedyś i tak odzyska, ale Sandra i Paula już nigdy mu nie wybaczą i to była dla Ita najgorsza kara. Po usłyszeniu wyroku wrócił do celi, położył się na wyrze i zaczął się zastanawiać, co może zmienić w swoim życiu, będąc w pudle i co jednocześnie zaowocuje, gdy wyjdzie już na wolność. Myślał, myślał, aż wreszcie wymyślił... Na początek zamierzał podjąć naukę i pracę w zakładzie karnym, do którego trafił. Czy to wystarczy, by stać się innym, lepszym człowiekiem? Pewnie nie, ale na początek dobre i to – pomyślał, po czym udał się do naczelnika, by porozmawiać z nim na temat jego edukacji i możliwości podjęcia jakiejś pracy.
*************
Jak tylko Martin skończył rozmawiać, Victoria od razu zabrała go do gabinetu, by dowiedzieć się co takiego strasznego się stało, iż jej brat zbladł. Zamknęła drzwi i od razu przystąpiła do ataku.
- Co się stało, kto to dzwonił? – Zapytała, stając oko w oko z brunetem.
- Savanna.
- Siostra Pauli, tak?
- Tak.
- I czego chciała? – Brunetka założyła ręce na piersi, czekając na odpowiedź.
- Poinformować, że Paula mnie potrzebuje, gdyż może stracić dziecko. - Powiedział z ledwością, wciąż nie mogąc uwierzyć, iż takie coś przytrafiło się jego żonie.
- O Boże! I co teraz? – Zapytała, biorąc brata za rękę na znak, że może liczyć na jej wsparcie.
- Muszę lecieć do Francji i to natychmiast.
- No więc leć.
- No, ale Ty i Sofia też mnie...
- W tej chwili Paula potrzebuje cię dużo bardziej. – Powiedziała, wiedząc do czego brunet zmierza. - Poza tym nie zostaniemy same, jest Maria i Sandra, które na pewno się stąd nie ruszą.
- No fakt.
- No więc nie trać czasu na gadanie, tylko leć się pakuj, a ja zadzwonię na lotnisko i zarezerwuję ci najbliższy lot do Francji.
Po tych słowach brunet ucałował Vici w czoło i pobiegł na górę, ona zaś sięgnęła po słuchawkę, by zadzwonić na lotnisko. I kwadrans później siedziała już w aucie razem z bratem, którego wiozła na samolot.
*****************
Następnego dnia.
Otworzyła oczy i pierwsze co ujrzała, to śpiącego Martina wtulonego w jej dłoń. Nie miała pojęcia jak i kiedy tu wszedł, ale ucieszyła się na jego widok. Mimo wszystko była trochę zła na siostrę za to, iż ta ściągnęła tu bruneta, bo czego jak czego, ale litości z jego strony nie chciała. Wysunęła rękę najdelikatniej jak się dało, by nie obudzić ukochanego, ale on był bardziej czujny, niż myślała i jak tylko poczuł, że traci jej dłoń, otworzył oczy.
- Cześć. – Powiedział, posyłając blondynce jeden z tych swoich słodkich uśmiechów.
- Hej. - Odpowiedziała lekko zmieszana.
- Jak się czujesz? - Zapytał z czułością w głosie.
- Bywało lepiej. – Odpowiedziała, starając się nie rozpłakać.
- Będzie lepiej. - Rzekł i pocałował ją w dłoń.
- Jestem ci bardzo wdzięczna, iż przyleciałeś do Francji z tak daleka, ale Savanna niepotrzebnie cię fatygowała.
- Jak mam to rozumieć? – Zapytał, nie bardzo rozumiejąc, do czego blondynka zmierza.
- Sav zapewne przestraszyła się z powodu tego, iż wylądowałam w szpitalu, dlatego też ściągnęła cię z nadzieją, że twoja opieka i troska mi pomoże, ale uwierz mi Martin, że obecność mojej siostry mi wystarczy, by dojść do siebie i utrzymać ciążę...
- Ale... - Próbował się wtrącić, ale nie pozwoliła mu.
- Nie potrzebuję twojej litości, Martin.
- Uważasz , że jestem tu z litości? - Zapytał zaskoczony, słysząc jej ostatnią wypowiedź.
- A nie?
- Nie.
- Posłuchaj, zawiodłam cię przez co nasze małżeństwo szlag trafił, tak samo jak twoje zaufanie do mnie. Nienawidzisz mnie, ale z powodu tego, że spodziewam się twojego dziecka, starasz się to ukryć... – Mówiła, nie wierząc, że nie kieruje się litością.
- Paula...
- Litujesz się nade mną, chociaż zrobiłam ci tyle złego...
- Paula...
- Wolałabym jednak byś...
- Paula jestem tu, bo cię kocham!
- Co?
- Kocham cię. – Powiedział, całując ją w usta.
- Ale... – Zaczęła, jak tylko jego wargi oderwały się od jej ust.
- Ciii... - Uciszył ją, przykładając palce do jej jeszcze wilgotnych od pocałunku warg. - Kocham cię i chcę, byśmy zapomnieli o przeszłości i zaczęli od nowam, zostawiając tamto za sobą.
- Czy to znaczy, że mi wybaczyłeś? – Zapytała, wciąż nie wierząc w to, co słyszy.
- Już dawno. Niestety problemy Victorii mnie zatrzymały, bo gdyby nie to, byłbym u Ciebie, kochanie, już wcześniej.
- Jakie problemy?
- Później ci opowiem, a teraz chcę wiedzieć czy dasz nam szansę?
- Pytasz mnie czy JA dam nam szansę?
- Tak.
- To chyba ja powinnam o to zapytać, bo przecież to ja nabroiłam. No, ale skoro już zapytałeś to moja odpowiedź brzmi... TAK!!!
To wystarczyło, by znowu przylgnął do jej ust, tylko tym razem jego pocałunek trwał o wiele, wiele dłużej.
******************
Trzy miesiące później.
Zacierała dłonie ze zdenerwowania, czekając, aż lekarz skończy przeglądać wyniki badań Daniela. Oczekiwanie na odpowiedź dłużyło się niemiłosiernie, a gdy tylko podniósł głowę znad papierów, zaatakowała, zadając kolejne pytanie.
- I co?
- No cóż... Stan pani męża jest stabilny, obrażenia z wypadku się zagoiły, ale nie wiem czy zabranie go do domu jest dobrym posunięciem. – Powiedział, spoglądając na nią z powagą.
- Dlaczego?
- Osoba będąca w śpiączce, jak pani wie, wymaga opieki, a także nadzoru lekarskiego.
- Wiem. I proszę mi wierzyć, jestem w stanie to wszystko mu zapewnić. Wynajmę lekarza, który będzie przychodził i sprawdzał jego stan, a także pielęgniarkę, która będzie wykonywała czynności, do których ja nie mam kwalifikacji. Sama zaś zajmę się opieką nad nim.
- By nie miał odleżyn, potrzebne jest układanie go na różne boki, a to wymaga sporego wysiłku. Dodatkowo potrzebne mu masaże i ćwiczenia, by nie doprowadzić do zwiotczenia i zastania mięśni, a na to potrzebny jest czas...
- Rozumiem.
- Nie, nie rozumie Pani. Chce wziąć Pani ukochanego do domu w nadziei, że tam szybciej wyzdrowieje. Rozumiem to i naprawdę nie chcę odzierać Pani ze złudzeń, ale opieka nad taką osobą jest naprawdę ciężka. Potrzeba czasu i cierpliwości, a i tak nikt Pani nie zagwarantuje, że Daniel się kiedykolwiek obudzi.
- Do czego Pan zmierza, doktorze?
- Załóżmy, że wyrażę zgodę i wypiszę Daniela do domu. Ale czy jest Pani w stu procentach pewna, iż da radę codziennie z nim ćwiczyć, robić mu masaże, myć go, pilnować, by lekarz do niego zaglądał oraz pielęgniarka? Będzie Pani miała czas na to wszystko, a także czas na pracę i opiekę nad córką? Poświęci Pani resztę swojego życia dla niego, mimo iż nie ma pewności, że kiedyś się obudzi?
Zapytał, po czym zamilkł i czekał na jej odpowiedź. Był wręcz pewny, że odpowiedź zabrzmi nie lub będzie długo się zastawiać, nim wreszcie podejmie decyzję. Tymczasem Victoria go zaskoczyła, mówiąc:
- Obudzi się czy nie, ja jestem gotowa poświęcić się dla niego. Jestem gotowa walczyć za nas dwoje, bo kocham tego człowieka, Panie doktorze. Kocham go z całego serca. Będę trwała u jego boku do końca życia, chociaż już nigdy mnie nie przytuli, nie powie mi jak mnie kocha, nie uśmiechnie się do mnie tym swoim słodkim, a zarazem seksownym uśmiechem. Będę z nim mimo, że już nigdy nie popatrzę w jego olśniewające oczy , które pokochałam, jak tylko w nie spojrzałam. Będę się nim opiekować, będę z nim ćwiczyć, będę pilnowała, by miał nadzór lekarski i pielęgniarski. Będę go całować, przytulać się do niego, opowiadać mu wszystko, co danego dnia się wydarzyło. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by wyzdrowiał, a jeśli mi się nie uda to i tak z nim zostanę, bo go kocham. Rozumie Pan? - Zapytała na koniec, ocierając łzy, które nie wiadomo kiedy zaczęły spływać po jej policzkach.
Po chwili milczenia lekarz uśmiechnął się do niej i rzekł:
- Ten facet ma cholerne szczęście, bo spotkać kobietę, która tak kocha, teraz naprawdę jest trudno.
- Nie to chciałam usłyszeć. – Powiedziała, spoglądając na niego wciąż wzburzona. - Ale dziękuję, a teraz proszę...
- Tak, wyrażam zgodę, by zabrała Pani Daniela do domu. – Usłyszała, nie dokańczając swojego pytania.
Z tej radości od razu zerwała się na równe nogi i podbiegła do lekarza, po czym zaczęła go całować raz w jeden policzek, raz w drugi po stokroć dziękując. A kiedy euforia lekko opadła, oderwała się od niego, chcąc wrócić na swoje miejsce i wysłuchać jego dokładnych zaleceń. Nie przeszła jednak trzech kroków, jak świat nagle jej zawirował, a przed oczami zrobiło się ciemno i zemdlała. Kilka minut później była już po badaniach, które zlecił jej lekarz, chcąc dowiedzieć się, jaka była przyczyna omdlenia, która ponoć w ostatnim tygodniu wystąpiła kilkakrotnie. Victoria nie przejmowała się tym, gdyż sądziła, że to jest kwestia tego, iż mało spała i jadła, a także ciągle była w biegu między szpitalem a domem oraz firmą Daniela. Zwykłe przemęczenie – myślała. Jednak dwie godziny później lekarz po obejrzeniu wyników badań i wywiadzie jaki z nią przeprowadził, oznajmił:
- Gratuluję, jest Pani w szesnastym tygodniu ciąży.


Rozdział 38



Dziesięciu adwokatów próbowało udowodnić jej niewinność, mimo iż z góry wiedzieli, że sprawa jest przegrana. Dowody przeciwko niej były zbyt mocne, by jakikolwiek adwokat mógł ją wyciągnąć z pudła. Po trzech miesiącach siedzenia w areszcie Lorena kombinowała, jak się wydostać z tej pułapki. Żaden jednak pomysł nie był wystarczająco dobry. Dziś odbyła się ostateczna rozprawa, w której uznano ją za winną i skazano na dwadzieścia pięć lat więzienia o zaostrzonym rygorze. Wrzała ze wściekłości i właśnie wtedy wpadł jej do głowy pomysł ucieczki. Skoro sędzia zmienił jej więzienie to w trakcie przewózki do innego pudła, ona wykorzysta okazję na ucieczkę. Szansę na powodzenie akcji były spore, gdyż nie ona jedna, ale aż trzy inne więźniarki planowały ucieczkę. Wystarczyło się z nimi dogadać i wprowadzić plan w życie. A kiedy będzie wolna... Zabije Victorię i całą jej rodzinę.
********************
Itan właśnie leżał na pryczy, pisząc kolejny list do Sandry, którego i tak nigdy nie wyśle, gdy klawisz poinformował go, że ma gościa. Sądził, że to jego adwokat, z którym o dziwo się zaprzyjaźnił, ale gościem okazała się być Savanna. Jakież było jego zdziwienie, widząc przyrodnią siostrę po tak długim czasie. Ukrył jednak radość i od razu przeszedł o konkretów.
- Przyjechałaś, żeby sprawdzić czy już zdechłem? - Zapytał, siadając po drugiej stronie stołu w sali widzeń.
- Nie. - Odpowiedziała, posyłając mu uprzejmy uśmiech mimo chłodu, jaki usłyszała z jego ust.
- Więc po co?
- Chociaż jesteś szują, to mimo wszystko jesteś też moim bratem. - Powiedziała z powagą w głosie, patrząc mu prosto i głęboko w oczy.
- Serio? - Zapytał z kpiną.
- Tak i skończ ten cyrk, okej?
- Jaki cyrk?
- Ten z udawaniem, że wciąż jesteś taką szują jak poprzednio, bo dobrze wiem, że tak nie jest.
- Nie, a więc jak jest, skoro przed kilkoma sekundami nazwałaś mnie szują.
- Owszem, ale mówiąc to, miałam na myśli poprzedniego Itana, a nie tego którego widzę teraz.
- A co niby się zmieniło twoim zdaniem?
- Wszystko. Podły intrygant zadufany w sobie o wysokim ego znikł, a na jego miejsce pojawił się facet z sercem, który pragnie przebaczenia i miłości. - Powiedziała, kładąc swoją dłoń na jego rękę, która spoczywała na stoliku.
- Za dużo czytasz romansideł, Sav. - Rzekł, wyrywając dłoń z uścisku i wstając od stołu w pośpiechu, jakby ktoś go oparzył.
- W ogóle ich nie czytam. - Powiedziała do jego pleców, gdyż stanął przy oknie tyłem do niej. - I wiem, co mówię It.
- Posłuchaj, jeśli przyleciałaś do Meksyku, tylko po to by pieprzyć mi te wszystkie farmazony to wybacz, ale tracisz czas i mój, i swój. - Powiedział, wpatrując się w widok za oknem.
- Dlaczego udajesz takiego?
- Jakiego?
- Zimnego i podłego, skoro...
- Nie udaję, ja taki jestem.
- Nieprawda.
- Jasna cholera, Sav, czego Ty chcesz ode mnie?! - Zapytał, odwracając się w jej stronę i piorunując wzrokiem.
- Prawdy.
- Prawdy? No więc dobrze, powiem ci jaka jest prawda... Prawda jest taka, że jestem wściekły, iż przez tyle miesięcy miałaś mnie gdzieś, a teraz nagle się zjawiasz i udajesz kochaną i zatroskaną siostrę. Prawda jest taka, że życie tu to jedna wielka udręka i tęsknota za wolnością i bliskimi! Prawda jest taka, że cholernie pragnę, by Paula jak i Martin oraz Sandra mi wybaczyli, ale zdaję sobie sprawę, że to nigdy nie nastąpi. I masz rację, pragnę miłości, akceptacji, pragnę mieć znowu dla kogo żyć. Pragnę mieć rodzinę, przyjaciół, dobrą pracę i być innym człowiekiem. Człowiekiem, którego się podziwia, a nie takim którym się gardzi. By stać się kimś takim zacząłem się tu uczyć i pracować, robię to też, by nie zwariować, ale każdego dnia zadaję sobie pytanie czy jest sens, skoro i tak nikt tego nie zauważy i nie doceni. Czy jest sens, skoro przez resztę tego swojego nędznego życia będę już sam. Bo chociaż staram się zmienić to i tak dla wszystkich wciąż będę egoistycznym śmieciem, któremu nie warto zaufać i dać ostatniej szansy. - Powiedział, siadając przy stole i chowając głowę w dłoniach, by ukryć łzy.
- Masz rację, Itan, na przebaczenie Pauli i Martina czy też Sandry będziesz musiał się sporo napracować, ale znam Paulę i wiem, że prędzej czy później ci wybaczy. Gorzej może być z Martinem, ale nasza siostra ma na niego dobry wpływ i jestem pewna, że pod jej wpływem on też z czasem zmięknie. Co do Sandry... No cóż, jeśli ta laska naprawdę cię kocha, to także ci wybaczy. Ja nie muszę ci niczego wybaczać i mylisz się, myśląc, że nie zauważyłam, jak bardzo się zmieniłeś. Mylisz się, myśląc, że tego nie doceniam. Doceniam, powiem więcej, jestem dumna, że stałeś się takim facetem i to w tak krótkim czasie. I nawet jeśli inni ci nie wybaczą i będą Tobą gardzić... Ja zawsze będę przy Tobie. - Powiedziała, przytulając się do niego.
Ten gest sprawił, że Itan rozsypał się całkowicie, dając ujście swoim łzom wtulając się w nią jak małe bezbronne dziecko.
****************
Kilka dni później.

Tydzień zajęło Victorii przystosowanie jednego z pokoi do potrzeb Daniela. W pierwszej kolejności kupiła i sprowadziła łóżko szpitalne oraz aparaturę do monitorowania stanu zdrowia jej ukochanego. Następnie zatrudniła lekarza i pielęgniarkę oraz rehabilitanta i masażystę. Na koniec zrobiła grafik opieki nad Danielem, rozdzielając po równi zadania między sobą, Sandrą a Marią. A gdy wszystko było już gotowe i zaakceptowane przez lekarza prowadzącego, karetka przywiozła Daniela do domu. Dopiero wtedy zajęła się załatwianiem szkoły dla Sofii i kontrolowaniem firmy pod nieobecność blondyna. Na sprawę Loreny nie poszła, ale jej prawnik zaraz po ogłoszeniu wyroku zadzwonił do niej i poinformował, że sprawczyni została skazana na dwadzieścia pięć lat pozbawienia wolności w zakładzie karnym o zaostrzonym rygorze.Ten werdykt bardzo ucieszył brunetkę i od razu podzieliła się ową nowiną z teściową i Sandrą. One także nie posiadały się z radości. Bo jak tu się nie cieszyć, skoro wszystko zaczęło się wreszcie układać. Daniel, chociaż w śpiączce, nareszcie był w domu, Lorena skazana, Victoria spodziewała się dziecka człowieka, którego kochała od chwili gdy go poznała. Sofia przestała mieć problemy ze zdrowiem, jej brat pogodził się z Paulą, dzięki czemu znów był szczęśliwy. Sandra nie tylko znalazła pracę w Los Angeles, ale też nowego adoratora, który traktował ją dużo lepiej niż Itan. A i Maria będąc blisko syna i wnuczki oraz ukochanej synowej, stała się spokojniejsza i szczęśliwsza. Co prawda do pełni szczęścia każdego z nich brakowało tego, by Daniel się wybudził, ale i tak wszyscy się cieszyli, że w ogóle żyje. I chociaż życie Victorii od dnia zabrania blondyna ze szpitala zaczęło wyglądać jak na wariackich papierach, to nie żałowała swej decyzji. Każdy jej dzień zaczynał się o 5.00 rano. Wstawała i mając kwadrans, brała prysznic, ubierała się, malowała i biegła robić śniadanie. O 6.00 zasiadała do stołu razem z Marią i Sandrą. Jedząc śniadanie przypominały sobie, zaglądając w grafik, kto jakie zadania ma dziś do wykonania. Następnie o 6.30 Sandra biegła do pracy, a Victoria budziła córkę do szkoły. Tymczasem Maria szła do syna, by sprawdzić jak minęła mu noc. Dzięki nauce lekarza wszystkie trzy wiedziały, jak sprawdzić po aparaturze i monitorach czy w nocy nie było żadnego kryzysu u pacjenta. W czasie gdy teściowa badała syna, Victoria czekała aż Sofia zje śniadanie, a gdy skończyła, zawiozła ją do szkoły. Po powrocie szła do pokoju Daniela i razem z rehabilitantem, który punktualnie o 7.30 zjawiał się w ich domu, oddawała się ćwiczeniom, które miały zapobiec zastaniu się mięśni i ich zwiotczeniu u chorego. Innego dnia zajmowała się tym Maria, ona zaś wykonywała czynności, które dzień wcześniej robiła teściowa, czyli na przykład sprzątała dom. O 8.30 rehabilitacja kończyła się, a po niej przychodził czas na mycie, golenie i zmianę ubrania oraz pościeli u Daniela. Te czynności zawsze wykonywały dwie osoby, Victoria i Maria lub Vici i pielęgniarka. Toaleta zajmowała im godzinę, łącznie z resztą czynności. Tak więc około 9.30 brunetka zostawiając ukochanego pod opieką pielęgniarki i teściowej, jechała do firmy sprawdzić czy wszystko tam gra i wydać polecenia na następny dzień. Spędzała tam najdłużej trzy godziny, no chyba że było zebranie to pięć. W tym czasie Maria robiła obiad i sprawdzała czy pielęgniarka prawidłowo i sumiennie wykonuje swoje obowiązki. A kiedy synowa wracała z pracy matka Daniela szła do ogrodu na chwilę relaksu, nim podejmie się kolejnych zadań, tymczasem ona sama udawała się do pokoju męża i opowiadając mu o tym, co wydarzyło się w domu i w firmie od rana spędzała z nim czas. O 13.00 Sandra kończyła pracę i odbierała Sofię ze szkoły, po czym obie wracały do domu na obiad. Oczywiście odbieranie małej także było zadaniem podzielonym po między trzy kobiety. Jednak zawsze, ale to zawsze po obiedzie Vici udawała się do pokoju córki, by pomóc jej w odrobieniu lekcji, a później obie szły do pokoju blondyna. Tam czytały mu książkę, śpiewały, bawiły się i opowiadały przeróżne historyjki. W tym czasie Sandra i Maria miały czas dla siebie, który głównie poświęcały także Danielowi, dołączając do Vici i Sofii. O 17.00 przychodziła pora na masaż i wizytę lekarza. Potem była kolacja i wieczorna toaleta, wszystko to trwało do 20.00. Tak więc kiedy Sofia przychodziła do taty, by dać mu buzi na dobranoc i wysłuchać bajki przed snem czytanej przez mamę, zawsze usypiała wtulona w ojca na jego łóżku. Takie dni pełne zajęć wykańczały brunetkę ,ale nigdy nie narzekała, wręcz przeciwnie, dziękowała Bogu za to, co ma, doceniając każdą chwilę z Danielem, córką i rodziną.
************************
FRANCJA
Cztery miesiące później.

Dwanaście godzin. Tyle trwał jej poród i chociaż była wykończona, to za żadne skarby nie myślała o tym, by się przespać. Siłę dawała jej radość, która ogarnęła jej zmęczone ciało, jak tylko lekarz położył na jej brzuchu syna. Pełni szczęścia zaznała jednak, widząc Martina kołyszącego w swoich ramionach ich dziecko. Uśmiechnięty od ucha do ucha wpatrywał się w małego jak zaczarowany. Radość, która go przepełniała, była tak silna, że nawet Paula ją czuła. I choćby dawano jej teraz milion dolców za to, by odpoczęła, odmówiłaby, nie chcąc przegapić tej cudownej chwili. Chwili, która jeszcze kilka miesięcy temu wydawała się nie do zrealizowania. Bo gdyby Martin jej nie wybaczył i nie otoczył opieką, być może to dziecko nawet, nie przyszłoby na świat. Na szczęście brunet dał jej drugą szansę, co więcej, przez cztery miesiące dzień w dzień, a czasem i w nocy siedział przy jej łóżku i dbał o nią jak o księżniczkę. Każdym czynem, gestem, pocałunkiem udowadniał Pauli, że jego miłość do niej wciąż jest silna i ta podła intryga Itana nie zmieniła jego uczuć względem niej. Miłość i opieka jaką jej podarował, sprawiła, że stała się spokojniejsza, szczęśliwa dzięki czemu jej ciąża rozwijała się prawidłowo i bez żadnych złych niespodzianek, jednak dla bezpieczeństwa jej i dziecka zostawiono blondynkę do końca ciąży w szpitalu. Aż w końcu nadszedł ten dzień i ich syn pojawił się na świecie.
- Jak go nazwiecie? - Zapytała Savanna, chcąc sprawdzić czy którekolwiek z nich na świadomość, że ona także jest w tej sali i pragnie powitać swojego siostrzeńca.
- Olivier. - Powiedział brunet, nie spuszczając wzroku z synka.
- Dominic. - Rzekła Paula w tym samym czasie, co mąż spoglądając na siostrę, po czym przeniosła wzrok na Martina, słysząc, że podali różne imiona.
- To w końcu jak, Olivier czy Dominic? - Zapytała Sav, spoglądając to raz na jedno to raz na drugie.
Wtedy Martin oderwał wzrok od dziecka i spojrzał na ukochaną. Po kilku sekundach wpatrywania się w siebie, oboje zgodnie odpowiedzieli.
- Olivier Dominic Herrera.
- Świetnie, a teraz daj mi małego, by mógł poznać swoją ciocię. - Powiedziała, biorąc z ramion bruneta maluszka. - A tak swoją drogą, to z deka mnie przerażacie tym swoim telepatycznym porozumiewaniem się. - Dodała, mając na myśli zajście z przed kilku sekund. Oczywiście nie po raz pierwszy była świadkiem czegoś takiego, jednak wciąż nie mogła się przyzwyczaić, że Paula i Martin potrafią porozumiewać się bez słów. Ona i jej maż także darzyli się wielką miłością, ale u nich coś takiego nie miało nigdy miejsca. Owszem, zgadzali się w większości kwestiach czy też życiowych decyzjach, ale bez omówienia tego wcześniej nie było mowy samym spojrzeniem dojść do takich samych wniosków.
- To się nazywa siła miłości, siostra.- Powiedziała blondynka, wtulając się w ramiona męża.
- Jasne. - Prychnęła nieprzekonana. - Mało ważne jakie licho jest między wami, że tak doskonale się rozumiecie i tak mocno kochacie... Ważne jest, że dzięki temu uczuciu powołaliście na świat cud. Bo ten maluch to najsłodsze i najcudowniejsze dziecko jakie widziałam. - Powiedziała, wpatrując się zauroczona w Oliviera.
- Święta racja. - Usłyszała po chwili głos obojga równocześnie.
Z przerażeniem w oczach spojrzała na nich, po czym cała trójka wybuchnęła śmiechem.
************************
Informacja od Martina o narodzinach jego syna, bardzo ucieszyła Victorię, dlatego jak tylko zakończyła rozmowę telefoniczną z bratem, poszła do pokoju blondyna, by podzielić się z nim tą wspaniałą nowiną.
- Kochanie, mam cudowną nowinę. - Powiedziała, wkraczając do pokoju. - Nasz Martin właśnie został ojcem silnego i zdrowego Oliviera. - Oznajmiła z radością w głosie, siadając na łóżku obok ukochanego. - Mają wysłać mi zdjęcia na telefon, byśmy mogli go zobaczyć. - Mówiła, głaszcząc dłoń blondyna. - Martin obiecał mi też, że jak tylko mały podrośnie na tyle, by móc latać samolotem, to nas odwiedzą. Być może do tego czasu na świecie pojawi się nasz syn. - Dodała, odruchowo kładąc dłoń męża na swój wydatny już brzuch.
Jego ręka spoczywała na jej brzuszku, ale tylko dlatego, że ją przytrzymywała, bo gdyby tylko puściła dłoń Daniela, ona opadłaby, gdyż blondyn wciąż był w letargu. Na samą myśl, że ukochany raczej nie będzie świadkiem narodzin swojego dziecka, natychmiast zrobiło się jej smutno. Chciała jednak wierzyć, że tym razem los okaże się łaskawszy i ukochany na czas wybudzi się ze śpiączki, by móc przywitać na świecie swojego syna, skoro nie mógł być przy narodzinach córki.
- Obudzisz się, prawda? - Zapytała, spoglądając na twarz śpiącego blondyna.
Niestety, odpowiedziała jej głucha cisza. Nie poddawała się jednak i dalej mówiła, mając nadzieję, że któregoś dnia mąż w jakikolwiek sposób zareaguje na jej słowa.
- Obudzisz, bo wiesz, jak bardzo cię potrzebujemy. Tęsknię za twoimi namiętnymi pocałunkami, Danielu. Tęsknię za naszymi rozmowami, pragnę, byś znowu brał mnie w swoje silne ramiona, zanosił do sypialni i kochał się ze mną do utraty tchu. Pragnę zaraz po przebudzeniu widzieć twój uśmiech... Ten słodki, a zarazem seksowny uśmiech. Chcę znów spoglądać w twoje oczy, które tak pokochałam. Chcę móc się z tobą kłócić i wariować, dzielić się z tobą smutkiem i radością. Chcę razem z Tobą patrzeć jak nasze dzieci rosną, idą do szkoły, zakochują się, odnoszą sukcesy. Chcę razem z Tobą ocierać im łzy, pocieszać i chronić, gdy spotka ich coś złego. - Mówiła, a po jej policzkach mimowolnie płynęły łzy.
- Musisz się obudzić, kochanie... Choćby po to, by zobaczyć jak nasza córka dojrzała, odkąd zapadłeś w śpiączkę. Musisz zobaczyć jej rysunki, które powiesiła na ścianie w twoim pokoju. Musisz wyzdrowieć, by znowu czytać jej bajki, bawić się z nią... Nie tylko ona, ale nasz syn także będzie cię potrzebował. Bo kto jak nie ojciec, nauczy go jeździć samochodem, podrywać dziewczyny. Kto jak nie Ty, da mu przykład, jak być dobrym człowiekiem. Ja, nasze dzieci, twoja matka, siostra i wiele innych osób bardzo cię potrzebujemy. Więc błagam cię, ukochany, wróć do nas.
Po tych słowach wstała po chusteczkę, by otrzeć łzy, gdy nagle maluch w jej brzuchu zaczął mocno kopać. Usiadła więc z powrotem koło Daniela i ponownie przyłożyła jego dłoń do swojego brzucha.
- Widzisz Danielu, nawet nasz syn daje znać, że bardzo cię potrzebujemy. On też chce, byś do nas wrócił.
Kopniaki stawały się z chwili na chwilę coraz mocniejsze, jakby dziecko chcąc wesprzeć matkę w słowach, dawało znać, że we wszystkim co mówi ono się z nią zgadza. Kopało i kopało, a Victoria nie puszczając dłoni blondyna siedziała, chcąc, by ukochany czuł tę radość, którą ona czuła w tej chwili. I nagle ręka Daniela delikatnie zacisnęła się na jej brzuchu. Brunetka w pierwszej chwili znieruchomiała, nie mając pewności czy naprawdę to poczuła, czy tylko się jej wydawało. Kilka sekund później poczuła znów to samo i wtedy zrozumiała... Daniel nie dość, że ją słyszał, to jeszcze dał jej znak. Natychmiast oszalała z radości.
- Kochanie, Ty mnie słyszysz! - Mówiła, całując go po twarzy i śmiejąc się oraz płacząc na przemian z tej radości. - Skarbie, nawet nie wiesz, jak się cieszę. Kochany mój, teraz już wiem, że prędzej czy później znów będziesz z nami. Kocham cię... Kocham, mój najdroższy.
****************
Od wyjazdu z Meksyku minęło siedem miesięcy i chociaż wpadała tu raz w miesiącu, by opłacić rachunki, załatwić sprawy urzędowe i zobaczyć czy jej przyjaciółka dobrze opiekuje się domem, to teraz czuła się, jakby wróciła tu po raz pierwszy. Nie zmieniło się nic ani w domu, ani w mieście, jednak dla niej dom jak i sam Meksyk stał się obcy przez te miesiące nieobecności. Być może dlatego tak się czuła, bo z Sandry, która stąd wyjeżdżała, nie zostało już nic. Ta szalona, buntownicza dziewczyna zniknęła, a na jej miejsce pojawiła się pracowita, spokojna i odpowiedzialna dziewczyna. Drugim powodem mógł być fakt, że w Meksyku już nic jej nie trzymało. Pracę, szkołę, rodzinę i faceta miała teraz w Los Angeles i to tam było jej miejsce. Dlatego tak łatwo przyszło podjąć jej decyzję o przeprowadzce na stałe do L.A. I głównie dlatego przyjechała tu dziś, by zamknąć wszystkie sprawy, zabrać resztę rzeczy, jakie tu zostawiła i ten rozdział swojego życia zamknąć na zawsze, by móc zacząć nowy w Los Angeles u boku Caina, swojego przyszłego męża. Matka skorzystała z okazji, że Victoria wzięła kilka dni urlopu, a Sofia ma ferie zimowe i razem z nią przyleciała do Meksyku, by odwiedzić przyjaciółki i pochwalić się wnuczką, którą zabrała ze sobą, chcąc, by mała także mogła odwiedzić swoje stare koleżanki. Oczywiście przed wyjazdem czerwono włosa jak i Maria zadbały, by Vici miała kogoś do pomocy przy Danielu. Tymczasem one po rozpakowaniu kilku rzeczy, które ze sobą zabrały, poszły zwiedzić swoje dawno niewidziane miasto. Po trzech godzinach wędrówki Maria zabrała Sofię do Heleny, swojej najbliższej przyjaciółki, która miała wnuczkę w tym samym wieku, co córka Victorii, zaś Sandra mając dość spacerów, wróciła do domu i kiedy już miała otwierać drzwi, przed jej domem zatrzymał się samochód. Kilka sekund później wysiadł z niego wysoki, dobrze ubrany mężczyzna.
- Przepraszam Panią. - Odezwał się, idąc w jej kierunku. - Czy mam może przyjemność z panienką Sandrą?
- Tak, a o co chodzi? - Zapytała zaskoczona, że nieznajomy zna jej imię.
- Nie pamięta mnie Pani? - Zapytał, widząc jej zaskoczoną minę.
- Nie bardzo. - Odpowiedziała, uważnie mu się przyglądając.
- Nazywam się Rodrigo Hernandez i jestem adwokatem Itana Su...
- Aaa, tak już pamiętam. - Odparła szybko, słysząc nazwisko.
- Czy możemy porozmawiać?
- Nie chcę być nieuprzejma, ale jeśli chodzi o Itana, to przykro mi, ale nie mam ochoty rozmawiać o tym człowieku. - Powiedziała stanowczo.
- Rozumiem, że on bardzo Panią skrzywdził, ale proszę dać mi pięć minut.
- Proszę Pana, naprawdę dziwi mnie fakt, że adwokat zajmuje się sprawami osobistymi swoich klientów. Co więcej, wydaje mi się, że w ten sposób przekracza Pan swoje kompetencje. To tyle, co mam Panu do powiedzenia, a jeśli chodzi o Itana, to proszę mu powiedzieć, żeby więcej Pana do mnie nie wysyłał, bo...
- Itan nie wie, że tu jestem. - Wtrącił się, nim skończyła zdanie.
- To tym bardziej dziwi mnie fakt, że adwokat o tak dobrej opinii narusza etykę zawodową, wtrącając się w sprawy swoich klientów i to bez ich wiedzy.
- Nie jestem tu jako adwokat, a jako przyjaciel Itana.
- Przyjaciel?! - Zapytała zdziwiona.
- Tak, przyjaciel.
- O ile wiem, Itan nie ma przyjaciół, zaś lista jego wrogów jest tak duża jak księga bicia rekordów. I jednym z tych wrogów jestem JA. - Powiedziała, kładąc nacisk na słowo ja.
- Gdyby dała mi Pani te pięć minut, już dawno zniknąłbym Pani z oczu, zamiast prowadzić tę bezsensowną rozmowę. No więc jak?
- Ależ Pan uparty! - Burknęła oburzona, gdyż po części miał rację. - Dobrze, wysłucham Pana. - Powiedziała, po czym odwróciła się w stronę drzwi, by wreszcie je otworzyć.
On tymczasem pobiegł do auta, otworzył bagażnik i wyjął z niego granatowe pudło. Chwilę później siedział już w jej salonie.
- No więc, zamieniam się w słuch. - Powiedziała, siadając obok niego na sofie.
- Proszę. - Rzekł, wręczając jej do rąk owe pudło.
- Co to? - Zapytała zaskoczona po raz kolejny.
- Listy.
- Listy? - Zapytała, nie bardzo rozumiejąc.
- Tak, listy od Itana do Pani.
- A więc jednak Itan wysłał Pana do mnie. - Powiedziała, spoglądając na niego oskarżycielsko, że ją okłamał.
- Itan napisał te listy do Pani, ale nigdy nie zamierzał ich wysłać, co więcej jakiś tydzień temu kazał mi je spalić.
- No więc, czemu Pan tego nie zrobił?
- Bo kiedy chciałem to zrobić, przypomniałem sobie, jakim człowiekiem był It, kiedy go poznałem, a jakim jest teraz. I pomyślałem, że mimo wszystko należy mu się szansa. Dlatego zamiast je spalić, przywiozłem je Pani.
- Po co?
- Niech je Pani przeczyta... wszystkie i zastanowi się raz jeszcze, czy nie dać mu szansy.
Powiedział i nim Sandra zdążyła mu powiedzieć, że żadne listy nie przekonają jej, by znowu zaufała Itanowi, adwokat się pożegnał i ulotnił. A ona zszokowana siedziała tak dłuższą chwilę i wpatrywała się w pakunek. Aż w końcu nie wytrzymała i otworzyła wieko pudełka. To co tam zobaczyła, wprawiło ją w osłupienie. Mówiąc listy, sądziła, że Rodrigo ma na myśli pięć, góra dziesięć listów, ale na pewno nie dwieście. Tak, dwieście. Nie to, że je tak szybko policzyła, ale każdy z nich był ponumerowany, a na ostatnim pisało.
List numer 200 - Ostatni.
Już miała jeden z nich wziąć do ręki i przeczytać, tak z czystej ciekawości, ale w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Zamknęła więc pudełko, postawiła na stolik i pobiegła otworzyć.
- Cześć, kochanie.
- Cain!
- Co, zaskoczona? - Zapytał z uśmiechem na twarzy.
- Tak...Tak, i to bardzo.
- Wiem, że miałem przylecieć dopiero za tydzień, ale udało się ubłagać szefa, by dał mi wolne wcześniej i oto jestem! - Powiedział, przyciągając ją do siebie. - Cieszysz się?
- Jasne. - Odpowiedziała, nim złożył pocałunek na jej ustach.
*******************
Jej radość z faktu, że Daniel poruszył dłonią, nie trwała zbyt długo. Bo jak tylko lekarz zbadał blondyna, rozwiał jej nadzieję natychmiast.
- Przykro mi, Victorio, ale musiało ci się wydawać, że on jakkolwiek zareagował.
- Nie wydawało mi się, ja naprawdę poczułam, jak on zaciska dłoń na moim brzuchu. - Mówiła, starając się przekonać doktora, że mówi prawdę.
- Zbadałem go. I jego źrenice, mózg czy jakakolwiek inna część ciała ani razu nie zareagowała.
- Ale...
- Rozumiem, że pragniesz, by Daniel się obudził i uwierz mi, ja także byłbym z tego powodu szczęśliwy, ale wielokrotne badania robione w ciągu tych miesięcy, od kiedy zapadł w śpiączkę, wyraźnie mówią, że nie ma na to szansy.
- Ale ja czułam...
- Być może sobie to wyobraziłaś lub wydawało ci się. Zrozum, jesteś w ciąży, a w tym stanie kobiety są bardziej wrażliwe.
- Chcesz powiedzieć, że ze względu na ciążę wymyśliłam sobie, że Daniel mnie słyszy, rozumie i daje mi znak, że jest z nami?
- Chcę powiedzieć, byś wreszcie pogodziła się z faktem, że on nigdy się nie obudzi.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anetta418
Administrator
Administrator



Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:16, 18 Lip 2015 Powrót do góry

Rozdział 39



Kilka tygodni później.
Jak tylko mały zasnął, Paula wróciła do salonu, chcąc dokończyć rozmowę z mężem. Usiadła obok, wzięła pilot z jego dłoni i wyłączyła telewizor, nie chcąc, by cokolwiek ich rozpraszało. Natychmiast zmienił pozycję, odkręcając się w jej stronę tak, by mógł widzieć jej oczy.
- No więc, o czym chciałaś porozmawiać, kochanie? - Zapytał, głaszcząc ją po głowie.
Patrzyła na niego dłuższą chwilę w milczeniu, zbierając się na odwagę, bo to co zamierzała powiedzieć, raczej nie ucieszy bruneta i być może skończy się kłótnią. Dlatego tak ciężko było jej zacząć ten temat. Po raz ostatni wzięła głęboki oddech na uspokojenie i wreszcie wykrztusiła:
- Zamierzam odwiedzić Itana.
- Rozumiem. - Powiedział bez cienia zdziwienia oraz złości.
Taka reakcja zaskoczyła Paulę, co nie uszło uwadze Martina.
- Przypuszczałaś zapewne, że się wścieknę, prawda?
- Jeśli mam być szczera, to tak.
- Kochanie... - Powiedział, przysuwając się w jej kierunku bliżej. - Przyznaję, Itan nie jest moim ulubieńcem i pewnie do końca życia mu nie zapomnę tego, co nam zrobił, ale...
- Ja też tego nie zapomnę. - Powiedziała, wchodząc mu w słowo.
- Ale wybaczyłaś mu, prawda? - Zapytał, mimo iż już od dawna znał odpowiedź.
- Tak. - Odparła skinąwszy głową.
- I dobrze, bo to twój brat.
- No, ale Ty...
- Ja też mu już wybaczyłem i chętnie go z tobą odwiedzę. Nie oczekuj jednak ode mnie, że zacznę mu nagle ufać tylko dlatego, że się zmienił, jak twierdzi Savanna.
- Sama nie wiem czy będę potrafiła mu ufać, ale chcę dać mu szansę.
- Ja też mu ją dam, ale pewnie jeszcze długo będę patrzył mu na ręce. Nie wiem, jak ułożą się moje relacje z nim, ale pamiętaj, że zawsze będę po twojej stronie.
- Jesteś kochany, wiesz?
- Wiem. - Odparł z cwaniackim uśmiechem na twarzy.
- Kocham cię. - Powiedziała i za nim zdążył otworzyć usta, by odpowiedzieć jej tym samym, Paula zarzuciła mu ręce na szyję i wpiła się w jego wargi z taką siłą, że przewróciła go na plecy. Sama zaś upadła na niego, pogłębiając coraz bardziej pocałunek. Oboje byli spragnieni siebie, jak jeszcze nigdy, gdyż od czasu rozstania nie mieli okazji, by się kochać. Najpierw uniemożliwiało im to rozstanie, potem ciąża, a teraz dziecko, które zawsze budziło się w tak zwaną ,,nie porę", dlatego bez zastanowienia zaczęli zdzierać z siebie ubrania w nadziei na choćby szybki numerek. Paula wręcz zdarła z bruneta koszulkę, którą dwa dni temu kupił w sklepie. A i Martin nie pozostał jej dłużny, zrywając z niej sukienkę. Niestety i tym razem szczęście im nie dopisało, bo w chwili kiedy ledwo zrzucili z siebie ubrania, do ich drzwi zabrzęczał dzwonek. Nie chcąc obudzić małego, byli zmuszeni szybko się pozbierać i otworzyć nieproszonemu gościowi. Blondynka, będąc w samej bieliźnie, pędem pobiegła na górę po nową sukienkę, gdyż z tej zostały tylko strzępy, a Martin ruszył ku drzwiom, by powitać gościa. Co prawda, nie co dzień witał ich w samych dżinsach i bez koszulki, z której także nic nie zostało, ale lepiej w dżinsach z gołą klatą, niż w bieliźnie tak przezroczystej, że mogłoby to zgorszyć przybysza. Za drzwiami stała Savanna. Brunet natychmiast wpuścił ją i zaprosił do salonu, i nim dobrze się w nim rozgościła, na dole ponownie pojawiła się Paula.
- Kochanie, kto to? - Zapytała, wchodząc do pokoju, jak gdyby dopiero co wyszła z sypialni po tym, jak uśpiła dziecko.
- To ja. - Odpowiedziała Sav, uśmiechając się do niej promiennie i spoglądając kątem oka na pół nagiego Martina.
- Stało się coś, że tak nagle wpadłaś? - Zapytał brunet, który wciąż próbował ochłonąć z podniecenia, jakie zafundowała mu żona chwilę wcześniej.
Pytanie zostało zadane mało przyjaznym tonem i dlatego Savanna natychmiast spojrzała na Martina podejrzliwie.
- Przeszkadza ci, że przyszłam? - Zapytała lekko zaskoczona jego zachowaniem.
- Nie, skąd. Przecież wy Suarezowie zawsze lubicie wpadać nie w porę.
- Skarbie... - Zaczęła Paula, chcąc zrugać męża ze tę uwagę, ale nie zdążyła , bo Sav natychmiast rzuciła kolejne pytanie.
- Skoro wpadłam nie w porę, to dlaczego mnie wpuściłeś? - Zapytała już tym razem ostrzejszym tonem, gdyż się zdenerwowała.
- Bo jesteś siostrą mojej żony, poza tym to w czym przeszkodziłaś i tak już prysło. - Odpowiedział, po czym jak najszybciej udał się na górę do pokoju synka.
- Możesz mi powiedzieć, co go ugryzło? - Zapytała Sav, jak tylko brunet zniknął z jej pola widzenia.
- Brak seksu. - Odpowiedziała Paula, na co siostra zrobiła wielkie oczy.
******************************
Od czasu rozmowy z lekarzem, Victoria bardzo się zmieniła. Przygasła, a wraz z nią nadzieja, że Daniel się obudzi. Jej wiara nie umarła całkowicie, ale od czasu tej rozmowy ciągle słowa doktora szumiały jej w uszach, przez co odbierało jej to chęci do życia. Dlatego też przestała jeździć do firmy i doglądać interesu. Tę czynność powierzyła najlepszemu przyjacielowi Daniela, który razem z nim prowadził ową firmę. Sama zaś jeszcze więcej czasu poświęcała córce i ukochanemu. Bardzo często kładła się koło blondyna i wtulona w jego pierś modliła się, płakała lub błagała Boga, by zlitował się nad ich losem i pozwolił jej ukochanemu wyzdrowieć. Z obawy, że go straci starała się nie odstępować go na krok. Opuszczała jego pokój tylko wtedy, gdy było to konieczne. Gdy na przykład musiała zawieść Sofię do szkoły. Wszelkie zabawy z córką, rozmowy czy też odrabianie lekcji odbywały się także w pokoju jej ukochanego. Sandra, jak i Maria po powrocie z Meksyku natychmiast zauważyły, że z Vici dzieje się coś niepokojącego. Próbowały z nią rozmawiać i dowiedzieć się, cóż takiego się wydarzyło, że brunetka nagle się tak zmieniła. Jednak Victoria twierdziła, że to z powodu ciąży ma takie nastroje. Przez kilka dni udawało się jej oszukać teściową, jak i siostrę blondyna, ale Sandra zbyt dobrze ją znała i z czasem się zorientowała, że to nie ciąża jest powodem jej zachowania. I kiedy Victoria przy kolejnej próbie rozmowy, znowu starała się zwalić winę na ciążę, czerwono włosa wprost powiedziała, że jej nie wierzy. I wtedy brunetka pękła i opowiedziała o całej rozmowie z lekarzem Sandrze. Dziewczyna tak samo, jak Vici wcześniej oburzyła się, słysząc, co powiedział lekarz.
- Jak tylko ten palant tu przyjdzie, już ja mu wygarnę. - Powiedziała wściekła.
- To będziesz musiała z tym iść do jego gabinetu, bo go zwolniłam. - Powiedziała Vici, ocierając łzy, które jak zwykle popłynęły na wspomnienie okrutnych słów doktorka.
- Serio?!
- Tak.
- I dobrze, bo gdybyś tego nie zrobiła, ja bym się tym zajęła. A teraz posłuchaj mnie uważnie Vici, bo powiem to tylko raz. Daniel się obudzi. Może nie dziś, nie jutro, być może dopiero za rok, ale się obudzi.
- Chcę w to wierzyć, ale...
- Nie ma żadnego ale! On się obudzi, bo cię kocha, będzie walczył dla Ciebie i Sofii. Bóg wystawił was i waszą miłość na kolejną próbę, ale jestem pewna, że jeszcze ci go nie odbierze. Przecież mój brat musi poznać swojego syna, a także córkę, dla której był ojcem zbyt krótko, by teraz musiała go znowu stracić. Ty także nie zdążyłaś nacieszyć się jego miłością, dlatego wiem, że nie nadszedł jeszcze czas, by Daniel nas zostawił. Nie pozwól, by słowa jakiegoś lekarzyny zachwiały twoją wiarę i odebrały nadzieję, bo pamiętaj, że to nie w jego rękach jest życie Daniela, tylko w rękach Boga. - Powiedziała z powagą, spoglądając na swoją bratową.
- Masz rację, to Bóg decyduje o życiu, a nie jakiś lekarz. I dopóki serce Daniela bije, ja będę wierzyła, że kiedyś się obudzi. - Powiedziała i natychmiast jej oczy napełniły się blaskiem nadziei, którą prawie że straciła.
***********************
Wiedział, że zachował się nieuprzejmie wobec Savanny, ale brak seksu potrafił faceta doprowadzić do furii. Dopóki był sam, nie przeszkadzało mu to, że nie uprawiał tego ,,sportu" , ale jak nie mieć ochoty na seks, mając tak seksowną żonę, która samym pocałunkiem potrafi doprowadzić go do utraty zmysłów. Mimo wszystko to go nie tłumaczyło ani jego zachowania. Dlatego jak tylko ochłonął pod zimnym prysznicem, ubrał się i poszedł do domu Sav, by ją przeprosić. Ledwo otworzyła drzwi, jak z jego ust padło PRZEPRASZAM. Uśmiechnęła się i wpuściła go do środka.
- Tak naprawdę, to ja przepraszam. - Powiedziała, zapraszając go do kuchni, gdzie właśnie przygotowywała obiad.
- Ty, a za co? - Zapytał zdziwiony.
- No wiesz, to, że mieszkacie w moim domku, nie daje mi prawa wpadać do was kiedy mi się zachcę i to bez zapowiedzi. I przysięgam, że to się więcej nie powtórzy.
- Nie musisz przysięgać, bo my i tak niedługo wracamy do Meksyku.
- Wiem i trochę mi smutno, że będziecie tak daleko ode mnie.
- My także będziemy za Tobą tęsknili, ale musimy tam wrócić.
- Z powodu twojej siostry, tak?
- Moja siostra obecnie mieszka w Los Angeles, ale pewnie kiedyś też wróci do Meksyku. No chyba, że Daniel nigdy się nie obudzi lub obudzi, ale oboje zdecydują już na stałe pozostać tam.
- No więc, do czego chcecie wracać? Przecież tu też możecie ułożyć sobie życie.
- Wiem, ale tam mamy swój dom pełen wspaniałych wspomnień. Tam także jest grób moich rodziców, no i Itan.
- Itan siedzi.
- Ale kiedyś wyjdzie, a dopóki to się nie stanie, Paula będzie chciała go odwiedzać, a będąc na miejscu, ułatwi jej to zadanie. Poza tym ktoś będzie musiał dopilnować, by nie zszedł znowu na złą drogę, gdy już wyjdzie z tego pudła, prawda? A kto jak nie ja i Paula się do tego nadajemy?
- No wiesz... Zawsze ja mogę wziąć go w ryzy. W końcu to także mój brat.
- Wiem i prawdopodobnie poradziłabyś sobie z nim lepiej niż Paula, bo masz twardszy charakter, ale wątpię, by udało ci się go sprowadzić do Francji.
- Racja.
- No widzisz, a tak my się tym zajmiemy, a Ty będziesz miała kolejny powód, by nas częściej odwiedzać.
- Dobra, przekonałeś mnie. Chociaż wystarczyło wspomnieć o waszym synu i już mam wielki powód, by was bardzo, bardzo często odwiedzać. - Powiedziała z rozmarzoną miną na wspomnienie siostrzeńca.
- Dobra Sav, ja spadam, bo zaraz razem z Paulą idziemy na spacer dotlenić naszego syna.
- Jasne, rozumiem.
- I serio, jeszcze raz przepraszam.
- Daj spokój, nic się nie stało.
Posłał jej uśmiech wdzięczności za wyrozumiałość i wyszedł.
*****************************
Od powrotu z Meksyku minęło dwa tygodnia, a Sandra wciąż nie mogła zdobyć się na odwagę, by przeczytać listy od Itana. Gdyby wtedy Cain jej nie przeszkodził, pewnie już dawno, by to zrobiła. Niestety lub stety przeszkodził i tak oto pudło z listami stało ciągle nieruszone. Ciekawość, która wtedy wzięła górę, nagle stała się strachem. Strachem przed tym czy jej życie nie wywróci się do góry nogami po przeczytaniu tych listów. Być może nie zawierały one nic niezwykłego. Być może owe wyznania nie zrobiłyby na niej nawet wrażenia, ale gdzieś podświadomie czuła, że jednak te listy odmienią jej poukładane życie. A tego nie chciała, bo zbyt długo i ciężko pracowała na to, by pogodzić się z myślą iż Itan to nie facet, z którym spędzi resztę swojego życia. I choć nie kochała Caina, to jednak w jakiś sposób zależało jej na nim. Dbał o nią, kochał, szanował, rozumiał i głównie dlatego tak szybko przyjęła jego oświadczyny. Owszem, wciąż kochała Itana, ale nie potrafiła mu wybaczyć i to było kolejnym powodem, dla którego tak szybko rzuciła się w ramiona Caina. By całkowicie zamknąć rozdział dotyczący ją i Itana przeprowadziła się na stałe do Los Angeles mając nadzieję, że w ten sposób już nigdy It nie stanie na jej drodze, a jej miłość do niego z czasem zniknie na zawsze. Czy tak się stanie? Czas pokaże, pomyślała i schowała pudełko do najgłębszego miejsca w szafie.
**********************
Wieczorem.
Po relaksującym prysznicu zarzucił na siebie bokserki i spodnie dresowe, po czym wyszedł z łazienki. Pauli nie było w pokoju. Zeszedł więc na dół w nadziei, że znajdzie ją w kuchni. Ledwo przystąpił próg salonu, jak usłyszał jej głos.
- Szukasz mnie? - Zapytała, zapalając lampkę w salonie.
Od razu jego wzrok powędrował na kanapę. Siedziała na kanapie z nogą założoną jedna na drugą, odziana jedynie w jasnoniebieską koszulę należącą rzecz jasna do niego. Zlustrował ją wzrokiem od góry do dołu, a po całym ciele przeszedł go dreszcz podniecenia.
- Owszem. - Odpowiedział, podchodząc ostrożnie do kanapy, nie spuszczając z niej ani na chwilę wzroku.
- No to mnie znalazłeś i co teraz? - Zapytała, przeciągając się jak kotka.
- Ty mi powiedz. - Rzekł, siadając na brzegu sofy.
Natychmiast przybliżyła się do bruneta i przejechała dłonią po jego torsie. Zadrżał, po czym pochylił się w jej stronę, chcąc pocałować, odsunęła się lekko i spojrzała mu z satysfakcją w oczy, w których tańczyły iskierki pożądania. Uśmiechnął się, widząc, jak próbuje się z nim droczyć. Po czym jednym szybkim i zwinnym ruchem załapał ją za kark i wpił się w jej usta z taką zachłannością, jakby potrzebował tego pocałunku do oddychania. Całował ją żarliwie i namiętnie, zatrzęsła się z podniecenia, kiedy ułożył ją wygodnie na sofie, po czym okrył swoim pół nagim ciałem. Chcąc przejąć inicjatywę na nowo, Paula zrzuciła ukochanego z siebie i jak tylko wylądował na podłodze, usiadła na niego okrakiem.
- Dziś ja tu rządzę. - Powiedziała, po czym zaczęła pieścić jego szyję językiem, liżąc ją i całując na przemian.
Pozwolił jej przejąć inicjatywę, ale nie zamierzał całkiem poddać się rządom blondynki i już po chwili jego dłonie błądziły po jej nagich udach i pośladkach. Wiedziała, że jeśli pozwoli mężowi dotykać się w jakikolwiek sposób, to za chwilę ona będzie na dole, a on na górze dlatego strząsnęła z siebie jego dłonie i skarciła go wzrokiem jak jakieś małe dziecko, które coś przed chwilą przeskrobało. W geście poddania położył ręce pod głowę. Uszczęśliwiona Paula wróciła do przerwanych pieszczot. Jej język pieścił każdy skrawek ciała bruneta, zaczynając od ucha schodziła coraz niżej i niżej, a brunet z każdym pocałunkiem oddychał coraz szybciej. Kiedy dotarła do brzucha przystanęła, zsunęła z niego spodnie i bokserki. Otworzył oczy, które pod wpływem pieszczot zamknął i spojrzał na nią pytająco. Uśmiechnęła się łobuzersko, po czym jednym zwinnym ruchem ściągnęła z siebie koszulę. I nim zdążył wydać z siebie pomruk zachwytu, wzięła do ręki jego porządnie nabrzmiałą męskość. Natychmiast wciągnął powietrze do płuc i ze świstem wypuścił, czując, jak jej dłoń zamyka się na jego członku. A kiedy zaczęła stymulować nią wolnymi, leniwymi ruchami, Martin zacisnął powieki i na nowo odpłynął. Blondynka, widząc, że ukochanemu sprawia to ogromną przyjemność, przyspieszyła ruchy dłoni, chcąc dać mu jak najwięcej tej rozkoszy i doprowadzić na szczyt. Pieszczota ta wywoływała ciche jęki mężczyzny. Jego członek pulsował pod jej dotykiem, biodra zaczęły unosić się lekko do góry, mięśnie klatki piersiowej i brzucha stały się bardziej naprężone, jęki coraz głośniejsze. Obserwując męża, Paula wiedziała, że za chwilę doprowadzi go do spełnienia. I nagle role się odwróciły, bo brunet na czas się opamiętał. Niespodziewanie złapał żonę za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Jego siła i zaskoczenie sprawiło, że blondynka w mgnieniu oka opadła na nagie i cholernie podniecone ciało męża. Martin wykorzystał moment zaskoczenia i szybko przewrócił ją na plecy, przygważdżając swoim ciałem do podłogi. Zaczął całować jej szyję, co chwila przygryzając jej skórę. Schodził ku piersiom, by móc posmakować jej stwardniałych i sterczących sutków, które tak uwielbiał ssać i przygryzać. Wiedział, że jego żona także uwielbia tę pieszczotę i że jest zdolna dostać przy tym orgazmu. Lecz jego plan był inny. Jedną pierś ugniatał ręką a drugą pieścił zębami. Jej oddech stał się jeszcze szybszy. Martin zdawał sobie sprawę, że jeszcze chwila i Paula będzie szczytować. Przerwał gwałtownie pieszczoty. Kobieta wydała z siebie jęk niezadowolenia. Kiedy poczuł, że trochę się uspokoiła, ponownie zaczął pieścić jej ciało. Gdy chciała coś powiedzieć, on skutecznie zagłuszał ją pocałunkiem. Przyciskał ją swoim ciałem do dywanu, a dłońmi pieścił jej uda i pośladki. Jego dłoń rozpoczęła wędrówkę po wewnętrznej części jej uda. Kiedy dotarł do jej pochwy, z ust blondynki wydobył się jęk podniecenia. Zaczął zataczać kółka na jej łechtaczce, by po chwili wsunąć w jej wilgotne wnętrze palce. Kobieta wysunęła ku nim biodra, co poskutkowało tym, że mąż znowu zaprzestał pieszczot.
- Skarbie... - i znowu uciszył ją pocałunkiem.
Postanowiła więc ratować się dłońmi, chwyciła jego członka, ale on wyczuwszy jej zamiary, natychmiast złapał jej obie ręce i zablokował własnymi dłońmi.
- Oj, to było niegrzeczne. - Rzekł, po czym położył jej ręce po obu stronach głowy i przytrzymał.
- Chcesz mnie wykończyć? - Zapytała, starając się na wszelkie sposoby wyswobodzić się spod ukochanego, by znowu być górą.
Nie odpowiedział, tylko zamknął jej usta pocałunkiem, a kolanem rozsunął nogi, by po chwili w nią wejść jednym zdecydowanym ruchem. Natychmiast oplotła jego biodra swoimi nogami, zaciskając je jak najmocniej, by tym razem jej nie uciekł i skończył to, co zaczął. Spojrzał na nią i powoli zaczął się poruszać w jej wnętrzu. Jej oddech zaczął się pogłębiać z każdym ruchem bruneta, ciało wiło się pod nim coraz to bardziej i bardziej. Na jej twarzy widniał wyraz błogiego stanu, piersi unosiły się w górę i opadały z każdym jego pchnięciem. Przyspieszył, nie odrywając od niej wzroku ani na chwilę. Pragnął zobaczyć, jak jego żona szczytuje. Jedno pchnięcie, drugie, trzecie i nareszcie jej ciałem wstrząsnął spazm, a z gardła wydobył się głośny jęk rozkoszy. Wiła się jak kotka, krzyczała jego imię w taki sposób, że po chwili sam zaczął wić się pod wpływem orgazmu. Tej nocy jeszcze długo cieszyli się sobą, chcąc nadrobić stracony czas.
***************************
Odkąd pojawiła się na świecie, w jej życiu brakowało ojca. Pierwsze pięć lat to mama ją wychowywała, dbając, by nie brakowało jej niczego, a szczególnie miłości. Nie mogła narzekać, bo naprawdę była szczęśliwa, mając tak wspaniałą, kochającą i oddaną matkę, jaką była Victoria. Dodatkowa miłość także spływała ze strony nieżyjących już dziadków, czyli rodziców Vici i Martina, a także od niego samego i Pauli. Wszyscy starali się zrekompensować jej brak ojca. Jednak są w życiu chwile, kiedy nawet największa miłość nie sprawi, że nie będzie się tęskniło za tym, by mieć tatę. I dopóki Sofia nie wiedziała, że go ma, radziła sobie jakoś ze świadomością, iż mężczyzna, który ją począł, nigdy jej nie wychowa. Co prawda był jej przykro, kiedy widziała inne dzieci, bawiące się ze swoimi ojcami, ale nigdy tego nie okazywała. Cieszyła się z tego, że ma chociaż kochającą matkę, która za wszelką cenę stara się jej zastąpić oboje rodziców i nawet jeśli jej to nie wychodziło, Sofia i tak ją kochała. Teraz jednak miała ojca i świadomość, że wciąż nie może się z nim pobawić, pośmiać, sprawiała jej dużo większy ból. Jej cierpienie było o wiele bardziej bolesne, wiedząc, że to właśnie z jej powodu tato, którego ledwo co poznała, leżał teraz w śpiączce, z której być może nigdy się nie obudzi. Miała ledwo pięć lat, ale rozumiała dużo więcej, niż sądzili inni. Każdego dnia starała się zachować pogodę ducha, by nie martwić mamy. Chodziła do szkoły, bawiła się, uśmiechała, nikomu nie skarżyła, ale w środku ból rozrywał jej duszę. Nie rozumiała czemu, ktoś skrzywdził jej tatusia i to teraz kiedy dopiero co go poznawała. Nie zdążyła jeszcze zrobić z nim tylu rzeczy, a już ktoś postanowił jej go odebrać. Bolało i chociaż starała się wierzyć, że blondyn w końcu się obudzi, to z każdym dniem przychodziło jej to coraz trudniej. Mimo wszystko każdego wieczoru szła do jego pokoju, brała go za rękę, klękała przy łóżku i modliła się.
- Panie Boże, nie odbieraj mi tatusia... Spraw by wyzdrowiał, bo chcę mu powiedzieć, jak bardzo go kocham. Chcę, żeby choć raz odprowadził mnie do szkoły i znowu się ze mną pobawił. Chcę, by zobaczył moje rysunki, które zrobiłam specjalnie dla niego. Chcę, by zabrał mnie na spacer i opowiedział bajkę. Chcę, by mnie przytulił i dał buziaka. Chcę dowiedzieć się jeszcze tylu rzeczy o nim i sama opowiedzieć mu o sobie. Chcę, żeby się obudził, bo jeszcze tyle lat przed nami. Błagam cię Boziu, niech tatuś już do nas wróci z tego długiego snu. Jeśli sprawisz, że się obudzi, obiecuję już zawsze być grzeczna. Już nigdy nie wybiegnę na ulicę, nie będę marudzić, skarżyć się. Pomogę mamie we wszystkich obowiązkach, zajmę się braciszkiem, gdy już się urodzi. Będę zawsze grzeczna czy to w domu, w szkole, czy gdziekolwiek, tylko błagam zwróć mi tatusia. Wyrzeknę się lodów, zabawek i czego tylko sobie zażyczysz, ale pozwól mojemu tatusiowi żyć. Błagam cię o to w imieniu swoim, mojej mamy, babci, cioci, wujka i mojego braciszka, który także będzie potrzebował tatusia. Bo on jest dla nas wszystkim i jeśli nam go zabierzesz, to już nigdy nie będziemy szczęśliwi. Dlatego proszę, wysłuchaj moich modlitw i spraw, by tatuś wyzdrowiał. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.
Po tych słowach wstała i położyła się obok ojca. Kilka minut później spała już smacznie u jego boku, a łzy, które spływały po jej policzkach w czasie modlitwy, wyschły, pozostawiając jedynie po sobie ślad smugi na jej malutkich policzkach.
*****************************
Jakiś czas później.
Właśnie skończył uczyć się do kolejnego egzaminu, kiedy to klawisz przyszedł z informacją, że ma gościa. Był pewny, że tym kimś jest jego adwokat, z którym od jakiegoś czasu się przyjaźni. Pozbierał więc książki i zaniósł do celi, po czym policjant zaprowadził go do pokoju widzeń. Kiedy wszedł i zobaczył Paulę w towarzystwie Martina i Oliviera, o mały włos nie rozpłakał się ze szczęścia. Z całych sił powstrzymał jednak łzy, które cisnęły mu się do oczu i nim usiadł po drugiej stronie stolika, rzucił krótkie "cześć". Paula i Martin zrobili to samo.
- Coś się stało Savannie? - Zapytał po chwili, sądząc, że tylko taki powód był w stanie zmusić ich do odwiedzin po tym, co im zrobił.
- U niej wszystko w porządku, a u Ciebie? - Zapytała blondynka ze szczerą troską w oczach.
- Ujdzie. - Odpowiedział, cały czas spoglądając na malca, którego w swoich ramionach trzymał brunet. - A u was? - Zapytał, przenosząc wzrok na siostrę.
- Jak widzisz, dobrze.
- To świetnie, a teraz powiedzcie prawdę, dlaczego tu przyjechaliście? - Zapytał, tym razem spoglądając na nich oboje.
- Przyjechaliśmy powiedzieć ci, że chcemy zakopać topór wojenny, jaki między nami powstał, o ile jesteś na to gotowy i także tego chcesz. - Odpowiedział Martin, nim żona zdążyła się odezwać.
Ta odpowiedź zaskoczyła go szczególnie, że padła z ust szwagra, któremu to wyrządził najwięcej krzywdy. Przez chwilę spoglądał na nich w milczeniu, nie do końca wierząc, że naprawdę to usłyszał.
- Na serio chcecie dać mi kolejną szansę? - Zapytał, ciągle nie dowierzając, chociaż ich miny wyraźnie świadczyły o tym, iż nie żartują ani go nie podpuszczają.
- Tak, Itan. - Odpowiedziała Paula.
- No chyba, że Ty tego nie chcesz. - Odezwał się brunet.
- Żartujesz? Każdej nocy modliłem się o to, byście mi wybaczyli.
- A więc zgoda? - Zapytała blondynka dla nabrania stu procentowej pewności, że brat także chce zacząć wszystko od nowa.
- Zgoda. - Odparł z szerokim uśmiechem na twarzy.
To wystarczyło, by Paula w mgnieniu oka wstała od stołu i podeszła do brata.
- Mogę cię przytulić? - Zapytała, wyciągając dłonie w jego stronę.
Nie odpowiedział, tylko od razu wstał i wtulił się w nią z całej siły, by pokazać jak bardzo mu tego brakowało. Kiedy już się wyściskali, blondynka wzięła syna od męża i przedstawiła Itanowi.
- To nasz syn, Olivier.
- Śliczny. - Odparł, wpatrując się w niego jak w cud.
- Chcesz go potrzymać?
- Chciałbym, ale chyba nie potrafię.
- Usiądź, a ja ci go położę. - Powiedziała, po czym odwróciła głowę w stronę męża i mrugnęła do niego oczkiem.
Martin wiedział, że to znak i kiedy blondynka konstruowała brata, jak ma trzymać malucha, on w tym czasie wyjął z torby pudełko z tortem. Postawił na stolik, otworzył, zapalił świeczkę i jak tylko żona odwróciła się w stronę męża, oboje zaczęli śpiewać sto lat. Zaskoczony Itan, oderwał wzrok od dziecka i dopiero wtedy dostrzegł wypiek, który przynieśli jego goście. Wciąż jednak nie rozumiał, co to wszystko miało znaczyć. Dopiero kiedy owa dwójka skończyła śpiewać i zaczęła składać mu życzenia, zrozumiał. Dziś były jego urodziny... Urodziny, o których sam zapomniał. Ale jak tu pamiętać o czymś takim, przebywając w więzieniu i mając na głowie dużo ważniejsze rzeczy.
- No nie patrz tak, tylko pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczkę. - Powiedziała blondynka, widząc, jak Itan się zamyślił.
Zamknął więc oczy, pomyślał życzenie i dmuchnął. Świeczka od razu zgasła, a siostra zaczęła go całować. Zaraz po niej Martin podał mu rękę i jeszcze raz złożył życzenia.
- A teraz prezenty. - Powiedziała i wyjęła z torby kolejne dwa pudełka. - To od nas, a to od Savanny. - Rzekła, kładąc je przed bratem na stoliku.
- Jakim cudem udało się wam to wnieść? - Zapytał, wiedząc, jaki rygor panuje w owym więzieniu.
- Znajomości Savanny. - Odpowiedziała blondynka.
- A także przekupstwo. - Dodał brunet.
Po czym cała trójka się roześmiała.
- A teraz czas na tort. - Powiedziała Paula, kiedy skończyli się śmiać. - Niestety noża nie pozwolono nam wnieść, więc musimy bez krojenia jeść go łyżeczkami. - Wyjaśniła, podając łyżeczkę bratu, a potem mężowi.
- Okej, ale za nim dorwiemy się do tortu, chcę wam coś powiedzieć. - Rzekł Itan, głaszcząc Oliviera po główce, który wciąż smacznie spał w ramionach wujka. - Przede wszystkim chcę was przeprosić za wszystkie krzywdy z mojej strony. Obiecuję też już nigdy nie ingerować w wasze życie. I przysięgam, że będę się starał z całych sił, by nasze relacje już zawsze wyglądały tak dobrze, jak dziś, a może nawet lepiej. No i dziękuję, że daliście mi kolejną szansę.
Po tych słowach wziął łyżeczkę i zaczął jeść, a oni razem z nim.
*****************
Pięć lat później.
Blondyn z trudem otworzył oczy, ale natychmiast po tym je zamknął. Fala światła, która w nie uderzyła, sprawiła mu ból tak silny, iż miał wrażenie, że zaraz eksploduje mu głowa. Po kilku sekundach ból ustąpił, a światło jakby przygasło. Postanowił zaryzykować i znów otworzyć oczy. Z trudem podnosił ciężkie powieki, promienie powoli docierały do jego źrenic, rażąc je, ale już nie z taką siłą. Miał wrażenie, że patrzy w tarcze zachodzącego słońca. Rozejrzał się dookoła, starając się rozeznać w położeniu. Pokój wydawał mu się znajomy, ale ta aparatura po prawej, jak i lewej stronie łóżka, jak i i samo łóżko wskazywały na to, iż znajduje się w szpitalu. Jednak widok za oknem przypominał mu krajobraz, jego własny domu. Jeśli to nie dom i nie szpital, to co? Zastanawiał się, wpatrując się ciągle na obraz za oknem. I nagle do jego uszu doszedł dźwięk.
- Tatuś...
Zaraz po tym poczuł coś na piersi. Jakby ją lekko przygniotło, ale nie przeszkadzało w oddychaniu. Po jego ciele rozeszło się przyjemne ciepło. Cichy przyjemny głos rozbrzmiał w jego głowie. Głos jakby dziecka. Zaraz po tym kolejna fala ciepła rozeszła się po jego ciele. Czy to Sofia? Tak, to na pewno moja mała córeczka, Sofia. Pomyślał.
- Tatusiu... słyszysz mnie? - Znów zabrzmiał ten głos. Ale był to głos o innej barwie, nie o takiej jaką zapamiętał u swojej Sofii. Chciał poruszyć ręką i nagle zdał sobie sprawę, że jego dłoń była unieruchomiona, czymś co na niej leżało. Uniósł lekko głowę i poczuł ból w okolicach potylicy. Dokładnie w tym samym miejscu co poprzednio, jednak już nie tak silny. Skrzywił się lekko i chciał wziąć głębszy oddech, gdy nagle poczuł jak coś uciska jego klatkę piersiową. Nie boleśnie, ale jakby na niej coś leżało. Spuścił wzrok i ujrzał blond czuprynę na swojej piersi. Przyjrzał się uważniej i po chwili uzmysłowił sobie, że ktoś przy nim leży. Głowa tej osoby spoczywa na jego piersi i trochę na ręce. Ból znów przeszył głowę blondyna, która opadła na poduszkę. Przymknął powieki w nadziei, że w ten sposób ból zniknie. I nie mylił się, bo już po chwili przyszła ulga. Odczekał kilka sekund i ponownie otworzył oczy. W tym czasie chłopczyk zmienił pozycję.
- Cześć.
Zadarł nieznacznie głowę i dostrzegł siedzące obok niego dziecko.
- Cześć. - Odpowiedział niepewnie, bo ciągle miał wrażenie, że śni. Starał sobie przypomnieć, gdzie jest i jak się tu znalazł, ale silny ból znowu dał o sobie znać.
- Długo spałeś. - Usłyszał z ust dziecka.
Dziecka, które jak miał wcześniej nadzieję, nie było jego córką. Co więcej to nie była nawet dziewczynka tylko chłopczyk. Daniel starał się przypomnieć, skąd go zna, ale chociaż ciągle się w niego wpatrywał, nie potrafił przypomnieć sobie kim jest ów dzieciak. I dlaczego nie ma tu Sofii, Victorii czy też kogoś kogo znał?
- Będziesz jeszcze spał? - Zapytał chłopiec, wpatrując się w Daniela bez ustanku.
- Nie, chyba nie. A jak masz na imię? - Zapytał, nie mogąc już dłużej znieść tej nieświadomości.
- Michael. - Odpowiedział chłopczyk i nim blondyn zadał mu kolejne pytanie ten złapał go ze rękę i zapytał pierwszy. - Czy teraz się pobawimy?
Owe pytanie zaskoczyło Daniela.
- Tak długo czekałem, aż się obudzisz... To jak pobawimy się?
- Tak, ale najpierw powiedz mi, gdzie jest twoja mama?
- W kuchni.
- A czy mógłbyś ją zawołać?
- Dobrze. - Odpowiedział i zeskoczył z łóżka, kierując się w stronę kuchni.
- Michael!
Zawołał Daniel, nim chłopiec doszedł do drzwi. Dziecko natychmiast się zatrzymało i wróciło na swoje miejsce.
- Już nie chcesz, żebym wołał mamę? - Zapytał, nie bardzo rozumiejąc czemu go zatrzymano.
- Chcę, ale powiedz mi coś jeszcze...
- Co takiego?
- Kim ja dla Ciebie jestem?
- Moim tatą. - Odpowiedział malec z taką lekkością, jakby to było oczywiste.
Czego jak czego, ale takiej odpowiedzi się nie spodziewał. Był tak zaskoczony, że nawet nie zwrócił uwagi, jak do pokoju weszła Victoria.
- Z kim rozmawiasz, kochanie? - Usłyszał i dopiero wtedy jego oczy spojrzały w jej stronę.
- Z tatą. - Odpowiedział chłopiec.
W tej że chwili brunetka także spojrzała na blondyna i na chwilę zamarła nie dowierzając w to, co widzi. Jej mąż, jej ukochany Daniel naprawdę miał otwarte oczy i patrzył na nią. Radość, jaka wypełniła jej ciało dosłownie w mgnieniu oka, była niedopisania. Jej oczy natychmiast napełniły się łzami i już po chwili była przy nim. Całowała go po twarzy i dotykała, powtarzając w kółko, jak bardzo się cieszy, że wreszcie się obudził. Oboje w tej chwili zapomnieli o istnieniu dziecka, które usiadło na dywanie i zaczęło bawić się samochodzikiem, czekając aż rodzice skończą się sobą cieszyć. W oczach blondyna także pojawiły się łzy radości, że wreszcie widzi kogoś znajomego. Serce napełniło się radością na widok ukochanej kobiety, ale na wiele pytań wciąż nie znał odpowiedzi i to go nurtowało. Po chwili więc zapytał.
- Co się stało? Dlaczego tu leżę i gdzie jest Sofia?
Vici natychmiast przestała całować ukochanego i z troską w oczach spojrzała na niego. Po czym wstała, powiedziała na ucho coś Michaelowi, a kiedy chłopiec opuścił pokój, znowu usiadła przy blondynie.
- Posłuchaj, ostatnie co pamiętam to pędzący samochód, który chciał rozjechać nam córkę, a potem pustka. Dlatego błagam, powiedz mi, gdzie jest Sofia, bo zaraz oszaleję. - Rzekł lekko poddenerwowany, mając dość, że ciągle nic sobie nie przypomniał i nie rozumiał, co się wokoło niego dzieje.
- Sofia jest w szkole... - Powiedziała, po czym spojrzała na zegarek. - Za jakieś piętnaście minut twoja mama przyprowadzi ją ze szkoły.
- Moja mama? To ona tu jest?
- Jest tu twoja mama i siostra.
- Ale dlaczego?
- Przyleciały, by pomóc mi w opiece nad Tobą.
- Nade mną?
- Tak, bo zapadłeś w śpiączkę po tym, jak potrącił cię samochód. Ten wypadek, który pamiętasz naprawdę miał miejsce, jednak to Ty na tym ucierpiałeś, a nie Sofia, którą odepchnąłeś w ostatniej chwili, nim to auto ją staranowało.
- Czyli ona żyje? - Zapytał, chcąc upewnić się, iż dobrze rozumie to, co mówi do niego brunetka.
- Żyje i kiedy zobaczy, że się obudziłeś, oszaleje ze szczęścia. - Odpowiedziała, głaszcząc go po twarzy.
Odetchnął z ulgą, słysząc dobrą nowinę z ust ukochanej. I nagle przypomniał sobie słowa chłopca, który kilka chwil wcześniej siedział przy nim. Dziecko twierdziło, że jest jego synem, ale jak to możliwe skoro był w śpiączce? Zastanawiał się. Jednak pustka w głowie sprawiała, że musiał zapytać Victorię.
- A Michael...
- Trzy miesiące po wypadku dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Niestety Ty już byłeś w śpiączce.
- A więc on... Michael naprawdę jest moim synem?
- Tak, Danielu... Michael jest naszym synem.
Po tych słowach po policzkach blondyna potoczyły się łzy. Łzy radości, ale i smutku. Miał jeszcze tyle pytań, jednak musiał z tym poczekać, bo nagle w drzwiach pojawił się lekarz i widząc swego pacjenta wybudzonego ze śpiączki po tylu latach, natychmiast podjął się zbadaniu go. Victoria, nie chcąc przeszkadzać, wyszła z pokoju i poszła do kuchni, w której czekał na nią Mike.
- Czy tatuś mnie kocha? - Zapytał, jak tylko zobaczył swoją rodzicielkę.
- Oczywiście skarbie, że tatuś cię kocha.
- Ale on nie wiedział kim jestem. - Rzekł z wyrzutem w głosie.
- Nie wiedział, bo kiedy się urodziłeś, tatuś był w śpiączce i dopiero teraz się z niej obudził. To, że nie wiedział kim jesteś, wcale nie znaczy, że cię nie kocha. Po prostu byłeś dla niego niespodzianką.
- Ja niespodzianką?! - Zapytał, robiąc wielkie oczy.
- Tak, skarbie. Jestem jednak pewna, że teraz kiedy już wie o Tobie, to będzie bawił się z Tobą, gdy tylko tego zapragniesz. I jeszcze nie raz udowodni, jak bardzo cię kocha.
Po tych słowach na buzi dziecka pojawił się szeroki uśmiech i już chciał zapytać, kiedy może znowu iść do taty, gdy nagle w drzwiach pojawiła się Maria i Sofia. Chłopczyk od razu zerwał się z krzesła i podbiegł do siostry, oznajmiając:
- Wiesz co? Tatuś się obudził!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez anetta418 dnia Nie 13:49, 19 Lip 2015, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
anetta418
Administrator
Administrator



Dołączył: 04 Paź 2010
Posty: 908
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:50, 19 Lip 2015 Powrót do góry

Rozdział 40



Właśnie miał jechać do Pauli i Martina, kiedy w jego drzwiach pojawiła się Sandra. Kogo jak kogo, ale jej się nie spodziewał zobaczyć, sądząc, że jest w Los Angeles. W mieście, do którego przeprowadziła się pięć lat temu i to ponoć z jego powodu. Tak przynajmniej stwierdziła Paula po rozmowie z Victorią. Dlaczego więc wróciła do Meksyku? Czy to z jego powodu? Zastanawiał się, lustrując ją wzrokiem od góry do dołu. Minęło pięć lat, a ona nic się nie zmieniła, wciąż była piękna jak kiedyś. Jednak w jej oczach brakowało blasku i radości. Ona sama chociaż piękna, wyglądała, jakby uszło z niej życie. Czy to ON był powodem, że w jej duszy zapanował smutek? Zadawał sobie pytanie. I nagle jej głos wyrwał go z zamyślenia.
- Wpuścisz mnie? - Zapytała z lekką nutką zdenerwowania w głosie.
- Jasne. - Odparł i gestem ręki zaprosił ją do środka. - Miałem właśnie jechać do Pauli, ale to może zaczekać. - Wyjaśnił, zamykając za nią drzwi.
- Chcę ci tylko coś powiedzieć i znikam.
- Okej, ale wejdźmy chociaż do salonu lub kuchni.
Zawahała się, ale już po chwili ruszyła w kierunku kuchni.
- Napijesz się czegoś? - Zapytał, jak tylko usiadła.
- Nie, dziękuję.
Widząc, że czerwono włosa chce mieć tę rozmowę już za sobą usiadł na przeciw niej.
- A więc, zamieniam się w słuch.
- Nie wiem czy dobrze robię przychodząc tu, ale uznałam, że ta rozmowa jest nam potrzebna, by wreszcie ten rozdział z naszego życia raz na zawsze zakończyć.
- Sandra, ja...
- Itan, błagam nie przerywaj mi i wysłuchaj do końca. - Wtrąciła się, nim zdążył skończyć zdanie.
- Okej, przepraszam.
- Kiedy cię poznałam, sądziłam, że to co jest między nami będzie jedynie zwykłą przygodą i nigdy nie przerodzi się w coś poważniejszego. Oboje byliśmy młodzi, szaleni i jedyne, co chodziło nam po głowie to zabawa. Stało się jednak inaczej... Zakochałam się w Tobie. - Powiedziała, patrząc mu w oczy, po czym opuściła głowę czując, jak w jej oczach zbierają się łzy. - Myślałam, że czujesz to samo, ale pomyliłam się. Ty nie tylko oszukiwałeś mnie w sferze uczuć, ale też wykorzystałeś. Zabolało. - Mówiła wciąż ze spuszczoną głową, starając się nie okazywać, ile to wyznanie ją kosztuje i pohamować łzy, które coraz mocniej szczypały ją w oczy. - Długo mi zebrało, by jakoś się pozbierać i nauczyć żyć ze świadomością, iż nigdy nie będziesz mój. Wyjechałam z miasta, podjęłam pracę, której oddałam całą siebie. Z czasem znów zaczęłam spotykać się z facetami, z jednym z nich nawet zamierzałam wziąć ślub, ale... Dwa dni przed ślubem zerwałam zaręczyny.
- Przykro mi. - Rzekł, starając się zachować spokój i stłumić emocje, które obecnie targały nim.
- Facet naprawdę mnie kochał, ale ja nie kochałam jego i żeby go nie skazywać na cierpienie u mego boku na całe życie, wycofałam się. Wtedy uważał, że skazuję go na cierpienie właśnie tym, że go porzucam. Dziś jest mi jednak wdzięczny, bo rok później poznał swoją prawdziwą drugą połowę i właśnie niedawno wzięli ślub.
- Świetnie, tylko co to ma wspólnego ze mną? - Zapytał, nie bardzo rozumiejąc, po co Sandra opowiada mu to wszystko.
- A to, że od kiedy mnie zostawiłeś, wiele razy próbowałam ułożyć sobie życie z kimś i zawsze kończyło się to klapą. - Rzekła oskarżycielsko, wstając od stołu i ruszając do okna, unikając jego wzroku. - A wiesz dlaczego? - Zapytała, odwracając się w jego stronę i spoglądając na niego z żalem i łzami w oczach.
- Bo przeze mnie straciłaś zaufanie do facetów. - Odpowiedział, mając stu procentową pewność, że ma rację.
- To też, ale było jeszcze coś. Co skutecznie eliminowało każdego... Coś czego chociaż próbowałam wiele razy się pozbyć, wciąż we mnie tkwiło. A tym czymś byłeś Ty! - Krzyknęła, pozwalając tym razem popłynąć łzom, których nie zdołała powstrzymać. - Tkwiłeś w mojej głowie, mojej duszy w moim sercu. Nie było dnia bym wciąż o tobie nie myślała. Nie było dnia bym nie marzyła, że jeszcze kiedyś mnie przytulisz, pocałujesz. Moja dusza umierała za każdym razem, gdy uświadamiałam sobie, że cię straciłam. Cholernie chciałam cię znienawidzić, ale moje serce zbyt mocno cię kochało, by do tego dopuścić. Wciąż jednak walczyłam o to, by nauczyć się żyć bez Ciebie.
- Powiedziała, dźgając go palcem prawej ręki w klatkę piersiową.
Do tej pory starał się wszystkie emocje trzymać na wodzy. Udawał spokojnego, obojętnego, mimo że pękało mu serce, słysząc jak bardzo ją skrzywdził. Pragnął paść na kolana i błagać o wybaczenie, pragnął wziąć ją w ramiona i scałować łzy, które spływały po jej policzkach. Gotowy był obiecać jej cały świat u jej stóp, gdyby tylko ze chciała dać mu jeszcze jedną szansę, ale im dłużej słuchał tego, jak starała się usunąć go ze swego życia zrozumiał, że na szansę dla niego jest już za późno. Zrozumiał, że stracił ją i jej miłość bezpowrotnie i to zabolało go tak cholernie, że jego ciałem zawładnęła złość. Złość na siebie, że był takim idiotą i pozwolił kobiecie swojego życia odejść. Że był kretynem, który nie docenił największego skarbu, jaki podarował mu Bóg. Paliło go w piersi i szczypało w oczach. Chciało mu się płakać i krzyczeć jednocześnie, nie chciał jednak, by to widziała, więc z całych sił zebrał się w sobie i na tyle na ile mógł, powiedział beznamiętnie:
- I wreszcie ci się udało, tak? No to gratuluję i informuję cię, że przyjąłem do wiadomości, iż wyleczyłaś się z miłości do mnie, dzięki czemu pewnie ci ulżyło. A teraz skoro zostało powiedziane już wszystko, pozwól, że pojadę do siostry, a Ty wracaj do Los Angeles cieszyć się nowym życiem, w którym nie ma miejsca dla mnie. Wstał od stołu, chcąc ruszyć ku wyjściu z kuchni, ale zagrodziła mu drogę.
- Do wczoraj też tak myślałam It, ale kiedy przeczytałam te listy...
- Jakie listy? - Zapytał lekko zdezorientowany.
- Zrozumiałam, że Ty mnie kochasz, tylko potrzebowałeś czasu, by to zrozumieć. Te listy pokazały mi, że naprawdę żałujesz swoich czynów i zrobiłbyś wszystko, by cofnąć czas i nie wyrządzić mi krzywdy. Przyszłam tu dziś, by ci powiedzieć, że mimo upływu czasu i łez które wylałam, jestem gotowa, by dać ci kolejną szansę. Widzę jednak, że zbyt długo z tym zwlekałam i teraz jest już za późno, by odzyskać Ciebie i twoją miłość. Szkoda, ale rozumiem, że nie mogłeś czekać na mnie cale życie.
Po ostatniej wypowiedzi nawet nie zaczekała na jego reakcję, tylko od razu ruszyła do wyjścia. Przez chwilę stał oniemiały, przetrawiając wszystko to, co usłyszał, a kiedy dotarło do niego, że Sandra wciąż go kocha i pragnie z nim być, pędem pobiegł za nią. I nim doszła do celu, on złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Zdążyła spojrzeć na niego zaskoczonym wzrokiem, nim zatopił swoje wargi w jej ustach. Natychmiast rozchyliła usta i pozwoliła, by jego język zawładnął wnętrzem jej warg. Całował ją z taką tęsknotą i namiętnością jakiej się nie spodziewała, sądząc, iż jego uczucia do niej wygasły. Ale z każdą sekundą uświadamiała sobie, że on wciąż ją kocha. Łzy szczęścia płynęły po jej policzkach.
**********************
Jak tylko usłyszała od braciszka, że Daniel się obudził, natychmiast chciała pobiec do niego, by się przywitać. Niestety Victoria musiała ją powstrzymać, bo w tej chwili u blondyna był lekarz, który go badał. Zniecierpliwiona chodziła od jednego kąta w kuchni do drugiego. A kiedy pojawił się tam doktor i oznajmił, że o dziwo z Danielem wszystko w porządku, co zakrawa na cud, pobiegła jak szalona do jego pokoju.
- Tatusiu! - Krzyknęła, wskakując na jego łóżko.
I nim zareagował w jakikolwiek sposób, wtuliła się w ramiona ojca najmocniej, jak potrafiła. Automatycznie objął ją i także przytulił. Jej ciało zaczęło drżeć, płakała. Łzy radości moczyły jego koszulkę, ale to było teraz mało ważne. Najważniejsze, że wreszcie tuląc się do niego, mogła poczuć, jak ją obejmuje.
- Sofia... Księżniczko moja czy Ty płaczesz? - Zapytał, głaszcząc ją po blond włosach.
To pytanie sprawiło, że wreszcie wyswobodziła się z jego objęć, uniosła głowę i spojrzała na niego.
- Płaczesz. - Stwierdził i natychmiast uniósł dłoń z zamiarem otarcia jej łez.
- Tak, bo jestem szczęśliwa, że wreszcie się obudziłeś. - Powiedziała, łapiąc jego rękę w powietrzu i całując. - Szczęśliwa, że wreszcie będę mogła cię przeprosić i prosić o wybaczenie. - Powiedziała, spuszczając wzrok ze wstydu.
- Przeprosić za co? - Zapytał, biorąc ją pod brodę i zmuszając, by na niego spojrzała.
- Za to, że przeze mnie prawie umarłeś. Za to, że przeze mnie stało się to wszystko. Przepraszam tatusiu, bardzo cię przepraszam. - Powiedziała, a po jej policzkach potoczyły się kolejne łzy.
Nie mogąc patrzeć na jej cierpienie, z całych sił podniósł się na łokciach i uniósł lekko do pozycji siedzącej. Wciąż kręciło mu się w głowie, ale olał to. Przyciągnął ją do siebie, przytulił i pocałował w czoło.
- To co się stało, nie było twoją winą, księżniczko. - Wyznał ze szczerością w głosie.
- No, ale gdybym wtedy nie wybiegła na jezdnię...
- Gdybyś nie wybiegła, to byś nie uratowała Abry i Alaski. A uratowałaś je...
- A Ty uratowałeś mnie.
- Tak. I bardzo się z tego cieszę, bo gdyby coś ci się stało maleńka, tatusiowi pękło by serce. - Powiedział, składając na jej policzku buziaka.
- Czy to znaczy, że nadal mnie kochasz?
- Ależ oczywiście, że cię kocham. Kocham i ubóstwiam, moja mała księżniczko. - Powiedział, tuląc ją do siebie i całując raz w jeden raz w drugi policzek jak najdroższy skarb.
- Ja też cię kocham, tatusiu. - Powiedziała, całując go w policzek.
Tymczasem Victoria wraz z Marią zabawiały w salonie Michaela, chcąc dać czas Sofii i Danielowi na nacieszenie się sobą. Chłopczyk tak bardzo wciągnął je w zabawę, że żadna z nich nie usłyszała, jak córka wraz z blondynem weszła do salonu. Dopiero kiedy usłyszeli pytanie:
- Możemy pobawić się razem z wami? - Cała trójka zwróciła głowy w ich kierunku.
Michael jednak już po sekundzie odwrócił wzrok i wrócił do zabawy. Zaś Victoria i Maria natychmiast podbiegły do Daniela.
- Dlaczego wstałeś? - Zapytała brunetka, łapiąc męża pod pachę z lewej strony.
- Przecież ci nie wolno. - Wyjaśniła Maria, robiąc to samo co synowa, tyle że po stronie prawej.
- Po pierwsze, miałem już dość leżenia, pięć lat to wystarczająco długo, by człowiekowi to zbrzydło. - Wyjaśnił, spoglądając w oczy ukochanej.
- Po drugie, zamiast mówić mi co mi wolno, a czego nie, powinnaś mnie przytulić, mamo. - Powiedział, tym razem spoglądając w oczy matki.
Słysząc to, brunetka natychmiast puściła Daniela po swojej stronie, by swobodnie mógł przytulić się do swojej rodzicielki.
- Tak się cieszę, że wreszcie do nas wróciłeś, synku. - Powiedziała Maria ze łzami w oczach, przytulając się do syna z całej siły.
- Ja też się cieszę. - Powiedział i ucałował ją. - A teraz lepiej będzie, jak usiądę, bo wciąż kręci mi się w głowie. - Rzekł i pozwolił, by obie kobiety zaprowadziły go na sofę.
Tymczasem Sofia usiadła obok brata, by dotrzymać mu towarzystwa. Daniel od chwili kiedy stanął w drzwiach salonu, ciągle zerkał w stronę czterolatka, który całkowicie ignorował obecność blondyna. Mężczyzna domyślał się, dlaczego dziecko zachowuje się w ten sposób. W końcu ich pierwsze spotkanie nie skończyło się chyba tak, jak chłopiec na to liczył. By nie stracić miłości syna, postanowił jak najszybciej to naprawić. Poprosił więc Victorię i matkę, by na chwilę zostawiły go samego z Michaelem. Kobiety nie zadając pytań, wstały i wyszły do kuchni, zabierając ze sobą Sofię. Będąc już sam na sam z synem, blondyn usiadł obok niego na dywanie. Mimo to chłopiec ciągle nie zwracał na niego uwagi, tylko zawzięcie układał klocki.
- Michael... - Zwrócił się do synka licząc, że wtedy na niego spojrzy. - Michael, przepraszam. - Powiedział, widząc, że dziecko wciąż go ignoruje. - Przepraszam, że tak niemiło zachowałem się wobec Ciebie. - To wystarczyło, by dziecko wreszcie spojrzało na niego. - Musisz jednak wiedzieć, że to wszystko dlatego, bo byłem zaskoczony. Kiedy zachorowałem... Ciebie nie było na świecie. Mija pięć lat, budzę się, będąc pewnym, że minęło ledwo kilka dni, a tu nagle się okazuje, że minęło o wiele więcej i mam syna. Syna, o którym zawsze marzyłem, a o którym nie miałem nawet pojęcia, nim przytrafił mi się ten wypadek. Zrobiłeś mi wielką niespodziankę, wiesz?
- Mama też tak mówi, ale Ty chyba nie cieszysz się z tej niespodzianki.
- Nieprawda, bo bardzo, bardzo, ale to bardzo się cieszę. Kiedy zapytałeś czy się pobawimy...
- Ty zapytałeś o mamę.
- Tak i poprosiłem byś ją zawołał, bo chciałem ją zobaczyć. A potem zapytałem, kim ja dla Ciebie jestem, pamiętasz?
- Tak.
- I co mi odpowiedziałeś?
- Że jesteś moim tatą.
- I gdyby wtedy nie weszła mama, uwierz mi, że wstałbym od razu z tego łóżka i wziął cię w ramiona. Przytuliłbym cię mocno, pocałował i powiedział, jak bardzo się cieszę, że cię mam.
- Naprawdę byś tak zrobił?
- Tak i jeśli mi pozwolisz, zrobię to teraz. Mogę? - Zapytał, wyciągając ręce w stronę małego.
Chłopiec przez chwilę się wahał, po czym wstał i rzucił się w ramiona ojca. Ten przytulił go mocno do siebie.
- Tatusiu!
- Synku... Syneczku mój, tak bardzo cię kocham. - Mówił, tuląc go do siebie. Chwilę później zaczął całować go po głowie i policzkach.
- Kocham cię i jestem szczęśliwy, że Bóg nam Ciebie podarował. - Mówił, a z oczy płynęły mu kolejne łzy radości takie same, jakie uronił na widok córki, ukochanej czy też własnej matki.
- Ja też cię kocham, tatusiu.
Te słowa sprawiły, że jego serce napełniło się jeszcze większą radością.
********************
W ciągu pięciu minut odebrała, aż trzy telefony z dobrymi wiadomościami. Po ostatniej rozmowie natychmiast pobiegła do gabinetu, by podzielić się owymi informacjami z mężem.
- Mam dla Ciebie trzy wiadomości. - Orzekł, przestępując próg pokoju.
- Dobre czy złe? - Zapytał, podnosząc wzrok z nad papierów wprost na żonę.
- Chyba dobrą, bardzo dobrą i wspaniałą, którą chcesz najpierw? - Zapytała, siadając na kancie biurka.
- Zacznij od tej chyba dobrej. - Powiedział, lustrując jej zgrabne nogi, które celowo wystawiła w jego stronę.
- Itan pogodził się z Sandrą. - Oznajmiła, uważnie przyglądając się reakcji bruneta.
- Jeśli o mnie chodzi, to uważam, ze zasłużył na drugą szansę. - Powiedział, przeciągając palcem wzdłuż jednej z nóg swojej małżonki. - Wątpię jednak, by owa informacja spodobała się Danielowi, gdyby nie był w śpiączce. Na szczęście Itana jest.
- Nieprawda, bo Daniel się obudził i to jest właśnie ta bardzo dobra wiadomość. - Powiedziała, przyglądając się, jak ręka ukochanego sunie po jej nodze w stronę uda.
- Mówisz poważnie? - Zapytał niedowierzająco i natychmiast przerwał pieszczotę, którą przed chwilą ją uraczył.
- Tak. - Rzekł, skinąwszy głową.
- To świetnie! Już wyobrażam sobie, jaka szczęśliwa jest Vici i dzieciaki. - Powiedział, wstając z fotela i stając na przeciw ukochanej. - A ta trzecia wiadomość?
- Ta trzecia wiadomość... - Powiedziała, zawieszając głos na chwilę, by wzbudzić w nim napięcie. - Jest taka, że... - Ponownie zrobiła pauzę, bawiąc się kołnierzykiem od jego koszuli.
- Paula.
- Jest taka, że znowu zostaniemy rodzicami. - Wydusiła wreszcie z siebie, widząc, że brunet skręca się z niecierpliwości.
Słysząc ostatnią nowinę, natychmiast porwał ją w ramiona i zaczął całować. Radość, jaka przepełniała w tej chwili jego serce była nie do opisania.
- Zostanę ojcem... Po raz kolejny zostanę ojcem! - Krzyczał, kręcąc w około własnej osi z ukochaną na rękach.
- A ja mamą. - Dodała Paula, całując męża.
- Boże, tyle szczęścia jednego dnia. - Powiedział, wciąż nie dowierzając, że nagle wszystko zaczęło się układać, nie tylko między nimi, ale też u innych osób ważnych dla niego, jak i dla Pauli.
Z tego szczęścia miał ochotę porwać ją na górę i pieszczotami okazać, jaki jest szczęśliwy.
- Wiem, o czym myślisz, ale musimy to odłożyć, bo Olivier na nas czeka. - Powiedziała blondynka, czytając w myślach bruneta i wyswabadzając się z jego ramion i stając na dywanie.
- A gdybyś tak zadzwoniła do Savanny, że troszkę się spóźnimy? - Zapytał, składając na jej szyj pocałunek.
- Sav, pewnie by nie miała nic przeciwko, ale nie wiem, co by na to powiedział nasz syn.
No cóż, chciał czy nie faktycznie musiał odłożyć swoje plany łóżkowe na później, bo Olivier na pewno, by im nie wybaczył, gdyby się spóźnili. Owszem, mały uwielbiał swoją ciocię, która rozpieszczała go za każdym razem, gdy tylko nadarzała się okazja. Jednak syn był nauczony, że trzeba być punktualnym i słownym. By trzymać się tych zasad, oni jako rodzice musieli dawać mu przykład. Jeśli mówili, że przyjadą o 19.00, to dotrzymywali słowa. I tym razem także nie zamierzali zawieść syna. Martin ostatni raz pocałował Paulę, nim opuścili gabinet. Potem on poszedł do samochodu, a ona pogasiła wszystkie światła w dolnej części domu i kilka minut później także opuściła dom. Zamknęła drzwi i wsiadła do auta. Po kilku sekundach byli już w drodze do domku Savanny. Nie myślcie czasem, że postanowili do Francji jechać samochodem. Prawda jest taka, że od roku siostra Pauli mieszkała w Meksyku, gdyż jej mąż dostał lepszą ofertę pracy, co skłoniło ich do przeprowadzki. Żadne z nich nie wahało się ani chwili, by to zrobić. Jean awansował i bardzo zaprzyjaźnił się z Martinem, więc nie widział przeszkód, co do tego, by zamieszkać w Meksyku. Savannie ten układ odpowiadał tym bardziej, bo w końcu mogła mieć siostrę i brata pod ręką. No i oczywiście swojego ukochanego siostrzeńca. Sav zabierała go przeważnie z rana, a wieczorkiem rodzice go odbierali i tak właśnie miało być dziś. Jednak będąc już w połowie drogi do domu siostry, Paula odebrała telefon.
- Hej. Wyjechaliście już?
- Tak i jesteśmy w połowie drogi, tak więc za jakieś 10 minut powinniśmy być na miejscu. - Odpowiedziała blondynka, słysząc głos siostry.
- Kurcze...
- Co jest?
- Chciałam poinformować was, byście nie przyjeżdżali, bo mały właśnie zasnął. No, ale skoro już jesteście w drodze, to najwyżej i wy zostaniecie na noc.
- To miłe z twojej strony, że zapraszasz nas na noc, ale niestety Martin z samego rana musi być w pracy, więc jeśli się nie pogniewasz, wrócimy do siebie, a z samego rana odbiorę małego, okej?
- Jasne, nie ma problemu. - Odparła, po czym się pożegnała i rozłączyła.
- Zasnął.
- Mhy.
- No to zawracamy. - Powiedział brunet, po czym zjechał na drugi pas, kierując się na drogę powrotną do domu.
Nie przejechali trzech kilometrów, jak Paula kazała mu skręcić w prawo. Nie rozumiał, dlaczego takie jest życzenie żony, ale tak nalegała, że nie pozostało mu nic innego, jak je spełnić. To co później się wydarzyło bardzo go zaskoczyło. Jak tylko auto stanęło, ukochana siadła na nim okrakiem, wpiła się w jego usta miażdżąc jego wargi namiętnym pocałunkiem i zaczęła rozpinać mu koszulę. Wiedząc już do czego zmierza ta zabawa, odchylił siedzenie do tyłu, by zrobiło się trochę więcej miejsca i by blondynka nie musiała zderzać się z kierownicą. Jak tylko ściągnęła z niego koszulę, jego dłonie powędrowały pod jej sukienkę i spoczęły na jej pośladkach. Jęknęła, gdy zaczął je ugniatać. Ona w tym czasie skupiła się na podgryzaniu i lizaniu jego ucha, a ręce błądziły po umięśnionym torsie. Nie potrzebował wielkiej zachęty, bo wystarczyło to, co robiła w tej chwili, by jego członek w mig stanął na baczność. Uszczęśliwiona, że tak szybko podnieciła męża, przeszła do dalszych pieszczot. Jej usta teraz pieściły skórę jego szyi, a dłonie zajęły się rozpinaniem rozporka. Oszalał na samą myśl, że za chwilę ją posiądzie i to w takim miejscu. I kiedy ona zajmowała się nim, on puścił jej pośladki, by zsunąć z niej ramiączka od sukienki. A gdy jego oczom ukazały się jej nabrzmiałe piersi i twarde sutki, przyssał się do nich jak dziecko pragnące mleka matki. W tej chwili przegrała z kretesem i całkowicie mu się poddała. Odchyliła się lekko do tyłu, by mógł swobodnie bawić się jej sutkami. Całował je, lizał, przegryzał, a jego ręce wróciły na poprzednie miejsce i znów bawiły się pośladkami blondynki. Jego penis, którego zdążyła wyciągnąć na zewnątrz, ocierał się o jej pochwę, przyprawiając o jeszcze większe dreszcze. Podniecenie rosło w nich coraz bardziej i bardziej. Oddechy przyspieszyły, ciała drżały pod wpływem ogromnego podniecenia. A jej jęki stawały się coraz głośniejsze, bo powoli zaczynała dochodzić do celu. Brunet natychmiast to wyczuł, ścisnął więc mocniej jej pupę swoimi dłońmi i lekko uniósł do góry i wszedł w nią, sadzając ją bezpośrednio na swoim przyjacielu. Z jej ust wyrwał się głośny jęk zwiastujący przyjemność, jaką przed chwilą doznała, ale to był dopiero początek tego, co Martin zamierzał jej ofiarować. Przyciągnął jej ciało do siebie tak, że przywarła do niego z całej siły. Ich zwarte ciała były tak blisko siebie, że teraz nawet nie dałoby się wcisnąć po miedzy nich szpilki. Trzymając żonę wciąż za pośladki, zaczął ją powoli unosić w górę i dół. Celowo zastosował wolne tempo, ale im dłużej się z nią drażnił, tym bardziej była napalona. W końcu nie wytrzymała i sama narzuciła tempo, które wystarczyło, by kilka sekund później oboje już szczytowali.
*********************************
Kilka dni później.
Jak tylko otworzył oczy i zobaczył, że nie ma przy nim Sandry, od razu wyskoczył z łóżka. Nie wiedzieć czemu, ogarnął go strach, że ukochana odeszła. Możliwe, że te pięć lat rozłąki sprawiły, iż stał się taki wyczulony, niemniej jednak wolał sprawdzić czy faktycznie jego obawy nie są bezpodstawne. Zapukał najpierw do łazienki.
- Kochanie, jesteś tam? - Zapytał, modląc się, by była.
- Jestem.
Usłyszał od razu odpowiedź i natychmiast odetchnął z ulgą. Owszem, pogodzili się, co więcej nie chcąc tracić ani chwili dłużej bez siebie, od razu zamieszkali razem, jednak Itan wciąż obawiał się, że czerwono włosa pewnego dnia znowu zniknie z jego życia. Nie rozumiał tego lęku, bo przecież Sandra zapewniła go o swojej miłości. I wiedział, że mówiła prawdę, bo widział to nie tylko w jej oczach, ale czuł za każdym razem, gdy go dotykała czy całowała. Dlaczego więc bał się, że odejdzie? Pytał sam siebie za każdym razem, gdy nachodziły go obawy przed jej utratą. A może było to spowodowane tym, iż sam sobie nie wybaczył tego, co jej zrobił? Może właśnie to nie dawało mu spokoju i sprawiało, że ogarniały go takie myśli. Może gdyby sobie wybaczył wszystko, byłoby okej? Tylko jak mógł sobie przebaczyć, wiedząc na ile cierpienia ją naraził swoim postępowaniem. Zastanawiał się, stojąc wciąż przy drzwiach.
- Zamierzasz wejść czy będziesz tam tak stał? - Zapytała, owijając się w ręcznik po skończonym prysznicu.
Ocknął się z rozmyślań, sięgnął do klamki, nacisnął i wszedł.
- Brałaś prysznic? - Zapytał, widząc jej mokre włosy i ciało opatulone w ręcznik.
- Owszem, a co? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie, spoglądając na niego i zastawiając się, co w tym złego, że się umyła.
- Beze mnie. - Stwierdził, nie spuszczając z niej wzroku i zamykając za sobą drzwi, by nie mogła uciec.
- Czy to jakaś zbrodnia? - Zapytała, unosząc obie brwi do góry.
- A żebyś wiedziała i dlatego teraz słono mi za to zapłacisz. - Powiedział, łapiąc ją w pasie i przyciągając do siebie.
- Zamierzasz mnie ukarać? - Zapytała, spoglądając mu prosto w oczy.
- Tak. - Odpowiedział, starając się zachować jak najpoważniejszy wyraz twarzy. - I to bardzo surowo. - Dodał, zsuwając ręce na jej pośladki.
- Jak surowo? - Zapytała, przygryzając wargę pod wpływem jego dotyku.
- Bardzo. - Powiedział i przeciągnął koniuszkiem języka po jej szyi, zaczynając od ucha, a kończąc na ramieniu.
Zadrżała. Jej kolana zrobiły się miękkie, a serce natychmiast zaczęło bić szybciej. By nie upaść, objęła go za szyję, chcąc w ten sposób się przytrzymać, gdyby nadal torturował ją w ten sposób. Ale on miał inne plany. Zaczął błądzić dłońmi po jej ciele, ale warstwa odzienia ograniczała jego możliwości. Odsunął się więc od niej na chwilę na niewielką odległość. Jeszcze raz zlustrował ją wzrokiem od góry do dołu, po czym złapał za dół ręcznika i szybkim acz mocnym ruchem zrzucił z czerwono włosej ręcznik.
- To nam nie będzie potrzebne. - Dodał, posyłając jej łobuzerski uśmiech.
I nim Sandra zdążyła zareagować w jakikolwiek sposób, przyciągnął ją ponownie do siebie, złapał za pupę i uniósł do góry. Automatycznie jej nogi owinęły się wokoło jego bioder, a ręce zawisły na szyi. Ta zabawa podobała się jej coraz bardziej, ale starała się tego w żaden sposób nie okazywać. Było to jednak trudne, zważywszy na sytuację, w jakiej się znajdowała.
- I co teraz? - Zapytała, widząc, że intensywnie wpatruje się w jej oczy.
- Teraz nadejdzie najgorsze. - Odpowiedział, sadzając ją na włączoną pralkę.
To posunięcie zaskoczyło ją. Była wręcz pewna, że posiądzie ją na stojąco, a okazało się, że naprawdę zamierzał zabawić się z nią ostro. Zsunął z siebie bokserki, chcąc dotrzymać jej kroku. I nim ponownie do niej przylgnął, ona oblizała wargi, widząc go nagiego i gotowego do działania. By ułatwić mu zadanie, wysunęła się lekko do przodu tak, by bez trudu mógł swoim członkiem wejść do jej łona. Itan bez problemu odebrał jej zachętę, jednak postanowił, że jeszcze nie czas, by skorzystać z zaproszenia. Najpierw chciał ją podręczyć. Pozwolił, by jej nogi na nowo oplotły się na jego biodrach, ale swojego przyjaciela wciąż trzymał z dala od jej łechtaczki. Ocierał się nim o jej udo w chwili, gdy jego wargi pieściły jej ciało, a dłonie bawiły się jej piersiami. Drżała coraz mocniej, wyginała się do tyłu za każdym razem, gdy jego język liznął któregoś z jej sutków. Nie nadążała już łapać oddechu, nie panowała nad głosem, który wydawał coraz to głośniejsze jęki. Była tak rozpalona, iż myślała, że zaraz spłonie, jeśli ukochany nie zakończy tych tortur, tylko wciąż będzie się nad nią pastwił. Była tak podniecona, że czuła własne soki, spływające wprost pod jej pośladki.
- Przestań... Błagam przestań, bo zaraz dojdę.
Jej prośba poskutkowała, odsunął się. Jednak nie na długo, bo ledwo zdążyła wziąć trzy głębokie oddechy, by emocje opadły, jak pralka zaczęła wirować, a ukochany wtargnął w nią swoim nabuzowanym do granic wytrzymałości członkiem.
- Itan! - Krzyknęła z rozkoszy, zaciskając swe nogi jeszcze mocniej na jego biodrach.
Zaczął ją wypełniać całym sobą szybciej i szybciej. Wirująca pralka dostarczała im obojgu dodatkowej przyjemności, a tempo jakie narzucili, sprawiło, że natychmiast poddali się orgazmowi, jaki obezwładnił ich ciała. Ta ,,kara" zaostrzyła apetyt Sandry na tyle, że po pierwszym stosunku miała ochotę na więcej i jak tylko Itan wypuścił ją ze swych objęć, sądząc, że koniec zabawy, ona złapała go za nadgarstek i wciągnęła pod prysznic, by tam kochać się z nim kolejny raz.
*********************************
Właśnie kończył podpisywać umowę, w której odsprzedaje udziały swojemu wspólnikowi, kiedy do gabinetu wpadła wściekła jak osa Victoria.
- Czyś Ty kompletnie oszalał?! - Zapytała, zatrzaskując za sobą drzwi z takim impetem, iż cudem było, że nie wyleciały z zawiasów.
Zaskoczony Daniel, jak i jego kolega spojrzeli na brunetkę pytająco, nie bardzo wiedząc, o co się jej rozchodzi.
- Ledwie trzy dni temu wybudziłeś się ze śpiączki po bardzo poważnym wypadku, a już wróciłeś do pracy, czy Ty się dobrze czujesz, Danielu?
- Skarbie...
- Nie skarbuj mi tu! I w tej chwili marsz do domu. - Rozkazała tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Vici... - Zaczął Nicolas, ale nie zdążył skończyć, jak brunetka go uciszyła.
- A Ty lepiej siedź cicho, jak nie chcesz oberwać, Nicolasie.
Blondyn wciąż siedział za biurkiem i z powagą na ustach przyglądał się ukochanej, mimo że w duchu chciało mu się śmiać, patrząc na jej bojowe nastawienie.
- A Ty jeszcze tu jesteś?! - Zapytała, wracając wzrokiem w stronę męża, którego na chwilę spuściła z oczu, będąc pewna, iż dawno znalazł się w windzie.
- Czy mogę się wytłumaczyć? - Zapytał, widząc jak mrozi go wzrokiem.
- Owszem, ale zrobisz to w domu.
Rzekła po raz kolejny stanowczo. I nie czekając na jego ruch, ruszyła ku drzwiom, otworzyła je i gestem ręki zaprosiła do wyjścia. Ucinając także w ten sposób wszelkie dyskusje. Nie chcąc się kłócić, posłusznie wstał. Pożegnał się z przyjacielem i byłym współpracownikiem i wyszedł, a ona za nim. Kilka sekund później oboje siedzieli już w windzie. Brunetka stanęła w niej jak najdalej ukochanego i tupiąc nogą ostentacyjnie pokazywała, jaka to jest zła na niego. Rozczuliła go ta jej opiekuńczość, a jednocześnie sprawiła, że zapragnął ją pocałować za to, iż tak bardzo się o niego martwi.
- Tyle czasu dbałam o Ciebie, chuchałam , dmuchałam, byś wyszedł z tego cało, a teraz Ty masz to wszystko gdzieś. - Powiedziała z wyrzutem.
- Nieprawda. - Odpowiedział, zbliżając się w jej stronę.
- Lepiej zostań na swoim miejscu, bo obecnie jestem tak zła, że mogę zrobić ci krzywdę. - Ostrzegła, wciskając się w kąt.
- Okej. - Powiedział, unosząc dłonie do góry w geście poddania się.
- Nie mogę zrozumieć, jak praca może być ważniejsza od zdrowia. Mam nadzieję, że chociaż ja i dzieci jesteśmy dla Ciebie ważni, bo...
Gadała i gadała, chcąc dać ujście swojej złości, tymczasem blondyn wykorzystał ów okazję i nagle nacisnął guzik, który wstrzymał pracę windy. W sekundę stanęli między piętrami. Zszokowana Victoria natychmiast zamilkła.
- Może teraz dopuścisz mnie do głosu. - Odezwał się oparty o drzwi z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
Początkowo myślała, że winda sama stanęła, ale po słowach męża uzmysłowiła sobie, że to on jest sprawcą awarii.
- Dlaczego to zrobiłeś? - Zapytała oburzona.
Zamiast odpowiedzieć na pytanie w mgnieniu oka znalazł się przy niej. I nim otworzyła usta, by ponowić pytanie blondyn zamknął jej wargi pocałunkiem. Nie spodziewając się takiego posunięcia, odwzajemniła go, ale już po chwili otrzeźwiała i odepchnęła ukochanego.
- Sądzisz, że w ten sposób moja złość na Ciebie się ulotni?
- W ten sposób może nie, ale... - Mówił, rozpinając jej guziki przy błękitnej bluzce.
- Odblokuj windę. - Zażądała, próbując przemieścić się w inne miejsce.
Nie udało się, bo szybko odczytał jej zamiary i przylgnął do niej ciałem tak, że wciśnięta w ścianę nie miała już najmniejszej szansy na ucieczkę, a nawet na jakikolwiek ruch.
- Odblokuję, ale dopiero jak skończymy. - Poinformował spokojnym tonem.
Chciała zaprotestować, ale w tej dziedzinie także ją zablokował, ponownie wpijając swe wargi w jej usta. Jego ręce po rozpięciu bluzki szybko się jej pozbyły z ciała ukochanej. Wtedy jego usta oderwały się od jej ust i zsunęły w dół, muskając szyję, dekolt, aż dotarły do piersi. Z każdym pocałunkiem jej zdenerwowanie i wściekłość stopniowo się ulatniały. Wciąż jednak próbowała powiedzieć mu do słuchu.
- To jest cios poniżej pasa... - Mówiła, łapiąc oddech za każdym razem, gdy jego wargi zostawiały na jej ciele ślad pieszczoty. - Poniżej pasa, skoro seksem chcesz załagodzić...To... O Boże! - Krzyknęła nagle, gdy Daniel przywarł do jej piersi jak wygłodniały wilk. Był tak szybki i sprawy, że nawet się nie spostrzegła, iż rozebrał ją ze stanika. Dopiero kiedy jego język podrażnił jedną z jej sutek, zadrżała i wydała z siebie okrzyk. Złość ulotniła się w mgnieniu oka, tak samo jak słowa, które cisnęły się na usta. To jak ją całował, pieścił, odbierało jej zdrowy rozsądek i wszelkie myśli. Jego dłonie błądziły po całym jej ciele, rozpalając wszystkie jej zmysły. Dała się ponieść temu szaleństwu i już po chwili zrzuciła z niego meliczną marynarkę. Potem przystąpiła do rozpinania guzików jego śnieżnobiałej koszuli. Kiedy to robiła, stał i patrzył wprost w jej oczy. Jego uśmiech sprawiał, że z każdą sekundą czuła się coraz bardziej rozluźniona i pobudzona. Jak tylko koszula upadła na podłogę, przeciągnęła paznokciami po jego nagim torsie. Opuszki palców załaskotały delikatnie jego umięśnione ciało, zadrżał. Przygryzła wargę, nie odrywając od niego wzroku, w czasie kiedy rozpinała jego rozporek. Stał jak zahipnotyzowany, napawając się tym słodkim i zarazem podniecającym widokiem. Ocknął się jednak, jak tylko jej dłoń spoczęła na jego nabrzmiałym już członku. Natychmiast złapał ją w pół i ponownie przygwoździł do ściany, zarzucając sobie jedną z jej nóg na biodro. Jęknęła, kiedy jego ręce kilka sekund później spoczęły na jej pośladkach. Z obawy, że upadnie, objęła go za szyję. Tak długo się z nią nie kochał, że gdyby tu chodziło tylko o niego, już teraz w tej chwili wszedłby w nią. Jednak ze względu na nią musiał zachować chociażby w jednym procencie zimną krew, by ta chwila była wyjątkowa. Zwolnił więc tempo i powrócił do poprzedniej pieszczoty. Koniuszkiem języka zarysował kółeczko najpierw na jednym, a potem na drugim sutku. Następnie lekko przygryzł, po czym liznął, podmuchał, a na koniec possał. Powtarzał tą pieszczotę kilkakrotnie, w czasie kiedy jedna z jego dłoni pieściła jej pośladki raz delikatnymi, a raz mocniejszymi uściskami. Druga dłoń zaś wsunęła się pod cieniutkie stringi i penetrowała gorącą i wilgotną pochwę brunetki. Wiła się jak kotka zamknięta w klatce, z której pragnęła uciec z obawy, że zaraz zwariuje. Jęczała, ocierała się i wyginała, napierając w ten sposób na jego ciało.
- D...Daa...Daanielu. Och! Danielu błagam... skończ to. - Prosiła, jęcząc do jego ucha.
I kiedy Victoria była bliska spełnienia, ukochany wycofał się. Zamglonym wzrokiem spojrzała na niego pytająco. Nie zdążyła się jednak zezłościć na niego za to, że nie pozwolił jej skończyć, kiedy to Daniel jednym szybkim ruchem zdarł z niej majteczki i odwrócił tyłem do siebie. Pchnął lekko na ścianę. Jej dłonie automatycznie oparły się o lustro, które tam wisiało. Wcześniej w ogóle nie zwróciła na nie uwagi, bo była zbyt wściekła, by się rozglądać, ale teraz gdy je ujrzała, zrozumiała do czego ukochany zmierza i oblała się rumieńcem. Bo chociaż wiele razy ukochany widział ją nagą i wiele razy się z nią kochał, to nigdy, ale to nigdy nie robili tego w ten sposób. Nie była pewna czy chce oglądać samą siebie podczas takiego aktu. Wahała się. I nim podjęła decyzję, mąż położył dłoń na jej brzuchu i delikatnie przyciągnął do siebie. Jej pośladki lekko wypięły się do przodu, a nogi automatycznie się rozsunęły. Zaskoczona zamknęła oczy z obawy, że to co zobaczy w odbiciu, nie spodoba się jej. Zestresowała się. Blondyn natychmiast to wyczuł i zamiast wejść w nią tak jak planował, uniósł jej ciało do pozycji pionowej. Oparł ją sobie o swój tors i szepnął.
- Otwórz oczy.
Zawahała się, ale trzy sekundy później spełniła jego prośbę. Jej wzrok natychmiast padł w odbicie lustrzane. Ona do połowy naga stała oparta o ukochanego, który także był nagi, lecz w tej chwili jego walory zasłaniało jej ciało. By rozluźnić Vici, palcem wskazującym zaczął głaskać jej szyję, schodząc coraz niżej i niżej, aż dotarł do wnętrza jej muszelki. Początkowo czuła się trochę nieswojo, ale wpatrywała się w lustro, chcąc zobaczyć co wydarzy się dalej. Kiedy zaczął ją pobudzać, drażniąc jej łechtaczkę, w pierwszej chwili znów chciała zamknąć oczy, ale jego głos zatrzymał ją.
- Patrz. - Szepnął spokojnie z lekką chrypką w głosie.
To nie był rozkaz, tylko prośba podnieconego kochanka. Postanowiła ją spełnić tyle, że skupiła się na oglądaniu jego reakcji i to co zobaczyła, bardzo się jej spodobało. Jego twarz wyrażała wszystko. Miłość, szacunek, podziw i ogromne podniecenie, nad którym starał się panować, by najpierw zadowolić ją samą. Myśl, że tak dbał o nią, rozczuliła ją i jeszcze bardziej podnieciła. Rozluźniła się natychmiast i poddała całkowicie jego władzy. Znowu się bawił, drażnił ją i jej ciało, a kiedy czuła, że nadchodzi spełnienie, on znowu przerwał. Tym razem sama mu się wystawiła. Oparła dłonie o ścianę, nie zasłaniając rękoma lustra, wypięła pośladki, rozsunęła nogi, zapraszając ukochanego do środka. Nie czekając ani chwili, wszedł w nią jednym zdecydowanym pchnięciem. Jęknęła, odrzucając głowę do tyłu tak, że jej plecy lekko się wygięły, a pupa jeszcze bardziej przylgnęła do jego ud. Jedna ręka blondyna spoczywała na jej brzuchu, druga zaś złapała za pierś. Zaczął poruszać się w niej powolutku, dając jej czas na oswojenie się z nowym widokiem. Brunetka spoglądała z intensywnością na to, co działo się w odbiciu. Każde jego pchnięcie, dotyk ręki na jej skórze przyprawiał ją o coraz to większe dreszcze i jęki. Zaczęła wiercić tyłeczkiem, chcąc, by przyspieszył. Uśmiechnął się, położył obie dłonie na jej biodrach i zmienił rytm ruchów na szybszy. Fala gorąca zaczęła zalewać jej ciało, krew wrzała, skóra paliła, serce biło jak szalone, próbując łapać oddech między jednym, a drugim jękiem. Jeszcze chwila i będzie szczytować, myślała. I w tej właśnie chwili, kiedy jej ciałem wstrząsnął dreszcz rozkoszy, Daniel ponownie ustawił ją do pionu tyle, że tym razem nie przerywając aktu miłosnego. Ta zmiana pozycji sprawiła, że przeżyła dwa orgazmy pod rząd. Daniel nie zamierzał jednak poprzestać na tych dwóch i jak tylko brunetka ochłonęła, obrócił ją w swoją stronę, złapał za pośladki, lekko uniósł do góry tak, by mogła opleść jego biodra nogami, a gdy to zrobiła, przycisnął do ściany tym razem plecami i ponownie w nią wszedł. Wciąż rozgrzana nie potrzebowała dużo czasu, by znowu szczytować. Kilka minut później zaspokojeni, ubrani i jako tako doprowadzeni do porządku, wysiedli z windy.
- Nie wiedziałam, że drzemie w Tobie zwierzę, Danielu. - Powiedziała, posyłając mu uśmiech.
- Przy takiej kobiecie jak Ty, w każdym facecie obudziłoby się zwierzę. Poza tym nie zapominaj kochanie , że pięć lat żyłem w celibacie.
- Ja też.
- A więc Ty też marzyłaś o tym, by kochać się ze mną w tej windzie? - Zapytał, spoglądając na nią.
- Owszem. - Stwierdziła bez ogródek.
- Czyli ten napad w firmie to był pretekst, tak? - Zapytał, unosząc jedną z brwi do góry.
- A jakże. - Odparła z łobuzerskim uśmiecham na twarzy.
- Osz Ty niedobra dziewczynko. - Rzekł i chwilę później pocałował ją na środku holu swojej byłej firmy, przyciągając tym samym spojrzenia wszystkich tam zebranych.
- Ludzie patrzą. - Szepnęła między jednym, a drugim pocałunkiem.
- A niech patrzą i widzą, że kocham cię nad życie. - Powiedział, wzruszając ramionami i znów wpił się w jej usta z jeszcze większą namiętnością.
*************************
Dwa miesiące później.

Zawsze lubiła niespodzianki, ale nienawidziła kiedy zawiązywano jej oczy. Jednak dla Daniela tym razem zrobiła wyjątek i zgodziła się na to, by je zasłonił jedwabnym szalikiem w kolorze mięty. Była osobą dość cierpliwą, jednak wiedząc, że ukochany coś dla niej przygotował, nie potrafiła spokojnie usiedzieć w samochodzie i co chwila pytała, dokąd jadą. Mąż jednak nie zdradził jej swojego sekretu. Dlatego jak tylko auto się zatrzymało, ucieszyła się, iż wreszcie ujrzy swoją niespodziankę. Blondyn delikatnie wyprowadził ją z pojazdu, potem złapał jej dłoń i poprowadził. Dokąd? Wciąż nie wiedziała, bo ciągle nie pozwalał jej zdjąć szaliczka. Szli i szli, aż w końcu po pokonaniu sześciu schodków stanęli. I wtedy usłyszała:
- Już możesz odsłonić oczy.
W mgnieniu oka zdjęła opaskę i zaniemówiła na widok , który ujrzała. Stała przed samym ołtarzem w kościele, w którym ona i Daniel kilka lat temu wzięli ślub. Na ławkach siedziała cała jej rodzina, a także rodzina blondyna oraz przyjaciele i znajomi. Kościół tonął w kwiatach, tak jakby przed chwilą odbył się tu ślub lub miał odbyć. Wszyscy zgromadzeni byli wystrojeni. Zaś sam Daniel klęczał teraz przed nią z pierścionkiem w ręku. Nic a nic nie rozumiała z tej niespodzianki. Nie zdążyła jednak o nic zapytać, będąc jeszcze w szoku, kiedy jej ukochany przemówił.
- Wiele lat temu w tym kościele wzięliśmy ślub. Przysięgałem ci kochać cię, szanować i dbać o Ciebie na dobre i złe. Niestety, nie dość, że nie dotrzymałem większości z tych przyrzeczeń, to przyrzekłem ci to wszystko tylko dlatego, że zostałem do tego zmuszony, a nie dlatego, że tak czuło moje serce. Dlatego dziś w tym kościele i przy tych wszystkich świadkach chcę poprosić, byś ponownie za mnie wyszła. Pragnę złożyć nową przysięgę, której dotrzymam i która będzie płynąć prosto z mojego serca. Czy dasz mi tą szansę, Victorio i wyjdziesz za mnie po raz drugi?
Wszyscy w kościele utkwili spojrzenie w brunetce i wstrzymali oddech, czekając na jej odpowiedź. Nie czekali zbyt długo, bo Vici natychmiast padła na kolana obok Daniela, zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała. A kiedy już oderwała się od ust blondyna, powiedziała:
- Oczywiście, kochanie, że za Ciebie wyjdę.
Wszyscy odetchnęli z ulgą i zaczęli klaskać. Tymczasem blondyn wsunął jej pierścionek na palec, po czym namiętnie pocałował. Cudowną chwilę przerwał ksiądz, który słysząc oklaski, wyszedł z zakrystii.
- Czy możemy zaczynać? - Zapytał, spoglądając na zakochanych.
Oboje oderwali się od siebie jak oparzeni. Natychmiast wstali z kolan i z powagą spojrzeli na księdza. Pierwszy przemówił blondyn.
- Potrzebujemy jeszcze kwadrans, bo Panna Młoda musi się przebrać.
- Przebrać, ale w co? – Zapytała zaskoczona brunetka.
- W to ! – Usłyszała nagle głos Pauli, która nie wiedzieć kiedy, stanęła za jej plecami.
W jednym ręku trzymała sukienkę, zaś w drugim welon.
- No to jak, da nam ksiądz jeszcze te kilka minut? – Zapytał Daniel.
- Oczywiście. – Odpowiedział księżulek.
Co więcej, sam zaproponował, by Victoria przebrała się na zakrystii.
Paula i Sandra wzięły pod ramię Vici i poszły we wskazanym kierunku. Bratowa pomogła się jej ubrać, Sandra zrobiła jej makijaż i fryzurę i niecałe dziesięć minut później we trzy wróciły pod ołtarz. Tam Sofia wręczyła jej bukiet i jak tylko usiadła w ławce obok babci i Michaela, ksiądz zaczął ceremonię.
- Kiedy to wszystko zaplanowałeś? – Zapytała szeptem, nim córka wróciła na swoje miejsce.
- Już dawno, ale dopiero teraz udało mi się to zrealizować. – Odpowiedział, posyłając jej jeden z tych swoich słodkich i tajemniczych uśmiechów.
Chciała jeszcze o coś zapytać, ale ukochany natychmiast ją uciszył.
- Śśśś… Bo przegapimy najważniejsze. – Rzekł i wskazał na księdza, który rozpoczął modlitwę.
Po wstępnej mowie przyszła kolej na złożenie przysięgi. Pierwsza zaczęła Victoria.
- Już raz przysięgałam ci kochać cię i dziś podtrzymuję tę przysięgę. Bo kochałam cię od zawsze i będę kochać dopóki śmierć nas nie rozłączy. Przysięgałam dbać o Ciebie i szanować cię… Przysięgałam być wierna i iść z Tobą przez życie w złych i dobrych chwilach. Dziś przysięgam ci to samo tyle, że dziś moja miłość do Ciebie jest jeszcze silniejsza niż kilka lat temu. I dziś już wiem, że nic i nikt nie jest w stanie nas rozdzielić. Kocham cię i to się nigdy nie zmieni. Dlatego też przysięgam ci, że już nigdy nie pozwolę ci odejść. Już nigdy nie oddam ci wolności.
Po tych słowach nie zważając na księdza, brunetka pocałowała ukochanego.
- Prze… Przepraszam, ale teraz czas, by Pan Młody złożył przysięgę. – Nagle wtrącił się posłaniec Boga.
Vici niechętnie oderwała się od blondyna. Ten wziął głęboki oddech i patrząc jej w oczy, zaczął:
- Kilka lat temu przysięgałem kochać cię… Wtedy jednak kłamałem. Byłem wręcz pewny, że miłość jaką cię darzę, nie jest tą miłością, którą ode mnie oczekiwałaś. To, że kocham cię równie mocno, a może nawet mocniej zrozumiałem, gdy było już za późno. Dziś jednak z czystym sercem i sumieniem przysięgam kochać cię aż do śmierci. Przysięgam ci też dbać o Ciebie tak jak Ty dbałaś o mnie przez te wszystkie lata. Przysięgam też szanować cię, chociaż i bez składania tej przysięgi, bym cię szanował za to, że jesteś wspaniałą kobietą, matką, żoną i przyjaciółką, a także kochanką. To, że będę ci wierny możesz być pewna, bo żadna inna kobieta nie uszczęśliwi mnie tak jak Ty. I przysięgam ci, że jeśli jeszcze kiedyś usłyszę z twoich ust oddaję ci wolność czy też chcę rozwodu… Umrę z rozpaczy, bo nie potrafię bez Ciebie żyć. Sam też przysięgam nigdy cię nie zostawić, bo kocham cię nad życie, najdroższa.
Po złożeniu przysięgi Młoda Para została pobłogosławiona przez księdza.
- W obliczu Boga i wszystkich zgromadzonych tu gości ponownie ogłaszam was mężem i żoną. Danielu, możesz pocałować Pannę Młodą.
Blondyn z radością wypełnił polecenie księdza, między pocałunkami szepcząc ukochanej do ucha słowa miłości, jaką ją darzył. A była to miłość ogromna. Niepowtarzalna. I prawdziwa.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Strona 2 z 2
Nowy Temat   Odpowiedz Idź do strony Poprzedni  1, 2

 
Skocz do:  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Play Graphic Theme

Regulamin